:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
16.12.2000 – Salon – Nieznajomy: F. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Fenrisdóttir
2 posters
Bezimienny
11.12.2000
Przywykła do spędzania długich godzin na terenie kampusu, czuła się nieco nieswojo, kiedy zamykała swój gabinet przed dziewiętnastą. Zawahała się jeszcze, zatrzymując w przejściu, chcąc ułożyć sobie w głowie plan na następny dzień. Piętrzące się na biurku dokumenty oraz wybrane z biblioteki pozycje czekały wertowania i uzupełniania, a wiążąca się z efektem pracy ekscytacja narastała z każdą chwilą. Jednak z przyjaciółką nie widywała się jednak każdego dnia. Obie pochłonięte własnymi zajęciami chętnie korzystały z tych nielicznych momentów, by nadrobić stracony między nimi czas. Ten jeden wieczór nauka mogła zaczekać.
Stawiła się w progu mieszkania na Starym Mieście z butelką dobrego, czerwonego wina. Sama preferowała mocniejsze alkohole, zwłaszcza gorzkie, uszlachetniane islandzkim mchem giny, jednak w towarzystwie przyjaciółki decydowała się na trunki odpowiadające Fridzie. Jako miłośniczka dobrej kuchni, potrafiła docenić ich walory smakowe i bez zbędnych narzekań sięgała po słabsze napoje.
Zostawiwszy w holu długi płaszcz oraz ciężkie buty, lekkim krokiem skierowała się za gospodynią do dobrze znanych sobie pokoi. Do panującego tu przesytu bogactwa zdążyła już przywyknąć. Frida uwielbiała otaczać się pięknymi przedmiotami, nic więc dziwnego, że przestrzenie, w jakich spędzała czas, musiały zachwycać.
Zasiadłszy na kanapie obitej miękką, szmaragdową tkaniną pociągnęła łyk wina z pękatego kieliszka. Uwolniła długie, sięgające połowy pleców włosy z objęć stalowoszarego golfa. Dolny brzeg luźnego swetra wetknięty był za pas ciemnych dżinsów. Na policzkach Abigel widniał wciąż zdobyty podczas mroźnego spaceru rumieniec, który zadziwiająco dobrze komponował się z sińcami pod oczami. Te zaś zdawały się być już nieodzownym elementem twarzy wyroczni, zupełnie jakby stan wiecznego niedospania był dlań naturalny.
- Padam dziś z nóg. Mam nadzieję, że nie przygotowałaś na dzisiejszy wieczór żadnych kontrowersyjnych rozrywek, które dodatkowo nadwyrężą moje stare kości - rzuciła wpół sarkastycznie swoim zwyczajowym tonem. Dziwiła się niekiedy jak zdołały złapać tak mocną nić porozumienia mimo dzielącej je różnicy wieku. Jeszcze kilka lat temu, kiedy Frida rozpoczynała swoją naukę na Instytucie Eihwaz, Abigel służyła jej swoją wiedzą i poradą, kiedy inni słowa wykładowców zdawały się nie nasycać jej głodu. Entuzjazm młodej kobiety nieco ją przerażał i początkowo wyłącznie pogłębiał niechęć wyroczni do panny Guldbrandsen. Zbyt optymistyczna i łatwo wpadająca w zachwyt, bezwiednie sięgająca tam, gdzie może się tylko sparzyć. Trzymała ją na dystans nie dlatego, że zgorzknienie tak głęboko zakorzeniło się w jej duszy, by nie móc już patrzeć na szeroki uśmiech, a dlatego, że za bardzo przypominała ją samą na początku tej drogi. Dziś wciąż miała w pamięci wydarzenie z przeszłości, strzępek wizji wyszarpany z gardła przeznaczenia, jaki skłonił Abigel do zmiany zdania i dania jej szansy. Wyciągnęła doń ręce, otoczyła opieką i nim się obejrzała sama zapałała do niej szczerą sympatią, jak i zaufaniem. Skoro Norny tego chciały, a kimże była, by sprzeciwiać się ich woli?
Nieznajomy
Re: 16.12.2000 – Salon – Nieznajomy: F. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Fenrisdóttir Nie 3 Gru - 10:19
Wyczekiwała tego spotkania, przemieszczając się po geometrii niewielkiego mieszkania tanecznym krokiem, dopasowanym do rytmu muzyki jazzowej sączącej się nienachalnie z gramofonu ustawionego w salonie. Nienachalne, choć porywające dźwięki, pozbawione kakofonii improwizacji, umilały jej czas, gdy stojąc przy blacie kuchennym, szykowała różnorodne przekąski, gotowe do bezproblemowego zjedzenia bez sztućców w przerwie pomiędzy jednym łykiem wina a drugim, podbijając jego smak i nie pozwalając na poczucie głodu. Dłuższą chwilę szukała w szafkach deski z drewna oliwnego, sama przed sobą niejako z rozbawieniem przyznając, że od momentu opuszczenia Midgardu na rzecz półtorarocznej podróży, jej intuicyjna znajomość zawartości poszczególnych szafek kuchennych zdążyła popaść w błogie zapomnienie - nie pomagał w tym zupełnie fakt, że nigdy nie była zainteresowana regularnym rozwijaniem swoich umiejętności kulinarnych, a od swojego powrotu do domu częściej jadała w restauracjach lub u dawno niewidzianych znajomych niż we własnym mieszkaniu, którego topografia kuchenna nigdy nie została przez nią w pełni odkryta.
Powitała Abigel w progu, promieniejąc uśmiechem, który sugerował, że w przeciwieństwie do przyjaciółki spała ostatnio lepiej niż zwykle i odebrawszy od ciemnowłosej płaszcz, by ulokować go na jednym z wieszaków, gestem zaprosiła ją na miękką kanapę. Na stoliku kawowym czekała już pokaźnych rozmiarów deska serów i wędlin przybrana bezpestkowymi winogronami i orzechami włoskimi oraz koreczkami z szynki parmeńskiej i melona. Napełniwszy oba kieliszki, Guldbrandsen zasiadła na fotelu obok i wznosząc niemy toast, upiła pierwszy łyk wina.
- Kontrowersyjnych rozrywek? Abigel, za kogo ty mnie masz - spytała z rozbawieniem przełamanym kompletnie niepoważnym oburzeniem, zupełnie jakby sama nigdy nie była tą jednostką, która za wszelką cenę pragnęła się wyrwać ze wszystkich możliwych ram i dać się porwać chwili, otwarcie celebrując własną swobodę. Obie wyrocznie różniły się od siebie w sposób tak rażący, że osoby postronne zapewne nie byłyby w stanie skomentować ich znajomości w sposób inny niż przeciwieństwa się przyciągają. Frida prawdziwie doceniała umacniającą się przez lata nić porozumienia, która pozwoliła jej się otworzyć i obnażyć z własnych pragnień, planów i przemyśleń, często przy tym szukając zrozumienia, którym nie był w stanie wykazać się ktoś, kto na własnej skórze nie odczuł ciężaru naznaczenia przez Norny. - Możesz być spokojna, dzisiejszy wieczór chętnie spędzę w spokoju. Ostatnie dni były… intensywne - stwierdziła, końcówkę wypowiedzi kwitując nieco enigmatycznym uśmiechem, który poniekąd miał być wstępem do tego, o czym również chciała porozmawiać z przyjaciółką. - Mam nadzieję, że nie porzucisz mnie dziś na rzecz pędzenia na złamanie karku do Instytutu. Twoje najnowsze badania muszą być naprawdę pasjonujące, skoro poświęcasz im każdą chwilę - ponownie upiła łyk wina, nie pytając jednak o szczegóły, by nie nakłaniać Abigel do ich wyjawienia przed ostatecznym końcem badań. - Czy mogę liczyć na publikację z dedykacją, gdy już sfinalizujesz swoje prace? - zapytała z błyskiem w oku, rozsiadając się wygodniej na fotelu i poprawiając rękaw karmelowego swetra z prążkowanej dzianiny.
Powitała Abigel w progu, promieniejąc uśmiechem, który sugerował, że w przeciwieństwie do przyjaciółki spała ostatnio lepiej niż zwykle i odebrawszy od ciemnowłosej płaszcz, by ulokować go na jednym z wieszaków, gestem zaprosiła ją na miękką kanapę. Na stoliku kawowym czekała już pokaźnych rozmiarów deska serów i wędlin przybrana bezpestkowymi winogronami i orzechami włoskimi oraz koreczkami z szynki parmeńskiej i melona. Napełniwszy oba kieliszki, Guldbrandsen zasiadła na fotelu obok i wznosząc niemy toast, upiła pierwszy łyk wina.
- Kontrowersyjnych rozrywek? Abigel, za kogo ty mnie masz - spytała z rozbawieniem przełamanym kompletnie niepoważnym oburzeniem, zupełnie jakby sama nigdy nie była tą jednostką, która za wszelką cenę pragnęła się wyrwać ze wszystkich możliwych ram i dać się porwać chwili, otwarcie celebrując własną swobodę. Obie wyrocznie różniły się od siebie w sposób tak rażący, że osoby postronne zapewne nie byłyby w stanie skomentować ich znajomości w sposób inny niż przeciwieństwa się przyciągają. Frida prawdziwie doceniała umacniającą się przez lata nić porozumienia, która pozwoliła jej się otworzyć i obnażyć z własnych pragnień, planów i przemyśleń, często przy tym szukając zrozumienia, którym nie był w stanie wykazać się ktoś, kto na własnej skórze nie odczuł ciężaru naznaczenia przez Norny. - Możesz być spokojna, dzisiejszy wieczór chętnie spędzę w spokoju. Ostatnie dni były… intensywne - stwierdziła, końcówkę wypowiedzi kwitując nieco enigmatycznym uśmiechem, który poniekąd miał być wstępem do tego, o czym również chciała porozmawiać z przyjaciółką. - Mam nadzieję, że nie porzucisz mnie dziś na rzecz pędzenia na złamanie karku do Instytutu. Twoje najnowsze badania muszą być naprawdę pasjonujące, skoro poświęcasz im każdą chwilę - ponownie upiła łyk wina, nie pytając jednak o szczegóły, by nie nakłaniać Abigel do ich wyjawienia przed ostatecznym końcem badań. - Czy mogę liczyć na publikację z dedykacją, gdy już sfinalizujesz swoje prace? - zapytała z błyskiem w oku, rozsiadając się wygodniej na fotelu i poprawiając rękaw karmelowego swetra z prążkowanej dzianiny.
Bezimienny
Re: 16.12.2000 – Salon – Nieznajomy: F. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Fenrisdóttir Nie 3 Gru - 10:19
Panna Guldbrandsen wiedziała jak być perfekcyjną panią domu, jak sprytnie zamaskować swoje braki, sprawiając że gość staje pod wrażeniem niby-przypadkowo powstałych okoliczności spotkania. Każdy gest zdawał się być naturalny i pełen gracji. Stół zastawiony przysmakami, maskował nieumiejętność gotowania, pomocna dłoń przy zdejmowanym w przejściu płaszczu zmniejszała dystans, pozwalała nakreślić sylwetkę Fridy jako rzeczywistą i namacalną; zstępującą z nieosiągalnych dla śmiertelników niebios, by obdarzyć maluczkich swym niewymuszonym uśmiechem. Łamanie konwenansów i zacieśnianie więzów przyjaźni pozwoliło Abigel spojrzeć na nią pod innym, bardziej ludzkim kątem. Tak bardzo różna, jednocześnie zaskakująco bliska, pozwalająca przekroczyć bariery wstydu i nieśmiałości, swobodnie obnażyć o sobie prawdę.
- Za młodą, wyzwoloną, niezależną kobietę - odparła z lekkim uśmiechem w odpowiedzi na udawane oburzenie. Sięgnęła na próbę do swego umysłu, próbując znaleźć w nim szufladę opatrzoną etykietą “kontrowersyjne”, coby przed samą sobą ustalić jakich działań wolałaby się dziś nie dopuszczać, jednak uchylony schowek okazał się być pusty, zupełnie jakby ktoś przed momentem go opróżnił, pozostawiając wachlarz nieograniczonych możliwości. - Ostatnie dni były intensywnie... - powtórzyła za nią, kiwając głową na znak zdecydowanej zgody. Mnogość zaskakujących wydarzeń wyrwała ją z ram codzienności. Choć każdego innego dnia zarzekałaby się, iż niespodzianki są na wagę złota, bo urozmaicają zwyczajność szarego dnia, tak tym razem w umyśle wyroczni kłębiło się zbyt wiele wątpliwości, by uznać je za dar od niebios. Chwili przerwy wyczekiwała z niecierpliwością, podświadomie wiedząc, że jej potrzebuje, a we własne rewelacje i tak zamierzała ją wprowadzić.
- Oczywiście, że będzie dedykacja. “Dla bliskiej przyjaciółki i wiernej kompanki, która dbała o mój stan psychiczny, a zarazem poziom upojenia alkoholowego przez cały okres trwania badań.” No chyba, że zamierzasz wkrótce znowu gdzieś wyjechać. Mogę bez przeszkód dotrzeć stąd piechotą do siebie, ale teleportacja po kilku kieliszkach z drugiego końca Skandynawii mogłaby być opłakana w skutkach - zażartowała, bo choć rzeczywiście korzystanie z takiej magii po alkoholu mogłoby doprowadzić do niechcianych powikłań, tak organizm Abigel potrzebował czegoś zdecydowanie mocniejszego, by wyprowadzić ją ze stanu trzeźwości umysłu. - Jestem na granicy przełomowych odkryć, dzisiejsze poszukiwania były prawdziwie owocne. Zresztą nie chcę dziś już o tym myśleć. Póki nic nie płonie, nie dostaną mojej uwagi - zawyrokowała, upijając kolejny łyk wina, machnąwszy lekceważąco ręką. Dzień spędzony w bibliotece skutkował zdobyciem kilku nowych informacji, jakie pozwoliły nadać badaniom pewniejszy kierunek, a także żywszy nurt.
- Lepiej mi powiedz co się ostatnio wydarzyło. Wiem co znaczy ten uśmiech i podekscytowane spojrzenie. - Machnęła dłonią, rysując palcem w powietrzu sylwetkę Fridy. W istocie były sobie zbyt bliskie, by nie zwracać uwagi na subtelne zmiany. Malującej się na twarzy Guldbrandsen radości towarzyszyło coś jeszcze, czego Abigel nie potrafiła jeszcze nazwać, a co zdecydowanie zdobyło zainteresowanie wyroczni. Usadowiła się wygodniej na miękkiej kanapie i wbiła wyczekujące spojrzenie w przyjaciółce.
- Za młodą, wyzwoloną, niezależną kobietę - odparła z lekkim uśmiechem w odpowiedzi na udawane oburzenie. Sięgnęła na próbę do swego umysłu, próbując znaleźć w nim szufladę opatrzoną etykietą “kontrowersyjne”, coby przed samą sobą ustalić jakich działań wolałaby się dziś nie dopuszczać, jednak uchylony schowek okazał się być pusty, zupełnie jakby ktoś przed momentem go opróżnił, pozostawiając wachlarz nieograniczonych możliwości. - Ostatnie dni były intensywnie... - powtórzyła za nią, kiwając głową na znak zdecydowanej zgody. Mnogość zaskakujących wydarzeń wyrwała ją z ram codzienności. Choć każdego innego dnia zarzekałaby się, iż niespodzianki są na wagę złota, bo urozmaicają zwyczajność szarego dnia, tak tym razem w umyśle wyroczni kłębiło się zbyt wiele wątpliwości, by uznać je za dar od niebios. Chwili przerwy wyczekiwała z niecierpliwością, podświadomie wiedząc, że jej potrzebuje, a we własne rewelacje i tak zamierzała ją wprowadzić.
- Oczywiście, że będzie dedykacja. “Dla bliskiej przyjaciółki i wiernej kompanki, która dbała o mój stan psychiczny, a zarazem poziom upojenia alkoholowego przez cały okres trwania badań.” No chyba, że zamierzasz wkrótce znowu gdzieś wyjechać. Mogę bez przeszkód dotrzeć stąd piechotą do siebie, ale teleportacja po kilku kieliszkach z drugiego końca Skandynawii mogłaby być opłakana w skutkach - zażartowała, bo choć rzeczywiście korzystanie z takiej magii po alkoholu mogłoby doprowadzić do niechcianych powikłań, tak organizm Abigel potrzebował czegoś zdecydowanie mocniejszego, by wyprowadzić ją ze stanu trzeźwości umysłu. - Jestem na granicy przełomowych odkryć, dzisiejsze poszukiwania były prawdziwie owocne. Zresztą nie chcę dziś już o tym myśleć. Póki nic nie płonie, nie dostaną mojej uwagi - zawyrokowała, upijając kolejny łyk wina, machnąwszy lekceważąco ręką. Dzień spędzony w bibliotece skutkował zdobyciem kilku nowych informacji, jakie pozwoliły nadać badaniom pewniejszy kierunek, a także żywszy nurt.
- Lepiej mi powiedz co się ostatnio wydarzyło. Wiem co znaczy ten uśmiech i podekscytowane spojrzenie. - Machnęła dłonią, rysując palcem w powietrzu sylwetkę Fridy. W istocie były sobie zbyt bliskie, by nie zwracać uwagi na subtelne zmiany. Malującej się na twarzy Guldbrandsen radości towarzyszyło coś jeszcze, czego Abigel nie potrafiła jeszcze nazwać, a co zdecydowanie zdobyło zainteresowanie wyroczni. Usadowiła się wygodniej na miękkiej kanapie i wbiła wyczekujące spojrzenie w przyjaciółce.
Nieznajomy
Re: 16.12.2000 – Salon – Nieznajomy: F. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Fenrisdóttir Nie 3 Gru - 10:20
- W takim razie nie mogę się z tobą nie zgodzić - zaśmiała się pogodnie, uznając zgrabną odpowiedź Abigel za wyjątkowo satysfakcjonującą. Z pewnością kontrowersyjnych rozrywek czy ryzykownych eksperymentów nie można było jej odmówić w przeszłości, choć nigdy nie uważała ich za powód do wstydu czy żalu, uznając całość swoich akcji, zarówno tych godnych podziwu, jak i tych odrobinę mniej chlubnych, za przeznaczoną sobie drogę - a ta zawiodła ją właśnie do tego punktu, w którym była dzisiaj i z którego była zadowolona, musiała więc to być dobra droga. Ciemna brew zaraz drgnęła ku górze w wyrazie zaciekawienia, gdy przyjaciółka zawtórowała jej słowom, podpisując się jednocześnie pod nimi i nadając im swoje własne znaczenie, o którym - jak liczyła Guldbrandsen - przyjdzie im jeszcze dzisiaj porozmawiać.
- Brzmi cudownie, obiecuję zasłużyć sobie na nią w pełni - przyrzekła solennie, przykładając dłoń do serca w geście wzmacniającym szczerość jej intencji. Chwilę później pokręciła przecząco głową. - Możesz być spokojna, na razie nigdzie się nie wybieram. Jestem pewna, że zdążysz zakończyć badania nim Norny wskażą mi kolejne miejsce - oznajmiła z pełnym przekonaniem, nie wyobrażając sobie, by bańka mydlana, w której chwilowo tkwiła, miała prysnąć przedwcześnie wolą bogów. - Wiedz jednak, że prędzej zafunduję ci przymusowe nocowanie pod moim dachem niż pozwolę przemieszczać się samotnie późną porą - zastrzegła, mając na uwadze zarówno względy bezpieczeństwa w teleportacji po kilku głębszych, jak i serię niewyjaśnionych zaginięć, o których przebąkiwano w całym Midgardzie i o których wspominał Mikkel, prosząc, by zachowała ostrożność. Zwyczajowa buta Fridy i pewność co do ostateczności przeznaczenia ustąpiły ostatecznie miejsca względnej ostrożności, gdy zetknęła się z demonstracją Wyzwolonych i stała się naocznym świadkiem dramatycznych wydarzeń z Placu Kupieckiego. - Oby zatem przełom, do którego dążysz, nastąpił jak najszybciej. - Czerwone wino zawirowało we wnętrzu pękatego kieliszka, którego krawędź ponownie przytknęła do ust, przysłuchując się słowom wyroczni. Uśmiech wpełzł na jej wargi i wygiął je w linię odsłaniającą krawędź zębów, gdy Abigel czytała w jej mimice jak w otwartej księdze.
- Jak zapewne się domyślasz, to nie chęć spędzenia Jul w domu ściągnęła mnie z powrotem do Midgardu - wyrzekła, myślami wracając do zeszłorocznych świąt, które spędzała na północy Szwecji w oderwaniu od wszystkiego, co dobrze znane. - Pod koniec listopada Norny pokazały mi nie miejsce, a konkretną osobę - a to nie zdarzało się jak dotąd nigdy. - Właściciela galerii Besettelse, Olafa Wahlberga. Znasz go? - spytała, odnajdując zieleń tęczówek i krzyżując ich spojrzenia. Byli praktycznie równolatkami, czy to możliwe, by nigdy się ze sobą nie zetknęli? - Spotkaliśmy się na początku grudnia. Był nastawiony dość sceptycznie, właściwie otwarcie podejrzewał mnie o bycie oszustką żądną soczystych plotek z jego życia - rozbawienie ponownie przemknęło przez jej twarz, choć wtedy do śmiechu nie było jej wcale. - Sądziłam, że jego ciekawość szybciej weźmie górę, szczególnie, że przez tydzień wymieniał ze mną dość… wieloznaczną korespondencję - stwierdziła, pochylając się w stronę stołu, by chwycić w palce drobne winogrono i rozgryźć je niemalże z namysłem nad doborem kolejnych słów. - Ostatecznie znużyły mnie gry i przejadło się czekanie, zaprosiłam go do siebie i... przełom to chyba dobre określenie na to, co nastąpiło - szelmowski uśmiech wkradł się na usta Fridy, gdy odgarniała zbłądzony kosmyk włosów za ucho, by raz jeszcze uraczyć się rubinowym trunkiem. - Nie ufa mi jeszcze, nie w pełni i ze względu na pracę nie poświęca mi tyle czasu, ile bym sobie życzyła, ale... och, Abigel, jest cudownie, nie żałuję ani sekundy - wyrzuciła z siebie po chwili, nie krępując się zbytecznie przed przyjaciółką, która o tajemnicach Guldbrandsen najprawdopodobniej byłaby w stanie napisać całą książkę.
- Brzmi cudownie, obiecuję zasłużyć sobie na nią w pełni - przyrzekła solennie, przykładając dłoń do serca w geście wzmacniającym szczerość jej intencji. Chwilę później pokręciła przecząco głową. - Możesz być spokojna, na razie nigdzie się nie wybieram. Jestem pewna, że zdążysz zakończyć badania nim Norny wskażą mi kolejne miejsce - oznajmiła z pełnym przekonaniem, nie wyobrażając sobie, by bańka mydlana, w której chwilowo tkwiła, miała prysnąć przedwcześnie wolą bogów. - Wiedz jednak, że prędzej zafunduję ci przymusowe nocowanie pod moim dachem niż pozwolę przemieszczać się samotnie późną porą - zastrzegła, mając na uwadze zarówno względy bezpieczeństwa w teleportacji po kilku głębszych, jak i serię niewyjaśnionych zaginięć, o których przebąkiwano w całym Midgardzie i o których wspominał Mikkel, prosząc, by zachowała ostrożność. Zwyczajowa buta Fridy i pewność co do ostateczności przeznaczenia ustąpiły ostatecznie miejsca względnej ostrożności, gdy zetknęła się z demonstracją Wyzwolonych i stała się naocznym świadkiem dramatycznych wydarzeń z Placu Kupieckiego. - Oby zatem przełom, do którego dążysz, nastąpił jak najszybciej. - Czerwone wino zawirowało we wnętrzu pękatego kieliszka, którego krawędź ponownie przytknęła do ust, przysłuchując się słowom wyroczni. Uśmiech wpełzł na jej wargi i wygiął je w linię odsłaniającą krawędź zębów, gdy Abigel czytała w jej mimice jak w otwartej księdze.
- Jak zapewne się domyślasz, to nie chęć spędzenia Jul w domu ściągnęła mnie z powrotem do Midgardu - wyrzekła, myślami wracając do zeszłorocznych świąt, które spędzała na północy Szwecji w oderwaniu od wszystkiego, co dobrze znane. - Pod koniec listopada Norny pokazały mi nie miejsce, a konkretną osobę - a to nie zdarzało się jak dotąd nigdy. - Właściciela galerii Besettelse, Olafa Wahlberga. Znasz go? - spytała, odnajdując zieleń tęczówek i krzyżując ich spojrzenia. Byli praktycznie równolatkami, czy to możliwe, by nigdy się ze sobą nie zetknęli? - Spotkaliśmy się na początku grudnia. Był nastawiony dość sceptycznie, właściwie otwarcie podejrzewał mnie o bycie oszustką żądną soczystych plotek z jego życia - rozbawienie ponownie przemknęło przez jej twarz, choć wtedy do śmiechu nie było jej wcale. - Sądziłam, że jego ciekawość szybciej weźmie górę, szczególnie, że przez tydzień wymieniał ze mną dość… wieloznaczną korespondencję - stwierdziła, pochylając się w stronę stołu, by chwycić w palce drobne winogrono i rozgryźć je niemalże z namysłem nad doborem kolejnych słów. - Ostatecznie znużyły mnie gry i przejadło się czekanie, zaprosiłam go do siebie i... przełom to chyba dobre określenie na to, co nastąpiło - szelmowski uśmiech wkradł się na usta Fridy, gdy odgarniała zbłądzony kosmyk włosów za ucho, by raz jeszcze uraczyć się rubinowym trunkiem. - Nie ufa mi jeszcze, nie w pełni i ze względu na pracę nie poświęca mi tyle czasu, ile bym sobie życzyła, ale... och, Abigel, jest cudownie, nie żałuję ani sekundy - wyrzuciła z siebie po chwili, nie krępując się zbytecznie przed przyjaciółką, która o tajemnicach Guldbrandsen najprawdopodobniej byłaby w stanie napisać całą książkę.
Bezimienny
Re: 16.12.2000 – Salon – Nieznajomy: F. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Fenrisdóttir Nie 3 Gru - 10:20
Przekonanie pany Guldbrandsen co do własnych deklaracji wywołało na twarzy Fenrisdóttir lekki uśmiech. Obie przecież dobrze wiedziały, że w życiu nie było nic pewnego. Przeświadczenie o własnej nieomylności było błędem początkujących, mało wprawnych wyroczni, lecz nie było potrzeby, by czubkiem ostrej szpilką przebijać teraz delikatną błonę banki. Zgodnie wzniosła kieliszek, wtórując toastowi, chcąc wykorzystać tą krótką chwilę na błogą, niczym niezmąconą radość.
Kiedy tylko z ust Fridy padło nazwisko Olafa, brwi Abigel powędrowały ku górze, nie przez wspomnienie osoby galdra, a same wizje. W ostatnich dniach podchodziła sceptycznie do tego, co pokazywały jej Norny, lecz przyjaciółka nie mogła jeszcze o tym wiedzieć. Chciała dla niej jak najlepiej, starała się więc subtelnie podejść do sprezentowanych rewelacji, jednocześnie nie gasząc jej entuzjazmu.
- Oh, nie wątpię. Przystojny i szarmancki, ma, nadzieję, że to jedyne z jego wad - stwierdziła z tym swoim sceptyczno-ironicznym tonem, a na ustach wyroczni pojawił się szerszy uśmiech. - Nigdy przedtem nie słyszałam, byś w podobny sposób mówiła o jakimkolwiek galdrze. - Nie zadała sobie jednak trudu, by sięgnąć do otchłani pamięci i choć spróbować odnaleźć weń podobną sytuację. - Miałam przyjemność spotkać Olafa Wahlberga. Dziwię się, że miał czas, by przez tydzień wymieniać korespondencję, choć fakt, że pisał z tobą, jest tu dość znaczącym argumentem. - Panna Guldbrandsen miała w sobie coś niezwykłego i niepowtarzalnego. Mimo swej gadatliwości i nazbyt optymistycznego nastawienia, potrafiła być enigmatyczna i uwodzicielska, co z pewnością przedstawiła w swoich listach, tego Abigel mogła być pewna. - Co konkretnie było w wizji? Co chciały przekazać ci Norny? - Chciała wiedzieć, musiała wiedzieć, nim zdradzi jej to, co sama otrzymała wraz z początkiem grudnia. W tonie głosu Fenrisdóttir wybrzmiewały pewien dystans, jak i zwątpienie. Czy to możliwe, że obie doświadczały podobnych wizji? Co Norny chciały przez to powiedzieć? Analityczny umysł już rozpoczął pracę na najwyższych obrotach, doszukując się wskazówek i powtarzalności wzoru. - To znaczy… Oczywiście, że cieszę się twoim szczęściem - zastrzegła od razu, kiedy tylko zorientowała się, że mogła nie okazać przyjaciółce odpowiedniego wsparcia i zaangażowania. - Olaf Wahlberg dał mi się poznać jako wyrwany z innej epoki dżentelmen. Zadziwiające, że tacy mężczyźni wciąż istnieją - zażartowała, wracając myślami do tych dwóch dni, kiedy miała przyjemność rozmawiać z właścicielem galerii Besettelse. Nie znali się wcześniej, co zresztą nie było niczym dziwnym, zwłaszcza że obracali się w różnym towarzystwie. Wywarł na Abigel pozytywne wrażenie i również nie dziwiła się Fridzie, że tak prędko straciła dla niego głowę.
”Nie żałuję ani sekundy”, wybrzmiewało w głowie wyroczni, gdy przed oczami wyobraźni pojawił się obraz, jaki wdarł się do jej umysłu z początkiem grudnia wraz z pierwszym haustem lodowatej wody.
- Nie ty jedna otrzymałaś ostatnio konkretną osobę, zamiast miejsca - zaczęła po chwili, ostrożnie dobierając słowa. Zielone tęczówki odsunęły się od sylwetki Fridy, przenosząc gdzieś w nieokreśloną przestrzeń. - Ostatnio rzadko kiedy dostaję… personalne wizje. - Te związane z nią samą zdarzały się, ale wyłącznie pojedynczo, pozostawiając Abigel z poczuciem bezsilności, zamiast motywując do działania. Tym razem było inaczej. - Nie wiem jak to interpretować, bo była dość mglista i skupiona na zmianach emocjonalnych. Póki co raczej unikam osób z nią związanych, ale spodziewam się, że nie będę mogła uciekać wiecznie. - Przed przeznaczeniem nie można było uciec, o czym obie wyrocznie doskonale wiedziały. Pytanie tylko jaki cel miały w tym Norny? Kolejny, potężny łyk pociągnięty z kieliszka opróżnił go do połowy. Nawet jeśli kobieta starała się utrzymywać w ryzach i nie zdradzać wszystkich emocji, przyjaciółka mogła z łatwością dostrzec, że coś było nie tak.
Kiedy tylko z ust Fridy padło nazwisko Olafa, brwi Abigel powędrowały ku górze, nie przez wspomnienie osoby galdra, a same wizje. W ostatnich dniach podchodziła sceptycznie do tego, co pokazywały jej Norny, lecz przyjaciółka nie mogła jeszcze o tym wiedzieć. Chciała dla niej jak najlepiej, starała się więc subtelnie podejść do sprezentowanych rewelacji, jednocześnie nie gasząc jej entuzjazmu.
- Oh, nie wątpię. Przystojny i szarmancki, ma, nadzieję, że to jedyne z jego wad - stwierdziła z tym swoim sceptyczno-ironicznym tonem, a na ustach wyroczni pojawił się szerszy uśmiech. - Nigdy przedtem nie słyszałam, byś w podobny sposób mówiła o jakimkolwiek galdrze. - Nie zadała sobie jednak trudu, by sięgnąć do otchłani pamięci i choć spróbować odnaleźć weń podobną sytuację. - Miałam przyjemność spotkać Olafa Wahlberga. Dziwię się, że miał czas, by przez tydzień wymieniać korespondencję, choć fakt, że pisał z tobą, jest tu dość znaczącym argumentem. - Panna Guldbrandsen miała w sobie coś niezwykłego i niepowtarzalnego. Mimo swej gadatliwości i nazbyt optymistycznego nastawienia, potrafiła być enigmatyczna i uwodzicielska, co z pewnością przedstawiła w swoich listach, tego Abigel mogła być pewna. - Co konkretnie było w wizji? Co chciały przekazać ci Norny? - Chciała wiedzieć, musiała wiedzieć, nim zdradzi jej to, co sama otrzymała wraz z początkiem grudnia. W tonie głosu Fenrisdóttir wybrzmiewały pewien dystans, jak i zwątpienie. Czy to możliwe, że obie doświadczały podobnych wizji? Co Norny chciały przez to powiedzieć? Analityczny umysł już rozpoczął pracę na najwyższych obrotach, doszukując się wskazówek i powtarzalności wzoru. - To znaczy… Oczywiście, że cieszę się twoim szczęściem - zastrzegła od razu, kiedy tylko zorientowała się, że mogła nie okazać przyjaciółce odpowiedniego wsparcia i zaangażowania. - Olaf Wahlberg dał mi się poznać jako wyrwany z innej epoki dżentelmen. Zadziwiające, że tacy mężczyźni wciąż istnieją - zażartowała, wracając myślami do tych dwóch dni, kiedy miała przyjemność rozmawiać z właścicielem galerii Besettelse. Nie znali się wcześniej, co zresztą nie było niczym dziwnym, zwłaszcza że obracali się w różnym towarzystwie. Wywarł na Abigel pozytywne wrażenie i również nie dziwiła się Fridzie, że tak prędko straciła dla niego głowę.
”Nie żałuję ani sekundy”, wybrzmiewało w głowie wyroczni, gdy przed oczami wyobraźni pojawił się obraz, jaki wdarł się do jej umysłu z początkiem grudnia wraz z pierwszym haustem lodowatej wody.
- Nie ty jedna otrzymałaś ostatnio konkretną osobę, zamiast miejsca - zaczęła po chwili, ostrożnie dobierając słowa. Zielone tęczówki odsunęły się od sylwetki Fridy, przenosząc gdzieś w nieokreśloną przestrzeń. - Ostatnio rzadko kiedy dostaję… personalne wizje. - Te związane z nią samą zdarzały się, ale wyłącznie pojedynczo, pozostawiając Abigel z poczuciem bezsilności, zamiast motywując do działania. Tym razem było inaczej. - Nie wiem jak to interpretować, bo była dość mglista i skupiona na zmianach emocjonalnych. Póki co raczej unikam osób z nią związanych, ale spodziewam się, że nie będę mogła uciekać wiecznie. - Przed przeznaczeniem nie można było uciec, o czym obie wyrocznie doskonale wiedziały. Pytanie tylko jaki cel miały w tym Norny? Kolejny, potężny łyk pociągnięty z kieliszka opróżnił go do połowy. Nawet jeśli kobieta starała się utrzymywać w ryzach i nie zdradzać wszystkich emocji, przyjaciółka mogła z łatwością dostrzec, że coś było nie tak.
Nieznajomy
Re: 16.12.2000 – Salon – Nieznajomy: F. Guldbrandsen & Bezimienny: A. Fenrisdóttir Nie 3 Gru - 10:20
Nie miała wątpliwości co do tego, że nic w życiu nie było pewne, lecz to właśnie przeświadczenie o tym, że absolutnie wszystko było tymczasowe i przemijające, pozwalało Fridzie prawdziwie cieszyć się każdym kolejnym dniem i czerpać z każdej chwili pełnymi garściami. Nie była przeświadczona o własnej nieomylności, najczęściej każdą wizję rozkładała wielokrotnie na czynniki pierwsze i składała ją na powrót w całość, nie pozwalając żadnej możliwej interpretacji prześlizgnąć się bokiem niezauważoną - to jednak nie ograniczało jej w kwestii pełnego dobrej wiary zaklinania rzeczywistości i życzeniowego myślenia, które nie dopuszczało do siebie możliwości, że bogowie mogliby ją wysłać prosto do Wahlberga, by następnie nakazać zmienić gwałtownie kurs, nim jeszcze zdoła poznać prawdę co do jego przeznaczenia i tego, dlaczego to właśnie on został wybrany przez Norny. Czym sobie zasłużył na przychylność wszechwiedzących tkaczek losu? Jaka była rola jej samej w tym wszystkim, co dokładnie miała mu pomóc osiągnąć?
Wyraz wesołości przemknął przez twarz Guldbrandsen, gdy słuchała żartobliwych słów przyjaciółki i choć nie wątpiła w to, że wspomniany galdr, tak jak i każdy inny, miał swój osobisty arsenał mniejszych i większych wad, których poznanie będzie dla niej zapewne po prostu kwestią czasu, tak nie przeszkadzało jej to w żaden sposób w chwilowym, wyjątkowo ochoczym idealizowaniu jego postaci - nawet jeśli sama wciąż mu nie ufała w naturalnej reakcji na jego głęboko zakorzenioną ostrożność, której wyraźnie dał upust w trakcie rozmowy w pobliskich Ogrodach Baldura. Nigdy przedtem nie słyszałam, byś w podobny sposób mówiła o jakimkolwiek galdrze. Frida zatrzymała się na chwilę, by rozważyć w myślach słowa Abigel.
- Nie, rzeczywiście nie - potwierdziła praktycznie momentalnie, nie czując jednak z tego powodu zażenowania, nawet gdy każdy kolejny zlepek zgłosek coraz bardziej przybliżał ją do miana rozemocjonowanego podlotka, z przejęciem opowiadającego o gorącej randce. - To... właściwie dość zaskakujący bieg zdarzeń, poznałam go przed laty, choć on mnie nie pamięta - bo i dlaczego by miał? Midsommar rządziło się wszak swoimi prawami. - To on był moim pierwszym - wyjawiła bez skrępowania, zataczając krąg trzymanym kieliszkiem wina nim przytknęła usta do szklanej krawędzi i zwilżyła je rubinowym trunkiem, jednocześnie szukając dobrej odpowiedzi na pytanie Fenrisdóttir. - Wizje te były bardzo jednostkowe. Pierwsza dotyczyła jego prywatnego zmartwienia, druga powrotu jego byłej żony. Wątpię, by łączyło się to w większą całość, nie na tym etapie przynajmniej - wyrzekła po namyśle, nie zdradzając szczegółów, które winny pozostać tylko między nią a Wahlbergiem. Uśmiech rozciągnął jej usta, faktycznie od kilku dni czuła się tak, jakby unosiła się na puszystej chmurce, nawet jeśli uczucie to było wyjątkowo złudne i nie mniej ulotne. Ale nie, nie żałowała ani sekundy, żałować mogłaby tylko tego tygodnia, który poświęcony na korespondencyjne zabawy w kotka i myszkę przeleciał jej przez palce bezpowrotnie.
Nadstawiła uszu uważniej, pochylając się nieco w stronę przyjaciółki i sięgając przy tym po kawałek melona otulonego szynką parmeńską, a drobny kęs przełamał charakterystyczny smak wędliny słodyczą aromatycznego owocu. Chwila, jaką Guldbrandsen poświęciła na przerzucie przekąski, pozwoliła jednocześnie na spokojne wysłuchanie Abigel i rozważenie jej słów bez zbędnego pośpiechu. - Czy ta konkretna osoba to ktoś, kogo znałaś już wcześniej? - rozpoczęła temat, siłą rzeczy szukając pewnych podobieństw i analogii do sytuacji, w jakiej sama się znalazła. Czy za tym wszystkim, czego doświadczały w ostatnich dniach, mogło się kryć coś więcej? - Na zmianach emocjonalnych? - powtórzyła, wyraźnie zainteresowana wizją przyjaciółki, która na razie wypowiadała się na jej temat dość enigmatycznie. - Dlaczego unikasz tych osób? - drążyła dalej, rozważając możliwość tego, że zbliżenie się do bohaterów wizji mogło pomóc ją ostatecznie wyklarować. - Czy ta wizja... czy ona w jakiś sposób dotyczy samej ciebie? - spytała ostatecznie, a w jej głosie, choć możliwie jak najbardziej neutralnym i spokojnym, rozbrzmiała pierwsza, śladowa ilość niepokoju. Nie bez powodu nie odprawiała seidr dla samej siebie, nie bez powodu jak ognia unikała zsyłanych jej przez Norny strzępów przyszłości, w której jawiła się ona sama. Co takiego mogła zobaczyć Abigel?
Frida i Abigel z tematu
Wyraz wesołości przemknął przez twarz Guldbrandsen, gdy słuchała żartobliwych słów przyjaciółki i choć nie wątpiła w to, że wspomniany galdr, tak jak i każdy inny, miał swój osobisty arsenał mniejszych i większych wad, których poznanie będzie dla niej zapewne po prostu kwestią czasu, tak nie przeszkadzało jej to w żaden sposób w chwilowym, wyjątkowo ochoczym idealizowaniu jego postaci - nawet jeśli sama wciąż mu nie ufała w naturalnej reakcji na jego głęboko zakorzenioną ostrożność, której wyraźnie dał upust w trakcie rozmowy w pobliskich Ogrodach Baldura. Nigdy przedtem nie słyszałam, byś w podobny sposób mówiła o jakimkolwiek galdrze. Frida zatrzymała się na chwilę, by rozważyć w myślach słowa Abigel.
- Nie, rzeczywiście nie - potwierdziła praktycznie momentalnie, nie czując jednak z tego powodu zażenowania, nawet gdy każdy kolejny zlepek zgłosek coraz bardziej przybliżał ją do miana rozemocjonowanego podlotka, z przejęciem opowiadającego o gorącej randce. - To... właściwie dość zaskakujący bieg zdarzeń, poznałam go przed laty, choć on mnie nie pamięta - bo i dlaczego by miał? Midsommar rządziło się wszak swoimi prawami. - To on był moim pierwszym - wyjawiła bez skrępowania, zataczając krąg trzymanym kieliszkiem wina nim przytknęła usta do szklanej krawędzi i zwilżyła je rubinowym trunkiem, jednocześnie szukając dobrej odpowiedzi na pytanie Fenrisdóttir. - Wizje te były bardzo jednostkowe. Pierwsza dotyczyła jego prywatnego zmartwienia, druga powrotu jego byłej żony. Wątpię, by łączyło się to w większą całość, nie na tym etapie przynajmniej - wyrzekła po namyśle, nie zdradzając szczegółów, które winny pozostać tylko między nią a Wahlbergiem. Uśmiech rozciągnął jej usta, faktycznie od kilku dni czuła się tak, jakby unosiła się na puszystej chmurce, nawet jeśli uczucie to było wyjątkowo złudne i nie mniej ulotne. Ale nie, nie żałowała ani sekundy, żałować mogłaby tylko tego tygodnia, który poświęcony na korespondencyjne zabawy w kotka i myszkę przeleciał jej przez palce bezpowrotnie.
Nadstawiła uszu uważniej, pochylając się nieco w stronę przyjaciółki i sięgając przy tym po kawałek melona otulonego szynką parmeńską, a drobny kęs przełamał charakterystyczny smak wędliny słodyczą aromatycznego owocu. Chwila, jaką Guldbrandsen poświęciła na przerzucie przekąski, pozwoliła jednocześnie na spokojne wysłuchanie Abigel i rozważenie jej słów bez zbędnego pośpiechu. - Czy ta konkretna osoba to ktoś, kogo znałaś już wcześniej? - rozpoczęła temat, siłą rzeczy szukając pewnych podobieństw i analogii do sytuacji, w jakiej sama się znalazła. Czy za tym wszystkim, czego doświadczały w ostatnich dniach, mogło się kryć coś więcej? - Na zmianach emocjonalnych? - powtórzyła, wyraźnie zainteresowana wizją przyjaciółki, która na razie wypowiadała się na jej temat dość enigmatycznie. - Dlaczego unikasz tych osób? - drążyła dalej, rozważając możliwość tego, że zbliżenie się do bohaterów wizji mogło pomóc ją ostatecznie wyklarować. - Czy ta wizja... czy ona w jakiś sposób dotyczy samej ciebie? - spytała ostatecznie, a w jej głosie, choć możliwie jak najbardziej neutralnym i spokojnym, rozbrzmiała pierwsza, śladowa ilość niepokoju. Nie bez powodu nie odprawiała seidr dla samej siebie, nie bez powodu jak ognia unikała zsyłanych jej przez Norny strzępów przyszłości, w której jawiła się ona sama. Co takiego mogła zobaczyć Abigel?
Frida i Abigel z tematu