Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    01.12.2000 – Salon – Nieznajomy: E. Montmorency & Bezimienny: G. Molander

    2 posters
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    01.12.2000

    Płatki śniegu upstrzyły ulice Midgardu przykrywając miasto śnieżnobiałą pierzyną lodowego puchu, który mienił się w nikłym świetle latarni. Malowniczy i jakże klimatyczny obraz, nawet tu w najpodlejszej z dzielnic zdawał się wpływać pozytywnie na mieszkańców kamienicy, w tym na Francuza, co było niezwykłą rzadkością, gdy na jego twarzy częściej uświadczyć można uśmiech, niżeli grymas gniewu, czy obojętności. Wieczór zapowiadał się wyjątkowo spokojnie przeglądane raporty zysków i strat z tytułu prowadzonej kawiarni raczej zachęcały do uśmiechu, niżeli smutku, biznes się kręcił, co prawda dało się słyszeć skargi u niektórych kelnerek, tyczące wydłużenia godzin pracy i prezentowania adekwatnej postawy wobec klientów, aby godnie reprezentowały lokal, jak i nazwisko jego właściciela, tymi jednak nie przejmował się specjalnie gotów wyrzucić je na zbity pysk, gdyby śmiały zaprotestować otwarcie. Nie potrzebował ludzi leniwych i próżnych wpatrzonych tylko i wyłącznie w siebie, oczekiwał oddania i pracowitości, które potrafił nagrodzić, gdy były efekty rzecz jasna. Nie frasował się jednak sprawą kawiarni, zbyt długo, gdyż jego myśli schodziły na inne dużo istotniejsze tory, musiał przemyśleć informacje, jakie dostał, zdobył, czy kupił w przeciągu ostatnich tygodni, a tych było zdecydowanie za dużo, jak na jeden wieczór, zwłaszcza że tyczyły nie tylko bezpośrednio jego osoby, a i kogoś bliskiego mu, co prawda brzmiało to odrobinę komicznie, a on sam miałby trudność z wypowiedzeniem podobnych słów na głos, lecz tak w istocie było, i nie mógł oszukiwać się w tym względzie.
    Poczucie zaufania, jakie budowali latami i wzajemny szacunek, miały swe odzwierciedlenie w przyjaźni, jaka łączyła mężczyzn i to ona sprawiała, że chciał dobrowolnie podzielić się wiedzą, być może istotną dla łowcy. Nie wiedział wprawdzie, czy ten planuje coś w najbliższym czasie, a ostatnie zdawkowe rozmowy tyczyły raczej błahych tematów. Musiał przyznać, że brakowało mu adrenaliny, czegoś, co rozruszałoby ciało i zajęło myśli na dłużej niż kilka minut. Planowanie zawsze wychodziło im świetnie, a ich wspólne osiągnięcia, mogły jedynie zaświadczyć, jak doskonale dogadywali się, zarówno ślęcząc nad mapami, jak i na polu walki, westchnął i sięgnął po suszonego daktyla, słodycz i przyjemny zapach na chwil parę, był jedynym, co się dlań liczyło.
    Heban spojrzenia spoczął na językach ognia, które migotały wesoło w palenisku, panujący spokój niezwykle odprężał i pozwalał wybiegać myślom, przed siebie, a te uwolnione z okowów skupienia i krążenia wokół znanych i do znudzenia wałkowanych tematów płynęły we wszelakich kierunkach, nasuwając szereg inspiracji, tych tyczących rozwoju i ukorzenienia się w Midgardzie, jak i zemsty, która go tu przywiodła, a która smakuje zawsze najlepiej na zimno, bez zbędnych i pochopnych emocji i ruchów, niczym rozdanie szachowe traktował swą drogę ku pogrzebaniu demonów przeszłości, i pewnego dnia zazna spokoju, a strach gnieżdżący się w sercu zniknie. Nim to jednak nastąpi, musiał być tym, kim był wiedział, że swój los już dawno temu zapieczętował.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Przez cały niemal dzień kręcił się bez większego celu. Wyjątkowo nie przepadał za takimi dniami, nużącymi i na swój sposób ciężkimi. Przyzwyczajony do ciągłego ruchu, przewracał się jedynie z boku na bok, co jakiś czas zerkając przez okno, za którym drobne płatki śniegu wirowały w przecudnym tańcu. Brak domowników odbierał raczej jako udrękę, gdyż nie miał do kogo otworzyć ust, a rozmawianie z samym sobą nosiło znamiona szaleństwa – tak zawsze wmawiała mu matka, więc raczej unikał tej czynności, z większą chęcią uciekając w piosenki. Te jednak również kiedyś się kończyły i nie pozostawało nic innego, jak tylko kontemplować ciszę. Popołudnie i wieczór przyniosły jednak w końcu upragnioną obietnicę zmiany zastoju w ożywczą sytuację tworzącą możliwość do rozmowy. Słysząc charakterystyczne skrzypnięcie drzwi i korki, których rytmu wyuczył się przez niezliczone miesiące, podążył trzeszczącymi schodami z poddasza wprost na piętro z salonem. O tej porze kawiarnia była już dawno zamknięta, a jej właściciel przystępował do codziennych obowiązków toczących się poza kulisami, poza czujnym spojrzeniem klientów. Bo choć Ezra nie zawsze bywał w swym przybytku, to jednak Molander był gotów stwierdzić, że za każdym razem, gdy tylko tam się pojawiał, każdy zerkał za nim z niezwykłym zaciekawieniem. Zdawało się bowiem, że choć w jakiś sposób postać Francuza okrzepła w świadomości galdrów, jednak ci wciąż obdarzali go dziwną nabożnością, ilekroć przemykał gdzieś po sali. Nigdy nie próbował nawet jakoś głębiej się nad tym rozwodzić, przyjmując to raczej jako coś niezwykle naturalnego, bo sam mało kiedy potrafił traktować Montmorency’ego z obojętnością. Ludzie jego pokroju najwyraźniej mieli to we krwi – tak sądził.
    Czyniąc susy przez schody, zatrzymał się taktownie w kuchni, lustrując ją pobieżnie w poszukiwaniu czegokolwiek godnego uwagi. Bez większego zastanowienia, pochwyciwszy kawałek ciasta korzennego, układając go z namaszczeniem na języku, przeszedł ku obszernemu salonowi, przystanął na moment, gdy wychwycił postać zsiadającą w fotelu.
    O, jesteś. – Przecież wiedział, że go tu zastanie. Po to w ogóle schodził, jednak potraktował mężczyznę stwierdzeniem mającym przypominać zdziwienie. Uczynił to pomiędzy oblizywaniem palców z lepkości czekoladowej polewy. Zarzucił głową, a rude kosmki rozsypały się ochoczo, wpadając mu w oczy. – Tak mi się wydawało, że coś słyszę – dodał jeszcze, po czym podszedł do Ezry, uśmiechając się promiennie. – Jak minął ci dzień? – zagadnął, nie czyniąc ani najdrobniejszej przerwy pomiędzy zdaniami. Zwykle nieszczególnie się przy nim hamował, raczej z chęcią ujawniając swoją naturalną swobodę w kontaktach z ludźmi wszelakimi. Znali się  nie od dzisiaj, więc tym bardziej był pewien, że większość jego przywar przejdzie jakoś i nieszczególnie będzie grać na nerwach jego towarzysza. Nim usłyszał jakąkolwiek odpowiedź, przyjrzał się krytycznie płomieniom na kominku i podszedł, by dorzucić do ognia dwie szczapki drewna. – Zimno, śnieg dzisiaj sypie tak, że nigdzie nie wychodziłem. Miałem iść pozbierać trochę ingrediencji, żeby uzupełnić zapasy, o które mnie prosiłeś, ale biję się pełen pokory w pierś, że wcale mi się nie chciało. Powiesz pewnie, co to za lodowy olbrzym, który boi się mrozu, a tu masz… Taki olbrzym, który woli wylegiwać się pod pierzyną – stwierdził z rozbrajającą szczerością, kuląc się przy kominku tak, że Ezra mógł najwyżej oglądać naciągniętą na grzbiet łowcy białą, lnianą koszulę i dwie struny szelek, zaczepionych o proste, brązowe spodnie. Rdzawe kędziorki mimowolnie kamuflowały się w ogniu na kominku. Iskry prysnęły wesoło, a języki uniosły się wyżej. Dopiero kucając tak przez kolejną chwilę zreflektował się, że słyszy ciszę i być może zawadzał Francuzowi swoją obecnością. Obejrzał się przez ramię. – Wybacz, nawet nie zapytałem, czy masz ochotę dziś ze mną gadać. – Patrzył nań badawczo, starając się wyłapać jakikolwiek znak świadczący o niechęci, którą mógł mieć dla obecności olbrzyma. Zdarzał się to raczej sporadycznie, jednak Gert wolał mieć jasność. Owszem, uwielbiał wspólne rozmowy, jednak nie zamierzał szargać niczyjej cierpliwości, zwłaszcza jego cierpliwości. Prowadzenie interesów wiązało się ze sporą odpowiedzialnością i pochłaniało ogrom energii, był tego doskonale świadom. Przełknął resztę ciasta w jakimś przedziwnym poczuciu, że wygłupił się doszczętnie i obdarzył mężczyznę zadziornym uśmieszkiem.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Kucając przy kominku ogrzewał palce, wyciągnięte nieznacznie przed siebie. Na bladym pergaminie skóry tańczyły okruchy płomieni, którym przyglądał się przez dłuższą chwilę, zafascynowany ich niecodziennym ruchem. Uśmiechał się wciąż łagodnie, oczekując na reakcję, na najmniejsze poruszenie za swymi plecami. Nie miałby mu za złe, gdyby odmówił towarzystwa i zapragnął udać się do sypialni. Łaknął wprawdzie kontaktu i rozmowy, jednak nie za wszelką cenę doskonale rozumiejąc naturę swego towarzysza. Czasami bawiło go niezmiernie, jak bardzo pomylił się w początkowym osądzie jego osoby, ale też cieszył się szczerze, że wtedy nie dał ponieść się emocjom, bo zapewne ich historia potoczyłaby się zupełnie inaczej. Nie usiedliby nigdy przy wspólnym stole, a ten wieczór byłby zupełną abstrakcją. Objął ramiona dłońmi, kuląc się nieco, wciąż pozostawiając Montmorency’emu możliwość podziwiania jedynie wymiętej faktury koszuli. Brodę oparł na przedramieniu, leniwie wodząc spojrzeniem po jęzorach płomieni. Grymas zadowolenia pogłębił się nieznacznie, gdy tylko ciszę przecięły słowa młodszego mężczyzny. Myślał, że będzie skazany na o wiele dłuższe oczekiwanie, na szczęście zupełnie się omylił.
    Nie kłamiesz? – zapytał dźwięcznie, z rozbawieniem balansującym na skraju wypowiadanych słów. Nie wątpił w jego szczere intencje, ale potrafił sobie doskonale wyobrazić granice Ezry, nawet te stawiane w przypadku jego osoby, bo Molander w istocie potrafił być niezwykle absorbującą, a na dłuższą metę męczącą personą. Pociągnąłby zapewne temat o wiele dalej, jednak wyczuł nieznaczny moment drżenia w głosie, coś co było na pozór zupełnie nieuchwytne. Rude brwi ściągnęły się w krótkiej refleksji nad sensem wypowiedzianych słów.
    Jesteś tym zmęczony? – Nie pytanie, stwierdzenie też nie do końca, obdarte z entuzjazmu, niespieszne, poruszające delikatne struny. Zważywszy na przeszłość, na to co planował; dla postronnych znudzenie Francuza powinno odbijać się niepokojem i lękiem. Olbrzym westchnął przeciągle, a na jego twarzy ponownie zakwitł wyraz szczerego zadowolenia. – Chcesz uciec od tej nudy? – Ponownie oderwał dłoń od ramienia i wyciągnął przed siebie, niebezpiecznie blisko płomieni, igrając z ich żywiołem. Zwykle był bardzo entuzjastycznie nastawiony do podobnych przedsięwzięć i czuł, że powinien być blisko, choćby dla tej odrobiny bezpieczeństwa, którą kiedyś zaoferował roztoczyć, otworzył więc furtkę, którą Ezra mógł podążyć. Być może nie czuł, że pogoda sprzyjała zbieraniu ingrediencji, jednak bywały takie zajęcia, których urokowi potrafił ulec, nawet gdy za oknem szalało istne piekło grudniowej nocy. W końcu był faktycznie przyzwyczajony do nawet najtrudniejszych warunków, nie tylko dzięki szkoleniom, ale przede wszystkim, z uwagi na posiadane geny. Był olbrzymem, więc swoją siłą i odpornością odbiegał znacznie od przeciętnych mieszkańców Midgardu. Dzisiejszy zastój wynikał z czystego lenistwa, którego nawet nie zamierzał się wypierać.
    Poruszenie za plecami nie spotkało się z choćby najmniejszym drgnieniem z jego strony. Niewzruszenie trwał przy kominku, przechylając głowę w momencie, gdy na jego barku spoczął nieznaczny ciężar ciała. Ufał mu na tyle, by nie poderwać się w wyuczonym odruchu obronnym łowcy. Zrzucił z rękawa resztkę okruszków ciasta, przegryzając palec z odrobiną czekoladowej posypki osiadającej na granicy opuszki. Pomruk zadowolenia dobył się z ust Gerta całkiem śmiało, dopiero po chwili niknąc w zagłębieniu dłoni. Podobnie jak na słodycze, był również łasy na wszelakie objawy zainteresowania, z rzadka pesząc się jakimkolwiek gestem – to nigdy nie leżało w jego naturze. Odprężenie spłynęło po linii subtelnego dotyku. Pozwolił, by Ezra trwał w zawieszeniu, wciąż polegając na podporze jego ciała. Bezwiednie przechylił głowę w kierunku obejmowanego ramienia, rozsypując na upierścienionych palcach rude loki.
    Wiesz, że niewielu rzeczy byłbym w stanie ci odmówić, a wspólne picie nie stało nawet w pobliżu tej niezwykle krótkiej listy – zachichotał, układając się tak, by w końcu dokładnie zakleszczyć zieleń spojrzenia na czerni tęczówek towarzysza. W oczach soczystej barwy błyskały radosne iskierki, kryjące się co i rusz w półmroku pomieszczenia, by po chwili znowu wystrzelić niespodziewanie, niczym ogniki okalające tlące się polana. – Co mi zaproponujesz? – dodał pozostając wciąż w tonie niezwykle zadziornym. Jego usta rozchyliły się lekko, drżąc pod wpływem powstrzymywanego rozbawienia, które nadwyrężało jego nerwy niemal do samych granic. Nie potrafił zbyt długo panować nad rodzącymi się w ciele afektami.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Szczerość miała swe ściśle określone granice, zawsze wyczuwał je i starannie nakreślał, a w wypowiadanych słowach nie przemykała ona nieświadomie, wręcz przeciwnie, jasno i klarownie zaznaczyła się w na tle prowadzonej konwersacji. Heban oczu spoczywający na sylwetce olbrzyma nie drgnął, nawet kiedy to z ust rudowłosego wypłynęły słowa, na dźwięk, których kącik ust francuza drgnął lekko.
    Nie. – Dźwięk wypowiadanych słów spadł z siłą katowskiego topora, na kark skazańca. A w oczach języki ognia zaznaczyły swą obecność chybotliwym zwierciadłem obrazu, jaki majaczył przed nim. Zapach lasu, jaki emanował od łowcy, uspokajał, łagodził nerwy i usypiał zmęczony umysł. Przygnębienie odchodziło w niepamięć, gdy dźwięczność słów towarzysza tak wielu przygód przebijało się przez chwile ciszy, jakie zapadały w pogrążonym w półmroku salonie. Trzask drewna grał swą cichą melodię, będąc jedynym wyróżniającym się dźwiękiem w tle.
    Mhm – wielce znaczące mruknięcie, po którym w oczach ślepca zapłonęły iskierki skrywanej w duszy nienawiści i żądzy odwetu, pragnął krwi, tak silnie, że pozwalał, by ta nieraz obsesja brała nad nim górę, w tych nielicznych, skrajnym momentach dochodziła do głosu, to wówczas obecność Molandera wpływała nań kojąco i łagodząco, potrafił odnaleźć się i przywrócić światu twarz zmęczonego i znudzonego bogacza, miast szalejącego i w gniewie ciskającego zakazane zaklęcia człowieka, który balansował na granicy tego co ludzkie, a tym, co kryło się po drugiej stronie, zza kurtyną utkaną z nieprzejrzystej ciemności. Bywały dni, gdy mordował, bez zawahania, bez chociażby cienia litości, bywały również noce, kiedy budził się w środku nocy z dziwną pustką w piersi, przeczuwając, iż to, co robi, to czemu się tak poświęca, było z góry zaplanowanym igrzyskiem bogów, ciskał w nich klątwy, przeklinał, za los jaki spadł, ale i miał w sobie cząstkę północy, która ich wielbiła i kochała. Nie potrafił jasno określić tego uczucia, było ono czystym chaosem.
    Niestety, nie mogę zaproponować ci niczego innego na tę chwilę – westchnął z przygnębieniem i w odruchu mimowolnym patrząc na profil mężczyzny lizany językami ognia odgarnął rudy pukiel włosów zza ucho. Uśmiechnął się, przy tym lekko, jakby przypominając sobie chwilę, sprzed wielu lat, kiedy to ich losy splątane, przez Normy przecięły się i niemal zawiodły ich ku zgubie. Strach w obliczu bestii, które w świetle srebrnego globu wyglądały, jak wyjęte wprost z kart bestiariuszy i legend, nagle poczucie, że to, co do niedawna, było bają, próbuje odgryźć towarzyszowi rękę, a druga bestia, skacze z wyszczerzonymi we wściekłości kłami na ciebie, wątłego faceta, którego ciało bezwładnie oddałoby się sile szponów i kłów. Tamtej nocy przelali razem krew, a w ogniu walki zahartowali więź, która trwa po dziś dzień.
    Brandy, lecz problem w tym, że ów alkohol spoczywa w magazynie, dziś rano dostałem wiadomość, że transport przybył do Midgardu i został wyładowany. – Myśl, o trunkach z rodzinnych stron sprowadzonych poniekąd z wyprzedzeniem na nadchodzące święto, a jednak i dla samego siebie, by podniebienie uraczyć bogactwem aromatu w te mroźne dni, stanowiła pociechę ducha.
    Zapraszam na spacer – odwrócił się, bez oglądania na olbrzyma i wyszedł z salonu. Nabrał ochoty na bursztynowy trunek i nie zamierzał czekać do rana, aż mu go podadzą pod nos.

    Ezra i Gert z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.