The Gardens of Babylon (I. Nørgaard & O. Wahlberg, grudzień 1995)
2 posters
Nieznajomy
The Gardens of Babylon (I. Nørgaard & O. Wahlberg, grudzień 1995) Nie 3 Gru - 14:09
Smutnym faktem życia jest to, że toczy się dalej. Nieważne, jak bardzo ktoś może pragnąć, aby cofnąć się do momentu, który odtwarzało się w swojej głowie niemal dzień w dzień, to nie jest to możliwe. W efekcie można jedynie idealizować ten moment – za którymś razem mężczyzna staje się bardziej szarmancki, niż był w rzeczywistości. Jego kilkusekundowy dotyk przeradza się w coś głębszego. Fantazja być może popłynęła to tu, to tam, a wspomnienie ciemnych, przeszywających ją oczu towarzyszyło jej za każdym razem, gdy przykrywała się chłodną od braku ludzkiego dotyku kołdrą.
Pogoda zaczęła się już robić zimowa. Puszysta warstwa białej pierzyny otaczała rezydencję, w której odbywała się impreza tygodnia. Tym razem nie był to zlot najnudniejszych osobników świata, aby matka Idy mogła poczuć się jeszcze bardziej wyjątkowa. Tym razem było to towarzyskie spotkanie przeznaczone dla młodszej społeczności ich śmietanki towarzyskiej.
Ida nie była nawet pewna, kto był gospodarzem. Cudem udało jej się tutaj wkręcić, bo właściwie każda osoba była od niej mimo wszystko starsza – i to o dobrych kilka lat. Nie przeszkadzało jej to jednak w dobrej zabawie. Wręcz przewinie – nie przepadała za towarzystwem rówieśników (z drobnymi wyjątkami), z powodów, nad którymi w taki radosny dzień nie rozmyślała.
Jej uszy rozgrzewała muzyka, a gardło alkohol, którego tym razem sobie nie żałowała. Im więcej wypiła, tym więcej osób na nią patrzyło. Miało to oczywiście związek z odważniejszymi zachowaniami, których się podejmowała, niekoniecznie z samym upojeniem alkoholowym. Zbyt wiele oprócz tańców z przystojnymi chłopakami i niewinnych szeptów z pięknymi dziewczynami, się nie wydarzyło. Była jednak weselsza, pewniejsza siebie i śmiała się głośniej z żartów, które – o dziwo, były śmieszne. Można by się pokusić o teorię, że brak obecności jej rodziny tak na nią działał.
W późniejszych godzinach zabawy zdecydowała się na samotną wędrówkę po posiadłości. Dość miała wirujących nią tancerzy, szczególnie że nie każdy z nich wiedział, jak prowadzić w tańcu – jedynie im się wydawało, że robią to dobrze. Sztuką nie jest pchać na siłę, a sprawić, że sama będzie chciała za nim podążać.
Przeszła najpierw przez długie korytarze, oglądając wiszące na ścianach obrazy i nawet przez chwilę przeszedł jej przez myśl Olaf. Pojawił się właściwie tylko na chwilkę, w gościnnej roli w przedstawieniu. Nie trwało to jednak długo i jej umysł szybko zajął się innymi sprawami.
Najciekawszym znaleziskiem była szklarnia – chociaż na dworze panował chłód, a na jej rękach gęsia skórka, to sama szklarnia chroniona była jakimś zaklęciem, który sprawiał, że mróz nie dostawał się do środka. Od razu, gdy weszła, poczuła, jak otula ją ciepło pomieszczenia i uderza zapach wilgoci w powietrzu. Jej krótka sukienka z ciemnymi rajtuzami i kozakami nagle znowu stała się ubiorem adekwatnym do pogody.
Zupełnie nie spodziewała się, że mogłaby tutaj kogoś spotkać.
Pogoda zaczęła się już robić zimowa. Puszysta warstwa białej pierzyny otaczała rezydencję, w której odbywała się impreza tygodnia. Tym razem nie był to zlot najnudniejszych osobników świata, aby matka Idy mogła poczuć się jeszcze bardziej wyjątkowa. Tym razem było to towarzyskie spotkanie przeznaczone dla młodszej społeczności ich śmietanki towarzyskiej.
Ida nie była nawet pewna, kto był gospodarzem. Cudem udało jej się tutaj wkręcić, bo właściwie każda osoba była od niej mimo wszystko starsza – i to o dobrych kilka lat. Nie przeszkadzało jej to jednak w dobrej zabawie. Wręcz przewinie – nie przepadała za towarzystwem rówieśników (z drobnymi wyjątkami), z powodów, nad którymi w taki radosny dzień nie rozmyślała.
Jej uszy rozgrzewała muzyka, a gardło alkohol, którego tym razem sobie nie żałowała. Im więcej wypiła, tym więcej osób na nią patrzyło. Miało to oczywiście związek z odważniejszymi zachowaniami, których się podejmowała, niekoniecznie z samym upojeniem alkoholowym. Zbyt wiele oprócz tańców z przystojnymi chłopakami i niewinnych szeptów z pięknymi dziewczynami, się nie wydarzyło. Była jednak weselsza, pewniejsza siebie i śmiała się głośniej z żartów, które – o dziwo, były śmieszne. Można by się pokusić o teorię, że brak obecności jej rodziny tak na nią działał.
W późniejszych godzinach zabawy zdecydowała się na samotną wędrówkę po posiadłości. Dość miała wirujących nią tancerzy, szczególnie że nie każdy z nich wiedział, jak prowadzić w tańcu – jedynie im się wydawało, że robią to dobrze. Sztuką nie jest pchać na siłę, a sprawić, że sama będzie chciała za nim podążać.
Przeszła najpierw przez długie korytarze, oglądając wiszące na ścianach obrazy i nawet przez chwilę przeszedł jej przez myśl Olaf. Pojawił się właściwie tylko na chwilkę, w gościnnej roli w przedstawieniu. Nie trwało to jednak długo i jej umysł szybko zajął się innymi sprawami.
Najciekawszym znaleziskiem była szklarnia – chociaż na dworze panował chłód, a na jej rękach gęsia skórka, to sama szklarnia chroniona była jakimś zaklęciem, który sprawiał, że mróz nie dostawał się do środka. Od razu, gdy weszła, poczuła, jak otula ją ciepło pomieszczenia i uderza zapach wilgoci w powietrzu. Jej krótka sukienka z ciemnymi rajtuzami i kozakami nagle znowu stała się ubiorem adekwatnym do pogody.
Zupełnie nie spodziewała się, że mogłaby tutaj kogoś spotkać.
Bezimienny
Re: The Gardens of Babylon (I. Nørgaard & O. Wahlberg, grudzień 1995) Nie 3 Gru - 14:09
Właścicielka tego domu kochała kwiaty. Złocienie, byliny, czy w końcu czerwone róże, wszystkie zaklinane, pod wpływem czarów nie traciły swego uroku również w grudniu, gdy Yule nadchodziło wielkimi krokami, w każdą dzielnicę, nawet na południu Skandynawii, wpychając śnieg. Ten Olaf pozostawił za drzwiami szklarni, odnajdując w wilgotnej przestrzeni swój własny przytułek dla nieokiełznanych myśli i dziwactw. Przyjęcie zorganizowane przez dziewczynę, której imienia już nie pamiętał, było jednym z wielu podobnych do siebie, gdzie alkohol lał się strumieniami po białych obrusach, a złoto na sukienkach kobiet mieniło przydymionym światłem. Miejscu temu brakowało poważnych rozmów o bzdurach, zastąpiły je ochocze śmiechy i lubieżne potakiwania.
Jak zwykle pijał whisky, choć nie stronił również od innych trunków, aby tylko poczuć się lżej i wolniej. Szum zagościł więc w głowie Wahlberga z każdym kolejnym łykiem, a on sam pozwolił sobie na rozpięcie jednego z guzików koszuli, luzują krawat, jednak dopiero wtedy, gdy znalazł się już zupełnie sam. Przekonał dwóch kolejnych klientów, młodych mężczyzn, którzy gotowi byli zapłacić wszystkie zarobione w bankach i mediach swoich rodziców runiczne talary, aby tylko poczuć na języku smak czegoś obskurnego, nieznanego i chorobliwie brutalnego. Czyż nie był właśnie wybawicielem dla Midgardu? Że pozwalał swe fantazje przenosić z lnianego płótna obrazu do prywatnych pokojów, nie zaś zezwalać przesadnie zadufanym w sobie młodzieńcom korzystać z naiwności dziewcząt? Czuł dumę, jak zwykle zresztą, przeżerała go ambicja, którą co rusz wypełniał, tak samo, jak jego płuca wypełniał właśnie papierosowy dym.
Zimowy ogród był teraz ciemny, oświetlony jedynie pojedynczymi punkcikami gdzieś wysoko przy suficie, a on trwał tam w ciszy, dopalając papierosa, którego następnie z własnej ignorancji, zgasił w jednej z doniczek wypełnionych wilgotną ziemią, suche usta zwilżając jeszcze resztką whisky, gdy zza swoich pleców usłyszał skrzypnięcie drzwi, odwracając się machinalnie w jego stronę i równie machinalnie i szczerze na własną twarz wpuścił zadowolony uśmiech.
Dziewczyna o sarnim wzroku, której wpuścił myśli na swój temat do głowy, wyglądała równie pięknie co wtedy. Spojrzeniem ledwo przejechał od ciemnych rajstop na szczupłych nogach, przez dekolt czarnej sukni i smukłą szyję, znów do jej oczu. Naruszył jej przestrzeń, kciukiem sunąc po wardze, kradnąc to, co zgodziła mu się oddać, zostawił niedosyt, tak samo zresztą, jak niedosytem jej woni żył teraz, choć otumaniony wilgocią cieplarni.
— Jesteś w samą porę, panno Nørgaard. Zaczynałem się niepokoić — to nic, że nie byli tu umówieni, ba! Nie miał nawet pojęcia, że najstarsza córka Dagmar jest dziś w tym miejscu, w tym zimowym ogrodzie. Zbliżył się więc na kilka kroków, by dym tytoniowy i zapach kwiatów nie przeszkadzały mu w ponownym zatopieniu się w jej aurze, jakże cięższej niż przed paroma tygodniami.
Jak zwykle pijał whisky, choć nie stronił również od innych trunków, aby tylko poczuć się lżej i wolniej. Szum zagościł więc w głowie Wahlberga z każdym kolejnym łykiem, a on sam pozwolił sobie na rozpięcie jednego z guzików koszuli, luzują krawat, jednak dopiero wtedy, gdy znalazł się już zupełnie sam. Przekonał dwóch kolejnych klientów, młodych mężczyzn, którzy gotowi byli zapłacić wszystkie zarobione w bankach i mediach swoich rodziców runiczne talary, aby tylko poczuć na języku smak czegoś obskurnego, nieznanego i chorobliwie brutalnego. Czyż nie był właśnie wybawicielem dla Midgardu? Że pozwalał swe fantazje przenosić z lnianego płótna obrazu do prywatnych pokojów, nie zaś zezwalać przesadnie zadufanym w sobie młodzieńcom korzystać z naiwności dziewcząt? Czuł dumę, jak zwykle zresztą, przeżerała go ambicja, którą co rusz wypełniał, tak samo, jak jego płuca wypełniał właśnie papierosowy dym.
Zimowy ogród był teraz ciemny, oświetlony jedynie pojedynczymi punkcikami gdzieś wysoko przy suficie, a on trwał tam w ciszy, dopalając papierosa, którego następnie z własnej ignorancji, zgasił w jednej z doniczek wypełnionych wilgotną ziemią, suche usta zwilżając jeszcze resztką whisky, gdy zza swoich pleców usłyszał skrzypnięcie drzwi, odwracając się machinalnie w jego stronę i równie machinalnie i szczerze na własną twarz wpuścił zadowolony uśmiech.
Dziewczyna o sarnim wzroku, której wpuścił myśli na swój temat do głowy, wyglądała równie pięknie co wtedy. Spojrzeniem ledwo przejechał od ciemnych rajstop na szczupłych nogach, przez dekolt czarnej sukni i smukłą szyję, znów do jej oczu. Naruszył jej przestrzeń, kciukiem sunąc po wardze, kradnąc to, co zgodziła mu się oddać, zostawił niedosyt, tak samo zresztą, jak niedosytem jej woni żył teraz, choć otumaniony wilgocią cieplarni.
— Jesteś w samą porę, panno Nørgaard. Zaczynałem się niepokoić — to nic, że nie byli tu umówieni, ba! Nie miał nawet pojęcia, że najstarsza córka Dagmar jest dziś w tym miejscu, w tym zimowym ogrodzie. Zbliżył się więc na kilka kroków, by dym tytoniowy i zapach kwiatów nie przeszkadzały mu w ponownym zatopieniu się w jej aurze, jakże cięższej niż przed paroma tygodniami.
Nieznajomy
Re: The Gardens of Babylon (I. Nørgaard & O. Wahlberg, grudzień 1995) Nie 3 Gru - 14:10
Ida może się poszczycić tym, że w swoim młodym życiu, niewiele miała sytuacji, gdy całkowicie nie wiedziała, co powiedzieć. Wiedziała kiedy milczeć, ale rzadko kiedy pojawiała się sytuacja, w której odbierało jej, nawet na krótką chwilę, mowę. Czy Olaf był ostatnią osobą, której się tutaj spodziewała? Nie, ale z pewnością był blisko. Nie widziała go wcześniej w głównym budynku, jednak łatwo jest się minąć w takim tłumie, gdy się nie szuka. Ida była na tej imprezie zdecydowanym gościem na gapę, a Olaf… cóż, Olaf był Olafem. W całej swojej okazałości.
— Co ty tu robisz? – ze zdziwienia zapomniała całkowicie o wszelakich zasadach dobrego wychowania. Nawet po tym, co się wydarzyło na urodzinach Dagmaar, nie powinna się tak spoufalać, aby mówić do niego na ty. Ta granica jeszcze nie została zatarta.
Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że może jej matka dowiedziała się o jej obecności tutaj i wysłała Olafa, aby ją zabrał do domu. Nie musiała jednak długo się nad tym zastanawiać, aby dojść do kompletnego braku logiki tego scenariusza.
Mięśnie jej twarzy rozluźniły się znacznie, gdy dotarło do niej, że był to po prostu żart. Alkohol krążący w jej organizmie opóźnił jej reakcję i zdolność racjonalnego myślenia.
— Nie spodziewałam się, że pan tu będzie.
Podobnie jak on ocenił szybko jej ubiór, tak jej uwadze nie umknął fakt, że koszula mężczyzny nie była zapięta pod szyję, a krawat rozluźniony. Z jakiegoś powodu było to gorsze, niż gdyby był nagi. Jej ubiór również nie był nienaganny. Ramiączko jej sukienki zsuwało się delikatnie od intensywnych tańców jeszcze chwilę temu, a na twarzy widać było rumieńce. Czy to od aktywności, czy od ilości alkoholu – ciężko powiedzieć.
Wspomnienia tamtego wieczoru, chociaż były przez Idę starannie pielęgnowane, były jedynie wspomnieniami. Stanie znowu w tym samym pomieszczeniu co on wydawało jej się wręcz nierealne. Zapach jego papierosów wrócił do niej szybko, wraz ze subtelnym aromatem whisky w powietrzu.
Rozejrzała się dookoła niego i gdy dostrzegła dopalonego świeżo papierosa, kiwnęła na niego głową i powiedziała:
— Mówiłam, że to paskudny nawyk.
Dopiero teraz sobie uświadomiła, że porównywała niemal wszystkich mężczyzn tutaj do niego. Czy byli wystarczająco czarujący, elokwentni, czy rozmowa z nimi była równie emocjonująca i fascynująca, co z nim.
Doszła do wniosku, że nie dorastali mu do pięt.
— Co ty tu robisz? – ze zdziwienia zapomniała całkowicie o wszelakich zasadach dobrego wychowania. Nawet po tym, co się wydarzyło na urodzinach Dagmaar, nie powinna się tak spoufalać, aby mówić do niego na ty. Ta granica jeszcze nie została zatarta.
Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, że może jej matka dowiedziała się o jej obecności tutaj i wysłała Olafa, aby ją zabrał do domu. Nie musiała jednak długo się nad tym zastanawiać, aby dojść do kompletnego braku logiki tego scenariusza.
Mięśnie jej twarzy rozluźniły się znacznie, gdy dotarło do niej, że był to po prostu żart. Alkohol krążący w jej organizmie opóźnił jej reakcję i zdolność racjonalnego myślenia.
— Nie spodziewałam się, że pan tu będzie.
Podobnie jak on ocenił szybko jej ubiór, tak jej uwadze nie umknął fakt, że koszula mężczyzny nie była zapięta pod szyję, a krawat rozluźniony. Z jakiegoś powodu było to gorsze, niż gdyby był nagi. Jej ubiór również nie był nienaganny. Ramiączko jej sukienki zsuwało się delikatnie od intensywnych tańców jeszcze chwilę temu, a na twarzy widać było rumieńce. Czy to od aktywności, czy od ilości alkoholu – ciężko powiedzieć.
Wspomnienia tamtego wieczoru, chociaż były przez Idę starannie pielęgnowane, były jedynie wspomnieniami. Stanie znowu w tym samym pomieszczeniu co on wydawało jej się wręcz nierealne. Zapach jego papierosów wrócił do niej szybko, wraz ze subtelnym aromatem whisky w powietrzu.
Rozejrzała się dookoła niego i gdy dostrzegła dopalonego świeżo papierosa, kiwnęła na niego głową i powiedziała:
— Mówiłam, że to paskudny nawyk.
Dopiero teraz sobie uświadomiła, że porównywała niemal wszystkich mężczyzn tutaj do niego. Czy byli wystarczająco czarujący, elokwentni, czy rozmowa z nimi była równie emocjonująca i fascynująca, co z nim.
Doszła do wniosku, że nie dorastali mu do pięt.
Bezimienny
Re: The Gardens of Babylon (I. Nørgaard & O. Wahlberg, grudzień 1995) Nie 3 Gru - 14:10
Początkowo ledwie uniósł brew, zdziwiony tak bezpośrednim przywitaniem dziewczyny, którą przecież, choć znał od lat za sprawą jej matki, tak dopiero przed paroma tygodniami tknął. Nie cieleśnie, choć krótkie muśniecie kciukiem jej warg, miało odbić weń ślad, a na poziomie, na którym działy się najciekawsze uciechy. Zabawka, ledwie podlotek i rozrywka, krótka rozmowa prowadzona pijanymi głoskami, dziś była ledwie wspomnieniem. Urokliwym, owszem, lecz tylko wspomnieniem. Więc milczał, zmrużeniem powiek okazując własne rozbawienie bezceremonialnością, nie był przyzwyczajony. W jej ustach każde słowo brzmiało dobrze, a skruszenie dźwięczało jeszcze piękniej.
— Mam nadzieję, że nie jesteś tym zawiedziona — odpowiedział, bacznie przyglądając się niespodziewanej towarzyszce, jakby spomiędzy jej powiek próbował wyłonić prawdę. — Jeśli wolisz zostać sama, to wystarczy słowo — był przecież dżentelmenem, nie zamierzał narzucać się własną osobą nawet jej. Głos zniżył niemal do szeptu: — Jeśli takie twoje życzenie — instynkt podpowiadał, że było wręcz przeciwnie, w końcu nie dokończyli wiszącej wciąż przy barze w Ostatnim Przylądku rozmowy.
Był tu zdecydowanie spokojniejszy, jakby upijał się nie tylko alkoholem, ale i miejscem, gorącem obecnym w powietrzu i duszącym zapachem dymu tytoniowego, który powoli rozlewał się pomiędzy donicami. Na moment dłużej jeszcze zawiesił wzrok na opadającym z ramienia młodej kobiety ramiączku, uśmiechając się ledwie kącikiem ust, jakby pragnął wsunąć między nie a chłodną skórą skrywającą rozgrzaną krew palec i poprawić jej nienaganny strój, kontrastujący z zalanymi różem policzkami.
— I miałaś rację, ale jestem tylko słabym człowiekiem. Łatwo wpadam w przyjemności i ciężko mi od nich uciec — czy wspominał o nikotynie? Alkoholu? Czy o duszy romantyka ukrytej pod pragnieniem rozpusty? Tego nie wiedział nawet sam Olaf. Na usta cisnęło się pytanie o jej grzechy, przecież nie chciała go zawieść, zapamiętał te słowa nader dobrze. W zamian za to jednak milczał, wykonując dwa, może trzy kroki w jej stronę, aby zatrzymać się na tyle blisko, by woń jej ciała łaskotała nos. Pachniała słodką goryczą, utkwionym pod cienką aksamitną skórą potencjałem, który dopiero czekał, aby przebić się cierniem na zewnątrz. Wahlberg lubił dziewczęta z dobrych domów, bardziej niżeli te ochoczo chcące wzbijać się w górę po szczeblach drabin towarzyskich. Były posłuszniejsze, były prawidłowe, były zatroskane opinią autorytetów. One pod cekinami chowały łuski, lecz Ida pragnęła wolności, czuł to z każdym jej ciężkim oddechem, czuł z drżeniem jej ust, gdy dotknął ich mokrym od alkoholu kciukiem.
— Żałuję, że zanim przyszłaś, upiłem ostatni łyk whisky — choć ten wciąż lśnił na jego ustach. — A ty nie przyniosłaś wina... Czym powinniśmy się teraz raczyć? — kroplami wody ściekającymi z długich zielonych liściach frezji? Płatkami śniegu roztapiającymi się na szklanych ścianach tego miejsca?
— Mam nadzieję, że nie jesteś tym zawiedziona — odpowiedział, bacznie przyglądając się niespodziewanej towarzyszce, jakby spomiędzy jej powiek próbował wyłonić prawdę. — Jeśli wolisz zostać sama, to wystarczy słowo — był przecież dżentelmenem, nie zamierzał narzucać się własną osobą nawet jej. Głos zniżył niemal do szeptu: — Jeśli takie twoje życzenie — instynkt podpowiadał, że było wręcz przeciwnie, w końcu nie dokończyli wiszącej wciąż przy barze w Ostatnim Przylądku rozmowy.
Był tu zdecydowanie spokojniejszy, jakby upijał się nie tylko alkoholem, ale i miejscem, gorącem obecnym w powietrzu i duszącym zapachem dymu tytoniowego, który powoli rozlewał się pomiędzy donicami. Na moment dłużej jeszcze zawiesił wzrok na opadającym z ramienia młodej kobiety ramiączku, uśmiechając się ledwie kącikiem ust, jakby pragnął wsunąć między nie a chłodną skórą skrywającą rozgrzaną krew palec i poprawić jej nienaganny strój, kontrastujący z zalanymi różem policzkami.
— I miałaś rację, ale jestem tylko słabym człowiekiem. Łatwo wpadam w przyjemności i ciężko mi od nich uciec — czy wspominał o nikotynie? Alkoholu? Czy o duszy romantyka ukrytej pod pragnieniem rozpusty? Tego nie wiedział nawet sam Olaf. Na usta cisnęło się pytanie o jej grzechy, przecież nie chciała go zawieść, zapamiętał te słowa nader dobrze. W zamian za to jednak milczał, wykonując dwa, może trzy kroki w jej stronę, aby zatrzymać się na tyle blisko, by woń jej ciała łaskotała nos. Pachniała słodką goryczą, utkwionym pod cienką aksamitną skórą potencjałem, który dopiero czekał, aby przebić się cierniem na zewnątrz. Wahlberg lubił dziewczęta z dobrych domów, bardziej niżeli te ochoczo chcące wzbijać się w górę po szczeblach drabin towarzyskich. Były posłuszniejsze, były prawidłowe, były zatroskane opinią autorytetów. One pod cekinami chowały łuski, lecz Ida pragnęła wolności, czuł to z każdym jej ciężkim oddechem, czuł z drżeniem jej ust, gdy dotknął ich mokrym od alkoholu kciukiem.
— Żałuję, że zanim przyszłaś, upiłem ostatni łyk whisky — choć ten wciąż lśnił na jego ustach. — A ty nie przyniosłaś wina... Czym powinniśmy się teraz raczyć? — kroplami wody ściekającymi z długich zielonych liściach frezji? Płatkami śniegu roztapiającymi się na szklanych ścianach tego miejsca?
Nieznajomy
Re: The Gardens of Babylon (I. Nørgaard & O. Wahlberg, grudzień 1995) Nie 3 Gru - 14:10
Tym razem dynamika była zupełnie inna. Po pierwsze, byli tutaj sami. Goście na poprzedniej imprezie zmuszali ich do powstrzymania się – musieli się zachować. Dlatego o wiele łatwiej było Idze kokietować mężczyznę, bo wiedziała, że nie będzie z tego powodu żadnych fizycznych konsekwencji. Jeśli miała być szczera, to nie sądziła, że go jeszcze w takich okolicznościach zobaczy. Pomimo deklaracji Olafa, to wiedziała, że mężczyźni tacy jak on nie piszą następnego dnia – czy w ogóle kiedykolwiek.
Teraz jednak ponownie złączeni przypadkiem, stali obok siebie. Co gorsza – dookoła nie było wścibskich oczu prawników, bankierów czy radiowców. Sama się w to wpakowałaś, Ida.
— Nie – odpowiedziała szybciej, niż zdążyła to przemyśleć. — Nie chcę być sama.
Wpatrywała się w niego niczym w transie. Wąż w garniturze znowu ją zahipnotyzował, gdy stawiał kroki w jej stronę. Zatrzymał się, gdy był na tyle blisko, że zapach jego perfum zrobił się intensywniejszy. Był znajomy. Unosił się już kiedyś u nich w domu, subtelnie przemykał się po korytarzach i sypialniach, jak duch lub zmora wisząca nad ich rodziną. Gdyby tylko wiedziała.
— Myślałam, że raczysz się, czym tylko zechcesz. Czy nie tak deklarowałeś się ostatnio… - podniosła brodę ciut w górę, aby móc spojrzeć mu w twarz. Z jakiegoś powodu, z jakiejś cholernej, alkoholowej głupoty, postanowiła rzucić mu wyzwanie. Bawić się dalej z ogniem i zobaczyć, co konkretnie spłonie. -… panie Wahlberg?
Jego imię w jej ustach brzmiało niemal jak komplement. Tak słodko jak wino, które krążyło w jej żyłach i oddechu.
Zastanawiała się jakie zasady obowiązują takich mężczyzn jak on. O swoich zasadach była doskonale świadoma – były jej wpajane od urodzenia, z mlekiem matki spijała kodeks młodej damy z szanowanego rodu. Cóż, stanie sam na sam z dorosłym mężczyzną z pewnością łamało kilka z nich. Ciekawiło ją natomiast, co jemu wpajała matka? Czy w ogóle – może była to rola ojca, aby wytłumaczyć synowi, co wolno zrobić z damą, a co można tylko, jeśli ma się ku temu okazję. Przez chwilę przez myśl przemknęło jej też to, że gdyby ktoś tu teraz wszedł, to ona znacznie mocniej odczułaby konsekwencję ich gry. Dla niego będzie to kolejna historia do wspominania innym dżentelmenom. Dla niej będzie to banicja na kilka dobrych lat. Gdyby tylko matka wiedziała, co ona teraz tu robi…
Teraz jednak ponownie złączeni przypadkiem, stali obok siebie. Co gorsza – dookoła nie było wścibskich oczu prawników, bankierów czy radiowców. Sama się w to wpakowałaś, Ida.
— Nie – odpowiedziała szybciej, niż zdążyła to przemyśleć. — Nie chcę być sama.
Wpatrywała się w niego niczym w transie. Wąż w garniturze znowu ją zahipnotyzował, gdy stawiał kroki w jej stronę. Zatrzymał się, gdy był na tyle blisko, że zapach jego perfum zrobił się intensywniejszy. Był znajomy. Unosił się już kiedyś u nich w domu, subtelnie przemykał się po korytarzach i sypialniach, jak duch lub zmora wisząca nad ich rodziną. Gdyby tylko wiedziała.
— Myślałam, że raczysz się, czym tylko zechcesz. Czy nie tak deklarowałeś się ostatnio… - podniosła brodę ciut w górę, aby móc spojrzeć mu w twarz. Z jakiegoś powodu, z jakiejś cholernej, alkoholowej głupoty, postanowiła rzucić mu wyzwanie. Bawić się dalej z ogniem i zobaczyć, co konkretnie spłonie. -… panie Wahlberg?
Jego imię w jej ustach brzmiało niemal jak komplement. Tak słodko jak wino, które krążyło w jej żyłach i oddechu.
Zastanawiała się jakie zasady obowiązują takich mężczyzn jak on. O swoich zasadach była doskonale świadoma – były jej wpajane od urodzenia, z mlekiem matki spijała kodeks młodej damy z szanowanego rodu. Cóż, stanie sam na sam z dorosłym mężczyzną z pewnością łamało kilka z nich. Ciekawiło ją natomiast, co jemu wpajała matka? Czy w ogóle – może była to rola ojca, aby wytłumaczyć synowi, co wolno zrobić z damą, a co można tylko, jeśli ma się ku temu okazję. Przez chwilę przez myśl przemknęło jej też to, że gdyby ktoś tu teraz wszedł, to ona znacznie mocniej odczułaby konsekwencję ich gry. Dla niego będzie to kolejna historia do wspominania innym dżentelmenom. Dla niej będzie to banicja na kilka dobrych lat. Gdyby tylko matka wiedziała, co ona teraz tu robi…
Bezimienny
Re: The Gardens of Babylon (I. Nørgaard & O. Wahlberg, grudzień 1995) Nie 3 Gru - 14:10
Nie miał w zwyczaju popisywać się brutalnością, chwytać co pragnął wbrew sprzeciwom i krzykom, nigdy też nie zasłużył sobie na miano napastnika. Słodycze i nagrody zdobywał słowem, manipulacją mającą stawiać go w roli tego, który na każdą najmniejszą rzecz zwyczajnie nie o tyle zasługuje, co ma prawo posiadać. Rzadko pisał kolejnego dnia, choć nie wymykał się nocami, za swój cel uznając uśmiech i wdzięczność na twarzy obcującej z nim kobiety. Ta jednak szybko się nudziła, gdy jej miejsce zajmowała kolejna. Długie noce przez krótkie dni powtarzały się często, a każda była wyjątkowa, każda tak samo nijaka.
Ida Nørgaard była świeża, ledwie odrosła od ziemi, aby dziś nosić sukienki odsłaniające skórę i rozrywające wyobraźnie. Kobieta tak młoda nie mogła zdawać sobie sprawy, że każdy jej gest był w stanie mężczyzn takich jak Olaf sprowadzać do jej stóp, bo choćby miała klęczeć, tak on w tej jednej sekundzie byłby w stanie dać jej choćby niebo. Jeśli spełniłaby oczekiwania. Czy dziewczęta z tak dobrych domów nie miały tego zapisanego w krwi? Zbyt wcześnie było na podobne rozważania, w końcu tkwili tu samotnie, a lecąca gdzieś w oddali muzyka nadawała chwili prostoty.
Powietrze wypuścił nieco głośniej przez nos, zadowolony, że w istocie nie chciała być tu sama. Nie zamierzał jej przecież upokarzać, zmuszać do proszenia, by został.
— Ani ja — odpowiedział jeszcze spokojnie, bo choć chwila ta nie znaczyła wiele w kalejdoskopie innych, tak nie kłamał.
Hipnotyzowała spojrzeniem i wyciągniętą w górę szyją, gdy napięta na obojczykach skóra lśniła pojedynczymi kroplami potu i zabawy. Resztki gęsiej skórki na jej ramionach rozpłynęły się gdzieś pod wpływem ukropu cieplarni. Wahlbergowi nie drgnęła dłoń, gdy ściskała się grdyka, a zarysowane tam jabłko Adama napinało się pod każdym wdechem ciepłego powietrza mieszanego z jej zapachem. Nie pragnął oszukiwać już ani jej, ani tym bardziej siebie, że mowa jest o alkoholach, jednak nie wykonał żadnego kroku w przód, nie przysunął się, choć nie grał na zwłokę, zwyczajnie raczył się tym, co chciał. Raczył się chwilą, butnie uśmiechnięty. Triumfował, gdy ego pieści tembr jej głosu.
Nie śmiałby jej tknąć bez pozwolenia, nie w ten sposób.
— Chciałbym poczęstować się smakiem kwiatów lawendy i miodu na zimnym szkle. Białego wina — smakiem szminki, która ostała się wtedy na kieliszku. Deklamował cicho i wolno. — Źródlaną wodą spływającą po skale, źródłem Nilu, szaleństwem. Szukałem go pomiędzy kryształami w barku gospodarzy, aż dotarłem tu, lecz egzotyczne cytryny są jeszcze niedojrzałe, potrzebują czasu — mówił o jednym z drzew rosnących gdzieś za jego plecami, lecz nie uraczył owych spojrzeniem, gdy monument doskonały jawił się przed oczami. Ciosana w marmurze, piękna jak młodość, przerażająca jak konsekwencja.
Ida Nørgaard była świeża, ledwie odrosła od ziemi, aby dziś nosić sukienki odsłaniające skórę i rozrywające wyobraźnie. Kobieta tak młoda nie mogła zdawać sobie sprawy, że każdy jej gest był w stanie mężczyzn takich jak Olaf sprowadzać do jej stóp, bo choćby miała klęczeć, tak on w tej jednej sekundzie byłby w stanie dać jej choćby niebo. Jeśli spełniłaby oczekiwania. Czy dziewczęta z tak dobrych domów nie miały tego zapisanego w krwi? Zbyt wcześnie było na podobne rozważania, w końcu tkwili tu samotnie, a lecąca gdzieś w oddali muzyka nadawała chwili prostoty.
Powietrze wypuścił nieco głośniej przez nos, zadowolony, że w istocie nie chciała być tu sama. Nie zamierzał jej przecież upokarzać, zmuszać do proszenia, by został.
— Ani ja — odpowiedział jeszcze spokojnie, bo choć chwila ta nie znaczyła wiele w kalejdoskopie innych, tak nie kłamał.
Hipnotyzowała spojrzeniem i wyciągniętą w górę szyją, gdy napięta na obojczykach skóra lśniła pojedynczymi kroplami potu i zabawy. Resztki gęsiej skórki na jej ramionach rozpłynęły się gdzieś pod wpływem ukropu cieplarni. Wahlbergowi nie drgnęła dłoń, gdy ściskała się grdyka, a zarysowane tam jabłko Adama napinało się pod każdym wdechem ciepłego powietrza mieszanego z jej zapachem. Nie pragnął oszukiwać już ani jej, ani tym bardziej siebie, że mowa jest o alkoholach, jednak nie wykonał żadnego kroku w przód, nie przysunął się, choć nie grał na zwłokę, zwyczajnie raczył się tym, co chciał. Raczył się chwilą, butnie uśmiechnięty. Triumfował, gdy ego pieści tembr jej głosu.
Nie śmiałby jej tknąć bez pozwolenia, nie w ten sposób.
— Chciałbym poczęstować się smakiem kwiatów lawendy i miodu na zimnym szkle. Białego wina — smakiem szminki, która ostała się wtedy na kieliszku. Deklamował cicho i wolno. — Źródlaną wodą spływającą po skale, źródłem Nilu, szaleństwem. Szukałem go pomiędzy kryształami w barku gospodarzy, aż dotarłem tu, lecz egzotyczne cytryny są jeszcze niedojrzałe, potrzebują czasu — mówił o jednym z drzew rosnących gdzieś za jego plecami, lecz nie uraczył owych spojrzeniem, gdy monument doskonały jawił się przed oczami. Ciosana w marmurze, piękna jak młodość, przerażająca jak konsekwencja.
Nieznajomy
Re: The Gardens of Babylon (I. Nørgaard & O. Wahlberg, grudzień 1995) Nie 3 Gru - 14:10
Jej kąciki ust zawędrowały do góry, gdy usłyszała, że on również nie chciał wychodzić. Czy może nie chciał, żeby była sama? Z pozoru podobne odpowiedzi, różnią się jednak znacząco, w szczególności dla młodej dziewczyny, która spijała każdego jego słowo jak spragnione zwierzę na pustyni.
Widziała, jak uporczywie stał. To, że nie zbliżył się do niej na żaden dodatkowy krok, było wymowniejsze niż gdyby się zawahał w powietrzu. Popatrzyła na rozpięty guzik jego koszuli, potem na kilka następnych, które napinały się subtelnie na jego torsie. Widać było, że jego garnitury dopasowane są z najwyższą starannością, pasują na niego jak druga skóra.
Zanim jej umysł zdążył zaprotestować, jej ciało zrobiło krok w jego stronę. Stała na tyle blisko, że gdy wydychał powietrze z nozdrzy, to ono łaskotało ją delikatnie w podniesioną do góry twarz. Przez różnicę wzrostu musiała niemal zadzierać brodę do niebios, jak w modlitwie błagalnej do bóstwa, by zesłał na nią swoje łaski. Ida nie wierzyła już w bogów. Wierzyła za to w mężczyznę stojącego tu przed nią. Cokolwiek mogłoby się wydarzyć, wątpiła, aby była zawiedziona.
Komentarz o cytrynach wybrzmiał… personalnie. Jakby nazywał ją dzieckiem, które jeszcze nie wie, co robi. Jakby bawiła się w przebieranki, a tak naprawdę powinna była już być w łóżku. Jeśli tak właśnie ją postrzegał, to być może będzie mogła to jakoś zmienić.
— Jest pan pewien? Czasami ciężko jest stwierdzić ze stuprocentową pewnością, o ile się ich nie zerwie – spytała, trzepocząc rzęsami. Złapała palcami końcówkę jego krawata i zaczęła bawić się opuszkami palców jego materiałem. — Niestety, niewiele z wymienionych przez pana, panie Wahlberg, rzeczy znajduje się gdzieś tu w zasięgu ręki. A czyż pragnień nie powinniśmy spełniać od razu, gdy pojawią się w naszym umyśle? Od niespełnionych żądz można oszaleć.
Dotyk za dotyk. Podczas ostatniego spotkania to Olaf bez ostrzeżenia naruszył jej cielesność, stąd wyrównanie rachunków wydawało się Idze fair. Sama nie wiedziała, skąd ta bezczelność się w niej wzięła. Być może chciała uniknąć podobnego finiszu, co ostatnio. Wciąż z tyłu głowy miała głos, który ostrzegał ją przed tym, do czego dążyła. Im głośniej ten głos krzyczał, tym mniej chciała przestawać.
Widziała, jak uporczywie stał. To, że nie zbliżył się do niej na żaden dodatkowy krok, było wymowniejsze niż gdyby się zawahał w powietrzu. Popatrzyła na rozpięty guzik jego koszuli, potem na kilka następnych, które napinały się subtelnie na jego torsie. Widać było, że jego garnitury dopasowane są z najwyższą starannością, pasują na niego jak druga skóra.
Zanim jej umysł zdążył zaprotestować, jej ciało zrobiło krok w jego stronę. Stała na tyle blisko, że gdy wydychał powietrze z nozdrzy, to ono łaskotało ją delikatnie w podniesioną do góry twarz. Przez różnicę wzrostu musiała niemal zadzierać brodę do niebios, jak w modlitwie błagalnej do bóstwa, by zesłał na nią swoje łaski. Ida nie wierzyła już w bogów. Wierzyła za to w mężczyznę stojącego tu przed nią. Cokolwiek mogłoby się wydarzyć, wątpiła, aby była zawiedziona.
Komentarz o cytrynach wybrzmiał… personalnie. Jakby nazywał ją dzieckiem, które jeszcze nie wie, co robi. Jakby bawiła się w przebieranki, a tak naprawdę powinna była już być w łóżku. Jeśli tak właśnie ją postrzegał, to być może będzie mogła to jakoś zmienić.
— Jest pan pewien? Czasami ciężko jest stwierdzić ze stuprocentową pewnością, o ile się ich nie zerwie – spytała, trzepocząc rzęsami. Złapała palcami końcówkę jego krawata i zaczęła bawić się opuszkami palców jego materiałem. — Niestety, niewiele z wymienionych przez pana, panie Wahlberg, rzeczy znajduje się gdzieś tu w zasięgu ręki. A czyż pragnień nie powinniśmy spełniać od razu, gdy pojawią się w naszym umyśle? Od niespełnionych żądz można oszaleć.
Dotyk za dotyk. Podczas ostatniego spotkania to Olaf bez ostrzeżenia naruszył jej cielesność, stąd wyrównanie rachunków wydawało się Idze fair. Sama nie wiedziała, skąd ta bezczelność się w niej wzięła. Być może chciała uniknąć podobnego finiszu, co ostatnio. Wciąż z tyłu głowy miała głos, który ostrzegał ją przed tym, do czego dążyła. Im głośniej ten głos krzyczał, tym mniej chciała przestawać.
Bezimienny
Re: The Gardens of Babylon (I. Nørgaard & O. Wahlberg, grudzień 1995) Nie 3 Gru - 14:11
Przerost ego często widoczny był w jego słowach, zwłaszcza tych tyczących się galerii. Ciągła potrzeba udowodnienia schorowanej na umyśle matce, że jest godzien, wykańczała młodzieńca z każdą wysoką notą w dobrej szkole, na każdej lekcji fortepianu, czy wyścigu narciarskim. Niczym marionetka miał służyć uciesze własnych rodziców, że powili idealnego chłopca, perfekcyjnego dziedzica nazwiska Wahlberg. Jedyne co było w nim prawdziwe i co zostało z tamtych lat to miłość do sztuki i pojedyncze blizny na ramionach i piersiach, gdy ataki bólączki nie ustępowały, a on w innym bólu znalazł swoje ukojenie.
Olaf był cierpliwy, nawet bardziej niż sam przypuszczał. Na efekty był w stanie czekać latami, choć czy wtedy wynik był choć trochę zadowalający?
Obserwował niemalże niewzruszenie postępującą w jego stronę Idę, choć w środku gotowała się krew, aby chwycić ją w swoje dłonie i skosztować tego kwiatu. Gładka skóra i wyciągnięta w górę szyja napinały się z każdym krokiem, gdy głowę musiała wznosić wyżej niczym poddany, niczym wierny spoglądający na bóstwo, niczym dziecko wyczekujące pozwolenia. Panna Nørgaard dzieckiem już dawno nie była, lecz wciąż pozostawała nastolatką. Niedojrzałą, spragnioną wody, lepką, o ustach wilgotnych od całej swojej młodości. Ukąszenie jej mogło zaspokoić głód, a Olaf Wahlberg głodował.
Nie była jednak anonimową dziewczyną. Pełno tu takich, a przed nim stał twór o imieniu i nazwisku należącym do jego klientki.
Nie zdążył odpowiedzieć, gdy opuszki drobnych palców chwyciły kraniec jego krawata. Garnitur dla Olafa stał się już drugą skórą, zbroją, bez której nie ruszył na pole walki. Sam gest traktował intymnie, znacznie bardziej personalnie niż dotknięcie jej ust przed paroma tygodniami. Wyprostował się, gdy przez kark przeszedł dreszcz, lecz nie cofnął na krok. Zawsze szedł do przodu, choćby miał zsunąć się z urwiska, roztrzaskując sobie czaszkę o skały.
— Wbrew pozorom, to wszystko, czego pragnę skosztować, jest tuż obok. Wystarczy mi tego poszukać — było na wyciągnięcie dłoni, którą miał wyciągnąć w przód. Nie zrobił tego, wciąż stojąc wyprostowanym i wciąż pozwalając młodej dziewczynie na zabawę jego krawatem. Doceniał przecież starania słodkiego kwiatu, który pokrywała jeszcze poranna rosa, lecz gotów był czekać, aby w głowie tej małej szumiał nie tylko alkohol, ale i jego obraz. Olaf podjął decyzję, będzie mu rozrywką i zabawą na dzisiejszy wieczór i kolejny poranek.
— Co z twoimi pragnieniami i używkami? Nie chciałaś mnie zawieść, pamiętam twoje słowa, panno Nørgaard. Proszę mi o nich opowiedzieć — odparł, a następnie nim zdążyła odpowiedzieć, w drastycznym niemal ruchu odsunął się od kobiety na krok w tył, aby następnie obejść ją i stanąć za plecami. Mógłby w ten kręgosłup schowany pod ozdabiającymi suknie sznurami pereł wbić nóż, lecz kobiecie ofiarował coś znacznie gorszego. Swój odległy oddech na karku. Przymierzał się do ofiary, badał jej ciało wzrokiem, upewniając się, że i ona to widzi gdzieś tam w odległym lustrze, częściowo przysłoniętym drzewem cytrynowym.
Olaf był cierpliwy, nawet bardziej niż sam przypuszczał. Na efekty był w stanie czekać latami, choć czy wtedy wynik był choć trochę zadowalający?
Obserwował niemalże niewzruszenie postępującą w jego stronę Idę, choć w środku gotowała się krew, aby chwycić ją w swoje dłonie i skosztować tego kwiatu. Gładka skóra i wyciągnięta w górę szyja napinały się z każdym krokiem, gdy głowę musiała wznosić wyżej niczym poddany, niczym wierny spoglądający na bóstwo, niczym dziecko wyczekujące pozwolenia. Panna Nørgaard dzieckiem już dawno nie była, lecz wciąż pozostawała nastolatką. Niedojrzałą, spragnioną wody, lepką, o ustach wilgotnych od całej swojej młodości. Ukąszenie jej mogło zaspokoić głód, a Olaf Wahlberg głodował.
Nie była jednak anonimową dziewczyną. Pełno tu takich, a przed nim stał twór o imieniu i nazwisku należącym do jego klientki.
Nie zdążył odpowiedzieć, gdy opuszki drobnych palców chwyciły kraniec jego krawata. Garnitur dla Olafa stał się już drugą skórą, zbroją, bez której nie ruszył na pole walki. Sam gest traktował intymnie, znacznie bardziej personalnie niż dotknięcie jej ust przed paroma tygodniami. Wyprostował się, gdy przez kark przeszedł dreszcz, lecz nie cofnął na krok. Zawsze szedł do przodu, choćby miał zsunąć się z urwiska, roztrzaskując sobie czaszkę o skały.
— Wbrew pozorom, to wszystko, czego pragnę skosztować, jest tuż obok. Wystarczy mi tego poszukać — było na wyciągnięcie dłoni, którą miał wyciągnąć w przód. Nie zrobił tego, wciąż stojąc wyprostowanym i wciąż pozwalając młodej dziewczynie na zabawę jego krawatem. Doceniał przecież starania słodkiego kwiatu, który pokrywała jeszcze poranna rosa, lecz gotów był czekać, aby w głowie tej małej szumiał nie tylko alkohol, ale i jego obraz. Olaf podjął decyzję, będzie mu rozrywką i zabawą na dzisiejszy wieczór i kolejny poranek.
— Co z twoimi pragnieniami i używkami? Nie chciałaś mnie zawieść, pamiętam twoje słowa, panno Nørgaard. Proszę mi o nich opowiedzieć — odparł, a następnie nim zdążyła odpowiedzieć, w drastycznym niemal ruchu odsunął się od kobiety na krok w tył, aby następnie obejść ją i stanąć za plecami. Mógłby w ten kręgosłup schowany pod ozdabiającymi suknie sznurami pereł wbić nóż, lecz kobiecie ofiarował coś znacznie gorszego. Swój odległy oddech na karku. Przymierzał się do ofiary, badał jej ciało wzrokiem, upewniając się, że i ona to widzi gdzieś tam w odległym lustrze, częściowo przysłoniętym drzewem cytrynowym.
Nieznajomy
Re: The Gardens of Babylon (I. Nørgaard & O. Wahlberg, grudzień 1995) Nie 3 Gru - 14:11
Zauważyła, że wyprostował się, gdy złapała jego krawat. Więc jednak był człowiekiem – mężczyzną, który reagował na nią podobnie jak ona na niego. Ida oczywiście nie zdawała sobie całkowicie sprawy, ze swojej wartości. Jej matka upewniła się, że dziewczyna nie miała żadnej. Przy Olafie czuła jednak, że ma coś do zaoferowania. Nawet jeśli tylko ulotnie i na chwilę. Nawet jakby miała się liczyć tylko tej nocy, w tej szklarni, wykorzysta to do ostatniej kropli. W końcu nic dwa razy się nie zdarza i nie ma dwóch podobnych nocy.
Chciała wykorzystać swoją młodość tak długo, jak miała ona dla kogoś innego taką samą wartość, jak dla niej. Skosztuj mnie, pomyślała. Nie miała jednak jeszcze na tyle odwagi, by swoje pragnienia powiedzieć tak bezprecedensowo i wprost. Społeczeństwo nauczyło ją mówić dookoła.
Przez chwilę wystraszyła się, że jej myśli zostały wyraźnie odczytane, gdy Olaf zapytał o jej pragnienia. Że posiadł już boską moc i przejrzał ją na wylot. Zastanawiała się, czy jest dla niego otwartą księgą, czy uroczą zagadką, którą odgadnie po pierwszym rozdziale i porzuci, bez dotarcia do zakończenia.
Nie odpowiedziała od razu. Jego nagła zmiana miejsca wzięła ją z zaskoczenia, jednak zanim zdążyła się odwrócić, aby na niego spojrzeć, zauważyła lustro, które wcześniej zasłaniał swoją sylwetką. Zobaczyła, jak na nią patrzył, na sznury pereł opadające na jej gołe plecy i na obcisły materiał sukienki opinający się na biodrach. Poczuła jak kolana jej miękną. Żaden mężczyzna tak na nią nie patrzył.
— Obecnie moim pragnieniem jest mówić do pana po imieniu – powiedziała, unikając drugiego pytania. Nie chciała całkowicie zignorować tematu, tylko stanąć obok. O jej używkach się nie mówi, je się pokazuje. Miała dość wyraźne przeczucie, że będzie miała okazje je dzisiaj mu pokazać.
Czekała na pozwolenie. Olaf wydawał się mężczyzną, dla którego było to ważne. Pozwalanie ludziom, kontrolowanie ich. Tu nie chodziło już o społeczne zasady dobrego wychowania młodych dam i szarmanckich dżentelmenów. Gra toczyła się o władzę, którą mu właśnie przekazała. Mogłaby po prostu wymówić jego imię. Bez pozwolenia. Wisiało ono na jej ustach jak ogrody Babilonu, ciążyło jej w myślach i desperacko chciało się wydostać.
Jeśli pan Wahlberg pozwoli.
Chciała wykorzystać swoją młodość tak długo, jak miała ona dla kogoś innego taką samą wartość, jak dla niej. Skosztuj mnie, pomyślała. Nie miała jednak jeszcze na tyle odwagi, by swoje pragnienia powiedzieć tak bezprecedensowo i wprost. Społeczeństwo nauczyło ją mówić dookoła.
Przez chwilę wystraszyła się, że jej myśli zostały wyraźnie odczytane, gdy Olaf zapytał o jej pragnienia. Że posiadł już boską moc i przejrzał ją na wylot. Zastanawiała się, czy jest dla niego otwartą księgą, czy uroczą zagadką, którą odgadnie po pierwszym rozdziale i porzuci, bez dotarcia do zakończenia.
Nie odpowiedziała od razu. Jego nagła zmiana miejsca wzięła ją z zaskoczenia, jednak zanim zdążyła się odwrócić, aby na niego spojrzeć, zauważyła lustro, które wcześniej zasłaniał swoją sylwetką. Zobaczyła, jak na nią patrzył, na sznury pereł opadające na jej gołe plecy i na obcisły materiał sukienki opinający się na biodrach. Poczuła jak kolana jej miękną. Żaden mężczyzna tak na nią nie patrzył.
— Obecnie moim pragnieniem jest mówić do pana po imieniu – powiedziała, unikając drugiego pytania. Nie chciała całkowicie zignorować tematu, tylko stanąć obok. O jej używkach się nie mówi, je się pokazuje. Miała dość wyraźne przeczucie, że będzie miała okazje je dzisiaj mu pokazać.
Czekała na pozwolenie. Olaf wydawał się mężczyzną, dla którego było to ważne. Pozwalanie ludziom, kontrolowanie ich. Tu nie chodziło już o społeczne zasady dobrego wychowania młodych dam i szarmanckich dżentelmenów. Gra toczyła się o władzę, którą mu właśnie przekazała. Mogłaby po prostu wymówić jego imię. Bez pozwolenia. Wisiało ono na jej ustach jak ogrody Babilonu, ciążyło jej w myślach i desperacko chciało się wydostać.
Jeśli pan Wahlberg pozwoli.
Nieznajomy
Re: The Gardens of Babylon (I. Nørgaard & O. Wahlberg, grudzień 1995) Nie 3 Gru - 14:13
Ida i Olaf z tematu