:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Wrzesień-październik 2000
06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg
2 posters
Nieznajomy
06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:51
06.09.2000
Lawirowała między dziesiątkami ludzkich sylwetek z całych sił starając się utrzymać równowagę, by taca w jej dłoniach pozostała stabilna. Szło jej całkiem sprawnie, póki jeden z klientów nie wcisnął przypadkiem łokcia prosto między jej żebra; butelki i szklanki zabrzęczały ostrzegawczo, gdy Val skuliła się odruchowo, asekuracyjnie przyciskając ramiona do boków. Zacisnęła zęby, mieląc w ustach przekleństwo i szarpnęła głowę w kierunku delikwenta, chcąc zapamiętać jego twarz, lecz mężczyzna zdążył już zniknąć wśród tłumu przy barze, prawdopodobnie zupełnie nieświadomy faktu, że przez jego niezdarność, w ciągu kilku następnych godzin, na jej skórze wykwitnie piękny siniak na pamiątkę tego miłego spotkania.
Gdy w końcu dotarła do stolika, najpierw ostrożnie odstawiła zamówienie na blat, po czym opadła ciężko na krzesło w rogu. Obrzuciła salkę sceptycznym spojrzeniem i westchnęła z rezygnacją nim skupiła swoją uwagę na Lumikki. Oficjalne otwarcie jej galerii miało miejsce już jakiś czas temu i od tamtej pory planowały uczcić to wydarzenie bardziej prywatnie, we własnym gronie, jednak za każdym razem wypadało im coś pilniejszego, przez co zmuszane były przekładać spotkania. Zamęt wywołany ostatnimi zniknięciami i zbrodniami odbił się znacząco na jej pracy w Departamencie Wyroczni i tak naprawdę dopiero dziś Valkyria zdołała uszczknąć z napiętego grafiku wystarczająco czasu na wypad ze szwagierką. Dlatego też, póki co, postanowiła zignorować zaskakujący tłok i sięgając po pierwszą butelkę Edderkopa posłała przyjaciółce triumfalne spojrzenie.
Chwyciła otwieracz, który barman położył na tacy i sprawnie otworzyła oba piwa: najpierw dla niej, a dopiero potem dla siebie. Następnie, wsparłszy łokieć na stoliku, uniosła naczynie ku Lumi w geście toastu i uśmiechnęła się z zadowoleniem.
– Nareszcie – oznajmiła z ulgą i zamyśliła się na moment. – Wydaje mi się, że czegokolwiek bym nie powiedziała, i tak nie uda mi się przebić Niko, więc nawet nie będę próbować – mruknęła z rozbawieniem i pokręciła głową. – Za galerię wieków minionych! – Odchrząknęła znacząco. – Chociaż nadal uważam, że "old & cursed shit" byłoby bardziej chwytliwe – oznajmiła, próbując zachować powagę, po czym stuknęła szyjką butelki w tę trzymaną przez Lumikki i upiła pierwszy, symboliczny łyk.
Odstawiła Edderkopa na blat i zaśmiała się. Cieszyło ją, że tutaj, z dala od rodowych posiadłości Oldenburgów mogły sobie pozwolić na taką swobodę; miała już serdecznie dość wina, szampana i innych, tradycyjnych trunków, które polewano na każdym oficjalnym przyjęciu, bankiecie czy nawet zwykłym spotkaniu towarzyskim.
– A teraz mów, jak ci idzie – zachęciła, przy okazji zrzucając z ramion ciemną marynarkę. Pomimo późnej pory, przez zgiełk panujący w gospodzie zrobiło jej się o wiele cieplej.
Bezimienny
Re: 06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:52
Gubiła się w czasie, zaczynała stawiać drobne kroki, które z każdą chwilą przybierały na szybkości, nakazując wreszcie niewyobrażalny pęd ciała ku celom, które stawiała przed sobą naprędce. Rozdygotanymi palcami chwytając kolejne nitki, które zdawały się być jej niezbędne do życia, niemożliwe wręcz do ominięcia, krzyczące, by złapała je i nie wypuszczała, gdyż ucieknie, przeminie, straci szansę, by wybić się raz kolejny i kolejny, a za nim następny. Bezruch nie istniał, był czymś obcym, zarezerwowanym jedynie dla tego drobnego pomieszczenia przyległego do jej galerii. Wcześniej siadywała na uczelni, obecnie posiadała swoją część świata. Tylko tam tryskająca energią sylwetka w mgnieniu oka zwijała się i trwała w skupieniu, pozwalając jednak, by palce wciąż zwinnie badały zagłębienia, zarysowania, bruzdy przedmiotów, reliktów minionych wieków. Nie odnajdywała się w próżni, szukając ciągłego zamieszania, pobudzenia, działania.
Yggdrasil był przyjemny – huczał wesoło w uszach, nim jeszcze zdołała przyjąć chociażby odrobinę alkoholu. Oczekiwała, kręcąc się lekko na siedzeniu, przekładając niezdecydowanie raz jedną, raz drugą nogę, gładząc kosmyk brązowych włosów, jak zwykle okalających jej twarz w lekkim nieładzie, okrywających grzywką błękitne oczy, wpatrujące się w każdego z gości gospody. Chociaż zdawało się, że pozostaje niezwykle rozkojarzona, wyłapywała jedynie tę właściwą sylwetkę, lawirującą pomiędzy gośćmi z zamówieniem, którego dokonały.
– Val! – widok kobiety sprawił, że Lumikki momentalnie podskoczyła na swym miejscu i uśmiechnęła się promiennie. – Dobrze, że cię nie zgniótł, wszystko widziałam. Mam z nim pogadać? – Jej uwadze nie umknął incydent sprzed kilku chwil. Chociaż był to zapewne zwykły przypadek, panna Oldenburg z rzadka siedziała cicho w takich sytuacjach. Z uwagą przyglądała się kolejnym gestom bratowej, zgrabnie otwierającej piwo. Jej słowa przywołały obrazy z dnia, w którym jej największe marzenie stało się rzeczywistością – Galeria Wieków Minionych otworzyła swe progi dla zwiedzających. Niemal namacalnie czuła ekscytację z tamtych chwil, doniosłość przemówień i błysk fleszy aparatów, gdyż rodzina nie mogła podarować sobie uwiecznienia tego momentu.
– Uwierz, próbowałam to przepchnąć, ale mina Niko mówiła tylko i wyłącznie jedno… –zachichotała mimowolnie. Owszem, Val miała cudowny pomysł i faktycznie Lumi gotowa była nagiąć zasady dla takiego drobnego smaczku, jednak oczami wyobraźni widziała przewracającego się po usłyszeniu tych rewelacji Gustafa Oldenburga. Sięgnęła po butelkę i uniosła ją tak samo jak bratowa, aby wznieść toast. – Słowa, słowa… Daj spokój Val, tak bardzo cieszę się, że w końcu możemy razem poświętować, co tam wymyślne przemowy – radosny ton nie opuszczał jej głosu. – Za galerię! Skål! – Przyssanie się do szyjki butelki poszło pannie Oldenburg niezwykle szybko, zamiast więc przyjąć jedynie symboliczny łyk piwa, gaszenie pragnienia trwało o wiele dłużej, niż ułożonej damie przystawało. Zdecydowane uderzenie szkła o stolik przerwało cały niecny proceder, po którym Lumikki złapała się za czoło.
– Aaaa, za szybkooo…- przeciągły jęk zwiastował, że nie podjęła najlepszej decyzji w swym życiu. – Zimie! Bąbelki! – Błękitne oczy mimowolnie napłynęły łzami. Dobrą chwilę opanowywała łzawienie połączone ze śmiechem.- Wybacz, jak zwykle robię głupoty… – westchnienie przebiło się przez wesołość Lumikki i sprawiło, że szybko powróciła do stanu sprzed incydentu. Siedziała już nieco spokojniej, skupiając swe spojrzenie na towarzyszce, opuszkami palców wycierając jedynie kąciki oczu.
– Jest… inaczej. Zawsze o tym marzyłam, ale nigdy nie wiedziałam w pełni, jak to będzie. Mieć coś swojego. Chyba jeszcze się uczę? Tak mi się wydaje, nie zawsze wszystko wiem, chociaż staram się doszkalać. Mimo wszystko, oprócz poszukiwania i badania, muszę teraz rozmawiać z ludźmi, przekazywać im całą wiedzę, którą posiadam. Próbować ich zainteresować, żeby chcieli wrócić, żeby przyprowadzili swych przyjaciół, rodzinę… Podoba mi się to, chociaż przyznam ci w sekrecie, że czasami mam taki dreszczyk niepokoju. Kto by pomyślał? – Lumikki była niezwykle dumna z tego, że może w końcu poszczycić się faktem, iż sama zarabia na posiadane nazwisko. Na to, aby inni zaczęli kojarzyć ją z tym miejscem, z jej otwartością, radością, jaką chciała przekazać, nie zaś z bezpłciową córką pierwszego syna jarla, małą księżniczką, zupełnie odrealnioną marionetką.
Yggdrasil był przyjemny – huczał wesoło w uszach, nim jeszcze zdołała przyjąć chociażby odrobinę alkoholu. Oczekiwała, kręcąc się lekko na siedzeniu, przekładając niezdecydowanie raz jedną, raz drugą nogę, gładząc kosmyk brązowych włosów, jak zwykle okalających jej twarz w lekkim nieładzie, okrywających grzywką błękitne oczy, wpatrujące się w każdego z gości gospody. Chociaż zdawało się, że pozostaje niezwykle rozkojarzona, wyłapywała jedynie tę właściwą sylwetkę, lawirującą pomiędzy gośćmi z zamówieniem, którego dokonały.
– Val! – widok kobiety sprawił, że Lumikki momentalnie podskoczyła na swym miejscu i uśmiechnęła się promiennie. – Dobrze, że cię nie zgniótł, wszystko widziałam. Mam z nim pogadać? – Jej uwadze nie umknął incydent sprzed kilku chwil. Chociaż był to zapewne zwykły przypadek, panna Oldenburg z rzadka siedziała cicho w takich sytuacjach. Z uwagą przyglądała się kolejnym gestom bratowej, zgrabnie otwierającej piwo. Jej słowa przywołały obrazy z dnia, w którym jej największe marzenie stało się rzeczywistością – Galeria Wieków Minionych otworzyła swe progi dla zwiedzających. Niemal namacalnie czuła ekscytację z tamtych chwil, doniosłość przemówień i błysk fleszy aparatów, gdyż rodzina nie mogła podarować sobie uwiecznienia tego momentu.
– Uwierz, próbowałam to przepchnąć, ale mina Niko mówiła tylko i wyłącznie jedno… –zachichotała mimowolnie. Owszem, Val miała cudowny pomysł i faktycznie Lumi gotowa była nagiąć zasady dla takiego drobnego smaczku, jednak oczami wyobraźni widziała przewracającego się po usłyszeniu tych rewelacji Gustafa Oldenburga. Sięgnęła po butelkę i uniosła ją tak samo jak bratowa, aby wznieść toast. – Słowa, słowa… Daj spokój Val, tak bardzo cieszę się, że w końcu możemy razem poświętować, co tam wymyślne przemowy – radosny ton nie opuszczał jej głosu. – Za galerię! Skål! – Przyssanie się do szyjki butelki poszło pannie Oldenburg niezwykle szybko, zamiast więc przyjąć jedynie symboliczny łyk piwa, gaszenie pragnienia trwało o wiele dłużej, niż ułożonej damie przystawało. Zdecydowane uderzenie szkła o stolik przerwało cały niecny proceder, po którym Lumikki złapała się za czoło.
– Aaaa, za szybkooo…- przeciągły jęk zwiastował, że nie podjęła najlepszej decyzji w swym życiu. – Zimie! Bąbelki! – Błękitne oczy mimowolnie napłynęły łzami. Dobrą chwilę opanowywała łzawienie połączone ze śmiechem.- Wybacz, jak zwykle robię głupoty… – westchnienie przebiło się przez wesołość Lumikki i sprawiło, że szybko powróciła do stanu sprzed incydentu. Siedziała już nieco spokojniej, skupiając swe spojrzenie na towarzyszce, opuszkami palców wycierając jedynie kąciki oczu.
– Jest… inaczej. Zawsze o tym marzyłam, ale nigdy nie wiedziałam w pełni, jak to będzie. Mieć coś swojego. Chyba jeszcze się uczę? Tak mi się wydaje, nie zawsze wszystko wiem, chociaż staram się doszkalać. Mimo wszystko, oprócz poszukiwania i badania, muszę teraz rozmawiać z ludźmi, przekazywać im całą wiedzę, którą posiadam. Próbować ich zainteresować, żeby chcieli wrócić, żeby przyprowadzili swych przyjaciół, rodzinę… Podoba mi się to, chociaż przyznam ci w sekrecie, że czasami mam taki dreszczyk niepokoju. Kto by pomyślał? – Lumikki była niezwykle dumna z tego, że może w końcu poszczycić się faktem, iż sama zarabia na posiadane nazwisko. Na to, aby inni zaczęli kojarzyć ją z tym miejscem, z jej otwartością, radością, jaką chciała przekazać, nie zaś z bezpłciową córką pierwszego syna jarla, małą księżniczką, zupełnie odrealnioną marionetką.
Nieznajomy
Re: 06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:52
Pokręciła głową na propozycję Lumikki. Przyszły tu dziś, by uczcić jej wielki sukces, a nie po to, by naprostowywać moralnie jakichś nieszczęśników, zapewne nawet niewartych takiej uwagi. Zresztą, gdyby nawet doszło do podobnej ostateczności, Val potrafiłaby sobie poradzić bez ingerencji szwagierki. Na ogół wolała przyglądać się jej poczynaniom i skutkom ubocznym wybuchowego temperamentu, ale istniały pewne granice, których absolutnie nie chciała przekraczać, a wysługiwanie się nią w celu zażegnania własnych problemów zawsze było jedną z nich.
— Żałuję, że mnie przy tym nie było — parsknęła, próbując wyobrazić sobie minę Niko i wykład, jakim mógł uraczyć najmłodszą z Oldenburgów po usłyszeniu takiej propozycji. Wizja ta była tym zabawniejsza, że odkąd objął nowe stanowisko, starał się przykładać o wiele większą wagę do tego co wypadało, a co nie i obie z Lumi uwielbiały testować jego cierpliwość, z czego zresztą doskonale zdawał sobie sprawę. Chyba. Prawdopodobnie.
Valkyria powstrzymała się od głośnego upomnienia, kiedy jej towarzyszka przyssała się do butelki, jak gdyby zamiast alkoholu zawierała boski nektar. To był jej dzień i mogła robić, co tylko jej się podobało... W granicach rozsądku, rzecz jasna. Kilka większych łyków piwa nie czyniło jej przecież jeszcze alkoholiczką, tak więc nie było się o co martwić. Ostatecznie po prostu zaśmiała się na głos.
— Wszystko w porządku? — chciała się upewnić, sięgając do torebki po paczkę chusteczek, którą zresztą zaraz jej podała. — Nie przejmuj się…
Przysłuchując się słowom towarzyszki, oparła oba łokcie na stoliku i przygarbiła się nieelegancko. Uznała, że odrobina swobody jej nie zaszkodzi; miała już dość sztywnego siedzenia przed biurkiem w pracy.
— Najważniejsze, że w końcu robisz to, co kochasz — podsumowała, z zadowoleniem przyjmując entuzjazm przyjaciółki. Odkąd dołączyła do ich rodziny i została tak ciepło przyjęta przez rodzeństwo Holgera, Val traktowała ich jak własnych krewnych i szczerze cieszyła się z ich sukcesów. Starała się też odwdzięczyć za okazaną jej dobroć, więc kiedy tylko mogła, służyła im pomocną dłonią czy radą. — Gdybyś miała jakikolwiek problem, pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść — dodała, a w jej głosie zabrzmiała nagła powaga.
Upiła kolejny łyk Edderkopa, nie spuszczając z Lumikki uważnego spojrzenia. Dopiero, kiedy odstawiła butelkę na blat, rozejrzała się po sali, rejestrując grająca w tle muzykę. Zmarszczyła brwi, gdy na scenie pojawili się jacyś artyści.
— To chyba wieczór z muzyką na żywo — mruknęła, bardziej do siebie niż do młodszej Oldenburg, ale zaraz na powrót skupiła na niej swoją pełną uwagę. — No dobrze, skoro już jesteśmy same, a Niko nie ma możliwości nas podsłuchać… Czy w galerii pojawił się już jakiś przystojniak, który zasłużył na twoją uwagę? — zapytała konspiracyjnym półszeptem i błysnęła zębami w znaczącym uśmiechu.
— Żałuję, że mnie przy tym nie było — parsknęła, próbując wyobrazić sobie minę Niko i wykład, jakim mógł uraczyć najmłodszą z Oldenburgów po usłyszeniu takiej propozycji. Wizja ta była tym zabawniejsza, że odkąd objął nowe stanowisko, starał się przykładać o wiele większą wagę do tego co wypadało, a co nie i obie z Lumi uwielbiały testować jego cierpliwość, z czego zresztą doskonale zdawał sobie sprawę. Chyba. Prawdopodobnie.
Valkyria powstrzymała się od głośnego upomnienia, kiedy jej towarzyszka przyssała się do butelki, jak gdyby zamiast alkoholu zawierała boski nektar. To był jej dzień i mogła robić, co tylko jej się podobało... W granicach rozsądku, rzecz jasna. Kilka większych łyków piwa nie czyniło jej przecież jeszcze alkoholiczką, tak więc nie było się o co martwić. Ostatecznie po prostu zaśmiała się na głos.
— Wszystko w porządku? — chciała się upewnić, sięgając do torebki po paczkę chusteczek, którą zresztą zaraz jej podała. — Nie przejmuj się…
Przysłuchując się słowom towarzyszki, oparła oba łokcie na stoliku i przygarbiła się nieelegancko. Uznała, że odrobina swobody jej nie zaszkodzi; miała już dość sztywnego siedzenia przed biurkiem w pracy.
— Najważniejsze, że w końcu robisz to, co kochasz — podsumowała, z zadowoleniem przyjmując entuzjazm przyjaciółki. Odkąd dołączyła do ich rodziny i została tak ciepło przyjęta przez rodzeństwo Holgera, Val traktowała ich jak własnych krewnych i szczerze cieszyła się z ich sukcesów. Starała się też odwdzięczyć za okazaną jej dobroć, więc kiedy tylko mogła, służyła im pomocną dłonią czy radą. — Gdybyś miała jakikolwiek problem, pamiętaj, że zawsze możesz do mnie przyjść — dodała, a w jej głosie zabrzmiała nagła powaga.
Upiła kolejny łyk Edderkopa, nie spuszczając z Lumikki uważnego spojrzenia. Dopiero, kiedy odstawiła butelkę na blat, rozejrzała się po sali, rejestrując grająca w tle muzykę. Zmarszczyła brwi, gdy na scenie pojawili się jacyś artyści.
— To chyba wieczór z muzyką na żywo — mruknęła, bardziej do siebie niż do młodszej Oldenburg, ale zaraz na powrót skupiła na niej swoją pełną uwagę. — No dobrze, skoro już jesteśmy same, a Niko nie ma możliwości nas podsłuchać… Czy w galerii pojawił się już jakiś przystojniak, który zasłużył na twoją uwagę? — zapytała konspiracyjnym półszeptem i błysnęła zębami w znaczącym uśmiechu.
Bezimienny
Re: 06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:52
Tym razem sięgnęła po piwo ostrożniej, oczy zdołały wyschnąć niemal zupełnie. Uśmiech wciąż nie opuszczał jej twarzy, nie mogła wyobrazić sobie lepszej okazji i towarzystwa do świętowania. Chociaż samo otwarcie i mini bankiet, który miał miejsce zaraz po nim był niezwykły, a rozmowy z przybyłymi gośćmi ciągnęły się godzinami, to dzisiaj dopiero czuła, że radość z nowego miejsca jest pełna. Ceniła obecność Val w swym życiu; jeśli miałaby wymienić jedną dobrą rzecz, która spotkała ją dzięki najstarszemu bratu, z całą pewnością wskazałaby na jego ślub z kobietą. Chociaż kilka lat wspólnego życia nie oszczędzało jej, podobnie jak reszty rodziny, Lumikki może nieco samolubnie zerkała na całą sytuację. Uzyskanie sojusznika w codziennej walce o spokój był pokrzepiającym. Rozluźniła palce, które do tej pory zaciskała na szklanej butelce i uwolniwszy dłoń machnęła nią energicznie.
– Dobrze, chociaż i tak twierdzę, że powinien dostać za swoje – westchnęła nieco zawiedziona. Przepadała za robieniem harmideru, a jeśli chodziło o robienie go w dobrej sprawie, zupełnie nie widziała innego rozwiązania, niż tylko dać się ponieść emocjom. Zdawało się jednak, że Val miała rację – nie po to przybyły do baru, aby użerać się z obcymi. – Tak, już wszystko w porządku, będę ostrożniejsza. To chyba ekscytacja – przyznała zgodnie z prawdą. Często, działania jej były szybsze od myśli i osądu sytuacji, co przypłacała niejednokrotnie większymi, bądź drobniejszymi przykrymi sytuacjami. Mimo tego, zawsze starała się o to, aby zachować twarz do końca i ewentualnie śmiać się po prostu z tego, co zrobiła. Nigdy nie brała na zbyt poważnie uwag, które miały na celu wybić ją z równowagi. Upiła nieco piwa i zmrużyła lekko oczy. – Och, Niko był zdruzgotany. – zaśmiała się.
Valkyria miała zupełną rację. Faktycznie, obecnie zajmowała się czymś, o czym marzyła od lat. Nigdy nie sądziła, że w tak młodym wieku uda się jej otworzyć własną wystawę, że w ogóle uda się jej zebrać wystarczającą liczbę eksponatów, a dziadek zaufa jej na tyle, aby powierzyć część rodowych kosztowności. Cieszyła się każdego dnia, gdy otwierała wydzieloną część piętra kamienicy na Starym Mieście. Być może, nie każda pora dnia obfitowała w ciekawskich, pragnących obejrzeć eksponaty, a mimo to, uważała, że idzie jej całkiem dobrze. Wolne godziny poświęcała na dokładne opisywanie i katalogowanie nowych przedmiotów. Zdarzało się, że przychodzili do niej gal drowie pragnący dowiedzieć się czegoś więcej o przedmiotach, które posiadali w rodzinach od wielu wieków. Chociaż nie doczekała się szumnych podróży, podczas których szukała skarbów, każdy poranek zwiastował coś ekscytującego.
– Tak… – stwierdziła z błogością malującą się na twarzy – chyba odnalazłam swoje miejsce, choć kto wie… co będzie za kilka lat, prawda? – nie twierdziła, ze zamierza się przywiązać na stałe do swej galerii. Być może w przyszłości ją rozbuduje, a sposób w jaki będzie prosperować pozwoli na zatrudnienie kogoś, kto zajmie się organizacją za nią? Wtedy będzie mieć więcej czasu na badania. Naprawdę, chociaż bardzo mocno chciała, nie potrafiła przewidzieć tego, jak potoczy się jej życie. Na chwilę obecną, była bardzo zadowolona.
– Och, kiedy będę potrzebowała pomocy? Uważaj, co mówisz… – szelmowskie spojrzenie na bratową mogło zwiastować jedynie kłopoty, jednak panna Oldenburg szybko wycofała swoją zadziorność i uśmiechnęła się serdecznie. – Obiecuję, że nie będę korzystać z twojej oferty zbyt często. Nie chcę, żebyś uciekła w popłochu, gdy zacznę dobijać się do ciebie o trzeciej w nocy. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Dziękuję.
Gwarność gospody narastała, a dźwięki muzyki, które poczęły dochodzić z głębi lokalu przykuły na chwilę uwagę dziewczyny. Pokręciła głową, jednak nie zdołała skomentować, gdyż Valkyria zadała pytanie, które wywołało na twarzy Lumikki chwilowe zawahanie.
– Cóż.. Więc… Raczej nie. No chyba, że uważasz statecznych panów około pięćdziesiątki za godne uwagi kąski. – Wypuściła powietrze z ust, a na jej twarzy poczęła malować się rezygnacja. – Pojawiają się i młodsi, ale chyba jestem ostatnio zbyt zajęta i moją uwagę wciąż bardziej przykuwają artefakty i grzebanie się w ziemi – wzruszyła ramionami i ponownie napiła się piwa.
– Dobrze, chociaż i tak twierdzę, że powinien dostać za swoje – westchnęła nieco zawiedziona. Przepadała za robieniem harmideru, a jeśli chodziło o robienie go w dobrej sprawie, zupełnie nie widziała innego rozwiązania, niż tylko dać się ponieść emocjom. Zdawało się jednak, że Val miała rację – nie po to przybyły do baru, aby użerać się z obcymi. – Tak, już wszystko w porządku, będę ostrożniejsza. To chyba ekscytacja – przyznała zgodnie z prawdą. Często, działania jej były szybsze od myśli i osądu sytuacji, co przypłacała niejednokrotnie większymi, bądź drobniejszymi przykrymi sytuacjami. Mimo tego, zawsze starała się o to, aby zachować twarz do końca i ewentualnie śmiać się po prostu z tego, co zrobiła. Nigdy nie brała na zbyt poważnie uwag, które miały na celu wybić ją z równowagi. Upiła nieco piwa i zmrużyła lekko oczy. – Och, Niko był zdruzgotany. – zaśmiała się.
Valkyria miała zupełną rację. Faktycznie, obecnie zajmowała się czymś, o czym marzyła od lat. Nigdy nie sądziła, że w tak młodym wieku uda się jej otworzyć własną wystawę, że w ogóle uda się jej zebrać wystarczającą liczbę eksponatów, a dziadek zaufa jej na tyle, aby powierzyć część rodowych kosztowności. Cieszyła się każdego dnia, gdy otwierała wydzieloną część piętra kamienicy na Starym Mieście. Być może, nie każda pora dnia obfitowała w ciekawskich, pragnących obejrzeć eksponaty, a mimo to, uważała, że idzie jej całkiem dobrze. Wolne godziny poświęcała na dokładne opisywanie i katalogowanie nowych przedmiotów. Zdarzało się, że przychodzili do niej gal drowie pragnący dowiedzieć się czegoś więcej o przedmiotach, które posiadali w rodzinach od wielu wieków. Chociaż nie doczekała się szumnych podróży, podczas których szukała skarbów, każdy poranek zwiastował coś ekscytującego.
– Tak… – stwierdziła z błogością malującą się na twarzy – chyba odnalazłam swoje miejsce, choć kto wie… co będzie za kilka lat, prawda? – nie twierdziła, ze zamierza się przywiązać na stałe do swej galerii. Być może w przyszłości ją rozbuduje, a sposób w jaki będzie prosperować pozwoli na zatrudnienie kogoś, kto zajmie się organizacją za nią? Wtedy będzie mieć więcej czasu na badania. Naprawdę, chociaż bardzo mocno chciała, nie potrafiła przewidzieć tego, jak potoczy się jej życie. Na chwilę obecną, była bardzo zadowolona.
– Och, kiedy będę potrzebowała pomocy? Uważaj, co mówisz… – szelmowskie spojrzenie na bratową mogło zwiastować jedynie kłopoty, jednak panna Oldenburg szybko wycofała swoją zadziorność i uśmiechnęła się serdecznie. – Obiecuję, że nie będę korzystać z twojej oferty zbyt często. Nie chcę, żebyś uciekła w popłochu, gdy zacznę dobijać się do ciebie o trzeciej w nocy. Nie wiem, co bym bez ciebie zrobiła. Dziękuję.
Gwarność gospody narastała, a dźwięki muzyki, które poczęły dochodzić z głębi lokalu przykuły na chwilę uwagę dziewczyny. Pokręciła głową, jednak nie zdołała skomentować, gdyż Valkyria zadała pytanie, które wywołało na twarzy Lumikki chwilowe zawahanie.
– Cóż.. Więc… Raczej nie. No chyba, że uważasz statecznych panów około pięćdziesiątki za godne uwagi kąski. – Wypuściła powietrze z ust, a na jej twarzy poczęła malować się rezygnacja. – Pojawiają się i młodsi, ale chyba jestem ostatnio zbyt zajęta i moją uwagę wciąż bardziej przykuwają artefakty i grzebanie się w ziemi – wzruszyła ramionami i ponownie napiła się piwa.
Nieznajomy
Re: 06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:52
— Miejmy nadzieję, że za te kilka lat będzie ci się powodziło tak samo dobrze. A nawet lepiej. Może wtedy na półkach wieków minionych pojawi się więcej artefaktów osobiście przywiezionych przez ciebie z odległych wykopalisk — zasugerowała, wiedząc jak bardzo serce Lumikki tęskniło do podobnych podróży i przygód. Na razie nie mogła sobie pozwolić na takie wypady, ale jak sama zauważyła, któż wiedział co przyniesie przyszłość.
Val szczerzy życzyła jej spełnienia wszystkich marzeń. Nie wspominała, że sama również chętnie potowarzyszyłaby jej na jednej z takich dzikich eskapad. Wolała zatrzymać to dla siebie, póki taka możliwość nie stanie się nieco bardziej realna; nie było sensu składać obietnic bez pokrycia. A skoro już o tym mowa...
— Nie sądzę żebym miała uciekać przed tobą w popłochu — zaśmiała się, szczerze ubawiona taką wizją. — Złożyłam ci propozycję i mam zamiar jej dotrzymać — podkreśliła, stukając opuszkiem palca w szyjkę ciemnej butelki. — Jeśli jednak nadal masz wątpliwości, zdradzę ci pewien sekret — mruknęła, obniżając głos do konspiracyjnego pomruku. Dla lepszego efektu nachyliła się nad stolikiem ku młodszej Oldenburg. — Nigdy nie ucieknę ani nie wyrzucę cię za drzwi jeśli będziesz miała ze sobą dobre jedzenie.
To mogło zabrzmieć absurdalnie, bo Valkyria nie wyglądała na taką, co lubi sobie podjeść, ale tak właśnie przedstawiała się prawda. Szczególnie, jeśli w grę wchodziły smaczne dania albo jakieś słodkości, jak na przykład, dajmy na to, pudełko bułeczek cynamonowych. Dlatego też, chociaż dobór słów mógł wskazywać na żart, ton jej głosu był śmiertelnie poważny. Pozwoliła by ujawniony sekret zawisł między nimi, po czym upiła kolejny łyk alkoholu, próbując się przy tym ponownie nie roześmiać.
Zaraz jednak skupiła się na szwagierce nieco mocniej. Przymrużyła oczy i przyjrzała się jej uroczej twarzy w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak zawstydzenia. Jej zawahanie rozbudziło w niej tylko większą ciekawość, nawet jeśli odpowiedź przeczyła, jakoby Lumi faktycznie spotkała kogoś godnego uwagi.
— Nie uważam — odpowiedziała pośpiesznie, a krzesło, na którym się odchyliła, na powrót uderzyło z trzaskiem o podłogę. — Ale istnieje spore prawdopodobieństwo, że każdy z nich ma przynajmniej jednego syna i jeśli od czasu do czasu się do nich uśmiechniesz to przy następnej wizycie przyprowadzą ich ze sobą — zauważyła, przeczesując niedbale luźne kosmyki włosów. — Na Odyna, wyobrażasz sobie minę Niko, gdyby któraś z nas powiedziała, że zamierza sobie przygruchać jakiegoś "statycznego pana koło pięćdziesiątki"? — zapytała ze śmiechem, podchwytując spojrzenie młodszej Oldenburg. Przez chwilę nawet faktycznie rozważała spłatanie mu takiego psikusa, ale szybko doszła do wniosku, że lepiej było nie drażnić smoka.
Zanim zdołała dodać coś jeszcze, od strony sceny dobiegł głośny łomot. Szmery szybko przerodziły się w rumor, a ten w kłótnie. Nie potrwała ona jednak zbyt długo, a gdy w końcu umilkła, zastąpiła ją jakaś skoczna melodia. Tytuł otworu został zastąpiony pijackim bełkotem, który podejrzanie przypominał coś w stylu "szanta dla panien i mężatek". Gdy tylko do linii melodycznej dołączył tekst, spora część pań na sali okropnie się obruszyła. Być może była to zasługa alkoholu, a być może towarzyszącego jej i Lumi nastroju, ale pioseneczka wydała się Val raczej zabawna niż gorsząca.
Val szczerzy życzyła jej spełnienia wszystkich marzeń. Nie wspominała, że sama również chętnie potowarzyszyłaby jej na jednej z takich dzikich eskapad. Wolała zatrzymać to dla siebie, póki taka możliwość nie stanie się nieco bardziej realna; nie było sensu składać obietnic bez pokrycia. A skoro już o tym mowa...
— Nie sądzę żebym miała uciekać przed tobą w popłochu — zaśmiała się, szczerze ubawiona taką wizją. — Złożyłam ci propozycję i mam zamiar jej dotrzymać — podkreśliła, stukając opuszkiem palca w szyjkę ciemnej butelki. — Jeśli jednak nadal masz wątpliwości, zdradzę ci pewien sekret — mruknęła, obniżając głos do konspiracyjnego pomruku. Dla lepszego efektu nachyliła się nad stolikiem ku młodszej Oldenburg. — Nigdy nie ucieknę ani nie wyrzucę cię za drzwi jeśli będziesz miała ze sobą dobre jedzenie.
To mogło zabrzmieć absurdalnie, bo Valkyria nie wyglądała na taką, co lubi sobie podjeść, ale tak właśnie przedstawiała się prawda. Szczególnie, jeśli w grę wchodziły smaczne dania albo jakieś słodkości, jak na przykład, dajmy na to, pudełko bułeczek cynamonowych. Dlatego też, chociaż dobór słów mógł wskazywać na żart, ton jej głosu był śmiertelnie poważny. Pozwoliła by ujawniony sekret zawisł między nimi, po czym upiła kolejny łyk alkoholu, próbując się przy tym ponownie nie roześmiać.
Zaraz jednak skupiła się na szwagierce nieco mocniej. Przymrużyła oczy i przyjrzała się jej uroczej twarzy w poszukiwaniu jakichkolwiek oznak zawstydzenia. Jej zawahanie rozbudziło w niej tylko większą ciekawość, nawet jeśli odpowiedź przeczyła, jakoby Lumi faktycznie spotkała kogoś godnego uwagi.
— Nie uważam — odpowiedziała pośpiesznie, a krzesło, na którym się odchyliła, na powrót uderzyło z trzaskiem o podłogę. — Ale istnieje spore prawdopodobieństwo, że każdy z nich ma przynajmniej jednego syna i jeśli od czasu do czasu się do nich uśmiechniesz to przy następnej wizycie przyprowadzą ich ze sobą — zauważyła, przeczesując niedbale luźne kosmyki włosów. — Na Odyna, wyobrażasz sobie minę Niko, gdyby któraś z nas powiedziała, że zamierza sobie przygruchać jakiegoś "statycznego pana koło pięćdziesiątki"? — zapytała ze śmiechem, podchwytując spojrzenie młodszej Oldenburg. Przez chwilę nawet faktycznie rozważała spłatanie mu takiego psikusa, ale szybko doszła do wniosku, że lepiej było nie drażnić smoka.
Zanim zdołała dodać coś jeszcze, od strony sceny dobiegł głośny łomot. Szmery szybko przerodziły się w rumor, a ten w kłótnie. Nie potrwała ona jednak zbyt długo, a gdy w końcu umilkła, zastąpiła ją jakaś skoczna melodia. Tytuł otworu został zastąpiony pijackim bełkotem, który podejrzanie przypominał coś w stylu "szanta dla panien i mężatek". Gdy tylko do linii melodycznej dołączył tekst, spora część pań na sali okropnie się obruszyła. Być może była to zasługa alkoholu, a być może towarzyszącego jej i Lumi nastroju, ale pioseneczka wydała się Val raczej zabawna niż gorsząca.
Bezimienny
Re: 06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:52
Policzki Lumikki zdążyły zaróżowić się lekko pod wpływem piwa, które stopniowo znikało ze smukłej butelki oraz za sprawą gorąca, które narastało w pomieszczeniu. Lokal o tej porze świętował szczyty swoich obrotów i na miejsce dwóch opuszczających go, pojawiało się czterech nowo przybyłych gości. Gwarność była przyjemna – brzęczała za uszami, przeplatającym się potokiem rozmów, zaśpiewów i występu, który trwał na niewielkiej scenie.
Słowa Val wprawiły ją w chwilową melancholię, gdy próbowała nakreślić przed sobą wizję swojego życia za kilka lat. Bratowa miała zupełną rację – młoda archeolog pragnęła liczniejszych podróży. Obcując z realnym materiałem czuła się jak ryba w wodzie i chociaż dbanie o eksponaty w galerii było przyjemne, to nie mogło równać się z ich faktycznym poszukiwaniem. Ostatnią swoją podróż odbyła kilkanaście miesięcy temu, co wywoływało w niej pewną tęsknotę i zawahanie co do tego, czy faktycznie uwiązanie się w Midgardzie było dobre.
– Myślisz, że jeszcze będę miała okazję? Czasami mam wrażenie, że łatwiej było mi podróżować w ramach zajęć prowadzonych na uczelni, niż po zakończeniu studiów. Lata lecą, a mnie przypadają nowe, rodzinne obowiązki – kwaśna mina wypłynęła na jej oblicze tak nagle, że ciężko było zrozumieć, kiedy jej nastrój zdołał się tak diametralnie zmienić. Pomimo ograniczeń, panna Oldenburg nie zamierzała jednak, tak łatwo rezygnować z własnych marzeń i wydzierała dla siebie tyle, ile się dało. Naginała granice, wciąż pozostając na bezpiecznym gruncie, jednak robiąc więcej, niż wypadałoby dziewczynie w jej wieku i w takiej rodzinie.
– Z gotowaniem może być różnie, ale znam sporo świetnych miejsc, więc będę pamiętać, żeby zawsze zamówić coś na wynos, nim odważę się zadzwonić dzwonkiem do twych drzwi. Ach, i lepiej powiedz, jak ci się tam dalej mieszka? Uciążliwie, czy znośnie? – Rozczarowanie szybko ustąpiło poruszeniu, a kwaśność miny zamieniła się w delikatny uśmieszek, który pogłębił się zdecydowanie, gdy do jej uszu dobiegł ton nowego utworu serwowanego przez dzisiejszych artystów. Parsknięcie Lumikki odbiło się echem pośród oburzenia kobiet zgromadzonych w knajpie. Dziewczyna sądziła, że zgodzą się z bratową co do tego, że powaga niektórych przechodziła najśmielsze oczekiwania. Oldenburg z rzadka krępowała się słowami, które płynęły obecnie do uszu zgromadzonych ludzi. Odnajdywała w nich raczej ton żartobliwy niż taki, który miał na celu wyjątkowo kogoś sponiewierać i urazić. Dystans w takich sytuacjach był niezwykle cenny. Nawet pijackie kłótnie nie stanowiły dla niej obecnie żadnego problemu, wzruszyła lekko ramionami i powróciła do przerwanej rozmowy, gdyż chwila, w której śledziła odgłosy otoczenia, przeciągała się zdecydowanie.
– Tak właściwie… gdyby pięćdziesięciolatek dotrzymał mi kroku i nie narzekał na stan swojego zdrowia… – zdawało się, że przez chwile całkiem poważnie zaczęła zastanawiać się nad taką opcją, która być może nie do końca miała być tylko i wyłącznie psikusem spłatanym bratu. Drobny paluszek powędrował bezwiednie ku ustom i ułożył się na nich, gdy z namysłem wywracała oczami. – Nie… odpada, przyprawiłabym takiego o zawał serca. – ciemna grzywka opadła na oczy, gdy potrząsnęła głową. – Tak jak i Niko, a dwóch trupów nie zniosłabym chyba w moim życiorysie, oczywiście poza tymi, które zdarza się nam odkrywać podczas ekspedycji – śmiech Lumi dołączył zaledwie kilka chwil po tym, jak Val sama zaczęła śmiać się ze swojego pomysłu. – Jesteśmy okrutne… – przyznała, tym razem zupełnie poważnie. Była w tym być może odrobina prawdy, gdyż Lumikki potrafiła nie tylko jawić się jako słodka, ulubienica, ale również jako stworzenie, które pełne było wyrachowania i zimnej kalkulacji. Spokojnie przechyliła butelkę i dokończyła jej zawartość.
– Fakt, lepiej zostać przy synach tychże panów. Masz zupełną rację. Boję się tylko, że zamiast młodszych facetów, przy kolejnej wizycie, zobaczę bukiet kwiatów, bądź jakiś bardziej niezręczny podarek. Wiesz, o co mi chodzi? Im bardziej się starasz, tym bardziej zwykle sprawy brną w zupełnie inną stronę – być może pomieszanie intencji zdawało się być dość zabawne, ale odwracanie wszystkich następstw… Lumi wolała nie wiedzieć, ile popłochu w najbliższych mogłoby to wywołać.
– Skoro mnie bierzesz na takie przesłuchania, to opowiadaj lepiej, jak u ciebie mają się sprawy… Nie tylko te mieszkaniowe, o których wspomniałam wcześniej, ale i sercowe. Nie wypuszczę cię, póki sama czegoś nie zdradzisz. – Oparła się łokciami i stolik i wbiła błękitne oczy w twarz Valkyrii.
Słowa Val wprawiły ją w chwilową melancholię, gdy próbowała nakreślić przed sobą wizję swojego życia za kilka lat. Bratowa miała zupełną rację – młoda archeolog pragnęła liczniejszych podróży. Obcując z realnym materiałem czuła się jak ryba w wodzie i chociaż dbanie o eksponaty w galerii było przyjemne, to nie mogło równać się z ich faktycznym poszukiwaniem. Ostatnią swoją podróż odbyła kilkanaście miesięcy temu, co wywoływało w niej pewną tęsknotę i zawahanie co do tego, czy faktycznie uwiązanie się w Midgardzie było dobre.
– Myślisz, że jeszcze będę miała okazję? Czasami mam wrażenie, że łatwiej było mi podróżować w ramach zajęć prowadzonych na uczelni, niż po zakończeniu studiów. Lata lecą, a mnie przypadają nowe, rodzinne obowiązki – kwaśna mina wypłynęła na jej oblicze tak nagle, że ciężko było zrozumieć, kiedy jej nastrój zdołał się tak diametralnie zmienić. Pomimo ograniczeń, panna Oldenburg nie zamierzała jednak, tak łatwo rezygnować z własnych marzeń i wydzierała dla siebie tyle, ile się dało. Naginała granice, wciąż pozostając na bezpiecznym gruncie, jednak robiąc więcej, niż wypadałoby dziewczynie w jej wieku i w takiej rodzinie.
– Z gotowaniem może być różnie, ale znam sporo świetnych miejsc, więc będę pamiętać, żeby zawsze zamówić coś na wynos, nim odważę się zadzwonić dzwonkiem do twych drzwi. Ach, i lepiej powiedz, jak ci się tam dalej mieszka? Uciążliwie, czy znośnie? – Rozczarowanie szybko ustąpiło poruszeniu, a kwaśność miny zamieniła się w delikatny uśmieszek, który pogłębił się zdecydowanie, gdy do jej uszu dobiegł ton nowego utworu serwowanego przez dzisiejszych artystów. Parsknięcie Lumikki odbiło się echem pośród oburzenia kobiet zgromadzonych w knajpie. Dziewczyna sądziła, że zgodzą się z bratową co do tego, że powaga niektórych przechodziła najśmielsze oczekiwania. Oldenburg z rzadka krępowała się słowami, które płynęły obecnie do uszu zgromadzonych ludzi. Odnajdywała w nich raczej ton żartobliwy niż taki, który miał na celu wyjątkowo kogoś sponiewierać i urazić. Dystans w takich sytuacjach był niezwykle cenny. Nawet pijackie kłótnie nie stanowiły dla niej obecnie żadnego problemu, wzruszyła lekko ramionami i powróciła do przerwanej rozmowy, gdyż chwila, w której śledziła odgłosy otoczenia, przeciągała się zdecydowanie.
– Tak właściwie… gdyby pięćdziesięciolatek dotrzymał mi kroku i nie narzekał na stan swojego zdrowia… – zdawało się, że przez chwile całkiem poważnie zaczęła zastanawiać się nad taką opcją, która być może nie do końca miała być tylko i wyłącznie psikusem spłatanym bratu. Drobny paluszek powędrował bezwiednie ku ustom i ułożył się na nich, gdy z namysłem wywracała oczami. – Nie… odpada, przyprawiłabym takiego o zawał serca. – ciemna grzywka opadła na oczy, gdy potrząsnęła głową. – Tak jak i Niko, a dwóch trupów nie zniosłabym chyba w moim życiorysie, oczywiście poza tymi, które zdarza się nam odkrywać podczas ekspedycji – śmiech Lumi dołączył zaledwie kilka chwil po tym, jak Val sama zaczęła śmiać się ze swojego pomysłu. – Jesteśmy okrutne… – przyznała, tym razem zupełnie poważnie. Była w tym być może odrobina prawdy, gdyż Lumikki potrafiła nie tylko jawić się jako słodka, ulubienica, ale również jako stworzenie, które pełne było wyrachowania i zimnej kalkulacji. Spokojnie przechyliła butelkę i dokończyła jej zawartość.
– Fakt, lepiej zostać przy synach tychże panów. Masz zupełną rację. Boję się tylko, że zamiast młodszych facetów, przy kolejnej wizycie, zobaczę bukiet kwiatów, bądź jakiś bardziej niezręczny podarek. Wiesz, o co mi chodzi? Im bardziej się starasz, tym bardziej zwykle sprawy brną w zupełnie inną stronę – być może pomieszanie intencji zdawało się być dość zabawne, ale odwracanie wszystkich następstw… Lumi wolała nie wiedzieć, ile popłochu w najbliższych mogłoby to wywołać.
– Skoro mnie bierzesz na takie przesłuchania, to opowiadaj lepiej, jak u ciebie mają się sprawy… Nie tylko te mieszkaniowe, o których wspomniałam wcześniej, ale i sercowe. Nie wypuszczę cię, póki sama czegoś nie zdradzisz. – Oparła się łokciami i stolik i wbiła błękitne oczy w twarz Valkyrii.
Nieznajomy
Re: 06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:52
Tak po prawdzie, już kiedy wspominała Lumikki o jedzeniu przyniesionym w darze, miała na myśli właśnie kolacje na wynosu lub gotowe, kupne przekąski. Nie zakładała, że dziewczyna przygotowałaby coś samodzielnie. Bynajmniej nie dlatego, że nie wierzyła w jej zdolności, ale dlatego, że miała w zwyczaju robić wiele rzeczy w biegu i przychodząc do Valkyrii po pomoc, na pewno nie pomyślałaby, żeby najpierw zahaczyć o kuchnię. Zajrzenie po drodze do jakiejś knajpy było nie tylko prostszym, ale też o wiele szybszym sposobem.
— Jedzenie na wynos będzie w porządku — zapewniła ją, poprawiając się na krześle.
Docisnęła plecy do oparcia i uniosła jedną nogę, by oprzeć stopę na siedzisku. Gdyby miała na sobie jeden z kompletów, jakie zwykła czasem nosić do pracy, manewr ten byłby niemożliwy, ale jeansowe spodnie poradziły sobie z nim całkiem nieźle. — Uciążliwie czy znośnie — powtórzyła za Lumi, sięgając do jednego z porzuconych na stoliku kapsli.
W zamyśleniu obróciła go kilkukrotnie w palcach, a potem przesunęła w tą i z powrotem. Próbowała utworzyć sobie na szybko listę plusów i minusów, ale ostatecznie zrezygnowała. To nie miało znaczenia, skoro tak naprawdę znała przecież odpowiedź.
— Znośne — przyznała w końcu, uśmiechając się do szwagierki półgębkiem. — To dopiero kilka miesięcy... Poza tym, nie bywam w nim na tyle często, by wyrobić sobie jakąś konkretną opinię. Dopiero od dziś będę mogła liczyć na odrobinę luzu — dodała, dopijając swoje piwo.
Tekst piosenki co rusz przyciągał jej uwagę. Czego jak czego, ale kreatywności nie można było pijakowi odmówić. Val parsknęła odruchowo przy jednym z bardziej sugestywnych wersów i zaraz zakryła usta dłonią, by to ukryć. Wolała nie narażać się na gniew co sztywniejszych klientek, gdyż każdy przejaw aprobaty dla tego przedstawienia zdawały się odbierać jako osobistą zniewagę.
Dopiero słowa Lumikki sprowadziły ją na ziemię. Valkyria zamrugała i utkwiła wzrok w towarzyszce, próbując się nie roześmiać na myśl o adoratorach w postaci wspomnianych starszych panów, którzy zamiast z synami, wrócą do galerii z naręczem prezentów dla właścicielki. Nie zdołała jednak opanować zdradzieckiego chichotu.
— Rany, nie mam pojęcia, jak mogłabyś się z tego wyplątać — westchnęła, odstawiając pustą już butelkę na stolik. — Teraz nie będę mogła pozbyć się z głowy mrugającego obleśnie rencisty — oznajmiła, po czym zamknęła oczy, wsparła czoło na dłoni i jęknęła z wyraźną rezygnacją. — Wielkie dzięki — parsknęła ku przyjaciółce, choć tak naprawdę nie miała do niej żalu.
Kiedy ponownie uniosła powieki, napotkała uważny wzrok Lumi i wiedziała już, że nie zdoła się z tego wykręcić. To w końcu ona wkroczyła na ten grząski grunt jako pierwsza. Niestety, mogła posłać szwagierce jedynie krzywy uśmiech, nie zwiastujący żadnych pikantnych historii.
— Nijak — wzruszyła ramionami. — Dotąd nie miałam zbyt wiele czasu, który mogłabym marnować na facetów — dodała i mrugnęła znacząco. — No wiesz, znajomi z pracy nie są najlepszym materiałem do tego typu zobowiązań. Do jednonocnych przygód też zresztą nie... Więcej byłoby z nimi kłopotów niż pożytku — podsumowała.
— Jedzenie na wynos będzie w porządku — zapewniła ją, poprawiając się na krześle.
Docisnęła plecy do oparcia i uniosła jedną nogę, by oprzeć stopę na siedzisku. Gdyby miała na sobie jeden z kompletów, jakie zwykła czasem nosić do pracy, manewr ten byłby niemożliwy, ale jeansowe spodnie poradziły sobie z nim całkiem nieźle. — Uciążliwie czy znośnie — powtórzyła za Lumi, sięgając do jednego z porzuconych na stoliku kapsli.
W zamyśleniu obróciła go kilkukrotnie w palcach, a potem przesunęła w tą i z powrotem. Próbowała utworzyć sobie na szybko listę plusów i minusów, ale ostatecznie zrezygnowała. To nie miało znaczenia, skoro tak naprawdę znała przecież odpowiedź.
— Znośne — przyznała w końcu, uśmiechając się do szwagierki półgębkiem. — To dopiero kilka miesięcy... Poza tym, nie bywam w nim na tyle często, by wyrobić sobie jakąś konkretną opinię. Dopiero od dziś będę mogła liczyć na odrobinę luzu — dodała, dopijając swoje piwo.
Tekst piosenki co rusz przyciągał jej uwagę. Czego jak czego, ale kreatywności nie można było pijakowi odmówić. Val parsknęła odruchowo przy jednym z bardziej sugestywnych wersów i zaraz zakryła usta dłonią, by to ukryć. Wolała nie narażać się na gniew co sztywniejszych klientek, gdyż każdy przejaw aprobaty dla tego przedstawienia zdawały się odbierać jako osobistą zniewagę.
Dopiero słowa Lumikki sprowadziły ją na ziemię. Valkyria zamrugała i utkwiła wzrok w towarzyszce, próbując się nie roześmiać na myśl o adoratorach w postaci wspomnianych starszych panów, którzy zamiast z synami, wrócą do galerii z naręczem prezentów dla właścicielki. Nie zdołała jednak opanować zdradzieckiego chichotu.
— Rany, nie mam pojęcia, jak mogłabyś się z tego wyplątać — westchnęła, odstawiając pustą już butelkę na stolik. — Teraz nie będę mogła pozbyć się z głowy mrugającego obleśnie rencisty — oznajmiła, po czym zamknęła oczy, wsparła czoło na dłoni i jęknęła z wyraźną rezygnacją. — Wielkie dzięki — parsknęła ku przyjaciółce, choć tak naprawdę nie miała do niej żalu.
Kiedy ponownie uniosła powieki, napotkała uważny wzrok Lumi i wiedziała już, że nie zdoła się z tego wykręcić. To w końcu ona wkroczyła na ten grząski grunt jako pierwsza. Niestety, mogła posłać szwagierce jedynie krzywy uśmiech, nie zwiastujący żadnych pikantnych historii.
— Nijak — wzruszyła ramionami. — Dotąd nie miałam zbyt wiele czasu, który mogłabym marnować na facetów — dodała i mrugnęła znacząco. — No wiesz, znajomi z pracy nie są najlepszym materiałem do tego typu zobowiązań. Do jednonocnych przygód też zresztą nie... Więcej byłoby z nimi kłopotów niż pożytku — podsumowała.
Bezimienny
Re: 06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:52
Przeżywała wtedy smutek – gdy wracała do momentu, w którym Valkyria postanowiła zamieszkać sama. Nigdy nie chciała, aby bratowa czuła się pod ich skrzydłami jak w złotej klatce, bez możliwości decydowania o sobie, jednak rozłąka nie była łatwa. Przez kilka lat wspólnej historii, zdawała się jej bliższa niż jakakolwiek inna kobieta w jej życiu. Mimo tego wiedziała, że to rozwiązanie będzie dla niej najlepsze – chociaż bratowa wiele czasu poświęcała swej pracy, Lumi starała się, aby kontakt pomiędzy nimi nie rozmył się tak łatwo. Propozycję ewentualnego wsparcia przyjęła z nieukrywaną radością.
Ciekawość odbiła się w jej oczach, gdy podjęła temat mieszkania. Wiedziała, że z całą pewnością nowe miejsce wymaga czasu, by poczuć się w nim w pełni swobodnie, dlatego tak zależało jej na poznaniu opinii Val.
– Skoro mówisz, że znośnie… A sąsiedzi? Jacyś ciekawi? – Przerzuciła pustą butelkę z rąk do rąk nieomal ją upuszczając w chwili roztargnienia. Poczuła nerwowe ciepło na plecach i przeżyła niemal mały zawał. Pomimo tego, nie przestała bawić się nią dalej, balansując na granicy katastrofy. Niebieskie oczy wypatrywały jakiegokolwiek – Wiem, że mówiłaś, że niewiele czasu tam spędzasz, ale może coś rzuciło ci się w oczy? W ogóle, koniecznie muszę się z tobą wybrać tam… Jakoś się dziwnie składa, że jeszcze nie było ku temu sposobności… – Stwierdzenie okraszone było udawanym wyrzutem. Tak naprawdę, zupełnie nie miała jej tego za złe, rozumiała zamieszanie wywołane pakowaniem się, przenoszeniem rzeczy. Sama nie tak dawno była w podobnej sytuacji, gdy urządzała galerię.
Kolejny komentarz przyjęła z równie sztucznie formowaną powagą, przyklejając usta do zimnego szkła butelki. Panna Oldenburg doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że prędzej, czy później przyjdzie jej zmierzyć się z decyzjami podjętymi przez rodzinę, a tyczącymi się jej przyszłości. Niemniej, wizja licznych adoratorów zadawała się całkiem pociesznym widokiem, nawet jeśli mowa była o niezręcznościach rzucanych ze strony starszych panów. Pokiwała lekko głową.
– Nie ma sprawy! – Machnęła do bratowej tak, jakby oddała jej największą na świecie przysługę. – Och, Val… Ja bym z niczego się nie musiała wyplątywać. Sądzę, że K T O Ś musiałby to za mnie zrobić – Teraz nie zamierzała ukrywać śmiechu, który dobył się z delikatnym piskiem zza szklanej bariery. Słowa zdradzały brutalną prawdę o Lumikki – często mało racjonalna i zupełnie narwana, niekoniecznie garnęła się do sprzątania po sobie brudu, licząc, że ktoś z rodziny zwykle ulituje się nad nieporadnością najmłodszej pociechy i pomoże jej wygrzebać się z błota nieprzemyślanych decyzji. Ktoś mógłby uznać to za mało dojrzałe, wręcz szczeniackie, jednak Oldenburg doskonale kalkulowała każdy swój ruch i mierzyła go pod względem ewentualnych możliwości uzyskania pomocy. Przykre, zimne wyrachowanie, które nigdy nie przebijało się spod płaszczyka uroczych, uprzejmych słów, było jej zwykłym zachowaniem, a wiedzieli o tym jedynie nieliczni. Niko, Val... może ktoś jeszcze…
Cmoknęła nieco rozczarowana.
– Czyli twierdzisz, że urzędnicy są mało ciekawi? – Zmrużyła jedno oko, drugim łypiąc na Valkyrię. Zdawało się, że wie co kobieta ma na myśli, jednak nie dała szybko za wygraną. – Ale bywasz przecież w Kruczej! Nie mów… większość kobiet widząc odznakę dostaje szajby. – Stwierdzenie czegoś tak znanego i oklepanego jak świat długi i szeroki, sprawiło, że Lumikki skrzywiła się nieznacznie. – Materiał może i średni, ale chyba dość chodliwy… – Sama niewiele miała do powiedzenia w tym temacie, jednak pokusa dogrzebania się do jakiejś ciekawej historii była nieprzemożona.
Ciekawość odbiła się w jej oczach, gdy podjęła temat mieszkania. Wiedziała, że z całą pewnością nowe miejsce wymaga czasu, by poczuć się w nim w pełni swobodnie, dlatego tak zależało jej na poznaniu opinii Val.
– Skoro mówisz, że znośnie… A sąsiedzi? Jacyś ciekawi? – Przerzuciła pustą butelkę z rąk do rąk nieomal ją upuszczając w chwili roztargnienia. Poczuła nerwowe ciepło na plecach i przeżyła niemal mały zawał. Pomimo tego, nie przestała bawić się nią dalej, balansując na granicy katastrofy. Niebieskie oczy wypatrywały jakiegokolwiek – Wiem, że mówiłaś, że niewiele czasu tam spędzasz, ale może coś rzuciło ci się w oczy? W ogóle, koniecznie muszę się z tobą wybrać tam… Jakoś się dziwnie składa, że jeszcze nie było ku temu sposobności… – Stwierdzenie okraszone było udawanym wyrzutem. Tak naprawdę, zupełnie nie miała jej tego za złe, rozumiała zamieszanie wywołane pakowaniem się, przenoszeniem rzeczy. Sama nie tak dawno była w podobnej sytuacji, gdy urządzała galerię.
Kolejny komentarz przyjęła z równie sztucznie formowaną powagą, przyklejając usta do zimnego szkła butelki. Panna Oldenburg doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że prędzej, czy później przyjdzie jej zmierzyć się z decyzjami podjętymi przez rodzinę, a tyczącymi się jej przyszłości. Niemniej, wizja licznych adoratorów zadawała się całkiem pociesznym widokiem, nawet jeśli mowa była o niezręcznościach rzucanych ze strony starszych panów. Pokiwała lekko głową.
– Nie ma sprawy! – Machnęła do bratowej tak, jakby oddała jej największą na świecie przysługę. – Och, Val… Ja bym z niczego się nie musiała wyplątywać. Sądzę, że K T O Ś musiałby to za mnie zrobić – Teraz nie zamierzała ukrywać śmiechu, który dobył się z delikatnym piskiem zza szklanej bariery. Słowa zdradzały brutalną prawdę o Lumikki – często mało racjonalna i zupełnie narwana, niekoniecznie garnęła się do sprzątania po sobie brudu, licząc, że ktoś z rodziny zwykle ulituje się nad nieporadnością najmłodszej pociechy i pomoże jej wygrzebać się z błota nieprzemyślanych decyzji. Ktoś mógłby uznać to za mało dojrzałe, wręcz szczeniackie, jednak Oldenburg doskonale kalkulowała każdy swój ruch i mierzyła go pod względem ewentualnych możliwości uzyskania pomocy. Przykre, zimne wyrachowanie, które nigdy nie przebijało się spod płaszczyka uroczych, uprzejmych słów, było jej zwykłym zachowaniem, a wiedzieli o tym jedynie nieliczni. Niko, Val... może ktoś jeszcze…
Cmoknęła nieco rozczarowana.
– Czyli twierdzisz, że urzędnicy są mało ciekawi? – Zmrużyła jedno oko, drugim łypiąc na Valkyrię. Zdawało się, że wie co kobieta ma na myśli, jednak nie dała szybko za wygraną. – Ale bywasz przecież w Kruczej! Nie mów… większość kobiet widząc odznakę dostaje szajby. – Stwierdzenie czegoś tak znanego i oklepanego jak świat długi i szeroki, sprawiło, że Lumikki skrzywiła się nieznacznie. – Materiał może i średni, ale chyba dość chodliwy… – Sama niewiele miała do powiedzenia w tym temacie, jednak pokusa dogrzebania się do jakiejś ciekawej historii była nieprzemożona.
Nieznajomy
Re: 06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:53
Decyzję o wyprowadzce z rodowych włości Oldenburgów podjęła już kilka lat temu, jeszcze przed oficjalnym zakończeniem studiów, bo chociaż Lumi, Niko i wielu innych (w tym nawet sam jarl) było jej przychylnych, w klanie wciąż pozostawały jednostki, dla których była raczej szkodnikiem niż wartościowym członkiem społeczności. To właśnie ich wzrok czuła na sobie przy każdym oficjalnym spotkaniu, to oni przy każdej nadarzającej się okazji bacznie obserwowali jej ręce, jak gdyby śmierć pierworodnego dziedzica była jej winą i spodziewali się, że pozbawiona nadzoru zaszlachtuje kogoś jeszcze... Być może mieli rację. Być może Valkyria faktycznie dokonała u bogów wymiany: życie Holgera w zamian za własne, ale nawet gdyby to była prawda - żywot jej męża zawsze niósł ze sobą jedynie krzywdę, ból i niechęć, a jego strata przyniosła korzyść im wszystkim. I chociaż Val mogła po prostu wynieść się do posiadłości odziedziczonej wraz z jego majątkiem, Midgard stanowił o wiele bardziej racjonalny wybór. W wielkiej rezydencji czekała na nią jedynie samotność, a serce miasta zawsze tętniło życiem i możliwościami.
Oczywiście, z początku brakowało jej towarzystwa najbliższych, jednak studia i praca coraz skuteczniej odwracały jej uwagę od problemu aż w końcu dziewczyna po prostu przywykła. Więcej czasu spędzała w biurze lub na terenie uczelni, a klitka, którą nazywała wtedy swoim mieszkaniem - choć niewielka - spełniała swoje podstawowe zadanie. Ciepła woda i wygodne miejsce do spania były wszystkim, czego Oldenburg potrzebowała i dopiero osiągnąwszy pierwsze sukcesy szczerze zapragnęła czegoś więcej. Dlatego też, krótko po awansie, zdecydowała się na zakup porządnego lokum.
— Właściwie — zawiesiła głos i przymrużyła w zamyśleniu oczy, rozważając konsekwencje wyjawienia Lumi tej informacji. Jednak, co złego tak naprawdę mogło się stać? — Mam dosyć osobliwego sąsiada — wyznała w końcu, a kącik jej ust drgnął zdradziecko. — Nie widziałam go, ale miałam już wątpliwą przyjemność poznać go od innej strony — mruknęła, umyślnie obniżając głos do konspiracyjnego tonu, który miał nadać tej odpowiedzi bardziej enigmatycznej otoczki.
Nie wątpiła, że Lumikki, jako wielbicielka tajemnic i zagadek, doceni jej starania.
Moment później ich konwersację wypełniły nieco inne, bardziej słodko-gorzkie nuty. Młodsza Oldenburg miała całkowitą rację, nawet gdyby do podobnego incydentu doszło, to nie ona musiałaby się przejmować rozwiązywaniem tego problemu. Na straży dobrego imienia nie tylko samej Lumi, ale też całego klanu stało o wiele większe grono zainteresowanych. Val miała już okazję osobiście się o tym przekonać.
Bez zastanowienia sięgnęła przez stolik i ujęła dłoń szwagierki. Nie tę, która bawiła się butelką, bo nie miała zamiaru pozbawiać jej zabawy, ale tę drugą, wolną od podobnych trosk. Przesunęła kciukiem po jasnej skórze dziewczęcego nadgarstka, chcąc dodać jej w ten sposób otuchy. Chciała, by dziewczyna miała pewność, że cokolwiek by się nie stało, Val będzie stała po jej stronie.
— Twierdzę, że w pracy nie mam zbyt wielu okazji poznać ich prywatnie — poprawiła,
posyłając towarzyszce znaczący uśmiech. — A nawet gdybym miała, nie spotkałam jeszcze żadnego urzędnika godnego takiej uwagi — prychnęła, tym samym psując zbudowany jeszcze przed momentem pozór dojrzałego, racjonalnego podejścia. Przy Lumikki nie musiała zgrywać niewiniątka. — Krucza to zupełnie inna historia — odparła z rozbawieniem, ale nie powiedziała nic więcej.
Zamiast tego, gdy melodia szanty dobiegła końca, Valkyria podniosła się do pionu i złożywszy dłonie w trąbkę, przyłożyła je do ust i nabrała głęboki wdech, będący zapowiedzią głośnego okrzyku.
— Bis!
A pijanemu marynarzowi nie trzeba było dwa razy powtarzać…
Oczywiście, z początku brakowało jej towarzystwa najbliższych, jednak studia i praca coraz skuteczniej odwracały jej uwagę od problemu aż w końcu dziewczyna po prostu przywykła. Więcej czasu spędzała w biurze lub na terenie uczelni, a klitka, którą nazywała wtedy swoim mieszkaniem - choć niewielka - spełniała swoje podstawowe zadanie. Ciepła woda i wygodne miejsce do spania były wszystkim, czego Oldenburg potrzebowała i dopiero osiągnąwszy pierwsze sukcesy szczerze zapragnęła czegoś więcej. Dlatego też, krótko po awansie, zdecydowała się na zakup porządnego lokum.
— Właściwie — zawiesiła głos i przymrużyła w zamyśleniu oczy, rozważając konsekwencje wyjawienia Lumi tej informacji. Jednak, co złego tak naprawdę mogło się stać? — Mam dosyć osobliwego sąsiada — wyznała w końcu, a kącik jej ust drgnął zdradziecko. — Nie widziałam go, ale miałam już wątpliwą przyjemność poznać go od innej strony — mruknęła, umyślnie obniżając głos do konspiracyjnego tonu, który miał nadać tej odpowiedzi bardziej enigmatycznej otoczki.
Nie wątpiła, że Lumikki, jako wielbicielka tajemnic i zagadek, doceni jej starania.
Moment później ich konwersację wypełniły nieco inne, bardziej słodko-gorzkie nuty. Młodsza Oldenburg miała całkowitą rację, nawet gdyby do podobnego incydentu doszło, to nie ona musiałaby się przejmować rozwiązywaniem tego problemu. Na straży dobrego imienia nie tylko samej Lumi, ale też całego klanu stało o wiele większe grono zainteresowanych. Val miała już okazję osobiście się o tym przekonać.
Bez zastanowienia sięgnęła przez stolik i ujęła dłoń szwagierki. Nie tę, która bawiła się butelką, bo nie miała zamiaru pozbawiać jej zabawy, ale tę drugą, wolną od podobnych trosk. Przesunęła kciukiem po jasnej skórze dziewczęcego nadgarstka, chcąc dodać jej w ten sposób otuchy. Chciała, by dziewczyna miała pewność, że cokolwiek by się nie stało, Val będzie stała po jej stronie.
— Twierdzę, że w pracy nie mam zbyt wielu okazji poznać ich prywatnie — poprawiła,
posyłając towarzyszce znaczący uśmiech. — A nawet gdybym miała, nie spotkałam jeszcze żadnego urzędnika godnego takiej uwagi — prychnęła, tym samym psując zbudowany jeszcze przed momentem pozór dojrzałego, racjonalnego podejścia. Przy Lumikki nie musiała zgrywać niewiniątka. — Krucza to zupełnie inna historia — odparła z rozbawieniem, ale nie powiedziała nic więcej.
Zamiast tego, gdy melodia szanty dobiegła końca, Valkyria podniosła się do pionu i złożywszy dłonie w trąbkę, przyłożyła je do ust i nabrała głęboki wdech, będący zapowiedzią głośnego okrzyku.
— Bis!
A pijanemu marynarzowi nie trzeba było dwa razy powtarzać…
Bezimienny
Re: 06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:53
Wszystko, co nosiło chociaż znamię osobliwości było dla panny Oldenburg godne zainteresowania. Nic dziwnego, że słowa Valkyrii wprawiły ją w jeszcze większe przejecie całą sprawą. Owszem, dbała o dobro swojej bratowej i jedynie z czystej troski zaprzątała sobie głowę tym, kogo Valkyria musi znosić w swym codziennym życiu. Przysunęła się nieco bliżej, jakby chciała wyciągnąć z kobiety wszelakie informacje. Błękitne oczy błyszczały i wyrażały prośbę o rozwiniecie tematu.
– O jakiej osobliwości mówisz? – Być może przemawiał przez nią zupełny brak taktu i nieelegancka potrzeba wciskania nosa w nie swoje sprawy, jednak na taką dozę swobody Lumikki pozwalała sobie jedynie w towarzystwie osób najbardziej zaufanych, a do takich całą pewnością należała Val. Wciąż bawiła się butelką, wychwytując przy okazji dźwięki pochodzące z otoczenia. Melodia szant rozchodziła się przyjemnie po pomieszczeniu, przytłumiając dotychczasowe pomruki niezadowolenia. Teraz jednak z lekka przygarbiona, podjęła ton wypowiedzi swojej towarzyszki i poczęła konspiracyjnie rozglądać się, czy przypadkiem, ktoś nie zechciał dołączyć do ich rozmowy w niezupełnie wysmakowanym stylu. – Wieczny imprezowicz, muzyk, czy zupełnie coś innego? – Okrutny uśmieszek zagościł na twarzy młodej Oldenburg, gdy przez jej głowę przewinęło się tysiąc możliwości dotyczących rzeczonej osobliwości sąsiada Val.
Zupełnie poddała się drobnym gestom ze strony bratowej. Ceniła wsparcie i to, w jaki sposób kształtowała się ich relacja. Odłożyła butelkę, aby drugą dłonią ująć palce towarzyszki. Chociaż życie w klanie Oldenburg nie zawsze niosło same przyjemności, a postawa niektórych członków familii daleka była od ideału, Lumikki nigdy nie mogła powiedzieć, że nie cieszyła się z tego, iż przyszło jej żyć właśnie w tym rodzie. Chociaż widmo najstarszego z braci, przeszywało jej drobne ciało w najmniej oczekiwanych momentach, ostre kontury Holgera zacierali ludzie tacy jak Val czy Niko. Obiecała sobie, że z dniem jego pogrzebu, nigdy więcej nie pozwoli na taki terror we własnym życiu, nie ważne, z czyjej ręki miałby pochodzić. Oby żadna z nich więcej nie musiała doświadczać takich trudności i katorgi gotowanej przez jakiegokolwiek mężczyznę. Chwila zastanowienia okryła dotychczas wyraźny uśmiech zdobiący twarz panny Oldenburg.
– Rozumiem… – odparła, jednak nieco niepewnie. Storting rządził się własnymi prawami i nie pozwalał na taką dozę swobody, jaką zwykła przejawiać nawet w życiu zawodowym młoda archeolog. Urząd kształtował ludzi, wyznaczając im dokładnie, w jakich ramach powinni się poruszać, aby wszystko działało sprawnie. Widziała to doskonale zarówno po Valkyrii jak i po starszym bracie. Czasami dziękowała w duchu, że i ona nie wybrała dla siebie takiej kariery. Z całą pewnością, trudno byłoby o przystosowanie się do osobliwych warunków. – Dla ciebie, tylko to, co najlepsze, moja droga. Masz rację, nie ma co zaprzątać sobie głowy mdłymi osobowościami… – Jeśli ktoś miał mieć względy Valkyrii, musiał się postarać, ciepła posadka nie była wszystkim. Lumikki przybrała na twarz najbardziej zadziorną minę, jaką tylko potrafiła stworzyć, unosząc lekko lewy kącik ust. – Mhm… inna historia. O tym właśnie mówiłam. – Nie drążąc jednak tematu, obejrzała się na scenę, gdzie marynarz kończył kolejny ze swych cudownych utworów wokalno-muzycznych. Zaśmiała się, po czym wtórując bratowej, krzyknęła i zaklaskała raźno w dłonie.
– Myślę, że na jednym Ederkopie się nie skończy… – westchnęła, zerkając w stronę żałośnie pustej butelki. Niekoniecznie chcąc dźwigać się z miejsca, poczęła łowić wzrokiem jakiegokolwiek nieszczęśnika, który uratowałby je od podróży w stronę baru. Starczyło zaledwie kilka chwil, aby przyczaić się na ofiarę i wcisnąć jej trochę pieniędzy. Lekko skołowany, z całą pewnością zachęcony uroczymi słowami panny Oldenburg, skierował się w rzeczoną stronę, aby uratować damy przed niedoborem wyjątkowego napoju. – No, załatwione! – Śnieżnobiałe zęby błysnęły radośnie, gdyż Lumikki była wyraźnie zadowolona ze swojego działania.
– O jakiej osobliwości mówisz? – Być może przemawiał przez nią zupełny brak taktu i nieelegancka potrzeba wciskania nosa w nie swoje sprawy, jednak na taką dozę swobody Lumikki pozwalała sobie jedynie w towarzystwie osób najbardziej zaufanych, a do takich całą pewnością należała Val. Wciąż bawiła się butelką, wychwytując przy okazji dźwięki pochodzące z otoczenia. Melodia szant rozchodziła się przyjemnie po pomieszczeniu, przytłumiając dotychczasowe pomruki niezadowolenia. Teraz jednak z lekka przygarbiona, podjęła ton wypowiedzi swojej towarzyszki i poczęła konspiracyjnie rozglądać się, czy przypadkiem, ktoś nie zechciał dołączyć do ich rozmowy w niezupełnie wysmakowanym stylu. – Wieczny imprezowicz, muzyk, czy zupełnie coś innego? – Okrutny uśmieszek zagościł na twarzy młodej Oldenburg, gdy przez jej głowę przewinęło się tysiąc możliwości dotyczących rzeczonej osobliwości sąsiada Val.
Zupełnie poddała się drobnym gestom ze strony bratowej. Ceniła wsparcie i to, w jaki sposób kształtowała się ich relacja. Odłożyła butelkę, aby drugą dłonią ująć palce towarzyszki. Chociaż życie w klanie Oldenburg nie zawsze niosło same przyjemności, a postawa niektórych członków familii daleka była od ideału, Lumikki nigdy nie mogła powiedzieć, że nie cieszyła się z tego, iż przyszło jej żyć właśnie w tym rodzie. Chociaż widmo najstarszego z braci, przeszywało jej drobne ciało w najmniej oczekiwanych momentach, ostre kontury Holgera zacierali ludzie tacy jak Val czy Niko. Obiecała sobie, że z dniem jego pogrzebu, nigdy więcej nie pozwoli na taki terror we własnym życiu, nie ważne, z czyjej ręki miałby pochodzić. Oby żadna z nich więcej nie musiała doświadczać takich trudności i katorgi gotowanej przez jakiegokolwiek mężczyznę. Chwila zastanowienia okryła dotychczas wyraźny uśmiech zdobiący twarz panny Oldenburg.
– Rozumiem… – odparła, jednak nieco niepewnie. Storting rządził się własnymi prawami i nie pozwalał na taką dozę swobody, jaką zwykła przejawiać nawet w życiu zawodowym młoda archeolog. Urząd kształtował ludzi, wyznaczając im dokładnie, w jakich ramach powinni się poruszać, aby wszystko działało sprawnie. Widziała to doskonale zarówno po Valkyrii jak i po starszym bracie. Czasami dziękowała w duchu, że i ona nie wybrała dla siebie takiej kariery. Z całą pewnością, trudno byłoby o przystosowanie się do osobliwych warunków. – Dla ciebie, tylko to, co najlepsze, moja droga. Masz rację, nie ma co zaprzątać sobie głowy mdłymi osobowościami… – Jeśli ktoś miał mieć względy Valkyrii, musiał się postarać, ciepła posadka nie była wszystkim. Lumikki przybrała na twarz najbardziej zadziorną minę, jaką tylko potrafiła stworzyć, unosząc lekko lewy kącik ust. – Mhm… inna historia. O tym właśnie mówiłam. – Nie drążąc jednak tematu, obejrzała się na scenę, gdzie marynarz kończył kolejny ze swych cudownych utworów wokalno-muzycznych. Zaśmiała się, po czym wtórując bratowej, krzyknęła i zaklaskała raźno w dłonie.
– Myślę, że na jednym Ederkopie się nie skończy… – westchnęła, zerkając w stronę żałośnie pustej butelki. Niekoniecznie chcąc dźwigać się z miejsca, poczęła łowić wzrokiem jakiegokolwiek nieszczęśnika, który uratowałby je od podróży w stronę baru. Starczyło zaledwie kilka chwil, aby przyczaić się na ofiarę i wcisnąć jej trochę pieniędzy. Lekko skołowany, z całą pewnością zachęcony uroczymi słowami panny Oldenburg, skierował się w rzeczoną stronę, aby uratować damy przed niedoborem wyjątkowego napoju. – No, załatwione! – Śnieżnobiałe zęby błysnęły radośnie, gdyż Lumikki była wyraźnie zadowolona ze swojego działania.
Nieznajomy
Re: 06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:53
— Coś zupełnie innego — odparła odruchowo, sadzając tyłek na swoim poprzednim miejscu i zaśmiała się cicho, gdy dostrzegła znaczący uśmiech szwagierki. Pochyliła się i dała jej delikatnego prztyczka w nos. — Ty mała zbereźnico, wiem w jakim kierunku podążają twoje myśli... I tym bardziej żałuję, że nie mogę wyprowadzić cię z błędu — mruknęła, kręcąc głową z dezaprobatą. Zarówno dla Lumi, jak i dla samej siebie. Damom nie przystawało przesiadywać w barze i rozprawiać nad praktykami seksualnymi obcych ludzi, a jednak... — Nie mam pewności czy jest muzykiem, ale na Odyna, panny ewidentnie tańczą, jak im zagra — przyznała, na moment chowając twarz w dłoni. Wsparła czoło pomiędzy kciukiem i palcem wskazującym, po czym uniosła brodę i przycisnęła już otwartą dłoń do ciepłego policzka, zatrzymując szczerze rozbawione, trochę może zrezygnowane spojrzenie na młodszej Oldenburg. Czekała na jej reakcję, zastanawiając się w jaki sposób zareagowałby ktokolwiek inny, gdyby znalazł się teraz na jej miejscu.
Zaraz jednak uznała, że nie ma sensu się nad tym zastanawiać i skupiła się z powrotem na temacie, który poruszyły. Nie miała pojęcia jak doszło do tego, że tak silnie skupiły się teraz na jej życiu osobistym. Nie umniejszało to jednak faktu, że Valkyrię szczególnie zainteresowała jedna kwestia.
— No dobrze, to z kim w takim razie byś mnie widziała? Jakim typem powinnam sobie zawracać głowę? — zapytała, przekrzywiając głowę na bok. Powiedzieć, że jest do tego sceptycznie nastawiona byłoby sporym niedopowiedzeniem. Mimo wszystko chciała poznać opinię Lumikki.
Val wyprostowała się i odprowadziła szwagierkę wzrokiem, gdy ta ruszyła ku namierzonemu na poczekaniu mężczyźnie. Świadomość tego, do czego Oldenburg była zdolna i zobaczenie tego na własne oczy były dwoma, zupełnie różnymi rzeczami. Obserwując, jak brunetka wciska klientowi pieniądze i wysyła go po alkohol z łatwością wprawionej w fachu manipulantki przepełniło ją zarówno dumą, jak i pewnym niepokojem. Przyjaciółka była już jednak dorosła i doskonale wiedziała, co robi... Nie potrzebowała nikogo, by dyktował jej, jak powinna się zachowywać w wolnym czasie.
— Spryciula — skwitowała głośno jej poczynania, gdy wróciła już na swoje miejsce. Pijany marynarz kończył właśnie swoją drugą, zboczoną szantę, gdy obie otrzymały nowe butelki.
Val uśmiechnęła się do nieznajomego i otworzyła swoją butelkę.
Zaraz jednak uznała, że nie ma sensu się nad tym zastanawiać i skupiła się z powrotem na temacie, który poruszyły. Nie miała pojęcia jak doszło do tego, że tak silnie skupiły się teraz na jej życiu osobistym. Nie umniejszało to jednak faktu, że Valkyrię szczególnie zainteresowała jedna kwestia.
— No dobrze, to z kim w takim razie byś mnie widziała? Jakim typem powinnam sobie zawracać głowę? — zapytała, przekrzywiając głowę na bok. Powiedzieć, że jest do tego sceptycznie nastawiona byłoby sporym niedopowiedzeniem. Mimo wszystko chciała poznać opinię Lumikki.
Val wyprostowała się i odprowadziła szwagierkę wzrokiem, gdy ta ruszyła ku namierzonemu na poczekaniu mężczyźnie. Świadomość tego, do czego Oldenburg była zdolna i zobaczenie tego na własne oczy były dwoma, zupełnie różnymi rzeczami. Obserwując, jak brunetka wciska klientowi pieniądze i wysyła go po alkohol z łatwością wprawionej w fachu manipulantki przepełniło ją zarówno dumą, jak i pewnym niepokojem. Przyjaciółka była już jednak dorosła i doskonale wiedziała, co robi... Nie potrzebowała nikogo, by dyktował jej, jak powinna się zachowywać w wolnym czasie.
— Spryciula — skwitowała głośno jej poczynania, gdy wróciła już na swoje miejsce. Pijany marynarz kończył właśnie swoją drugą, zboczoną szantę, gdy obie otrzymały nowe butelki.
Val uśmiechnęła się do nieznajomego i otworzyła swoją butelkę.
Bezimienny
Re: 06.09.2000 – Gospoda Yggdrasil – Nieznajomy: V. Oldenburg & Bezimienny: L. Oldenburg Nie 3 Gru - 13:53
Nie przepadała za zbyt długim oczekiwaniem na to, czego wymagała. Na szczęście dzisiejszy wieczór układał się wyjątkowo przyjemnie i bez większych problemów. Przypadkowy galdr współpracował dość chętnie dlatego też, wkrótce pojawiły się przed nimi nowe butelki pełne piwa. Uśmiechnęła się słodko, mrużąc lekko oczy, jednak nim zdołała powiedzieć jeszcze coś do nieznajomego mężczyzny, parsknęła na głos, gdyż salwa śmiechu, która wyrwała się z jej piersi była niezwykle nachalna. Słowa Val były wyjątkowo trafne, jednak sposób w jaki skomentowała zachowanie swej towarzyszki, zdawał się Lumi zupełnie uroczy. Być może zbyt mocno szukała sensacji, jednak czyż nie do tego przyzwyczajało obracanie się wśród Oldenburgów – do drążenia, mimowolnego wyłapywania informacji, które w przyszłości mogą się przydać do czegokolwiek. Tego nauczył ją brat, tak właśnie kształtował siostrę Niko, a ona bardzo chętnie ustępowała, będąc uczennicą niezwykle pojętną, biegłą w zakresie posiadanych umiejętności i walorów osobowościowych. Wrodzona otwartość i bezpośredniość, wiele razy ją ratowały, czasami onieśmielała tym obcych (co odczuł na sobie biedak od Ederkopa, stojąc tuż obok ich stolika i buraczący się nieprzerwanie) jednak w ostatecznym rozrachunku otrzymywała dzięki temu niezwykłą przewagę. Nabrała w końcu powietrza w wątłą pierś, wyprężając się nieco. Pomachała ręką, jakby chciała odpędzić niewidoczną muchę.
– Ja? Zbereźna? – rechot pogłębił się jedynie, gdy spojrzała w stronę czerwonego jak rak mężczyzny. – Dziękuję mój drogi, wybacz, że tak cię fatygowałyśmy, ale uratowałeś nam tym życie, uwierz… – starała się zachować powagę, skinęła grzecznie głową i pozwoliła nieznajomemu oddalić się od ich stolika. Była pewna, że więcej nie zaszczyci ich swoją obecnością, co zdawało się całkiem przyjemną wizją. Spełnił swoją rolę, ot cała historia. Oczy Lumikki rozszerzyły się jeszcze bardziej, stały się olbrzymie, przedziwnie ostro błękitne i wyraźnie spragnione wiedzy. – O bogowie… Val, masz szczęście, doprawdy… trzeba było zostać ze mną… Wyprowadzka… phi… – lekkie naburmuszenie było wyraźnie udawane i raczej miało na celu uczynienie niewinnej uszczypliwości, jednak po chwili zreflektowała się. – Następnym razem, gdy do ciebie wpadnę, przyniosę stary gramofon, mam kilka zdezelowanych płyt. Zostawimy włączone i wyjdziemy na spacer, co ty na to? – Nie czekając na odpowiedź, chwyciła za swoją butelkę z trunkiem otworzyła ją i stuknęła jej brzegiem o tę, która stała bliżej bratowej. Napiła się nieco, powoli zaczynało szumieć jej w głowie. Nigdy nie była znana ze zbyt wielkiej tolerancji na alkohol. Pytanie dotyczące wizji najlepszego kandydata dla Val spowodowało, że mimowolnie przestała wykonywać jakiekolwiek gwałtowne ruchy. Przyjrzała się towarzyszce – nie potrafiła określić tego, co siedziało w jej głowie, nie wiedziała zupełnie, z kim Valkyria byłaby najszczęśliwsza na świecie. Była jednie zgodna co do tego, że nie pozwoliłaby nigdy wraz z innymi członkami rodziny, aby historia powtórzyła się, a na jej drodze stanął ktoś podobny do najstarszego z Oldenburgów. Holger miał pozostać na zawsze przeszłością.
– No cóż… wydaje mi się, że… ech Val. Musi być naj-le-pszy, ale nie tak dobry jak ty… co to, to nie, nigdy nie może cię przyćmić. W niczym – zaznaczyła dobitnie ostatnie słowa, przywierając do szyjki butelki. Piła przez chwilę nie odzywając się ani słowem. W końcu zdecydowała, aby przerwać narastającą ciszę. – Wiesz o co mi chodzi. Z resztą, Val, ty będziesz dobrze wiedziała, kiedy taki ktoś się pojawi, a gdybyś miała jakiekolwiek wątpliwości, to krzycz. Wyciągnę z niego wszystko, bez obaw, nie zrobię mu krzywdy, ale wiesz. Nic się nie ukryje, o! – mówiła pospiesznie, plącząc się nieco. Chciała, aby Val wiedziała, że zawsze może na nią liczyć, w każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji.
Godziny mijały nieubłaganie, zwłaszcza gdy spotkanie było niezwykle przyjemne i tak mocno wyczekiwane.
Szanty, alkohol, dobre towarzystwo. Lumi była wdzięczna Valkyrii za każdą wspólnie spędzaną chwilę i korzystała tego wieczoru z danej jej swobody.
Prawdopodobnie byłyby ostatnimi gośćmi opuszczającymi gospodę gdyby nie zdrowy rozsądek nakazujący szybką ucieczkę tuż po północy.
Lumikki i Valkyria z tematu
– Ja? Zbereźna? – rechot pogłębił się jedynie, gdy spojrzała w stronę czerwonego jak rak mężczyzny. – Dziękuję mój drogi, wybacz, że tak cię fatygowałyśmy, ale uratowałeś nam tym życie, uwierz… – starała się zachować powagę, skinęła grzecznie głową i pozwoliła nieznajomemu oddalić się od ich stolika. Była pewna, że więcej nie zaszczyci ich swoją obecnością, co zdawało się całkiem przyjemną wizją. Spełnił swoją rolę, ot cała historia. Oczy Lumikki rozszerzyły się jeszcze bardziej, stały się olbrzymie, przedziwnie ostro błękitne i wyraźnie spragnione wiedzy. – O bogowie… Val, masz szczęście, doprawdy… trzeba było zostać ze mną… Wyprowadzka… phi… – lekkie naburmuszenie było wyraźnie udawane i raczej miało na celu uczynienie niewinnej uszczypliwości, jednak po chwili zreflektowała się. – Następnym razem, gdy do ciebie wpadnę, przyniosę stary gramofon, mam kilka zdezelowanych płyt. Zostawimy włączone i wyjdziemy na spacer, co ty na to? – Nie czekając na odpowiedź, chwyciła za swoją butelkę z trunkiem otworzyła ją i stuknęła jej brzegiem o tę, która stała bliżej bratowej. Napiła się nieco, powoli zaczynało szumieć jej w głowie. Nigdy nie była znana ze zbyt wielkiej tolerancji na alkohol. Pytanie dotyczące wizji najlepszego kandydata dla Val spowodowało, że mimowolnie przestała wykonywać jakiekolwiek gwałtowne ruchy. Przyjrzała się towarzyszce – nie potrafiła określić tego, co siedziało w jej głowie, nie wiedziała zupełnie, z kim Valkyria byłaby najszczęśliwsza na świecie. Była jednie zgodna co do tego, że nie pozwoliłaby nigdy wraz z innymi członkami rodziny, aby historia powtórzyła się, a na jej drodze stanął ktoś podobny do najstarszego z Oldenburgów. Holger miał pozostać na zawsze przeszłością.
– No cóż… wydaje mi się, że… ech Val. Musi być naj-le-pszy, ale nie tak dobry jak ty… co to, to nie, nigdy nie może cię przyćmić. W niczym – zaznaczyła dobitnie ostatnie słowa, przywierając do szyjki butelki. Piła przez chwilę nie odzywając się ani słowem. W końcu zdecydowała, aby przerwać narastającą ciszę. – Wiesz o co mi chodzi. Z resztą, Val, ty będziesz dobrze wiedziała, kiedy taki ktoś się pojawi, a gdybyś miała jakiekolwiek wątpliwości, to krzycz. Wyciągnę z niego wszystko, bez obaw, nie zrobię mu krzywdy, ale wiesz. Nic się nie ukryje, o! – mówiła pospiesznie, plącząc się nieco. Chciała, aby Val wiedziała, że zawsze może na nią liczyć, w każdej, nawet najbardziej beznadziejnej sytuacji.
Godziny mijały nieubłaganie, zwłaszcza gdy spotkanie było niezwykle przyjemne i tak mocno wyczekiwane.
Szanty, alkohol, dobre towarzystwo. Lumi była wdzięczna Valkyrii za każdą wspólnie spędzaną chwilę i korzystała tego wieczoru z danej jej swobody.
Prawdopodobnie byłyby ostatnimi gośćmi opuszczającymi gospodę gdyby nie zdrowy rozsądek nakazujący szybką ucieczkę tuż po północy.
Lumikki i Valkyria z tematu