:: Strefa postaci :: Niezbędnik gracza :: Archiwum :: Archiwum: rozgrywki fabularne :: Archiwum: Marzec-kwiecień 2001
15.03.2001 – Sklep z magicznymi artefaktami – M. Jäderholm & L. Sjöström
2 posters
Margrét Jäderholm
15.03.2001 – Sklep z magicznymi artefaktami – M. Jäderholm & L. Sjöström Wto 23 Maj - 23:25
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
15.03.2001
Stała przy ladzie, odwrócona plecami do wejścia, przyglądając się błyszczącej powierzchni kuli. Na pierwszy rzut oka wszystko wyglądało w porządku, ale drobne rysy, niepożądane acz ledwo zauważalne iskry w środku, budziły niepokój właściciela. Według niego artefakt nie spełniał swojej funkcji, a ona musiała zbadać przyczynę. Nie była w tej kwestii ekspertką, ale liznęła tematu na tyle, że drobne usterki była w stanie naprawić. W tym przypadku nie potrafiła doszukać się problemu, bo choć zauważyła niewłaściwe objawy, tak ich przyczyna była zagadką, nad którą głowiła się od kilkunastu minut. Oglądała przedmiot z każdej strony, próbowała go użyć, a nawet stosowała proste zaklęcia, ale jej testy nie przyniosły jednoznacznych wniosków, więc błądziła po omacku.
Ostatecznie pozostawiła artefakt na ladzie z zamiarem zapakowania go do oceny eksperta, który przy odrobinie szczęścia usunie usterkę i będzie mogła oddać klientowi przedmiot. Nie należała do osób ugodowych, ale potrafiła zrozumieć drugą stronę, bo sama niejednokrotnie kupiła przedmiot niezdatny do użytku i nie wyobrażała sobie odpowiadać za to, szczególnie bez jej winy. We własnym sklepie starała się dogadać i znaleźć satysfakcjonujące wyjście z sytuacji dla obu stron, a w ostateczności zwracała należność. Bywały przypadki, że trafiała na bardzo roszczeniowe osoby, które nie uznawały błędu czy zawodności rzeczy materialnej, ale wtedy korzystała z usług zaprzyjaźnionego niedźwiedzia, który skutecznie odprawiał natrętów. Nie potrzebowała takich klientów w swojej bazie, więc tym chętniej się ich pozbywała.
Na szczęście dość mały odsetek osób szukał w niej wroga. Część wiedziała o jej ochroniarzu, z którym nie chcieli zadzierać, część za bardzo szanowała ją jako vövę, żeby powodować problemy, a reszta zdołała poznać kilka jej sztuczek i przekonać się, że nie jest wcale bezradna. Nie chwaliła się tym na prawo i lewo, ale niektórzy potrzebowali nauczki, a nie zawsze miała pod ręką dostępne inne, bardziej dyskretne opcje. Nigdy nie działała przy tym impulsywnie, zdecydowanie bardziej wolała zemstę na zimno, gdy mogła wykalkulować straty i proporcjonalnie dostosować karę.
Dzień pracy powoli zmierzał ku końcowi i miała za sobą dwa seanse, kilka sprzedaży i jedną reklamację, więc czas zleciał płynnie, ale nie za szybko. Przechadzając się po sklepie, poprawiała poszczególne produkty na półkach, przecierała kurz, gdy tylko warstwa niechcianego pyłu rzucała jej się w oczy, a na koniec zamknęła okiennice zewnętrzne. Nie spodziewała się już nikogo, dlatego zaczęła zbierać swoje rzeczy i szykować się na powrót do domu. Z zamyślenia wyrwał ją charakterystyczny dzwonek przy otwieranych drzwiach.
- Zaraz zamykam - poinformowała na wejściu, żeby przybyły gość miał świadomość, że nie planuje zostawać dla niego po godzinach. Ta praca pozwalała jej realizować swoje cele i lubiła to, ale nie na tyle, żeby przesiadywać tu w wolnych chwilach.
Loke Sjöström
Loke SjöströmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 15 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
Słyszałem, że tu była. Zaszyła się w Midgardzie i otworzyła swój sklep z magicznymi artefaktami w Przesmyku Lokiego. Nie widziałem Margrét, odkąd nasze drogi się niespodziewanie rozeszły; minęło zbyt wiele czasu, bym dokładnie pamiętał, kiedy postanowiła nas opuścić, ale nie mogłem jej nie odwiedzić, gdy tylko odnalazłem właściwy adres — nie tak daleko od mojego aktualnego miejsca pracy. Utrzymywaliśmy kontakt listowny, ale nie był on na tyle częsty i intensywny, bym był na bieżąco z tym, co działo się w życiu Jäderholm. Określiłbym go mianem okazjonalnego, bo nie jestem dobry w pisaniu ani czytaniu listów, muszę mieć ludzi przy sobie, na własność – w innym przypadku korespondencja piętrzy się na moim stole, by później skończyć jako marny popiół za sprawą jednego zaklęcia. Poniekąd żałowałem, że się od nas odłączyła — w końcu widziałem w niej ogromny, niewykorzystany potencjał, chociaż nigdy nie próbowałem jej odwieść od tej decyzji. Ostatecznie byliśmy tylko zbieraniną przypadkowych ludzi, grupą wędrowców, burzycielami porządku, korowodem śmierci, który każdy miał prawo opuścić w stosownym dla siebie momencie. Czuję teraz podekscytowanie na samą myśl, gdy otwieram drzwi do jej sklepu. Zwykle unikam duchów przeszłości, ale do niej zawsze miałem szczególny sentyment, którego nie potrafiłem w dalszym ciągu się pozbyć. Nie chciałem. Bo za bardzo przypominała mi czasami Sigyn.
— Nie zrobisz dla mnie wyjątku? — Nie widzi jeszcze mojej twarzy skrytej za cieniem rzucanym przez przydługawy kaptur, ale zastanawiam się, czy rozpozna mnie po moim głosie. Droczę się z nią, bo przecież wcale nie muszę się ukrywać w jej obecności — Margrét jako jedna z niewielu była świadoma mojej prawdziwej natury, dobrze wiedząc, że moje towarzystwo potrafiło być nieznośnie przytłaczające. A mimo to, udało nam się w niebywale naturalny sposób nawiązać niepowtarzalną więź przyjaźni; więź, która niejednokrotnie była posądzana przez naszych kamratów podróży o coś więcej. Niesłusznie. Margrét było od samego początku bliżej do mojej młodszej, utraconej w przeszłości siostry niż kochanki, co nie każdy potrafił zrozumieć. — Nawet dla mnie? — pytam jeszcze raz, chcąc upewnić się na wszelki wypadek, czy aby na pewno nie zmieni swojego zdania. Zsuwam wreszcie kaptur i ujawniam swoją tożsamość. Zagadka rozwiązana. Uśmiechnąwszy się szeroko na jej widok, chciałem już powiedzieć, że wydoroślała, ale dla mnie już zawsze będzie małą Margrét, która szukała swojego przeznaczenia. Czy udało jej się odnaleźć to, czego pragnęła? Czy Midgard był tym miejscem?
— Cóż, trochę mi zajęło, by do ciebie dotrzeć… — mówię od razu na swoje usprawiedliwienie, w końcu o moich planach przyjazdu do Midgardu informowałem ją już kilka miesięcy temu. — Ale już jestem. — Nie mam pojęcia, na ile i jak długo to miasto będzie moim domem; chcę wierzyć, że to nie jest w tym momencie szczególnie istotne, choć niekiedy zastanawiałem się, czy, zwiedzeni doniesieniami na temat aktywności ślepców, rzeczywiście podjęliśmy właściwą decyzję, rzucając się na głęboką wodę. Teraz jednak liczy się tylko to, że nasze drogi z powrotem się ze sobą splotły. A to mogło w tej kwestii oznaczać jedno: Ragnarök.
— Nie zrobisz dla mnie wyjątku? — Nie widzi jeszcze mojej twarzy skrytej za cieniem rzucanym przez przydługawy kaptur, ale zastanawiam się, czy rozpozna mnie po moim głosie. Droczę się z nią, bo przecież wcale nie muszę się ukrywać w jej obecności — Margrét jako jedna z niewielu była świadoma mojej prawdziwej natury, dobrze wiedząc, że moje towarzystwo potrafiło być nieznośnie przytłaczające. A mimo to, udało nam się w niebywale naturalny sposób nawiązać niepowtarzalną więź przyjaźni; więź, która niejednokrotnie była posądzana przez naszych kamratów podróży o coś więcej. Niesłusznie. Margrét było od samego początku bliżej do mojej młodszej, utraconej w przeszłości siostry niż kochanki, co nie każdy potrafił zrozumieć. — Nawet dla mnie? — pytam jeszcze raz, chcąc upewnić się na wszelki wypadek, czy aby na pewno nie zmieni swojego zdania. Zsuwam wreszcie kaptur i ujawniam swoją tożsamość. Zagadka rozwiązana. Uśmiechnąwszy się szeroko na jej widok, chciałem już powiedzieć, że wydoroślała, ale dla mnie już zawsze będzie małą Margrét, która szukała swojego przeznaczenia. Czy udało jej się odnaleźć to, czego pragnęła? Czy Midgard był tym miejscem?
— Cóż, trochę mi zajęło, by do ciebie dotrzeć… — mówię od razu na swoje usprawiedliwienie, w końcu o moich planach przyjazdu do Midgardu informowałem ją już kilka miesięcy temu. — Ale już jestem. — Nie mam pojęcia, na ile i jak długo to miasto będzie moim domem; chcę wierzyć, że to nie jest w tym momencie szczególnie istotne, choć niekiedy zastanawiałem się, czy, zwiedzeni doniesieniami na temat aktywności ślepców, rzeczywiście podjęliśmy właściwą decyzję, rzucając się na głęboką wodę. Teraz jednak liczy się tylko to, że nasze drogi z powrotem się ze sobą splotły. A to mogło w tej kwestii oznaczać jedno: Ragnarök.
Margrét Jäderholm
Re: 15.03.2001 – Sklep z magicznymi artefaktami – M. Jäderholm & L. Sjöström Nie 11 Cze - 22:08
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Zajęta podjętą czynnością, nie zwracała większej uwagi na klienta, który wszedł do jej sklepu tuż przed zamknięciem. Jeśli wybierze jakiś produkt, będzie musiał do niej podejść, a jeśli nie, to wyjdzie ze sklepu, nie zajmując wcale jej czasu. Pewnie powinna się bardziej zainteresować potencjalnym kupcem, ale nie lubiła nad nikim skakać ani wciskać na siłę. Odpowiadała na zadane pytania, jeśli była taka potrzeba, to polecała konkretny przedmiot, ale nie stała nad nikim, kiedy oglądał jej towary. Zabezpieczenia przed kradzieżą były już tu przetestowane, więc o ile ktoś nie miał nowego sposobu, żeby je obejść, to nie było możliwości, żeby wyszedł bez płacenia.
Gdy w pomieszczeniu rozległ się męski głos, z początku skupiła się tylko na treści, przez co z jej ust wydobyło się parsknięcie, jakby opowiedział wyjątkowo zabawny dowcip. W drugiej kolejności jej umysł zaczął krążyć wokół tonu i barwy głosu, który znała bardzo dobrze. Odwróciła się w kierunku zakapturzonej postaci i przez moment analizowała wysokość i posturę mężczyzny, dając sobie czas na przypomnienie i połączenie wskazówek z odpowiedzią.
- To ty... - uświadomiła sobie po krótkotrwałym zaćmieniu umysłu, ale czekała aż ściągnie kaptur i pokaże swoją twarz. Kącik jej ust drgnął na słowo „nawet", jakby chciała się uśmiechnąć, ale powstrzymała się, pozostawiając kamienną twarz, którą tylko odrobinę zdradzało zaciekawione spojrzenie.
- Powinnam prędzej poszczuć cię niedźwiedziem za to, że zwlekałeś - z zasady nie robiła wyjątków, więc jeśli byłby zwykłym klientem, a miała inną sprawę, najpewniej kazałaby mu wrócić jutro. Coś jej jednak mówiło, że nie przyszedł tu w interesach, a raczej w celach towarzyskich. W takim wypadku mogła mu poświęcić trochę czasu.
Początkowo zamierzała udawać obrażoną, żeby nie pomyślał, że można ją w ten sposób ignorować, a potem tak łatwo jej przechodzi. Co to to nie!
Tak naprawdę mało rzeczy faktycznie stanowiło dla niej urazę, bo chociaż była dumną kobietą, tak nie dawała się łatwo sprowokować i chłodno podchodziła do wszelkich konfliktów; nie wspominając o tym, że bardzo mało było ludzi, których zdanie jakkolwiek ją obchodziło, a tylko oni mogli celnie w nią uderzyć. Choć Loke był jedną z osób, które szczerze lubiła i może w niektórych aspektach traktowała go niczym starszego brata, to jednocześnie nie oczekiwała ciągłego kontaktu i nie potrzebowała wiedzieć o nim wszystkiego. Nie odczuwała specjalnej tęsknoty, choć sentyment czasami kierował jej wspomnienia na wspólne chwile.
- Ile to już minęło? - zaczęła się głośno zastanawiać, kiedy widzieli się po raz ostatni, obchodząc jednocześnie blat, żeby zmniejszyć dystans między nimi. Nie dawała tego po sobie poznać, ale cieszyła się na jego widok. Dobrze byłoby mieć go przy sobie, razem mogli wiele zdziałać, ale doskonale znała jego koczowniczą naturę i nie spodziewała się, że nagle zmieni swój tryb życia i osiedli się w Midgardzie na stałe.
Podeszła bliżej, nie rezygnując z kontaktu wzrokowego i cmoknęła ustami jego policzek w ramach należytego powitania.
- Od kiedy jesteś w Midgardzie? Co cię przywiało i na jak długo? - zapytała, choć mogła się spodziewać, że panujące w mieście zamieszanie, znikający galdrowie, morderstwa i inne nielegalne działalności były jak magnes. Chciał zasiać więcej chaosu czy zebrać plon tego obecnego? Próbowała wyczytać odpowiedzi z jego oczu.
Gdy w pomieszczeniu rozległ się męski głos, z początku skupiła się tylko na treści, przez co z jej ust wydobyło się parsknięcie, jakby opowiedział wyjątkowo zabawny dowcip. W drugiej kolejności jej umysł zaczął krążyć wokół tonu i barwy głosu, który znała bardzo dobrze. Odwróciła się w kierunku zakapturzonej postaci i przez moment analizowała wysokość i posturę mężczyzny, dając sobie czas na przypomnienie i połączenie wskazówek z odpowiedzią.
- To ty... - uświadomiła sobie po krótkotrwałym zaćmieniu umysłu, ale czekała aż ściągnie kaptur i pokaże swoją twarz. Kącik jej ust drgnął na słowo „nawet", jakby chciała się uśmiechnąć, ale powstrzymała się, pozostawiając kamienną twarz, którą tylko odrobinę zdradzało zaciekawione spojrzenie.
- Powinnam prędzej poszczuć cię niedźwiedziem za to, że zwlekałeś - z zasady nie robiła wyjątków, więc jeśli byłby zwykłym klientem, a miała inną sprawę, najpewniej kazałaby mu wrócić jutro. Coś jej jednak mówiło, że nie przyszedł tu w interesach, a raczej w celach towarzyskich. W takim wypadku mogła mu poświęcić trochę czasu.
Początkowo zamierzała udawać obrażoną, żeby nie pomyślał, że można ją w ten sposób ignorować, a potem tak łatwo jej przechodzi. Co to to nie!
Tak naprawdę mało rzeczy faktycznie stanowiło dla niej urazę, bo chociaż była dumną kobietą, tak nie dawała się łatwo sprowokować i chłodno podchodziła do wszelkich konfliktów; nie wspominając o tym, że bardzo mało było ludzi, których zdanie jakkolwiek ją obchodziło, a tylko oni mogli celnie w nią uderzyć. Choć Loke był jedną z osób, które szczerze lubiła i może w niektórych aspektach traktowała go niczym starszego brata, to jednocześnie nie oczekiwała ciągłego kontaktu i nie potrzebowała wiedzieć o nim wszystkiego. Nie odczuwała specjalnej tęsknoty, choć sentyment czasami kierował jej wspomnienia na wspólne chwile.
- Ile to już minęło? - zaczęła się głośno zastanawiać, kiedy widzieli się po raz ostatni, obchodząc jednocześnie blat, żeby zmniejszyć dystans między nimi. Nie dawała tego po sobie poznać, ale cieszyła się na jego widok. Dobrze byłoby mieć go przy sobie, razem mogli wiele zdziałać, ale doskonale znała jego koczowniczą naturę i nie spodziewała się, że nagle zmieni swój tryb życia i osiedli się w Midgardzie na stałe.
Podeszła bliżej, nie rezygnując z kontaktu wzrokowego i cmoknęła ustami jego policzek w ramach należytego powitania.
- Od kiedy jesteś w Midgardzie? Co cię przywiało i na jak długo? - zapytała, choć mogła się spodziewać, że panujące w mieście zamieszanie, znikający galdrowie, morderstwa i inne nielegalne działalności były jak magnes. Chciał zasiać więcej chaosu czy zebrać plon tego obecnego? Próbowała wyczytać odpowiedzi z jego oczu.
Loke Sjöström
Re: 15.03.2001 – Sklep z magicznymi artefaktami – M. Jäderholm & L. Sjöström Czw 15 Cze - 22:05
Loke SjöströmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 15 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
— To ja — odpowiadam z rozbrajającą szczerością w głosie. Ja, Loke, imiennik boga oszustw we własnej postaci. — Już zapomniałem, że w tych regionach na powitanie nasyła się kogoś niedźwiedzia — żartuję beztrosko, pozwalając sobie na to, by ściągnąć czarny płaszcz i odłożyć go na wypolerowanym blacie. Zamierzam tu zostać nieco dłużej — nie przychodzę też w gości z pustymi rękoma, bo w rękach trzymam wino, które przywiozłem z ostatniej podróży. — Nie wiem — stwierdzam z rozbrajającą szczerością, bo nie liczę czasu. Gdyby nie ludzie, którzy nieustannie mi o nim przypominali, nigdy nie zwracałabym na niego uwagę. Nie chcę zastanawiać się, ile go minęło od naszego ostatniego spotkania, choć świadomość i pamięć po cichu podpowiadają mi, że nie widzieliśmy się dwa lub trzy lata. Niezwykle wiele zdążyło się przez ten okres wydarzyć; zmieniliśmy kilka razy miejsce zamieszkania, aż koniec końców zawędrowaliśmy do jedynej stolicy zamieszkiwanej wyłącznie przez osoby uzdolnione magiczne. Długo zapierałem się nad powrotem w rodzinne strony — Skandynawia nigdy nie była dla mnie domem ani ostoją, miejscem, w którym czułem się dobrze; wywoływała we mnie automatycznie torsje, gdy wspominałem swoją przeszłość z Uppsali. — Czy to jest ważne? — pytam retorycznie, po czym wręczam jej prezent, który zaraz wypijemy.
— Od niedawna — odpowiadam nieprecyzyjnie, bo nie chcę przyznawać się do tego, że prawie trzy miesiące mi zajęło, by do niej trafić, choć mógłbym się zasłonić tym, że musiałem się najpierw zadomowić i odkryć Midgard na nowo. W końcu prawdą było to, że stolica galdrów była dla mnie niczym tabula rasa; w rzeczywistości wcale nie znałem tego miasta, nie licząc kilku krótkich wizyt w dalekiej przeszłości, o których już dawno zdążyłem zapomnieć. – Można powiedzieć, że w zeszłym miesiącu – konkretyzuję po chwili zastanowienia, niekoniecznie zgodnie z rzeczywistością, gdy na wejściu zauważam jej pytające, pełne zdecydowanie spojrzenie. — Co mnie przywiało...? — zastanawiam się na głos, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu wypełnionym po brzegi magicznymi, bliżej nieznanymi mi artefaktami. Wodzę po nich nie tylko wzrokiem, ale także biorę je w swoje dłonie, zastanawiając się nad ich przeznaczeniem. — Nieźle się tutaj urządziłaś — stwierdzam po oględzinach spowitego mrokiem pomieszczenia, odkładając przypadkowy przedmiot na miejsce.
— Ciężko mi teraz powiedzieć, na ile zostaniemy. Wiesz, jak to zwykle w rzeczywistości u nas wygląda. — Najczęściej pozostajemy w określonym miejscu do pewnego momentu; gdy tylko sytuacja robi się coraz bardziej niebezpieczna, a my sami stajemy się obiektem niezdrowego zainteresowania lokalnych służb bezpieczeństwa, jest to dla nas ostateczny znak, że pora ruszyć dalej. — Ale słyszeliśmy o tym, co działo się ostatnio w Midgardzie. Magisterium, co? — Wykładam karty na stół; nie zamierzam ukrywać, że nie interesuje mnie to, co poczynają ślepcy, a Margrét powinna się w tym doskonale orientować. Przynajmniej lepiej niż ja — odkąd straciłem kilka lat temu kontakt z moimi rodzicami, przestałem być na bieżąco.
— Od niedawna — odpowiadam nieprecyzyjnie, bo nie chcę przyznawać się do tego, że prawie trzy miesiące mi zajęło, by do niej trafić, choć mógłbym się zasłonić tym, że musiałem się najpierw zadomowić i odkryć Midgard na nowo. W końcu prawdą było to, że stolica galdrów była dla mnie niczym tabula rasa; w rzeczywistości wcale nie znałem tego miasta, nie licząc kilku krótkich wizyt w dalekiej przeszłości, o których już dawno zdążyłem zapomnieć. – Można powiedzieć, że w zeszłym miesiącu – konkretyzuję po chwili zastanowienia, niekoniecznie zgodnie z rzeczywistością, gdy na wejściu zauważam jej pytające, pełne zdecydowanie spojrzenie. — Co mnie przywiało...? — zastanawiam się na głos, rozglądając się uważnie po pomieszczeniu wypełnionym po brzegi magicznymi, bliżej nieznanymi mi artefaktami. Wodzę po nich nie tylko wzrokiem, ale także biorę je w swoje dłonie, zastanawiając się nad ich przeznaczeniem. — Nieźle się tutaj urządziłaś — stwierdzam po oględzinach spowitego mrokiem pomieszczenia, odkładając przypadkowy przedmiot na miejsce.
— Ciężko mi teraz powiedzieć, na ile zostaniemy. Wiesz, jak to zwykle w rzeczywistości u nas wygląda. — Najczęściej pozostajemy w określonym miejscu do pewnego momentu; gdy tylko sytuacja robi się coraz bardziej niebezpieczna, a my sami stajemy się obiektem niezdrowego zainteresowania lokalnych służb bezpieczeństwa, jest to dla nas ostateczny znak, że pora ruszyć dalej. — Ale słyszeliśmy o tym, co działo się ostatnio w Midgardzie. Magisterium, co? — Wykładam karty na stół; nie zamierzam ukrywać, że nie interesuje mnie to, co poczynają ślepcy, a Margrét powinna się w tym doskonale orientować. Przynajmniej lepiej niż ja — odkąd straciłem kilka lat temu kontakt z moimi rodzicami, przestałem być na bieżąco.
Margrét Jäderholm
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
W gruncie rzeczy cieszy się, że go widzi, chociaż emocje ma przytłumione. Mężczyzna może to dostrzec po krótkiej obserwacji, że jej postawa jest bardziej niż zwykle zdystansowana, że bije od niej chłód, którego wcześniej nie doświadczył. Mrok zalewał jej duszę od osiągnięcia pełnoletności i coraz bardziej zaciska ją w kleszcze magii zakazanej, magii przywoływania i Magisterium.
Niedźwiedzie może nie są tu aż tak częstym zjawiskiem, ale kobieta ma swoje sposoby, żeby spełnić groźbę.
- Nie każdy ma takie możliwości - mruknęła pod nosem, odwrócona tyłem, zginając się pod blat w poszukiwaniu szklanek. Na darmo byłoby szukać kieliszków do wina, a kielichy na wystawie nie nadają się do picia, jeśli nie będą korzystać z ich magicznych właściwości, a tym razem nie będzie takiej potrzeby. Chociaż może za daleko posuwała się w swoich przypuszczeniach, a Loke naprawdę odwiedził ją w konkretnym celu? Nie miałaby mu tego za złe, ich relacja od początku była charakterystyczna, wyzbyta niepotrzebnych oczekiwań i pretensji. Każde z nich mogło swobodnie poruszać się na orbicie tej znajomości, dopóki bezpośrednio nie krzywdziło drugiego, a do tego przecież nie dopuszczą. Czasami zastanawiała się, co by było, gdyby pojawiła się między nimi sprzeczność interesów - czy byliby w stanie odpuścić bez uszczerbku na relacji, czy walczyliby do ostatniej kropli krwi, nie zważając na ewentualne straty? Nie chciałaby się przekonać na własnej skórze.
Szklanki brzęczą w jej dłoni, gdy odstawia je na blat, ale resztę pozostawia w gestii Loke. To nic, że jest jej gościem i to on przyniósł prezent - jako dżentelmen może pomóc damie, wyręczając ją w otwieraniu i rozlewaniu alkoholu. Czasami przesadnie zadziera nosa, ale wynika to z jej przeszłości i trudnych przeżyć; Loke nie wiedział o wszystkim, ale poznał ją na tyle dobrze, by przymykać oko na pewne schematy.
Miesiąc to nie tak dużo, o ile powiedział prawdę, a tego nigdy nie brała za pewnik. To dobry znak, jeśli zameldował się w ciągu pół roku od przybycia do Midgardu. Skinęła głową z jednoczesnym podniesieniem szklanki, bez zbędnych ceregieli, od razu unosząc ją do ust.
- Nie narzekam - trud włożony w to miejsce, ostatecznie się opłacił, a przynajmniej nie ma poczucia straconego czasu i finansów. Jak każdy interes - mógł wypalić albo nie, choć nie obyło się bez wsparcia rodziców. Czasami miała wrażenie, że Norny próbują jej wynagrodzić paskudne dzieciństwo i podsuwają drobne sukcesy w ramach pocieszenia.
- Rozumiem. Gdzie się zatrzymałeś? - kolejne pytanie, nie tyle inwigilacyjne, co wypływające z zakamarków duszy, która jeszcze walczy o jej człowieczeństwo. Znają się na tyle, że jeśli potrzebowałby pomocy, to mogłaby mu znaleźć odpowiedni kąt. Z drugiej strony nie wątpi w jego możliwości, że sam już coś znalazł.
- A więc to o to ci chodzi. Magisterium, co? - powtarza po nim, odrobinę go przedrzeźniając, jakby właśnie przyłapała go na czymś wstydliwym. - Dlaczego cię interesuje? Chyba nie chcesz do nich dołączyć?
Nie mógł wiedzieć o jej udziale w Magisterium, choć możliwe, że w którejś rozmowie napomknęła o swoich planach albo zdradziła pozycję rodzinną - nie jest w stanie sobie teraz przypomnieć, dlatego nadrabia pokerową twarzą. Teoretycznie może mu ufać, praktycznie nikomu nie może ufać.
Niedźwiedzie może nie są tu aż tak częstym zjawiskiem, ale kobieta ma swoje sposoby, żeby spełnić groźbę.
- Nie każdy ma takie możliwości - mruknęła pod nosem, odwrócona tyłem, zginając się pod blat w poszukiwaniu szklanek. Na darmo byłoby szukać kieliszków do wina, a kielichy na wystawie nie nadają się do picia, jeśli nie będą korzystać z ich magicznych właściwości, a tym razem nie będzie takiej potrzeby. Chociaż może za daleko posuwała się w swoich przypuszczeniach, a Loke naprawdę odwiedził ją w konkretnym celu? Nie miałaby mu tego za złe, ich relacja od początku była charakterystyczna, wyzbyta niepotrzebnych oczekiwań i pretensji. Każde z nich mogło swobodnie poruszać się na orbicie tej znajomości, dopóki bezpośrednio nie krzywdziło drugiego, a do tego przecież nie dopuszczą. Czasami zastanawiała się, co by było, gdyby pojawiła się między nimi sprzeczność interesów - czy byliby w stanie odpuścić bez uszczerbku na relacji, czy walczyliby do ostatniej kropli krwi, nie zważając na ewentualne straty? Nie chciałaby się przekonać na własnej skórze.
Szklanki brzęczą w jej dłoni, gdy odstawia je na blat, ale resztę pozostawia w gestii Loke. To nic, że jest jej gościem i to on przyniósł prezent - jako dżentelmen może pomóc damie, wyręczając ją w otwieraniu i rozlewaniu alkoholu. Czasami przesadnie zadziera nosa, ale wynika to z jej przeszłości i trudnych przeżyć; Loke nie wiedział o wszystkim, ale poznał ją na tyle dobrze, by przymykać oko na pewne schematy.
Miesiąc to nie tak dużo, o ile powiedział prawdę, a tego nigdy nie brała za pewnik. To dobry znak, jeśli zameldował się w ciągu pół roku od przybycia do Midgardu. Skinęła głową z jednoczesnym podniesieniem szklanki, bez zbędnych ceregieli, od razu unosząc ją do ust.
- Nie narzekam - trud włożony w to miejsce, ostatecznie się opłacił, a przynajmniej nie ma poczucia straconego czasu i finansów. Jak każdy interes - mógł wypalić albo nie, choć nie obyło się bez wsparcia rodziców. Czasami miała wrażenie, że Norny próbują jej wynagrodzić paskudne dzieciństwo i podsuwają drobne sukcesy w ramach pocieszenia.
- Rozumiem. Gdzie się zatrzymałeś? - kolejne pytanie, nie tyle inwigilacyjne, co wypływające z zakamarków duszy, która jeszcze walczy o jej człowieczeństwo. Znają się na tyle, że jeśli potrzebowałby pomocy, to mogłaby mu znaleźć odpowiedni kąt. Z drugiej strony nie wątpi w jego możliwości, że sam już coś znalazł.
- A więc to o to ci chodzi. Magisterium, co? - powtarza po nim, odrobinę go przedrzeźniając, jakby właśnie przyłapała go na czymś wstydliwym. - Dlaczego cię interesuje? Chyba nie chcesz do nich dołączyć?
Nie mógł wiedzieć o jej udziale w Magisterium, choć możliwe, że w którejś rozmowie napomknęła o swoich planach albo zdradziła pozycję rodzinną - nie jest w stanie sobie teraz przypomnieć, dlatego nadrabia pokerową twarzą. Teoretycznie może mu ufać, praktycznie nikomu nie może ufać.
Loke Sjöström
Re: 15.03.2001 – Sklep z magicznymi artefaktami – M. Jäderholm & L. Sjöström Pon 17 Lip - 15:07
Loke SjöströmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 15 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
— Domyślam się — puentuję krótko, z szerokim, niewymuszonym uśmiechem na ustach rozglądając się po jej sklepie z magicznymi artefaktami. Chociaż nie przyszedłem tutaj w roli klienta, który chciałby coś kupić, to w wolnej chwili z pewnością będę musiał tu przyjść i uważniej sprawdzić prezentowany przez nią asortyment — także ten mniej oficjalny, schowany za ladą. Może uda mi się znaleźć coś, co dodałbym do swojej skromnej, podróżniczej kolekcji przedmiotów o niezwykłych właściwościach z różnych zakątków świata. — W sumie to wynająłem mieszkanie w okolicy Przesmyku Lokiego, to znaczy w Ymirze Starszym, niedaleko głównego placu. Musisz mnie kiedyś odwiedzić — zapraszam ją bez zastanowienia w odwiedziny, po czym siadam na drewnianej ladzie. — Pozostali też osiedlili się w pobliżu – precyzuję szybko, przy okazji zastanawiając się nad tym, gdzie z kolei mieszka Margrét. — A ty? Może przypadkiem jesteśmy sąsiadami? — To informacja, którą warto było poznać, biorąc pod uwagę, że na ten moment nie zamierzałem ruszać się z Midgardu — może to właśnie tutaj znajdę odpowiedzi na pytania, które od dawna dręczą moje myśli? W tym samym czasie Margrét zabrała się za poszukiwanie kieliszków, a ja skoncentrowałem się na otwieraniu butelki wina. Wraz z charakterystycznym dźwiękiem pęknięcia korka nalewam nam wina, po czym przystępuję do delektowania się jego słodkim aromatem.
— Po prostu. — Nie mam pojęcia, czy mnie interesuje; to zależy od tego, co ostatecznie mieli do zaoferowania. Wiedziałem o ich istnieniu w zasadzie tyle, co udało mi się dowiedzieć od rodziców, jednak w przeciwieństwie do mnie, oni nigdy nie stali się ślepcami, choć wspierali Magisterium i współpracowali z nimi bardzo blisko. Czasami miałem wrażenie, że działali bardziej na przekór Radzie, która ograniczała ich eksperymenty, niż z powodu podzielanych idei. To, co działo się w Midgardzie i w magicznej Skandynawii musiało być jednak ich sprawką, lecz pozostawało pytanie, które w dalszym ciągu zaprzątało mi głowę: po co. Musieli mieć w tym cel, by urządzić krwawą rzeź. Śmierć niewinnych osób zamordowanych w rytualny sposób musiała im do czegoś przysłużyć. — Nie wiem, czy oficjalne dołączenie do jakiejś organizacji nie byłoby przypadkiem wbrew mojej naturze. Choć… — My byliśmy tylko wędrowcami, nieskrępowanymi żadnymi zasadami duszami. Każdy z nas mógł odejść w dowolnym momencie, bez słowa wytłumaczenia, tak, jak było to w przypadku Margrét, bo nie patrzyliśmy w przeszłość – tylko przed siebie. – Powoli czuję, że się starzeję i potrzebuję odpocząć. — Ja, człowiek, który w rzeczywistości od kilkunastu lat nie postarzał się niemal w ogóle.
— Co u ciebie, Mar? — zadaję wreszcie pytanie, po przyjacielsku i zupełnie niezobowiązująco, mając nadzieję, że choć w niewielkim stopniu uda nam się nadrobić stracony czas. — Powiedz mi, jak traktuje cię Midgard? — zastanawiam się na głos, nie kryjąc ciekawości, czy odnalazła w nim to, czego poszukiwała od życia. Czy Midgard był spełnieniem marzeń i ambicji Margrét Jäderholm? — Za spotkanie po latach. — Uroczyście wznoszę toast; pozwalam sobie na ten drobny, symboliczny gest, spoglądając na nią bez przerwy, a wraz z kolejnym łykiem wina, zamykam oczy i oddaję się jego słodkiemu smakowi.
— Po prostu. — Nie mam pojęcia, czy mnie interesuje; to zależy od tego, co ostatecznie mieli do zaoferowania. Wiedziałem o ich istnieniu w zasadzie tyle, co udało mi się dowiedzieć od rodziców, jednak w przeciwieństwie do mnie, oni nigdy nie stali się ślepcami, choć wspierali Magisterium i współpracowali z nimi bardzo blisko. Czasami miałem wrażenie, że działali bardziej na przekór Radzie, która ograniczała ich eksperymenty, niż z powodu podzielanych idei. To, co działo się w Midgardzie i w magicznej Skandynawii musiało być jednak ich sprawką, lecz pozostawało pytanie, które w dalszym ciągu zaprzątało mi głowę: po co. Musieli mieć w tym cel, by urządzić krwawą rzeź. Śmierć niewinnych osób zamordowanych w rytualny sposób musiała im do czegoś przysłużyć. — Nie wiem, czy oficjalne dołączenie do jakiejś organizacji nie byłoby przypadkiem wbrew mojej naturze. Choć… — My byliśmy tylko wędrowcami, nieskrępowanymi żadnymi zasadami duszami. Każdy z nas mógł odejść w dowolnym momencie, bez słowa wytłumaczenia, tak, jak było to w przypadku Margrét, bo nie patrzyliśmy w przeszłość – tylko przed siebie. – Powoli czuję, że się starzeję i potrzebuję odpocząć. — Ja, człowiek, który w rzeczywistości od kilkunastu lat nie postarzał się niemal w ogóle.
— Co u ciebie, Mar? — zadaję wreszcie pytanie, po przyjacielsku i zupełnie niezobowiązująco, mając nadzieję, że choć w niewielkim stopniu uda nam się nadrobić stracony czas. — Powiedz mi, jak traktuje cię Midgard? — zastanawiam się na głos, nie kryjąc ciekawości, czy odnalazła w nim to, czego poszukiwała od życia. Czy Midgard był spełnieniem marzeń i ambicji Margrét Jäderholm? — Za spotkanie po latach. — Uroczyście wznoszę toast; pozwalam sobie na ten drobny, symboliczny gest, spoglądając na nią bez przerwy, a wraz z kolejnym łykiem wina, zamykam oczy i oddaję się jego słodkiemu smakowi.
Margrét Jäderholm
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Uniosła delikatnie brwi na wieści o wynajęciu mieszkania w pobliżu. Cieszyła się, że będzie go teraz częściej widywać, choć miała wrażenie, że minęły całe wieki, odkąd odłączyła się od tych podróżników, to miała wrażenie, że więź z Loke pozostała nienaruszona.
- Świetnie. Przyjdę z prezentem, potrzebujesz czegoś do mieszkania? - nawet jeśli nie przykładał uwagi do wystroju, na pewno nie miał skompletowanego wyposażenia. A znowu ona lubiła zagłębiać się w takie szczegóły i z pewnością coś przygotuje.
Poczuła jednak drobne ukłucie niepokoju, bo fakt, że byli tu całą grupą sprawiał, że zaczęła się obawiać, czy nie narobią kłopotów.
- Macie kogoś nowego w szeregach? - dopytała. O ile znała pozostałą ekipę i widziała ich dyskrecję, tak nie ufała nowicjuszom, o ile w ogóle kogoś przyjęli. W tych ciężkich czasach niemądrze było rzucać się w oczy nierozważnymi ruchami, a nagłe pojawienie się bandy ślepców może zostać zauważone, jeśli nie będą ostrożni.
- Wyprowadziłam się od rodziców. Mam mieszkanie na górze, odkąd zaczęłam prowadzić ten sklep - poinformowała z wyraźnym zadowoleniem w głosie. Miała być z czego dumna, biorąc pod uwagę, że startowała od zera - może gdyby nie adopcyjni opiekunowie, nie miałaby takich środków i możliwości, ale zapracowała na to i zapłaciła ogromną cenę. Biorąc pod uwagę to, co przeszła, odrobina luksusu nie była chyba przesadnym wymaganiem. - Również zapraszam.
Mogłaby zaproponować, żeby przenieśli się teraz, ale po rozlaniu alkoholu nie miała już ochoty się ruszać, szczególnie że tutaj także znajdowała się kanapa, a Loke nigdzie się na razie nie wybierał, więc jeszcze zdążą z wizytami domowymi. Skoro ustalili, że mieszkają niemal po sąsiedzku, przypuszczała, że będą mieli okazje widywać się regularnie.
Przewróciła oczami to niepozorne "po prostu" bo jednak nie wierzyła, żeby nie miał motywu do tego pytania. Może nie podjął jeszcze decyzji, ale z jakiegoś powodu podjął temat.
- Skąd pomysł, że przy Magisterium można odpocząć? - mruknęła z charakterystycznym uśmieszkiem, jakby celowe niedopowiedzenia były oczywistym odkryciem kart. Nie musiała się przed nim ukrywać, nie w tej kwestii.
- Może faktycznie się starzejesz. Osiądziesz w jednym miejscu, dołączysz do organizacji i zaczniesz bawić się w politykę… kto by pomyślał - prychnęła do wina przed upiciem łyka. Siebie widziała w takim scenariuszu od lat, ale on? Wieczny tułacz, nieuchwytny jak wiatr, nagle zamarzył o stabilności... Może było w tym drugie dno, o którym nie chciał jej mówić.
- Udało mi się osiągnąć wszystko to, czego chciałam. Pozostało mi teraz uzbroić się w cierpliwość i piąć się po drabinie, żeby osiągnąć szczyt w hierarchii tych krwiopijców - zawsze miała wysokie ambicje, ale pewnych rzeczy nie mogła przeskoczyć. Nikt z dnia na dzień jej nie awansuje, nawet jeśli miała jakieś zaplecze, to musiała wykazać się cierpliwością, zyskać doświadczenie i staż, a potem oczekiwać złotych gór.
- Nie narzekam. Midgard nie jest teraz bezpiecznym miejscem dla ogółu. Chyba po prostu trzeba wiedzieć, z kim trzymać - mrugnęła porozumiewawczo, choć nie zawsze przecież czuła się bezpiecznie. - Za spotkanie.
Przyglądała mu się z równą ciekawością, jakby mogła się napatrzeć za te wszystkie lata.
- Co się działo u ciebie w ostatnim czasie? - pytała oczywiście o życie przed Midgardem. Co go tak zmęczyło, że postanowił odsapnąć akurat tutaj?
- Świetnie. Przyjdę z prezentem, potrzebujesz czegoś do mieszkania? - nawet jeśli nie przykładał uwagi do wystroju, na pewno nie miał skompletowanego wyposażenia. A znowu ona lubiła zagłębiać się w takie szczegóły i z pewnością coś przygotuje.
Poczuła jednak drobne ukłucie niepokoju, bo fakt, że byli tu całą grupą sprawiał, że zaczęła się obawiać, czy nie narobią kłopotów.
- Macie kogoś nowego w szeregach? - dopytała. O ile znała pozostałą ekipę i widziała ich dyskrecję, tak nie ufała nowicjuszom, o ile w ogóle kogoś przyjęli. W tych ciężkich czasach niemądrze było rzucać się w oczy nierozważnymi ruchami, a nagłe pojawienie się bandy ślepców może zostać zauważone, jeśli nie będą ostrożni.
- Wyprowadziłam się od rodziców. Mam mieszkanie na górze, odkąd zaczęłam prowadzić ten sklep - poinformowała z wyraźnym zadowoleniem w głosie. Miała być z czego dumna, biorąc pod uwagę, że startowała od zera - może gdyby nie adopcyjni opiekunowie, nie miałaby takich środków i możliwości, ale zapracowała na to i zapłaciła ogromną cenę. Biorąc pod uwagę to, co przeszła, odrobina luksusu nie była chyba przesadnym wymaganiem. - Również zapraszam.
Mogłaby zaproponować, żeby przenieśli się teraz, ale po rozlaniu alkoholu nie miała już ochoty się ruszać, szczególnie że tutaj także znajdowała się kanapa, a Loke nigdzie się na razie nie wybierał, więc jeszcze zdążą z wizytami domowymi. Skoro ustalili, że mieszkają niemal po sąsiedzku, przypuszczała, że będą mieli okazje widywać się regularnie.
Przewróciła oczami to niepozorne "po prostu" bo jednak nie wierzyła, żeby nie miał motywu do tego pytania. Może nie podjął jeszcze decyzji, ale z jakiegoś powodu podjął temat.
- Skąd pomysł, że przy Magisterium można odpocząć? - mruknęła z charakterystycznym uśmieszkiem, jakby celowe niedopowiedzenia były oczywistym odkryciem kart. Nie musiała się przed nim ukrywać, nie w tej kwestii.
- Może faktycznie się starzejesz. Osiądziesz w jednym miejscu, dołączysz do organizacji i zaczniesz bawić się w politykę… kto by pomyślał - prychnęła do wina przed upiciem łyka. Siebie widziała w takim scenariuszu od lat, ale on? Wieczny tułacz, nieuchwytny jak wiatr, nagle zamarzył o stabilności... Może było w tym drugie dno, o którym nie chciał jej mówić.
- Udało mi się osiągnąć wszystko to, czego chciałam. Pozostało mi teraz uzbroić się w cierpliwość i piąć się po drabinie, żeby osiągnąć szczyt w hierarchii tych krwiopijców - zawsze miała wysokie ambicje, ale pewnych rzeczy nie mogła przeskoczyć. Nikt z dnia na dzień jej nie awansuje, nawet jeśli miała jakieś zaplecze, to musiała wykazać się cierpliwością, zyskać doświadczenie i staż, a potem oczekiwać złotych gór.
- Nie narzekam. Midgard nie jest teraz bezpiecznym miejscem dla ogółu. Chyba po prostu trzeba wiedzieć, z kim trzymać - mrugnęła porozumiewawczo, choć nie zawsze przecież czuła się bezpiecznie. - Za spotkanie.
Przyglądała mu się z równą ciekawością, jakby mogła się napatrzeć za te wszystkie lata.
- Co się działo u ciebie w ostatnim czasie? - pytała oczywiście o życie przed Midgardem. Co go tak zmęczyło, że postanowił odsapnąć akurat tutaj?
Loke Sjöström
Loke SjöströmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 15 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
— Wiesz, że nie przywiązuję zbytnio wagi do rzeczy materialnych, ale możesz przynieść cokolwiek, co zmieści się potem w mojej przenośnej walizce. — Na wszelki wypadek, gdybyśmy za kilka miesięcy musieli znowu pod osłoną nocy przeprowadzić się do innego miasta lub kraju bez niepotrzebnego balastu. — Dużo się zmieniło. — Odkąd od nas odeszłaś, przeszło mi w myślach. Nie byłem w nastroju o tym, by jej opowiadać o szczegółach tego, co wydarzyło się w ostatnich miesiącach. Tym razem nie było łatwo uporać się z chaosem, do którego wspólnymi siłami doprowadziliśmy. — Matteo nie żyje. Zginął niedawno. Kilka tygodni temu. – Matteo był jedną z bliższych dla mnie osób, powiernikiem sekretów, nieocenionym wsparciem i przyjacielem, która od lat wiernie towarzyszył mi w mojej tułaczce po świecie. Jego odejście było dla mnie bolesnym ciosem, co Margrét przez ułamek sekundy mogła zobaczyć po mojej twarzy — oczy ukazywały smutek, a brak uśmiechu ujawniał, że wciąż nie potrafiłem się z tym uporać. Stratę Matteo odczułem bardzo głęboko, jak pustkę w moim czarnym sercu, która nieustannie przypominała mi o jego obecności. — Mamy kilka osób, które do nas niedawno dołączyły. Podejrzewam, że prędzej czy później będzie okazja, by ich poznać — zmieniam temat, upijając jeszcze łyk alkoholu.
— Cieszy mnie to, co mówisz, Margrét, że Midgard cię nie zawiódł. Zawsze byłaś ambitna. — Kiedy pojawiła się w naszych szeregach, była jak szara myszka; zachowawczo trzymała się z boku jakby onieśmielona towarzystwem innych, bardziej doświadczonych osób. Zauważyłem jednak w niej coś, co pozwoliło mi wykrzesać z niej potencjał. Była w końcu piekielnie zdolna — tajemnice magii zakazanej chłonęła niczym gąbka, podobnie jak klątwy i rytuały. Nie było rzeczy, której nie mogłaby dokonać przy odpowiednim wysiłku. Jej determinacja i poświęcenie, z jakim podchodziła do każdego zadania, były dla mnie zaskakujące. Jäderholm stała się niezwykle wartościowym skarbem w naszej grupie, dlatego też żałowałem, kiedy w pewnym momencie zdecydowała się odejść, wybierając własną ścieżkę. Dobrze wiedziałem, że prędzej czy później tak się stanie — Margrét pragnęła czegoś więcej, czego ostatecznie żaden z nas nie był w stanie jej dać. — Myślałem czasami o tobie, co robisz i gdzie jesteś. — Uśmiecham się zawadiacko, gdy robię przerwę między kolejnymi słowami, nieoczekiwanie zeskakując z drewnianego blatu i wolnym krokiem przechodząc się wzdłuż sklepu. Przeglądam z ciekawością przedmioty na półkach, powstrzymując się przed tym, by ich nie dotknąć. Moje oczy wędrują po artefaktach, a ręce kuszą mnie do zbadania ich faktury i kształtu.
— I trochę myślałem też o Magisterium, skoro już o tym mówimy... Jak pewnie pamiętasz, moi rodzice przez lata byli z nimi blisko związani, choć ostatecznie nigdy nie byli tacy, jak my — mówię szczerze, przy okazji zastanawiając się nad kolejną odpowiedzią na jej pytanie. — Co u mnie słychać? Koszmarnie. Jak zwykle. — Puszczam jej oczko, wracając na swoje uprzednie miejsce. — Chcę zostać w Midgardzie. Przynajmniej na jakiś czas. Nie mówię, że zamierzam zapuścić korzenie, ale chyba potrzebuję odpoczynku. A poza tym... — Pozwalam sobie na krótkie westchnięcie pod nosem, nim przejdę do jednego z powodów mojego pojawienia się w Midgardzie. – Szukam mojej młodszej siostry. — Tej, która odcięła się od naszej rodziny, przepadając jak kamień w wodę.
— Cieszy mnie to, co mówisz, Margrét, że Midgard cię nie zawiódł. Zawsze byłaś ambitna. — Kiedy pojawiła się w naszych szeregach, była jak szara myszka; zachowawczo trzymała się z boku jakby onieśmielona towarzystwem innych, bardziej doświadczonych osób. Zauważyłem jednak w niej coś, co pozwoliło mi wykrzesać z niej potencjał. Była w końcu piekielnie zdolna — tajemnice magii zakazanej chłonęła niczym gąbka, podobnie jak klątwy i rytuały. Nie było rzeczy, której nie mogłaby dokonać przy odpowiednim wysiłku. Jej determinacja i poświęcenie, z jakim podchodziła do każdego zadania, były dla mnie zaskakujące. Jäderholm stała się niezwykle wartościowym skarbem w naszej grupie, dlatego też żałowałem, kiedy w pewnym momencie zdecydowała się odejść, wybierając własną ścieżkę. Dobrze wiedziałem, że prędzej czy później tak się stanie — Margrét pragnęła czegoś więcej, czego ostatecznie żaden z nas nie był w stanie jej dać. — Myślałem czasami o tobie, co robisz i gdzie jesteś. — Uśmiecham się zawadiacko, gdy robię przerwę między kolejnymi słowami, nieoczekiwanie zeskakując z drewnianego blatu i wolnym krokiem przechodząc się wzdłuż sklepu. Przeglądam z ciekawością przedmioty na półkach, powstrzymując się przed tym, by ich nie dotknąć. Moje oczy wędrują po artefaktach, a ręce kuszą mnie do zbadania ich faktury i kształtu.
— I trochę myślałem też o Magisterium, skoro już o tym mówimy... Jak pewnie pamiętasz, moi rodzice przez lata byli z nimi blisko związani, choć ostatecznie nigdy nie byli tacy, jak my — mówię szczerze, przy okazji zastanawiając się nad kolejną odpowiedzią na jej pytanie. — Co u mnie słychać? Koszmarnie. Jak zwykle. — Puszczam jej oczko, wracając na swoje uprzednie miejsce. — Chcę zostać w Midgardzie. Przynajmniej na jakiś czas. Nie mówię, że zamierzam zapuścić korzenie, ale chyba potrzebuję odpoczynku. A poza tym... — Pozwalam sobie na krótkie westchnięcie pod nosem, nim przejdę do jednego z powodów mojego pojawienia się w Midgardzie. – Szukam mojej młodszej siostry. — Tej, która odcięła się od naszej rodziny, przepadając jak kamień w wodę.
Margrét Jäderholm
02.03.2001 – Sklep z magicznymi artefaktami – M. Jäderholm & L. Sjöström Sro 15 Lis - 23:21
Margrét JäderholmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Höfn, Islandia
Wiek : 26 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : wyrocznia
Zawód : handlarka magicznych artefaktów, völva
Wykształcenie : II stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : zaślepiony (I), pasjonat run (II), trzecie oko
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 15 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 20 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 11 / wiedza ogólna: 5
Skrzywiła się lekko, słysząc nałożone na nią ograniczenie w postaci drobnego prezentu do nowego mieszkania. Rozumiała powody, które nim kierowały, choć były sprzeczne z jej pojęciem dobrego smaku. Z tak trudnym gospodarzem najlepszym wyjściem byłby chyba droższy alkohol, który nie dość, że spełnia kryteria, to jeszcze może okazać się przydatny w jakiejś konkretnej okazji. Nie przypuszczała, żeby spraszał rzeszę gości, ale niektóre sytuacje były warte oblania.
Skupiła na nim spojrzenie, bo zainteresował ją deklaracją dużych zmian w jego życiu. Z jednej strony nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę jego styl życia, a z drugiej wzmagało naturalną ciekawość. Zanim zdołała popuścić wodze fantazji, Loke wtajemniczył ją, przekazując dość istotną (szczególnie dla niego) informację. Miała na swoim koncie już kilka strat, wiedziała jak to jest. Z czasem czuła coraz mniej, ale potrafiła wyobrazić sobie odczucia mężczyzny po stracie przyjaciela. W ich rzeczywistości bardzo ciężko było zyskać naprawdę wartościowe relacje, które nie rozpadały się przy najmniejszym potknięciu. Ciężko było komuś zaufać w obawie przed zdradą. Tym bardziej rozumiała smutek wykrzywiający jego twarz. Nie był to przyjemny obrazek, ale może dlatego, że nie był jej obojętny. W innych przypadkach nie zajmowała się analizowaniem czyichś emocji.
- Jak? - zapytała, nie bacząc na ewentualne rozdrapywanie ran. Gdyby nie chciał o tym mówić, to nie zaczynałby tematu. Wiedział, że nie była zbyt dobrą pocieszycielką, prędzej potrafiła dobić leżącego. Nie kłamała więc o współczuciu czy przykrości, bo nie czuła tych rzeczy, nie potrafiła już ich odczuwać jak normalny człowiek. Poznała Matteo, ale nie zdążyła rozwinąć z nim żadnej istotnej relacji, która teraz wywołałby w niej smutek.
- Ktoś warty uwagi? - podjęła temat, próbując wyłapać, czy ktokolwiek nowy posiada jakieś użyteczne lub unikalne umiejętności. I tak zamierzała ich wszystkich poznać, ale już na wstępie wolała wiedzieć, na kim powinna się skupić. Poszerzanie horyzontów poprzez nowe znajomości traktowała czysto formalnie, jako drogę do celu, potajemnie szukając osób, które miały coś do zaoferowania i mogłaby to w przyszłości wykorzystać. Zachowywała oczywiście pozory i przybierała maskę przystępnej, wesołej blondynki, z którą dobrze się rozmawia.
- Zawiódł, ale nie na tyle, żebym zrezygnowała z obranej drogi - uniosła kącik ust, ostatecznie powstrzymując uśmiech. To prawda, była ambitna i chciała znaleźć się na szczycie, ale ponosiła ogromne koszty, na które nikt jej nie przygotował.
Będąc w grupie z Loke zdobyła doświadczenie i doceniała te chwile, pamiętała wszystko, czego ją nauczyli, najbardziej on, bo właściwie tylko jemu zaufała na tyle, by się otworzyć, a raczej uchylić skorupę.
- A ja o tobie. Po opuszczeniu grupy, podjęłam radykalne decyzje i moje kroki zepchnęły mnie głębiej... - czy była gotowa, żeby mu powiedzieć? Nie, nie przy pierwszym spotkaniu. Może widział w jej zachowaniu, w zimniejszych oczach, że już nie jest tą samą osobą, którą znał. Pokręciła głową i przeskoczyła na temat Magisterium, który w teorii był równie niebezpieczny, ale jednak odrobinę lżejszy.
- Dołączenie do Magisterium wymaga zaangażowania - odezwała się, podchodząc do tego bardzo poważnie. Nie wiedziała, dlaczego o tym wspomina, skoro prędzej czy później i tak opuści to miasto. Czyżby miał konkretny plan? Mogła go wprowadzić, ale musiałaby mieć pewność, że podchodzi do tego rzetelnie. W końcu wtedy sama wyszłaby na idiotkę.
Zmarszczyła lekko brwi na wiadomość, że szuka siostry. Temat porzuconego rodzeństwa był jej bliski, w końcu zrobiła to samo, dlatego daleka była od oceniania kogokolwiek. Ale jeśli ktoś nie chce być odnaleziony, to lepiej zostawić go w spokoju.
- Dlaczego? - w grę mogła wchodzić zwyczajna tęsknota, ale równie dobrze mógł jej potrzebować. Nigdy nie zagłębiała tego tematu, wiedziała niewiele o jego relacji z siostrą, a jednak jego deklaracja zdziwiła ją. Zacisnęła palce na szklance i wbiła zamyślone spojrzenie w płyn odbijający się od ścianek szkła. Loke nie był jej nic winien, nie musiał nic mówić, ale ostatecznie liczyła, że powie prawdę.
Skupiła na nim spojrzenie, bo zainteresował ją deklaracją dużych zmian w jego życiu. Z jednej strony nie było w tym nic dziwnego, biorąc pod uwagę jego styl życia, a z drugiej wzmagało naturalną ciekawość. Zanim zdołała popuścić wodze fantazji, Loke wtajemniczył ją, przekazując dość istotną (szczególnie dla niego) informację. Miała na swoim koncie już kilka strat, wiedziała jak to jest. Z czasem czuła coraz mniej, ale potrafiła wyobrazić sobie odczucia mężczyzny po stracie przyjaciela. W ich rzeczywistości bardzo ciężko było zyskać naprawdę wartościowe relacje, które nie rozpadały się przy najmniejszym potknięciu. Ciężko było komuś zaufać w obawie przed zdradą. Tym bardziej rozumiała smutek wykrzywiający jego twarz. Nie był to przyjemny obrazek, ale może dlatego, że nie był jej obojętny. W innych przypadkach nie zajmowała się analizowaniem czyichś emocji.
- Jak? - zapytała, nie bacząc na ewentualne rozdrapywanie ran. Gdyby nie chciał o tym mówić, to nie zaczynałby tematu. Wiedział, że nie była zbyt dobrą pocieszycielką, prędzej potrafiła dobić leżącego. Nie kłamała więc o współczuciu czy przykrości, bo nie czuła tych rzeczy, nie potrafiła już ich odczuwać jak normalny człowiek. Poznała Matteo, ale nie zdążyła rozwinąć z nim żadnej istotnej relacji, która teraz wywołałby w niej smutek.
- Ktoś warty uwagi? - podjęła temat, próbując wyłapać, czy ktokolwiek nowy posiada jakieś użyteczne lub unikalne umiejętności. I tak zamierzała ich wszystkich poznać, ale już na wstępie wolała wiedzieć, na kim powinna się skupić. Poszerzanie horyzontów poprzez nowe znajomości traktowała czysto formalnie, jako drogę do celu, potajemnie szukając osób, które miały coś do zaoferowania i mogłaby to w przyszłości wykorzystać. Zachowywała oczywiście pozory i przybierała maskę przystępnej, wesołej blondynki, z którą dobrze się rozmawia.
- Zawiódł, ale nie na tyle, żebym zrezygnowała z obranej drogi - uniosła kącik ust, ostatecznie powstrzymując uśmiech. To prawda, była ambitna i chciała znaleźć się na szczycie, ale ponosiła ogromne koszty, na które nikt jej nie przygotował.
Będąc w grupie z Loke zdobyła doświadczenie i doceniała te chwile, pamiętała wszystko, czego ją nauczyli, najbardziej on, bo właściwie tylko jemu zaufała na tyle, by się otworzyć, a raczej uchylić skorupę.
- A ja o tobie. Po opuszczeniu grupy, podjęłam radykalne decyzje i moje kroki zepchnęły mnie głębiej... - czy była gotowa, żeby mu powiedzieć? Nie, nie przy pierwszym spotkaniu. Może widział w jej zachowaniu, w zimniejszych oczach, że już nie jest tą samą osobą, którą znał. Pokręciła głową i przeskoczyła na temat Magisterium, który w teorii był równie niebezpieczny, ale jednak odrobinę lżejszy.
- Dołączenie do Magisterium wymaga zaangażowania - odezwała się, podchodząc do tego bardzo poważnie. Nie wiedziała, dlaczego o tym wspomina, skoro prędzej czy później i tak opuści to miasto. Czyżby miał konkretny plan? Mogła go wprowadzić, ale musiałaby mieć pewność, że podchodzi do tego rzetelnie. W końcu wtedy sama wyszłaby na idiotkę.
Zmarszczyła lekko brwi na wiadomość, że szuka siostry. Temat porzuconego rodzeństwa był jej bliski, w końcu zrobiła to samo, dlatego daleka była od oceniania kogokolwiek. Ale jeśli ktoś nie chce być odnaleziony, to lepiej zostawić go w spokoju.
- Dlaczego? - w grę mogła wchodzić zwyczajna tęsknota, ale równie dobrze mógł jej potrzebować. Nigdy nie zagłębiała tego tematu, wiedziała niewiele o jego relacji z siostrą, a jednak jego deklaracja zdziwiła ją. Zacisnęła palce na szklance i wbiła zamyślone spojrzenie w płyn odbijający się od ścianek szkła. Loke nie był jej nic winien, nie musiał nic mówić, ale ostatecznie liczyła, że powie prawdę.
Loke Sjöström
Loke SjöströmŚlepcy
Gif :
Grupa : ślepcy
Miejsce urodzenia : Uppsala, Szwecja
Wiek : 33 lata
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : przeciętny
Zawód : włóczęga, dorywczy hipnotyzer, zaklinacz i barman w „Piwnicy Lokiego”
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : wąż
Atuty : agresor (I), odporny (II), plaga koszmarów
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 10 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 5 / magia runiczna: 20 / magia zakazana: 15 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 20 / wiedza ogólna: 5
— Niefortunny wypadek. — Tak najłatwiej było określić to, co się wtedy wydarzyło. Jak zawsze, gdy za każdym razem uciekaliśmy z miasta, pozostawiając za sobą zgliszcza i bałagan, który później służby bezpieczeństwa musiały po nas sprzątać. Chciałem po niego wrócić i mu pomóc, lecz widziałem w oczach Matteo, by tego pod żadnym pozorem nie robić. Ratuj się — powiedział, gdy byłem już o krok, by zawrócić. Żałuję do teraz, że tego nie zrobiłem; być może razem udałoby nam się przekroczyć granicę magicznej Skandynawii i osiedlić się w Midgardzie. — Nie wszystko poszło po naszej myśli, ale nie ma co opowiadać. Każdy z nas zna ryzyko. — Nie przyszedłem tu po to, by się użalać, nigdy nie byłem nawet takim człowiekiem; chciałem zwyczajnie i uczciwie przekazać Margrét informację, nawet jeśli nie była nigdy z nim szczególnie blisko. — Jest jeden chłopak. Bardzo obiecujący, dawno nie widziałem tak utalentowanego nekromanty — mówię zgodnie z prawdą, doskonale zdając sobie sprawę, że Margrét prędzej czy później się z nami spotka i pozna wszystkich członków naszej grupy. Choć żałowałem, że nie była już jej częścią, to wiedziałem od samego początku, że to nie było jej miejsce. — Głębiej? To ciekawe, ale czuję, że to nie jest jeszcze moment na tę rozmowę — pozwalam sobie zakończyć ten temat.
— Sam nie wiem — przyznaję z głębokim westchnieniem, patrząc przez ułamek sekundy w dal, aż nagle zaczęły mnożyć się przed moimi oczami cienie wspomnień z dzieciństwa. Nie umiałem zrozumieć do końca własnych motywacji. Po tym, jak odcięła się od naszej rodziny, powinna być dla mnie martwa — i była przez wiele długich lat, ale kiedy do mnie dotarły słuchy o miejscu jej zamieszkania, coś we mnie zaczęło pulsować, jakby długo skrywana tęsknota wreszcie zaczęła narastać. Przez długi czas z premedytacją ignorowałem ten nieprzyjemny impuls, nie chcąc sobie zdawać sprawy z powodu, dla którego postanowiłem ją odnaleźć. Nie wiedziałem, czy to był kaprys czy może ukryta potrzeba zrozumienia, co ostatecznie skłoniło ją do opuszczenia naszej rodziny, dlaczego wybrała inaczej niż my, ale już nie potrafiłem tego ignorować. — Nie mam logicznego wytłumaczenia dla tego, co robię — mówię szczerze, jednocześnie nie oczekując jakiegokolwiek zrozumienia dla moich rodzinnych perypetii.
— Dobrze było cię zobaczyć. — Nie zostaję dłużej, chciałem tylko się przywitać i poinformować o swojej obecności w Midgardzie. Będzie jeszcze okazja, by się spotkać i nadrobić stracony czas, opowiedzieć o tym, co się wydarzyło w minionych miesiącach. — Zostawię ci mój adres. Gdybyś czegoś potrzebowała, wiesz, gdzie mnie znaleźć. — Całuję ją w policzek na pożegnanie, po czym dopijam resztkę alkoholu. Znikam tak szybko, jak się pojawiłem, choć tym razem nie wybieram się nigdzie z Midgardu — to na razie mój nowy dom. — A o Magisterium... Jeszcze porozmawiamy — dodaję, uśmiechając się do niej tajemniczo.
Loke i Margrét z tematu
— Sam nie wiem — przyznaję z głębokim westchnieniem, patrząc przez ułamek sekundy w dal, aż nagle zaczęły mnożyć się przed moimi oczami cienie wspomnień z dzieciństwa. Nie umiałem zrozumieć do końca własnych motywacji. Po tym, jak odcięła się od naszej rodziny, powinna być dla mnie martwa — i była przez wiele długich lat, ale kiedy do mnie dotarły słuchy o miejscu jej zamieszkania, coś we mnie zaczęło pulsować, jakby długo skrywana tęsknota wreszcie zaczęła narastać. Przez długi czas z premedytacją ignorowałem ten nieprzyjemny impuls, nie chcąc sobie zdawać sprawy z powodu, dla którego postanowiłem ją odnaleźć. Nie wiedziałem, czy to był kaprys czy może ukryta potrzeba zrozumienia, co ostatecznie skłoniło ją do opuszczenia naszej rodziny, dlaczego wybrała inaczej niż my, ale już nie potrafiłem tego ignorować. — Nie mam logicznego wytłumaczenia dla tego, co robię — mówię szczerze, jednocześnie nie oczekując jakiegokolwiek zrozumienia dla moich rodzinnych perypetii.
— Dobrze było cię zobaczyć. — Nie zostaję dłużej, chciałem tylko się przywitać i poinformować o swojej obecności w Midgardzie. Będzie jeszcze okazja, by się spotkać i nadrobić stracony czas, opowiedzieć o tym, co się wydarzyło w minionych miesiącach. — Zostawię ci mój adres. Gdybyś czegoś potrzebowała, wiesz, gdzie mnie znaleźć. — Całuję ją w policzek na pożegnanie, po czym dopijam resztkę alkoholu. Znikam tak szybko, jak się pojawiłem, choć tym razem nie wybieram się nigdzie z Midgardu — to na razie mój nowy dom. — A o Magisterium... Jeszcze porozmawiamy — dodaję, uśmiechając się do niej tajemniczo.
Loke i Margrét z tematu