Make it mine (O. Wahlberg & I. Nørgaard, listopad 1995)
2 posters
Bezimienny
Make it mine (O. Wahlberg & I. Nørgaard, listopad 1995) Nie 3 Gru - 14:15
Kwiat zwiędnie, a cukierek nie. Róża w przydomowym zieleńcu co kwitnie karminem w lipcowym słońcu, kującymi pnączami z palców wyciskając krople krwi, wkrótce zostanie ścięta przez florystę, a na jej miejsce wzniesie się kolejna, gdy tylko płatki jej matki utopią się w pełnej wrzątku wannie kochanków, lub zeschnięte wpadną pod kuchenną szafkę. Słodycz czekolady zaś, choć równie nietrwała, znacznie bardziej nęci spragnionych mlecznego posmaku na języku, tak kojącego rozedrgane nerwy niczym lodowy okład na posiniaczonym żebrze. Jedyną rzeczą stałą na całym świecie była więc sztuka, a przynajmniej w to usilnie wierzył Olaf Wahlberg.
Nawet pieniądze przypływające przez jego skrytki bankowe nie zagrzewały tam długo miejsca, choćby po to, aby wydawać je na używki równie smaczne co wspomniana czekolada, lub, co miało miejsce od dopiero dwóch, czy trzech lat, bardziej skrupulatnie przygotowane inwestycje, mające namnażać jego majątek. Nørgaardowie płacili rozsądnie, gdy wprost w ręce szanownej Dagmar wręczał marmurowe rzeźby przypominające o potędze jej rodziny oraz klasyczne obrazy przypominające o potędze jej samej. Kobieta, która urodziła już czwórkę dzieci, miała swoje potrzeby, a im właściciel galerii sztuki nie zamierzał się sprzeciwiać, nie raz rozpieszczając jej umysł komplementami czy dłoń pocałunkiem. Jakże śmiałby odmówić sobie przyjemności obcowania z personą tak silną i przyjemną w oczach?
Dziś w Ostatnim Przylądku w Danii zjawił się w charakterze gościa. Dziesiątki labiryntów, złoconych luster i kryształowych żyrandoli, które odbijając światło, zdawały się dawać nadzieję, że i na tym świecie pomiędzy torfowiskami istnieje nadzieja na piękno, były jedynie otoczką, jednak jak dostojnie dobraną na wyjątkowe okoliczności. Sam ubrany w jedwabny czarny garnitur o mankietach spiętych złotymi spinkami, w dłoni trzymał właśnie kieliszek szampana, rzewnie dyskutując z jednym z gości na temat potencjalnych zmian gospodarczych w Midgardzie mających być efektem nadciągającej fali migracji do miasta. Temat równie nudny co sam towarzyszący mu od parunastu minut mężczyzna zaczynał się wyczerpywać, ale znamienity ekonomista będący na liście jego klientów wydawał się nim głęboko zafascynowany, a wkrótce dołączyli do nich inni, podobni. Równie miałcy, co bezlitośnie bogaci, podziwiający siebie nawzajem i swoje czarostwa, jakie podobno roztaczali nad pannami z dobrych domów, które dziś towarzyszyły im tu. Żaden nie wiedział, że każda z młodych dziewcząt jest jedynie dziwką pracującą w Besettelse, dobraną na ten wieczór, by towarzyszyły swoim kupcom, ozdabiając ich napuszone ramiona.
Nie minęło dużo więcej czasu, gdy Olaf stopniowo usiłował oddalić się od dyskusji, ostatecznie zaznaczając, że dostrzegł starego znajomego, ale z pewnością wróci. Nie planował. Brakowało tu tacy wypełnionej proszkami i kadzidłami, szampana lejącego się po dekoltach kurtyzan, brakowało elementu równie ciekawego co on sam. Zmierzając w stronę baru, odpalił jeszcze papierosa, pozwalając, aby dym ugryzł go w prawe oko, zostawiając weń czerwony ślad, lewym pomimo tego odnalazł swoją zabawę.
— Wydajesz się znudzona, panno Nørgaard. Czyżbyś również wpadła w rozmowę o przepływie pieniądza przez branżę radiową? — stanął tuż obok młodego dziewczęcia, nie spoglądając nawet prosto w jej twarz, a usiłując wzrokiem dopatrzyć się tego, na co patrzyła ona. — Nie odpowiadaj! Jeśli przyznasz mi rację, a ktoś nas podsłucha, będzie to wyjątkowo nietaktowne. Zresztą, już teraz można by cię o to oskarżyć — dopiero w tej sekundzie odwrócił się bezpośrednio w stronę znacznie niższej kobiety, spoglądając na nią z góry. — Próbujesz ukraść blask własnej matce? — zacmokał jeszcze w rozbawionym wręcz odruchu, choć wzrok miał znacznie bardziej karcący. Ida Nørgaard była świeża, młoda niczym tamta różna, której płatki nie zdążyły jeszcze uschnąć. Posiadała błysk w oku taki jak Dagmar, lecz z jej postawy i drobnych ramion biło coś znacznie różnego i obiecującego.
Nawet pieniądze przypływające przez jego skrytki bankowe nie zagrzewały tam długo miejsca, choćby po to, aby wydawać je na używki równie smaczne co wspomniana czekolada, lub, co miało miejsce od dopiero dwóch, czy trzech lat, bardziej skrupulatnie przygotowane inwestycje, mające namnażać jego majątek. Nørgaardowie płacili rozsądnie, gdy wprost w ręce szanownej Dagmar wręczał marmurowe rzeźby przypominające o potędze jej rodziny oraz klasyczne obrazy przypominające o potędze jej samej. Kobieta, która urodziła już czwórkę dzieci, miała swoje potrzeby, a im właściciel galerii sztuki nie zamierzał się sprzeciwiać, nie raz rozpieszczając jej umysł komplementami czy dłoń pocałunkiem. Jakże śmiałby odmówić sobie przyjemności obcowania z personą tak silną i przyjemną w oczach?
Dziś w Ostatnim Przylądku w Danii zjawił się w charakterze gościa. Dziesiątki labiryntów, złoconych luster i kryształowych żyrandoli, które odbijając światło, zdawały się dawać nadzieję, że i na tym świecie pomiędzy torfowiskami istnieje nadzieja na piękno, były jedynie otoczką, jednak jak dostojnie dobraną na wyjątkowe okoliczności. Sam ubrany w jedwabny czarny garnitur o mankietach spiętych złotymi spinkami, w dłoni trzymał właśnie kieliszek szampana, rzewnie dyskutując z jednym z gości na temat potencjalnych zmian gospodarczych w Midgardzie mających być efektem nadciągającej fali migracji do miasta. Temat równie nudny co sam towarzyszący mu od parunastu minut mężczyzna zaczynał się wyczerpywać, ale znamienity ekonomista będący na liście jego klientów wydawał się nim głęboko zafascynowany, a wkrótce dołączyli do nich inni, podobni. Równie miałcy, co bezlitośnie bogaci, podziwiający siebie nawzajem i swoje czarostwa, jakie podobno roztaczali nad pannami z dobrych domów, które dziś towarzyszyły im tu. Żaden nie wiedział, że każda z młodych dziewcząt jest jedynie dziwką pracującą w Besettelse, dobraną na ten wieczór, by towarzyszyły swoim kupcom, ozdabiając ich napuszone ramiona.
Nie minęło dużo więcej czasu, gdy Olaf stopniowo usiłował oddalić się od dyskusji, ostatecznie zaznaczając, że dostrzegł starego znajomego, ale z pewnością wróci. Nie planował. Brakowało tu tacy wypełnionej proszkami i kadzidłami, szampana lejącego się po dekoltach kurtyzan, brakowało elementu równie ciekawego co on sam. Zmierzając w stronę baru, odpalił jeszcze papierosa, pozwalając, aby dym ugryzł go w prawe oko, zostawiając weń czerwony ślad, lewym pomimo tego odnalazł swoją zabawę.
— Wydajesz się znudzona, panno Nørgaard. Czyżbyś również wpadła w rozmowę o przepływie pieniądza przez branżę radiową? — stanął tuż obok młodego dziewczęcia, nie spoglądając nawet prosto w jej twarz, a usiłując wzrokiem dopatrzyć się tego, na co patrzyła ona. — Nie odpowiadaj! Jeśli przyznasz mi rację, a ktoś nas podsłucha, będzie to wyjątkowo nietaktowne. Zresztą, już teraz można by cię o to oskarżyć — dopiero w tej sekundzie odwrócił się bezpośrednio w stronę znacznie niższej kobiety, spoglądając na nią z góry. — Próbujesz ukraść blask własnej matce? — zacmokał jeszcze w rozbawionym wręcz odruchu, choć wzrok miał znacznie bardziej karcący. Ida Nørgaard była świeża, młoda niczym tamta różna, której płatki nie zdążyły jeszcze uschnąć. Posiadała błysk w oku taki jak Dagmar, lecz z jej postawy i drobnych ramion biło coś znacznie różnego i obiecującego.
Nieznajomy
Re: Make it mine (O. Wahlberg & I. Nørgaard, listopad 1995) Nie 3 Gru - 14:15
Dom szumiał z ekscytacji – wszystkie firanki kołysały się w rytm subtelnej muzyki grającej w tle, a rośliny delikatnie muskały ramiona przechodzących obok nich gości. Zapach ich perfum, potu i alkoholu w oddechu unosił się w powietrzu. Dusząca chmura towarzyskiego soiree śledziła Idę, gdy ta przemykała się od gościa do gościa, zabawiając ich nieznaczącą, aczkolwiek czarującą rozmową. Śmiała się wdzięcznie z każdego żartu, nieważne jak bardzo nieśmiesznego. Nie dane jej było tego wieczoru mieć jeszcze żadnej interesującej rozmowy. Lasse gdzieś przebywał, ale Odyn jeden wiedział gdzie konkretnie. Nie widziała go właściwie przez cały wieczór.
Niestety, widziała się z matką.
Dagmar cały dzień znajdowała powody do krytyki wszystkich i wszystkiego dookoła. Przystawki były oczywiście za zimne, obrusy wygniecione, a ze świec skapywał gorący wosk. Ida właśnie przenosiła jedną z nich, gdy matka spojrzała na nią, marszcząc brwi.
— W tym zamierzasz zostać? – spytała.
To było zwykłe pytanie. Nawet nie obelga – po prostu pytanie. Ida spędziła jednak w tym domu na tyle czasu, że doskonale wiedziała, na czym gra polega. Poczuła szpileczki, które usiłowano jej wbić. A potem poczuła gorący wosk spływający jej po ręce.
Nadal czuła pieczenie, nawet kilka godzin później, a na dłoni widać było zaczerwienienie. Trzymała dłonie splecione ze sobą, gdy rozmawiała z fascynującymi gośćmi jej matki. Aż ciężko było jej uwierzyć, że można było znaleźć grupę ludzi tak nieciekawych, tak bezbarwnych i mdłych, że Ida zazdrościła ojcu, który mógł schować się w stęchliźnie swojej biblioteki.
Jej cierpliwość wyczerpała się, gdy po raz siódmy została zapytana, skąd zna gospodynię. Na usta siliła jej się odpowiedź – wyszłam z niej. Bała się, że mogliby jej nie uwierzyć. W końcu w niczym nie przypominała blasku swojej matki, która potrafiła wszystkich przekonać o swojej boskości. Ida tymczasem musiała przypominać ludziom o swoim istnieniu.
Nawet nie zauważyli, gdy odłączyła się od rozmowy. Przemknęła pod swoim nowoodkrytym płaszczem niewidzialności w stronę baru. Nalała słodkiego wina do mieniącego się od światła żyrandoli kieliszka. Nie stała jednak długo plecami do reszty pokoju – zbyt wielu drapieżców.
Obserwowała korytarz, gdy znajomy, męski głos wyrwał ją ze zwiadu.
— Panie Wahlberg – odparła, zmuszając się do oburzenia, jednak kąciki jej ust zatańczyły do góry. – Proszę nawet nie sugerować mi takich intencji. Za mniejsze grzechy w tym domu ścinano.
Być może Ida pozwoliła sobie na za dużo, jednak Olaf był przyjacielem rodziny. Widywała go często w korytarzach tego więzienia, a jej brat cieszył się przez pewien czas jego towarzystwem. Oni z pewnością pozwolili sobie na za dużo. Czemu ona nie mogła?
Na chwilę podniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Powróciła jednak szybko, niby speszona, wzrokiem do sali i napiła się wina. Słodka woń napoju przez chwilę zatamowała zapach reszty, jakby nikogo tu nie było. Przez chwilę.
Niestety, widziała się z matką.
Dagmar cały dzień znajdowała powody do krytyki wszystkich i wszystkiego dookoła. Przystawki były oczywiście za zimne, obrusy wygniecione, a ze świec skapywał gorący wosk. Ida właśnie przenosiła jedną z nich, gdy matka spojrzała na nią, marszcząc brwi.
— W tym zamierzasz zostać? – spytała.
To było zwykłe pytanie. Nawet nie obelga – po prostu pytanie. Ida spędziła jednak w tym domu na tyle czasu, że doskonale wiedziała, na czym gra polega. Poczuła szpileczki, które usiłowano jej wbić. A potem poczuła gorący wosk spływający jej po ręce.
Nadal czuła pieczenie, nawet kilka godzin później, a na dłoni widać było zaczerwienienie. Trzymała dłonie splecione ze sobą, gdy rozmawiała z fascynującymi gośćmi jej matki. Aż ciężko było jej uwierzyć, że można było znaleźć grupę ludzi tak nieciekawych, tak bezbarwnych i mdłych, że Ida zazdrościła ojcu, który mógł schować się w stęchliźnie swojej biblioteki.
Jej cierpliwość wyczerpała się, gdy po raz siódmy została zapytana, skąd zna gospodynię. Na usta siliła jej się odpowiedź – wyszłam z niej. Bała się, że mogliby jej nie uwierzyć. W końcu w niczym nie przypominała blasku swojej matki, która potrafiła wszystkich przekonać o swojej boskości. Ida tymczasem musiała przypominać ludziom o swoim istnieniu.
Nawet nie zauważyli, gdy odłączyła się od rozmowy. Przemknęła pod swoim nowoodkrytym płaszczem niewidzialności w stronę baru. Nalała słodkiego wina do mieniącego się od światła żyrandoli kieliszka. Nie stała jednak długo plecami do reszty pokoju – zbyt wielu drapieżców.
Obserwowała korytarz, gdy znajomy, męski głos wyrwał ją ze zwiadu.
— Panie Wahlberg – odparła, zmuszając się do oburzenia, jednak kąciki jej ust zatańczyły do góry. – Proszę nawet nie sugerować mi takich intencji. Za mniejsze grzechy w tym domu ścinano.
Być może Ida pozwoliła sobie na za dużo, jednak Olaf był przyjacielem rodziny. Widywała go często w korytarzach tego więzienia, a jej brat cieszył się przez pewien czas jego towarzystwem. Oni z pewnością pozwolili sobie na za dużo. Czemu ona nie mogła?
Na chwilę podniosła głowę, aby spojrzeć mu w oczy. Powróciła jednak szybko, niby speszona, wzrokiem do sali i napiła się wina. Słodka woń napoju przez chwilę zatamowała zapach reszty, jakby nikogo tu nie było. Przez chwilę.
Bezimienny
Re: Make it mine (O. Wahlberg & I. Nørgaard, listopad 1995) Nie 3 Gru - 14:15
Aberracyjne rodziny należały do najmożniejszych tej krainy. Atypowość i rozważne podcinanie skrzydeł stanowiło podstawę dobrego wychowania, które odebrała zarówno młoda Ida, jak i Olaf, choć w znacznie różnym schemacie. Nikt nie śmiał twierdzić, że nie osiągną sukcesu, jednak mieli zrobić to jedynie na warunkach postawionych im przez tych, którzy własnym potem i trudem wydali ich na świat. Więcej nie zrobili nic. Lissbeth Wahlberg, która od 8 lat już spoczywała głęboko w mogile, co najwyżej objawiając się pod postacią ducha, którego jej syn nigdy nie miał dostrzec, nie była dobrą matką. Jej zwyrodniałość i nieustające obelgi rzucane w twarz jedynego syna raniły równie mocno, co zaręczynowy diament sprezentowany jej przez Oddmunda, który to zahaczał o policzek młodego Olafa z każdym pijackim uderzeniem, gdy pluła mu w twarz i żądała uwagi. Widział przecież, jak skacze z okna, jak w rozpaczy o smaku ginu zatraciła się kompletnie i wyruszyła w mróz nocy w dół, roztrzaskując sobie skronie o kamienisty bruk cztery piętra niżej, ku uciesze przechodniów. Gazety rozpisywały się o jej problemach, a młody Wahlberg został na świecie sam, w końcu wolny.
Czy inaczej mogło być z Idą? Spojrzał na jeden z jej policzków, a następnie na dłoń, jakby doszukać się tam chciał skazy, jednak znalazł jedynie zaczerwieniony nienachalnie punkt, którego nie skomentował, toć nie byłoby to uprzejme.
— Wybacz mi — uśmiechnął się znacznie szerzej, wyraźnie rozbawiony przytykiem, a następnie, ściszając znacząco głos, dodał:. — Nie chciałbym własnymi słowami narazić cię na dekapitację — mogłaby stracić głowę dla wielu kompozycji na jeden fortepian, dla wzniosłych pieśni i przystojnych rówieśników, lecz ostatnie czego Wahlberg dla młodej piękności by chciał to krew na szykownej sukience. Taka szkoda materiału.
Na krótki moment jeszcze złapał jej spojrzenie, nim ta zdecydowała się je odwrócić, jednak sam nie postąpił tożsamo, trzymając je tam dłużej o ledwie sekundy, nim w końcu ponownie zwrócił się sylwetką w stronę korytarza, który bacznie obserwował. Wytwórca jednej z luksusowych wódek ubrany w brązowawy garnitur, jakże niepasujący do tego wnętrza i okazji, uniósł akurat kryształ wyżej, wpatrując się w ich stronę, jakby w niemym toaście, na co Olaf zawtórował mu ze spokojem. Nie był tu przecież dla darmowego drinka, whisky ściskana w dłoni smakowała rozgoryczeniem i statusem, jakim mogli się odznaczać, jednak nie była inna niż ta, którą pijał we własnym gabinecie, niezmącony towarzystwem, rozpustnie zaczytany w wekslach, księgach rozliczeniowych i tomikach poezji z początków tego wieku.
Cisza nie krępowała go równie mocno co kiedyś. Wiele lat wcześniej odczuwał jeszcze obowiązek prowadzenia rozmowy, choćby siłą, lecz dziś pragnął cieszyć się ledwie słyszalną z drugiej sali muzyką i wonią tej młodej. Nie był zresztą pewien, czy to wiatr pachnie tak rześkim powietrzem, czy ona. Słodkawa i nienachalnie owocowa, przesiąknięta uwielbieniem i pragnieniem, którego nie sposób było nazwać. Czy chciała sławy? Szacunku? Zabawy nieprzerwanej najmniejszym kłopotem? Czego chcieć może dziewczyna, która skończyła właśnie szkoły, lub, wręcz przeciwnie, wciąż studiuje? To nie miało teraz znaczenia, tak długo, jak on dostawał, czego chciał, a tego pragnął mlecznej słodyczy.
Olaf bez słowa wyciągnął palce w stronę trzymanego przez Idę kieliszka z winem, aby zabrać go i w zamian wręczyć jej swoją szklankę whisky, nieco ogrzaną już ciepłem dłoni. Sam dostrzegł na krawędzi pozostawiony tam ślad szminki, kontrastujący suchością i wyraźnością od rozmywającego się po ściankach alkoholu. Patrzył wprost na dziewczynę, gdy przytulił do niego własne usta, pozwalając, by te okalały strzęp pomadki i upił zdecydowany łyk, nie krzywiąc się od słodyczy, lecz wciąż nie potrafił zdecydować, czy to wino tak pachnie, czy ona. Upity rozmową o ekonomii, młodością, która przeminęła, alkoholem i chwilą nie zamierzał oszczędzać swych gestów, lecz nie zbliżył się nawet na krok. Znalazł swoją rozrywkę, zapragnął ją zadręczyć.
Czy inaczej mogło być z Idą? Spojrzał na jeden z jej policzków, a następnie na dłoń, jakby doszukać się tam chciał skazy, jednak znalazł jedynie zaczerwieniony nienachalnie punkt, którego nie skomentował, toć nie byłoby to uprzejme.
— Wybacz mi — uśmiechnął się znacznie szerzej, wyraźnie rozbawiony przytykiem, a następnie, ściszając znacząco głos, dodał:. — Nie chciałbym własnymi słowami narazić cię na dekapitację — mogłaby stracić głowę dla wielu kompozycji na jeden fortepian, dla wzniosłych pieśni i przystojnych rówieśników, lecz ostatnie czego Wahlberg dla młodej piękności by chciał to krew na szykownej sukience. Taka szkoda materiału.
Na krótki moment jeszcze złapał jej spojrzenie, nim ta zdecydowała się je odwrócić, jednak sam nie postąpił tożsamo, trzymając je tam dłużej o ledwie sekundy, nim w końcu ponownie zwrócił się sylwetką w stronę korytarza, który bacznie obserwował. Wytwórca jednej z luksusowych wódek ubrany w brązowawy garnitur, jakże niepasujący do tego wnętrza i okazji, uniósł akurat kryształ wyżej, wpatrując się w ich stronę, jakby w niemym toaście, na co Olaf zawtórował mu ze spokojem. Nie był tu przecież dla darmowego drinka, whisky ściskana w dłoni smakowała rozgoryczeniem i statusem, jakim mogli się odznaczać, jednak nie była inna niż ta, którą pijał we własnym gabinecie, niezmącony towarzystwem, rozpustnie zaczytany w wekslach, księgach rozliczeniowych i tomikach poezji z początków tego wieku.
Cisza nie krępowała go równie mocno co kiedyś. Wiele lat wcześniej odczuwał jeszcze obowiązek prowadzenia rozmowy, choćby siłą, lecz dziś pragnął cieszyć się ledwie słyszalną z drugiej sali muzyką i wonią tej młodej. Nie był zresztą pewien, czy to wiatr pachnie tak rześkim powietrzem, czy ona. Słodkawa i nienachalnie owocowa, przesiąknięta uwielbieniem i pragnieniem, którego nie sposób było nazwać. Czy chciała sławy? Szacunku? Zabawy nieprzerwanej najmniejszym kłopotem? Czego chcieć może dziewczyna, która skończyła właśnie szkoły, lub, wręcz przeciwnie, wciąż studiuje? To nie miało teraz znaczenia, tak długo, jak on dostawał, czego chciał, a tego pragnął mlecznej słodyczy.
Olaf bez słowa wyciągnął palce w stronę trzymanego przez Idę kieliszka z winem, aby zabrać go i w zamian wręczyć jej swoją szklankę whisky, nieco ogrzaną już ciepłem dłoni. Sam dostrzegł na krawędzi pozostawiony tam ślad szminki, kontrastujący suchością i wyraźnością od rozmywającego się po ściankach alkoholu. Patrzył wprost na dziewczynę, gdy przytulił do niego własne usta, pozwalając, by te okalały strzęp pomadki i upił zdecydowany łyk, nie krzywiąc się od słodyczy, lecz wciąż nie potrafił zdecydować, czy to wino tak pachnie, czy ona. Upity rozmową o ekonomii, młodością, która przeminęła, alkoholem i chwilą nie zamierzał oszczędzać swych gestów, lecz nie zbliżył się nawet na krok. Znalazł swoją rozrywkę, zapragnął ją zadręczyć.
Nieznajomy
Re: Make it mine (O. Wahlberg & I. Nørgaard, listopad 1995) Nie 3 Gru - 14:16
Chociaż to Olaf absorbował całą jej uwagę, w tym momencie uśmiechała się z grzeczności do mężczyzny, który kiwał im głową. Debatowała w głowie, co tym gestem próbuje przekazać. Przez chwilę czuła się wręcz przyłapana – jakby zrobiła coś właśnie niemoralnego. Jakby jakiś jej grzech wysuwał się teraz na powierzchnię. Zabawne, że te myśli w jej głowie miały zawsze głos jej babki.
Nie spodziewała się tak szybkiej i zręcznej zamiany szkła, co wybiło ją z bacznego obserwowania reszty drapieżników na sali. Wychodzi na to, że ten stojący obok niej mógł być równie niebezpieczny, nieważne jak bardzo deklarował się, że nie chciałby, aby z jego winy straciła głowę. Mogła stracić znacznie więcej, jeśli rozegra to dobrze.
Trzymała w dłoni, ciepłą jeszcze od jego dotyku, szklankę i powędrowała wzorkiem znów w górę, do długich palców otaczających kieliszek, który jeszcze przed chwilą należał do niej. Zastanawiała się, czy równie zgrabnie wyglądałyby zaciśnięte wokół czyjejś szyi. Widziała, jak jego jabłko Adama zadrżało od wina.
Z jakiegoś powodu ten moment wydawał jej się bardzo intymny. Nie odwróciła wzroku, tylko powiedziała:
— Lubisz kraść, co należy do innych? — zapomniała się, dodając szybko. - Panie Wahlberg.
Sama również się napiła. Nie przepadała za whisky – nie podchodził dziewczynie jej korzenny smak, chociaż lubiła, jak kręcił się na języku. Jej tato pił whisky, ostatnio częściej niż gdy byli młodsi – albo częściej zaczęła czuć jego zapach w bibliotece. Czasami przynosiła mu wieczorami drinka – whisky na dwa palce; trzy, gdy matka miała tego dnia wyjątkowo paskudne usposobienie.
— Nie rozumiem, jak może pan to pić — powiedziała, wymieniając na nowo ich kieliszki. Tym razem musnęła jego dłoń. Przypadkowo.
Napiła się wina, jednak nie poczuła jedynie słodyczy, a również coś nowego i obcego. Do smaku jej słodkiego, dziewiczego wina dorwał się subtelny, aczkolwiek trudny do zignorowania smak tytoniu.
– Palenie to taki paskudny nawyk – westchnęła zalotnie.
Ida zauważyła, że udawane oburzenie było szablonem do rozmów z takimi mężczyznami jak Olaf. Dobrze urodziny, przystojny i doświadczony. Czego innego mógł oczekiwać od takiej dziewczyny jak Ida, jak nie dowcipnej zabawy? Było tu wiele kobiet bardziej interesujących od niej – z Dagmar na czele. Jego uwaga długo na niej nie spocznie. Niech się nią dziewczyna cieszy, póki może. Niech wyciśnie z tej rozmowy wszystko, co tylko się da, aby miała co wspominać, gdy znowu narzucona zostanie na nią peleryna niewidzialności i będzie musiała wrócić do rozmów o runach, o historii i o pieniądzach.
Nie spodziewała się tak szybkiej i zręcznej zamiany szkła, co wybiło ją z bacznego obserwowania reszty drapieżników na sali. Wychodzi na to, że ten stojący obok niej mógł być równie niebezpieczny, nieważne jak bardzo deklarował się, że nie chciałby, aby z jego winy straciła głowę. Mogła stracić znacznie więcej, jeśli rozegra to dobrze.
Trzymała w dłoni, ciepłą jeszcze od jego dotyku, szklankę i powędrowała wzorkiem znów w górę, do długich palców otaczających kieliszek, który jeszcze przed chwilą należał do niej. Zastanawiała się, czy równie zgrabnie wyglądałyby zaciśnięte wokół czyjejś szyi. Widziała, jak jego jabłko Adama zadrżało od wina.
Z jakiegoś powodu ten moment wydawał jej się bardzo intymny. Nie odwróciła wzroku, tylko powiedziała:
— Lubisz kraść, co należy do innych? — zapomniała się, dodając szybko. - Panie Wahlberg.
Sama również się napiła. Nie przepadała za whisky – nie podchodził dziewczynie jej korzenny smak, chociaż lubiła, jak kręcił się na języku. Jej tato pił whisky, ostatnio częściej niż gdy byli młodsi – albo częściej zaczęła czuć jego zapach w bibliotece. Czasami przynosiła mu wieczorami drinka – whisky na dwa palce; trzy, gdy matka miała tego dnia wyjątkowo paskudne usposobienie.
— Nie rozumiem, jak może pan to pić — powiedziała, wymieniając na nowo ich kieliszki. Tym razem musnęła jego dłoń. Przypadkowo.
Napiła się wina, jednak nie poczuła jedynie słodyczy, a również coś nowego i obcego. Do smaku jej słodkiego, dziewiczego wina dorwał się subtelny, aczkolwiek trudny do zignorowania smak tytoniu.
– Palenie to taki paskudny nawyk – westchnęła zalotnie.
Ida zauważyła, że udawane oburzenie było szablonem do rozmów z takimi mężczyznami jak Olaf. Dobrze urodziny, przystojny i doświadczony. Czego innego mógł oczekiwać od takiej dziewczyny jak Ida, jak nie dowcipnej zabawy? Było tu wiele kobiet bardziej interesujących od niej – z Dagmar na czele. Jego uwaga długo na niej nie spocznie. Niech się nią dziewczyna cieszy, póki może. Niech wyciśnie z tej rozmowy wszystko, co tylko się da, aby miała co wspominać, gdy znowu narzucona zostanie na nią peleryna niewidzialności i będzie musiała wrócić do rozmów o runach, o historii i o pieniądzach.
Bezimienny
Re: Make it mine (O. Wahlberg & I. Nørgaard, listopad 1995) Nie 3 Gru - 14:16
Nieznaczny, ukryty pod makijażem i posturą idealnej córy swego rodu szok i zawahanie się wykonanym przez Olafa gestem nie odstraszają go na tyle, aby nie ciągnął swojej gry dale. Szukając rozrywki znacznie ciekawszej niżeli rozmowy z podobnymi mu mężczyznami, nawet jeśli w ich towarzystwie stawał się ich lustrzanym odbiciem, różniącym się jedynie o lepiej dobraną koszulę, wpadł w urywek czasu w towarzystwo tej dziewczyny. Pod własnymi wargami wyczuwał jej nienachalny słodki smak, wpajając się w ślad szminki.
Artyści nie zwykli malować palcami, on sam zresztą, najpierw studiując sztukę przez długie lata, a następnie opiekując się malarzami, poznał tę technikę jako prymitywną i nieco infantylną. Nawet w niej, jak zresztą wszędzie, zdarzali się mimo to mistrzostwie, jeśli tylko potrafili w istocie zrozumieć, co chcą przekazać ów dziełem. To stanowiło klucz do wszystkiego — pojęcie na temat własnej możliwości i obmyślonego planu. Wahlberg wiedział doskonale, co chciał przekazać w chwili, w której jego dłoń spoczęła na kieliszku wypełnionym winem — przekazał wszystko. Każdą nienazwaną myśl, każdy ułamek własnej osoby, każdą sekundę bez wątpienia we własny cel. Lepił pod swymi palcami mokrą glinę, kochał przecież rzeźby o klasycznych postawach i rysach twarzy, nawet jeśli pod warstwą twardego materiału krył się kruszony kamień. Dłutem mógł go robić, a pęknięcie zalepić sobą.
— Jedynie wtedy, gdy sami mi to oddają — lub są zbyt słabi, by się chronić. Tego komentarza jej jednak darował. Brał, co chciał, choćby miały minąć lata, nim to zdobędzie, był przecież cierpliwy. Dziś chciał rozrywki, chciał tego muśnięcia skóry o skórę, gdy młoda panna Nørgaard niby przypadkiem sprezentowała mu swój dotyk. Sam przeciągnął go o ćwierci sekund, możliwie dłużej, bo ciekawsza mu była niżeli gwar dookoła. Przynajmniej w tym jednym momencie, gdy jej szminka na kieliszku starła się z winą łyku, który jej odebrał.
— To proste, wystarczy oddzielić od siebie wyczuwalny smak mocnego alkoholu od łagodnego smaku whisky. Wbrew pozorom są sobie skrajnie różne. Nauczyć cię, panno Nørgaard? — spytał, wyciągając brwi w górę, gdyż odebrać mogła właśnie nieprzydatną w prawdziwym świecie, jednak jakże istotną lekcję. Pokazać mógłby jej wiele, a każdy kolejny łyk alkoholu okraszony jej wonią, która została na szklance i w powietrzu, nadawał chwili wybitną, choć niezwykle przyjemną ciężkość, taką jak kolczyki w jej uszach stopniowo ściągające je w dół ku smukłej szyi, wciąż wyciągniętej w stronę swojego towarzysza, bawiącego się jedynie lepiej z każdym zalotnym spojrzeniem i komentarzem, tak jakby wiedział, że czar nie pryśnie. Córka gospodyni, owoc równie zakazany co ona sama, dziś trzepotem rzęs roztaczała wokół Wahlberga swój sznur, który, choćby zacisnąć miał mu się na szyi, tak bez wątpienia zatrzyma.
— Mówisz tak, jakbyś sama nie miała swych uzależnień. Jeśli nie papieros, to co? Nie whisky, to może anyż? Słodkie kawowe likiery? Albo akwawit? — pozwolił sobie zmierzyć dziewczynę wzrokiem od jej sarnich oczu, wprost do stóp i z powrotem — Zdradź mi swój sekret. Co jest wpisane w twoją osobę? — lub pokaż mi, namacalnie tak jak dym papierosowy.
Artyści nie zwykli malować palcami, on sam zresztą, najpierw studiując sztukę przez długie lata, a następnie opiekując się malarzami, poznał tę technikę jako prymitywną i nieco infantylną. Nawet w niej, jak zresztą wszędzie, zdarzali się mimo to mistrzostwie, jeśli tylko potrafili w istocie zrozumieć, co chcą przekazać ów dziełem. To stanowiło klucz do wszystkiego — pojęcie na temat własnej możliwości i obmyślonego planu. Wahlberg wiedział doskonale, co chciał przekazać w chwili, w której jego dłoń spoczęła na kieliszku wypełnionym winem — przekazał wszystko. Każdą nienazwaną myśl, każdy ułamek własnej osoby, każdą sekundę bez wątpienia we własny cel. Lepił pod swymi palcami mokrą glinę, kochał przecież rzeźby o klasycznych postawach i rysach twarzy, nawet jeśli pod warstwą twardego materiału krył się kruszony kamień. Dłutem mógł go robić, a pęknięcie zalepić sobą.
— Jedynie wtedy, gdy sami mi to oddają — lub są zbyt słabi, by się chronić. Tego komentarza jej jednak darował. Brał, co chciał, choćby miały minąć lata, nim to zdobędzie, był przecież cierpliwy. Dziś chciał rozrywki, chciał tego muśnięcia skóry o skórę, gdy młoda panna Nørgaard niby przypadkiem sprezentowała mu swój dotyk. Sam przeciągnął go o ćwierci sekund, możliwie dłużej, bo ciekawsza mu była niżeli gwar dookoła. Przynajmniej w tym jednym momencie, gdy jej szminka na kieliszku starła się z winą łyku, który jej odebrał.
— To proste, wystarczy oddzielić od siebie wyczuwalny smak mocnego alkoholu od łagodnego smaku whisky. Wbrew pozorom są sobie skrajnie różne. Nauczyć cię, panno Nørgaard? — spytał, wyciągając brwi w górę, gdyż odebrać mogła właśnie nieprzydatną w prawdziwym świecie, jednak jakże istotną lekcję. Pokazać mógłby jej wiele, a każdy kolejny łyk alkoholu okraszony jej wonią, która została na szklance i w powietrzu, nadawał chwili wybitną, choć niezwykle przyjemną ciężkość, taką jak kolczyki w jej uszach stopniowo ściągające je w dół ku smukłej szyi, wciąż wyciągniętej w stronę swojego towarzysza, bawiącego się jedynie lepiej z każdym zalotnym spojrzeniem i komentarzem, tak jakby wiedział, że czar nie pryśnie. Córka gospodyni, owoc równie zakazany co ona sama, dziś trzepotem rzęs roztaczała wokół Wahlberga swój sznur, który, choćby zacisnąć miał mu się na szyi, tak bez wątpienia zatrzyma.
— Mówisz tak, jakbyś sama nie miała swych uzależnień. Jeśli nie papieros, to co? Nie whisky, to może anyż? Słodkie kawowe likiery? Albo akwawit? — pozwolił sobie zmierzyć dziewczynę wzrokiem od jej sarnich oczu, wprost do stóp i z powrotem — Zdradź mi swój sekret. Co jest wpisane w twoją osobę? — lub pokaż mi, namacalnie tak jak dym papierosowy.
Nieznajomy
Re: Make it mine (O. Wahlberg & I. Nørgaard, listopad 1995) Nie 3 Gru - 14:16
Uśmiechem można było czasami odpowiedzieć wymowniej, niż słowami. Gdy usta dziewczyny zatańczyły w odpowiedzi na tendencję do dobrowolnego oddawania się Olafowi, mężczyzna mógł wyczytać z tego, co tylko mu się żywnie podobało. Jak w sztuce – Ida pozostawiała mu dowolność interpretacji. Nie mogła przecież wprost przelać swoich myśli na język. Nie tutaj, gdy była uwiązana kajdanami społeczeństwa wysoko w sferach, w których się teraz znajdowali. Gdyby tylko zeszli niżej, do sztuki pana Wahlberga, mogliby uwiązać się znacznie wygodniejszymi kajdanami.
Nie umknęło jej uwadze, że usta mężczyzny były bardziej czerwone niż chwilę temu. Na sekundę zapomniała o sępach krążących po pokoju i dotknęła swoich warg, jakby chciała sprawdzić, ile szminki zostało jej zabrane. W przeciągu tak krótkiej rozmowy Olaf zdołał tyle jej już odebrać. Nie mogła się doczekać, co jeszcze dla niego straci.
— Musiałby mi pan użyczyć swój język, gdyż obawiam się, że mój nie wystarczy, aby oddzielić od siebie te smaki. Być może jest jeszcze za młody, za mało posmakował i nie jest w stanie docenić dojrzałego smaku.
Nie przejmowała się wyzwaniem, które właśnie mu rzuciła. Nie sądziła, aby przeniosło się to dalej gdzieś poza rozmowę, do świata materialnego. Wątpiła, aby jutro w ogóle o niej pamiętał. Z pewnością miał milion takich rozmów, z milionem takich dziewcząt jak ona. A drugie tyle z kobietami, którymi ona nigdy nie będzie. Nie musiała się bać swoich słów – tego, czy nie były zbyt śmiałe, bo żywotność uwagi Olafa była słynnie krótka. Bycie lepszą opcją niż nudni mężczyźni biznesu; ich znudzone, wysuszone żony i kupione kochanki, to nie był komplement najwyżej klasy. Ale Ida nigdy nie odmawiała komplementów.
— Moje uzależnienia są tematem zbyt niebezpiecznym na tę okazję. Sam pan powiedział – gdyby ktoś podsłuchał, byłabym zgubiona.
Nie wiedziała, jak ubrać w słowa narkotyk, którego słodkie działanie płynęło właśnie w jej żyłach. Przyśpieszało jej tętno i sprawiało, że serce dudniło jej w ściśniętej sukienką piersi. Sama Ida nie miała pewnie na tyle samoświadomości, aby odpowiednio zdiagnozować swoją przypadłość. Wiedziała tylko, że gdy stała z boku – pominięta, niezauważona, czuła się jak na strasznym głodzie. Jakby coś wyżerało ją od środka, zostawiając z niczym. W momentach takich jak ten – gdy ktoś na nią patrzył i zdawał się widzieć ją przed sobą, czuła się jak pijak desperacko próbujący wyssać ostatnią esencję alkoholu ze szklanki.
Nie umknęło jej uwadze, że usta mężczyzny były bardziej czerwone niż chwilę temu. Na sekundę zapomniała o sępach krążących po pokoju i dotknęła swoich warg, jakby chciała sprawdzić, ile szminki zostało jej zabrane. W przeciągu tak krótkiej rozmowy Olaf zdołał tyle jej już odebrać. Nie mogła się doczekać, co jeszcze dla niego straci.
— Musiałby mi pan użyczyć swój język, gdyż obawiam się, że mój nie wystarczy, aby oddzielić od siebie te smaki. Być może jest jeszcze za młody, za mało posmakował i nie jest w stanie docenić dojrzałego smaku.
Nie przejmowała się wyzwaniem, które właśnie mu rzuciła. Nie sądziła, aby przeniosło się to dalej gdzieś poza rozmowę, do świata materialnego. Wątpiła, aby jutro w ogóle o niej pamiętał. Z pewnością miał milion takich rozmów, z milionem takich dziewcząt jak ona. A drugie tyle z kobietami, którymi ona nigdy nie będzie. Nie musiała się bać swoich słów – tego, czy nie były zbyt śmiałe, bo żywotność uwagi Olafa była słynnie krótka. Bycie lepszą opcją niż nudni mężczyźni biznesu; ich znudzone, wysuszone żony i kupione kochanki, to nie był komplement najwyżej klasy. Ale Ida nigdy nie odmawiała komplementów.
— Moje uzależnienia są tematem zbyt niebezpiecznym na tę okazję. Sam pan powiedział – gdyby ktoś podsłuchał, byłabym zgubiona.
Nie wiedziała, jak ubrać w słowa narkotyk, którego słodkie działanie płynęło właśnie w jej żyłach. Przyśpieszało jej tętno i sprawiało, że serce dudniło jej w ściśniętej sukienką piersi. Sama Ida nie miała pewnie na tyle samoświadomości, aby odpowiednio zdiagnozować swoją przypadłość. Wiedziała tylko, że gdy stała z boku – pominięta, niezauważona, czuła się jak na strasznym głodzie. Jakby coś wyżerało ją od środka, zostawiając z niczym. W momentach takich jak ten – gdy ktoś na nią patrzył i zdawał się widzieć ją przed sobą, czuła się jak pijak desperacko próbujący wyssać ostatnią esencję alkoholu ze szklanki.
Bezimienny
Re: Make it mine (O. Wahlberg & I. Nørgaard, listopad 1995) Nie 3 Gru - 14:16
Patrzył i widział, wszak zbyt wiele już lat spędzał w Midgardzie, zbyt często otaczał się kobietami, aby nie rozumieć ich drobnych gestów. Uśmiechy dzieliły się na kategorie, a te na pojedyncze egzemplarze, podobne i różne od siebie. Istniały radości brutalnie przypominające ironię, takie, które brzmiały niczym śmiech lub szczęśliwość, istniały te wdzięczny i te zawstydzone, zalotne, obskurne, wybredne, słodkie i dziewicze. Nie wydał werdyktu, obserwując jej usta, było na to zbyt wcześnie, a noc była jeszcze młoda, tak samo, jak jej myśli, tak samo, jak jego.
Nie zwrócił wyraźnej uwagi na swe usta, świadom, że resztka szkarłatnej pomadki mogła na nich zostać. To nie miało już znaczenia, gdy równie dobrze można byłoby pomylić tę barwę z czerwonym winem, nawet jeśli w kieliszku tej dziewczyny znajdywało się białe. Krótko wypuścił głośniej powietrze, rozbawiony wspomnieniem sprzed roku, które dziś stanowiło już tylko mgłę. Pamiętał jej brata we własnej komórce na wino, pamiętał, jak cierpiącym głosem oświadczył, że nie potrafi recytować wierszy, znacząco się wtedy zawiódł. Pamiętał, że i on wolał białe. Jak wiele ich dzieliło? Myśli odgonił od siebie, niekulturalne byłoby rozmyślanie o niewiernej męskiej kopii, zwłaszcza że następnymi słowami miała wzbudzić u Olafa gonitwę własnych pragnień z rozsądkiem. Zabawa. Przyjemność. Nic więcej, czyż nie? Przecież wiedział, duszę miał artysty, nawet jeśli umysł brudny.
— Jaką naukę wyciągniesz, jeśli sama nie skosztujesz? — głowę pochylił jakby niżej, ściszając nieznacznie głos, choć daleko mu było do szeptu. Do kobiety zresztą nie zbliżył się ani na centymetr bliżej, choć walczył całym sobą, by nie splątać własnych palców z jej karkiem, pragnąc poczuć pod nimi miękkość jej włosów. — Przyjmij to jako pierwszą lekcję — pełen zwątpienia, ale i butnej potrzeby sprezentowania jej własnego daru doświadczenia i dojrzałości, rozejrzał się po okolicy, wychwytując w korytarzu podejrzliwe sylwetki. Kelner przemknął do głównej sali, a zaraz za nim dwie kobiety zbyt zajęte plotkami na bliżej nieokreślony temat (prawdopodobnie męża jednego z niej, Olaf nie wsłuchiwał się w słowa). Zostali sami, na ledwie sekundy, ledwie chwilę, w której ani czujne oko Dagmar, ani nikt inny nie mógł ich dosięgnąć. Własny kciuk zmoczył w szklance whisky, a następnie położył go na dolnej wardze Idy, przesuwając ledwie na centymetr w miejscu, w którym starła się jej szminka, a następnie odsunął palec, ściągając nadmiar alkoholu ze skóry własnymi ustami. — To mrowienie na ustach traktuj niczym aperitif, ma jedynie pobudzić twoje pragnienie — i sam nie wiedział już, czy mówi o trunku, czy o czymkolwiek innym, nienazwanym i nieopisanym.
Nie mógłby przecież pozwolić sobie na złość Dagmar Nørgaard, choć niewiele przejmował się tym, w jakim stopniu spłynie ona na najstarszą córkę, chronił jedynie siebie, dlatego z pierwszym zasłyszanym w pobliżu krokiem, nie wykonał już żadnego dodatkowego gestu w jej stronę, utrzymując wciąż dystans. Nie chciał przecież jej zguby, nawet jeśli młodą dziewczynę miałby popchnąć choćby w ognie Muspelheim dla własnej rozrywki.
— Czy to znaczy, że zdradzisz mi swoje sekrety przy kolejnym spotkaniu? — każdą słodką tajemnicę, choćby tę schowaną pod pieczołowicie wypielęgnowaną sylwetką, pod chlubą jej matki.
Czy do owego miało dojść? Czy w ogóle miała nadarzyć się ku temu sposobność? Nie wiedział, choć gotów był się przekonać. Aby tylko skosztować nowego rodzaju alkoholu, jakiego wcześniej nie poczuł na języku, aby tylko mieć, to czego jeszcze nie miał.
Nie zwrócił wyraźnej uwagi na swe usta, świadom, że resztka szkarłatnej pomadki mogła na nich zostać. To nie miało już znaczenia, gdy równie dobrze można byłoby pomylić tę barwę z czerwonym winem, nawet jeśli w kieliszku tej dziewczyny znajdywało się białe. Krótko wypuścił głośniej powietrze, rozbawiony wspomnieniem sprzed roku, które dziś stanowiło już tylko mgłę. Pamiętał jej brata we własnej komórce na wino, pamiętał, jak cierpiącym głosem oświadczył, że nie potrafi recytować wierszy, znacząco się wtedy zawiódł. Pamiętał, że i on wolał białe. Jak wiele ich dzieliło? Myśli odgonił od siebie, niekulturalne byłoby rozmyślanie o niewiernej męskiej kopii, zwłaszcza że następnymi słowami miała wzbudzić u Olafa gonitwę własnych pragnień z rozsądkiem. Zabawa. Przyjemność. Nic więcej, czyż nie? Przecież wiedział, duszę miał artysty, nawet jeśli umysł brudny.
— Jaką naukę wyciągniesz, jeśli sama nie skosztujesz? — głowę pochylił jakby niżej, ściszając nieznacznie głos, choć daleko mu było do szeptu. Do kobiety zresztą nie zbliżył się ani na centymetr bliżej, choć walczył całym sobą, by nie splątać własnych palców z jej karkiem, pragnąc poczuć pod nimi miękkość jej włosów. — Przyjmij to jako pierwszą lekcję — pełen zwątpienia, ale i butnej potrzeby sprezentowania jej własnego daru doświadczenia i dojrzałości, rozejrzał się po okolicy, wychwytując w korytarzu podejrzliwe sylwetki. Kelner przemknął do głównej sali, a zaraz za nim dwie kobiety zbyt zajęte plotkami na bliżej nieokreślony temat (prawdopodobnie męża jednego z niej, Olaf nie wsłuchiwał się w słowa). Zostali sami, na ledwie sekundy, ledwie chwilę, w której ani czujne oko Dagmar, ani nikt inny nie mógł ich dosięgnąć. Własny kciuk zmoczył w szklance whisky, a następnie położył go na dolnej wardze Idy, przesuwając ledwie na centymetr w miejscu, w którym starła się jej szminka, a następnie odsunął palec, ściągając nadmiar alkoholu ze skóry własnymi ustami. — To mrowienie na ustach traktuj niczym aperitif, ma jedynie pobudzić twoje pragnienie — i sam nie wiedział już, czy mówi o trunku, czy o czymkolwiek innym, nienazwanym i nieopisanym.
Nie mógłby przecież pozwolić sobie na złość Dagmar Nørgaard, choć niewiele przejmował się tym, w jakim stopniu spłynie ona na najstarszą córkę, chronił jedynie siebie, dlatego z pierwszym zasłyszanym w pobliżu krokiem, nie wykonał już żadnego dodatkowego gestu w jej stronę, utrzymując wciąż dystans. Nie chciał przecież jej zguby, nawet jeśli młodą dziewczynę miałby popchnąć choćby w ognie Muspelheim dla własnej rozrywki.
— Czy to znaczy, że zdradzisz mi swoje sekrety przy kolejnym spotkaniu? — każdą słodką tajemnicę, choćby tę schowaną pod pieczołowicie wypielęgnowaną sylwetką, pod chlubą jej matki.
Czy do owego miało dojść? Czy w ogóle miała nadarzyć się ku temu sposobność? Nie wiedział, choć gotów był się przekonać. Aby tylko skosztować nowego rodzaju alkoholu, jakiego wcześniej nie poczuł na języku, aby tylko mieć, to czego jeszcze nie miał.
Nieznajomy
Re: Make it mine (O. Wahlberg & I. Nørgaard, listopad 1995) Nie 3 Gru - 14:16
Ida dźgała niedźwiedzia uporczywie patykiem, aż wielce zdziwiona zobaczyła, że wysunął pazury. Ich wymiana nie skończyła się na słowie. Przeszła ze spraw abstrakcyjnych, nieprawdziwych, do fizyczności, której się nie spodziewała. Z pewnością nie tutaj i nie tak szybko. Gdy Olaf zaczął się rozglądać, ona siłą perswazji podążyła wzrokiem w ślad za nim. Nikt nie patrzył – a przynajmniej nikt z punktu widzenia Olafa. Dla Idy każda ściana w tym domu była szpiegiem. Każdy obraz podążał za nią wzrokiem, a każda skrzecząca deska w podłodze krzyczała o jej przewinieniach.
Nie zdążyła mu jednak tego wszystkiego przekazać. Nie miała jak go ostrzec przed wszechmogącą potęgą jej matki. Chociaż kciukiem musnął jej wargę dość szybko, to czuła na skórze jego dotyk jeszcze przez długi czas. Usta miała wilgotne, a do jej nozdrzy szybko dotarł słodki, kuszący zapach alkoholu, który wcześniej kojarzył jej się jedynie z nudnymi, zakurzonymi książkami. Oblizała wargę, ukrywając ją pod górną. Tym razem smakował ekscytacją, obietnicą czegoś nowego i emocjonującego. Czegoś, co sprawiło, że żołądek jej się ścisnął, a kolana lekko zadrżały.
Wpatrywała się jak zahipnotyzowana w ciemne oczy mężczyzny. Czytała kiedyś, że w taki sposób węże zwabiają swoje ofiary – sprawiają, że nie możesz oderwać wzroku, a potem pożerają cię w całości.
— Smakuje obiecująco — powiedziała, gdy oddech jej trochę zwolnił, a pierś przestała falować pod dekoltem.
Odchrząknęła, odwracając się na chwilę od mężczyzny, aby odstawić kieliszek z winem na blacie baru. Musiała zerwać czar niebezpiecznego drapieżnika. Nie chciała przecież, aby nic z niej nie zostało, gdy już z nią skończy. A skoro skończył z jej bratem, to z nią skończy na pewno. O ile w ogóle zacznie.
— Panie Wahlberg, z przyjemnością wrócę do tej rozmowy przy następnym naszym spotkaniu, chociaż obawiam się, iż kolejne urodziny mojej matki mogą być na tyle odległe, że całkowicie zapomnę o tym fascynującym temacie — mówiła nadal odwrócona do niego barkiem. Bała się, że rumieniec na jej twarzy może zdradzić trochę więcej, niż sama zamierzała.
Nigdy nie posądziłaby Olafa o bezczelność. Wiedziała, co wiedziała, jednak zawsze był w jej towarzystwie perfekcyjnym dżentelmen. Myślała, że oboje grają w tę samą grę, ale on ewidentnie zdecydował się podnieść poziom, bez poinformowania jej o tym.
Ktoś przeszedł obok nich; kelner zbierający puste szklanki i donoszący ludziom alkoholu. Nie zwrócił zbytniej uwagi na nich. Nikt zdawał się nie przejmować osobliwą parą. Czyżby już na pierwszy rzut oka wiedzieli, że Olaf Wahlberg nie będzie się kłopotać taką dziewczyną jak Ida? Bała się, że każda osoba tutaj przejrzała ją na wylot. Że wiedzieli o niej więcej niż ona sama. Z drugiej strony jeszcze bardziej przerażającą myślą było to, że nie myśleli o niej w ogóle.
— Oczywiście w międzyczasie może zdarzyć się tak, że wpadniemy na siebie przy innym, równie ekscytującym przyjęciu. Może tam również rozmowa ze mną będzie jedyną dostępną rozrywką.
Nie zdążyła mu jednak tego wszystkiego przekazać. Nie miała jak go ostrzec przed wszechmogącą potęgą jej matki. Chociaż kciukiem musnął jej wargę dość szybko, to czuła na skórze jego dotyk jeszcze przez długi czas. Usta miała wilgotne, a do jej nozdrzy szybko dotarł słodki, kuszący zapach alkoholu, który wcześniej kojarzył jej się jedynie z nudnymi, zakurzonymi książkami. Oblizała wargę, ukrywając ją pod górną. Tym razem smakował ekscytacją, obietnicą czegoś nowego i emocjonującego. Czegoś, co sprawiło, że żołądek jej się ścisnął, a kolana lekko zadrżały.
Wpatrywała się jak zahipnotyzowana w ciemne oczy mężczyzny. Czytała kiedyś, że w taki sposób węże zwabiają swoje ofiary – sprawiają, że nie możesz oderwać wzroku, a potem pożerają cię w całości.
— Smakuje obiecująco — powiedziała, gdy oddech jej trochę zwolnił, a pierś przestała falować pod dekoltem.
Odchrząknęła, odwracając się na chwilę od mężczyzny, aby odstawić kieliszek z winem na blacie baru. Musiała zerwać czar niebezpiecznego drapieżnika. Nie chciała przecież, aby nic z niej nie zostało, gdy już z nią skończy. A skoro skończył z jej bratem, to z nią skończy na pewno. O ile w ogóle zacznie.
— Panie Wahlberg, z przyjemnością wrócę do tej rozmowy przy następnym naszym spotkaniu, chociaż obawiam się, iż kolejne urodziny mojej matki mogą być na tyle odległe, że całkowicie zapomnę o tym fascynującym temacie — mówiła nadal odwrócona do niego barkiem. Bała się, że rumieniec na jej twarzy może zdradzić trochę więcej, niż sama zamierzała.
Nigdy nie posądziłaby Olafa o bezczelność. Wiedziała, co wiedziała, jednak zawsze był w jej towarzystwie perfekcyjnym dżentelmen. Myślała, że oboje grają w tę samą grę, ale on ewidentnie zdecydował się podnieść poziom, bez poinformowania jej o tym.
Ktoś przeszedł obok nich; kelner zbierający puste szklanki i donoszący ludziom alkoholu. Nie zwrócił zbytniej uwagi na nich. Nikt zdawał się nie przejmować osobliwą parą. Czyżby już na pierwszy rzut oka wiedzieli, że Olaf Wahlberg nie będzie się kłopotać taką dziewczyną jak Ida? Bała się, że każda osoba tutaj przejrzała ją na wylot. Że wiedzieli o niej więcej niż ona sama. Z drugiej strony jeszcze bardziej przerażającą myślą było to, że nie myśleli o niej w ogóle.
— Oczywiście w międzyczasie może zdarzyć się tak, że wpadniemy na siebie przy innym, równie ekscytującym przyjęciu. Może tam również rozmowa ze mną będzie jedyną dostępną rozrywką.
Bezimienny
Re: Make it mine (O. Wahlberg & I. Nørgaard, listopad 1995) Nie 3 Gru - 14:17
Jeśli czegoś pragnął — przecież mógł to mieć. Niezależne od tego, czy nagroda miała być zdobyta siłą, pokaźnymi rodzinnymi środkami dostępnymi dla niego w banku lub sejfie, czy też manipulacją, do której uciekał się najczęściej, tak samo zresztą, jak tym razem. Prowadzili grę niosącą za sobą duże ryzyko, w postaci złości nieposkromionej jeszcze kobiety, a Olaf zdecydował się wykonać ruch odważny, zakrawający wręcz o głupotę, choć doskonale wyliczoną. Każdy popełniał błędy, a te, które ścigały jego osobę, zdawały się wytrącać z dłoni kieliszki, a z oczu łzy. Boleści niespełnionego artysty, który nigdy nie odkrył w sobie wystarczającego talentu, spożytkował na tworzeniu sztuki namacalnej, na stworzeniu dla potomnych mekki rozpusty i braku rozwagi, choć i ta okraszona była bólem i wiecznym strachem o własną reputację. Od paru lat znaczyła ona dla mężczyzny więcej niż potrzeba zabawy, a jednak w sytuacjach takich jak ta właśnie, w chwilach, w których słodki nęcący zapach młodej dziewczyny kradł jego cierpliwość, roztrzaskując ją w pył na marmurowych posadzkach starej twierdzy, niedaleki był od stracenia wszystkiego.
Jej wielkie oczy spoglądające w górę ze stosownie ułudnym zaufaniem, czy lekko rozchylone wargi, zaraz potem nakrywające się jedna na drugą, aby zatrzymać weń smak whisky, miały zmienić jej świat, a przynajmniej tego pragnął dla siebie Wahlberg, niestrudzenie czując, że wygrana będzie jedynym, co rzeczywiście go usatysfakcjonuje.
Kieliszek odstawiony na blat przerwał jedynie nieznacznie czar chwili, na co nie obruszył się czy nie zawiódł, a uśmiechnął dumnie w triumfalnej postawie. Cisza była komfortowa, lecz i jej należało dać kres.
— Oczywiście. Życie jest zbyt fascynujące, aby nie pchać go w przód. Sądzę jednak, że nieprędko zapomnisz o whisky — obydwoje już przecież wiedzieli, że to tylko infantylna metafora gotującej się w żyłach krwi.
Od młodej Idy nie oderwał spojrzenia, choć odwróciła się do niego bokiem, jakby zmieszana. Perfekcyjnie wyprostowany o manierach godnych brytyjskiego szlachcica, jeśliby oczywiście zapomnieć o mokrym od alkoholu kciuku zmierzającym bez pytania po dolnej wardze kobiety i kradzieży kieliszka prosto z dłoni, tak samo zresztą, jak ukraść zamierzał jej więcej. Wszystko.
— Och, proszę nie żartować — odpowiedział poważnym tonem. — Rozmowa z panną nie jest jedyną dostępną mi rozrywką. Jest najbardziej inspirującą spośród każdej z rozmów, które dziś tutaj odbyłem. Twoje towarzystwo za to bardziej intrygujące, niż wypada mi przyznać — bo o fakcie, że jest również milsze dla oka, nie śmiałby nawet wspomnieć głośno, nie w tym momencie, nie tu. Jej sukienka pasowała mu przecież do krawata. — Proszę więc zastanowić się nad odpowiedzią. Następnym razem zapragnę ją dostać — jeśli czegoś pragnął — przecież mógł to mieć.
Wahlberg uśmiechnął się jeszcze szarmancko, jakby każde z wymienionych przez nich dzisiaj zdań bliższe było uprzejmej rozmowie o wydarzeniach społecznych, niżeli zamykanej na klucz tajemnicy. Na to, co dobre mógł czekać długo, a dziś obrał sobie nowy cel, który go fascynował. Cel ten nazywał się Ida Nørgaard. W ostatnim butnym geście z baru zabrał ponownie kieliszek z resztką białego wina na dnie, zostawiając jej swoją szklankę whisky.
— Do zobaczenia, panno Nørgaard. Wkrótce — odszedł dalej, nie zamierzając zapomnieć o nowym wyzwaniu.
Jej wielkie oczy spoglądające w górę ze stosownie ułudnym zaufaniem, czy lekko rozchylone wargi, zaraz potem nakrywające się jedna na drugą, aby zatrzymać weń smak whisky, miały zmienić jej świat, a przynajmniej tego pragnął dla siebie Wahlberg, niestrudzenie czując, że wygrana będzie jedynym, co rzeczywiście go usatysfakcjonuje.
Kieliszek odstawiony na blat przerwał jedynie nieznacznie czar chwili, na co nie obruszył się czy nie zawiódł, a uśmiechnął dumnie w triumfalnej postawie. Cisza była komfortowa, lecz i jej należało dać kres.
— Oczywiście. Życie jest zbyt fascynujące, aby nie pchać go w przód. Sądzę jednak, że nieprędko zapomnisz o whisky — obydwoje już przecież wiedzieli, że to tylko infantylna metafora gotującej się w żyłach krwi.
Od młodej Idy nie oderwał spojrzenia, choć odwróciła się do niego bokiem, jakby zmieszana. Perfekcyjnie wyprostowany o manierach godnych brytyjskiego szlachcica, jeśliby oczywiście zapomnieć o mokrym od alkoholu kciuku zmierzającym bez pytania po dolnej wardze kobiety i kradzieży kieliszka prosto z dłoni, tak samo zresztą, jak ukraść zamierzał jej więcej. Wszystko.
— Och, proszę nie żartować — odpowiedział poważnym tonem. — Rozmowa z panną nie jest jedyną dostępną mi rozrywką. Jest najbardziej inspirującą spośród każdej z rozmów, które dziś tutaj odbyłem. Twoje towarzystwo za to bardziej intrygujące, niż wypada mi przyznać — bo o fakcie, że jest również milsze dla oka, nie śmiałby nawet wspomnieć głośno, nie w tym momencie, nie tu. Jej sukienka pasowała mu przecież do krawata. — Proszę więc zastanowić się nad odpowiedzią. Następnym razem zapragnę ją dostać — jeśli czegoś pragnął — przecież mógł to mieć.
Wahlberg uśmiechnął się jeszcze szarmancko, jakby każde z wymienionych przez nich dzisiaj zdań bliższe było uprzejmej rozmowie o wydarzeniach społecznych, niżeli zamykanej na klucz tajemnicy. Na to, co dobre mógł czekać długo, a dziś obrał sobie nowy cel, który go fascynował. Cel ten nazywał się Ida Nørgaard. W ostatnim butnym geście z baru zabrał ponownie kieliszek z resztką białego wina na dnie, zostawiając jej swoją szklankę whisky.
— Do zobaczenia, panno Nørgaard. Wkrótce — odszedł dalej, nie zamierzając zapomnieć o nowym wyzwaniu.
Nieznajomy
Re: Make it mine (O. Wahlberg & I. Nørgaard, listopad 1995) Nie 3 Gru - 14:17
„Och, proszę nie żartować”
Ida spojrzała na niego z wyraźnym zaintrygowaniem. Chociaż nie miała absolutnie żadnego powodu, aby uwierzyć, chociażby w słowo, które właśnie do niej powiedział, to łykała każde jakby były dla niej zbawienną manną z nieba. Jakby sam Odyn zszedł i przemówił przez Olafa. Olafowi jednak daleko było do boga. Był mężczyzną, to fakt, któremu Ida nie zaprzeczała. Nie mogła jednak ukryć, że jego słowa miały dla niej wagę niemalże modlitwy w tym momencie. Nikt nigdy nie nazwał ją inspirującą. Zjadłaby mu teraz z ręki, gdyby takie było jego życzenie.
Miał jednak inne plany. Zdecydował się, okrutny niczym bóg, odebrać jej szansę na zrobienie czegoś głupiego, czego z pewnością mogłaby pożałować – a przynajmniej tu i teraz, w otoczeniu gości jej matki i chłodnego osądu ścian jej rodzinnego domu. Kawałek dalej jeszcze nie tak dawno ścigała się z bratem, grając w berka czy w chowanego. Teraz również zagra w berka, ale na nieco zmodyfikowanych zasadach.
Tym razem chciała być złapana.
— Postaram się nie rozczarować, panie Wahlberg — odparła już niemal do pleców mężczyzny.
Reszta imprezy minęła tak, jak się zaczęła. Tym razem miała jednak wspomnienie, które mogła przeżywać wciąż na nowo, podczas nudnych rozmów z nudnymi ludźmi. Również później, gdy wszyscy goście już poszli, a ona leżała samotnie na łóżku, nie dając sobie uciec do bezpiecznej oazy snu. Wolała się kąpać w niebezpiecznym zapachu perfum Olafa i wspomnieniami jego dotyku na jej ustach.
Ida i Olaf z tematu
Ida spojrzała na niego z wyraźnym zaintrygowaniem. Chociaż nie miała absolutnie żadnego powodu, aby uwierzyć, chociażby w słowo, które właśnie do niej powiedział, to łykała każde jakby były dla niej zbawienną manną z nieba. Jakby sam Odyn zszedł i przemówił przez Olafa. Olafowi jednak daleko było do boga. Był mężczyzną, to fakt, któremu Ida nie zaprzeczała. Nie mogła jednak ukryć, że jego słowa miały dla niej wagę niemalże modlitwy w tym momencie. Nikt nigdy nie nazwał ją inspirującą. Zjadłaby mu teraz z ręki, gdyby takie było jego życzenie.
Miał jednak inne plany. Zdecydował się, okrutny niczym bóg, odebrać jej szansę na zrobienie czegoś głupiego, czego z pewnością mogłaby pożałować – a przynajmniej tu i teraz, w otoczeniu gości jej matki i chłodnego osądu ścian jej rodzinnego domu. Kawałek dalej jeszcze nie tak dawno ścigała się z bratem, grając w berka czy w chowanego. Teraz również zagra w berka, ale na nieco zmodyfikowanych zasadach.
Tym razem chciała być złapana.
— Postaram się nie rozczarować, panie Wahlberg — odparła już niemal do pleców mężczyzny.
Reszta imprezy minęła tak, jak się zaczęła. Tym razem miała jednak wspomnienie, które mogła przeżywać wciąż na nowo, podczas nudnych rozmów z nudnymi ludźmi. Również później, gdy wszyscy goście już poszli, a ona leżała samotnie na łóżku, nie dając sobie uciec do bezpiecznej oazy snu. Wolała się kąpać w niebezpiecznym zapachu perfum Olafa i wspomnieniami jego dotyku na jej ustach.
Ida i Olaf z tematu