Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    02.12.2000 – Łazienka – Nieznajomy: L. Ronnenberg & Bezimienny: O. Wahlberg

    2 posters
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    02.12.2000

    Ciemne ściany kontrastujące z bielą tynków obecnych w większości pomieszczeń mieszkania umieszczonego na dwóch ostatnich piętrach wiekowej kamienicy. Wpierw żyli tu Oddmund i Lissbeth, tłukąc szkło, po którym stąpała droga pani matka, na ścieżce do własnego bólu. Wiele lat później do surowego wnętrza Olaf zaprosił Lykke, młodą i niewinną, niegotową jeszcze na wszystko to, co miało ją spotkać w najbliższych latach.
    Dziś wchodziła tu ponownie, zmęczona, upokorzona, musiała być świadoma, że nie jest już właścicielką tego mieszkania, że nie posiada ani go, ani swojego męża, że pozostała kimś na rodzaj gościa, choć niezbyt chętnie witanego.
    Zapukał do drzwi łazienki, odczekując dosłownie kilka sekund, zanim nie otworzył ich. Wzrok skutecznie odwracał od siedzącej w wannie kobiety, nie próbując wywołać w niej poczucia zagrożenia, czy wstydu. Choć to ciało widział wielokrotnie wcześniej, tak dziś nie należało już do niego. Odwrócił się więc w stronę lustra, na drewnianym stoliku tuż obok stojącej w centralnym punkcie łazienki ogromnej wanny, kładąc zestaw białych miękkich ręczników. — Wyprowadzając się, zabrałaś wszystkie swoje rzeczy, a te, które przywiozłaś ze szpitala, zleciłem pralni do dezynfekcji po tym brudzie. Chyba że schowane masz tu coś, o czym nie wiem — wyjaśnił, bo w istocie w mieszkaniu nie było już jej sukni, bielizny, czy też prostych bluzeczek, w których niegdyś malowała. — Ale masz tu gościnny szlafrok oraz przyniosłem ci moją koszulę, potem coś kupię albo poślę ochroniarza — tę powiesił tuż obok na wieszaku przy drzwiach.
    Oddech wypuszczał głośniej, wdychając w płuca zapachy olejków, pierwszy raz tego dnia, gdy dłonie drgały z wściekłości, napawając się wiszącym w gorącym powietrzu spokojem. Wciąż nie odwracał się w jej stronę, choć kusiło, wciąż wolał miotać wzrokiem po mokrym śladzie stopy odbitym na jednej z kafelek i pianie, która w niewielkiej ilości z wanny przelała się na podłogę.
    Wtargnęła w jego życie niczym koszmar, gotowy odebrać pragnienie sukcesu, zamiast zaszyć się gdzieś daleko, zamiast przestać go niepokoić. Wspominała wcześniej, że był ktoś w jej życiu, kto czekał, aż uzdrowiciel zszyje jej dłonie.
    Nie możesz moczyć opatrunków — palcem wskazał na przedramię jeszcze raz, nim starannie omijając widok piersi kobiety, pognał do jej twarzy, a następnie obszedł wannę z tyłu, sięgając po perłową misę, którą to napełnił gorącą wodą, aby spuścić jej zawartość po łagodnych, lecz szorstkich w dotyku przez szpitalne kosmetyki włosy Lykke. Doskonały opiekun, wybitny mąż, nie litości jednak jej dawał, a z własnej potrzeby kontroli wykonywał wszystkie ruchy. Olaf przysiadł na krawędzi wanny, nie omieszkując już zbliżać się do jej intymności, lecz traktują bliżej niczym lalkę, jak relikt przeszłości i figurę, którą należało obmyć ze szpitalnego brudu, aby znów pasowała do wystroju, aby nie raziła odmiennością. — Odchyl głowę w tył, pomogę ci — polecił, ponownie z perłowej misy przelewając gorąc po puklach jej włosów. Piersi skryte miała pod pianą, nie uderzały w oczy i tak zresztą było wygodniej, bezpieczniej i spokojniej.  
    Kiedy dokładnie to zrobiłaś? — choć korzystał z podmiotu domyślnego, tak kobieta musiała wiedzieć, że chodzi o cięcie. Twierdziła, że nie chciała odebrać sobie życia, a pragnęła jedynie, by wszystko się skończyło. Wariatka… Przecież to jedno i to samo.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Wsłuchana w ciszę, ukojona bezdźwiękiem myśli, które spoczęły gdzieś uśpione na samym dnie w końcu już nie galopującego w biegu umysłu. Z zamkniętymi oczyma, w znużeniu powiek niemal zasypiała, okolona całunem unoszącej się na wodzie piany, czułym ciepłem jej przy skórze dotyku obmywającego ciało z wszelkiego brudu wcześniejszych wydarzeń, które wraz z duszą ulatywały w przestrzeń, zamknięte szczelnie obłokami wodnej pary unoszącej się gęsto w powietrzu. Tym razem jej spokój nie posiadał jakiejkolwiek barwy, żadnego tonu wybijającego się ponad inne, pozbawiony szeptów i głosów, które pragnęłaby w sobie uciszyć tak, jak ostatnio. Pamiętała to wszystko niczym sen, pozbawiony głosów koszmar, będący strzępkiem zbyt mocnych oczom obrazów.
    Nic nie ugasi mojej złości.
    Nic nie przywróci mi wiary.
    To nie jest świat, w którym chcę żyć.

    Szkło butelki. Szkło upadającej w zwolnionym biegu szklanki. Brąz rozchlapywanego po ziemi trunku i resztka tabletek rzuconych już nie składnie po zimnych kaflach tuż przy wannie. Ostrze tnącej skórę żyletki. Twarz Ezry i jego ramiona wyciągające ją ze snu. Całe morza uczuć, tonacji, kolorów i obrazów nachodzących na siebie nawzajem w zbyt silnym kontraście. Budzących przerażenie. I rozpacz.
    Jej samej tam nie ma i nigdy nie było…
    Niemal słyszy bijące chaotycznie mocno serce Olafa, jego kroki zatrzymujące się przy drzwiach o tę jedną chwilę zbyt długo, by nie odnaleźć w tym całym rytmie swoistej niepewności, dyktowanej nie poczuciem zawahania, śladu myśli, iż może winien zostawić ją w spokoju, ale najpewniej wypaczonym uciążliwie rozchwianiem samym w sobie, bo oto ona na nowo burzy jego świat, który miał być mu stabilnym i w żaden sposób nie wywrotnym. Zastanawia się nawet, co właściwie czuje, kiedy rozchylonymi drzwiami wpuszcza światło z zewnątrz, a jej ciało zupełnie nagie i bezbronne, piękne niczym sama sztuka mami nie samym widokiem, ale tym poczuciem, że tak łatwo może je właściwie sobie posiąść na nowo i zranić. Odszukuje go swoim spojrzeniem, kiedy przystaje przy lustrze odkładając na drewnie stolika miękkie ręczniki. Czy w nie spogląda? Jak widzi siebie w tymże odbiciu i czy dostrzega ją?    
    - Nie bój się. Możesz spojrzeć - miękkie usta ledwie poruszają się w słowach, które spływają łagodnie i słodko zarazem i choć zwrócony do niej tyłem nie dostrzega jej uśmiechu, to rysuje się on w samym tonie jej głosu, pobrzmiewając jednocześnie swoistym rozbawieniem, jak gdyby w żarcie drwiła sobie z jego wyjątkowo osobliwego skrępowania. Wysłuchuje jego słów w śladowej swej uwadze, o wiele więcej przykładając jej do samej obserwacji jego gestów i samego zachowania, do własnych spostrzeżeń i pytań stawianych w czystym już od działania leków umyśle, brnąc coraz dalej i głębiej w rozwieszanych na wyimaginowanym sznurze wnioskach i przypuszczeniach.
    - To dlatego przyszedłeś? - rzuca łagodnie unosząc lekko brwi w zapytaniu, kiedy mówi o moczeniu opatrunku. Lekko unosi się ku górze, obserwując chwilę, jak ściekająca po piersiach woda tworzy dziurę na powierzchni pokrywającej je jeszcze chwilę temu piany, która na nowo okrywa ją swoim ciepłem. Uśmiecha się lekko, niewinnie. Choć on nie dostrzega rysującego się na jej twarzyczce uśmiechu. Dlaczego właściwie tu wtargnął, bo ciężko było jej uwierzyć w kierującą jego poczynaniami troskę, raczej o jej celowość, choć sama chciała wierzyć, że jego krokami ku łazience kierowała czysta tęsknota za widokiem jej ciała, za pożądaniem i brakiem jej samej. Może chciał jedynie sprawdzić. Przypilnować, by nic sobie nie zrobiła, bo jaką gwarancję miał ku temu, że nie dokończy swojego dzieła? Ośmiela się przetworzyć tę myśl w pytanie, które spływa zza jej warg niewinnie prosto i niegroźnie. - Czyżbyś chciał sprawdzić jednak, czy nie użyję niczego niewłaściwego, by na nowo otworzyć swoje żyły? I choć w jej głowie pobrzmiewa to jakimś rodzajem wyrzutu, niechlubnej oceny, to zamyka oczy rozkoszując się ciepłem ów gestu, kiedy woda spływa miękko i kojąco po jej włosach a samą głowę opiera o brzeg wanny, wbijając w końcu rozszerzone źrenice prosto w oczy mężczyzny, rozchylając lekko usta. Niewinnie i słodko. Bezwiednie. Tak samo, jak następujące ledwie, leniwie chwilę później przekręcenie się w wannie, kiedy choć czyni to cholernie płynnie rozchlapuje wodę po kafelkach jak i samym ubraniu Olafa. Przylega mokrymi piersiami do jej brzegu, opierając brodę na ramionach, a te kładąc na jego kolanach, pozwalając by zmysły i szalejąca jego wyobraźnia, być może nawet żądza robiły swoje.
    - Dlaczego to dla ciebie takie ważne?
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    W łazience unosi się gorąc, a lustro powoli paruje, poczynając od krawędzi. O jak łatwiej by było gdyby nie w olejkach i perfumie, rozlanej w pełnej wody wannie, z której przez okno widok rozpościerał się na Ogrody Baldura, a topiła się właśnie w Jeziorze Golddajávri. Wodorosty mogłyby pokryć jej lico, a rozłupane ostrą krawędzią żyły rozlać się w głębiny. Wtedy też mógłby zgrywać życie biednego wdowca, który w ramach nieszczęśliwego wypadku stracił żonę. Jej samobójstwo nie wchodziło w grę, zbyt ryzykowne w kontekście życia publicznego, aby Olaf mógł zezwolić na pojawiające się plotki, lub domniemania, jakoby to on był tego powodem. Sam zresztą nie wyobrażał sobie inaczej, naiwnie insynuując, że oto dla byłej jest całym życiem i ponad niego nie ma już nic.
    Wiem, że mogę, ale nie chcę — odpowiedział niecierpliwie, a przecząc sam sobie, odwrócił wzrok, nie mierząc nim jednak smukłego ciała kobiety wygiętego w wannie pełnej białej piany, a prosto w jej oczy, jakby przekonać ją chciał, że się nie myli, choć przecież nie zostało wypowiedziane żadne zdanie, w którym mógłby. W istocie, patrzenie na nią, choć niezwykle pociągające i chciwe, tak musiał powstrzymać, szczególnie wtedy, gdy biały bandaż mignął w tym widoku. Nie oderwał jednak oczu, gdy przez zmęczony dniem umysł przemykały myśli, że to przecież w tej wannie kochali się, gdy jeszcze palce zdobiły złote obrączki, a świat napawał się historią miłosną majętnego mecenasa i uzdolnionej malarki. Gdy oddechy splatały się w całość, a dłonie zagubione szukały drogi do własnych pragnień. Po tamtych chwilach została nienawiść.
    Nie znał odpowiedzi na zadanie przez nią pytanie, spodziewając się i przyznając przed samym sobą, że przyniesienie jej miękkich ręczników czy jednej koszuli było ledwie powodem, aby sprawdzić jej stan, w obawie, że dokona żywota w jego mieszkaniu. Gazety nie dałyby mu żyć, Krucza Straż przesadnie węszyła, a nawarstwiające się pytania były co najmniej niewygodne. Wzruszył więc ramionami, kręcąc nieznacznie głową, jakby odpowiadał na pytanie, jaki smak lodów preferuje. Chciał upewnić, się, że żyje, ale czy na pewno przeszkadzałaby mu jej śmierć? Nie podziękowała za ubranie, czy szlafrok, lecz nie zamierzał tego rozpamiętywać, wszak nie traciła na tym jego duma. Lykke od zawsze myślała, że wszystko jej się należy, a przynajmniej taką była w opinii i wizji Olafa.
    Powiedziałem ci już, że cię nie zostawię — uśmiechnął się zdawkowo, jakby nie miała pojęcia, jaki koszmar właśnie na nią sprowadza, gdy stać się ma ledwie częścią imperium, upewnieniem się, że nie przeszkadza, że wygłasza pochlebne opinie. W szpitalu dała już pokaz swojego aktorstwa, wieszając się na męskim ramieniu niczym cudem trzymająca się na nogach schorowana kobieta, choć przecież obydwoje wiedzieli, że nawet sama doskonale dałaby sobie rade. Jednak szeptała. Szeptała, aby ją zabrać, aby nie opuszczać, gdy głowę kładła na kolanach Wahlberga, a zmieniający się co rusz nastrój nie dawał spokoju nawet jemu.
    Do gardła wcisnąć jej narkotyk i patrzyć, jak krnąbrne spojrzenie zamienia na uległe, gotowe tańczyć w rytm muzyki, byleby tylko w końcu usnąć.
    Pod wpływem gorącej wody i mydlin jej włosy nabierały miękkości, a ich kojący zapach działał nader aktywnie, szczególnie w momencie gdy spojrzenia się spotkały, a czułe dłonie nieczułego człowieka, gładziły czubek głowy, rozprowadzając po nim pianę. Jak zawsze, w jego rękach niczym ozdoba. Lalka, którą musiał odpowiednio wystroić, aby pasowała do krawata i poszetki, istota bez swojego zdania, której jedynym celem było wyglądanie dobrze i niesprawianie problemów, choć przecież, gdy pierwszy raz ustami muskał jej szyję, wtedy pożądanie przekraczało granice, a dłonie błądziły po wąskiej talii, napawając się wdziękami, jakby pierwszy raz odkrywał w tym świecie kobietę. Cóż zostało z tamtych chwil? Spojrzenia nie odpuszcza, wszak wie, że wygra, nawet jeśli pierwszy mrugnie. To nie konkurs, nie zawody, więc czemu pragnie, aby przegrała?
    Wtem ta odwraca się, ochlapując podłogę i ubranie, na co Olafa jedyną reakcją może być głębokie westchnięcie. Pospiesznie ściągnął marynarkę, droższą przeciętna, aby powiesić ją na oparciu krzesła. Bardziej cenił materiał i ręczne wykonanie elementu garderoby, niż niewinną zabawę z kobietą, którą przecież niegdyś kochał, choć uczucie to znacząco odbiegało od romantycznych opowiastek. Jego wzrok mimowolnie zbiegł na piersi, choć nie pragnął na nie spoglądać, lecz szybko wrócił do jej twarzy, okazując znów tę samą nienawiść.
    Czemu zawsze robisz to czego nie chcę? — wyszeptał, przyglądając się mokrym plamom na udach, gdy ta opierała na nich swoje łokcie, a przez biodra przechodził krótki dreszcz, który przecież musiał powstrzymać. Zmęczenie, zdruzgotanie, poirytowanie niebotycznie dziecięcym zachowaniem, przeradzało się w myśli jakoby wykrzywić jej ręce. Łokcie skrzyżować ze sobą na plecach, a potem głowę zanurzyć w wannę i topić tak długo, aż przestanie być problemem, lecz w zamian za to nie zrobił nic, ledwie jednym palcem muskając jej ramię, zapominając się. Gdy się zorientował, było już zbyt późno i nawet odjęcie ręki nie czyściło tego gestu.
    To dla mnie ważne — głos ma miękki, serdeczny, urzekający wręcz. Postronny widz, który nie znał ich historii, mógłby twierdzić, że uwodzi kobietę, bo powieki mrużył na jej widok, a dłonią ponownie podparł jej podbródek, unosząc go wyżej, aby upewnić się, że odczyta każde słowo płynące z jego ust. — bo możesz zepsuć reputacje Besettelse — a przecież to galeria sztuki była jego oczkiem w głowie. — Zapomniałaś już o niej? — wspomniał, jakby z byłą żoną rozmawiał o kochance. — To dla ciebie zabawa? Czego chcesz ode mnie, aby dać sobie spokój z rujnowaniem wszystkiego, na co pracuję? — twarz zbliżył, wciąż nie puszczając brody kobiety, twarz nienachalnie i powoli zbliżając, aby każda głoska cedzona z jego warg, trafiła do jej sumienia. — Pieniędzy? Ile?jakby to one stanowiły największą wartość w życiu każdego człowieka.
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Z niewinnym uśmiechem wpojonym w miękkie wargi, z oczyma rozszerzonymi w swoistej, drgającej w nich żywo uciesze przyglądała się uważnie każdemu gestowi mężczyzny, przyjmując go z lubością, choć nie wierząc im zupełnie. Oboje grali. Kogoś innego. Kogoś, kim w żaden sposób nie są i wcale być tym kimś nie chcą. Przyzwyczajeni do tejże gry w takim stopniu, iż owe powtarzające się z konsekwencją nakładanie na siebie kolejnych i kolejnych masek stało się im codziennością. Prozaicznie zwyczajne, wszystkim innym wokół wiarygodne, bo przecież nie dla nich, bo przecież przez ten czas, kiedy byli małżeństwem zdążyli poznać się na tyle, by WIEDZIEĆ. Maniakalnie doszukując niejednokrotnie w swym spaczeniu dna drugiego, kłamstw niedomówień i domyślników rysujących się niezauważenie niemal gdzieś w całej głębi tonów - czających się w otchłani krateru ciemnych oczu, w drgnięciu powieki urwiska, ledwie dostrzegalnej zmarszczce ust piękna swego złudnego. Tutaj wszystko zdawało się być udawane. I chciwe - to przede wszystkim. A kiedy zawierza się tym wszystkim swoim chęciom i ochotom, wówczas w te wszystkie kłamstwa łatwiej i bezpieczniej jest wierzyć, niźli w prawdę zbytecznie bolesną, by ją do siebie dopuścić na zbyt długo. Może właśnie dlatego wolała przyjmować nieraz każde, choćby najmniejsze czyjeś uczucie, każdy dotyk i bliskość nie rozwodząc się przy nich zbytecznie. Podatna rozkoszom. Bez zbędnych słów i bezpotrzebnego ku temu myślenia.
    Odnajduje nieme zaprzeczenie słów jego w głębi wpatrujących się z fałszywą pewnością oczu. Choć nie spogląda. Choć nie chłonie nagości jej ciała ich dotykiem, to MYŚLI. Zwilża usta koniuszkiem języka, przygryza je lekko i niewinnie, z błyszczącymi oczyma wpatrując w mężczyznę, który kiedyś był jej tak bliski. Którego dotyku potrzebuje i pragnie. Na delikatnej twarzyczce jawi się uśmiech tak cholernie niesprecyzowany w chaosie rysowanych nim emocji, drgających tak żywo w jej wnętrzu. Przepełniony nimi zdaje się wyrażać swoiste poczucie wygranej, jakoby odnalazła cały fałsz słów splątanych na języku Olafa i samym błyskiem chwilowym w oczach uzmysławiała mu ten fakt, wcale się z tym nie kryjąc. Czy widział go? Czy dostrzegał? Nie ważne. Na pewno wiedział. A mimo to pozwala by owy uśmiech zamienił się w lekki śmiech, pełen niewinności, niezwykle czarujący w swym brzmieniu, bo nieskrępowany zupełnie i prawdziwy.
    - Nie chcesz, bo znasz już ten widok, czy boisz się, że coś wówczas poczujesz, okłamując samego siebie, że tego nie chcesz? - słowa pobrzmiewają beztroską, pomimo zapisanej gdzieś na dnie oceny, na wierzch wyrzucając fałszywość tych zawieszonych chwilę wcześniej poprzez niego. Droczy się z nim. Przeciąga granice coraz mocniej i pewniej. Nie po to tutaj wszedłeś Olafie? Bynajmniej wątpi w jego uczynną troskę, czy rzeczywisty strach przed odebraniem sobie przez nią życia. Zawsze znalazłby przecież jakieś wytłumaczenie. Milknie na dłuższy moment, jakoby pozostawiając mu czas, by dłużej się nad jej słowami zastanowił, choć wcale nie oczekując, że przyzna to nawet przed sobą samym, to jednak wie, że samo te miejsce przywołuje wspomnienia, w których można by utonąć. Sama przecież w nich tonie, każdym spojrzeniem swych oczu i gestem domagając ulżenia własnej ochocie. Prowokując pęknięcia. PROWOKUJĄC JEGO. - W szpitalu nigdy nie zostawiano nas samych - słowa brzmią w swym tonie wyjątkowo dwuznacznie. Jest w nich swego rodzaju smutek, ale i jego zaprzeczenie. Może w samej głębi słów czai się nawet jakiś wyrzut, niechlubna ocena jego osoby tu wtargnięcia, którego nie chciała w żaden inny sposób wyrazić, bo przecież go potrzebowała. Chciała, by tu przyszedł. Chciała i potrzebowała. Choćby czyjejkolwiek bliskości. Napawa się chwilę dotykiem jego palców, ciepłem dłoni wpojonym we włosy, oddechem z czułością swą fałszywą przylgniętym do drżącej skóry. Na jego głębokie westchnięcie, kiedy ochlapuje brzeg jego marynarki śmieje się lekko i płynnie, z błyszczącym, roziskrzonym spojrzeniem wpatrując prosto w niego, wodząc za siłą jego szerokich ramion, rysem wysokiej sylwetki i jego dłońmi, niegdyś z czułością wodzących zmysłowo po jej ciele, w innej chwili przywłaszczających je sobie władczo w zaciśnięciu palców na jej gardle. Lubiła to. Może nawet dlatego tak właściwie nieustannie go prowokując. Przylega obrzmiałymi piersiami do brzegu wanny, czując jak piana otula jej ciało ledwie na moment, by po chwili spłynąć po nim i dać się pochłonąć głębi szklistej toni, uwydatniając smukłe, drżące niemal niezauważenie ciało. I tylko gęsia skórka na jej rękach opartych na jego kolanach zaświadcza, czego chce od niego w tej chwili właściwie. Wpatruje się w głąb jego oczu zupełnie bez słowa, nie zwracając w żaden sposób uwagi na zawisłe w ciasnej przestrzeni pomiędzy nimi pytanie, spływające szeptem z warg mężczyzny, podczas gdy spojrzenie jego wędrowało po mokrych plamach uwidaczniających się na odzieniu. Jak zwykle stateczny i zdroworozsądkowy. Tak inny jej samej. Opiera głowę na ramieniu, wiążąc ledwie na moment dotyk jego palców na swojej skórze. Napawając się nim i delektując.
    - To jedno nas różni, Olafie. Ja poddaję się swoim pragnieniom i ochotom, nie rozważając czy jest to dla mnie właściwym. Ty zaś wolisz z nimi walczyć, bojąc się tego, co powiedzą inni - wyrzuca z siebie wyjątkowo łagodnie, by słowa nie wybrzmiały w żaden sposób występną, niechlubną oceną, czy przytykiem, kiedy palce mężczyzny unoszą jej podbródek ku górze. Wpatruje się w samą najciemniejszą głębię jego oczu, wcale nie bojąc się tam zajrzeć. Jak wtedy, gdy podczas jego ataków bólączki wyginających ciało w spazmach tuliła go do siebie swoim dotykiem, udając, że wcale się nie boi. - W rzeczywistości grasz tak, jak tego od ciebie oczekują, zapominając właściwie czego ty sam chcesz. Nie jest tak? - odrywa jedną z rąk od jego kolan, przemoknięty bandaż spływa miękko po skórze, kiedy czułością swoich palców błądzi po twarzy mężczyzny w pieszczocie. - Zresztą, nie mówmy o tym. Każdy z nas czasem udaje, by osiągnąć swój cel - dopowiada, nie spuszczając spojrzenia z jego tęczówek, choć samo wspomnienie galerii sprawia, że te ciemnieje, jak gdyby cała złość kłębiąca się w jej wnętrzu wychylała z dna jej oczu, naznaczając twarz i dźwigającą ją szyję wyraźnie rysującym się napięciem. Wysłuchuje mimo wszystko jego słów pomimo woli, w końcu odrywając twarz od tej zawisłej tuż przy niej, walcząc z samą sobą. Zapisując je wszystkie w głębi pamięci, obiecując sobie, że nie wybuchnie, że nie wyprowadzi jej z równowagi, że będzie milczeć i zachowa spokój. W momencie jednak, w którym pada oskarżenie o chęci wyciągnięcia od niego przez nią pieniędzy wymierza dłoń prosto w jego policzek, nie myśląc zupełnie o konsekwencjach. Odpycha się od brzegu wanny, by uciec. Mimowolnie jednak wzrok wbijając na powrót w jego oczy.  
    - Nie zależy mi na nich. Nigdy nie zależało!
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    +18:
    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Spoiler:
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Konta specjalne
    Nieznajomy
    Nieznajomy
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Wygrała. Jednocześnie nie mogąc odeprzeć od siebie zupełnie wrażenia, że absurdalnie jej sukces w całym swym tragizmie pociągnął za sobą też klęskę i zgubę w zatraceniu na nowo siebie samej, wciskając w ciasną i duszną klatkę uderzających ostro i bezlitośnie myśli, że oto ON ma rację. Nęciła go swoim ciałem, ciasnotą ud i niemą obietnicą palącej lędźwie rozkoszy, niczego tak właściwie nie pragnąc i nie wymagając w zamian poza jego dotykiem. Nie panował nad samym sobą przy niej, z najczystszą premedytacją burzyła więc na nowo jego poskładany świat zalewając go całą feerią różnorodnych, przenikających się nawzajem burzliwych cieni, rozpalając go na nowo tylko po to, by wciąż płonął dla niej, choćby miało go to spalić żywym. Tyle, że pożądania nie można zamienić w miłość. A mimo to pragnęła go bardziej i mocniej, znacznie głębiej niż mógłby sięgnąć, jak gdyby cały jej wewnętrzny ból tkwił na samym dnie jej ciała, nieuchwytny i niedosiężny, podczas gdy ona sama wciąż żywiła jednak najgłupszą we wszelkich myślach nadzieję, że w końcu go dotknie i wyszarpie z jej wnętrza.
    Tyle, że on sam najpewniej wcale tego nie chce.
    Spazmy rozpływającej się po jej ciele rozkoszy mieszają się z bólem i drżeniem, kiedy w całym swym rozchwianiu przysiada na twardej i zimnej tafli podłogi a łzy zatrzymane na dnie jej oczu chybotliwie rezonują nie mogąc jednak wypłynąć. W tej jednej chwili nienawidzi samej siebie, jak gdyby cały ten akt, pozbawiony był jakiejkolwiek miłości i uczucia, będąc jedynie aktem cielesnym, spełnieniem nagle pojawiającej się jego potrzeby, czystej fizjologii, bynajmniej nie pragnieniem duszy, która została z niego w tamtej chwili całkowicie niemal wydarta. Czuje się cholernie pusto, jak gdyby pozbawione jej ciało wcale już nie mogło tej poranionej i obcej już zupełnie duszy przyjąć.  Martwa w samym środku. Przesuwa się w głąb zamykających przestrzeń ścian, jak gdyby jednak lękając się czynów mężczyzny, którego sylwetka zawisa tuż naprzeciw niej a on patrzy nań z góry, być może gotów wyrzec to, czego sama w tej chwili boleśnie jest świadoma. Tego, że nie potrafi dać od siebie niczego więcej, niż rozłożenia nóg i swojej wobec mężczyzny uległości. Lękając kolejnego upokorzenia. Kolejnych słów nienawistnych, wbijających się niczym ostrze w najgłębsze zakamarki poranionego umysłu. Rozszerzonymi źrenicami wpatruje się w lico mężczyzny, drżąc niepokojem i bólem, którego nie może się w żaden sposób wyzbyć, kiedy w końcu spływające z jej oczu łzy zastygają na twarzy a on bierze ją w swoje ramiona i zanosi do łóżka, które jest jej tak dobrze znane, choć teraz zupełnie dla niej obce i zimne. Zamyka na moment oczy, wsłuchana w głos Olafa, tym razem tak ciepły i czuły. Kojący. Trwa tak w nieporuszeniu, pozwalając mu na to, by otulił ciepłem pościeli, swoim zapachem i dotykiem, zatapiając we własnym milczeniu. Kojąc myśli uparcie wdzierające się w samą najciemniejszą głębię duszy, które z uporem szeptają cicho w jej głowie, uzmysławiając boleśnie fałsz jawiący się za tymi wszystkimi tkanymi ciepłem gestami męża, pozornie teraz zatroskanego jej dobrem. DOŚĆ.
    W końcu przysiada na swoich łydkach wciskając stopy pod pośladki, wyciągając drżące palce ku naprężonemu ciele mężczyzny. Nieśmiało i niezwykle wolno opuszkami palców gładząc wyryte głębokością blizny na jego plecach, kojąc ciepłotą swojego oddechu i dotyku, z prawdziwą, nieskrywaną czułością składając pocałunek na jego karku.
    - Nie zostawiaj mnie samej - słowa pobrzmiewają wręcz błaganiem, zgubnie paraliżując dramaturgią, której tak często się oddawała, choć ich ton tym razem zdaje się być rozpaczliwie uległy i smutny. Tak inny, niż zawsze. Jak gdyby tak naprawdę się już poddała. Przestała się wściekać i walczyć. Odrzucenie boli cholernie mocno. Zwłaszcza gdy czuje się zbyt wiele. Może nawet w myślach Olafa pojawia się w tym momencie wspomnienie ich wspólnej rozmowy z czasów, gdy byli jeszcze narzeczeństwem. Enigmatycznych obrazów przeszłości jej rodzinnego domu, gdzie dla własnej matki była nikim innym, jak przeszkodą i utrapieniem, którego trzeba się pozbyć. Wspomnienia rozmowy, w której Lykke prosiła ją o możliwość przyjazdu do niej na kilka tygodni w okresie Jul, zaraz po tym, jak chciała odebrać sobie życie. Możliwości, której jej odmówiono. - Powiedz, że będziesz przy mnie, że pomożesz wyjść na prostą, proszę - słowa wybrzmiewają niemal szeptem, łkającą rozpaczą drżącego gardła. Ręce Lykke zaciskają się kurczowo na szyi mężczyzny, kiedy przechodzi na kolanach przed niego, wbijając pełne błagania spojrzenie prosto w jego oczy. - Odpocznę, jeśli będziesz przy mnie, Olafie. Będziesz? Wspomnienia tamtego miejsca nie mają najmniejszego znaczenia, jeśli tylko pozwolisz mi tu zostać.
    Konta specjalne
    Bezimienny
    Bezimienny
    https://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.comhttps://midgard.forumpolish.com


    Dlaczego najpierw jest ekstaza? Narastające w lędźwiach pragnienie, które rozlewa się ciepłem po zmęczonych ciałach, bez wytchnienia łaknących wciąż więcej? Czemu potem zawsze przechodzi jej płacz, rozeźlenie? Jakim powodem chory kobiecy umysł chłonął w gorącego powietrza, w którym co rusz brakło tlenu, zjawiska odbiegające od namiętności, podkreślane jej łzami ściekających w dół po policzkach, aby w końcu zastygać na rozpalonej skórze, chwile potem parując wraz z resztkami namiętności, jakie był w stanie poczuć w jej stronę Olaf. Durnym kobiecym wymysłem był płacz i ucieczka, stopniowo wzbudzająca gniew, przed którym ostatkiem cierpliwości lub może zmęczeniem rozchwianego ciała, które przed minutami naprężało się w wysiłku, mężczyzna wciąż był w stanie się powstrzymać. Drobne ciało Lykke, które niósł na własnych rękach w stronę sypialni, wciąż było mokre i drżące, choć on podejrzewał, że z zimna, nie ze strachu, który mogłaby przed nim odczuwać. Dwójka chorych ludzi, każde pragnące inności i zrozumienia, dziś tańczyła kolejny raz.
    Brak w tym akcie było romantyczności, opiekuńczość była zaś zaledwie ładną gipsową powłoką, prostą do stłuczenia choćby młoteczkiem, zaś pod skorupą dobrego wychowania i bycia dżentelmenem, kryła się furia, gotowa wybuchnąć i przelać się z ust i palców, wprost w drobną kobiecą szyję. Uśmiechał się jednak miękko, gdy na czole byłej żony składał słodki pocałunek, kolejny raz zwykłym gestem przypominając, że akt, którego właśnie wobec niej się dopuścił, był jego fanaberią, nieprawdziwą miłością, że od zawsze była mu lalką, nie partnerką, a miłość, którą względem niej czuł jedynie afektem namiętności. Coś jednak drgało w środku, w miejscu, gdzie przed laty znajdywało się serce i Olaf z dotykiem jej smukłych palców muskających poszarpaną i zabliźnioną skórę ramiona barków nie powstrzymał drgnienia powieki, nieraz wrażliwej na manipulacje byłej żony, lecz zawsze gotowej przypomnieć jej o uległości, którą ofiarowała mu na ślubnym kobiercu, lub wiele miesięcy wcześniej, gdy jeszcze mamił ją zalotami, drogimi prezentami i szarmanckim gestami objawiającymi się w bukietach czerwonych róż, dedykowanych jej obrazów i gładkich pocałunków składanych na wierzchu dłoni. Twarz pozostała niewzruszoną w miarę każdego słowa, lecz na te ostatnie Olaf westchnął głęboko, wyraźnie poirytowany jękami kobiety. Przyjemność, którą mu dała, została właśnie odebrana w jej słabości.
    Najdroższa perło — odpowiedział łagodnym tonem, a dłoń wysunął do jej policzka, głaszcząc go i zakładając za ucho część włosów opadających na blade i piękne lico. Głowę przekrzywił nieco w bok i uśmiechnął się z politowaniem, zaraz potem bardzo delikatnie, lecz stanowczo ściągając jedną z dłoni kobiety, która uwieszona była na jego szyi, chwytając ją w swą, o wiele większą, przysunął do ust, całując w geście czułego kochanka. — Obiecałem ci już w samochodzie, moja miła. Nie zostawię cię — kolejny raz wargi muskają papierową skórę jej nadgarstka, niedaleko opatrunku. — Nigdy nie będziesz kimś, ale będziesz żyć — uśmiechnął się, pielęgnując swoje ego jej upokorzeniem. — Lecz zapamiętaj mnie dobrze. Każda chwila, w której trakcie spróbujesz mi zaszkodzić, będzie początkiem twojej męki, a każda minuta, jaką spędzisz na rujnowaniu mi życia, będzie przeliczalna na twój ból, ukochana — rękę Lykke puścił, tym razem swoimi palcami sunąc od jej karku znów do policzka, obejmując go i przechylając głowę kobiety, by mogła oprzeć się na niej. Chociaż ciało przekazywało jedynie ciepło, tak w słowach odnaleźć mogła jedynie drogę ku zgubieniu. Pytaniem pozostawało, czyją? Odetchnął jeszcze głęboko, piwnych oczu nie odrywając od jej sarniego spojrzenia.
    Nie opuszczę cię i zaopiekuję się tobą, żebyś nie była już problemem. Jesteś bezpieczna ze mną. Zostaniesz tu tak długo, jak trzebai jeszcze będziesz żałować, że zgodziłaś się za mnie wyjść. Kto z nas jest szaleńcem, a kto ofiarą? Kto wygra tę partię, a kto rozpadnie się w drobny pył pod uciskiem drugiego? Przekonajmy się, Lykke, lecz wiedz, że start jest nierówny, bowiem Ty jesteś nikim, a Ja jestem Wszystkim.Więc jagnięcina w gryczanym miodzie, tak? Poproszę by przygotowali dla ciebie także tilslørte bondepiker. Masz ochotę? Wieczorem będę musiał odwiedzić galerię, przychodzi nowy klient, ale wrócę na noc, obiecuję. Nie będziesz już sama — jak różnymi są jego słowa? A jednak wszystkie znaczą to samo. Nie zamierza nieroztropnie pozostawiać jej samej, skazywać siebie na potencjalne zagrożenie wynikające z jej głupoty, gotów postawić obok ochroniarza, choć żadnemu nie potrafi dostatecznie zaufać, świadom, że wdzięki byłej żony mogą sprowadzić go na ścieżkę pożądania. Może i w oczach Wahlberga ta była wariatką, pozbawiona skrupułów niszczycielką, idiotką gotową zrujnować choćby i siebie samą, byleby tylko wbić mu nóż w plecy, lecz w tym wszystkim pozostawała kobietą potrafiącą mamić zmysły, budować napięcie i dawać rozkosz.

    Lykke i Olaf z tematu


    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.