:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Listopad-grudzień 2000
03.12.2000 – Jezioro uciech – Nieznajomy: N. Lunqdvist & Bezimienny: 03.12.2000
2 posters
Bezimienny
03.12.2000
Wieczorów pełnych wyzwań, skroplonych drogimi wódkami, czy kabaretowym wręcz tańcem okazujących swe wdzięki kobiet, nie było w Besettelse wiele, lecz te zawsze przyciągały najmożniejszych klientów, gotowych całą noc korzystać z unikatowej rozrywki. Kobiety rzadko kiedy domagały się wstępu, choć i kilka klientek o wyjątkowo ciekawych upodobaniach, bywało w murach podziemi. Wszystkich łączyło jedno. Odpowiednia ilość runicznych talarów zostawiana regularnie właścicielowi, który równie często przyjmował też w ramach zapłaty konkretne usługi, potrafiąc przeliczyć je na zyski. Niezjawiający się tu regularnie Lundqvist był człowiekiem zamożnym, posiadającym odpowiednie środki, aby zostawić je w skrytce bankowej Wahlberga, a jednak ze względu pewnie na swój nieszczodry charakter, preferował jedynie sporadyczne wizyty. Miał jednak znajomości po drugiej stornie morza, które były wysoce przydatne, a jego statek mógł przewieść nie zawsze legalne i mile widziane przedmioty, wywary, czy też drogie futra, które zdobiły czasem pościele domu uciech.
— Spróbuj tego — pod nos mężczyźnie podsunął kieliszek czarnego jak smoła płynu, który swą konsystencją mógłby przywodzić na myśl skondensowane mleczko. — To Koskenkorva Salmiakki, ale nie byle jakie. Sprowadziłem je z Koskenkorvy właśnie z małej destylarni, która sprzedaje rocznie zaledwie trzysta butelek. Ale zaufaj mi, takiej jeszcze nie piłeś, ma sekretny składnik nadający jej kwaskowatości, przez którą jest mniej cierpka. Zobaczysz... — kieliszek uniósł nieco w górę, aby wznieść niemy toast za ten wieczór, w czasie gdy półnaga kelnerka, ubrana jedynie w czarną jak sam likier bieliznę, minęła ich, dłonią ocierając o ramię Niklausa, mamiąc go własnymi krągłościami i krzywiznami, odkrytymi i widocznymi. Opierając się o wysokie krzesła przy barze, gdy obok grał stonowany jazz, nieszczególnie lubiany przez Olafa, jednak dostatecznie ponadczasowy i umilający wieczór, aby zarządził on, że właśnie tu będzie grany, mężczyźni mogli nawet przez krótki moment dyskutować o cygarach, alkoholach i pięknych kobietach, które dzisiaj za cel objęły sobie szweda, zgodnie z poleceniem właściciela tego miejsca, pragnącym odebrać od niego złote monety w ilości większej niż ta, która wystarczyła na wstęp do tego miejsca, dzisiaj będącego świątynią rozpusty. Nikogo nie dziwił widok młodych piersi ocierających się o twarze milczących polityków, gotowych oddać im własne dusze, nikt nie był zaskoczony i nie spoglądał w stronę młodego chłopca, który całował szyję znamienitej reprezentantki środowiska akademickiego. Tu mogli poczuć się sobą, tu mogli się spełniać, bowiem sekrety nigdy nie opuszczały podziemi, o co skrupulatnie dbał Olaf.
— Poznałeś już Fjellkrystall? — brodą wskazał na kobietę, która właśnie wchodziła na scenę w rytm amerykańskiej muzyki z początku XX wieku, która grana na żywo rozpalała swym saksofonem, nawet gości lubujących się w operze. — Przyjechała tu z Rosji, prosto z mroźnej Moskwy. To baletnica, spójrz na jej ruchy, ciężko oderwać od niej wzrok, ale poczekaj, aż bębny przyspieszą — mówił z wyraźną ekscytacją, choć mniej interesowała go kobieta, a bardziej sztuka burleski, którą przedstawiała w wyjątkowo wyuzdany sposób, zrzucając z siebie białe koronki, wprost w dłonie siedzących w pierwszych rzędach gości. Im przyszło przebywać przy oddalonym nieco barze, ale widok wciąż był doskonały. Faktycznie w momencie, w którym rytm zdawał się dwukrotnie, albo i trzykrotnie przyspieszać, wtedy ona rozpoczęła taniec niemal pod sufitem, niesiona i lekka jak piórko z pomocą misternie przygotowanych i niemal niewidocznych teraz sznurów. Elegancka, drobna i rozkoszna w swych ruchach bioder miała stanowić doskonałą rozrywkę na dzisiejszy wieczór, oczywiście jedynie do spoglądania, przynajmniej na razie.
Nieznajomy
Re: 03.12.2000 – Jezioro uciech – Nieznajomy: N. Lunqdvist & Bezimienny: 03.12.2000 Sro 29 Lis - 17:16
Zwykle unikał wszystkiego, co mogłoby uszczuplić skrupulatnie zarabiane pieniądze w stopniu bynajmniej bolesnym; Lundqvist nie znał gorszego uczucia niż to, które podsuwało do myśli słowo dłużnik. Historia rodziny, wpojona od najmłodszych lat, uwydatniała błędy popełniane przez poprzednie generacje – Niklaus nie zamierzał ich popełniać. Rybołówstwo nie było interesem tak dochodowym, jak niegdyś, ale szybko pojął, że na legalnych biznesach niewielu się w gruncie rzeczy bogaciło. Jeśli chciało się cokolwiek osiągnąć – albo chociażby pospłacać część zadłużeń zalegających na rodowym nazwisku – należało grać nieczysto.
Być może dlatego ponownie zawitał w progi Besettelse; i być może to właśnie było największe, niewypowiedziane kłamstwo wieczoru. Ostatecznie nawet on nie mógł przejść obojętnie wokół wszystkiego, co oferowała pozorna galeria sztuki pod kierownictwem Wahlberga – a doskonałe wspomnienia z poprzedniej wizyty utrzymywały się bardzo długo.
Przyjął kieliszek od Olafa, po raz ostatni zaciągając się papierosem; smuga wydmuchanego dymu zawisła pod zdobionym sufitem i dołączyła do chwalebnej woni drogich cygar i kobiecych perfum.
- Udało ci się zgarnąć całe trzysta? – wątpił, by towarzysz dzisiejszego spotkania zdecydował się na cokolwiek tanim kosztem; nawet nie chciał sobie wyobrazić kwoty, którą Olaf musiał wydać na wspomniane butelki. Niklaus zgasił papierosa, zerknął na czarną ciecz wypełniającą kieliszek i wychylił go bez zawahania. Mężczyzna nie skłamał – smak alkoholu rozszedł się po gardle, zdecydowanie pozbawiony goryczy wcześniejszych wyrobów. – Cholera, dobre. Na pewno warte ceny, ale ją też można wynegocjować.
Zawoalowana propozycja zawisła w powietrzu; jako przemytnik miał sieć kontaktów tu i tam, a te często okazywały się wyjątkowo przydatne i przynoszące profity. Mógłby zagadać, do kogo trzeba, trochę się zakręcić i złożyć kilka obietnic, których pokrycie zajęłoby dłuższy czas – ewentualna wdzięczność Wahlberga była jednak warta zachodu. Może dostałby jakąś zniżkę na następną wizytę w Besettelse?
Nim zdążył dodać coś więcej, drobna dłoń skąpo odzianej kelnerki musnęła potężne ramię – i to wystarczyło, by Lundqvist podążył wzrokiem za wodzącą na pokuszenie sylwetką i zapomniał o interesach chociaż na chwilę. Odprowadził kobietę wzrokiem, jednocześnie nagle nieco bardziej świadom reszty towarzystwa. Byli tu chyba wszyscy, którzy cokolwiek w Midgardzie znaczyli; Niklaus dostrzegł kilku polityków, dwóch lekarzy i kogoś, kto z całą pewnością wykładał na tej samej uczelni, co jego przyrodnia siostra. Świat kreowany przez Olafa skurczył się do rozmiarów prywatnego nieba dla wszystkich tych, którzy szukali odpowiedniej dawki rozrywki – i oczywiście dyskrecji. Nie dziwił więc widok półnagich kobiet, wszechobecny stukot kieliszków i cicha, budująca nastrój muzyka; i chociaż Lundqvist ze sztuką nie miał nic wspólnego, to ta szczególnie trafiała w jego niewygórowane gusta.
- Nie było jej ostatnio – skwitował krótko pytanie właściciela przybytku, jednocześnie przenosząc wzrok na wspomnianą Rosjankę. Zaklął w duchu paskudnie, ponownie sięgnąwszy po alkohol; Fjellkrystal, blondynka drobna i gibka, idealnie trafiała w jego gusta. – Skąd ty je bierzesz?
Baletnica tutaj – w tej sali, wykonująca taniec tak zmysłowy, że nie szło oderwać wzroku – stanowiła niemalże klejnot koronny dzisiejszego wieczoru. Niklaus wiedział już, że znalazł się na zupełnie straconej pozycji; i o dziwo, nie miał już zbytnich oporów, by zasilić konto Wahlberga nieco większą sumą pieniędzy, niż początkowo planował.
Ale Olaf nie musiał jeszcze o tym wiedzieć.
- Słyszałeś może o ostatnich polowaniach na Jólaköttury? - tylko na krótki moment zerknął na mężczyznę, z pozorną dozą obojętności odrywając wzrok od pięknej Rosjanki. – Ostatnie bydlę miało nieco ponad trzy metry. Piękna sierść, nie wiem, czy miałeś okazję widzieć z bliska. Myślę, że wyjątkowo dobrze wpasowałaby się w wystrój.
To, co nielegalne już z zasady zawsze wydawało się lepsze. Wiedziony starym przekonaniem, że najpierw interesy, a później przyjemności, nie zamierzał wpadać w pułapkę uciech Besettelse; przynajmniej dopóki nie ugra czegoś dla siebie.
Być może dlatego ponownie zawitał w progi Besettelse; i być może to właśnie było największe, niewypowiedziane kłamstwo wieczoru. Ostatecznie nawet on nie mógł przejść obojętnie wokół wszystkiego, co oferowała pozorna galeria sztuki pod kierownictwem Wahlberga – a doskonałe wspomnienia z poprzedniej wizyty utrzymywały się bardzo długo.
Przyjął kieliszek od Olafa, po raz ostatni zaciągając się papierosem; smuga wydmuchanego dymu zawisła pod zdobionym sufitem i dołączyła do chwalebnej woni drogich cygar i kobiecych perfum.
- Udało ci się zgarnąć całe trzysta? – wątpił, by towarzysz dzisiejszego spotkania zdecydował się na cokolwiek tanim kosztem; nawet nie chciał sobie wyobrazić kwoty, którą Olaf musiał wydać na wspomniane butelki. Niklaus zgasił papierosa, zerknął na czarną ciecz wypełniającą kieliszek i wychylił go bez zawahania. Mężczyzna nie skłamał – smak alkoholu rozszedł się po gardle, zdecydowanie pozbawiony goryczy wcześniejszych wyrobów. – Cholera, dobre. Na pewno warte ceny, ale ją też można wynegocjować.
Zawoalowana propozycja zawisła w powietrzu; jako przemytnik miał sieć kontaktów tu i tam, a te często okazywały się wyjątkowo przydatne i przynoszące profity. Mógłby zagadać, do kogo trzeba, trochę się zakręcić i złożyć kilka obietnic, których pokrycie zajęłoby dłuższy czas – ewentualna wdzięczność Wahlberga była jednak warta zachodu. Może dostałby jakąś zniżkę na następną wizytę w Besettelse?
Nim zdążył dodać coś więcej, drobna dłoń skąpo odzianej kelnerki musnęła potężne ramię – i to wystarczyło, by Lundqvist podążył wzrokiem za wodzącą na pokuszenie sylwetką i zapomniał o interesach chociaż na chwilę. Odprowadził kobietę wzrokiem, jednocześnie nagle nieco bardziej świadom reszty towarzystwa. Byli tu chyba wszyscy, którzy cokolwiek w Midgardzie znaczyli; Niklaus dostrzegł kilku polityków, dwóch lekarzy i kogoś, kto z całą pewnością wykładał na tej samej uczelni, co jego przyrodnia siostra. Świat kreowany przez Olafa skurczył się do rozmiarów prywatnego nieba dla wszystkich tych, którzy szukali odpowiedniej dawki rozrywki – i oczywiście dyskrecji. Nie dziwił więc widok półnagich kobiet, wszechobecny stukot kieliszków i cicha, budująca nastrój muzyka; i chociaż Lundqvist ze sztuką nie miał nic wspólnego, to ta szczególnie trafiała w jego niewygórowane gusta.
- Nie było jej ostatnio – skwitował krótko pytanie właściciela przybytku, jednocześnie przenosząc wzrok na wspomnianą Rosjankę. Zaklął w duchu paskudnie, ponownie sięgnąwszy po alkohol; Fjellkrystal, blondynka drobna i gibka, idealnie trafiała w jego gusta. – Skąd ty je bierzesz?
Baletnica tutaj – w tej sali, wykonująca taniec tak zmysłowy, że nie szło oderwać wzroku – stanowiła niemalże klejnot koronny dzisiejszego wieczoru. Niklaus wiedział już, że znalazł się na zupełnie straconej pozycji; i o dziwo, nie miał już zbytnich oporów, by zasilić konto Wahlberga nieco większą sumą pieniędzy, niż początkowo planował.
Ale Olaf nie musiał jeszcze o tym wiedzieć.
- Słyszałeś może o ostatnich polowaniach na Jólaköttury? - tylko na krótki moment zerknął na mężczyznę, z pozorną dozą obojętności odrywając wzrok od pięknej Rosjanki. – Ostatnie bydlę miało nieco ponad trzy metry. Piękna sierść, nie wiem, czy miałeś okazję widzieć z bliska. Myślę, że wyjątkowo dobrze wpasowałaby się w wystrój.
To, co nielegalne już z zasady zawsze wydawało się lepsze. Wiedziony starym przekonaniem, że najpierw interesy, a później przyjemności, nie zamierzał wpadać w pułapkę uciech Besettelse; przynajmniej dopóki nie ugra czegoś dla siebie.
Bezimienny
Re: 03.12.2000 – Jezioro uciech – Nieznajomy: N. Lunqdvist & Bezimienny: 03.12.2000 Sro 29 Lis - 17:17
Jasne było, że towarzyszący mu mężczyzna doceni ten trunek. Prześwietlanie każdego klienta wręcz na wylot należało do samodzielnie na siebie nałożonych obowiązków Olafa, lecz to w wyciąganiu wniosków na ich temat się lubował. Rzecz jasna, podanie mu do skosztowania alkoholu o wyjątkowym pochodzeniu, stanowiło tylko pretekst do dalszej analizy człowieka. Nie dla własnej rozrywki, a dla jego przyjemności, aby mógł korzystać z Besettelse o wiele częściej i zostawiać w nim góry złota.
— Niestety jedynie trzydzieści osiem, ale nie żałuję. Wtedy nie byłby to luksus, a prywatna produkcja — wspomniał, krótko śmiejąc się pod nosem. Rzeczywiście myślał przez krótki moment, aby zaopatrzyć się w możliwie najwięcej butelek, ale znacznie bardziej interesowało go, znaleźć się w gronie elity mogącej pozwolić sobie na ten specyficzny trunek, niżeli zostać prywatnym sponsorem fińskiej destylarni. Z tą nie miał nawet bezpośredniego kontaktu, wszystko załatwiając przez swoją sieć przyjaciół. Ręka rękę myje, przysługa goni przysługę, a kolejne zahaczenia miały prowadzić jedynie do sławy galerii i jej podziemi, przynajmniej według skrupulatnego planu Wahlberga, dla którego to miejsce było więcej niż źródłem bogactwa. Niestety każdy przedstawiciel w podobnej sprawie jak zamówienie na wyszukane trunki, oznaczał dodatkowo płacony do ceny produktu procent, którego dałoby się uniknąć, gdyby Olaf miał czas wszystko robić sam. Doba była jednak ograniczona, a jego bezsenność, zdawała się być sezonową, wynikającą ze stanów, których, chociaż sam nie potrafił u siebie opisać, przez uzdrowiciela nazwane zostałyby manią. Życie w słodkiej nieświadomości własnych problemów było o wiele przyjemniejsze, niżeli mierzenie się z nimi, zwłaszcza w momentach, w których bólączka przekazana mu w genach rozłupywała resztki zdrowego rozsądku. Nie ufał innym na tyle, aby dopuścić ich do najważniejszych interesów Besettelse, zamówienie trzydziestu ośmiu butelek alkoholu do nich nie należało, choć oczywiście generowało dodatkowe koszta. Nie był skąpcem, choć gorliwie odliczał każdą monetę przekazywaną na premie czy podstawowe wypłaty pracowników, tak nie żałował wydatków na kobiety, z którymi obcował na co dzień, za najwyższą formę rozrywki odbierając ich wzrok, gdy otwierały podarki, lub gdy kelner do stolika przynosił butelkę wina o wartości połowy wypłaty przeciętnego galdra. Jeśli jednak chodziło o dostawców, kontrahentów i partnerów, tak najwygodniejszym było rozliczanie się z nimi z pomocą pracujących dla Wahlberga kobiet i ich ciał.
Gdzieś pomiędzy słowami kryła się aluzja jakże pasująca jak ulał do Niklausa, chcącego i dla siebie ukroić kawał ciasta w tym interesie. Nie można było go dziwić, któż nie lubił otaczać się złotem? Podejmowane wcześniej transakcje, jakie przyszło im prowadzić, nigdy nie okazały się zgubne, czy oszukane, w takim zresztą wypadku, kontakt załamałby się z jednej lub drugiej strony. Z tego też powodu obecność przemytnika miała dla właściciela tego miejsca szczególne znaczenie, utrzymanie tego kontaktu opłacało się nie tylko dla jednej strony, lecz wyraźne zainteresowanie i troska o jego glos dzisiejszego wieczora, miała przełożyć się na późniejszy zysk, czy to w przypadku mniejszej kwoty potrąconej przez niego za dostarczenie marokańskich kadzideł niedostępnych na rynku, czy też wyższej sumy runicznych talarów zostawionej w Besettelse za noc spędzoną z Fjellkrystall w głębinach podziemi. Teraz ta roztaczała wokół siebie czar, miękkie i płynne ruchy rozpuszczały wzrok obserwujących ją mężczyzn, w tym Lundqvista.
— Same do mnie przychodzą — wspomniał Olaf, ściszając głos i zawieszając spojrzenie na jej wdziękach, choć owo nie było lubieżne ze względu na krągłości bladego ciała, a wyobrażenia o zysku, jakie ono przyniesie. — To nie tajemnica, że w całym Midgardzie zmiotłem konkurencję — podzielił się jeszcze nieskromnym spostrzeżeniem. — Obcują z ludźmi pragnącymi zabawy, nie ich destrukcji, a co za tym idzie, są bardzo wdzięczne — krótko uśmiechnął się pod nosem, usiłując dostrzec cokolwiek w oczach Niklausa co jasno da mu do zrozumienia, że oto wybrał swoją zdobycz. Nie wprost, lecz miał nadzieję, dać towarzyszowi tego drinka znać, że kobiety dla niego dostępne były w stanie zrobić wiele dziękując za jego przychylność, wielu klientów lubiło z tego korzystać, budując na tym swoje ego. W ten sam sposób zresztą budował je Olaf, rzecz jasna przed samym sobą nie przyznając tego faktu. Zdawał sobie sprawę z trudnych sytuacji każdej z nich, z bólu, jaki musiał rozerwać młode serca, gdy dochodziło do nich, że takie życie je czeka, a poprzednie marzenia należy wyrzucić w błoto. Rzecz jasna, były kurtyzany, które wyciągały dla siebie z tej sytuacji wszystko, powoli stając się westalkami galerii sztuki, kreującymi własne warunki, gotowymi klientów rzucać do swych stóp. Inne jednak były zbyt słabe, choć łatwe w manipulacji, z czego właściciel korzystał, nie żałując ich i nie płacząc nad ich losem. Zapewniał bezpieczeństwo, obdarzał pozornym zaufaniem, pilnował. Przez lata podejście zmieniło się, bowiem początki były trudniejsze, zaś Wahlberg sam korzystał z wdzięków swoich dziewcząt, stając się ich najwierniejszym klientem. Tamtych już dawno nie było, zaś obecne mogły liczyć jedynie na dżentelmeński dotyk dłoni w trakcie przekazywania im wynagrodzenia, nie więcej, nawet jeśli wiele z nich chciało w ten sposób zaskarbić sobie wdzięczność mężczyzny.
— Niklausie, czyżbyś rozwijał w sobie pasje architektoniczne? — zaśmiał się cicho, sięgając po butelkę alkoholu, z której samodzielnie nalał kolejne dwa kieliszki wyjątkowego i czarnego jak smoła trunku, lecz z wypiciem go wstrzymał się, zaraz wracając na poważny tor rozmowy, wszak doceniał żyłkę do interesów Lundqvista. — Nie obcowałem z takim z bliska — wspomniał, nie będąc jednak pewnym, czy kiedykolwiek miał szansę owego widzieć na żywo. — Ale wiem, jak wyglądają. Jólaköttur w szkarłatnej sali... No nie wiem... — ostatnie zdanie powiedział już sam do siebie, rozważając niemą propozycję. Trzy metry miękkiego futra... Być może nad dywan? Cholernie drogi dywan. — Musiałbym je najpierw zobaczyć i poczuć pod skórą, moi klienci mają bardzo wysublimowany gust, również wobec wystroju — prywatne pokoje zmieniane w obrazy i ogrom zainteresowania, jakim się cieszyły, jasno o tym mówiły. — Na jakich zasadach i warunkach? — zmrużył oczy, lecz te odciągnął znów w stronę roztaczającej swoją aurę Rosjanki, aby i mężczyzna zwrócił ku niej wzrok i zmiękczył swoją postawę, rozmyślając o potencjale tej rozkoszy. Nielegalność polowań nie mierziła Olafa, lecz musiał liczyć się, że każdy podobny występek to ryzyko, a już samo to miejsce takim było, gdy nastawała noc.
— Niestety jedynie trzydzieści osiem, ale nie żałuję. Wtedy nie byłby to luksus, a prywatna produkcja — wspomniał, krótko śmiejąc się pod nosem. Rzeczywiście myślał przez krótki moment, aby zaopatrzyć się w możliwie najwięcej butelek, ale znacznie bardziej interesowało go, znaleźć się w gronie elity mogącej pozwolić sobie na ten specyficzny trunek, niżeli zostać prywatnym sponsorem fińskiej destylarni. Z tą nie miał nawet bezpośredniego kontaktu, wszystko załatwiając przez swoją sieć przyjaciół. Ręka rękę myje, przysługa goni przysługę, a kolejne zahaczenia miały prowadzić jedynie do sławy galerii i jej podziemi, przynajmniej według skrupulatnego planu Wahlberga, dla którego to miejsce było więcej niż źródłem bogactwa. Niestety każdy przedstawiciel w podobnej sprawie jak zamówienie na wyszukane trunki, oznaczał dodatkowo płacony do ceny produktu procent, którego dałoby się uniknąć, gdyby Olaf miał czas wszystko robić sam. Doba była jednak ograniczona, a jego bezsenność, zdawała się być sezonową, wynikającą ze stanów, których, chociaż sam nie potrafił u siebie opisać, przez uzdrowiciela nazwane zostałyby manią. Życie w słodkiej nieświadomości własnych problemów było o wiele przyjemniejsze, niżeli mierzenie się z nimi, zwłaszcza w momentach, w których bólączka przekazana mu w genach rozłupywała resztki zdrowego rozsądku. Nie ufał innym na tyle, aby dopuścić ich do najważniejszych interesów Besettelse, zamówienie trzydziestu ośmiu butelek alkoholu do nich nie należało, choć oczywiście generowało dodatkowe koszta. Nie był skąpcem, choć gorliwie odliczał każdą monetę przekazywaną na premie czy podstawowe wypłaty pracowników, tak nie żałował wydatków na kobiety, z którymi obcował na co dzień, za najwyższą formę rozrywki odbierając ich wzrok, gdy otwierały podarki, lub gdy kelner do stolika przynosił butelkę wina o wartości połowy wypłaty przeciętnego galdra. Jeśli jednak chodziło o dostawców, kontrahentów i partnerów, tak najwygodniejszym było rozliczanie się z nimi z pomocą pracujących dla Wahlberga kobiet i ich ciał.
Gdzieś pomiędzy słowami kryła się aluzja jakże pasująca jak ulał do Niklausa, chcącego i dla siebie ukroić kawał ciasta w tym interesie. Nie można było go dziwić, któż nie lubił otaczać się złotem? Podejmowane wcześniej transakcje, jakie przyszło im prowadzić, nigdy nie okazały się zgubne, czy oszukane, w takim zresztą wypadku, kontakt załamałby się z jednej lub drugiej strony. Z tego też powodu obecność przemytnika miała dla właściciela tego miejsca szczególne znaczenie, utrzymanie tego kontaktu opłacało się nie tylko dla jednej strony, lecz wyraźne zainteresowanie i troska o jego glos dzisiejszego wieczora, miała przełożyć się na późniejszy zysk, czy to w przypadku mniejszej kwoty potrąconej przez niego za dostarczenie marokańskich kadzideł niedostępnych na rynku, czy też wyższej sumy runicznych talarów zostawionej w Besettelse za noc spędzoną z Fjellkrystall w głębinach podziemi. Teraz ta roztaczała wokół siebie czar, miękkie i płynne ruchy rozpuszczały wzrok obserwujących ją mężczyzn, w tym Lundqvista.
— Same do mnie przychodzą — wspomniał Olaf, ściszając głos i zawieszając spojrzenie na jej wdziękach, choć owo nie było lubieżne ze względu na krągłości bladego ciała, a wyobrażenia o zysku, jakie ono przyniesie. — To nie tajemnica, że w całym Midgardzie zmiotłem konkurencję — podzielił się jeszcze nieskromnym spostrzeżeniem. — Obcują z ludźmi pragnącymi zabawy, nie ich destrukcji, a co za tym idzie, są bardzo wdzięczne — krótko uśmiechnął się pod nosem, usiłując dostrzec cokolwiek w oczach Niklausa co jasno da mu do zrozumienia, że oto wybrał swoją zdobycz. Nie wprost, lecz miał nadzieję, dać towarzyszowi tego drinka znać, że kobiety dla niego dostępne były w stanie zrobić wiele dziękując za jego przychylność, wielu klientów lubiło z tego korzystać, budując na tym swoje ego. W ten sam sposób zresztą budował je Olaf, rzecz jasna przed samym sobą nie przyznając tego faktu. Zdawał sobie sprawę z trudnych sytuacji każdej z nich, z bólu, jaki musiał rozerwać młode serca, gdy dochodziło do nich, że takie życie je czeka, a poprzednie marzenia należy wyrzucić w błoto. Rzecz jasna, były kurtyzany, które wyciągały dla siebie z tej sytuacji wszystko, powoli stając się westalkami galerii sztuki, kreującymi własne warunki, gotowymi klientów rzucać do swych stóp. Inne jednak były zbyt słabe, choć łatwe w manipulacji, z czego właściciel korzystał, nie żałując ich i nie płacząc nad ich losem. Zapewniał bezpieczeństwo, obdarzał pozornym zaufaniem, pilnował. Przez lata podejście zmieniło się, bowiem początki były trudniejsze, zaś Wahlberg sam korzystał z wdzięków swoich dziewcząt, stając się ich najwierniejszym klientem. Tamtych już dawno nie było, zaś obecne mogły liczyć jedynie na dżentelmeński dotyk dłoni w trakcie przekazywania im wynagrodzenia, nie więcej, nawet jeśli wiele z nich chciało w ten sposób zaskarbić sobie wdzięczność mężczyzny.
— Niklausie, czyżbyś rozwijał w sobie pasje architektoniczne? — zaśmiał się cicho, sięgając po butelkę alkoholu, z której samodzielnie nalał kolejne dwa kieliszki wyjątkowego i czarnego jak smoła trunku, lecz z wypiciem go wstrzymał się, zaraz wracając na poważny tor rozmowy, wszak doceniał żyłkę do interesów Lundqvista. — Nie obcowałem z takim z bliska — wspomniał, nie będąc jednak pewnym, czy kiedykolwiek miał szansę owego widzieć na żywo. — Ale wiem, jak wyglądają. Jólaköttur w szkarłatnej sali... No nie wiem... — ostatnie zdanie powiedział już sam do siebie, rozważając niemą propozycję. Trzy metry miękkiego futra... Być może nad dywan? Cholernie drogi dywan. — Musiałbym je najpierw zobaczyć i poczuć pod skórą, moi klienci mają bardzo wysublimowany gust, również wobec wystroju — prywatne pokoje zmieniane w obrazy i ogrom zainteresowania, jakim się cieszyły, jasno o tym mówiły. — Na jakich zasadach i warunkach? — zmrużył oczy, lecz te odciągnął znów w stronę roztaczającej swoją aurę Rosjanki, aby i mężczyzna zwrócił ku niej wzrok i zmiękczył swoją postawę, rozmyślając o potencjale tej rozkoszy. Nielegalność polowań nie mierziła Olafa, lecz musiał liczyć się, że każdy podobny występek to ryzyko, a już samo to miejsce takim było, gdy nastawała noc.
Nieznajomy
Re: 03.12.2000 – Jezioro uciech – Nieznajomy: N. Lunqdvist & Bezimienny: 03.12.2000 Sro 29 Lis - 17:17
Kolejna z obietnic Olafa okazała się dopełniona. Trunek z łatwością spłynął w dół gardła, pozostawiając na języku specyficzny, przyjemny posmak. Ciepło rozeszło się łatwo po potężnym ciele, niwelując ostatnie oznaki spięcia i zmywając szczątki pieczołowicie utrzymywanej ostrożności. Chyba jeszcze nigdy nie trafił do lokalu takiego, jak ten, a widział ich przecież wiele; wszystkie na jedną modłę, ofiarujące klienteli to samo, przepełnione mieszanką niespełnionych ludzi i równie ponurych pracowników. O dyskrecję – tak przecież potrzebną i ważną dla tych, których nazwisko coś znaczyło – wypadało się jedynie modlić i mieć nadzieję, że bogowie pozostaną przychylni prośbom. Besettelse było istnym rajem dla wszystkich, którzy chcieli przeżyć coś unikatowego, i jednocześnie nie obawiać się o bezcenną w mniemaniu niektórych reputację. Łatwo było opuścić gardę w murach tego przybytku; wrodzona nieufność rzadko jednak opuszczała samego Lunqvista, który teraz zajmował tu miejsce pośród innych, znacznie ważniejszych person.
- Może przy zakupie czterdziestu albo pięćdziesięciu dostałbyś butelkę z grawerem – zasugerował pół-żartem, pół-serio, bo sam z pewnością tak właśnie by uczynił, gdyby siedział w alkoholowym biznesie. Jako przemytnik zdążył już nauczyć się, jak ważne było podtrzymywanie relacji biznesowych; w szczególności wobec tak zwanych „stałych klientów”. – Prywatna produkcja też brzmi dobrze. Nie chciałbyś mieć trunku nazwanego swoim imieniem? – albo chociaż drinka, co właściciel galerii sztuki mógł pewnie uczynić bez większego problemu. Ludzie zdobywali miano sławy bądź legendy na różne sposoby, i chociaż szczerze wątpił, by Wahlberg szczególnie gonił za tym mianem, prestiż Besettelse z pewnością okazywał się wyjątkowo przydatny na salonach. Mógłby nawet o to spytać, gdyby życie skandynawskiej elity znajdowało się w kręgu jego zainteresowań – ostatecznie sam poza noszonym nazwiskiem nie mógł poszczycić się niczym. Cudze sekrety pozostawały bezpieczne przed ciekawością Niklausa, który – w szczególności w ostatnich latach – nie troszczył się o nic poza pieniądzem.
Funkcjonowanie podziemi Olafowego królestwa nadal stanowiło zagadkę, podobnie jak wiedza o tym, jakim cudem zdołał zbudować to wszystko. Efekty ciężkiej pracy Niklaus mógł tego wieczoru oglądać na własne oczy; wszystko współgrało idealnie. Muzyka, wystrój, olśniewające urodą kelnerki i najlepsze alkohole, a ponad tym najcenniejsze – doskonale spleciona otoczka tajemnicy, niemal zaufania każdego, kto przekroczył próg Besettelse. Lundqvist rzadko zawierzał nie tylko w ludzi, ale i w miejsca, ale tutaj czuł się zgoła inaczej; i był pewien, że szczegóły rozmowy – nawet tej zupełnie nieznaczącej – nigdy nie opuszczą murów przybytku. Dowodem był chociażby fakt, że ich poprzednie interesy rozeszły się bez echa dla obojga galdrów; wzajemna dyskrecja podejmowanych działań zbudowała solidny most zaufania dla podjęcia kolejnych prób zarobku. Skłamałby, gdyby stwierdził, że dzisiejszego wieczoru chodziło mu jedynie o relaks i rozkosz zbliżenia z jedną z pracujących tutaj dam; w rzeczywistości rozplanował przebieg tego spotkania jeszcze przed przekroczeniem progu podziemi galerii. Jeśli i Lundqvista i Wahlberga coś łączyło, była to z pewnością miłość do złota, okupione próbą ugrania jak najwięcej. Zasady stare jak świat znajdowały wierne odbicie w prowadzonych rozmowach; każde słowo, pozornie przecież lekkie i bez znaczenia, w gruncie rzeczy kierowało tok konwersacji na właściwsze tory.
- Ciężko zaprzeczyć, ale wątpię, by chodziło tylko o Midgard – wzruszenie potężnych ramion tylko pozornie odwracało uwagę od rzuconego niby niedbale pochlebstwa. Lekkie uniesienie brwi zdradzało coś na kształt zaskoczenia; raczej nigdy nie zaprzątał sobie głowy tym, co w rzeczywistości skłoniło kobiety do podjęcia tej konkretnej pracy. Ani, tym bardziej, co same o tym sądziły. – Dopóki tak jest, to chyba nie ma większego problemu – nie zamierzał analizować tego tematu ani się w niego zagłębiać; rozsiadł się jedynie wygodniej, na dłuższy moment skupiając spojrzenie na Fjellkrystall i jej rozkosznym dla oczu występie. – Zdarzały się ostatnio jakieś awantury?
To pytanie zapewne podyktował wypity wcześniej kieliszek; Niklaus nie słynął ani ze zdolności do prowadzenia lekkich konwersacji, ani ze zbytniej wylewności w słowach. Życie w ciągłej podróży odciskało jednak piętno niewiedzy o wydarzeniach zarówno obecnych, jak i przeszłych; dzisiaj najwyraźniej uznał, że pora uzupełnić pewne luki i łyknąć nieco plotek.
Nigdy nie wiadomo, kiedy taka wiedza mogła okazać się przydatna.
Z wdzięcznością sięgnął po nalany trunek, lecz podobnie jak Olaf, wstrzymał się jeszcze z jego wychyleniem. Zaśmiał się krótko na dźwięk zadanego pytania, bo podobnych zainteresowań nie wykształciłby w sobie nawet i za tysiąc lat.
- Niech bogowie bronią. Gdyby to mi przyszło cokolwiek projektować, zbankrutowałbym szybciej, niż Ty zdążyłbyś się przedstawić – stwierdził z nagłą swobodą, świadomy własnych braków w pewnych dziedzinach. Kiedyś stanowiły piętno wstydu, tak często podkreślanych przez ojca – od lat jednak nauczył się z tym żyć, na własnych zasadach. – Ciężko je opisać, jeśli się nie widziało na własne oczy – odparł ostrożnie, tym razem upijając niewielki łyk czarnego jak smoła trunku. Odetchnął, zbierając kolejne słowa; tym razem gotów przedstawić wszystko, oczywiście, w jak najlepszym świetle. – Futro Jólaköttura dla każdego ponoć wydaje się inne w dotyku, w zależności od tego, co uważa za przyjemne doznanie – dla niektórych coś na kształt jedwabiu, dla innego znajoma szorstkość sierści; magiczne właściwości zwierzęcia były podobno nieocenione. Nie dodał, że owa magia podsycana była przelaną krwią dzieci, pożeranych przez te bestie; makabryczny szczegół nie był odpowiednią ciekawostką na dzisiejszy wieczór. – Dlatego ciężko je zdobyć, i jest kurewsko drogie – spokój w głosie, spokój w spojrzeniu, którego – mimo wyraźnej sugestii Olafa – wcale nie utkwił w ponętnej Rosjance. Skupił się teraz w zupełności na interesach. – Jeśli koniecznie sam chcesz przetestować, nie ma żadnego problemu, mogę to zorganizować. Ubiło go dwóch łowców, ale jeden wisi mi przysługę za dawną sprawę, więc mogę utargować zejście z ceny. – oczywiście, nie za darmo, ale tego dodawać nie musiał; ostatecznie obydwoje byli profesjonalistami, a to nie była pierwsza rozmowa tego typu. – Transportem jak zawsze zajmę się osobiście, o to nie musisz się martwić. Jedynym problemem jest czas, Olafie, bo panowie są bardzo niecierpliwi. Wiesz, jak jest z nie do końca legalnymi łowami, chcą jak najszybciej pozbyć się łupu i wydać ciężko zarobione pieniądze. Jest też kilku chętnych, ale jak już wspominałem, mam pierwszeństwo w tej transakcji.
Gwarantował bezpieczeństwo, zejście z zapewne wygórowanej okrutnie ceny i dostawę wliczoną w koszta; co mogło pójść źle? Nieme pytanie zawisło w powietrzu, gdy Lundqvist znacząco podniósł kieliszek na znak niemego toastu – to, czy mieli wypić za kolejny, udany biznes, zależało tylko od Olafa.
- Może przy zakupie czterdziestu albo pięćdziesięciu dostałbyś butelkę z grawerem – zasugerował pół-żartem, pół-serio, bo sam z pewnością tak właśnie by uczynił, gdyby siedział w alkoholowym biznesie. Jako przemytnik zdążył już nauczyć się, jak ważne było podtrzymywanie relacji biznesowych; w szczególności wobec tak zwanych „stałych klientów”. – Prywatna produkcja też brzmi dobrze. Nie chciałbyś mieć trunku nazwanego swoim imieniem? – albo chociaż drinka, co właściciel galerii sztuki mógł pewnie uczynić bez większego problemu. Ludzie zdobywali miano sławy bądź legendy na różne sposoby, i chociaż szczerze wątpił, by Wahlberg szczególnie gonił za tym mianem, prestiż Besettelse z pewnością okazywał się wyjątkowo przydatny na salonach. Mógłby nawet o to spytać, gdyby życie skandynawskiej elity znajdowało się w kręgu jego zainteresowań – ostatecznie sam poza noszonym nazwiskiem nie mógł poszczycić się niczym. Cudze sekrety pozostawały bezpieczne przed ciekawością Niklausa, który – w szczególności w ostatnich latach – nie troszczył się o nic poza pieniądzem.
Funkcjonowanie podziemi Olafowego królestwa nadal stanowiło zagadkę, podobnie jak wiedza o tym, jakim cudem zdołał zbudować to wszystko. Efekty ciężkiej pracy Niklaus mógł tego wieczoru oglądać na własne oczy; wszystko współgrało idealnie. Muzyka, wystrój, olśniewające urodą kelnerki i najlepsze alkohole, a ponad tym najcenniejsze – doskonale spleciona otoczka tajemnicy, niemal zaufania każdego, kto przekroczył próg Besettelse. Lundqvist rzadko zawierzał nie tylko w ludzi, ale i w miejsca, ale tutaj czuł się zgoła inaczej; i był pewien, że szczegóły rozmowy – nawet tej zupełnie nieznaczącej – nigdy nie opuszczą murów przybytku. Dowodem był chociażby fakt, że ich poprzednie interesy rozeszły się bez echa dla obojga galdrów; wzajemna dyskrecja podejmowanych działań zbudowała solidny most zaufania dla podjęcia kolejnych prób zarobku. Skłamałby, gdyby stwierdził, że dzisiejszego wieczoru chodziło mu jedynie o relaks i rozkosz zbliżenia z jedną z pracujących tutaj dam; w rzeczywistości rozplanował przebieg tego spotkania jeszcze przed przekroczeniem progu podziemi galerii. Jeśli i Lundqvista i Wahlberga coś łączyło, była to z pewnością miłość do złota, okupione próbą ugrania jak najwięcej. Zasady stare jak świat znajdowały wierne odbicie w prowadzonych rozmowach; każde słowo, pozornie przecież lekkie i bez znaczenia, w gruncie rzeczy kierowało tok konwersacji na właściwsze tory.
- Ciężko zaprzeczyć, ale wątpię, by chodziło tylko o Midgard – wzruszenie potężnych ramion tylko pozornie odwracało uwagę od rzuconego niby niedbale pochlebstwa. Lekkie uniesienie brwi zdradzało coś na kształt zaskoczenia; raczej nigdy nie zaprzątał sobie głowy tym, co w rzeczywistości skłoniło kobiety do podjęcia tej konkretnej pracy. Ani, tym bardziej, co same o tym sądziły. – Dopóki tak jest, to chyba nie ma większego problemu – nie zamierzał analizować tego tematu ani się w niego zagłębiać; rozsiadł się jedynie wygodniej, na dłuższy moment skupiając spojrzenie na Fjellkrystall i jej rozkosznym dla oczu występie. – Zdarzały się ostatnio jakieś awantury?
To pytanie zapewne podyktował wypity wcześniej kieliszek; Niklaus nie słynął ani ze zdolności do prowadzenia lekkich konwersacji, ani ze zbytniej wylewności w słowach. Życie w ciągłej podróży odciskało jednak piętno niewiedzy o wydarzeniach zarówno obecnych, jak i przeszłych; dzisiaj najwyraźniej uznał, że pora uzupełnić pewne luki i łyknąć nieco plotek.
Nigdy nie wiadomo, kiedy taka wiedza mogła okazać się przydatna.
Z wdzięcznością sięgnął po nalany trunek, lecz podobnie jak Olaf, wstrzymał się jeszcze z jego wychyleniem. Zaśmiał się krótko na dźwięk zadanego pytania, bo podobnych zainteresowań nie wykształciłby w sobie nawet i za tysiąc lat.
- Niech bogowie bronią. Gdyby to mi przyszło cokolwiek projektować, zbankrutowałbym szybciej, niż Ty zdążyłbyś się przedstawić – stwierdził z nagłą swobodą, świadomy własnych braków w pewnych dziedzinach. Kiedyś stanowiły piętno wstydu, tak często podkreślanych przez ojca – od lat jednak nauczył się z tym żyć, na własnych zasadach. – Ciężko je opisać, jeśli się nie widziało na własne oczy – odparł ostrożnie, tym razem upijając niewielki łyk czarnego jak smoła trunku. Odetchnął, zbierając kolejne słowa; tym razem gotów przedstawić wszystko, oczywiście, w jak najlepszym świetle. – Futro Jólaköttura dla każdego ponoć wydaje się inne w dotyku, w zależności od tego, co uważa za przyjemne doznanie – dla niektórych coś na kształt jedwabiu, dla innego znajoma szorstkość sierści; magiczne właściwości zwierzęcia były podobno nieocenione. Nie dodał, że owa magia podsycana była przelaną krwią dzieci, pożeranych przez te bestie; makabryczny szczegół nie był odpowiednią ciekawostką na dzisiejszy wieczór. – Dlatego ciężko je zdobyć, i jest kurewsko drogie – spokój w głosie, spokój w spojrzeniu, którego – mimo wyraźnej sugestii Olafa – wcale nie utkwił w ponętnej Rosjance. Skupił się teraz w zupełności na interesach. – Jeśli koniecznie sam chcesz przetestować, nie ma żadnego problemu, mogę to zorganizować. Ubiło go dwóch łowców, ale jeden wisi mi przysługę za dawną sprawę, więc mogę utargować zejście z ceny. – oczywiście, nie za darmo, ale tego dodawać nie musiał; ostatecznie obydwoje byli profesjonalistami, a to nie była pierwsza rozmowa tego typu. – Transportem jak zawsze zajmę się osobiście, o to nie musisz się martwić. Jedynym problemem jest czas, Olafie, bo panowie są bardzo niecierpliwi. Wiesz, jak jest z nie do końca legalnymi łowami, chcą jak najszybciej pozbyć się łupu i wydać ciężko zarobione pieniądze. Jest też kilku chętnych, ale jak już wspominałem, mam pierwszeństwo w tej transakcji.
Gwarantował bezpieczeństwo, zejście z zapewne wygórowanej okrutnie ceny i dostawę wliczoną w koszta; co mogło pójść źle? Nieme pytanie zawisło w powietrzu, gdy Lundqvist znacząco podniósł kieliszek na znak niemego toastu – to, czy mieli wypić za kolejny, udany biznes, zależało tylko od Olafa.
Bezimienny
Re: 03.12.2000 – Jezioro uciech – Nieznajomy: N. Lunqdvist & Bezimienny: 03.12.2000 Sro 29 Lis - 17:17
Wiele lat temu Wahlberg obiecał sobie, że dostarczy społeczeństwu midgardzkiemu rozrywki na najwyższym poziomie, że w jego progach bawić się będzie najwybitniejsza śmietanka towarzyska tego miasta, a sztukę złączy ze Sztuką. To, co spragnieni piękna tego świata podziwiali jedynie na lnianych płótnach, zdołał pociągnąć głębiej, wprowadzić ich w sam środek wyszukanych scenerii, w których to oddać by się mogli obcowaniu z własną rozpustą i tajemnicą.
— A do sześćdziesiątej zestaw kieliszków? — zaśmiał się równie rzewnie, choć Olaf żartował w stu procentach, uznając, że podobne okazje sprawdzają się w handlu detalicznym, natomiast takie zamówienia należało okraszać budowaniem znajomości i zobowiązań, najlepiej jednostronnych rzecz jasna, choć o takie bywało ciężko. Idioci nie zachodzili wysoko, a z takimi właśnie lubił obcować. Grawer na butelce byłby ledwie skromnym podarkiem mającym zbudować coś w formie większej personalizacji, lecz każdy dostawca wiedział, że to ledwie mrzonki, mające zostawić miłe wspomnienia po transakcji. Wahlberg otrzymał list z obietnicą kolejnej sprzedaży, ale musiał przyznać się sam przed sobą, że słono przepłacił, ale dzięki temu, że koszta ucinał możliwie wszędzie, na przykład na wypłatach pracowników i ich napiwkach, mógł pozwolić sobie na upewnienie się, że i za rok liczyć będzie mógł na odpowiedni zapas. — Po co właścicielowi galerii sztuki alkohol z własnym nazwiskiem, Niklausie? — mrugnął, pytając. Przecież to nie burdel. Wieczne lawirowanie pomiędzy dwoma światami bywało męczące, ale po wystarczająco długim czasie każdy galdr byłby się w stanie do takiego przyzwyczaić. W pewnym sensie mógłby nawet i zazdrościć Lundqvistowi tej pełnej wolności, przemierzania oceanów i załatwiania transakcji jednorazowo z możliwością rezygnacji w każdym momencie. To dawało bańkę bezpieczeństwa, złudne poczucie, że nawet najtrudniejszy przemyt wystarczy skończyć, dowody wrzucić do morza i ot, koniec problemu. Podziemia Besettelse i ich szkarłatne sale zakrawały o znacznie trudniejszy biznes, przynajmniej w mniemaniu ich właściciela. Samo usunięcie dowodów trwałoby zbyt długo, aby można było mówić o łatwym wyjściu z opresji. Na szczęście tym nie musiał się przejmować. Budując sobie takie wpływy jak na przykład u gościa dzisiejszego wieczora, który, choć nie mógł poszczycić się podobnie wypchaną kieszenią, tak miał polityczne nazwisko o wysokiej reputacji, świadom był, że ma kto go chronić. Byli to fascynaci tej galerii, niegotowi na utratę swojej mekki, a chociaż Niklaus do nich nie należał, odwiedzając te skromne progi zdecydowanie zbyt rzadko, tak Olaf spodziewał się, że i on byłby w stanie poświadczyć o ewentualnej niewinności pomysłodawcy przybytku. Rzecz jasna, do takiej sytuacji nie dojdzie, ale na wszelki wypadek….
Usłyszawszy komplement, z wdzięcznością kiwnął głową, przymykając na chwilę oczy, aby w nich zagościły obrazy podobnych pomieszczeń tyle, że w podziemiach Kopenhagi, Oslo, a potem może nawet i Paryżu lub Rzymu. Magiczne społeczności rozsiane były po całym świecie, a wpływy w nich oznaczały jedynie większe zyski. — Absolutnie — zaprzeczył niezgodnie z prawdą na zadane o awantury pytanie. W zeszłym miesiącu ledwo jeden z klientów nie wytrzymał presji i wyciągnął nieskonfiskowany nóż, inny parę tygodni wcześniej zbyt mocno oddawał się rozkoszy pomiędzy udami kurtyzany, aż ta skończyła z niegroźnym wstrząsem mózgu, inny zaś doprowadził do ataku epilepsji. — Zdarzają się drobne nieporozumienia, zwłaszcza gdy alkohol leje się strumieniami, ale nigdy awantury. Skąd to pytanie? — ochrona skrupulatnie pilnowała gości i pracownic Besettelse. Dokładnie w tej kolejności. Towarzysz musiał wiedzieć, że jest kimś na rodzaj gościa specjalnego, skoro zaznajomiony był z Wahlbergiem, a nie przypadkowym samotnym przechodniem.
Każdy z nich miał swoje przewagi i zwady. O ile Olaf pozostawał estetą, niezwykłym dżentelmenem i biznesmenem, tak Niklaus zapewne, wnioskując po jego posturze i gabarytach, był w stanie zabić człowieka gołymi dłońmi, chociaż nie wypadało wnikać czy już przypadkiem tego nie zrobił. Byt przemytnika miało różne oblicza. Być może Fjellkrystall będzie w stanie wydobyć więcej informacji na temat prywatnego życia tego człowieka, ale szczerze w to wątpił. Może jakby podsunął mu Villemo albo ten nowy nabytek protrafiający zmieniać swój wygląd na zawołanie, Ramona, może wtedy. Obecnie nie istniała taka potrzeba, sekrety Lundqvista były bezpieczne w jego głowie i w głowie każdego, z którym się owymi podzielił. — Nonsens, być może po prostu siebie nie doceniasz. Spójrz na scenę. Czyż nie jest zbyt prosta? Kilka scenicznych lampek, karmazynowe kurtyny i dębowe panele. Zabawmy się, co byś tu zmienił? Może zainspirujesz mnie do zmiany wystroju — rzecz jasna wciąż żartował, choć gotów był wysłuchać krytyki lub komplementów w kierunku tej przestrzeni, zwłaszcza gdy mężczyzna proponował mu kupno wyjątkowego futra. — Skłamię, jeśli powiem, że „drogie” to moja ulubiona cena, ale rozumiem działania rynku — podrapał się po ogolonym policzku, tylko pozornie okazując, że owa nie będzie problemem. Obydwoje musieli zdawać sobie sprawę, że możliwe interesy okraszone będą naprawdę ostrymi negocjacjami. Wahlberg wolałby, aby gość spoglądał na dziewczynę i zajął się jej wdziękami, nie zaś przy barze planował gospodarowanie zarobionym na Besettelse majątkiem. Pozostało ufać, że nie ma jego właściciela za naiwnego, choć były ku temu nikłe szanse. Znali się wystarczająco dobrze i pracowali ze sobą nie pierwszy raz.
— Wiemy obydwoje, że zgadzając się na szybkie zobaczenie futra i kontakt z tymi ludźmi właściwie zgodziłbym się już na sprzedaż — potem pojawią się naciski, okazje, nielegalne przesłanki. Umowa sprzedaży tak naprawdę bywała uznana za nawiązaną już w przypadku pierwszego spotkania, a swoim bogactwem wolał dysponować rozsądnie. O dziwo jednak Olaf nie potrafił nie uszanować faktu, że Niklaus wszędzie gotów był zwęszyć okazję. To dobra cecha dla przemytnika, kwestia tego, jak z niej korzysta. — Ja udam się na miejsce, a potem w gładkich i zupełnie bezproblemowych słówkach postawiony zostanę przed stosunkowo okrojonym wyborem. Jeśli odmówię nic się nie stanie, ale niesmak pozostanie, a po co mielibyśmy sobie psuć te relacje? Z pewnością nie chciałbym, aby przez moje, jakby to powiedzieć, fanaberie… — specjalnie nacisk postawił na ostatnie słowo, wypowiadając je stosunkowo sarkastycznie, choć nie prześmiewczo, szanował swojego dostawce. — ...i twoje stosunki z łowcami zostały naznaczone pewnym niesmakiem — uśmiechnął się przyjaźnie, zaraz potem kładąc dłoń na ramieniu towarzysza, dając mu znać, że pora wypić kolejny kieliszek za powodzenie tego wieczora. Trunki biły w głowę, dzwoniły tam, lecz pozostawali trzeźwi — wszak mowa była o interesie. — Ale muszę przyznać, że interesuje mnie twoja oferta. Proponuję kompromis. Zorganizuj możliwość sprawdzenia przeze mnie futra bez obecności tych łowców, a kwestię osiągnięcia najlepszej ceny zostawię tobie. Preferowałbym, aby nie poznali mojego nazwiska, jeśli wiesz, co mam na myśli — musiał wiedzieć. Nieskazitelna reputacja rządziła się swoimi prawami. Wystarczyło, że w ułożonym perfekcyjnie życiu pojawiła się Lykke. Brakowało jeszcze kontaktu z łowcami balansującymi na granicach. Nie ufał Lundqvistowi, tak samo, jak nie ufał pannie Guldbrandsen, Einarowi, swoim pracownikom, czy nawet Halvardowi, choć jemu było najbliżej do miana powiernika, jednak zdecydowanie chętniej powierzyłby jakąkolwiek sprawę szwedowi, niż obcym ludziom, to chyba oczywiste. Oczekiwał więc na przystanie na owe warunki, cenę ustalą później, wbrew pozorom to nie ona była najważniejsza, przynajmniej nie w tym momencie i nie dla Olafa.
— A do sześćdziesiątej zestaw kieliszków? — zaśmiał się równie rzewnie, choć Olaf żartował w stu procentach, uznając, że podobne okazje sprawdzają się w handlu detalicznym, natomiast takie zamówienia należało okraszać budowaniem znajomości i zobowiązań, najlepiej jednostronnych rzecz jasna, choć o takie bywało ciężko. Idioci nie zachodzili wysoko, a z takimi właśnie lubił obcować. Grawer na butelce byłby ledwie skromnym podarkiem mającym zbudować coś w formie większej personalizacji, lecz każdy dostawca wiedział, że to ledwie mrzonki, mające zostawić miłe wspomnienia po transakcji. Wahlberg otrzymał list z obietnicą kolejnej sprzedaży, ale musiał przyznać się sam przed sobą, że słono przepłacił, ale dzięki temu, że koszta ucinał możliwie wszędzie, na przykład na wypłatach pracowników i ich napiwkach, mógł pozwolić sobie na upewnienie się, że i za rok liczyć będzie mógł na odpowiedni zapas. — Po co właścicielowi galerii sztuki alkohol z własnym nazwiskiem, Niklausie? — mrugnął, pytając. Przecież to nie burdel. Wieczne lawirowanie pomiędzy dwoma światami bywało męczące, ale po wystarczająco długim czasie każdy galdr byłby się w stanie do takiego przyzwyczaić. W pewnym sensie mógłby nawet i zazdrościć Lundqvistowi tej pełnej wolności, przemierzania oceanów i załatwiania transakcji jednorazowo z możliwością rezygnacji w każdym momencie. To dawało bańkę bezpieczeństwa, złudne poczucie, że nawet najtrudniejszy przemyt wystarczy skończyć, dowody wrzucić do morza i ot, koniec problemu. Podziemia Besettelse i ich szkarłatne sale zakrawały o znacznie trudniejszy biznes, przynajmniej w mniemaniu ich właściciela. Samo usunięcie dowodów trwałoby zbyt długo, aby można było mówić o łatwym wyjściu z opresji. Na szczęście tym nie musiał się przejmować. Budując sobie takie wpływy jak na przykład u gościa dzisiejszego wieczora, który, choć nie mógł poszczycić się podobnie wypchaną kieszenią, tak miał polityczne nazwisko o wysokiej reputacji, świadom był, że ma kto go chronić. Byli to fascynaci tej galerii, niegotowi na utratę swojej mekki, a chociaż Niklaus do nich nie należał, odwiedzając te skromne progi zdecydowanie zbyt rzadko, tak Olaf spodziewał się, że i on byłby w stanie poświadczyć o ewentualnej niewinności pomysłodawcy przybytku. Rzecz jasna, do takiej sytuacji nie dojdzie, ale na wszelki wypadek….
Usłyszawszy komplement, z wdzięcznością kiwnął głową, przymykając na chwilę oczy, aby w nich zagościły obrazy podobnych pomieszczeń tyle, że w podziemiach Kopenhagi, Oslo, a potem może nawet i Paryżu lub Rzymu. Magiczne społeczności rozsiane były po całym świecie, a wpływy w nich oznaczały jedynie większe zyski. — Absolutnie — zaprzeczył niezgodnie z prawdą na zadane o awantury pytanie. W zeszłym miesiącu ledwo jeden z klientów nie wytrzymał presji i wyciągnął nieskonfiskowany nóż, inny parę tygodni wcześniej zbyt mocno oddawał się rozkoszy pomiędzy udami kurtyzany, aż ta skończyła z niegroźnym wstrząsem mózgu, inny zaś doprowadził do ataku epilepsji. — Zdarzają się drobne nieporozumienia, zwłaszcza gdy alkohol leje się strumieniami, ale nigdy awantury. Skąd to pytanie? — ochrona skrupulatnie pilnowała gości i pracownic Besettelse. Dokładnie w tej kolejności. Towarzysz musiał wiedzieć, że jest kimś na rodzaj gościa specjalnego, skoro zaznajomiony był z Wahlbergiem, a nie przypadkowym samotnym przechodniem.
Każdy z nich miał swoje przewagi i zwady. O ile Olaf pozostawał estetą, niezwykłym dżentelmenem i biznesmenem, tak Niklaus zapewne, wnioskując po jego posturze i gabarytach, był w stanie zabić człowieka gołymi dłońmi, chociaż nie wypadało wnikać czy już przypadkiem tego nie zrobił. Byt przemytnika miało różne oblicza. Być może Fjellkrystall będzie w stanie wydobyć więcej informacji na temat prywatnego życia tego człowieka, ale szczerze w to wątpił. Może jakby podsunął mu Villemo albo ten nowy nabytek protrafiający zmieniać swój wygląd na zawołanie, Ramona, może wtedy. Obecnie nie istniała taka potrzeba, sekrety Lundqvista były bezpieczne w jego głowie i w głowie każdego, z którym się owymi podzielił. — Nonsens, być może po prostu siebie nie doceniasz. Spójrz na scenę. Czyż nie jest zbyt prosta? Kilka scenicznych lampek, karmazynowe kurtyny i dębowe panele. Zabawmy się, co byś tu zmienił? Może zainspirujesz mnie do zmiany wystroju — rzecz jasna wciąż żartował, choć gotów był wysłuchać krytyki lub komplementów w kierunku tej przestrzeni, zwłaszcza gdy mężczyzna proponował mu kupno wyjątkowego futra. — Skłamię, jeśli powiem, że „drogie” to moja ulubiona cena, ale rozumiem działania rynku — podrapał się po ogolonym policzku, tylko pozornie okazując, że owa nie będzie problemem. Obydwoje musieli zdawać sobie sprawę, że możliwe interesy okraszone będą naprawdę ostrymi negocjacjami. Wahlberg wolałby, aby gość spoglądał na dziewczynę i zajął się jej wdziękami, nie zaś przy barze planował gospodarowanie zarobionym na Besettelse majątkiem. Pozostało ufać, że nie ma jego właściciela za naiwnego, choć były ku temu nikłe szanse. Znali się wystarczająco dobrze i pracowali ze sobą nie pierwszy raz.
— Wiemy obydwoje, że zgadzając się na szybkie zobaczenie futra i kontakt z tymi ludźmi właściwie zgodziłbym się już na sprzedaż — potem pojawią się naciski, okazje, nielegalne przesłanki. Umowa sprzedaży tak naprawdę bywała uznana za nawiązaną już w przypadku pierwszego spotkania, a swoim bogactwem wolał dysponować rozsądnie. O dziwo jednak Olaf nie potrafił nie uszanować faktu, że Niklaus wszędzie gotów był zwęszyć okazję. To dobra cecha dla przemytnika, kwestia tego, jak z niej korzysta. — Ja udam się na miejsce, a potem w gładkich i zupełnie bezproblemowych słówkach postawiony zostanę przed stosunkowo okrojonym wyborem. Jeśli odmówię nic się nie stanie, ale niesmak pozostanie, a po co mielibyśmy sobie psuć te relacje? Z pewnością nie chciałbym, aby przez moje, jakby to powiedzieć, fanaberie… — specjalnie nacisk postawił na ostatnie słowo, wypowiadając je stosunkowo sarkastycznie, choć nie prześmiewczo, szanował swojego dostawce. — ...i twoje stosunki z łowcami zostały naznaczone pewnym niesmakiem — uśmiechnął się przyjaźnie, zaraz potem kładąc dłoń na ramieniu towarzysza, dając mu znać, że pora wypić kolejny kieliszek za powodzenie tego wieczora. Trunki biły w głowę, dzwoniły tam, lecz pozostawali trzeźwi — wszak mowa była o interesie. — Ale muszę przyznać, że interesuje mnie twoja oferta. Proponuję kompromis. Zorganizuj możliwość sprawdzenia przeze mnie futra bez obecności tych łowców, a kwestię osiągnięcia najlepszej ceny zostawię tobie. Preferowałbym, aby nie poznali mojego nazwiska, jeśli wiesz, co mam na myśli — musiał wiedzieć. Nieskazitelna reputacja rządziła się swoimi prawami. Wystarczyło, że w ułożonym perfekcyjnie życiu pojawiła się Lykke. Brakowało jeszcze kontaktu z łowcami balansującymi na granicach. Nie ufał Lundqvistowi, tak samo, jak nie ufał pannie Guldbrandsen, Einarowi, swoim pracownikom, czy nawet Halvardowi, choć jemu było najbliżej do miana powiernika, jednak zdecydowanie chętniej powierzyłby jakąkolwiek sprawę szwedowi, niż obcym ludziom, to chyba oczywiste. Oczekiwał więc na przystanie na owe warunki, cenę ustalą później, wbrew pozorom to nie ona była najważniejsza, przynajmniej nie w tym momencie i nie dla Olafa.
Nieznajomy
Re: 03.12.2000 – Jezioro uciech – Nieznajomy: N. Lunqdvist & Bezimienny: 03.12.2000 Sro 29 Lis - 17:17
Pozornie zwykłe miejsce niosło ze sobą obietnicę niezwykłej uciechy; gdyby nie ujrzał podziemi Besettelse na własne oczy, nie uwierzyłby. Istnienie lokalu takiego jak ten zdawało się przecież abstrakcją, czymś rodem wyjętym ze starych legend – a mimo tego Besettelse istniało naprawdę, łącząc sztukę, rozpustę i dyskrecję w jedną, zgrabną całość. Olaf wykonał kawał solidnej roboty, by nie tylko stworzyć elegancki burdel, ale i utrzymać ścisłą tajemnicę miana przybywających tu klientów. A jakby tego było mało, reszta midgardzkiej śmietanki mogła ze swobodą poruszać się po górze lokalu, by podziwiać galerię sztuki i skarby w niej zawarte.
- Z kutego szkła, z literą „W” pokrytą zdobieniami – zawtórował śmiechem towarzyszowi rozmowy, bo słowa niosły za sobą tylko nutę żartu, nic poza tym. Wiadomym było, że podobne, sukcesywne transakcje zawsze zostawały okraszone odpowiednią dawką uprzejmości; im klient szczęśliwszy, tym chętniej powróci. I chociaż pożytek z prezentu byłby znikomy, a ozdoba wylądowałaby na półce i zbierała kurz, liczył się tylko gest. Lundqvist poznał tą prostą prawdę już w latach wczesnej młodości, gdy rozpoczął pracę w rodzinnym przedsiębiorstwie; podobne zasady nie imały się podłego, przemytniczego zajęcia - jedynym, co mógłby otrzymać za darmo byłby nóż pod żebra. Oczywiście nie był to ani czas, ani miejsce by rozwodzić się nad podobnymi doświadczeniami, dlatego taktownie przemilczał ową złotą myśl, skupiwszy się za to za pociągnięciem kolejnego łyczka znakomitego alkoholu. – Mi się pytasz? Nie mam pojęcia, ale ty na pewno byś coś wymyślił. – to nie podlegało żadnej wątpliwości; Wahlberg z pewnością ugrałby wszystko tak, by wyciągnąć dla siebie istotny profit. Metody i plany takiego działania pozostawały jednak poza zasięgiem Niklausa, który nie mógł poszczycić się podobną, przydatną umiejętnością. Mogłoby się zdawać, że czegokolwiek Olaf nie dotknął, natychmiast zamieniało się w złoto – i było to coś, co Lundqvist cenił doprawdy ogromnie.
Wzrok przemytnika znów przelotnie zatrzymał się na tańczącej Fjellkrystall, bezkonkurencyjnej gwieździe dzisiejszego wieczoru. Przez myśli, chwilowo rozproszone przez grzecznościową pogawędkę, mignęło pytanie odnośnie ceny; to jednak postanowił zachować na później, nie zdradzać się od razu z chęcią ofiarowania Besettelse zarobku. Obydwoje wiedzieli, że Lundqvist nie przyszedł tu tylko pogadać i wychylić kilku głębszych; dotychczasowe, nieczęste odwiedziny w podziemiach nigdy nie kończyły się przecież w ten sposób. Okazywał jednak uprzejme zainteresowanie, nic poza tym – dopóki również nie zdoła ugrać czegokolwiek dla siebie; dopiero wtedy będzie mógł w spokoju oddać się we władanie uroczej tancerki.
Powrócił spojrzeniem do Olafa, przez moment nie mówiąc zupełnie nic; lekko uniósł brwi, udając zaskoczenie. Odpowiedź była celna, była dobra, ale nie wierzył w głoszoną prawdę. Chociaż klientelę przybytku stanowiła zamożna śmietanka towarzyska, z pewnością zdarzały się awantury; gdy w grę wchodziły seks i pieniądze, nie było po prostu innej możliwości. Tego wieczoru musiał się jednak pogodzić ze świadomością, że nie zyska choćby skrawka wartej zapamiętania opowieści.
- Nazwij to ciekawością – wzruszył przy tym ramionami, podkreślając obojętność wobec tematu. Nie dopytywał jednak więcej, nie próbował wyciągnąć na wierzch sekretów; jeśli takowe istniały, pozostawały bezpieczne w myślach właściciela Besettelse. – Za rzadko tu bywam, żeby się orientować. Gdybyś potrzebował jednak pomocy to daj znać, coś zaradzimy.
W ramach przyjacielskiej przysługi, za którą kiedyś z pewnością się upomni; gdzie diabeł nie może, tam Lundqvista pośle. Klepnął towarzysza dłonią w ramię, wcale niedelikatnie, ale za to w potwierdzeniu szczerości głoszonej intencji. Posiadał w końcu wszystko, co potrzebne, by pewne sprawy załatwić szybko i po cichu; ważne nazwisko, słuszną posturę i liczne kontakty wszelakiej maści, które w sytuacjach kryzysowych sprawdzały się jak złoto. Postanowił nie nadmieniać jednak oczywistych faktów, by nie marnować cennego czasu, zarówno swojego jak i Olafa. Odpalił kolejnego papierosa – alkohol wzmagał apetyt na tytoń – i podążył spojrzeniem na scenę i wskazane przez Wahlberga elementy wystroju. Zaciągnął się głęboko, wypuścił dym, westchnął przeciągle – i dopiero wtedy przemówił znów, chociaż odpowiedź nie miała okazać się satysfakcjonująca.
- Wolę nie wypowiadać się na tematy o których nie mam pojęcia – rzekł szczerze, lecz nie tłumaczył dalej, bo najzwyczajniej w świecie unikał zrobienia z siebie idioty. – Podam ci prosty przykład, Olafie. Jakiś czas temu nabyłem dom w Midgardzie po naprawdę okazyjnej cenie, w pełni umeblowany, świeżo po remoncie – zaczął, robiąc krótką przerwę na ponowne zaciągnięcie się papierosowym dymem. Nie dodał, że w gruncie rzeczy ów dom nabył za bezcen od jednego z dłużników, wywalając go praktycznie na zbity pysk z własnego domostwa. – I wiesz co? Do tej pory nie zmieniłem w nim zupełnie nic. Nie przemalowałem ścian, nie zmieniłem ustawienia mebli, nawet cholerne talerze leżą tam, gdzie chciał poprzedni właściciel. Mówiąc krótko, tego typu rzeczy w ogóle mnie nie interesują, i dopóki mam gdzie spać i się wykąpać, jestem zadowolony.
Fakt faktem nie spędzał tam wiele czasu; zajęcie przemytnika niosło za sobą bycie w nieustannej podróży. Zawsze należało coś zawieźć, przywieźć bądź zwyczajnie pozyskać; krążył więc od punktu A do punktu B, nierzadko zahaczając o pozostałe litery alfabetu i wracając do domu tylko w ramach krótkiej chwili wytchnienia. Czasem to zmęczenie było po nim widoczne; dzisiaj jednak wydawał się zrelaksowany i wypoczęty, gotów do podjęcia rozmów o konkretnym znaczeniu. Lundqvist uśmiechnął się iście przyjacielsko, gdy konwersacja nabierała tempa; słuchał w skupieniu słów Olafa, ponownie utkwiwszy wzrok w postaci Fjellkrystall; milczał dobrą chwilę, zbierając myśli. Nie spodziewał się, że pójdzie gładko, ba – z góry nastawiał się na negocjacje. W przeciągu lat współpracy podobnych rozmów odbyli pewnie setki, i schemat zawsze był ten sam. Odnajdywał w tym pewien spokój i gwarant pewności, że wszystko potoczy się gładko i bez problemów – jak zawsze.
- Chyba źle się wyraziłem, Olafie, wybacz – zaciągnął się po raz ostatni i dmuchnął szarym dymem gdzieś w bok, dogaszając papierosa w popielniczce. – Szczerze powiedziawszy nie ma mowy o twoim spotkaniu z łowcami. Oni są ostrożni i wyjątkowo nieufni, a ja cenię dyskrecję obydwu stron, twoją i ich – dodał, wpatrując się w Wahlberga bez cienia emocji wypisanej na twarzy. – Szczęśliwie się składa, że futro jest już w Midgardzie, oczywiście odpowiednio zabezpieczone. Wystarczy, że podasz pasujący termin i możemy ustalić resztę szczegółów już na miejscu, jeśli się zdecydujesz.
Tyle wystarczyło, bo łowcami miał martwić się sam i to zdecydowanie później. Zwykle o podobnych warunkach nie było nawet mowy, ale wcześniejsze transakcje z Olafem okazały się w zupełności trafione, więc postanowił zaryzykować możliwy gniew współudziałowców. Jedyną niewiadomą stanowiła decyzja Wahlberga, chociaż Niklaus nie wątpił, że jego zmysł estety przeciągnie szalę na korzyść przemytnika; ostatecznie jak wiele osób mogło pochwalić się posiadaniem takiego futra? Gdyby nieco bardziej znał się na wystroju, mógłby polecić jego umieszczenie w pokoju, w którym był ostatnio; był święcie przekonany, że Fjellkrystall na takowym wyglądałaby niczym królowa – i nie tylko ona.
- Z kutego szkła, z literą „W” pokrytą zdobieniami – zawtórował śmiechem towarzyszowi rozmowy, bo słowa niosły za sobą tylko nutę żartu, nic poza tym. Wiadomym było, że podobne, sukcesywne transakcje zawsze zostawały okraszone odpowiednią dawką uprzejmości; im klient szczęśliwszy, tym chętniej powróci. I chociaż pożytek z prezentu byłby znikomy, a ozdoba wylądowałaby na półce i zbierała kurz, liczył się tylko gest. Lundqvist poznał tą prostą prawdę już w latach wczesnej młodości, gdy rozpoczął pracę w rodzinnym przedsiębiorstwie; podobne zasady nie imały się podłego, przemytniczego zajęcia - jedynym, co mógłby otrzymać za darmo byłby nóż pod żebra. Oczywiście nie był to ani czas, ani miejsce by rozwodzić się nad podobnymi doświadczeniami, dlatego taktownie przemilczał ową złotą myśl, skupiwszy się za to za pociągnięciem kolejnego łyczka znakomitego alkoholu. – Mi się pytasz? Nie mam pojęcia, ale ty na pewno byś coś wymyślił. – to nie podlegało żadnej wątpliwości; Wahlberg z pewnością ugrałby wszystko tak, by wyciągnąć dla siebie istotny profit. Metody i plany takiego działania pozostawały jednak poza zasięgiem Niklausa, który nie mógł poszczycić się podobną, przydatną umiejętnością. Mogłoby się zdawać, że czegokolwiek Olaf nie dotknął, natychmiast zamieniało się w złoto – i było to coś, co Lundqvist cenił doprawdy ogromnie.
Wzrok przemytnika znów przelotnie zatrzymał się na tańczącej Fjellkrystall, bezkonkurencyjnej gwieździe dzisiejszego wieczoru. Przez myśli, chwilowo rozproszone przez grzecznościową pogawędkę, mignęło pytanie odnośnie ceny; to jednak postanowił zachować na później, nie zdradzać się od razu z chęcią ofiarowania Besettelse zarobku. Obydwoje wiedzieli, że Lundqvist nie przyszedł tu tylko pogadać i wychylić kilku głębszych; dotychczasowe, nieczęste odwiedziny w podziemiach nigdy nie kończyły się przecież w ten sposób. Okazywał jednak uprzejme zainteresowanie, nic poza tym – dopóki również nie zdoła ugrać czegokolwiek dla siebie; dopiero wtedy będzie mógł w spokoju oddać się we władanie uroczej tancerki.
Powrócił spojrzeniem do Olafa, przez moment nie mówiąc zupełnie nic; lekko uniósł brwi, udając zaskoczenie. Odpowiedź była celna, była dobra, ale nie wierzył w głoszoną prawdę. Chociaż klientelę przybytku stanowiła zamożna śmietanka towarzyska, z pewnością zdarzały się awantury; gdy w grę wchodziły seks i pieniądze, nie było po prostu innej możliwości. Tego wieczoru musiał się jednak pogodzić ze świadomością, że nie zyska choćby skrawka wartej zapamiętania opowieści.
- Nazwij to ciekawością – wzruszył przy tym ramionami, podkreślając obojętność wobec tematu. Nie dopytywał jednak więcej, nie próbował wyciągnąć na wierzch sekretów; jeśli takowe istniały, pozostawały bezpieczne w myślach właściciela Besettelse. – Za rzadko tu bywam, żeby się orientować. Gdybyś potrzebował jednak pomocy to daj znać, coś zaradzimy.
W ramach przyjacielskiej przysługi, za którą kiedyś z pewnością się upomni; gdzie diabeł nie może, tam Lundqvista pośle. Klepnął towarzysza dłonią w ramię, wcale niedelikatnie, ale za to w potwierdzeniu szczerości głoszonej intencji. Posiadał w końcu wszystko, co potrzebne, by pewne sprawy załatwić szybko i po cichu; ważne nazwisko, słuszną posturę i liczne kontakty wszelakiej maści, które w sytuacjach kryzysowych sprawdzały się jak złoto. Postanowił nie nadmieniać jednak oczywistych faktów, by nie marnować cennego czasu, zarówno swojego jak i Olafa. Odpalił kolejnego papierosa – alkohol wzmagał apetyt na tytoń – i podążył spojrzeniem na scenę i wskazane przez Wahlberga elementy wystroju. Zaciągnął się głęboko, wypuścił dym, westchnął przeciągle – i dopiero wtedy przemówił znów, chociaż odpowiedź nie miała okazać się satysfakcjonująca.
- Wolę nie wypowiadać się na tematy o których nie mam pojęcia – rzekł szczerze, lecz nie tłumaczył dalej, bo najzwyczajniej w świecie unikał zrobienia z siebie idioty. – Podam ci prosty przykład, Olafie. Jakiś czas temu nabyłem dom w Midgardzie po naprawdę okazyjnej cenie, w pełni umeblowany, świeżo po remoncie – zaczął, robiąc krótką przerwę na ponowne zaciągnięcie się papierosowym dymem. Nie dodał, że w gruncie rzeczy ów dom nabył za bezcen od jednego z dłużników, wywalając go praktycznie na zbity pysk z własnego domostwa. – I wiesz co? Do tej pory nie zmieniłem w nim zupełnie nic. Nie przemalowałem ścian, nie zmieniłem ustawienia mebli, nawet cholerne talerze leżą tam, gdzie chciał poprzedni właściciel. Mówiąc krótko, tego typu rzeczy w ogóle mnie nie interesują, i dopóki mam gdzie spać i się wykąpać, jestem zadowolony.
Fakt faktem nie spędzał tam wiele czasu; zajęcie przemytnika niosło za sobą bycie w nieustannej podróży. Zawsze należało coś zawieźć, przywieźć bądź zwyczajnie pozyskać; krążył więc od punktu A do punktu B, nierzadko zahaczając o pozostałe litery alfabetu i wracając do domu tylko w ramach krótkiej chwili wytchnienia. Czasem to zmęczenie było po nim widoczne; dzisiaj jednak wydawał się zrelaksowany i wypoczęty, gotów do podjęcia rozmów o konkretnym znaczeniu. Lundqvist uśmiechnął się iście przyjacielsko, gdy konwersacja nabierała tempa; słuchał w skupieniu słów Olafa, ponownie utkwiwszy wzrok w postaci Fjellkrystall; milczał dobrą chwilę, zbierając myśli. Nie spodziewał się, że pójdzie gładko, ba – z góry nastawiał się na negocjacje. W przeciągu lat współpracy podobnych rozmów odbyli pewnie setki, i schemat zawsze był ten sam. Odnajdywał w tym pewien spokój i gwarant pewności, że wszystko potoczy się gładko i bez problemów – jak zawsze.
- Chyba źle się wyraziłem, Olafie, wybacz – zaciągnął się po raz ostatni i dmuchnął szarym dymem gdzieś w bok, dogaszając papierosa w popielniczce. – Szczerze powiedziawszy nie ma mowy o twoim spotkaniu z łowcami. Oni są ostrożni i wyjątkowo nieufni, a ja cenię dyskrecję obydwu stron, twoją i ich – dodał, wpatrując się w Wahlberga bez cienia emocji wypisanej na twarzy. – Szczęśliwie się składa, że futro jest już w Midgardzie, oczywiście odpowiednio zabezpieczone. Wystarczy, że podasz pasujący termin i możemy ustalić resztę szczegółów już na miejscu, jeśli się zdecydujesz.
Tyle wystarczyło, bo łowcami miał martwić się sam i to zdecydowanie później. Zwykle o podobnych warunkach nie było nawet mowy, ale wcześniejsze transakcje z Olafem okazały się w zupełności trafione, więc postanowił zaryzykować możliwy gniew współudziałowców. Jedyną niewiadomą stanowiła decyzja Wahlberga, chociaż Niklaus nie wątpił, że jego zmysł estety przeciągnie szalę na korzyść przemytnika; ostatecznie jak wiele osób mogło pochwalić się posiadaniem takiego futra? Gdyby nieco bardziej znał się na wystroju, mógłby polecić jego umieszczenie w pokoju, w którym był ostatnio; był święcie przekonany, że Fjellkrystall na takowym wyglądałaby niczym królowa – i nie tylko ona.
Bezimienny
Re: 03.12.2000 – Jezioro uciech – Nieznajomy: N. Lunqdvist & Bezimienny: 03.12.2000 Sro 29 Lis - 17:17
Przerośnięte ego wykłócało się z dobrym smakiem Wahlberga, gdy on sam śmiał się rzewnie z żartu na temat zdobień na ciętym szkle, w których mogliby pijać sygnowane jego nazwiskiem alkohole. Rzecz jasna, taki dodatek łechtał osobę właściciela galerii sztuki, lecz skrupulatne ukrywanie podziemi galerii przed światłem dziennym i oczami niezaproszonych weń galdrów, wystarczająco zniechęcało Olafa, aby bliżej przyjrzeć się podobnej promocji.
— To wszystko — ostentacyjne rozejrzał się po wnętrzu podziemnego klubu wyjętego żywcem z czasów prohibicji, gdzie na scenie swoje wdzięki prezentowała właśnie półnaga dziewczyna — nie służy ogółowi, a tym wybranym, a oni wiedzą, kim jestem — odpowiedział z nieukrywaną wdzięcznością na radę, której niestety musiał odmówić, choć potrzeba rozsławiania własnej osoby za sprawą Besettelse odzywała się w krtani mężczyzny, łaskocząc ją i drapiąc. Nie zmieniło to faktu, że ta rozmowa dostatecznie mocno wpłynęła na właściciela tego miejsca, aby zaczął on rozważać zamówienie zdobionego szkła, na owym jednak nie będzie widnieć jego nazwiska. Wahlberg był Besettelse i Besettelse była Wahlberga. Znajdująca się poziom nad nimi galeria sztuki była równie cenna co diament zdobiący palec kochanki, bardziej boska niż poczet bogów, piękniejsza i ważniejsza niż śmierć i sen, lecz to, co działo się piętro niżej, było prawdziwą dumą Olafa. Spoglądać mógł wokół dumny, że odwiedzający go goście odkryli mekkę rozpustników, goszcząc w nich na dłużej. Nie chodziło o sam akt uniesienia, te było zbyt proste i można było zdobyć je wszędzie. Prawdziwą rozkoszą była sztuka, w jaką zamieniały się dedykowane komnaty, charakteryzacje, jakie przywdziewały najpiękniejsze i najsłodsze dziewczęta, również te, których wyjątkowa krew sprowadzała na nich ciche podszepty właściciela, choć przecież wszystkie były tam z własnej woli. Klejnoty cenniejsze świeciły mocniej i przynosiły więcej zysku, z tego każda strona tej współpracy zdawała sobie sprawę. Nie chodziło jedynie o ich blask, a o to wszystko, w co zostały opakowane. Seksualność każdej kurtyzany opiewała w sztukę i to dla niej zjawiali się tu najbardziej wymagający klienci, pozwalając sobie na godziny uniesień w sceneriach niespotykanych nigdzie indziej, gdzie zimna woda wodospadu uderza w twardą skałę, gdzie wulkaniczna lawa pali Pompeje, gdzie chmura burzowa staje się małżeńskim łożem. Preferencje każdego z gości były skrupulatnie zaopiekowanie, ci, którzy zjawiali się tu kolejny raz, mogli liczyć na niezamówioną wcześniej personalizację, o ile dali się poznać i odkryli karty. Każdy klient był wyjątkowy w swoich pragnieniach, jednak na koniec nocy i tak wszyscy byli jedynie spragnionymi wrażeń ludźmi, a Olaf mógł im owych dostarczyć.
Lundqvist, choć był żeglarzem, pływał po najgłębszych i najbrutalniejszych oceanach, tak przynajmniej na pierwszy rzut oka nie zdawał się człowiekiem przesiąkniętym marynarską gwarą, choć ciężko było zaprzeczyć, że jego propozycja w jakiś sposób zaskoczyła właściciela galerii.
— Drogi Niklausie, jesteś moim gościem, nie parobkiem. Jestem wdzięczny ci za pomoc, wierz mi, doceniam ową, lecz jakim byłbym gospodarzem, gdybym pozwolił ci korzystać z mojego domu w sposób inny niż dla sięgania po własną przyjemność? — zgoła retoryczne pytanie skwitował uniesionym wyżej kieliszkiem i skinieniem głową w podzięce za ofiarę, bo choć mężczyzna miał pełnię fizycznych predyspozycji, aby jedną dłonią roztrzaskać szczęki awanturującym się klientom, tak był tu figurą zaproszoną, niepracującą pięścią na własne utrzymanie. Od tego byli inni, o mniej znaczących nazwiskach i kontaktach, których Olaf nie obawiał się wykorzystywać do zapewnienia dziewczętom bezpieczeństwa. Nie chodziło o brak łez w ich oczach, sam Lundqvist wyglądał na takiego, który ochotą i potrzebą mógłby wepchnąć krople bólu pod powieki dedykowanych mu kurtyzan, choć czy nie było to ledwie ocenianie książki po okładce? Nie był trampem, lecz daleko mu było do romantyka, przed którym sypią płatki róż. Ciężkie buty miażdżyły stłuczone w porcie szkło, a przynajmniej takim widział go gospodarz, godząc się, by za odpowiednią opłatą i rzecz jasna zgodą dziewczęcia (nawet jeśli takową Olaf uzyskiwał manipulacją i podszeptami) Niklaus uczynił z tej nocy najdoskonalszą dla siebie zabawę.
Odnosił zaś niepohamowane wrażenie, że jego klient wcale tego nie chce, lub przeciąga ów moment w nieskończoność, nim męskie lędźwie dostatecznie przejmą kontrolę nad resztą ciała, pożądając Fjellkrystall, dziś ofiarowanej mu w ciszy. Wąż widniejący w jego kieszeni był Wahlbergowi dostatecznie znany, tak samo, jak szczodrość, gdy mógł otrzymać to, co chciał. Lundqvista nie podejrzewał o wstydliwość, a o potrzebę dopięcia własnych interesów, co zaraz zresztą stało się więcej niż jasne.
— To najpewniej kwestia tego, jak wiele czasu w nim spędzasz, bo sądzę, że zgodzisz się ze mną, że niewiele, prawda? — znał odpowiedź na to pytanie, była wpisana w zawód rybaka. — Widzisz, Besettelse jest moim oczkiem w głowie, jego wnętrza muszą być idealne i jak mniemam, z równą dbałością podchodzisz do swoich okrętów. Rzecz jasna nie podejrzewam cię o wieszanie kwiatów na masztach, a o to by było po twojemu — widział go zresztą jako mężczyznę, który swoją załogę trzyma na krótkiej smyczy. — Gdybym spytał cię o panowanie nad twoim statkiem, tak zapewne nie odpowiedziałbyś mi, że wystarczy, by pływał i nie tonął. Umniejszasz sobie, Niklausie. Nadrzędną kwestią nie jest tu talent dekoracyjny, a kontrola — uśmiechnął się kącikiem ust, w zawoalowany sposób badając swojego towarzysza w jego potrzebach i charakterze, bo że był osobą podchodzącą do biznesu z powagą, to już wiedział, zwłaszcza gdy z takim oddaniem próbował właścicielowi Besettelse sprzedać wyjątkowe futro Jólaköttura. Nie musiał namawiać go długo, po to Olaf miał pieniądze, aby wydawać je i inwestować, po to też oszczędzał tam, gdzie był w stanie, również na pensjach pracowników i zbieranych z kieszeni dziewcząt napiwkach.
— Doskonale. Sprawdzę mój terminarz i załatwimy to później, gdy będziesz wychodzić — odparł, postanawiając, że tak będzie najwygodniej, choć rzecz jasna ciche ukłucie, że nadeszła pora wybrać sobie dziewczę, choć noc jeszcze młoda, kierowała wolą Olafa, który już rozmyślał nad zużyciem szczególnej kociej sierści w tych podziemiach. Zbyt cenna na dywan, zbyt doskonała na poduszki, służyć mogła za okrycie w najzimniejszej komnacie, tej stylizowanej na lodowy pałac, w którym szron pokrywał usta prostytutki.
— To wszystko — ostentacyjne rozejrzał się po wnętrzu podziemnego klubu wyjętego żywcem z czasów prohibicji, gdzie na scenie swoje wdzięki prezentowała właśnie półnaga dziewczyna — nie służy ogółowi, a tym wybranym, a oni wiedzą, kim jestem — odpowiedział z nieukrywaną wdzięcznością na radę, której niestety musiał odmówić, choć potrzeba rozsławiania własnej osoby za sprawą Besettelse odzywała się w krtani mężczyzny, łaskocząc ją i drapiąc. Nie zmieniło to faktu, że ta rozmowa dostatecznie mocno wpłynęła na właściciela tego miejsca, aby zaczął on rozważać zamówienie zdobionego szkła, na owym jednak nie będzie widnieć jego nazwiska. Wahlberg był Besettelse i Besettelse była Wahlberga. Znajdująca się poziom nad nimi galeria sztuki była równie cenna co diament zdobiący palec kochanki, bardziej boska niż poczet bogów, piękniejsza i ważniejsza niż śmierć i sen, lecz to, co działo się piętro niżej, było prawdziwą dumą Olafa. Spoglądać mógł wokół dumny, że odwiedzający go goście odkryli mekkę rozpustników, goszcząc w nich na dłużej. Nie chodziło o sam akt uniesienia, te było zbyt proste i można było zdobyć je wszędzie. Prawdziwą rozkoszą była sztuka, w jaką zamieniały się dedykowane komnaty, charakteryzacje, jakie przywdziewały najpiękniejsze i najsłodsze dziewczęta, również te, których wyjątkowa krew sprowadzała na nich ciche podszepty właściciela, choć przecież wszystkie były tam z własnej woli. Klejnoty cenniejsze świeciły mocniej i przynosiły więcej zysku, z tego każda strona tej współpracy zdawała sobie sprawę. Nie chodziło jedynie o ich blask, a o to wszystko, w co zostały opakowane. Seksualność każdej kurtyzany opiewała w sztukę i to dla niej zjawiali się tu najbardziej wymagający klienci, pozwalając sobie na godziny uniesień w sceneriach niespotykanych nigdzie indziej, gdzie zimna woda wodospadu uderza w twardą skałę, gdzie wulkaniczna lawa pali Pompeje, gdzie chmura burzowa staje się małżeńskim łożem. Preferencje każdego z gości były skrupulatnie zaopiekowanie, ci, którzy zjawiali się tu kolejny raz, mogli liczyć na niezamówioną wcześniej personalizację, o ile dali się poznać i odkryli karty. Każdy klient był wyjątkowy w swoich pragnieniach, jednak na koniec nocy i tak wszyscy byli jedynie spragnionymi wrażeń ludźmi, a Olaf mógł im owych dostarczyć.
Lundqvist, choć był żeglarzem, pływał po najgłębszych i najbrutalniejszych oceanach, tak przynajmniej na pierwszy rzut oka nie zdawał się człowiekiem przesiąkniętym marynarską gwarą, choć ciężko było zaprzeczyć, że jego propozycja w jakiś sposób zaskoczyła właściciela galerii.
— Drogi Niklausie, jesteś moim gościem, nie parobkiem. Jestem wdzięczny ci za pomoc, wierz mi, doceniam ową, lecz jakim byłbym gospodarzem, gdybym pozwolił ci korzystać z mojego domu w sposób inny niż dla sięgania po własną przyjemność? — zgoła retoryczne pytanie skwitował uniesionym wyżej kieliszkiem i skinieniem głową w podzięce za ofiarę, bo choć mężczyzna miał pełnię fizycznych predyspozycji, aby jedną dłonią roztrzaskać szczęki awanturującym się klientom, tak był tu figurą zaproszoną, niepracującą pięścią na własne utrzymanie. Od tego byli inni, o mniej znaczących nazwiskach i kontaktach, których Olaf nie obawiał się wykorzystywać do zapewnienia dziewczętom bezpieczeństwa. Nie chodziło o brak łez w ich oczach, sam Lundqvist wyglądał na takiego, który ochotą i potrzebą mógłby wepchnąć krople bólu pod powieki dedykowanych mu kurtyzan, choć czy nie było to ledwie ocenianie książki po okładce? Nie był trampem, lecz daleko mu było do romantyka, przed którym sypią płatki róż. Ciężkie buty miażdżyły stłuczone w porcie szkło, a przynajmniej takim widział go gospodarz, godząc się, by za odpowiednią opłatą i rzecz jasna zgodą dziewczęcia (nawet jeśli takową Olaf uzyskiwał manipulacją i podszeptami) Niklaus uczynił z tej nocy najdoskonalszą dla siebie zabawę.
Odnosił zaś niepohamowane wrażenie, że jego klient wcale tego nie chce, lub przeciąga ów moment w nieskończoność, nim męskie lędźwie dostatecznie przejmą kontrolę nad resztą ciała, pożądając Fjellkrystall, dziś ofiarowanej mu w ciszy. Wąż widniejący w jego kieszeni był Wahlbergowi dostatecznie znany, tak samo, jak szczodrość, gdy mógł otrzymać to, co chciał. Lundqvista nie podejrzewał o wstydliwość, a o potrzebę dopięcia własnych interesów, co zaraz zresztą stało się więcej niż jasne.
— To najpewniej kwestia tego, jak wiele czasu w nim spędzasz, bo sądzę, że zgodzisz się ze mną, że niewiele, prawda? — znał odpowiedź na to pytanie, była wpisana w zawód rybaka. — Widzisz, Besettelse jest moim oczkiem w głowie, jego wnętrza muszą być idealne i jak mniemam, z równą dbałością podchodzisz do swoich okrętów. Rzecz jasna nie podejrzewam cię o wieszanie kwiatów na masztach, a o to by było po twojemu — widział go zresztą jako mężczyznę, który swoją załogę trzyma na krótkiej smyczy. — Gdybym spytał cię o panowanie nad twoim statkiem, tak zapewne nie odpowiedziałbyś mi, że wystarczy, by pływał i nie tonął. Umniejszasz sobie, Niklausie. Nadrzędną kwestią nie jest tu talent dekoracyjny, a kontrola — uśmiechnął się kącikiem ust, w zawoalowany sposób badając swojego towarzysza w jego potrzebach i charakterze, bo że był osobą podchodzącą do biznesu z powagą, to już wiedział, zwłaszcza gdy z takim oddaniem próbował właścicielowi Besettelse sprzedać wyjątkowe futro Jólaköttura. Nie musiał namawiać go długo, po to Olaf miał pieniądze, aby wydawać je i inwestować, po to też oszczędzał tam, gdzie był w stanie, również na pensjach pracowników i zbieranych z kieszeni dziewcząt napiwkach.
— Doskonale. Sprawdzę mój terminarz i załatwimy to później, gdy będziesz wychodzić — odparł, postanawiając, że tak będzie najwygodniej, choć rzecz jasna ciche ukłucie, że nadeszła pora wybrać sobie dziewczę, choć noc jeszcze młoda, kierowała wolą Olafa, który już rozmyślał nad zużyciem szczególnej kociej sierści w tych podziemiach. Zbyt cenna na dywan, zbyt doskonała na poduszki, służyć mogła za okrycie w najzimniejszej komnacie, tej stylizowanej na lodowy pałac, w którym szron pokrywał usta prostytutki.
Nieznajomy
Re: 03.12.2000 – Jezioro uciech – Nieznajomy: N. Lunqdvist & Bezimienny: 03.12.2000 Sro 29 Lis - 17:18
Fjellkrystal znała smak euforii. Była tu szczęśliwa. Ubóstwiała scenę, kochała spojrzenia, zwłaszcza te spragnione, głodne każdego skrawka jej ciała. Niektóre z dziewczyn nazwały to miejsce klatką, ona utożsamiała je z wolnością. Ze swobodą nieskalaną piętnem perfekcjonizmu. Mogła płynąć z nurtem melodii, w takt bębnów ostro wytyczających tempo następnych ruchów. Była muzyką, była nutami przeskakującymi przez pięciolinię, była uosobieniem seksu, wcieleniem cudzych pragnień, była wszystkim tym, co piętro wyżej uważano za haniebne; była szczęśliwa.
Zszedłszy ze sceny, na krótką chwilę zawitała do garderoby. Minęła się z którąś z dziewczyn, witając ją lekkim skinieniem głowy, otuliła półnagie ciało satynowym materiałem szlafroka i zerknęła w lustro toaletki, by dokonać szybkiej inspekcji. Nie potrafiła przestać się uśmiechać. Nawet pomimo tego, że jej rola nie kończyła się na granicach sceny. Wieczór był jeszcze młody, a ona miała ważne zadanie do spełnienia, chwyciła więc puchaty pędzel w dłoń, przypudrowując wyświecone od potu czoło i zakrywając zarumienione przez taniec policzki. W końcu nie mogła zawieść pana Wahlberga nadprogramowym niechlujstwem. Doprowadziwszy się do nienagannej prezencji, ze świeżą warstwą karminowej szminki podkreślającej wydatność ust, wreszcie wróciła do jeziora uciech. Nowy zestaw koronek ponownie przyozdobił jej smukłe ciało, z każdym krokiem czuła na sobie coraz więcej podążających jej śladem spojrzeń - tych głodnych, wciąż oczarowanych niedawnym występem, klientów, którzy byli gotowi sypnąć bajońską sumą za kilka chwil prywatności z tylko nią. Dziś musieli się jednak obejść ze smakiem. Tego wieczoru była zarezerwowana dla jednego mężczyzny sączącego drinka naprzeciwko pana Wahlberga.
Zakręciła się koło baru odbierając kieliszek smolistego płynu, tego samego, który niedawno został zaserwowany Lundqvistowi. Mrugnęła w stronę ślicznej kelnerki z typową dla siebie odrobiną zadziorności, po czym pewnym krokiem modelki ściągniętej wprost z paryskich pokazów mody, zbłądziła w kierunku stolika okupowanego przez szefa oraz jego specjalnego gościa.
- Panie Wahlberg. - Skinąwszy głową, posłała mu szeroki uśmiech, szybko przenosząc błękit spojrzenia na jego towarzysza. Miała nadzieję, że pojawiła się w odpowiednim momencie, nie przeszkadzając w poważniejszych interesach. - Panie Lundqvist. - Podała mu alkohol, nachylając się przy tym powabnie, acz z odpowiednią dozą smaku. Mogła udawać, grać w głupią grę pozorów, że bogacz wcale nie był jej celem, ale po co? Niech wie, że dzisiejszej nocy jej czas i wdzięki, były przeznaczona specjalnie dla niego, że spośród wszystkich mężczyzn i kobiet złaknionych jej obecności, tylko on będzie mógł zaznać delikatności dotyku Fjellkrystal. - Ufam, że nie zawiedli się panowie moim występem. - Odgarnęła włosy za plecy, odsłaniając okalane skąpą koronką piersi. Nie musiała słyszeć odpowiedzi, wiedziała świetnie, że nikt na sali nie był zdolny oderwać od niej wzroku. - Panie Wahlberg, jeśli nie ma pan nic przeciwko, z przyjemnością zabrałabym pańskiego gościa na prywatny występ. - Dotknęła opuszkiem dolnej wargi, niby nieświadomie, następnie przejeżdżając niżej i niżej, po szyi oraz dekolcie, wreszcie skręcając, żeby prześledzić zarys obojczyka i zaczepić palec o ramiączko biustonosza. Ostentacyjnie? Być może. Skutecznie? Zdecydowanie.
Czekała na znak aprobaty od obu dżentelmenów, nim chwyciła swoją ofiarę za rękę, kierując się w stronę prywatnych pokoi.
Zszedłszy ze sceny, na krótką chwilę zawitała do garderoby. Minęła się z którąś z dziewczyn, witając ją lekkim skinieniem głowy, otuliła półnagie ciało satynowym materiałem szlafroka i zerknęła w lustro toaletki, by dokonać szybkiej inspekcji. Nie potrafiła przestać się uśmiechać. Nawet pomimo tego, że jej rola nie kończyła się na granicach sceny. Wieczór był jeszcze młody, a ona miała ważne zadanie do spełnienia, chwyciła więc puchaty pędzel w dłoń, przypudrowując wyświecone od potu czoło i zakrywając zarumienione przez taniec policzki. W końcu nie mogła zawieść pana Wahlberga nadprogramowym niechlujstwem. Doprowadziwszy się do nienagannej prezencji, ze świeżą warstwą karminowej szminki podkreślającej wydatność ust, wreszcie wróciła do jeziora uciech. Nowy zestaw koronek ponownie przyozdobił jej smukłe ciało, z każdym krokiem czuła na sobie coraz więcej podążających jej śladem spojrzeń - tych głodnych, wciąż oczarowanych niedawnym występem, klientów, którzy byli gotowi sypnąć bajońską sumą za kilka chwil prywatności z tylko nią. Dziś musieli się jednak obejść ze smakiem. Tego wieczoru była zarezerwowana dla jednego mężczyzny sączącego drinka naprzeciwko pana Wahlberga.
Zakręciła się koło baru odbierając kieliszek smolistego płynu, tego samego, który niedawno został zaserwowany Lundqvistowi. Mrugnęła w stronę ślicznej kelnerki z typową dla siebie odrobiną zadziorności, po czym pewnym krokiem modelki ściągniętej wprost z paryskich pokazów mody, zbłądziła w kierunku stolika okupowanego przez szefa oraz jego specjalnego gościa.
- Panie Wahlberg. - Skinąwszy głową, posłała mu szeroki uśmiech, szybko przenosząc błękit spojrzenia na jego towarzysza. Miała nadzieję, że pojawiła się w odpowiednim momencie, nie przeszkadzając w poważniejszych interesach. - Panie Lundqvist. - Podała mu alkohol, nachylając się przy tym powabnie, acz z odpowiednią dozą smaku. Mogła udawać, grać w głupią grę pozorów, że bogacz wcale nie był jej celem, ale po co? Niech wie, że dzisiejszej nocy jej czas i wdzięki, były przeznaczona specjalnie dla niego, że spośród wszystkich mężczyzn i kobiet złaknionych jej obecności, tylko on będzie mógł zaznać delikatności dotyku Fjellkrystal. - Ufam, że nie zawiedli się panowie moim występem. - Odgarnęła włosy za plecy, odsłaniając okalane skąpą koronką piersi. Nie musiała słyszeć odpowiedzi, wiedziała świetnie, że nikt na sali nie był zdolny oderwać od niej wzroku. - Panie Wahlberg, jeśli nie ma pan nic przeciwko, z przyjemnością zabrałabym pańskiego gościa na prywatny występ. - Dotknęła opuszkiem dolnej wargi, niby nieświadomie, następnie przejeżdżając niżej i niżej, po szyi oraz dekolcie, wreszcie skręcając, żeby prześledzić zarys obojczyka i zaczepić palec o ramiączko biustonosza. Ostentacyjnie? Być może. Skutecznie? Zdecydowanie.
Czekała na znak aprobaty od obu dżentelmenów, nim chwyciła swoją ofiarę za rękę, kierując się w stronę prywatnych pokoi.
Bezimienny
Re: 03.12.2000 – Jezioro uciech – Nieznajomy: N. Lunqdvist & Bezimienny: 03.12.2000 Sro 29 Lis - 17:18
Każda z obecnych tu kobiet, była tu bo tu właśnie chciała być.
A przynajmniej to dokładnie usiłował wmówić klientom oraz samemu sobie Wahlberg, niechlubnie nie raz doprowadzając do sytuacji, gdy zwyczajnie nie miały wyjścia. Zwłaszcza ci obdarzeni wyjątkową krwią, którzy nie potrafili odnaleźć się w rzeczywistości, gdzie narażeni byli nie tlyko na porwania, ale i szyderstwa czy nieprzyjemności, to w Besettelse odnaleźć mogli cząstkę siebie, często zakropioną alkoholem. Czy byli szczęśliwi? Niekoniecznie. To nie miało znaczenia. Dopóki wykonywali swoją pracę, dopóki mamili gości podziemi i sprawdzali się w powierzonych im zadaniach tworzenia z tej przestrzeni mekki rozpustników, do tej pory Olaf był z nich zadowolony, obdarzając niezbyt wygórowaną, ale na pewno uczciwą zapłatą za poniesione straty moralne.
Niektóre to lubiły. Dławiły się komplementami i spojrzeniami, jakie padały na wątłe lub okrągłe ciała, gnębiąc własne sumienie, że w narcyzmie odnajdywały drogę ku świetności. Nie mógłby ich zresztą oceniać, jedyne co miało znaczenie to zarobek, nawet jeśli kosztem zatracenia się w sobie.
Fjellkrystal miała świadomość, dlaczego swoje kroki na wysokich pobłyskujących obcasach najlepiej jest jej stawiać w galerii sztuki, a nie na oblodzonym midgardzkim chodniku. To tutaj mogła być panią swojego losu i paroma ruchami bioder prowadzić do gorączki sobotniej nocy u niejednego zachwyconego jej towarzystwem mężczyzny. Gdyby tylko los nie poskąpił jej dobrego startu, zapewne byłaby dziś znamienitą baletnicą, albo łyżwiarką figurową, albo nawet śpiewaczką operową. To nie miało na ten moment znaczenia, liczył się jej powab, jakim miała dzisiaj kupić Lundqvista.
— Moja droga — odwzajemnił uśmiech i skinięcie głową, pozwalając, aby wokół oczu pojawiły się pajęczyny dojrzałych zmarszczek, gdy obserwował jej ruchy. Nie była mu przeznaczona, w tej samej sekundzie brzydził się jej bytem, jak i łaknął go, niepogodzony z własnymi myślami. Raz przyrzeczone sobie słowo, że nie tknie swoich pracownic, wciąż było przez niego dotrzymane, nawet jeśli kusiły, nawet jeśli był już tak blisko. Nie miały nad nim kontroli. Żadna z nich.
— Byłaś doskonała, jak zwykle — odpowiedział gładkim i zgodnym z prawdą komplementem, wspominając jej ruchy na scenie, które jeszcze przed minutami skutecznie odciągały uwagę Niklausa od ich pogawędki. Taki był tego cel i takie było jej przeznaczenie w Besettelse. Obydwoje mieli pełną świadomość tego faktu. Strój, jaki na niej pozostał, był bogaty w wyobraźnię, zakrywał to, co powinien, odsłaniał to wszystko, co Lundqvist już za moment mógł mieć, a jej kokieteria i wabienie go do siebie, zdawały się zwracać uwagę okrężnych stolików. Pisana była handlarzowi, z którym Olaf zamierzał dopiąć interesów. Najważniejsze części umowy zostały zresztą przedyskutowane, teraz mógł spijać z jej ust szampana i raczyć się nią niczym truskawkowym deserem okraszonym mlecznymi płatkami czekolady. — Absolutnie, Fjellkrystal. Udanej nocy — uśmiechnął się już do swojego towarzysza, a następnie wstał, podając mu jeszcze dłoń w ramach pożegnania. Spotkają się przy wyjściu, gdzie ustalą szczegóły pozyskania futra, dziś niechaj bawi się i zapomni o boskim świecie.
Olaf z tematu
A przynajmniej to dokładnie usiłował wmówić klientom oraz samemu sobie Wahlberg, niechlubnie nie raz doprowadzając do sytuacji, gdy zwyczajnie nie miały wyjścia. Zwłaszcza ci obdarzeni wyjątkową krwią, którzy nie potrafili odnaleźć się w rzeczywistości, gdzie narażeni byli nie tlyko na porwania, ale i szyderstwa czy nieprzyjemności, to w Besettelse odnaleźć mogli cząstkę siebie, często zakropioną alkoholem. Czy byli szczęśliwi? Niekoniecznie. To nie miało znaczenia. Dopóki wykonywali swoją pracę, dopóki mamili gości podziemi i sprawdzali się w powierzonych im zadaniach tworzenia z tej przestrzeni mekki rozpustników, do tej pory Olaf był z nich zadowolony, obdarzając niezbyt wygórowaną, ale na pewno uczciwą zapłatą za poniesione straty moralne.
Niektóre to lubiły. Dławiły się komplementami i spojrzeniami, jakie padały na wątłe lub okrągłe ciała, gnębiąc własne sumienie, że w narcyzmie odnajdywały drogę ku świetności. Nie mógłby ich zresztą oceniać, jedyne co miało znaczenie to zarobek, nawet jeśli kosztem zatracenia się w sobie.
Fjellkrystal miała świadomość, dlaczego swoje kroki na wysokich pobłyskujących obcasach najlepiej jest jej stawiać w galerii sztuki, a nie na oblodzonym midgardzkim chodniku. To tutaj mogła być panią swojego losu i paroma ruchami bioder prowadzić do gorączki sobotniej nocy u niejednego zachwyconego jej towarzystwem mężczyzny. Gdyby tylko los nie poskąpił jej dobrego startu, zapewne byłaby dziś znamienitą baletnicą, albo łyżwiarką figurową, albo nawet śpiewaczką operową. To nie miało na ten moment znaczenia, liczył się jej powab, jakim miała dzisiaj kupić Lundqvista.
— Moja droga — odwzajemnił uśmiech i skinięcie głową, pozwalając, aby wokół oczu pojawiły się pajęczyny dojrzałych zmarszczek, gdy obserwował jej ruchy. Nie była mu przeznaczona, w tej samej sekundzie brzydził się jej bytem, jak i łaknął go, niepogodzony z własnymi myślami. Raz przyrzeczone sobie słowo, że nie tknie swoich pracownic, wciąż było przez niego dotrzymane, nawet jeśli kusiły, nawet jeśli był już tak blisko. Nie miały nad nim kontroli. Żadna z nich.
— Byłaś doskonała, jak zwykle — odpowiedział gładkim i zgodnym z prawdą komplementem, wspominając jej ruchy na scenie, które jeszcze przed minutami skutecznie odciągały uwagę Niklausa od ich pogawędki. Taki był tego cel i takie było jej przeznaczenie w Besettelse. Obydwoje mieli pełną świadomość tego faktu. Strój, jaki na niej pozostał, był bogaty w wyobraźnię, zakrywał to, co powinien, odsłaniał to wszystko, co Lundqvist już za moment mógł mieć, a jej kokieteria i wabienie go do siebie, zdawały się zwracać uwagę okrężnych stolików. Pisana była handlarzowi, z którym Olaf zamierzał dopiąć interesów. Najważniejsze części umowy zostały zresztą przedyskutowane, teraz mógł spijać z jej ust szampana i raczyć się nią niczym truskawkowym deserem okraszonym mlecznymi płatkami czekolady. — Absolutnie, Fjellkrystal. Udanej nocy — uśmiechnął się już do swojego towarzysza, a następnie wstał, podając mu jeszcze dłoń w ramach pożegnania. Spotkają się przy wyjściu, gdzie ustalą szczegóły pozyskania futra, dziś niechaj bawi się i zapomni o boskim świecie.
Olaf z tematu