:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
16.11.2000 – Prywatne pokoje – Nieznajomy: S. Moen & Bezimienny: S. Landsverk
2 posters
Bezimienny
16.11.2000
Dzisiejszego wieczora postanowił się zrelaksować. Od dawna nie miał żony, z którą mógłby spędzić ten czas, a po rozwodzie nie angażował się w jakiekolwiek związki. Nie miał na to czasu, ani ochoty. Być może źle do tego podchodził, lecz wybrał taką drogę, która bywała prostsza. Jego praca bywała na tyle wymagająca, że wolał sobie nie dodawać więcej wyzwań.
Przyszedł do galerii ukrywając się w cieniu. Starał się nie rzucać w oczy za to sam obserwował całe otoczenie. Dzisiaj miał ochotę na relaks w specjalnej scenerii. Wybrał obraz na którym były gorące źródła w przytulnym zajeździe na tle gwieździstego nieba. Chciał potaplać się w wodzie, lecz mieć odrobinę prywatności dlatego nie skorzystał z Jeziora Uciech. Na szczęście magia była na tyle niesamowita, że mógł ten plan zrealizować.
Kupił obraz i od razu udał się do odpowiedniego pokoju. Będąc wewnątrz rozejrzał się po niesamowitej, magicznej scenerii. Na razie był sam. Powoli się rozebrał i wszedł do ciepłej, lekko parującej wody. Oparł się wygodnie plecami o kamienie i zaczął delektować się kąpielą. Najświeższe rany, które już zdążyły zamienić się w nowe blizny odetchnęły z ulgą. Gorąca woda dobrze im robiła.
Wylegując się zamknął oczy wytężając za to swój słuch. Chciał posłuchać całego otoczenia, co poskutkowało tym że coraz bardziej doceniał magiczne pomieszczenia. Było tutaj bardzo realistycznie. Słychać było delikatny szelest liści, śpiewające swoją pieśń świerszcze w oddali i wiele innych.
Nieznajomy
Samotność nie trwała długo. W królestwie utkanym z magii odnalazł gorące źródło otulone
śniegiem i górskim krajobrazem; ku zafałszowanemu niebu pięły się równie zafałszowane sosny, gdzieś w oddali swoją melodię wygrywały świerszcze pobudzone do życia wszechobecną ułudą, przypominając, że niemal nic nie było tu prawdziwe. Rzadko bywało - ale nikt o to nie dbał; nie dbała też ona, boso stąpająca po śniegu, który magiczną intencją drażnił zmysły wyobrażeniem chłodu, ten jednak wydawał się o wiele delikatniejszy od prawdziwej, listopadowej zawieruchy moszczącej się na świecie poza granicami Besettelse.
Ćma wyłoniła się z cienia za jego plecami, choć nie miała wątpliwości, że mężczyzna niemal mechanicznie wychwycił jej obecność. Powietrze przesiąknęło znajomym cytrusowym zapachem perfum, podczas gdy sukienka o długim trenie sunęła za nią po podłożu, uszyta ze śniegu. W rzeczywistości materiał był biały, zwiewny, jedwabny, lecz nikogo nie interesowała tu rzeczywistość - a uzdolnieni magicy zatrudniani przez Wahlberga czynili cuda, nawet kreacje tworząc jak ze snów. We włosach miała drobinki kropelek zastygniętych w mrozie, zlodowaconych, jedynie usta smagał ciepły koral, bliźniaczo podkreślający też oczy. Królowa śniegu - powinna rozpływać się wśród gorąca parującego od wody wypełniającej źródełko, a jednak wciąż trwała w tym odległym dominium, z gracją opadająca na kolana za plecami kąpiącego się, zrelaksowanego mężczyzny. Klienta - jednego z tych stałych, wiedzionych potrzebą kobiecej bliskości po tym, jak rozwód dobiegł sfinalizowania.
Miękkie dłonie najpierw przysłoniły Sigurdowi oczy. Potem dopiero rozległ się głos. - Co zrobisz, jeśli odbiorę ci wzrok? - spytała szeptem, nachylona do jego uszu, uśmiechnięta sennie; oboje wiedzieli, że w Besettelse był bezpieczny, a jednak Fjaril pozwalała sobie igrać ze zmysłami mężczyzny, palce przesuwając potem na płatki uszu. - Co zrobisz, jeśli odbiorę ci słuch? - ciągnęła, pozwoliwszy, by kosmyki miodowych włosów załaskotały obnażoną w nagości skórę umięśnionych ramion. Mogłaby go okłamać, konfabulować słodko, że tęskniła - a jednak nie zrobiła tego, nie dziś, zamiast silenia się na tradycyjne powitania skoncentrowana na tym, by jeden z opuszków sięgnął jego ust, przesuwając paznokciem po odnalezionej tam dolnej wardze. - Co zrobisz, jeśli odbiorę ci smak? - co zrobisz bez zmysłów, z których żyjesz, Sigurdzie?
śniegiem i górskim krajobrazem; ku zafałszowanemu niebu pięły się równie zafałszowane sosny, gdzieś w oddali swoją melodię wygrywały świerszcze pobudzone do życia wszechobecną ułudą, przypominając, że niemal nic nie było tu prawdziwe. Rzadko bywało - ale nikt o to nie dbał; nie dbała też ona, boso stąpająca po śniegu, który magiczną intencją drażnił zmysły wyobrażeniem chłodu, ten jednak wydawał się o wiele delikatniejszy od prawdziwej, listopadowej zawieruchy moszczącej się na świecie poza granicami Besettelse.
Ćma wyłoniła się z cienia za jego plecami, choć nie miała wątpliwości, że mężczyzna niemal mechanicznie wychwycił jej obecność. Powietrze przesiąknęło znajomym cytrusowym zapachem perfum, podczas gdy sukienka o długim trenie sunęła za nią po podłożu, uszyta ze śniegu. W rzeczywistości materiał był biały, zwiewny, jedwabny, lecz nikogo nie interesowała tu rzeczywistość - a uzdolnieni magicy zatrudniani przez Wahlberga czynili cuda, nawet kreacje tworząc jak ze snów. We włosach miała drobinki kropelek zastygniętych w mrozie, zlodowaconych, jedynie usta smagał ciepły koral, bliźniaczo podkreślający też oczy. Królowa śniegu - powinna rozpływać się wśród gorąca parującego od wody wypełniającej źródełko, a jednak wciąż trwała w tym odległym dominium, z gracją opadająca na kolana za plecami kąpiącego się, zrelaksowanego mężczyzny. Klienta - jednego z tych stałych, wiedzionych potrzebą kobiecej bliskości po tym, jak rozwód dobiegł sfinalizowania.
Miękkie dłonie najpierw przysłoniły Sigurdowi oczy. Potem dopiero rozległ się głos. - Co zrobisz, jeśli odbiorę ci wzrok? - spytała szeptem, nachylona do jego uszu, uśmiechnięta sennie; oboje wiedzieli, że w Besettelse był bezpieczny, a jednak Fjaril pozwalała sobie igrać ze zmysłami mężczyzny, palce przesuwając potem na płatki uszu. - Co zrobisz, jeśli odbiorę ci słuch? - ciągnęła, pozwoliwszy, by kosmyki miodowych włosów załaskotały obnażoną w nagości skórę umięśnionych ramion. Mogłaby go okłamać, konfabulować słodko, że tęskniła - a jednak nie zrobiła tego, nie dziś, zamiast silenia się na tradycyjne powitania skoncentrowana na tym, by jeden z opuszków sięgnął jego ust, przesuwając paznokciem po odnalezionej tam dolnej wardze. - Co zrobisz, jeśli odbiorę ci smak? - co zrobisz bez zmysłów, z których żyjesz, Sigurdzie?
Bezimienny
Cisza i spokój nawet nieprawdziwa była bardzo kojąca. Mógł na chwilę zapomnieć o zmartwieniach, obowiązkach i wyciszyć wewnętrzne ja. Uciekł w świat fantazji zapominając o otaczającej go rzeczywistości. Nie robił tego często, ponieważ nie chciał się przyzwyczajać. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego jakimi zasadami kieruje się to miejsce i że wszystko jest grą. Nikt nigdy nic poważnego nie mówi aby nie robić kłopotów i nie wprowadzać spraw zewnętrznych do tego magicznego miejsca.
Prawda, wyczuł a bardziej usłyszał Sage. Jego zmysły zawsze były na najwyższych obrotach. To pozwalało przetrwać mu tak długo. Nie ruszył się nawet o centymetr gdy dziewczyna położyła swoje zgrabne dłonie na jego oczach.
- Hm... Będę widział Cię słuchem, tak jak "zobaczyłem" że idziesz boso ciągnąc po podłożu końcówki sukienki. - odpowiedział bardzo spokojnie z lekkim uśmiechem. Miał donośny, ale zarazem cichy ton głosu, niektórzy mogliby stwierdzić że uspokajający. Był Wysłannikiem, musiał znać kilka sztuczek aby osiągać swoje cele. Jednym z nich było wykorzystanie swojego głosu. Saga kontynuowała zabawę a Sigurd poszedł jej śladem. - Wtedy będę widział i słyszał dotykiem. Każde drganie pod palcami pozwoli mi zobaczyć i usłyszeć otoczenie. - ponownie odpowiedział zachowując swój naturalny spokój. Nie miał odpowiedzi na każde pytanie. Tak naprawdę nie wiedziałby co mógłby zrobić bez wzroku i słuchu. Musiałby się zdać na własny instynkt przetrwania.
- Jeżeli zabierzesz mi smak będę musiał poddać się woli Bogów, którzy zapewne obdarzyliby mnie nowym zmysłem, abym mógł wypełnić swoje przeznaczenie. Chyba że właśnie to było mi przeznaczone. - co by nie mówić o Sigurdzie był wierzącym. Wierzył w przeznaczenie, w odgórny cel, który jest wyznaczony każdemu człowiekowi, lecz jak ono się wypełni to już zależy od nich samych. Landsverk podejrzewał co Norny wytkały na jego płótnie losu i jeżeli taka będzie wola Bogów podda się temu.
Prawda, wyczuł a bardziej usłyszał Sage. Jego zmysły zawsze były na najwyższych obrotach. To pozwalało przetrwać mu tak długo. Nie ruszył się nawet o centymetr gdy dziewczyna położyła swoje zgrabne dłonie na jego oczach.
- Hm... Będę widział Cię słuchem, tak jak "zobaczyłem" że idziesz boso ciągnąc po podłożu końcówki sukienki. - odpowiedział bardzo spokojnie z lekkim uśmiechem. Miał donośny, ale zarazem cichy ton głosu, niektórzy mogliby stwierdzić że uspokajający. Był Wysłannikiem, musiał znać kilka sztuczek aby osiągać swoje cele. Jednym z nich było wykorzystanie swojego głosu. Saga kontynuowała zabawę a Sigurd poszedł jej śladem. - Wtedy będę widział i słyszał dotykiem. Każde drganie pod palcami pozwoli mi zobaczyć i usłyszeć otoczenie. - ponownie odpowiedział zachowując swój naturalny spokój. Nie miał odpowiedzi na każde pytanie. Tak naprawdę nie wiedziałby co mógłby zrobić bez wzroku i słuchu. Musiałby się zdać na własny instynkt przetrwania.
- Jeżeli zabierzesz mi smak będę musiał poddać się woli Bogów, którzy zapewne obdarzyliby mnie nowym zmysłem, abym mógł wypełnić swoje przeznaczenie. Chyba że właśnie to było mi przeznaczone. - co by nie mówić o Sigurdzie był wierzącym. Wierzył w przeznaczenie, w odgórny cel, który jest wyznaczony każdemu człowiekowi, lecz jak ono się wypełni to już zależy od nich samych. Landsverk podejrzewał co Norny wytkały na jego płótnie losu i jeżeli taka będzie wola Bogów podda się temu.
Nieznajomy
W odpowiedziach mężczyzny kryła się pewna poezja.
Jej sens łagodnie kołysał Sagę - nie, Fjaril - do kolejnego uśmiechu, kiedy tym razem pochyliła się do ucha mężczyzny i pozwoliła, by kosmyk miodowych loków zatańczył tuż obok uwrażliwionej skóry, niechybnie łaskocząc ją bliższą obecnością.
- To nie końcówki - wyznała, po czym sięgnęła do długiego trenu ze śnieżnej faktury i ułożyła go na ramieniu mężczyzny. Kiedy tylko zaczarowany materiał dotknął gorącej wody w źródełku, zamienił się w tchnienie pary unoszącej się ku górze, rozpryskającej się potem w migotliwe cząsteczki, nim i te znikły w zapomnianym nieistnieniu. - Podoba ci się? - spytała Sigurda; wszystko w tym pokoju, włącznie z nią samą, miało sprawić mu przyjemność. Ćmy spełniały marzenia - czy więc sprostała wymaganiom co do odwzorowania kreacji widocznej na płótnie? Nie mógł, co prawda, dostrzec jeszcze głębokiego dekoltu sięgającego pępka, zwieńczonego pod obojczykami naszyjnikiem o wisiorze błyszczącym jak gwiazdy na nocnym niebie, ale dotychczas nikomu, nawet najsławniejszym projektantom nie udało się śniegu przeistoczyć w szwalny materiał. Tylko im. Magikom, wirtuozom z Besettelse.
Cofnęła się niespiesznie, podniosłszy się z kolan, by potem gładkim krokiem obejść brzeg akwenu; bosą stopą stawała na ciepłych kamieniach sygnujących jego granice, zachowująca równowagę, zupełnie jakby nierówna powierzchnia nie stanowiła żadnego dyskomfortu - a gdy wreszcie stanęła naprzeciw niego, smukła, zwiewna, zimowa, tak, jak sobie tego życzył, z głową lekko pochyloną do boku i powabem zaklętym w spojrzeniu.
- A może poddasz się mojej woli, Sigurdzie? - podjęła, znów sięgnąwszy do trenu, by tym razem pozwolić materiałowi niemal całkowicie zanurzyć się w głębinie jego nadprogramową długością; zniknął w niej, tak samo jak wcześniej uczynił to skrawek opadający na ciało klienta. - Będzie o wiele przyjemniejsza niż wola bogów. Po co ci przeznaczenie trwające zbyt długo? Nie dzisiaj. Nie tutaj - obiecywała miękko, skłoniła się delikatnie do przodu i wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, by ten pomógł jej wejść do źródła.
Jej sens łagodnie kołysał Sagę - nie, Fjaril - do kolejnego uśmiechu, kiedy tym razem pochyliła się do ucha mężczyzny i pozwoliła, by kosmyk miodowych loków zatańczył tuż obok uwrażliwionej skóry, niechybnie łaskocząc ją bliższą obecnością.
- To nie końcówki - wyznała, po czym sięgnęła do długiego trenu ze śnieżnej faktury i ułożyła go na ramieniu mężczyzny. Kiedy tylko zaczarowany materiał dotknął gorącej wody w źródełku, zamienił się w tchnienie pary unoszącej się ku górze, rozpryskającej się potem w migotliwe cząsteczki, nim i te znikły w zapomnianym nieistnieniu. - Podoba ci się? - spytała Sigurda; wszystko w tym pokoju, włącznie z nią samą, miało sprawić mu przyjemność. Ćmy spełniały marzenia - czy więc sprostała wymaganiom co do odwzorowania kreacji widocznej na płótnie? Nie mógł, co prawda, dostrzec jeszcze głębokiego dekoltu sięgającego pępka, zwieńczonego pod obojczykami naszyjnikiem o wisiorze błyszczącym jak gwiazdy na nocnym niebie, ale dotychczas nikomu, nawet najsławniejszym projektantom nie udało się śniegu przeistoczyć w szwalny materiał. Tylko im. Magikom, wirtuozom z Besettelse.
Cofnęła się niespiesznie, podniosłszy się z kolan, by potem gładkim krokiem obejść brzeg akwenu; bosą stopą stawała na ciepłych kamieniach sygnujących jego granice, zachowująca równowagę, zupełnie jakby nierówna powierzchnia nie stanowiła żadnego dyskomfortu - a gdy wreszcie stanęła naprzeciw niego, smukła, zwiewna, zimowa, tak, jak sobie tego życzył, z głową lekko pochyloną do boku i powabem zaklętym w spojrzeniu.
- A może poddasz się mojej woli, Sigurdzie? - podjęła, znów sięgnąwszy do trenu, by tym razem pozwolić materiałowi niemal całkowicie zanurzyć się w głębinie jego nadprogramową długością; zniknął w niej, tak samo jak wcześniej uczynił to skrawek opadający na ciało klienta. - Będzie o wiele przyjemniejsza niż wola bogów. Po co ci przeznaczenie trwające zbyt długo? Nie dzisiaj. Nie tutaj - obiecywała miękko, skłoniła się delikatnie do przodu i wyciągnęła dłoń w kierunku mężczyzny, by ten pomógł jej wejść do źródła.
Bezimienny
Być może w jego słowach kryła się poezja lecz nie tylko. Była to prawda w którą wierzył. Czując jej bliskość na swojej skórze odprężył się jeszcze bardziej. Potrzebował takiej bliskości, nawet jeżeli była udawana i na chwile. Nie przeszkadzało mu to w żadnym wypadku. Z doświadczenia wiedział że rzeczywistość była znacznie okrutniejsza. W pewnym momencie nawet korciło by żeby ją dotknąć, ale się powstrzymał.
Gdy poczuł śnieżny tren na swoim ramieniu lekko, aż się wzdrygnął. Poczuł zimno, lecz o dużo przyjemniejsze. Ta magia była naprawdę wspaniała. Aż zaczął się zastanawiać skąd Olaf wziął takich znakomitych magów przemiany. Pewnie ich usługi muszą kosztować nie małą fortunę.
- Podoba. - odpowiedział niskim tonem głosu z lekkim uśmiechem. Czuł że ten wieczór zapamięta na długo. Przez myśl przeleciało mu nawet jedno pytanie. Czy ona też tak to zapamięta czy jest to kolejny dzień w pracy tylko w innej scenerii, z innym klientem, innym scenariuszem? Rozumiał to bardzo dobrze. W ukrywaniu swoich prawdziwych myśli kurtyzany były mistrzyniami, przez co mogłyby być naprawdę niebezpieczne.
- A jakaż jest twoja wola? - zapytał się obserwując ją bardzo dokładnie zwłaszcza jak zrzuciła z siebie resztki śniegowej sukienki. Podobała mu się, nie ma co ukrywać zwłaszcza że był jej stałym klientem.
- Przeznaczenie kieruje wszystkim, lecz to od nas samych zależy jak je postanowimy wypełnić. Bogowie posługują się zagadkami i nigdy ich słowa nie są przekazywane wprost. Czy twoja wola będzie jaśniejsza od ich wskazówek? - gra toczyła się dalej. Wstał powoli z miejsca aby chwycić ją za dłoń i pomóc wejść do gorącego źródła. Zbliżył się do niej skracając dzielącą ich odległość do minimum. Czekał z niecierpliwością na jej odpowiedź.
Gdy poczuł śnieżny tren na swoim ramieniu lekko, aż się wzdrygnął. Poczuł zimno, lecz o dużo przyjemniejsze. Ta magia była naprawdę wspaniała. Aż zaczął się zastanawiać skąd Olaf wziął takich znakomitych magów przemiany. Pewnie ich usługi muszą kosztować nie małą fortunę.
- Podoba. - odpowiedział niskim tonem głosu z lekkim uśmiechem. Czuł że ten wieczór zapamięta na długo. Przez myśl przeleciało mu nawet jedno pytanie. Czy ona też tak to zapamięta czy jest to kolejny dzień w pracy tylko w innej scenerii, z innym klientem, innym scenariuszem? Rozumiał to bardzo dobrze. W ukrywaniu swoich prawdziwych myśli kurtyzany były mistrzyniami, przez co mogłyby być naprawdę niebezpieczne.
- A jakaż jest twoja wola? - zapytał się obserwując ją bardzo dokładnie zwłaszcza jak zrzuciła z siebie resztki śniegowej sukienki. Podobała mu się, nie ma co ukrywać zwłaszcza że był jej stałym klientem.
- Przeznaczenie kieruje wszystkim, lecz to od nas samych zależy jak je postanowimy wypełnić. Bogowie posługują się zagadkami i nigdy ich słowa nie są przekazywane wprost. Czy twoja wola będzie jaśniejsza od ich wskazówek? - gra toczyła się dalej. Wstał powoli z miejsca aby chwycić ją za dłoń i pomóc wejść do gorącego źródła. Zbliżył się do niej skracając dzielącą ich odległość do minimum. Czekał z niecierpliwością na jej odpowiedź.
Nieznajomy
Liźnięty gorącem śnieg poddał się uwarunkowanej aurze, rozpłynąwszy się wreszcie w niepamięć. Odsłonił za to ciało pokryte migoczącą, białą farbą przypominającą drogę mleczną; pociągnięcia pędzla obejmowały zawiłości wręcz florystycznych kompozycji ciągnących się przez długość każdej kończyny, malowane wprawną ręką zatrudnionego w Besettelse wizażysty, który ze swej sztuki czynił cuda. Zimowa boginka, nimfa drzemiąca w lodowych królestwach, z błękitem barwiącym paznokcie i medalionem jaśniejącym pomiędzy negliżem torsu.
Dłoń większa, silniejsza, o mięśniach zrelaksowanych trwającą kąpielą, wysunęła się w jej kierunku w pewnej spolegliwości, zapraszając dziewczynę do źródła, w które wstąpiła zgrabnie i zwinnie, każdy krok modelując do idealnie wyważonej miękkości.
- Chciałabym pozbawić cię dziś wzroku - oświadczyła z subtelnym uśmiechem przesyconym prowokacją; wolna od uścisku dłoń uniosła się ku górze, by pomiędzy palcami zmaterializowała się wstęga materiału czarnego jak heban, aksamitnego, izolującego na tyle, by faktycznie odebrać jeden z najcenniejszych zmysłów. - Na uwrażliwionej oczekiwaniem skórze każdy bodziec odczujesz dobitniej, słodziej - mówiła śpiewnie, zatopiona w parującym akwenie, którego ciepłota rozluźniała wymasowane przez specjalistów ciało, pozwoliwszy delektować się przyjemną atmosferą. Nie zawsze miała okazję cieszyć się okolicznościami zaaranżowanymi na podobę obrazów, nie raz bywało, że nosiły na sobie ciężkie znamiona obrzydliwości, jakiej w dotychczas skrywanym wyuzdaniu pożądali klienci - lecz nie śmiała okazać niezadowolenia nawet wtedy, wdzięczna, wznosząca im miłosne pomniki jak samemu Odynowi. - Twoim przeznaczeniem będzie poruszanie się w ciemności, ale bez obaw - ja pokieruję cię do tego, po co tu przyszedłeś - obiecała, z premedytacją przeciągając moment ponownego dotyku; dotychczas nie sięgnął po nią siłą, a to sugerowało, że mógł być zaintrygowany. Zwabiony wyzwaniem. - Co mi odpowiesz, Sigurdzie? Zdecydujesz się dziś mnie wyznawać? - odwracały się role płomienia i ćmy, zamknięte w krzywym zwierciadle refleksów ich tradycji.
Dłoń większa, silniejsza, o mięśniach zrelaksowanych trwającą kąpielą, wysunęła się w jej kierunku w pewnej spolegliwości, zapraszając dziewczynę do źródła, w które wstąpiła zgrabnie i zwinnie, każdy krok modelując do idealnie wyważonej miękkości.
- Chciałabym pozbawić cię dziś wzroku - oświadczyła z subtelnym uśmiechem przesyconym prowokacją; wolna od uścisku dłoń uniosła się ku górze, by pomiędzy palcami zmaterializowała się wstęga materiału czarnego jak heban, aksamitnego, izolującego na tyle, by faktycznie odebrać jeden z najcenniejszych zmysłów. - Na uwrażliwionej oczekiwaniem skórze każdy bodziec odczujesz dobitniej, słodziej - mówiła śpiewnie, zatopiona w parującym akwenie, którego ciepłota rozluźniała wymasowane przez specjalistów ciało, pozwoliwszy delektować się przyjemną atmosferą. Nie zawsze miała okazję cieszyć się okolicznościami zaaranżowanymi na podobę obrazów, nie raz bywało, że nosiły na sobie ciężkie znamiona obrzydliwości, jakiej w dotychczas skrywanym wyuzdaniu pożądali klienci - lecz nie śmiała okazać niezadowolenia nawet wtedy, wdzięczna, wznosząca im miłosne pomniki jak samemu Odynowi. - Twoim przeznaczeniem będzie poruszanie się w ciemności, ale bez obaw - ja pokieruję cię do tego, po co tu przyszedłeś - obiecała, z premedytacją przeciągając moment ponownego dotyku; dotychczas nie sięgnął po nią siłą, a to sugerowało, że mógł być zaintrygowany. Zwabiony wyzwaniem. - Co mi odpowiesz, Sigurdzie? Zdecydujesz się dziś mnie wyznawać? - odwracały się role płomienia i ćmy, zamknięte w krzywym zwierciadle refleksów ich tradycji.
Bezimienny
Słysząc jej propozycje tylko się delikatnie uśmiechnął. Mógł się domyślić co miała na myśli, lecz dobrze było usłyszeć to z jej ust. Gra zaczynała robić się naprawdę interesująca co intrygowało mężczyznę na tyle by jej nie przerywać, a brnąć dalej. Pytanie tylko czy to zaprowadzi go do zimnego, skutego lodem Niflheim'u czy wiecznego pałacu Valhalli? Sigurd przez swoją pracę był bardzo nieufny. Wierzy tylko w kilka osób, które nie chciałby go sprzedać dla własnych korzyści.
- Hm... w takim razie oddaje się twoje ręce. - odezwał się spokojnie z lekkim uśmiechem prostując ręce wzdłuż swojego tułowia, czekając aż Saga zwiąże mu oczy. Przed tym zamknął je wsłuchując się w otoczenie. Lata treningu i skupienia pozwalają mu usłyszeć, a także poprzez dotyk wyczuć więcej.
Sigurd zawsze starał się brać otoczenie najbardziej mu odpowiadające. Były zazwyczaj obrazy spokojne, z ciekawym klimatem. Nie szukał tutaj niebezpieczeństwa, dreszczyku adrenaliny który się z nim łączył. Miał tego aż nad to na co dzień. Chciał zwykłej, czystej bliskości, jakiej brakuje mu w rzeczywistości. Przychodzi tutaj aby uzupełnić to co mu brakuje.
- Więc... dokąd mnie zaprowadzisz przeznaczeniu? - spytał się będąc już pozbawiony wzroku. Musiał ponownie przyznać że Saga była naprawdę dobra w tym co robi. Nigdy to wprost nie było powiedziane ale jej techniki manipulacji były na najwyższym poziomie, a to dawało mu do myślenia przez ile musiała przejść w swoim krótkim życiu.
- Hm... w takim razie oddaje się twoje ręce. - odezwał się spokojnie z lekkim uśmiechem prostując ręce wzdłuż swojego tułowia, czekając aż Saga zwiąże mu oczy. Przed tym zamknął je wsłuchując się w otoczenie. Lata treningu i skupienia pozwalają mu usłyszeć, a także poprzez dotyk wyczuć więcej.
Sigurd zawsze starał się brać otoczenie najbardziej mu odpowiadające. Były zazwyczaj obrazy spokojne, z ciekawym klimatem. Nie szukał tutaj niebezpieczeństwa, dreszczyku adrenaliny który się z nim łączył. Miał tego aż nad to na co dzień. Chciał zwykłej, czystej bliskości, jakiej brakuje mu w rzeczywistości. Przychodzi tutaj aby uzupełnić to co mu brakuje.
- Więc... dokąd mnie zaprowadzisz przeznaczeniu? - spytał się będąc już pozbawiony wzroku. Musiał ponownie przyznać że Saga była naprawdę dobra w tym co robi. Nigdy to wprost nie było powiedziane ale jej techniki manipulacji były na najwyższym poziomie, a to dawało mu do myślenia przez ile musiała przejść w swoim krótkim życiu.
Nieznajomy
Lukrowany satysfakcją uśmiech był ostatnim, co zobaczył - tuż przed tym, jak czarna niczym noc wstęga rozłożyła się wzdłuż jego oczu, wiązana na tyle głowy wprawną, niedużą dłonią. Skóra musnęła skórę, docierało do niego ciepło emanujące nie tyle już z gorącego zbiornika, co od niej samej, ćmy skrywającej w sobie wyuczony, kosztowny płomień.
- Jeszcze nie zdecydowałam. Bogowie są kapryśni, Sigurdzie. Wypada wymagać od nich odpowiedzi na wszystkie nasze pytania? - szeptała, uzmysłowiwszy mężczyźnie, że opaska na jego oczach również, jak wszystko w pokoju Besettelse, musiała być zaklęta.
Znajdująca się nagle poza zasięgiem jego dłoni Fjaril zdawała się odzywać z każdego kąta pomieszczenia; jej głos dźwięczał przy jednym uchu, by tuż po chwili pojawić się przy drugim, nieuchwytna, przedziwnie w tym enigmatyczna. Zagubiona w otaczającej go rzeczywistości. Jednocześnie znajdująca się tu i tam, usiłująca oszukać zmysły, pobudzić je do tańca.
Dziś, jeszcze - bliskość znajdowała się poza zasięgiem. Okraszona wzajemnym zaufaniem zabawa domagała się innych zasad, mniej oczywistych, z kolei podsycających wirującą w ciele adrenalinę; mógł to zrozumieć w momencie, gdy na ciemnych puklach jego włosów lekko zacisnęły się smukłe palce, zmusiwszy do tego, by odchylił głowę do tyłu, podczas gdy nieskładne, chaotyczne szepty wciąż otaczały go z każdej ze stron. Coś dotknęło wówczas skóry jego gardła. Coś o ostrej krawędzi, coś pozornie niebezpiecznego, zaczarowanego, w ferworze zmysłowej niepewności przypominającego - sztylet?
- Módl się do mnie, Sigurdzie - miękkie, bluźniercze polecenie; kolejny szept dochodzący znikąd i zewsząd, noszący w sobie ślady błogiego zadowolenia. Zapłacił za to, by się zrelaksować - jednak decyzja o tym, by poddać się jej wyrokom prowadziła dziś krętą drogą do osłody codziennej, pozbawionej bliskości egzystencji.
- Jeszcze nie zdecydowałam. Bogowie są kapryśni, Sigurdzie. Wypada wymagać od nich odpowiedzi na wszystkie nasze pytania? - szeptała, uzmysłowiwszy mężczyźnie, że opaska na jego oczach również, jak wszystko w pokoju Besettelse, musiała być zaklęta.
Znajdująca się nagle poza zasięgiem jego dłoni Fjaril zdawała się odzywać z każdego kąta pomieszczenia; jej głos dźwięczał przy jednym uchu, by tuż po chwili pojawić się przy drugim, nieuchwytna, przedziwnie w tym enigmatyczna. Zagubiona w otaczającej go rzeczywistości. Jednocześnie znajdująca się tu i tam, usiłująca oszukać zmysły, pobudzić je do tańca.
Dziś, jeszcze - bliskość znajdowała się poza zasięgiem. Okraszona wzajemnym zaufaniem zabawa domagała się innych zasad, mniej oczywistych, z kolei podsycających wirującą w ciele adrenalinę; mógł to zrozumieć w momencie, gdy na ciemnych puklach jego włosów lekko zacisnęły się smukłe palce, zmusiwszy do tego, by odchylił głowę do tyłu, podczas gdy nieskładne, chaotyczne szepty wciąż otaczały go z każdej ze stron. Coś dotknęło wówczas skóry jego gardła. Coś o ostrej krawędzi, coś pozornie niebezpiecznego, zaczarowanego, w ferworze zmysłowej niepewności przypominającego - sztylet?
- Módl się do mnie, Sigurdzie - miękkie, bluźniercze polecenie; kolejny szept dochodzący znikąd i zewsząd, noszący w sobie ślady błogiego zadowolenia. Zapłacił za to, by się zrelaksować - jednak decyzja o tym, by poddać się jej wyrokom prowadziła dziś krętą drogą do osłody codziennej, pozbawionej bliskości egzystencji.
Bezimienny
Ciemność, a nawet dźwięki dobiegające z różnych stron nie były aż takim problemem aby namierzyć gdzie aktualnie znajduje się Saga. Miał na to swoje sposoby żeby nawet w najtrudniejszych warunkach nie stracić orientacji. W jego zawodzie było to bardzo ważne, gdyż jeden błąd może kosztować życie.
Na samym początku był zaintrygowany, lecz nie trwało to długo. Gdy poczuł nóż przy swoim gardle nawet nie drgnął. Oczywiście mógł to zrobić, ale nie czuł takiego zagrożenia. Oczywiście gdyby wykryj kogoś jeszcze w tym pomieszczeniu sytuacja byłaby całkowicie odmienna. Zaatakowałby bez dwóch zdań nie oszczędzając przy tym nikogo. Jego instynkt wziąłby górę i dopiero gdyby się opanował zacząłby zadawać pytania. Na szczęście do tego nie doszło.
- Dobrze wiesz, że takie zabawy mnie nie interesują. - powiedział dość poważnym tonem cały czas stojąc w miejscu. Naprawdę nie interesowało go jakieś przykładanie ostrzy do gardeł czy innych niebezpiecznych przedmiotów. Gdyby chciał poczuć adrenalinę płynącą z niebezpieczeństwa i zagrożenia życia wziąłby nadgodziny w robocie. Nie przychodził tutaj po to aby szukać tego samego co miał na co dzień. Zwłaszcza nie płaciłby za to kupy pieniędzy gdzie za niebezpieczeństwo to mu płacą. Wielka szkoda. Cały jego nastrój z zaintrygowaniem właśnie przeminął.
Na samym początku był zaintrygowany, lecz nie trwało to długo. Gdy poczuł nóż przy swoim gardle nawet nie drgnął. Oczywiście mógł to zrobić, ale nie czuł takiego zagrożenia. Oczywiście gdyby wykryj kogoś jeszcze w tym pomieszczeniu sytuacja byłaby całkowicie odmienna. Zaatakowałby bez dwóch zdań nie oszczędzając przy tym nikogo. Jego instynkt wziąłby górę i dopiero gdyby się opanował zacząłby zadawać pytania. Na szczęście do tego nie doszło.
- Dobrze wiesz, że takie zabawy mnie nie interesują. - powiedział dość poważnym tonem cały czas stojąc w miejscu. Naprawdę nie interesowało go jakieś przykładanie ostrzy do gardeł czy innych niebezpiecznych przedmiotów. Gdyby chciał poczuć adrenalinę płynącą z niebezpieczeństwa i zagrożenia życia wziąłby nadgodziny w robocie. Nie przychodził tutaj po to aby szukać tego samego co miał na co dzień. Zwłaszcza nie płaciłby za to kupy pieniędzy gdzie za niebezpieczeństwo to mu płacą. Wielka szkoda. Cały jego nastrój z zaintrygowaniem właśnie przeminął.
Nieznajomy
Nowość przemknęła bez echa; spotkała się z surową odmową, a to, co w chwili złudnej gry zmysłów wydawało się sztyletem, okazało się ledwie srebrną nasadką na paznokieć, ornamentalnym wytworem zwieńczonym dość ostrym szpicem, który Saga z łatwością zsunęła z palca i odrzuciła w bok. Światełko błysnęło w krótkim, niedbałym locie, zanim opadło na zroszoną śniegiem ziemię i utknęło tam na zawsze, zapomniane i więcej niepotrzebne.
- A zatem nie trafiłam, co za pech - westchnęła przyjemnie, pozornie pozbawiona wyrzutów sumienia, choć te wybrzmiały w dłoniach nadciągających do jego torsu, gdzie napotkały nagie, wygrzane w strumieniu mięśnie. - Jesteś tak spięty - zauważyła Ćma, dotykiem mknąc do silnych ramion, by nie tak łagodnym, choć wyraźnie sensualnym masażem mogła zająć się kłębiącym w tkankach problemem. Ciężki dzień? Trudny czas? Burzliwy okres w pracy? Uprzykrzająca życie była małżonka? Nie zadawała pytań, oczekująca historii, jeśli takową miał zamiar ją zaszczycić; zamiast tego w profesjonalnej gracji oferowała mu swoje towarzystwo, bezproblemowe, nieskomplikowane, przeznaczone wyłącznie do jego prywatnej przyjemności. Lepione na wzór jego najpiękniejszych wyobrażeń. - Jak posąg wykuty z kamienia. Puść to, Sigurdzie. Nie trzymaj wewnątrz marmuru, pozbądźmy się go dzisiaj - uśmiechnęła się słodko, choć nie dostrzegł tego przez ciemną opaskę wciąż przysłaniającą wzrok; mógł czuć jedynie dłonie zakradające się niżej, ponad powierzchnię wody, a potem usta na moment przyłożone do piersi w krótkim pocałunku. Nieważne, czy miała na to wszystko ochotę, dziwek nikt o to nie pytał. Mogła wyobrażać sobie inną twarz, inną posturę, mogła tworzyć dowolną rzeczywistość, tak długo, jak nie zaniedbywała potrzeb swojego stałego sponsora, oferując tyle uwagi, ile od niej potrzebował; dama do towarzystwa, kupiona dziewczyna, urzekająca nimfetka bawiąca się w niksę w wodnym otoczeniu; chciał jej miękkiej, uległej, wciąż i niezmiennie. Nic więcej, nic mniej. Odcięta od własnych emocji poszerzyła nieznacznie swój uśmiech, zanim nagle - cała zanurzyła się w tafli przyjemnie ciepłej, parującej wody, zniżająca się do wysokości jego bioder, by dłońmi sięgnąć aż do kostek, a potem powrócić tą samą ścieżką na powierzchnię; o czym myślała, o kim? To bez znaczenia, i tak nie miał nigdy się tego dowiedzieć, przez krótką chwilę znajdujący się w pozornym centrum jej wszechświata niczym bóg wywyższony na piedestale świetności. Ile za nią zapłacił? Czy Wahlberg podbijał stawkę, widząc narastające uzależnienie? - Co urzekło cię w tym obrazie? Opowiedz mi - poprosiła potem, mokra, jednak z wciąż obecnymi magicznie wytworzonymi kryształkami lodu zaplątanymi w przemoczonych włosach, z nierozmytym makijażem i nieuciekającym nigdzie uśmiechem; z dłońmi znów sięgającymi niżej, sunącymi w dół brzucha, niżej, niżej.
Saga i Sigurd z tematu
- A zatem nie trafiłam, co za pech - westchnęła przyjemnie, pozornie pozbawiona wyrzutów sumienia, choć te wybrzmiały w dłoniach nadciągających do jego torsu, gdzie napotkały nagie, wygrzane w strumieniu mięśnie. - Jesteś tak spięty - zauważyła Ćma, dotykiem mknąc do silnych ramion, by nie tak łagodnym, choć wyraźnie sensualnym masażem mogła zająć się kłębiącym w tkankach problemem. Ciężki dzień? Trudny czas? Burzliwy okres w pracy? Uprzykrzająca życie była małżonka? Nie zadawała pytań, oczekująca historii, jeśli takową miał zamiar ją zaszczycić; zamiast tego w profesjonalnej gracji oferowała mu swoje towarzystwo, bezproblemowe, nieskomplikowane, przeznaczone wyłącznie do jego prywatnej przyjemności. Lepione na wzór jego najpiękniejszych wyobrażeń. - Jak posąg wykuty z kamienia. Puść to, Sigurdzie. Nie trzymaj wewnątrz marmuru, pozbądźmy się go dzisiaj - uśmiechnęła się słodko, choć nie dostrzegł tego przez ciemną opaskę wciąż przysłaniającą wzrok; mógł czuć jedynie dłonie zakradające się niżej, ponad powierzchnię wody, a potem usta na moment przyłożone do piersi w krótkim pocałunku. Nieważne, czy miała na to wszystko ochotę, dziwek nikt o to nie pytał. Mogła wyobrażać sobie inną twarz, inną posturę, mogła tworzyć dowolną rzeczywistość, tak długo, jak nie zaniedbywała potrzeb swojego stałego sponsora, oferując tyle uwagi, ile od niej potrzebował; dama do towarzystwa, kupiona dziewczyna, urzekająca nimfetka bawiąca się w niksę w wodnym otoczeniu; chciał jej miękkiej, uległej, wciąż i niezmiennie. Nic więcej, nic mniej. Odcięta od własnych emocji poszerzyła nieznacznie swój uśmiech, zanim nagle - cała zanurzyła się w tafli przyjemnie ciepłej, parującej wody, zniżająca się do wysokości jego bioder, by dłońmi sięgnąć aż do kostek, a potem powrócić tą samą ścieżką na powierzchnię; o czym myślała, o kim? To bez znaczenia, i tak nie miał nigdy się tego dowiedzieć, przez krótką chwilę znajdujący się w pozornym centrum jej wszechświata niczym bóg wywyższony na piedestale świetności. Ile za nią zapłacił? Czy Wahlberg podbijał stawkę, widząc narastające uzależnienie? - Co urzekło cię w tym obrazie? Opowiedz mi - poprosiła potem, mokra, jednak z wciąż obecnymi magicznie wytworzonymi kryształkami lodu zaplątanymi w przemoczonych włosach, z nierozmytym makijażem i nieuciekającym nigdzie uśmiechem; z dłońmi znów sięgającymi niżej, sunącymi w dół brzucha, niżej, niżej.
Saga i Sigurd z tematu