Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    07.12.2000 – Salon – Nieznajomy: F. Guldbrandsen & Bezimienny: O. Wahlberg

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    07.12.2000

    Rola pokornego sługi, który zgodnie z życzeniem biegnie jak na rozkaz po otrzymaniu zachęcającego listu, w tej konkretnej sytuacji zupełnie mu nie przeszkadzała. Gotów był oddać się w niewolę choćby na jedną noc, wabiony młodą skórą i pragnieniem, które schło w gardle, błagając o słodki nektar brzoskwiń, o gęsty wiśniowy sok i choćby cząstkę kwaśnej i orzeźwiającej pomarańczy. Zamierzony przez Olafa cel, jakoby kobieta podająca się z völvę i wróżąca mu nadchodzący ataki choroby genetycznej, która sponiewierała ciało od dekad, zapragnęła znaleźć się blisko niego, został wykonany. Ta nie miała prawa wiedzieć o bólącze, o ile informacja nie została jej udzielona przez byłą żonę, czego również się obawiał. Kobieta zdawała sobie sprawę z jej powrotu, a scenariusz jakoby współpracowały, aby sprowadzić go na muliste dno, zdawał się być więcej niż prawdopodobny. A mimo wszystko pełne kokieteryjnej poezji i rozpustnych słówek listy, które wymieniali przez ostatni tydzień, w końcu zostały przez nią ukrócone, a w prostych słowach wyraźnie dało się znaleźć pożądanie. Przyznała, że i on zaprzątał jej splątane myśli, gdy to następne wyszukane prezenty trafiały w blade kobiece dłonie. Być może ceniła pieniądz, być może pragnęła adoracji. Aura wyszukanych słów, liryki, sztuki i romantyzmu, którą wokół siebie umyślnie roztaczał, została skwitowana kilkoma kroplami wody toaletowej przywodzącej na myśl wieczór wśród gustownej whisky, cygar, kontrabasu i dębowych mebli, którą pospiesznie skropił szyję, narzucając na siebie płaszcz, aby szybkim krokiem udać się pod adres, jaki doskonale już znał, choć sam nigdy nie miał przyjemności go odwiedzić. Przynajmniej do tej konkretnej pory.
    Nie wziął ze sobą czerwonego jak krew wina, nie zabrał wypełnionego pralinkami i miodem kosza prezentowego, a w kieszeni nie ciążyły brylanty i diamenty, gdy zamarznięte kałuże skrzypiały pod eleganckimi pastowanymi mokasynami. Spacer nie był nadto długi, choć zdołał wystarczająco wyziębić jego policzki, gardzące wszechobecną ciemnością i mrozem. Spalony pospiesznie w drodze tytoń mieszał się z perfumą i butną pewnością siebie niewzruszoną jakimkolwiek niepowodzeniem, bowiem to nie miało nastać, przymrużonymi pod wiatrem powiekami i prądem przechodzącym wzdłuż kręgosłupa aż do drętwiejących w oczekiwaniu na nieznane palców.
    Idee na jej temat były zmysłowe i słodkie, podobne do dorodnych truskawek w luksusowej białej czekoladzie, do błękitnego greckiego nieboskłonu nad akropolem, do drobinek złota wielkości księżycowego pyłu mieniących się w drogiej farbie na jednym z obrazów, który zawisł w Besettelse, do atłasowej i ciepłej od jej ciała pościeli, miękkiej trawy pod bosymi stopami w Midsommar. Były też rozpustne i pełne pożądania, samodzielnie śniące o wąskiej talii skrywanej pod obcisłą suknią, karmazynowej szmince na pełnych i miękkich ustach, bladym dekolcie nienachalnie widocznym i krótkiemu oddechowi, gdy to wręczał jej w pobliskich Ogrodach Baldura kwiat glicynii symbolizujący toksynę. Kobietę otwarcie już pragnął chwycić we własne dłonie, kształtować niczym poezję, niegotową rzeźbę wyrabianą pod długimi palcami, wpychającymi się w każdą jej krągłość i wyżłobienie, aby tylko pod naporem stała się plastyczna, gotowa oddać się w pełni artyście. To nie obsesja, a ledwie rozbudzone i podjudzone odciśniętą na papeterii szklanką whisky jaźnie, sprowokowane niecnymi słowami, z których musiała zdawać sobie doskonale sprawę. Choć jej przepowiednia spełniła się w połowie, tak nie zamierzał tego odkrywać, bowiem jeszcze nie czas, karty trzymał więc w rękawie wraz z asem kier, gotów walczyć o konieczną przewagę, równocześnie w tej rozgrywce godząc się na przegraną u jej stóp, byleby tylko pozwoliła wdychać swoja woń, a gładkością skóry pieściła policzek.
    Powoli pokonywał kolejne schody, pozwalając obcasowi odbijać się echem od eleganckiej klatki schodowej kamienicy, kierując się na najwyższe piętro, gdzie drzwi prowadzące do jej mieszkania pozostawały zamknięte. Nie spodziewał się, że wpuści do domu chłód, lecz pewien był, że czeka na niego. Sam oparł się o framugę, z kieszeni wyciągając przed parunastoma minutami otwarty list i zapukał donośnie kilka razy, a gdy ta otworzyła mu drzwi, powiedział tylko:
    Dostałem twój list. Mam nadzieję, że nie czekałaś na mnie zbyt długo — miękki uśmiech spłynął na twarz, dostrzegając jej ciemne spojrzenie, zbyt długo wyczekiwane i widywane w poplątanych myślach, lecz wzrok nie zagościł tam długo, naturalnie wędrując w dół.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Dopiero trzykrotne umycie włosów pachnącą pianą pozwoliło jej sądzić, że oto zdołała się pozbyć resztek pyłu i okruchów pomnika, który nie dalej jak popołudniu stał jeszcze niewzruszony w samym centrum Placu Kupieckiego. Przeczesywała kruczą czerń szczotką z włosia dzika dokładnie dwadzieścia osiem razy, wypychając z głowy najświeższe, wstrząsające wspomnienia, nim ostatecznie zebrała lśniące pasma w luźny kok przebity biżuteryjną szpilką, by wciąż wilgotne kosmyki nie lepiły się do karku, gdy nacierała skórę rozgrzanym w dłoniach olejkiem monoi, który otaczał jej ciało nienachalną wonią gardenii tahitańskiej. Gdzieś pomiędzy porcelanową wanną a oprawionym w złotą ramę lustrem podjęła decyzję, by zakończyć własną kapitulacją tę irytującą grę i wypuścić w świat nieco już niezadowoloną ostatnią intensywnością korespondencji Smultring, po czym upewniwszy się, że kosmetyk odpowiednio się wchłonął, wsunęła na siebie miękką koronkę, a ramiona zanurzyła w ciemnogranatowy szlafrok z jedwabiu o kimonowym kroju i przewiązała w talii. Akustyka klatki schodowej niosła echo kroków, gdy stojąc przed szafą, deliberowała nad doborem odpowiedniego odzienia, lecz dźwięk ten nie płoszył jej zbytecznie, gdy oswojona z myślą o stosunkowo długich przerwach w odpowiadaniu na listy, święcie przekonana była o tym, że wciąż ma czas, a rytmicznie uderzające o posadzkę obcasy wcale nie należą do mężczyzny, którego zaprosiła do siebie, nie pozostawiając mu właściwie możliwości odmowy. Zatrzymała się w połowie ruchu, gdy odgłos pukania do drzwi udowodnił ostatecznie, że była w błędzie, po czym zacisnąwszy mocniej poły przewiązanego szlafroka, ruszyła ku źródłu dźwięku. Pełny zadowolenia uśmiech wpełzł na jej usta, gdy po otwarciu drzwi napotkała na rosłą sylwetkę - poszerzył się dodatkowo, słysząc słowa przywitania.
    - Czekałam wystarczająco długo, Olafie - skwitowała lekkim tonem, odsuwając się w bok i gestem dłoni zapraszając go do środka. - Lecz nie dziś - dodała, nakreślając kolejną warstwę swojej wcześniejszej wypowiedzi. - Właściwie przyszedłeś szybciej niż zakładałam, nie w takim wydaniu planowałam cię witać. Mam nadzieję, że mi to wybaczysz - stwierdziła odrobinę wyjaśniająco, lecz bez sztucznej skruchy w głosie, odgarniając za ucho opadający na twarz zbłądzony kosmyk włosów.
    Zdawać by się mogło, że w trwającym od tygodnia impasie, z którego wyjścia nie ułatwiały ani odrobinę ociekające dwuznacznością listy, to właśnie ona była stroną z góry skazaną na porażkę, gdy niepokorne myśli, podsycane dodatkowo jego mniej lub bardziej świadomymi zachętami, raz po raz uciekały w stronę wspomnień, które winni byli współdzielić, lecz które panoszyły się tylko w jej głowie. Początkowo całą sobą próbowała się wzbraniać przed czynieniem jakichkolwiek niepożądanych połączeń pomiędzy zamierzchłymi wydarzeniami rozgrywającymi się pod rażącą bielą polarnego słońca i sytuacją bieżącą, bezsprzecznie nakreśloną przez Norny, wymagającą profesjonalizmu, z każdym kolejnym dniem i z każdą kolejną elegancko zapisaną papeterią jej silna wola stawała się coraz mniej silna, a gdzieś głęboko we wnętrzu budziło się przekonanie, że opór właściwie jest daremny i zbędny. W podobnych okolicznościach topniał jej bunt przeciwko byciu traktowaną jak zabawka o wyjątkowo przyjemnej aparycji, gdy wciąż podważał jej słowa i wciąż balansował gdzieś na granicy nazwania jej oszustką, jednocześnie pragnąc trzymać ją blisko, w oczywisty sposób nadając tym samym ton nawiązywanej relacji, w której własnym ciałem miała zrekompensować stracony czas i straty moralne poniesione przez ulatujące spomiędzy naznaczonych bordową szminką kłamstw na temat najbliższej przyszłości. Wahlberg wciąż czekał na swój wielki dowód, nieświadom faktu, że ten jest tuż za rogiem, że niesiony ulicami Midgardu gwar towarzyszący demonstracji Wyzwolonych pozostawiał mu już naprawdę niewiele czasu do przewidzianego przez Guldbrandsen ataku choroby. Dzień, może dwa, mówiła wtedy w restauracji Fjeskall, lecz czy powinna na powrót przywołać wiszące nad nim widmo i bezpowrotnie zrujnować szansę na to, by wieczór zakończyć w sposób, który okazałby się przyjemny dla obojga? Nie teraz, później, zadecydowała pospiesznie, wzrokiem sunąc po gładkim splocie materiału garnituru w górę, ku piwnym oczom, by tam zakotwiczyć na dłuższą chwilę.
    - Doceniam formalność stroju, choć zdaje się, że krawat będzie ci zbędny - oznajmiła, pozwalając kącikom ust drgnąć w figlarnym uśmiechu, nie trwoniąc ani chwili na zastanawianie się nad tym, czy przyszedł do niej prosto ze spotkania biznesowego w Besettelse, czy też garnitur traktował jako odzienie uniwersalne. Zamknęła za nim drzwi, kątem oka obserwując jak zapoznaje się pobieżnie z geometrią jej mieszkania. - Czy mogę zaproponować ci coś do picia? - spytała, biorąc na swe barki rolę przepisowej gospodyni, tak przecież wypadało, choć zapewne Wahlberg nie miał żadnych złudzeń co do tego, że to nie na herbatę go zapraszała - Byle nie whisky, tej chwilowo nie uraczysz w moich skromnych progach - zaśmiała się po chwili, przestępując kilka kroków w głąb salonu do punktu, w którym drogi były już tylko dwie, jedna prowadząca do kuchni, zaś druga do sypialni i zatrzymała się w miejscu w oczekiwaniu na jego decyzję.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Napięcie kumulujące się w mięśniach od przeszło tygodnia odchodziło w końcu w niepamięć, wyparte najczystszą ekstazą, która obmywała kolejne tkanki błogością niesioną przez szumiącą w uszach krew, wrzącą niespokojnie w żyłach i arteriach, a skołatane myśli wciąż jeszcze próbowały pojąć, jakiego nieba jej przychylił, udowadniając tylko, że w istocie rzeczy - tak właśnie było im pisane przez Norny, które po raz kolejny zapętlały nici ich losów w sobie tylko znanym celu. Dlaczego teraz? Dlaczego on? Dlaczego wtedy, gdy wszelkiego rodzaju używki zaćmiewały trzeźwość oceny sytuacji, wszechwiedzące boginie wskazały właśnie Wahlberga, by na jego ręce złożyła własną niewinność? Jaki dokładnie cel krył się w tym wszystkim? Czy żartem, chichotem bóstw ku własnej rozrywce rozstawiających na swojej planszy pionki ludzi, było ich pierwsze spotkanie czy to niedawne, po latach, pokazujące, że tylko dla Guldbrandsen była to noc, której nie sposób było zapomnieć? Kim on był i kim miał być? Jaką rolę miała wypełnić ona sama u jego boku? Jaki cel miała mieć ta znajomość, czymkolwiek by ona nie była, gdy obiecywany przez nią układ biznesowy przechodził gwałtowną transformację w płomienisty romans, gotowy obrócić w pogorzelisko wszystko na swojej drodze?
    Przez dłuższą chwilę ciszę panującą w sypialnianej przestrzeni wypełniały wyłącznie odgłosy przyspieszonych oddechów, których urywany rytm stopniowo się normował i stawał coraz bardziej miarowy. Zagraniczne miasta, obce języki, upalne słońce południowej Europy, świeży zapach cytrusów, równe linijki czcionek drukarskich - kolejne obrazy wirowały dynamicznie pod półprzymkniętymi powiekami Fridy, splątując następujące po sobie wizje w stosunkowo chaotyczny ciąg oderwany od ustępujących bodźców odbieranych przez rozedrgane ciało, przez które w ślad za katartyczną rozkoszą przetaczała się pierwsza fala zmęczenia przywołanego intensywnością doznań i głębokością transu ściśle obejmującego jej umysł przed zaledwie kilkunastoma uderzeniami serca. Ciemne tęczówki błyszczały niedawnym spełnieniem, a klatka piersiowa falowała głęboko, gdy własną dłoń wyciągała w kierunku tej męskiej, odgarniającej zbłądzony kosmyk z jej twarzy, by przyciskając ją do swojego policzka, rozgrzanymi wargami naznaczyć jej wnętrze pocałunkiem w zaskakująco czułym geście, tak dalekim od szaleńczej pogoni za wspólną satysfakcją, która jeszcze przed chwilą stanowiła nadrzędny cel tego wieczoru.
    - Daj mi swój czas - szepnęła w odpowiedzi, przełykając ślinę, by zwilżyć wciąż ściśnięte gardło. - Tylko tego potrzebuję - cała reszta przyjdzie sama, wcześniej lub później. Wszak to, czego pragnęła, zgodnie z jej słowami w restauracji Fjeskall, nie były w stanie kupić żadne pieniądze świata. W gruncie rzeczy nie zależało jej na pieniądzach, na ładnych błyskotkach i kosztownych prezentach, jakimi mógł ją obsypać w przypływie szczodrości. Lubiła otaczać się pięknem, przywdziewać gładkie jedwabie i biżuterię przyciągającą obce spojrzenia, lecz w jej życiu priorytety malowały się zupełnie inaczej, co innego napędzało ją do działania, do czego innego serce rwało się samo - dowodem na to było chociażby mieszkanie w historycznej części Midgardu, urządzone szykownie, choć dość minimalistycznie, dalekie od przepychu, na który mogłaby sobie pozwolić, sięgając po wpływy z rodzinnego biznesu i wymieniając obecne, studenckie lokum na przestronniejszą nieruchomość. A jednak, nie potrzebowała tego, obecną przestrzeń i wszystkie otaczające ją przedmioty uznając za tymczasowe i gotowe do pozbawionego sentymentów porzucenia za sobą, jeśli przeznaczenie pchnie ją w kolejne miejsce na mapie. - Będzie trwać - na razie, dopóki bogowie nie postanowią inaczej, wszak ta znajomość, jak i wszystkie inne, miała być tymczasowa. W ślad za skręconą w jego stronę szyją pociągnęła resztę ciała, układając je na boku, biodro i łokieć zatapiając w miękkości cierpliwego materaca, by przysunąć się nieco bliżej. Lekko nieprzytomny uśmiech wkradł się na jej lica, gdy mężczyzna pochylał nad nią swą twarz, by raz jeszcze złączyć ich usta w tańcu, delikatniejszym i subtelniejszym niż dotychczas. Odsunęła się, lecz tylko odrobinę, tylko po to, by smukłymi palcami kreślić szlak wzdłuż szczytu jego kości policzkowej i wokół konturu ust, wciąż wilgotnych od jej pocałunków.
    - Każdy twój plan i każde marzenie… pomogę ci je spełnić, wszystkie, co do jednego, niezależnie od tego jak błahe czy karkołomne by one nie były. I będę przy tobie na każdym kroku, jeśli tylko tego zechcesz. To moja obietnica dla ciebie, Olafie - oznajmiła nieco głośniej, łącząc kolejne wypowiadane z trudem słowa w całość, by z pełnym przekonaniem złożyć własną deklarację, ciężarem dorównującą tej składanej przez Wahlberga. Głośniej wypuściła powietrze z płuc, wiedząc, że to jeszcze nie koniec tego, co powinno wybrzmieć w świetle księżycowej łuny, nawet jeśli w następstwie perspektywa przyjemnego zakończenia wieczoru miałaby zostać przekreślona.
    - Wyzwoleni przeszli dziś przez Plac Kupiecki - wyrzekła ostatecznie, wbijając spojrzenie w piwne tęczówki, jakby tam miała znaleźć niezmąconą szczerość reakcji na swoje rewelacje. - Byłam tam przypadkiem, robiłam świąteczne zakupy i trafiłam w sam środek zamieszania... Z początku tylko krzyczeli nienawistne hasła - uderzające nawet w media i wyrocznie, uderzające we mnie osobiście - później jeden z nich wysadził pomnik Larsa Arvidssona, wybuchła panika, tłum się rozpierzchł, część przechodniów wymagała asysty medyków - kontynuowała opowieść, krzywiąc się nieznacznie na same wspomnienia wydarzeń, o których wolałaby raz na zawsze zapomnieć. Urwała, nie wdając się w szczegóły, które w oczach Wahlberga nie musiały być wcale interesujące, gdy najważniejszą informacją było kiedy. - To było dzisiaj, Olafie - powtórzyła, czując jak jej serce przyspiesza raz jeszcze, gdy głowę wypełniały myśli odnośnie tego jak zareaguje, gdy oczywistym stało się to, że jutro, najpóźniej pojutrze atak choroby będzie szargał jego wnętrzności niewyobrażalnym bólem. - Wolałabym nie być sama dzisiejszej nocy - stwierdziła nagle i bez większego namysłu, jakby ze wstydem przyznając się sama przed sobą do własnej słabości, do tego, że dramatyczne sceny, których była świadkiem wstrząsnęły nią prawdziwie i skruszyły otaczającą ją skorupę zatwardziałej wiary we własne przeznaczenie i w to, że bogowie nie sprowadzą na nią żadnej krzywdy. Przymknęła oczy na chwilę, biorąc głębszy oddech w płuca. - Ale zrozumiem, jeśli pójdziesz. I nie będę mieć ci tego za złe - szepnęła, ofiarując mu prawo do decyzji niezakłócanej jej kaprysami i odgórne zwolnienie ze wszystkich jej konsekwencji, jakich mógłby się spodziewać.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Czas. Pieniędzy miał w bród. Złota, diamentów, aktywów, papierów wartościowych jeszcze więcej, ale nie tego oczekiwała panna Guldbrandsen, gdy wyczerpana szeptała swoje żądania. Czas. Jak trudno było go pozyskać, kiedy wszelkie priorytety miały skupiać się na zysku. Olaf doskonale wiedział, ile zarobiłby, oferując jej ciało w podziemiach Besettelse, ale to nie taki był jej cel, a on dziś chciał mieć tę kobietę tylko dla siebie. Czas. On też miał swoją wartość, każda minuta kosztowała, więc ostatecznie poświęcając jej cały swój czas, zbankrutowałby. Rachunek zysków i start, jakiego dokonywał teraz we własnej głowie, wyraźnie głosił, że konsekwencje pozostawienie jej samej sobie, byłyby adekwatne do owej zbrodni. Całe życie Wahlberg, posiłkując się marzeniami własnego ojca, walczył, aby stanowić wciąż więcej, mieć więcej, znaczyć więcej, ale w tej krótkiej chwili, spoglądając w ciemne spojrzenie Fridy, zapominał o każdym bogu, jaki nad nim czuwał, o każdej obietnicy, jaką sobie złożył, bo jej roztrzęsione usta, dygocące ciało i kruche słowa znaczyły więcej niż cały świat dookoła. Przestań. Miał przecież swoje własne pragnienia, różne od namiętności i pożądania, ale słaby umysł, choć za takowy go nie traktował, w tej sekundzie skupiał się już tylko na jej wdzięku.
    Mój czas należy do ciebie — wyszeptał, niepewny, czy mówi prawdę, lecz nie tym chciał się teraz zajmować, a całowaniem jej ust, gorących i chłodnych w tym samym momencie, rozpaczliwie samotnych, a teraz złączonych w jedności ze sobą, jakby nic innego już nie miało znaczenia.
    A kiedy spomiędzy wilgotnych warg padała obietnica znacząca więcej niż każde poprzednie słowo, wtedy też wzrok zawiesił już tylko na jej oczach, doszukując się w nich nieprawdy, jakby to, co właśnie powiedziała, było zbyt piękne, aby było możliwe. Była volva. Znała przyszłość swoją, jego, wszystkich, jeśli tylko Norny decydowały się ją obdarzyć. Dar, który posiadała we własnej krwi, był policzalny, ale równocześnie znaczył zbyt wiele. Jak osoba tak krucha, tak drobna i smukła, mogła mieścić w sobie tyle wiedzy, nieposiadanej przez nikogo innego, kto szczyciłby się profesorskimi tytułami. I w tej jednej chwili, na sekundy dłuższe niż kiedykolwiek, na twarzy Olafa, która muskana była jej palcami, jawił się szczery uśmiech. Nie ten publiczny, mający zapewnić mu odpowiednią renomę, nie tyle którym raczył swoich pracowników, wkładających w jego dłonie runiczne talary, tylko ten prawdziwy, który już od lat nie gościł w tym ciele. Czy to szczęście, ze spełnienia marzeń? Czym może marzenia dopiero teraz nabierają sensu? Zbyt długo trwałoby rozmyślanie nad tym, gdy znacznie ważniejszym zdawało się błądzenie dłonią po jej talii, napotykając pod długimi palcami na krzywizny gładkiego ciała. Była ciepła jak czerwcowe słońce i jak chłodny wiatr na gołych plecach i jak białe wino. I nagle ufał, że tak mu było pisane, że dzięki ciężkiej pracy i ambicjom dotrwał w końcu do chwili, w której bogowie obdarzyli go podarkiem o urodzie godnej samej Wenus. Nie powiedział więc nic na tę obietnicę, jedynie gestem uśmiechu i szczęścia w piwnym spojrzeniu, odpowiadając wdzięcznością. Szczerą jak nigdy.
    Ale każdy piękny moment ma swój koniec... Każda historia w końcu zamienia się koszmar, a każde życie kończy się śmiercią. Ta opowieść o rozkoszy i rozpuście swój kres miała mieć w panice, jaka pojawiła się w oczach Olafa, na dźwięk o procesji przez Plac Kupiecki, gdyż to miało oznaczać, że nie zostało mu już wiele czasu do czasu, w którym ból rozerwie każdą komórkę ciała, kurcząc mięśnie, tnąc je przeraźliwym lodowym ostrzem, a w głowę wpajając tylko najgorsze myśli, z którymi walka była wyczerpująca bardziej niż cokolwiek innego na świecie, z czym miał styczność. Przełknął więc ślinę, nasłuchując dalej i w swej niemej rozpaczy kiwając głową, gdy cała ekstaza upływała z ciała, zamieniając się w strach o własną osobę, mieszany z przerażeniem o największy swój skarb, którym dziś, udowadniając swój dar, ta kobieta się stała. Gdy tylko skończyła, wtedy też wysunął rękę w przód, przyciągając ją do siebie, aby kruche kobiece ciało, zamknąć pomiędzy swoimi ramionami a klatką piersiową, aby tam odnalazła bezpieczeństwo, uznając, że szczegóły tego zdarzenia pozna później. Dziś stała się jego białym krukiem, perłą, brylantem, a bogowie jedynie wiedzieli, że biada temu, kto zniszczy jego własność.
    Zostanę, moja miła. Oczywiście, że zostanę — szeptał, całując czubek głowy Fridy, samemu nie przerywając plątaniny myśli o ataku bolączki. Ile mu zostało? Dwa dni? Jeden? Pół? Nagle uwierzył, że mówiła wtedy prawdę, czemu miałaby wtedy kłamać? Ale tylko jedna noc... Jedna noc wystarczy, potem odejdzie, zamknie się w mieszkaniu, aby nikt go nie widział i przeżyje ten stan, okradając samego siebie z resztek radości. Ból przekraczający wszelką skalę miał spotkać go już zaraz, efekt czystej magicznej krwi, choroba, którą obdarzyłby tylko najgorszego wroga, czekał u drzwi, już pukał, już przechodził przez próg, ale jeszcze jedna noc, jeszcze jest czas.

    Olaf i Frida z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.