Park Ruchomych Rzeźb (K)
4 posters
Mistrz Gry
Park Ruchomych Rzeźb (K) Nie 13 Gru - 3:44
Park Ruchomych Rzeźb (K)
W ostatnim czasie to bez wątpienia jedno z ciekawszych miejsc w Midgardzie, mimo że powstało stosunkowo niedawno, gdyż zaledwie kilka lat temu, by ożywić i odmienić zapomnianą dzielnicę Ymira Starszego. Cały kompleks został wybudowany na wzór sławetnego parku Vigelanda w Oslo, jednak nie skupia się wyłącznie na osiągnięciach jednego artysty, gromadzi bowiem na swoim obszarze rzeźby twórców ze wszystkich krajów Półwyspu Skandynawskiego. Od świata śniących odróżnia go też to, że niektóre pomniki, które zostały przez inicjatora tego miejsca potraktowane specjalnym zaklęciem, potrafią co kilka godzin niepostrzeżenie zmieniać swoje pozycje. W związku z tym nigdy nie wiadomo, jaki w danym momencie będzie układ parku.
1 – Masz szczęście, gdyż możesz zobaczyć wystawę tańczących rzeźb.
2 – Odczuwasz niepokojące wrażenie, że wszystkie rzeźby w parku patrzą właśnie na ciebie. Wydaje ci się, że popadasz już w paranoję, a ich wyżłobione oczy śledzą każdy twój ruch.
3 – Zauważasz, że jedna z instalacji jest pusta, pomimo szczegółowego opisu na tabliczce. Jak sądzisz, co stało się z rzeźbami?
4 – W pewnym momencie dostrzegasz rzeźbę śpiącej kobiety. Kiedy podchodzisz bliżej, otwiera oczy i uśmiecha się do ciebie radośnie.
5 – Kilka wyrzeźbionych sylwetek mężczyzn zaczyna do ciebie machać.
6 – Zjawiasz się przy rzeźbie zakapturzonej postaci, która intuicyjnie przykuwa twoją uwagę. W momencie, w którym próbujesz odejść i odwracasz się, rzeźba chwyta za twoje ramię i przez chwilę nie jesteś w stanie uwolnić się z uścisku.
Kość k6 (nieobowiązkowa)
1 – Masz szczęście, gdyż możesz zobaczyć wystawę tańczących rzeźb.
2 – Odczuwasz niepokojące wrażenie, że wszystkie rzeźby w parku patrzą właśnie na ciebie. Wydaje ci się, że popadasz już w paranoję, a ich wyżłobione oczy śledzą każdy twój ruch.
3 – Zauważasz, że jedna z instalacji jest pusta, pomimo szczegółowego opisu na tabliczce. Jak sądzisz, co stało się z rzeźbami?
4 – W pewnym momencie dostrzegasz rzeźbę śpiącej kobiety. Kiedy podchodzisz bliżej, otwiera oczy i uśmiecha się do ciebie radośnie.
5 – Kilka wyrzeźbionych sylwetek mężczyzn zaczyna do ciebie machać.
6 – Zjawiasz się przy rzeźbie zakapturzonej postaci, która intuicyjnie przykuwa twoją uwagę. W momencie, w którym próbujesz odejść i odwracasz się, rzeźba chwyta za twoje ramię i przez chwilę nie jesteś w stanie uwolnić się z uścisku.
Isla Löve
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Pon 15 Lip - 10:53
Isla LöveWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vaasa, Finlandia
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : niksa
Zawód : bezrobotna
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : żbik
Atuty : akrobata (I), pani natury (II), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 5
04.07.2001?
Nieznajomy nosił na głowie śmieszny, ozdobiony koralikami melonik, a w jego oczach igrała tajemnica, której trudno było się oprzeć. Miała wrażenie, że jego spojrzenie zatrzymało ją w miejscu, a nogi wrosły przez brukowany chodnik aż do ziemi, wpuszczając korzenie w podmiejską glebę; i mogła tylko poddać się temu uczuciu, ignorując przy tym fikołki w kieszeni sukienki, które wykonywał wyraźnie dezaprobujący Viggo. W tym mężczyźnie było coś dziwnego. Był jak pokusa ubrana w ludzką skórę, jak misterium uśmiechające się do niej z drugiego krańca zatłoczonej uliczki. Nie wiedziała kiedy znalazł się obok - bo zdawało się jej, że mrugnęła zaledwie raz, a on już kłaniał się przy niej w pas i pozwolił zajrzeć w głębię koszyka wyłożonego czarną aksamitną tkaniną. Amulety. Dziesiątki opatrzonych runami kamiennych kółek z przywiązanymi do nich rzemykami, ptasimi piórami i takimi samymi koralikami, które nieznajomy przyszył do kapelusza. Zachęcił, by wybrała jeden z nich, a przeznaczenie poprowadziło jej palce: wyłowiła fioletowawą obręcz z długimi czarnymi lotkami i błękitno-burgundowymi paciorkami, za co mężczyzna nawet nie domagał się zapłaty, mimo że chętnie przyjmował runiczne talary od innych, widziała to na własne oczy. Aura niksy rozwiązała jednak wór jego szczodrości: życzył jej rychłego spełnienia życzenia, skłonił się i kiedy mrugnęła ponownie, już go nie było.
Do parku ruchomych rzeźb Isla dotarła nieco oszołomiona i podekscytowana. Rozmarzone napięcie osaczyło jej myśli: nie mogła się doczekać, aż o wszystkim opowie ukochanemu. Może nieznajomy był bogiem przechadzającym się pośród ludzi? Miał w sobie czar, który w jej mniemaniu by temu odpowiadał, więc Isla spojrzała na amulet i z namaszczeniem powiodła opuszką po kamiennej powierzchni. To cenny skarb.
- Henriku! - zawołała do niego z przejęciem. Łuk póki co pozostał jej obojętny i nawet nie zwróciła na niego uwagi, chociaż stanowił główną atrakcję parku i punkt, do którego ciągnęła każda para stóp, czy to miejscowych, czy turystycznych; cieszył ją wyłącznie brak tłumów z głównego placu dzielnicy, który ściskał ją jak para szczęk wielkiego potwora. Niksa uniosła w dłoniach talizman i zamachała nim lekko. - Spójrz, co mam - zachęciła euforycznie. Warkocz przeplatany kolorową wstążką zakołysał się lekko na jej plecach, kiedy przyspieszyła kroku, żeby się z nim zrównać, i ułożyła zdobycz na kołysce z obu dłoni. Miała iść po gazetę, ale przy spotkaniu nieznajomego, tajemniczego maga zupełnie o tym zapomniała. - Amulet. Prawdziwy. Dostałam go od zabawnie ubranego człowieka, który przysiągł, że spełni jedno moje życzenie, czegokolwiek będzie dotyczyć. I nawet nie chciał ode mnie pieniędzy - uśmiechnęła się aksamitnie. Viggo wychylił się z jej kieszeni i zeskoczył na ziemię, powąchał but Henrika, prychnął i wdrapał się na kamienną ławeczkę ustawioną nieopodal pomnika. Był ciekaw, czego zażyczy sobie jego Isla; może wymazania jej ukochanego oszołoma z listy obecności całej ludzkości? To by go zadowoliło, ale wiedział, że to samolubne; serce niksy pękłoby wówczas na pół, a on nie chciał widzieć jej cierpiącej. - Zastanawiam się, czy nie był bogiem - przyznała szeptem, pochylona w kierunku Vestergaarda niemal konspiracyjnie. To byłoby niesamowite, poznać boga. Rozmawiać z nim, otrzymać podarunek zdolny wpłynąć na bieg historii, choćby dotyczącej jednej osoby.
Następująca po tym myśl przypominała grom przecinający niebo. Oczy Isli otworzyły się szerzej, zwrócone ku Henrikowi, kiedy zdała sobie sprawę z własnej gafy; jak mogła wcześniej na to nie wpaść? - O nie. Może powinnam była poprosić o dwa? Żebyś miał swój? - strapiła się i znów obróciła amulet w dłoniach. Zapewne nie sprawiła mu przykrości, ale każdy cieszyłby się z okruchu przeznaczenia wpadającego w ręce... Później koniecznie namówi go, żeby odnaleźli tego człowieka. Zapewne wciąż kręcił się gdzieś po tłocznym placu Ymira, jeśli kajdany człowieczeństwa przytroczyły go do ziemi, a wrażenie boskości było mylną fatamorganą; niewykluczone również, że Henrik też nie będzie musiał płacić. Jego język tkał słowa, które lepiły z gliny pragnienia, wnioski i odpowiedzi rozmówców, a jeśli to nie wystarczy, Isla uśmiechnie się do sprzedawcy i poprosi, żeby podzielił się z nimi kolejnym amuletem za darmo. - Chyba wiem, co chciałabym zamknąć w swoim życzeniu… - zastanowiła się na głos i znów wytyczyła opuszką ścieżkę dookoła kamiennego okręgu. Coś, co długo chodziło jej po głowie, coś, co zawsze chciała urzeczywistnić, a co od czasu przeczytania baśni z jego dzieciństwa goniło ją w sennych marzeniach. Coś, co sprawiłoby jej tak wiele radości, że gdy przeminie, na jej miejscu zostanie już tylko poczucie dziwnej pustki - tęsknej, ale szczęśliwej, bo niemożliwe chociaż na chwilę stałoby się możliwym.
Henrik Vestergaard
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Pon 15 Lip - 20:39
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
Poznawali Midgard razem — ona pierwszy raz, a on na nowo, jej oczyma. Na początku wmówił sobie, że może chociaż spróbować się tym cieszyć dopóki nie rozwikła tego tymczasowego problemu. Czy powinien wynająć Isli mieszkanie? Ale gdzie, w jakiej cenie, czy niksa sobie tam poradzi, i czy on zdoła wymyślić wymówkę, w której właściciel nie weźmie jej za jego utrzymankę? Porozmawiać z nią w cztery oczy? Kilkukrotnie się do tego zbierał, ale za każdym razem albo była czymś ucieszona i nie miał serca psuć jej nastroju (przecież znajdzie dogodniejszy moment) albo Viggo wwiercał w nich swoje psychopatyczne ślepia i nie będzie przecież prowadził takiej rozmowy w sześć oczu. A może po prostu powinien to wszystko przeczekać? Isla w końcu się nim znudzi, jak każda inna — a jeśli nie, to potrafił przecież zadbać o to, by subtelnie ją do siebie zniechęcić. Tyle, że jakoś jeszcze nie zaczął.
Choć stres związany z obecnością niksy i norski w tym samym budynku co focza skóra nie ustawał i od pierwszego lipca Henrik nie przespał ani jednej pełnej nocy, to zwiedzanie Midgardu z Islą chyba naprawdę zaczęło go cieszyć. Jej ekscytacja najmniejszymi drobnostkami, nieposkromiona ciekawość świata, blask w oczach ilekroć odkrywali nowe miejsce, które się jej spodobało. Jej radość przypominała mu cień własnych reakcji, gdy pierwszy raz znalazł się w Midgardzie i zakochał w tym mieście od pierwszego wejrzenia (być może była to obok psychiatrii jedyna miłość w jego życiu), ale niósł wtedy ciężar foczej skóry i kradzionych kosztowności i lęku i obowiązków.
Albo może czuł się swobodniej i lżej w oddaleniu od własnej sypialni, zaprowadziwszy Islę jak najdalej od tamtych zamkniętych na klucz drzwi. Nie domyślała się podstępu, a on miał dziś kilka godzin wolnego zanim w jutrzejsze popołudnie pochłoną go wizyty w gabinecie. Czuł tylko na sobie oskarżycielskie spojrzenie Viggo i nawet gdy Isla z chowańcem oddalili się na chwilę (chciał ich z nią, ale ostatecznie przyda się im odrobina samodzielności), miał wrażenie, że ktoś nadal wbija mu wzrok w plecy. Obejrzał się przez ramię by napotkać puste spojrzenie rzeźby nagiej kobiety. Skrzywił się lekko i przeszedł dalej, by poczekać na Islę na ławce. Gdy znów podniósł wzrok, nieruchoma Wenus zwracała głowę w jego stronę. Znajdujący się naprzeciwko Mars też. Wziął głęboki oddech, ze smutnym przyzwyczajeniem uznając, że może popada w paranoję — albo że po prostu się nie wyspał i bezsenne noce odbijają się na nim cieniem rozkojarzenia. Przymknął na moment oczy i...
...otworzył je prędko i zamrugał, słysząc nad sobą głos Isli. Na jak długo się zamyślił?
- Co? - zapytał uprzejmie, widząc, że nie miała w dłoniach gazety. - Och, takie amulety nie istnieją. - roześmiał się ciepło, słysząc jej opowieść. - Gdyby chciał od ciebie pieniądze, zmartwiłbym się, że chce cię oszukać. - dodał niefrasobliwie (unikając spojrzenia Viggo), bo przez pierwsze dni nie chciał zranić uczuć Isli, ale nie można bez końca być dyplomatycznym. Musiała powoli poznawać zasady rządzące miastem jeśli się jej tu spodoba i jeśli będzie miała tu sobie poradzić… bez niego. Ale przecież nawet z nim — rozdzielili się raptem na kilka minut i już ktoś wcisnął jej jakiegoś bzdeta! - Bardzo ładny. - wtrącił łagodniej, dla osłody, choć amulet zdawał się mu typowym ulicznym bibelotem. Przechylił lekko głowę, co oznaczało w jego mowie ciała głębszy rodzaj namysłu, dopiero gdy wspomniała o bogach. Tym razem nie był rozbawiony, choć być może jej naiwne namaszczenie wprawiłoby w rozbawienie innego galdra. Henrika chyba niegdyś też, przez lata żył w przekonaniu, że żadni bogowie — ani celtyccy ani greccy ani skandynawscy — nie pomogli mu gdy ich potrzebował… ale potem poprosił o coś Odyna i otrzymał swój dar. Czasami zastanawiał się nad tym, czy rytuał zadziałałby nawet bez boskiej pomocy, czy po prostu doprowadził do końca skomplikowany magiczny proces. A czasami z pokorą myślał o swoim braku doświadczenia w magii runicznej i szedł wtedy do świątyni Odyna, złożyć ofiarę. Nie wiedział, czy bogowie mogli chodzić po ziemi w ludzkiej postaci, ale nie wiedział też do niedawna, że rozdają bezcenne umiejętności cudzoziemcom.
- Tak myślisz? Jaki się wydawał? - spytał z powagą, nie wykluczając żadnej z możliwości. Zamrugał lekko speszony, gdy zaczęła zastanawiać się nad amuletem dla niego — nie był przyzwyczajony do dostawania prezentów ani do nikogo myślącego o sobie i o nim w parze, właściwie to do nikogo, kto by o niego dbał. Nie uświadomił sobie jednak tej myśli ani dziwnego ciepła rozlewającego się w okolicach mostka, w zamian ze smutnym uśmiechem myśląc o tym, że doskonale wiedziałby o co poprosiłby wszechświat, ale że to jedno życzenie jest najwyraźniej niemożliwe do spełnienia. Nie cofnie tego,czym kim się urodził, choć tak desperacko tego pragnął.
- Co? - zagaił, raczej nie wierząc w moc bibelotu, ale będąc ciekaw tego, czego pragnęła Isla. On musiał ukrywać przed nią — i wszystkimi — najskrytsze pragnienia własnego serca, ale czy ona zechciałaby się podzielić własnym? Spojrzał na nią, wzrokiem obydwu oczu — lewe widziało przebłyski jej entuzjazmu i radości — zastanawiając się, czy zdradziłaby mu taki sekret. I udając, że nie widzi oskarżycielskich spojrzeń ani Viggo ani kamiennych posągów.
Choć stres związany z obecnością niksy i norski w tym samym budynku co focza skóra nie ustawał i od pierwszego lipca Henrik nie przespał ani jednej pełnej nocy, to zwiedzanie Midgardu z Islą chyba naprawdę zaczęło go cieszyć. Jej ekscytacja najmniejszymi drobnostkami, nieposkromiona ciekawość świata, blask w oczach ilekroć odkrywali nowe miejsce, które się jej spodobało. Jej radość przypominała mu cień własnych reakcji, gdy pierwszy raz znalazł się w Midgardzie i zakochał w tym mieście od pierwszego wejrzenia (być może była to obok psychiatrii jedyna miłość w jego życiu), ale niósł wtedy ciężar foczej skóry i kradzionych kosztowności i lęku i obowiązków.
Albo może czuł się swobodniej i lżej w oddaleniu od własnej sypialni, zaprowadziwszy Islę jak najdalej od tamtych zamkniętych na klucz drzwi. Nie domyślała się podstępu, a on miał dziś kilka godzin wolnego zanim w jutrzejsze popołudnie pochłoną go wizyty w gabinecie. Czuł tylko na sobie oskarżycielskie spojrzenie Viggo i nawet gdy Isla z chowańcem oddalili się na chwilę (chciał ich z nią, ale ostatecznie przyda się im odrobina samodzielności), miał wrażenie, że ktoś nadal wbija mu wzrok w plecy. Obejrzał się przez ramię by napotkać puste spojrzenie rzeźby nagiej kobiety. Skrzywił się lekko i przeszedł dalej, by poczekać na Islę na ławce. Gdy znów podniósł wzrok, nieruchoma Wenus zwracała głowę w jego stronę. Znajdujący się naprzeciwko Mars też. Wziął głęboki oddech, ze smutnym przyzwyczajeniem uznając, że może popada w paranoję — albo że po prostu się nie wyspał i bezsenne noce odbijają się na nim cieniem rozkojarzenia. Przymknął na moment oczy i...
...otworzył je prędko i zamrugał, słysząc nad sobą głos Isli. Na jak długo się zamyślił?
- Co? - zapytał uprzejmie, widząc, że nie miała w dłoniach gazety. - Och, takie amulety nie istnieją. - roześmiał się ciepło, słysząc jej opowieść. - Gdyby chciał od ciebie pieniądze, zmartwiłbym się, że chce cię oszukać. - dodał niefrasobliwie (unikając spojrzenia Viggo), bo przez pierwsze dni nie chciał zranić uczuć Isli, ale nie można bez końca być dyplomatycznym. Musiała powoli poznawać zasady rządzące miastem jeśli się jej tu spodoba i jeśli będzie miała tu sobie poradzić… bez niego. Ale przecież nawet z nim — rozdzielili się raptem na kilka minut i już ktoś wcisnął jej jakiegoś bzdeta! - Bardzo ładny. - wtrącił łagodniej, dla osłody, choć amulet zdawał się mu typowym ulicznym bibelotem. Przechylił lekko głowę, co oznaczało w jego mowie ciała głębszy rodzaj namysłu, dopiero gdy wspomniała o bogach. Tym razem nie był rozbawiony, choć być może jej naiwne namaszczenie wprawiłoby w rozbawienie innego galdra. Henrika chyba niegdyś też, przez lata żył w przekonaniu, że żadni bogowie — ani celtyccy ani greccy ani skandynawscy — nie pomogli mu gdy ich potrzebował… ale potem poprosił o coś Odyna i otrzymał swój dar. Czasami zastanawiał się nad tym, czy rytuał zadziałałby nawet bez boskiej pomocy, czy po prostu doprowadził do końca skomplikowany magiczny proces. A czasami z pokorą myślał o swoim braku doświadczenia w magii runicznej i szedł wtedy do świątyni Odyna, złożyć ofiarę. Nie wiedział, czy bogowie mogli chodzić po ziemi w ludzkiej postaci, ale nie wiedział też do niedawna, że rozdają bezcenne umiejętności cudzoziemcom.
- Tak myślisz? Jaki się wydawał? - spytał z powagą, nie wykluczając żadnej z możliwości. Zamrugał lekko speszony, gdy zaczęła zastanawiać się nad amuletem dla niego — nie był przyzwyczajony do dostawania prezentów ani do nikogo myślącego o sobie i o nim w parze, właściwie to do nikogo, kto by o niego dbał. Nie uświadomił sobie jednak tej myśli ani dziwnego ciepła rozlewającego się w okolicach mostka, w zamian ze smutnym uśmiechem myśląc o tym, że doskonale wiedziałby o co poprosiłby wszechświat, ale że to jedno życzenie jest najwyraźniej niemożliwe do spełnienia. Nie cofnie tego,
- Co? - zagaił, raczej nie wierząc w moc bibelotu, ale będąc ciekaw tego, czego pragnęła Isla. On musiał ukrywać przed nią — i wszystkimi — najskrytsze pragnienia własnego serca, ale czy ona zechciałaby się podzielić własnym? Spojrzał na nią, wzrokiem obydwu oczu — lewe widziało przebłyski jej entuzjazmu i radości — zastanawiając się, czy zdradziłaby mu taki sekret. I udając, że nie widzi oskarżycielskich spojrzeń ani Viggo ani kamiennych posągów.
Mistrz Gry
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Pon 15 Lip - 20:39
The member 'Henrik Vestergaard' has done the following action : kości
'k6' : 2
'k6' : 2
Isla Löve
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Sro 17 Lip - 21:06
Isla LöveWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vaasa, Finlandia
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : niksa
Zawód : bezrobotna
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : żbik
Atuty : akrobata (I), pani natury (II), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 5
Nie miała pojęcia o istnieniu skarbu, jaki zaryglował pod ciężkim wiekiem skrzyni w sypialni, której nie pozwolił jej odwiedzić. Na szczęście pod dachem jego domu znalazło się mnóstwo pomieszczeń, które odwróciły jej uwagę - ciekawych, pełnych rzeczy, jakich nigdy wcześniej nie widziała na oczy, a jakie dla niego od zawsze stanowiły chleb powszechni. Pościelona jej w salonie kanapa okazała się także na tyle komfortowa, że nawet nie przyszło jej do głowy domagać się innych wygód, miękka jak obłok, z pościelą pachnącą nieco sztuczną, ale uroczą interpretacją kwiatów bzu. Choć było to… Dziwne. Inne niż wizja, która spłynęła z wrzeciona wyobraźni, gdzie od pierwszych chwil jej wprowadzki żyliby jak mąż i żona, tak jak robili to w jej chatce. Sztywny kręgosłup Midgardu chyba wymagał od nich jednak innych początków i Isla nie napierała, żeby zrewolucjonizować sposób, w jaki Henrik ją do siebie przyjął. Bądź co bądź, balansowała na cienkiej granicy pomiędzy byciem gościem a domownikiem... Równie dobrze mógł musieć oswoić się z jej bliskością od świtu do zmierzchu i dalej, pod kotarą nocy. Na jego korzyść działało także to, że Isla w równym stopniu musiała się do tego wszystkiego przyzwyczaić - do cięższego, pozbawionego dzikiej świeżości powietrza, do uczucia doskonale skrojonych desek podłogowych pod stopami, do bieżącej wody z różnicami temperatur na zawołanie, do kuchni, w której gotowanie mniej przypominało alchemię, a bardziej proces chirurgiczny, do braku ptasiego świergotu wlewającego się w każdą minutę dnia.
- To raczej niemożliwe, żeby nie istniały - oceniła z przekonaniem, rozbawiona jego rozbawieniem i tym, jak łatwo przyszło mu wysnuć ten wniosek. Doprawdy, skąd u niego taki zakupowy pesymizm? Czyżby ktoś wcześniej sprawił mu psikusa i sprzedał mu coś, co nie zadziałało? Mogło tak być, a nawet maleńka zadra była zdolna zostawić w sercu wielką ranę, a w myślach wielką niechęć i równie wielkie rozczarowanie. - Żyjemy w magicznym świecie, Henriku - przypomniała mu, w jej oczach zatańczyła iskierka lisiej ekscytacji. Ani przez chwilę nie uwierzyła w to, że handlarz mógł chcieć ją oszukać. A nawet jeśli tak było, to jeszcze nie oznaczało, że talizmany nie niosły w sobie niesamowitych mocy, że nie zostały stworzone po to, żeby przenieść życzenia na płótno rzeczywistości i odmalować go w wyrazistych barwach. Kto wie, ile wspaniałości wydarzyło się w Midgardzie dzięki magicznym przedmiotom? - Wpływamy na to, co nas otacza, ruchem naszych dłoni i melodią naszych słów, ale amulety i ich moce to granica, którą wytyczyłeś na piasku? - uśmiechnęła się promiennie, szeroko. Lubiła dźwięk jego śmiechu: melodię, której ciepło kojarzyło się jej z płomykami igrającymi na polanach w kominku jej chatki, lubiła sposób, w jaki jego własny uśmiech kładł się na jego ustach i nadawał rysom zaskakującej miękkości. Gdyby talizman miał okazać się oszustwem, czym oczywiście się nie okaże, bo to nieprawdopodobne, warto było go otrzymać właśnie dla tego widoku. Sama zaś rozpromieniła się jeszcze mocniej, kiedy pochwalił piękno zamknięte w jej nowym skarbie. - Prawda? To chyba pióra wrony albo kruka. Albo valravna - zastanowiła się, łaskocząc opuszką długą atramentową lotkę. - Ciemne jak noc i jak twoje włosy - zauważyła, a pomiędzy nimi zawisło niedodane skojarzenie - i jak twoje futro, gdy w mimirowej księgarni znajdowałeś się pod zwierzęcą postacią.
Wspomnienia zadryfowały w kierunku sprzedawcy, zwabione pytaniem Henrika, i oczy Isli zwęziły się w zamyśleniu. Widziała go tylko przelotnie, zbyt krótko, żeby cokolwiek zdawało się wykute w kamieniu, ale wróciła myślą do własnych emocji z tamtej chwili i spróbowała je rozszyfrować, nazwać. Doceniła też, że tego nie zbagatelizował, ale uwierzył; właśnie to było w nim niesamowite: nigdy nie sprawił, by poczuła się głupia. Nie wszyscy sprawę boga kroczącego między ludźmi potraktowaliby poważnie.
- Tajemniczy. Przypominał… myślę, że przypominał wiersz urwany w połowie albo niedokończony obraz - mówiła cicho i spokojnie, cały czas obracając w dłoniach kamienny okrąg z wyrytymi nań skandynawskimi symbolami. Koraliki pobrzękiwały cicho w rytmie jej ruchów. - Kiedy na mnie spojrzał, coś dało mi do zrozumienia, że powinnam się zatrzymać i poczekać, aż do mnie podejdzie. Posłuchałam. Włosy miał białe jak babie lato, nosił kapelusz i szatę, na której drobną nicią wyhaftowane były runy. Miał też całe ich wzorki na wisiorze na szyi - relacjonowała, zapatrzona w Henrika. Jeśli ktoś mógł rozwikłać tę zagadkę i ocenić, czy naprawdę spotkała boga, to byłby właśnie on. Najmądrzejszy, najbardziej spostrzegawczy ze wszystkich znanych jej ludzi, najbardziej oczytany i najbardziej uważny na drobne detale, łatwe do pominięcia dla innych. - Jak uważasz? - zapytała z nadzieją, ogromnie ciekawa jego wniosków. Wyczuwanie obecności duchów okalających jezioro to jedno, ale zetknąć się z istotą boską, ojej… Kto o tym nie marzył? Kto nie chciałby zostać tak wyróżniony?
Kto nie pragnął spełnienia życzenia przez członka wyniesionego w sacrum panteonu?
Życzenia, którego nie zamierzała nazwać na głos. Posłała Henrikowi niejednoznaczny uśmiech i odrobinę mocniej zacisnęła dłonie na talizmanie, wyobraziwszy sobie, że kamienna, pokryta runami główka scala się w jedność z jej skórą, i przymknęła przy tym powieki. To, o co pragnęła poprosić bogów, przeznaczone było wyłącznie do ich uszu, do ich wszechmądrej oceny, ich życzliwości. Jeśli to możliwe, chciałabym, aby Viggo choć przez chwilę mógł mówić ludzkim głosem. Byłoby mi bardzo miło.
- To raczej niemożliwe, żeby nie istniały - oceniła z przekonaniem, rozbawiona jego rozbawieniem i tym, jak łatwo przyszło mu wysnuć ten wniosek. Doprawdy, skąd u niego taki zakupowy pesymizm? Czyżby ktoś wcześniej sprawił mu psikusa i sprzedał mu coś, co nie zadziałało? Mogło tak być, a nawet maleńka zadra była zdolna zostawić w sercu wielką ranę, a w myślach wielką niechęć i równie wielkie rozczarowanie. - Żyjemy w magicznym świecie, Henriku - przypomniała mu, w jej oczach zatańczyła iskierka lisiej ekscytacji. Ani przez chwilę nie uwierzyła w to, że handlarz mógł chcieć ją oszukać. A nawet jeśli tak było, to jeszcze nie oznaczało, że talizmany nie niosły w sobie niesamowitych mocy, że nie zostały stworzone po to, żeby przenieść życzenia na płótno rzeczywistości i odmalować go w wyrazistych barwach. Kto wie, ile wspaniałości wydarzyło się w Midgardzie dzięki magicznym przedmiotom? - Wpływamy na to, co nas otacza, ruchem naszych dłoni i melodią naszych słów, ale amulety i ich moce to granica, którą wytyczyłeś na piasku? - uśmiechnęła się promiennie, szeroko. Lubiła dźwięk jego śmiechu: melodię, której ciepło kojarzyło się jej z płomykami igrającymi na polanach w kominku jej chatki, lubiła sposób, w jaki jego własny uśmiech kładł się na jego ustach i nadawał rysom zaskakującej miękkości. Gdyby talizman miał okazać się oszustwem, czym oczywiście się nie okaże, bo to nieprawdopodobne, warto było go otrzymać właśnie dla tego widoku. Sama zaś rozpromieniła się jeszcze mocniej, kiedy pochwalił piękno zamknięte w jej nowym skarbie. - Prawda? To chyba pióra wrony albo kruka. Albo valravna - zastanowiła się, łaskocząc opuszką długą atramentową lotkę. - Ciemne jak noc i jak twoje włosy - zauważyła, a pomiędzy nimi zawisło niedodane skojarzenie - i jak twoje futro, gdy w mimirowej księgarni znajdowałeś się pod zwierzęcą postacią.
Wspomnienia zadryfowały w kierunku sprzedawcy, zwabione pytaniem Henrika, i oczy Isli zwęziły się w zamyśleniu. Widziała go tylko przelotnie, zbyt krótko, żeby cokolwiek zdawało się wykute w kamieniu, ale wróciła myślą do własnych emocji z tamtej chwili i spróbowała je rozszyfrować, nazwać. Doceniła też, że tego nie zbagatelizował, ale uwierzył; właśnie to było w nim niesamowite: nigdy nie sprawił, by poczuła się głupia. Nie wszyscy sprawę boga kroczącego między ludźmi potraktowaliby poważnie.
- Tajemniczy. Przypominał… myślę, że przypominał wiersz urwany w połowie albo niedokończony obraz - mówiła cicho i spokojnie, cały czas obracając w dłoniach kamienny okrąg z wyrytymi nań skandynawskimi symbolami. Koraliki pobrzękiwały cicho w rytmie jej ruchów. - Kiedy na mnie spojrzał, coś dało mi do zrozumienia, że powinnam się zatrzymać i poczekać, aż do mnie podejdzie. Posłuchałam. Włosy miał białe jak babie lato, nosił kapelusz i szatę, na której drobną nicią wyhaftowane były runy. Miał też całe ich wzorki na wisiorze na szyi - relacjonowała, zapatrzona w Henrika. Jeśli ktoś mógł rozwikłać tę zagadkę i ocenić, czy naprawdę spotkała boga, to byłby właśnie on. Najmądrzejszy, najbardziej spostrzegawczy ze wszystkich znanych jej ludzi, najbardziej oczytany i najbardziej uważny na drobne detale, łatwe do pominięcia dla innych. - Jak uważasz? - zapytała z nadzieją, ogromnie ciekawa jego wniosków. Wyczuwanie obecności duchów okalających jezioro to jedno, ale zetknąć się z istotą boską, ojej… Kto o tym nie marzył? Kto nie chciałby zostać tak wyróżniony?
Kto nie pragnął spełnienia życzenia przez członka wyniesionego w sacrum panteonu?
Życzenia, którego nie zamierzała nazwać na głos. Posłała Henrikowi niejednoznaczny uśmiech i odrobinę mocniej zacisnęła dłonie na talizmanie, wyobraziwszy sobie, że kamienna, pokryta runami główka scala się w jedność z jej skórą, i przymknęła przy tym powieki. To, o co pragnęła poprosić bogów, przeznaczone było wyłącznie do ich uszu, do ich wszechmądrej oceny, ich życzliwości. Jeśli to możliwe, chciałabym, aby Viggo choć przez chwilę mógł mówić ludzkim głosem. Byłoby mi bardzo miło.
Prorok
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Pon 22 Lip - 11:17
ProrokKonta specjalne
Prorok
Prorok
Gif :
Grupa : konto specjalne
Magia i życzenia niosły ze sobą wielką moc. Moc, o której pisano w starych sagach, że należy bardzo ostrożnie je ze sobą łączyć i zawsze zastanowić się nad życzeniem. Te bowiem, potrafią spełniać się w najmniej spodziewany sposób.
Amulet mieścił się w dłoniach Isly, splatając palce ze sobą czuła wręcz ciepło bijącego od niego. Przyjemne, wręcz kojące - zdawało się wręcz, że tego rodzaju magia nie może być zła, nie może nieść ze sobą nieszczęścia i bólu.
Viggo siedział obok niksy, paciorkowatymi oczami wpatrując się w nią, jakby czekał, aż w końcu wypowie życzenie i będą mogli usłyszeć jak jej głos unosi się w powietrzu, osiada na wietrze i zostaje niesiony do bogów - wyrażone życzenie.
-Sądzisz, że cię słyszą? - Cichy głos nagle wybrzmiał, tuż obok, tak obcy a jednak zdający się bliski i oczywisty. Viggo przekręcił główkę, nie otwierał pyszczka, a jednak zdaje musiało paść z jego strony. Stanął na łapkach i podszedł bliżej. -Może jednak należy wypowiedzieć je na głos? - Gdyby mógłby, zapewne porwałby amulet w zęby i sprawdził czy jednak jest prawdziwy.
|To jednorazowa ingerencja Proroka.
W razie pytań proszę pisać do Villemo Holmsen.
Amulet mieścił się w dłoniach Isly, splatając palce ze sobą czuła wręcz ciepło bijącego od niego. Przyjemne, wręcz kojące - zdawało się wręcz, że tego rodzaju magia nie może być zła, nie może nieść ze sobą nieszczęścia i bólu.
Viggo siedział obok niksy, paciorkowatymi oczami wpatrując się w nią, jakby czekał, aż w końcu wypowie życzenie i będą mogli usłyszeć jak jej głos unosi się w powietrzu, osiada na wietrze i zostaje niesiony do bogów - wyrażone życzenie.
-Sądzisz, że cię słyszą? - Cichy głos nagle wybrzmiał, tuż obok, tak obcy a jednak zdający się bliski i oczywisty. Viggo przekręcił główkę, nie otwierał pyszczka, a jednak zdaje musiało paść z jego strony. Stanął na łapkach i podszedł bliżej. -Może jednak należy wypowiedzieć je na głos? - Gdyby mógłby, zapewne porwałby amulet w zęby i sprawdził czy jednak jest prawdziwy.
|To jednorazowa ingerencja Proroka.
W razie pytań proszę pisać do Villemo Holmsen.
Henrik Vestergaard
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Czw 25 Lip - 3:03
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
Jego policzki musnął lekki rumieniec wstydu gdy uświadomił sobie, że Isla w teorii miała rację. I że w teorii brzmiał jak własny ojciec, przestrzegający syna przed wszystkim — nieznajomymi, morzem, głupotą skrytą w kartach ksiąg z baśniami (nie sięgał do nich odkąd matka zniknęła); a w chwilach choroby przed kobietami, sztormami i oszustami. Ale w praktyce Midgard był pełen hochsztaplerów, żebraków zdolnych zmienić człowieka w norkę, fanatyków z Wyzwolonych i młodzieńców spoglądających na Islę nazbyt pożądliwie (ba, wśród Wyzwolonych też mogli znajdować się tacy młodzieńcy!). Jak miał się o nią nie martwić? I... przecież ojciec zrzędził, bo chciał odgrodzić Henrika od świata, a Henrik tylko trochę narzekał, bo martwił się o Islę. To co innego, prawda? I tylko cichy, dezorientujący głos sumienia podpowiadał, że pomimo zwątpienia w prawdziwość wszystkich wspomnień i pomimo toksyny zatruwającej ich rodzinę; istniał w jego życiu czas, w którym ojciec się martwił — toksycznie, obsesyjnie, ale zawsze.
Z zakłopotaniem przypomniał sobie też charytatywną akcję na rzecz mieszkańców dzielnicy Ymira Starszego, którą kiedyś wspierał. Własną radość, gdy dzielnicę zaczęto rewitalizować i pogodne wyprawy do Księgarni Mimira. Chyba dał się porwać uprzedzeniom, oceniając zdobycz Isli przez pryzmat niedawnej, nieprzyjemnej konfrontacji z żebrakiem. Nie każdy handlarz musiał być hochsztaplerem, a wielu handlarzy mogło podarować niksie coś za darmo, prawda?
- Masz rację. - przyznał z bladym uśmiechem. Nie lubił przyznawać ludziom racji, ale przy niej nie kojarzyło mu się to z ojcowskim autorytetem ani satysfakcją w oczach Beatrice; Isla nie traktowała uznania własnych argumentów jako osobistej nagrody. - Może pora zasypać granicę na piasku i przenieść ją w inne miejsce. - to w końcu magia piasku, możliwość budowania i niszczenia; wiatr zdolny zasypać każdy rów i woda zdolna rozpuścić każdą konstrukcję. Gdy chodził na plażę, wyobrażał sobie czasami, że jego przeszłość jest dołem wykopanym nad morskim brzegiem i że w miarę upływu czasu fale zasypią ten dół piaskiem, a woda wygładzi brzegi i po dawnych ranach nie zostanie nawet ślad. Gdy stał nad morzem, czasami naprawdę w to wierzył. Gdyuciekał od świata wybierał się do Finlandii albo zapominał o całym świecie nad lekturą książki, naprawdę tak się czasem czuł, jakby już wszystko było dobrze. A potem lęk i wspomnienia powracały, a Henrik przypominał sobie, że ludzka psychika nie jest plażą, a ziemia nie jest morzem.
Tak czy siak, chciałby kiedyś zabrać Islę na plażę.
- Kruki to święte zwierzęta Odyna. - wyrwało mu się z uśmiechem, choć wcale nie chciał karmić złudzeń Isli, bo bogowie nie powinni chodzić wśród ludzi. Ale nie powinni też obdarzać swoim darem Anglika, który przez pół życia nie składał nawet ofiar Odynowi. Wyciągnął dłóń w stronę talizmanu, ale nie dotknął go. Zwłaszcza, gdy wspomniała valravny. Wspomnienie rytualnych morderstw, ślepców i niebezpieczeństw czających się w mieście na moment ścisnęło mu serce. Isli nie było tutaj, gdy ginęli ludzie, ale on pamiętał. Czy na ich trupach ucztowały kruki? - Ale valravny są plugawe. Świętokradcze. - ostrzegł blondynkę ściszonym głosem. Utkwił wzrok oczu w talizmanie, jakby chciał rozpoznać pióra, ale nie potrafił.
- Rozpoznałaś jakie to runy? - z namysłem przechylił głowę. - Odyn powinien mieć opaskę na oku, albo bielmo, albo nieruchomą źrenicę, jak ja. - doprecyzował. - Ale są też inni bogowie. - jak Loki, zmiennokształtny bóg kłamstw. Z namysłem zamilkł, a Isla też zamilkła.
Na długo.
- Isla? - zagaił, nieświadom, że myślała właśnie życzenie. - Wszystko w porządku? Uważaj, bo Viggo zaraz zje ten amulet. - żartowanie z jej norki było wybitnie nierozsądne — zaledwie kilka dni wcześniej złośliwa magia przemieniła Henrika w norkę, a Viggo prawie postanowił go zamordować (w głowie psychiatry atak norki na norczą konkurencję urósł właśnie do tego) — ale i tak się nie powstrzymał.
Z zakłopotaniem przypomniał sobie też charytatywną akcję na rzecz mieszkańców dzielnicy Ymira Starszego, którą kiedyś wspierał. Własną radość, gdy dzielnicę zaczęto rewitalizować i pogodne wyprawy do Księgarni Mimira. Chyba dał się porwać uprzedzeniom, oceniając zdobycz Isli przez pryzmat niedawnej, nieprzyjemnej konfrontacji z żebrakiem. Nie każdy handlarz musiał być hochsztaplerem, a wielu handlarzy mogło podarować niksie coś za darmo, prawda?
- Masz rację. - przyznał z bladym uśmiechem. Nie lubił przyznawać ludziom racji, ale przy niej nie kojarzyło mu się to z ojcowskim autorytetem ani satysfakcją w oczach Beatrice; Isla nie traktowała uznania własnych argumentów jako osobistej nagrody. - Może pora zasypać granicę na piasku i przenieść ją w inne miejsce. - to w końcu magia piasku, możliwość budowania i niszczenia; wiatr zdolny zasypać każdy rów i woda zdolna rozpuścić każdą konstrukcję. Gdy chodził na plażę, wyobrażał sobie czasami, że jego przeszłość jest dołem wykopanym nad morskim brzegiem i że w miarę upływu czasu fale zasypią ten dół piaskiem, a woda wygładzi brzegi i po dawnych ranach nie zostanie nawet ślad. Gdy stał nad morzem, czasami naprawdę w to wierzył. Gdy
Tak czy siak, chciałby kiedyś zabrać Islę na plażę.
- Kruki to święte zwierzęta Odyna. - wyrwało mu się z uśmiechem, choć wcale nie chciał karmić złudzeń Isli, bo bogowie nie powinni chodzić wśród ludzi. Ale nie powinni też obdarzać swoim darem Anglika, który przez pół życia nie składał nawet ofiar Odynowi. Wyciągnął dłóń w stronę talizmanu, ale nie dotknął go. Zwłaszcza, gdy wspomniała valravny. Wspomnienie rytualnych morderstw, ślepców i niebezpieczeństw czających się w mieście na moment ścisnęło mu serce. Isli nie było tutaj, gdy ginęli ludzie, ale on pamiętał. Czy na ich trupach ucztowały kruki? - Ale valravny są plugawe. Świętokradcze. - ostrzegł blondynkę ściszonym głosem. Utkwił wzrok oczu w talizmanie, jakby chciał rozpoznać pióra, ale nie potrafił.
- Rozpoznałaś jakie to runy? - z namysłem przechylił głowę. - Odyn powinien mieć opaskę na oku, albo bielmo, albo nieruchomą źrenicę, jak ja. - doprecyzował. - Ale są też inni bogowie. - jak Loki, zmiennokształtny bóg kłamstw. Z namysłem zamilkł, a Isla też zamilkła.
Na długo.
- Isla? - zagaił, nieświadom, że myślała właśnie życzenie. - Wszystko w porządku? Uważaj, bo Viggo zaraz zje ten amulet. - żartowanie z jej norki było wybitnie nierozsądne — zaledwie kilka dni wcześniej złośliwa magia przemieniła Henrika w norkę, a Viggo prawie postanowił go zamordować (w głowie psychiatry atak norki na norczą konkurencję urósł właśnie do tego) — ale i tak się nie powstrzymał.
Isla Löve
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Czw 1 Sie - 20:34
Isla LöveWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vaasa, Finlandia
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : niksa
Zawód : bezrobotna
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : żbik
Atuty : akrobata (I), pani natury (II), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 5
Ilekroć przyznawał jej rację, tylekroć jej dusza wzbijała się do lotu jak ptak, który odzyskał wolność. Kogoś takiego jak on, przynajmniej w wyobrażeniu Isli, trudno było zaskoczyć nową perspektywą. Miała wrażenie, że Henrik zawsze tkwił na ich rozdrożu: widział wszystkie możliwości jednocześnie, wszystkie potencjalne odpowiedzi, a jego percepcja wykraczała poza wzrok zwykłego człowieka - i poniekąd tak przecież było, ale nie za sprawą daru, jakim obdarzyli go bogowie, a jego własnych predyspozycji. Często czytał z niej jak z otwartej księgi, kiedy opaska przysłaniała jego osrebrzone bielmem oko, a więc robił to sam - lecz mimo to czasem potrafiła pokazać mu coś z nowego punktu, którego wcześniej nie dostrzegał. Jakie to było budujące! Zapewne przemawiało za tym wychowanie z daleka od ludzi, którzy byli zdolni ukształtować jej myślenie wedle utartego i przewidywalnego schematu i Isla wyobrażała sobie, że widząc, jakie przyniosło to efekty, Vaasa na pewno byłaby zadowolona.
- A na wygładzonym piasku napisać nowe słowo? - domyśliła się pogodnie. Na fińskim nabrzeżu odnalazła mały spłachetek piaszczystego wejścia do swojego jeziora, gdzie w słoneczne dni lubiła wygrzewać plecy jak jaszczurka umoszczona na ciepłym kamieniu. Wtedy wodziła opuszkami po ziarenkach i pisała to, co ślina przyniosła na język, co powiew wiatru szeptał do uszu i co ptaki przekazywały jej śpiewem. Potem czytała te słowa na głos do zajadającego rybę Viggo, ale norka nie wydawała się specjalnie zainteresowana.
Plugawe. Świętokradcze. Opuściła wzrok na talizman, powiodła nim wzdłuż czarnej lotki. Jak to się działo, że pewne zwierzęta były uważane za wartościowe, podczas gdy inne skazywano na odrazę i niechęć? Jak to się działo, że przychodząca na świat dziewczynka mogła urodzić się bez jeziornej wody śpiewającej w jej żyłach, podczas gdy inną nazywano demonem, którego należało się wystrzegać? Nawet on przybył do niej niesiony falą uprzedzeń. Chciałaś mnie utopić, wiedziałem. Dlaczego Odyn wywyższył jeden gatunek i przeklął drugi, praktycznie bliźniaczy? Sposępniała, przez moment odpowiadając mu ciszą. Nie miał na myśli nic złego, ale zawieszona pomiędzy nimi kwestia boleśnie wpiła się w jej serce i kiedy Isla uniosła spojrzenie na przystojną twarz galdra, błysnął w nim ślad udręczenia.
- Na pewno tego nie wybrały - zaprzeczyła cicho. Był jedyną osobą, która mogłaby to zrozumieć. Jedyną osobą, której ufała na tyle, by dopuścić za granicę rozjątrzonego niedopowiedzenia. - A jeśli tak zrobiły, to bogowie im na to pozwolili. Nie uratowali ich. Mimo że są wszechmocni, dopuścili do powstania valravnów. Do tego, że mówi się o nich… w ten sposób. Więc kogo można obarczyć winą za to, czym są? Valravny czy bogów? - szeptała coraz ciszej, niepewna, czy wciąż mówi o upierzonych atramentowo ptakach, a raczej: nie dopuszczała do siebie myśli, że słowa osnuły demoniczną naturę niks oraz istot im podobnych, na które galdrowie patrzyli z rezerwą, czasem nawet ze strachem. Nikt z nich nie wybrał tego losu, on - z czego nie zdawała sobie sprawy - również. Jedynie mądrzejszy od niej Henrik mógłby wyjaśnić jej to zrozumiale, rzucić światło na kwestię, która naraz przestała dawać spokój, a zasiała w niej wątpliwości, i poniekąd patrzyła na niego z tą nadzieją, choć nie był to odpowiedni czas, ani tym bardziej miejsce.
Niezależnie, od którego gatunku pochodziły pióra, Isla nie zamierzała wystrzegać się talizmanu podarowanego przez charyzmatycznego nieznajomego, ale jeśli ten był bogiem, chyba straciła do niego odrobinę sympatii po tym, o czym rozmawiali. Pokręciła przecząco głową, nie miała pojęcia czym były tamte runy, ale za chwilę to przestało być ważne, kiedy głos Henrika nagle… zmieszał się z innym. Psotnym, młodzieńczym, kojarzącym się jej z małym urwisem. Podskoczyła, otoczona mieszaniną ich dźwięków, i z szeroko otwartymi oczami spojrzała na Viggo, który przekręcił łebek pod śmiesznym kątem, najwyraźniej rozbawiony jej zdziwieniem - a przy tym odrobinę zdziwiony, że to, o co poprosiła, faktycznie odniosło efekt.
- Słyszałeś? - niemal krzyknęła z podekscytowania, choć Henrik stał tuż obok. - Ojej, to zadziałało… To naprawdę zadziałało! Viggo, powiedz coś jeszcze - poprosiła i kucnęła przy kamiennej ławeczce, na której przesiadywał przybraniec. Paciorkowate oczy przesunęły się po zarumienionym obliczu niksy i zatrzymały na Henriku, przy czym w jej głowie rozległo się niezadowolone mlaśnięcie. Słuchaj, ty wyfiokowany pajacu, zamiast zjeść ten amulet, to zaraz ci go wcisnę w odwł… - Viggo! - pisnęła, tym razem już z niedowierzaniem i osłupieniem, machinalnie zacisnąwszy dłoń na pyszczku norki, jakby mogła go w ten sposób uciszyć. Zaskoczony jej gestem chowaniec poruszył się jak sprężyna i owinął wokół jej nadgarstka, łaskocząc ząbkami jej palce w znajomej pieszczocie, zabawie, której oddawał się, odkąd był maleńką kulką brązowego futra. No co? To niech on do mnie nie mówi, nie życzę sobie. - Ty… też go słyszysz? - spojrzała przez ramię na Henrika, zarazem przedziwnie blada i czerwona, aczkolwiek fizycznie powinno być to niemożliwe. Dla niej głos Viggo wybrzmiewał wyraźnie, ale nie była pewna jak daleko posunęła się magia talizmanu i czy rozszerzyła swoje działanie również na Vestergaarda. Wcześniej miała nadzieję, że tak się stanie, ale teraz? Och, na bogów, nie była tego już pewna. - Moim życzeniem było, żeby mógł mówić - uśmiechnęła się szeroko, czule, i porwała chowańca w ramiona, na co ten znów poruszył się jak serpentyna, jak wiązka wody, tak zwinnie przepływająca przez jej kończyny. Zawsze mówiłem, teraz możesz mnie usłyszeć, odpowiedział jej z miłością, która nie powinna była jej zaskoczyć, a jednak po raz pierwszy została nazwana na głos. W oczach Isli momentalnie zajaśniały łzy wzruszenia. No nie, tylko nie płacz, bo będę musiał zjeść temu gamoniowi buty, żebyś się rozweseliła. - Viggo, to wcale nie byłoby powodem do wesołości. Buty są drogie - skarciła go łagodnie, stanąwszy obok Henrika. Norka w jej objęciach faktycznie zacisnęła zęby na amulecie, ale zachwycona niksa nie zamierzała jej tego zabraniać. - Nie byłam tego pewna, nie na sto procent, ale on… On naprawdę nie był oszustem - zwróciła się do towarzysza z gardłem ściśniętym węzłem emocji; a zatem to mógł być bóg. Fuj, co za niesmaczny kamień. Ma posmak zjełczałej ziemi; gdzie to dziwadło go trzymało?
- A na wygładzonym piasku napisać nowe słowo? - domyśliła się pogodnie. Na fińskim nabrzeżu odnalazła mały spłachetek piaszczystego wejścia do swojego jeziora, gdzie w słoneczne dni lubiła wygrzewać plecy jak jaszczurka umoszczona na ciepłym kamieniu. Wtedy wodziła opuszkami po ziarenkach i pisała to, co ślina przyniosła na język, co powiew wiatru szeptał do uszu i co ptaki przekazywały jej śpiewem. Potem czytała te słowa na głos do zajadającego rybę Viggo, ale norka nie wydawała się specjalnie zainteresowana.
Plugawe. Świętokradcze. Opuściła wzrok na talizman, powiodła nim wzdłuż czarnej lotki. Jak to się działo, że pewne zwierzęta były uważane za wartościowe, podczas gdy inne skazywano na odrazę i niechęć? Jak to się działo, że przychodząca na świat dziewczynka mogła urodzić się bez jeziornej wody śpiewającej w jej żyłach, podczas gdy inną nazywano demonem, którego należało się wystrzegać? Nawet on przybył do niej niesiony falą uprzedzeń. Chciałaś mnie utopić, wiedziałem. Dlaczego Odyn wywyższył jeden gatunek i przeklął drugi, praktycznie bliźniaczy? Sposępniała, przez moment odpowiadając mu ciszą. Nie miał na myśli nic złego, ale zawieszona pomiędzy nimi kwestia boleśnie wpiła się w jej serce i kiedy Isla uniosła spojrzenie na przystojną twarz galdra, błysnął w nim ślad udręczenia.
- Na pewno tego nie wybrały - zaprzeczyła cicho. Był jedyną osobą, która mogłaby to zrozumieć. Jedyną osobą, której ufała na tyle, by dopuścić za granicę rozjątrzonego niedopowiedzenia. - A jeśli tak zrobiły, to bogowie im na to pozwolili. Nie uratowali ich. Mimo że są wszechmocni, dopuścili do powstania valravnów. Do tego, że mówi się o nich… w ten sposób. Więc kogo można obarczyć winą za to, czym są? Valravny czy bogów? - szeptała coraz ciszej, niepewna, czy wciąż mówi o upierzonych atramentowo ptakach, a raczej: nie dopuszczała do siebie myśli, że słowa osnuły demoniczną naturę niks oraz istot im podobnych, na które galdrowie patrzyli z rezerwą, czasem nawet ze strachem. Nikt z nich nie wybrał tego losu, on - z czego nie zdawała sobie sprawy - również. Jedynie mądrzejszy od niej Henrik mógłby wyjaśnić jej to zrozumiale, rzucić światło na kwestię, która naraz przestała dawać spokój, a zasiała w niej wątpliwości, i poniekąd patrzyła na niego z tą nadzieją, choć nie był to odpowiedni czas, ani tym bardziej miejsce.
Niezależnie, od którego gatunku pochodziły pióra, Isla nie zamierzała wystrzegać się talizmanu podarowanego przez charyzmatycznego nieznajomego, ale jeśli ten był bogiem, chyba straciła do niego odrobinę sympatii po tym, o czym rozmawiali. Pokręciła przecząco głową, nie miała pojęcia czym były tamte runy, ale za chwilę to przestało być ważne, kiedy głos Henrika nagle… zmieszał się z innym. Psotnym, młodzieńczym, kojarzącym się jej z małym urwisem. Podskoczyła, otoczona mieszaniną ich dźwięków, i z szeroko otwartymi oczami spojrzała na Viggo, który przekręcił łebek pod śmiesznym kątem, najwyraźniej rozbawiony jej zdziwieniem - a przy tym odrobinę zdziwiony, że to, o co poprosiła, faktycznie odniosło efekt.
- Słyszałeś? - niemal krzyknęła z podekscytowania, choć Henrik stał tuż obok. - Ojej, to zadziałało… To naprawdę zadziałało! Viggo, powiedz coś jeszcze - poprosiła i kucnęła przy kamiennej ławeczce, na której przesiadywał przybraniec. Paciorkowate oczy przesunęły się po zarumienionym obliczu niksy i zatrzymały na Henriku, przy czym w jej głowie rozległo się niezadowolone mlaśnięcie. Słuchaj, ty wyfiokowany pajacu, zamiast zjeść ten amulet, to zaraz ci go wcisnę w odwł… - Viggo! - pisnęła, tym razem już z niedowierzaniem i osłupieniem, machinalnie zacisnąwszy dłoń na pyszczku norki, jakby mogła go w ten sposób uciszyć. Zaskoczony jej gestem chowaniec poruszył się jak sprężyna i owinął wokół jej nadgarstka, łaskocząc ząbkami jej palce w znajomej pieszczocie, zabawie, której oddawał się, odkąd był maleńką kulką brązowego futra. No co? To niech on do mnie nie mówi, nie życzę sobie. - Ty… też go słyszysz? - spojrzała przez ramię na Henrika, zarazem przedziwnie blada i czerwona, aczkolwiek fizycznie powinno być to niemożliwe. Dla niej głos Viggo wybrzmiewał wyraźnie, ale nie była pewna jak daleko posunęła się magia talizmanu i czy rozszerzyła swoje działanie również na Vestergaarda. Wcześniej miała nadzieję, że tak się stanie, ale teraz? Och, na bogów, nie była tego już pewna. - Moim życzeniem było, żeby mógł mówić - uśmiechnęła się szeroko, czule, i porwała chowańca w ramiona, na co ten znów poruszył się jak serpentyna, jak wiązka wody, tak zwinnie przepływająca przez jej kończyny. Zawsze mówiłem, teraz możesz mnie usłyszeć, odpowiedział jej z miłością, która nie powinna była jej zaskoczyć, a jednak po raz pierwszy została nazwana na głos. W oczach Isli momentalnie zajaśniały łzy wzruszenia. No nie, tylko nie płacz, bo będę musiał zjeść temu gamoniowi buty, żebyś się rozweseliła. - Viggo, to wcale nie byłoby powodem do wesołości. Buty są drogie - skarciła go łagodnie, stanąwszy obok Henrika. Norka w jej objęciach faktycznie zacisnęła zęby na amulecie, ale zachwycona niksa nie zamierzała jej tego zabraniać. - Nie byłam tego pewna, nie na sto procent, ale on… On naprawdę nie był oszustem - zwróciła się do towarzysza z gardłem ściśniętym węzłem emocji; a zatem to mógł być bóg. Fuj, co za niesmaczny kamień. Ma posmak zjełczałej ziemi; gdzie to dziwadło go trzymało?
Henrik Vestergaard
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Nie 22 Wrz - 7:24
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
Skinął lekko głową, niespodziewanie zarumieniony. Jak nastolatek. Dlaczego się tak przy niej zachowywał? Myśli same pomknęły do jednego z ich pierwszych spotkań, do dnia, w którym siedzieli nad jeziorem. Nie wiedział, że można pisać i rysować palcem po piasku — z jakiegoś powodu Islę rozbawiło i zaciekawiło to na raz; a jemu przypomniało, że w istocie zwykle na plaży biegł wprost do wody. Pokazała mu, jak napisać kilka słów albo rysunków, aż narysowała serce, a on ją pocałował, a potem pierwszy raz pozwoliła mu na więcej.
- Właśnie, że podobno wybrały. - zaprotestował pomimo przygnębienia w jej wzroku. Może był w konfrontacyjnym nastroju, a może próbował sobie wmówić, że wcale nie zasmuciły ją jego słowa o valravnach. Tylko co innego. - Nie urodziły się takie, były zwykłymi krukami, które wypiły ludzką krew. To... - nie to samo. -… jak ślepcy, o. - zadecydował szeptem, chcąc uniknąć niewypowiedzianego porównania z genetykami i porównać świętokradcze zwierzęta do zwykłych galdrów, do galdrów, którzy wybrali (z mniejszą lub większą celowością) swój los.
Galdrów, których chętnie by z tego leczył; choć na razie był zadowolony ze statusu quo i leczenia innych, prostszych udręczeń (a i tak był specjalistą od ciężkich przypadków).
Jak ślepcy, nie jak my. - powtórzył sobie w myślach cicho, próbując uspokoić siebie samego. Pogrzebać rozdział życia, w którym sam sięgał po zakazaną magię i fantazjował o spektakularnej zemście. Nawet na to zabrakło mu odwagi, gdy zrozumiał, jak cienka granica dzieli nauczenie się kilku potężnych zaklęć od permanentnego ostracyzmu, od zostania wyrzutkiem na własne życzenie. Odyn podarował mu lepsze, bezpieczniejsze bielmo na oku i od tamtej pory Henrik rozpaczliwie próbował wierzyć w bogów i w reguły ich świata. Odwdzięczyć się za ten dar, nawet kosztem odpuszczenia własnych, krytycznych dociekań. Isla wciąż robiła to śmiało, kwestionując zasady dotyczące valravnów, ale on nie chciał albo może już nie potrafił. Jak miał przeklinać bogów, którzy podarowali mu zdolność zaglądania w cudze myśli? Jak miał nie czuć się niezręcznie ze wspomnieniami, w których to robił, wyjąc w poduszkę w swojej kajucie i przeklinając (jeszcze po angielsku) każdego z angielskich i skandynawskich bogów, którzy nie przyszli mu na pomoc dopóki sam nie wziął skóry w swoje ręce?
Zamrugał, na moment pochłonięty swoimi myślami — a nie sygnałami ostrzegawczymi — aż…
- Co? - słyszał, ale zachwyt wymijającego ich mężczyzny nad ładną pogodą. Wyrażony w myślach, rzecz jasna. Oderwał lewe oko od pleców nieznajomego i zerknął na Islę. Migawki cudzych myśli utrudniały mu czasem skupienie się na werbalnych rozmowach, ale przecież nie aż tak by przegapić coś ważnego, coś co mówiła ona. - Kogo? - zdziwił się i aż rozejrzał — ale nie wymijał ich już nikt — bo wciąż nie wziął Viggo za podmiot, za "go". Szczerze myślał, że Isla najpierw upomniała przybrańca, a potem dopytywała, czy Henrik kogoś słyszy. Kogoś innego.
Niestety, prędko rozwiała tą iluzję.
- Żeby kto mógł… - zmarszczył brwi, zupełnie nie rozumiejąc. Choć życzenie wydawało się wręcz oczywiste, logiczne dla kogoś, kto tak kochał swojego przybrańca; to zrozumie to dopiero po namyśle — teraz zupełnie się tego nie spodziewał. - Norki nie mówią. - powiedział tępo, rozumiejąc. Spojrzał na Islę, skonsternowany. - Nie słyszę go. - odpowiedział, ale... - Nie mówił nic o pogodzie, prawda? - upewnił się uczciwie. - Ale nie, nie słyszę go, zresztą to niemożliwe. Skąd miałby znać wszystkie słowa, potrafić ułożyć je w koherentną myśl? Nie wątpię, że cię rozumie - zastrzegł, żeby jej nie urazić, choć wątpił - ale rozumienie - emocji, gestów, ale przede wszystkim pory karmienia - to nie to samo co język. Is, naprawdę… naprawdę go słyszysz? - dopytał z narastającą troską, nieświadom, że część jego słów zagłuszają słowa Viggo. - W takim razie... znajdźmy tego handlarza z powrotem. - zaproponował, najpierw z wahaniem, ale potem z nagłą determinacją. Może zaraz jej przejdzie. Oby jej przeszło. Bo jeśli nie – to oszalała, przez to ustrojstwo. Może było przeklęte?
- Mógłbym zobaczyć ten amulet? - spytał, ale Isli, nie Viggo. Zresztą, zniecierpliwiony, nie poczekał na odpowiedź i złożył dłonie do zaklęcia. - Feiknstafir. - szepnął, chcąc wykryć klątwy i zabezpieczenia w promieniu stu metrów, choć zależało mu tylko na jednym metrze (choć może handlarz wciąż tu był, dziewięćdziesiąt metrów stąd?). Magia zadrżała, jego dłonie również — a brwi zmarszczyły się w rozczarowaniu i uldze (tak, na raz), bo wykrył pułapkę na jednych z wejściowych drzwi w uliczce niedaleko parku; ale nie wykrył żadnych, ale to żadnych klątw.
Feiknstafir (Aperio Insidia) – wykrywa klątwy i zasadzki w promieniu stu metrów.
Próg: 45
- Właśnie, że podobno wybrały. - zaprotestował pomimo przygnębienia w jej wzroku. Może był w konfrontacyjnym nastroju, a może próbował sobie wmówić, że wcale nie zasmuciły ją jego słowa o valravnach. Tylko co innego. - Nie urodziły się takie, były zwykłymi krukami, które wypiły ludzką krew. To... - nie to samo. -… jak ślepcy, o. - zadecydował szeptem, chcąc uniknąć niewypowiedzianego porównania z genetykami i porównać świętokradcze zwierzęta do zwykłych galdrów, do galdrów, którzy wybrali (z mniejszą lub większą celowością) swój los.
Galdrów, których chętnie by z tego leczył; choć na razie był zadowolony ze statusu quo i leczenia innych, prostszych udręczeń (a i tak był specjalistą od ciężkich przypadków).
Jak ślepcy, nie jak my. - powtórzył sobie w myślach cicho, próbując uspokoić siebie samego. Pogrzebać rozdział życia, w którym sam sięgał po zakazaną magię i fantazjował o spektakularnej zemście. Nawet na to zabrakło mu odwagi, gdy zrozumiał, jak cienka granica dzieli nauczenie się kilku potężnych zaklęć od permanentnego ostracyzmu, od zostania wyrzutkiem na własne życzenie. Odyn podarował mu lepsze, bezpieczniejsze bielmo na oku i od tamtej pory Henrik rozpaczliwie próbował wierzyć w bogów i w reguły ich świata. Odwdzięczyć się za ten dar, nawet kosztem odpuszczenia własnych, krytycznych dociekań. Isla wciąż robiła to śmiało, kwestionując zasady dotyczące valravnów, ale on nie chciał albo może już nie potrafił. Jak miał przeklinać bogów, którzy podarowali mu zdolność zaglądania w cudze myśli? Jak miał nie czuć się niezręcznie ze wspomnieniami, w których to robił, wyjąc w poduszkę w swojej kajucie i przeklinając (jeszcze po angielsku) każdego z angielskich i skandynawskich bogów, którzy nie przyszli mu na pomoc dopóki sam nie wziął skóry w swoje ręce?
Zamrugał, na moment pochłonięty swoimi myślami — a nie sygnałami ostrzegawczymi — aż…
- Co? - słyszał, ale zachwyt wymijającego ich mężczyzny nad ładną pogodą. Wyrażony w myślach, rzecz jasna. Oderwał lewe oko od pleców nieznajomego i zerknął na Islę. Migawki cudzych myśli utrudniały mu czasem skupienie się na werbalnych rozmowach, ale przecież nie aż tak by przegapić coś ważnego, coś co mówiła ona. - Kogo? - zdziwił się i aż rozejrzał — ale nie wymijał ich już nikt — bo wciąż nie wziął Viggo za podmiot, za "go". Szczerze myślał, że Isla najpierw upomniała przybrańca, a potem dopytywała, czy Henrik kogoś słyszy. Kogoś innego.
Niestety, prędko rozwiała tą iluzję.
- Żeby kto mógł… - zmarszczył brwi, zupełnie nie rozumiejąc. Choć życzenie wydawało się wręcz oczywiste, logiczne dla kogoś, kto tak kochał swojego przybrańca; to zrozumie to dopiero po namyśle — teraz zupełnie się tego nie spodziewał. - Norki nie mówią. - powiedział tępo, rozumiejąc. Spojrzał na Islę, skonsternowany. - Nie słyszę go. - odpowiedział, ale... - Nie mówił nic o pogodzie, prawda? - upewnił się uczciwie. - Ale nie, nie słyszę go, zresztą to niemożliwe. Skąd miałby znać wszystkie słowa, potrafić ułożyć je w koherentną myśl? Nie wątpię, że cię rozumie - zastrzegł, żeby jej nie urazić, choć wątpił - ale rozumienie - emocji, gestów, ale przede wszystkim pory karmienia - to nie to samo co język. Is, naprawdę… naprawdę go słyszysz? - dopytał z narastającą troską, nieświadom, że część jego słów zagłuszają słowa Viggo. - W takim razie... znajdźmy tego handlarza z powrotem. - zaproponował, najpierw z wahaniem, ale potem z nagłą determinacją. Może zaraz jej przejdzie. Oby jej przeszło. Bo jeśli nie – to oszalała, przez to ustrojstwo. Może było przeklęte?
- Mógłbym zobaczyć ten amulet? - spytał, ale Isli, nie Viggo. Zresztą, zniecierpliwiony, nie poczekał na odpowiedź i złożył dłonie do zaklęcia. - Feiknstafir. - szepnął, chcąc wykryć klątwy i zabezpieczenia w promieniu stu metrów, choć zależało mu tylko na jednym metrze (choć może handlarz wciąż tu był, dziewięćdziesiąt metrów stąd?). Magia zadrżała, jego dłonie również — a brwi zmarszczyły się w rozczarowaniu i uldze (tak, na raz), bo wykrył pułapkę na jednych z wejściowych drzwi w uliczce niedaleko parku; ale nie wykrył żadnych, ale to żadnych klątw.
Feiknstafir (Aperio Insidia) – wykrywa klątwy i zasadzki w promieniu stu metrów.
Próg: 45
Mistrz Gry
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Nie 22 Wrz - 7:24
The member 'Henrik Vestergaard' has done the following action : kości
'k100' : 36
'k100' : 36
Isla Löve
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Wto 8 Paź - 12:01
Isla LöveWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vaasa, Finlandia
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : niksa
Zawód : bezrobotna
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : żbik
Atuty : akrobata (I), pani natury (II), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 5
Vaasa reagowała alergicznie, kiedy jej córka wchodziła z nią w polemikę, ale przy Henriku Isla czuła się bezpiecznie; słuchał jej, nie podnosił głosu, odpowiadał mądrze i rozsądnie i dzięki temu mogła spijać jego wizję świata jak ambrozję. Różnili się od siebie pod wieloma względami i to był jeden z nich, a jakiś czas temu niksa z zaskoczeniem odkryła, że podobały się jej te różnice. Były orzeźwiające, swobodne, nieporuszone aurą, którą wokół siebie roztaczała, półświadomie zmuszając innych do uległości wobec leśnej istoty - jednak Henrik potrafił bronić swojej racji i pokazywał jej, w jaki sposób funkcjonował jego świat. Jak myśleli tutejsi ludzie, jak patrzyli na pewne sprawy, które ona interpretowała inaczej.
- Bogowie wciąż mogli je powstrzymać - wytknęła uparcie, po czym zmarszczyła brwi i spojrzała na niego z niezrozumieniem, być może nawet z iskrą nagany. Nastroje Midgardu oraz wyraźne podziały społeczeństwa nie były jej znane, przez co nie wychwyciła niuansu, który wprowadził do rozmowy. W jej odbiorze porównanie Henrika było po prostu nieuprzejme. - Dlaczego mieszasz do tego osoby niewidome? - spytała poważnie. Ślepcy nie kojarzyli się jej z magią podobną do czarnej, smolistej trucizny, nie znała historii Lauge Nørgaarda, nie słyszała o rytualnych morderstwach, które niedawno wstrząsnęły magiczną stolicą. Drugie dno określenia jeszcze dla niej nie istniało. - Oni też nie wybrali swoich chorób. A uszkodzone oczy to chyba… chyba coś mniej poruszającego niż picie ludzkiej krwi - pokręciła głową i lekko wydęła policzki w znajomej oznace niezgody. Matka nigdy nie opowiadała jej o ludziach pragnących sięgnąć po szkaradność niszczycielskiego żywiołu, ale gdyby to zrobiła, Isla na pewno dziś bałaby się tych niepoczytalnych, nieprzewidywalnych jednostek i ich skupisk.
Dobrze, że Henrik szybko zaniechał tych nauk; że jego żyły nie błyskały czernią, kiedy wyzwalał z dłoni łagodne magiczne melodie. Chyba nie umiałaby wybaczyć mu bezpodstawnego okrucieństwa - ale na szczęście on nie był potworem, tylko uzdrowicielem. Kimś, kto leczył świat, zamiast go niszczyć. Pewnie właśnie dlatego, obok innych powodów, bogowie zdecydowali się go nagrodzić. Dar pochodzący od samego Odyna był zaszczytem i powodem do dumy, wyraźnym znakiem dla całego otoczenia, że został wybrany i wyniesiony ponad masy, bo na to zasługiwał.
Zupełnie tak jak Viggo! Chowaniec najwyraźniej zasłużył na to, by życzenie faktycznie się ziściło. Bóstwa pozwoliły mu mówić, a przecież gdyby na to nie zasługiwał, nigdy by do tego nie doszło. Od zawsze był jej strażnikiem i wiernym przyjacielem, dbał o nią, towarzyszył jej w najlepszych i najgorszych chwilach i, och, naprawdę rozumiała, dlaczego spośród wszystkich norek na świecie, to właśnie jemu pozwolono na swobodę wypowiedzi.
- Jego oczywiście! - zaświergotała i wskazała na zwierzątko, szczęśliwa i promienna. Spójrz na tego okonia bez łusek, jak nic nie rozumie, triumfalnie zarechotał Viggo, ciesząc się, że Vestergaard niczego nie słyszał. Mógł obrażać go do woli, chociaż równie przyjemne byłoby obrażanie go prosto w twarz. Obrażanie go w ogóle było przyjemne. Ty też mógłbyś czasem nie mówić, krzywa szyszko, dodał buńczucznie, na co policzki Isli pokryły się czerwonym rumieńcem. W naganie delikatnie szturchnęła przybrańca. - Czyli amulet zadziałał tylko na mnie - pojęła z ukłuciem smutku, choć może to dobrze, że Henrik nie mógł usłyszeć niemiłych określeń padających z magicznych ust norki, na pewno byłoby mu przykro. - O pogodzie? - powtórzyła pytająco i pokręciła głową. - Mówię do niego od lat, nic dziwnego, że potrafi ułożyć zdania ze słów, które przez cały ten czas do niego powiedziałam - na jej twarzy znów rozkwitł uśmiech, bo nie mogła powstrzymać euforii, która szturmem wdarła się do serca. Tym razem pokiwała głową, jednoznacznie dając Henrikowi do zrozumienia, że głos w jej głowie należący do Viggo jest prawdziwy, po czym zamrugała i spojrzała na niego roziskrzonymi oczami. - Też chciałbyś jeden? - zapytała, kiedy zaproponował, żeby odnaleźli handlarza, zapewne po to, żeby mógł kupić lub dostać własny amulet. On coś kombinuje, burknął Viggo, on zawsze coś kombinuje. Jest śliski jak ślimak bez skorupy. I podobnie brzydki. Wiesz, że moglibyśmy wrócić do domu? Bez niego? Nawet teraz, mogłoby być jak dawniej i… - Viggo, nie - przerwała mu surowo, a zarazem czule, bo wiedziała, że tęsknił za Finlandią i znajomymi kątami. Poczucie winy, że zabrała go ze sobą i odebrała mu dom, rosło w jej piersi, walcząc o przestrzeń razem z intensywną miłością, którą czuła wobec Henrika. Nie była w stanie zostawić Vestergaarda. Chciała przyszłości u jego boku, chciała jego uczucia, jego dotyku, jego bliskości, jego całego. A było to o tyle trudne, że nawet w ciszy, która nagle zapadła pomiędzy nią a przybrańcem, wyczuła jego pełne politowania westchnienie, zrezygnowane, smutne i umęczone. Trwające jednak tylko chwilę, zanim - MOJE!, krzyknął Viggo i spróbował zacisnąć zęby na palcach Henrika, które zamajaczyły przy talizmanie, więc Isla instynktownie cofnęła ręce, żeby ani jeden, ani drugi nie zrobił sobie krzywdy. - Tak, proszę - odpowiedziała miękko i wyjęła amulet spomiędzy łapek i pyszczka norki, podając galdrowi przedmiot. Nie zarejestrowała nawet rzucanego przez niego zaklęcia, bo zaraz wróciła wzrokiem do Viggo, ujęła go pod przednie łapy i uniosła do góry; dyndał w powietrzu jak gałązka, znów prowokując jej uśmiech.
- Jesteś niesamowity. Wiesz o tym, prawda? - szepnęła do niego, bo chciała, żeby to wiedział. Żeby to usłyszał, kiedy wreszcie mógł jej odpowiedzieć. Jestem herosem, zgodził się z dumą, na co Isla zaśmiała się pogodnie. A ty jesteś moją… najmilszą szyszką, dodał nieco wyższym głosem, przez co gardło niksy zacisnęło się delikatnie od środka. - Och - zdołała wykrztusić z rozczuleniem, znów ujmując Viggo w ramiona, wiedząc, jak lubił ładne szyszki. To był jeden z największych komplementów, jakim mógł ją obdarować. Potem odwróciła twarz do Henrika; mógł zauważyć lekko połyskujące oczy, wilgotne od wzruszenia. - Jakie ty wypowiedziałbyś życzenie? Skoro się spełniają - spytała, sięgając przez powietrze do dłoni ukochanego. Chciała, żeby uczestniczył w tak ważnej dla niej chwili; chciała, żeby on i Viggo jakoś się dogadali, nawet jeśli wydawało się to niemożliwe. Nie pałali do siebie sympatią, a określenia, którymi obrzucał go chowaniec, były w jego użyciu poważnymi obelgami. To łamało jej serce, ale co mogła na to poradzić, skoro Henrik go nie słyszał? Nie mogła usadzić ich naprzeciwko siebie i poprosić, żeby wszystko sobie wyjaśnili i żeby na koniec się polubili. Ja bym poprosił o tłustego łososia, orzekł Viggo, wtuliwszy pyszczek w jej szyję. Niuchał wśród jej włosów, jakby czegoś w nich szukał, ale w ten sposób okazywał jej po prostu swoją sympatię. - Dostaniesz najładniejszego łososia, obiecuję - odpowiedziała mu z uśmiechem, dziś podarowałaby mu cały świat, bo czuła się tak, jakby unosiła się w powietrzu, kilka metrów nad ziemią, uskrzydlona niespodziewaną, wymarzoną radością.
- Bogowie wciąż mogli je powstrzymać - wytknęła uparcie, po czym zmarszczyła brwi i spojrzała na niego z niezrozumieniem, być może nawet z iskrą nagany. Nastroje Midgardu oraz wyraźne podziały społeczeństwa nie były jej znane, przez co nie wychwyciła niuansu, który wprowadził do rozmowy. W jej odbiorze porównanie Henrika było po prostu nieuprzejme. - Dlaczego mieszasz do tego osoby niewidome? - spytała poważnie. Ślepcy nie kojarzyli się jej z magią podobną do czarnej, smolistej trucizny, nie znała historii Lauge Nørgaarda, nie słyszała o rytualnych morderstwach, które niedawno wstrząsnęły magiczną stolicą. Drugie dno określenia jeszcze dla niej nie istniało. - Oni też nie wybrali swoich chorób. A uszkodzone oczy to chyba… chyba coś mniej poruszającego niż picie ludzkiej krwi - pokręciła głową i lekko wydęła policzki w znajomej oznace niezgody. Matka nigdy nie opowiadała jej o ludziach pragnących sięgnąć po szkaradność niszczycielskiego żywiołu, ale gdyby to zrobiła, Isla na pewno dziś bałaby się tych niepoczytalnych, nieprzewidywalnych jednostek i ich skupisk.
Dobrze, że Henrik szybko zaniechał tych nauk; że jego żyły nie błyskały czernią, kiedy wyzwalał z dłoni łagodne magiczne melodie. Chyba nie umiałaby wybaczyć mu bezpodstawnego okrucieństwa - ale na szczęście on nie był potworem, tylko uzdrowicielem. Kimś, kto leczył świat, zamiast go niszczyć. Pewnie właśnie dlatego, obok innych powodów, bogowie zdecydowali się go nagrodzić. Dar pochodzący od samego Odyna był zaszczytem i powodem do dumy, wyraźnym znakiem dla całego otoczenia, że został wybrany i wyniesiony ponad masy, bo na to zasługiwał.
Zupełnie tak jak Viggo! Chowaniec najwyraźniej zasłużył na to, by życzenie faktycznie się ziściło. Bóstwa pozwoliły mu mówić, a przecież gdyby na to nie zasługiwał, nigdy by do tego nie doszło. Od zawsze był jej strażnikiem i wiernym przyjacielem, dbał o nią, towarzyszył jej w najlepszych i najgorszych chwilach i, och, naprawdę rozumiała, dlaczego spośród wszystkich norek na świecie, to właśnie jemu pozwolono na swobodę wypowiedzi.
- Jego oczywiście! - zaświergotała i wskazała na zwierzątko, szczęśliwa i promienna. Spójrz na tego okonia bez łusek, jak nic nie rozumie, triumfalnie zarechotał Viggo, ciesząc się, że Vestergaard niczego nie słyszał. Mógł obrażać go do woli, chociaż równie przyjemne byłoby obrażanie go prosto w twarz. Obrażanie go w ogóle było przyjemne. Ty też mógłbyś czasem nie mówić, krzywa szyszko, dodał buńczucznie, na co policzki Isli pokryły się czerwonym rumieńcem. W naganie delikatnie szturchnęła przybrańca. - Czyli amulet zadziałał tylko na mnie - pojęła z ukłuciem smutku, choć może to dobrze, że Henrik nie mógł usłyszeć niemiłych określeń padających z magicznych ust norki, na pewno byłoby mu przykro. - O pogodzie? - powtórzyła pytająco i pokręciła głową. - Mówię do niego od lat, nic dziwnego, że potrafi ułożyć zdania ze słów, które przez cały ten czas do niego powiedziałam - na jej twarzy znów rozkwitł uśmiech, bo nie mogła powstrzymać euforii, która szturmem wdarła się do serca. Tym razem pokiwała głową, jednoznacznie dając Henrikowi do zrozumienia, że głos w jej głowie należący do Viggo jest prawdziwy, po czym zamrugała i spojrzała na niego roziskrzonymi oczami. - Też chciałbyś jeden? - zapytała, kiedy zaproponował, żeby odnaleźli handlarza, zapewne po to, żeby mógł kupić lub dostać własny amulet. On coś kombinuje, burknął Viggo, on zawsze coś kombinuje. Jest śliski jak ślimak bez skorupy. I podobnie brzydki. Wiesz, że moglibyśmy wrócić do domu? Bez niego? Nawet teraz, mogłoby być jak dawniej i… - Viggo, nie - przerwała mu surowo, a zarazem czule, bo wiedziała, że tęsknił za Finlandią i znajomymi kątami. Poczucie winy, że zabrała go ze sobą i odebrała mu dom, rosło w jej piersi, walcząc o przestrzeń razem z intensywną miłością, którą czuła wobec Henrika. Nie była w stanie zostawić Vestergaarda. Chciała przyszłości u jego boku, chciała jego uczucia, jego dotyku, jego bliskości, jego całego. A było to o tyle trudne, że nawet w ciszy, która nagle zapadła pomiędzy nią a przybrańcem, wyczuła jego pełne politowania westchnienie, zrezygnowane, smutne i umęczone. Trwające jednak tylko chwilę, zanim - MOJE!, krzyknął Viggo i spróbował zacisnąć zęby na palcach Henrika, które zamajaczyły przy talizmanie, więc Isla instynktownie cofnęła ręce, żeby ani jeden, ani drugi nie zrobił sobie krzywdy. - Tak, proszę - odpowiedziała miękko i wyjęła amulet spomiędzy łapek i pyszczka norki, podając galdrowi przedmiot. Nie zarejestrowała nawet rzucanego przez niego zaklęcia, bo zaraz wróciła wzrokiem do Viggo, ujęła go pod przednie łapy i uniosła do góry; dyndał w powietrzu jak gałązka, znów prowokując jej uśmiech.
- Jesteś niesamowity. Wiesz o tym, prawda? - szepnęła do niego, bo chciała, żeby to wiedział. Żeby to usłyszał, kiedy wreszcie mógł jej odpowiedzieć. Jestem herosem, zgodził się z dumą, na co Isla zaśmiała się pogodnie. A ty jesteś moją… najmilszą szyszką, dodał nieco wyższym głosem, przez co gardło niksy zacisnęło się delikatnie od środka. - Och - zdołała wykrztusić z rozczuleniem, znów ujmując Viggo w ramiona, wiedząc, jak lubił ładne szyszki. To był jeden z największych komplementów, jakim mógł ją obdarować. Potem odwróciła twarz do Henrika; mógł zauważyć lekko połyskujące oczy, wilgotne od wzruszenia. - Jakie ty wypowiedziałbyś życzenie? Skoro się spełniają - spytała, sięgając przez powietrze do dłoni ukochanego. Chciała, żeby uczestniczył w tak ważnej dla niej chwili; chciała, żeby on i Viggo jakoś się dogadali, nawet jeśli wydawało się to niemożliwe. Nie pałali do siebie sympatią, a określenia, którymi obrzucał go chowaniec, były w jego użyciu poważnymi obelgami. To łamało jej serce, ale co mogła na to poradzić, skoro Henrik go nie słyszał? Nie mogła usadzić ich naprzeciwko siebie i poprosić, żeby wszystko sobie wyjaśnili i żeby na koniec się polubili. Ja bym poprosił o tłustego łososia, orzekł Viggo, wtuliwszy pyszczek w jej szyję. Niuchał wśród jej włosów, jakby czegoś w nich szukał, ale w ten sposób okazywał jej po prostu swoją sympatię. - Dostaniesz najładniejszego łososia, obiecuję - odpowiedziała mu z uśmiechem, dziś podarowałaby mu cały świat, bo czuła się tak, jakby unosiła się w powietrzu, kilka metrów nad ziemią, uskrzydlona niespodziewaną, wymarzoną radością.
Henrik Vestergaard
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Pon 18 Lis - 20:00
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
- Bogowie nie interweniują aż tak bezpośrednio. - odciął się, wykrzywiając twarz w kwaśnym grymasie. Samemu nie był już pewien czy łatwiej było mu znieść wiarę, że bogów nie ma lub nic ich nie obchodzi; czy też przyjąć dar Odyna. Niewidome oko udowadniało, że bogowie jednak istnieli i czasem słuchali, ale nie potrafił zrozumieć dlaczego pozostawali głusi na dramat w murach londyńskiej kamienicy. Umknął wzrokiem i wziął głęboki wdech, bo z Isią; rzecz jasna; nie mógł porozmawiać o tym szczerze. Paradoksalnie chyba łatwiej byłoby poruszyć podobne tematy z kimś, kto wyczułby jego aurę ale nie byłby z nim blisko. Smak pocałunków niksy sprawiał, że Henrik mimowolnie wyobrażał sobie jak jest coraz zachłanniejsza, bardziej i bardziej, a gdyby dowiedziała się…
- Co? - na (nie?)szczęście oderwała go od tych myśli, nie rozumiejąc jego porównania, a on z kolei nie zrozumiał jej ignorancji. - Mówię o zgniliźnie. - wytłumaczył, odruchowo używając terminologii z wyższych sfer. - Nie o... - nieświadomie dotknął przepaski na swoim oku, myśląc, że może Isla pije do jego ślepoty.
A potem jego biedna Isla oszalała. Właśnie dlatego nie należało dotykać podejrzanych amuletów ani podróbek ani najlepiej niczego z dzielnicy Ymira, poza książkami! Henrik może i uczestniczył w akcjach charytatywnych i zbiórkach datków na rewitalizację dzielnicy, może i spędził pierwszy rok w Midgardzie w wynajmowanej kawalerce w porcie (już port był lepszy od dzielnicy Ymira!), ale chwilowo wzięła w nim górę podejrzliwość kogoś wychowanego w wyższych sferach.
Gdy Is zrozumiała, że samemu nie słyszał jej przybrańca, pokiwał tylko smętnie głową, niezdolny do powiedzenia jej jednej z dwóch prawd: albo że to jej umysł płata jej figle, albo, że jego życzenie nie spełniło się bo wcale nie życzyłby sobie żeby Viggo zaczął mówić. Norka i tak była niebywale złośliwa i to aż dziwne, że stworzenie tak butne mogło wejść w więź z tak łagodną niksą.
- Ułożyć zdanie, a ułożyć sensowne zdanie to dwie różne rzeczy. Papugi też mówią. - mruknął pod nosem, nie mogąc jednak się powstrzymać. Spoglądał na Islę z mieszaniną ciekawości i troski, a na Viggo bardzo podejrzliwie, aż wreszcie dostał możliwość przebadania amuletu. Zaklęcie nie wykazało jednak śladów klątwy, a Henrik zmarszczył lekko brwi i spojrzał na Is nieco szerzej otwartymi oczyma. Czy to możliwe, że...?
Nie, marzenia się nie spełniają. - pomyślał z pewną hipokryzją, bo jedno z jego marzeń się spełniło.
- Kiedyś prosiłem Odyna o jego dar... - wymamrotał w odpowiedzi na jej pytanie, choć nie była to prawdziwa odpowiedź. Dopełnił pradawnego rytuału, chcąc kupić sobie jeszcze jedno z zabezpieczeń; jakby dyskretności i barier ochronnych na domu nigdy nie było dość. Gdyby bogowie spełnili jego prawdziwe życzenie, nigdy nie musiałby robić tego wszystkiego. A gdyby spełnili życzenia jego matki, pewnie byłaby wolna i nigdy by go na tym świecie nie było. Niepewnie zacisnął palce wokół ciepłej niksy, z iskrą zazdrości spoglądając na norkę wtuloną w jej włosy. Is wydawała się teraz taka szczęśliwa...
- Nie wiem, czy znajdziemy już tego handlarza, ale może poszukamy stoiska z rybami? - zaproponował pojednawczo, słysząc coś o łososiu. Wciąż jednak pozostawał poza rozmową Isli i Viggo — a choć sumienie mówiło mu, że powinien podarować im tą chwilę intymności, to dłoń odruchowo zsunęła opaskę z lewego oka. Nie mógł usłyszeć zwierzęcia ani zajrzeć w myśli istoty innej niż ludzie, ale może mógł usłyszeć strzępy ich rozmowy, echo w myślach Isli. Upewnić się, że na pewno... wszystko w porządku.
rzucam na dar Odyna wyczytać w myślach Isli co mówi do niej Viggo (jest to jakiś okrężny sposób...) lub ewentualnie dowiedzieć się czy oszalała:
11-59 – kilka niewyraźnych w interpretacji przebłysków myśli i wspomnień;
- Co? - na (nie?)szczęście oderwała go od tych myśli, nie rozumiejąc jego porównania, a on z kolei nie zrozumiał jej ignorancji. - Mówię o zgniliźnie. - wytłumaczył, odruchowo używając terminologii z wyższych sfer. - Nie o... - nieświadomie dotknął przepaski na swoim oku, myśląc, że może Isla pije do jego ślepoty.
A potem jego biedna Isla oszalała. Właśnie dlatego nie należało dotykać podejrzanych amuletów ani podróbek ani najlepiej niczego z dzielnicy Ymira, poza książkami! Henrik może i uczestniczył w akcjach charytatywnych i zbiórkach datków na rewitalizację dzielnicy, może i spędził pierwszy rok w Midgardzie w wynajmowanej kawalerce w porcie (już port był lepszy od dzielnicy Ymira!), ale chwilowo wzięła w nim górę podejrzliwość kogoś wychowanego w wyższych sferach.
Gdy Is zrozumiała, że samemu nie słyszał jej przybrańca, pokiwał tylko smętnie głową, niezdolny do powiedzenia jej jednej z dwóch prawd: albo że to jej umysł płata jej figle, albo, że jego życzenie nie spełniło się bo wcale nie życzyłby sobie żeby Viggo zaczął mówić. Norka i tak była niebywale złośliwa i to aż dziwne, że stworzenie tak butne mogło wejść w więź z tak łagodną niksą.
- Ułożyć zdanie, a ułożyć sensowne zdanie to dwie różne rzeczy. Papugi też mówią. - mruknął pod nosem, nie mogąc jednak się powstrzymać. Spoglądał na Islę z mieszaniną ciekawości i troski, a na Viggo bardzo podejrzliwie, aż wreszcie dostał możliwość przebadania amuletu. Zaklęcie nie wykazało jednak śladów klątwy, a Henrik zmarszczył lekko brwi i spojrzał na Is nieco szerzej otwartymi oczyma. Czy to możliwe, że...?
Nie, marzenia się nie spełniają. - pomyślał z pewną hipokryzją, bo jedno z jego marzeń się spełniło.
- Kiedyś prosiłem Odyna o jego dar... - wymamrotał w odpowiedzi na jej pytanie, choć nie była to prawdziwa odpowiedź. Dopełnił pradawnego rytuału, chcąc kupić sobie jeszcze jedno z zabezpieczeń; jakby dyskretności i barier ochronnych na domu nigdy nie było dość. Gdyby bogowie spełnili jego prawdziwe życzenie, nigdy nie musiałby robić tego wszystkiego. A gdyby spełnili życzenia jego matki, pewnie byłaby wolna i nigdy by go na tym świecie nie było. Niepewnie zacisnął palce wokół ciepłej niksy, z iskrą zazdrości spoglądając na norkę wtuloną w jej włosy. Is wydawała się teraz taka szczęśliwa...
- Nie wiem, czy znajdziemy już tego handlarza, ale może poszukamy stoiska z rybami? - zaproponował pojednawczo, słysząc coś o łososiu. Wciąż jednak pozostawał poza rozmową Isli i Viggo — a choć sumienie mówiło mu, że powinien podarować im tą chwilę intymności, to dłoń odruchowo zsunęła opaskę z lewego oka. Nie mógł usłyszeć zwierzęcia ani zajrzeć w myśli istoty innej niż ludzie, ale może mógł usłyszeć strzępy ich rozmowy, echo w myślach Isli. Upewnić się, że na pewno... wszystko w porządku.
rzucam na dar Odyna wyczytać w myślach Isli co mówi do niej Viggo (jest to jakiś okrężny sposób...) lub ewentualnie dowiedzieć się czy oszalała:
11-59 – kilka niewyraźnych w interpretacji przebłysków myśli i wspomnień;
Mistrz Gry
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Pon 18 Lis - 20:00
The member 'Henrik Vestergaard' has done the following action : kości
'k100' : 57
'k100' : 57
Isla Löve
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Pon 18 Lis - 23:42
Isla LöveWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Vaasa, Finlandia
Wiek : 25 lat
Stan cywilny : panna
Status majątkowy : biedny
Genetyka : niksa
Zawód : bezrobotna
Wykształcenie : I stopień wtajemniczenia
Totem : żbik
Atuty : akrobata (I), pani natury (II), śpiew jezior
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 5 / magia lecznicza: 5 / magia natury: 20 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 15 / magia twórcza: 5 / sprawność: 20 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 5
- Och, a w jaki sposób tym razem zgnilizna stanęła ci na odcisk? - spytała, coraz mniej rozumiejąc ze ścieżek obranych przez rozumowanie Henrika. Gdyby żartował, rozpoznałaby w jego głosie iskierki złośliwości, ten charakterystyczny i delikatny zalążek śmiechu, którego nie odzwierciedlał teatralnie poważną mimiką, jednak teraz jego głos pozostawał rzeczowy, stonowany. - Przecież to istotna część przyrody. Nie jest przyjemna i nie pachnie zbyt ładnie, to prawda, ale grzyby też muszą się czymś żywić - stanęła w obronie zjawiska, bo umykało jej, że mógł istnieć jakiś rodzaj zgnilizny na tkance cywilizacji. Nekroza społeczności, objawiona czarnymi żyłami i oczami białymi jak śnieg; zbyt mało wiedziała o miejskim życiu, żeby rozsupłać plotki szeptane na ulicach, zwykle biorąc je tak dosłownie, jak teraz Henrika. - Ale może wiesz o niej coś, czego ja nie wiem. To bardzo możliwe. Jest w niej coś, co zasłużyło sobie na twoją niechęć? - pociągnęła z zainteresowaniem, bo to, co kryło się w głowie ukochanego, jakkolwiek dziś trochę zagmatwane, zawsze ją ciekawiło. Obserwował świat z innej perspektywy, wyniesiony ponad masy przez bogów, w których obronie stanął, i poniewczasie dotarło do niej, że to naturalne. Podarowali mu zdolność, o jakiej wielu mogło pomarzyć. I chociaż nie zgadzała się z jego defensywą wobec Odyna i reszty panteonu - bo w jej perspektywie wciąż mogli powstrzymać zło szerzące się w ich świecie, a tego nie zrobili -, to uśmiechnęła się do niego, uwiesiwszy się na jego ramieniu.
Mimo wszystko cieszyła się, że przeprowadzili inteligentną rozmowę.
Niepokój żarzący się w oczach Henrika przypominał krzykliwy neon rozpalający welon nocy. Współgrał też z napięciem, którym rezonowało jego ciało, a które Isla na wpół świadomie ignorowała, wybrawszy bezpieczniejszą opcję niż dociekliwość i nadchodzące wielkimi krokami rany rozczarowania. Przeszłość mieszkająca w jego ciele odzywała się tu głośniej niż nad brzegiem fińskiego jeziora. Tam był beztroski i wesoły, pozwalał swojej wyobraźni szybować w przestworzach, jakby nic go już nie krępowało. Teraz, tutaj, było inaczej. Pogrążona jednak w rozmowach ze swoim przybrańcem niksa tego nie zauważyła. Umknęły jej sekundy paniki w błękitnych tęczówkach, gdy przyzwyczajony do stykania się z obłędem umysł zaczął doszukiwać się w niej pierwszych symptomów choroby, jaką mógł przegapić, ale wyraźnie wyczuła jego smutek, kiedy okazało się, że jemu nie było dane usłyszeć Viggo.
- To nic - szepnęła pojednawczo. - Do ciebie mówią bogowie - zaznaczyła, tłumiąc w sobie związane z tym ukłucie goryczy w kontekście rozmowy o valravnach i boskiej obojętności. Ten wyrośnięty patyk pewnie ściemnia, ryba wpadła mu do oka i zostawiła w nim łuskę, dlatego jest białe, zasugerował zadowolony ze swojej dedukcji Viggo, na co Isla pokręciła głową i znów lekko dźgnęła go pod bok opuszką palca wskazującego. Norka zapiszczała w rozbawieniu i oplotła jej dłoń. - Może tylko nam się wydaje, że mówią bez sensu? - zaproponowała w temacie papug i podrapała głowę chowańca, patrząc na niego z czułością i uśmiechając się w ten sam sposób. Dawno nie czuła w sobie tego rodzaju ciepła - nie miłosnego, a rodzinnego, wypełniającego dziurę w jej sercu tam, gdzie do niedawna kryła się Vaasa. - A on odpowiedział. I widzisz, Viggo też - dodała pogodnie, zupełnie niezrażona faktem, że właśnie porównała wszechmocnego Odyna do krąbrnej, narowistej norki o roziskrzonym spojrzeniu i nienasyconym apetycie.
Ryby! Tak, a jakże! Wreszcie mówi z sensem, ucieszył się chowaniec, uwieszony w objęciach niksy. Zróbmy tak, żeby kupił nam ryby i sobie poszedł, zróóóóbmy, wtrącił jednak, burząc kruche poczucie pojednania. Bardzo pragnęła tego, żeby Henrik stał się częścią malutkiej rodziny, która jej została; pozwolił jej zobaczyć, jak bardzo jest samotny w mieście, nieważne, czy do Isli to docierało, czy wzbraniała się przed tą myślą, udając, że wszystko jest w porządku. Jej dusza współgrała z jego duszą, otaczała się jego bolączkami i przejmowała na siebie ich ciężar. Tyle, ile zdołała, ponieważ Henrik jej na to nie pozwalał.
- Dobry pomysł, tak. Chodźmy razem go poszukać - zdecydowała wesoło, na co przybraniec jęknął żałośnie. Tymczasem Vestergaard, decydując się na uchylenie ciemnej przepaski, mógł posłyszeć echo słów wypowiadanych głosem małego urwisa. Kilka strzępków, poplątanych i mało sensownych, lecz prawdziwych, takich, które nie stały się wytworem jej wyobraźni, tylko faktycznie się wydarzyły. “Szyszka, łosoś, moje, ślimak, gamoniowi, amulet”, wyrwane z kontekstu określenia nie stworzyły spójnej historii, ale o dziwo okazały się doskonałym podsumowaniem charakteru zwierzęcia.
Is- Isla… szepnął po chwili, skonsternowany, a jego głos stawał się coraz bardziej niewyraźny. Coś c-chyba…, jej serce momentalnie uderzyło w tony przerażenia i przejęcia. Czuła to - magia amuletu dobiegała końca. Pozwolono im jedynie na krótki moment rozmowy.
- Nie - przerwała mu desperacko. - Jeszcze nie, to za szybko, ja… - urwała i przełknęła cierpką ślinę, przyciskając przyjaciela do piersi. Henrik nie wiedział, co dokładnie się dzieje, jednak mowa jej ciała jasno wskazywała na to, że nadszedł moment ciszy, która znów pomiędzy nimi zapadnie. - Ja mam ci tyle do powiedzenia i tyle chciałabym usłyszeć. Henriku, możesz coś na to poradzić? - zapytała z nadzieją, spojrzawszy na mężczyznę szeroko otwartymi oczami, w których błyszczały łzy. Nie chciała rozstawać się z tym pięknym momentem, nie chciała pozwolić, żeby wyślizgnął się jej z dłoni, kiedy już poznała związaną z nim radość. - Viggo - przeniosła proszący wzrok na norkę, ale ta również nie mogła nic poradzić na to, co nieuchronne. Nie płacz, szyszko, wymruczał przybraniec, już raz obiecał, że zje buty Henrikowi, żeby ją rozweselić, jeśli będzie przy nim ronić łzy. Właściwie zrobi to tak czy siak. Cały czas t-tu przecież jestem i mówię do ciebie, czy mnie słyszysz, czy nie. A b-było warto mnie słyszeć, bo mam melodyjny głos. Jak wr-óbel-śpiewak, jego mowa stawała się coraz bardziej eratyczna, urywana, a ciałem Isli wstrząsnął dzielnie tłumiony szloch. - Powiedz mi - zaczęła, choć musiała przerwać na chwilę, żeby się nie rozkleić. Nie chciała niepokoić Vestergaarda, nie chciała też, aby ostatnim, co powie do zdolnego do odpowiedzi zwierzęcia, był płacz. - Proszę, powiedz jeszcze to jedno. Nie miałeś wyboru, ale gdybyś miał, czy nadal… czy wciąż wybrałbyś mnie? Jesteś szczęśliwy? - potrzeba dowiedzenia się tego wręcz namacalnie paliła wnętrze jej gardła, rozżarzała spojrzenie, rozgrzane jeszcze mocniej od cichego, ciepłego chichotu, który połaskotał jej myśli. Dar Odyna pozwolił Henrikowi usłyszeć ten dźwięk. Zawsze, szyszko. Z-zawsze. Nigdy w t-to nie w-wątp, odparł Viggo i było to ostatnim, na wypowiedzenie czego pozwolił talizman.
I kiedy pomiędzy nimi znów zacisnął się węzeł ciszy, Isla nie zdołała przytrzymać w sobie łez. Wypuściła je na wolność, jednym ramieniem wtulając Viggo w swoją pierś, a drugim sięgając do Henrika. Przylgnęła do niego, bezradnie szlochając, zarówno z radości, jak i pustki, którą odczuła, kiedy w jej duszy nie dźwięczał już pełen życia głos przybrańca.
- To trwało tak krótko - z trudem powiedziała do ukochanego, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Pachniał jak ulga i spokój, więc wdychała w siebie jego zapach, pozwalając sobie na przeżywanie przy nim bezradnego żalu. Kojarzył się jej z bezpieczeństwem i podporą, więc opierała się na nim, nieświadomie szukając jego wsparcia i miłości. Jego głosu, który wypełni ciszę. - Powiedział, że zawsze… Że by mnie wybrał - wyznała i pociągnęła nosem, nieco nieporadnie i nieelegancko ocierając wilgotne od łez policzki i rzęsy o kołnierz jego koszuli. - Kupimy dla niego łososia? - poprosiła, odchyliwszy głowę, żeby móc spojrzeć od dołu na najbliższego jej galdra. Dobrze, że był przy niej w takim momencie, bo chociaż Viggo mu ubliżał, to raz przynajmniej przyznał mu rację. Czy to nie był maleńki krok naprzód w stronę przyjaźni? Z pewnością tak. - Szkoda, że go nie słyszałeś. Brzmiał jak mały rozrabiaka, dokładnie t-tak, jak mogłabym go sobie wyobrazić, i był tak... tak pełen miłości - dodała z rozczulonym, lecz smutnym uśmiechem, i przesunęła wzrok na norkę niuchającą jej podbródek. Miała wrażenie, że Viggo składał tam całusa.
Mimo wszystko cieszyła się, że przeprowadzili inteligentną rozmowę.
Niepokój żarzący się w oczach Henrika przypominał krzykliwy neon rozpalający welon nocy. Współgrał też z napięciem, którym rezonowało jego ciało, a które Isla na wpół świadomie ignorowała, wybrawszy bezpieczniejszą opcję niż dociekliwość i nadchodzące wielkimi krokami rany rozczarowania. Przeszłość mieszkająca w jego ciele odzywała się tu głośniej niż nad brzegiem fińskiego jeziora. Tam był beztroski i wesoły, pozwalał swojej wyobraźni szybować w przestworzach, jakby nic go już nie krępowało. Teraz, tutaj, było inaczej. Pogrążona jednak w rozmowach ze swoim przybrańcem niksa tego nie zauważyła. Umknęły jej sekundy paniki w błękitnych tęczówkach, gdy przyzwyczajony do stykania się z obłędem umysł zaczął doszukiwać się w niej pierwszych symptomów choroby, jaką mógł przegapić, ale wyraźnie wyczuła jego smutek, kiedy okazało się, że jemu nie było dane usłyszeć Viggo.
- To nic - szepnęła pojednawczo. - Do ciebie mówią bogowie - zaznaczyła, tłumiąc w sobie związane z tym ukłucie goryczy w kontekście rozmowy o valravnach i boskiej obojętności. Ten wyrośnięty patyk pewnie ściemnia, ryba wpadła mu do oka i zostawiła w nim łuskę, dlatego jest białe, zasugerował zadowolony ze swojej dedukcji Viggo, na co Isla pokręciła głową i znów lekko dźgnęła go pod bok opuszką palca wskazującego. Norka zapiszczała w rozbawieniu i oplotła jej dłoń. - Może tylko nam się wydaje, że mówią bez sensu? - zaproponowała w temacie papug i podrapała głowę chowańca, patrząc na niego z czułością i uśmiechając się w ten sam sposób. Dawno nie czuła w sobie tego rodzaju ciepła - nie miłosnego, a rodzinnego, wypełniającego dziurę w jej sercu tam, gdzie do niedawna kryła się Vaasa. - A on odpowiedział. I widzisz, Viggo też - dodała pogodnie, zupełnie niezrażona faktem, że właśnie porównała wszechmocnego Odyna do krąbrnej, narowistej norki o roziskrzonym spojrzeniu i nienasyconym apetycie.
Ryby! Tak, a jakże! Wreszcie mówi z sensem, ucieszył się chowaniec, uwieszony w objęciach niksy. Zróbmy tak, żeby kupił nam ryby i sobie poszedł, zróóóóbmy, wtrącił jednak, burząc kruche poczucie pojednania. Bardzo pragnęła tego, żeby Henrik stał się częścią malutkiej rodziny, która jej została; pozwolił jej zobaczyć, jak bardzo jest samotny w mieście, nieważne, czy do Isli to docierało, czy wzbraniała się przed tą myślą, udając, że wszystko jest w porządku. Jej dusza współgrała z jego duszą, otaczała się jego bolączkami i przejmowała na siebie ich ciężar. Tyle, ile zdołała, ponieważ Henrik jej na to nie pozwalał.
- Dobry pomysł, tak. Chodźmy razem go poszukać - zdecydowała wesoło, na co przybraniec jęknął żałośnie. Tymczasem Vestergaard, decydując się na uchylenie ciemnej przepaski, mógł posłyszeć echo słów wypowiadanych głosem małego urwisa. Kilka strzępków, poplątanych i mało sensownych, lecz prawdziwych, takich, które nie stały się wytworem jej wyobraźni, tylko faktycznie się wydarzyły. “Szyszka, łosoś, moje, ślimak, gamoniowi, amulet”, wyrwane z kontekstu określenia nie stworzyły spójnej historii, ale o dziwo okazały się doskonałym podsumowaniem charakteru zwierzęcia.
Is- Isla… szepnął po chwili, skonsternowany, a jego głos stawał się coraz bardziej niewyraźny. Coś c-chyba…, jej serce momentalnie uderzyło w tony przerażenia i przejęcia. Czuła to - magia amuletu dobiegała końca. Pozwolono im jedynie na krótki moment rozmowy.
- Nie - przerwała mu desperacko. - Jeszcze nie, to za szybko, ja… - urwała i przełknęła cierpką ślinę, przyciskając przyjaciela do piersi. Henrik nie wiedział, co dokładnie się dzieje, jednak mowa jej ciała jasno wskazywała na to, że nadszedł moment ciszy, która znów pomiędzy nimi zapadnie. - Ja mam ci tyle do powiedzenia i tyle chciałabym usłyszeć. Henriku, możesz coś na to poradzić? - zapytała z nadzieją, spojrzawszy na mężczyznę szeroko otwartymi oczami, w których błyszczały łzy. Nie chciała rozstawać się z tym pięknym momentem, nie chciała pozwolić, żeby wyślizgnął się jej z dłoni, kiedy już poznała związaną z nim radość. - Viggo - przeniosła proszący wzrok na norkę, ale ta również nie mogła nic poradzić na to, co nieuchronne. Nie płacz, szyszko, wymruczał przybraniec, już raz obiecał, że zje buty Henrikowi, żeby ją rozweselić, jeśli będzie przy nim ronić łzy. Właściwie zrobi to tak czy siak. Cały czas t-tu przecież jestem i mówię do ciebie, czy mnie słyszysz, czy nie. A b-było warto mnie słyszeć, bo mam melodyjny głos. Jak wr-óbel-śpiewak, jego mowa stawała się coraz bardziej eratyczna, urywana, a ciałem Isli wstrząsnął dzielnie tłumiony szloch. - Powiedz mi - zaczęła, choć musiała przerwać na chwilę, żeby się nie rozkleić. Nie chciała niepokoić Vestergaarda, nie chciała też, aby ostatnim, co powie do zdolnego do odpowiedzi zwierzęcia, był płacz. - Proszę, powiedz jeszcze to jedno. Nie miałeś wyboru, ale gdybyś miał, czy nadal… czy wciąż wybrałbyś mnie? Jesteś szczęśliwy? - potrzeba dowiedzenia się tego wręcz namacalnie paliła wnętrze jej gardła, rozżarzała spojrzenie, rozgrzane jeszcze mocniej od cichego, ciepłego chichotu, który połaskotał jej myśli. Dar Odyna pozwolił Henrikowi usłyszeć ten dźwięk. Zawsze, szyszko. Z-zawsze. Nigdy w t-to nie w-wątp, odparł Viggo i było to ostatnim, na wypowiedzenie czego pozwolił talizman.
I kiedy pomiędzy nimi znów zacisnął się węzeł ciszy, Isla nie zdołała przytrzymać w sobie łez. Wypuściła je na wolność, jednym ramieniem wtulając Viggo w swoją pierś, a drugim sięgając do Henrika. Przylgnęła do niego, bezradnie szlochając, zarówno z radości, jak i pustki, którą odczuła, kiedy w jej duszy nie dźwięczał już pełen życia głos przybrańca.
- To trwało tak krótko - z trudem powiedziała do ukochanego, chowając twarz w zagłębieniu jego szyi. Pachniał jak ulga i spokój, więc wdychała w siebie jego zapach, pozwalając sobie na przeżywanie przy nim bezradnego żalu. Kojarzył się jej z bezpieczeństwem i podporą, więc opierała się na nim, nieświadomie szukając jego wsparcia i miłości. Jego głosu, który wypełni ciszę. - Powiedział, że zawsze… Że by mnie wybrał - wyznała i pociągnęła nosem, nieco nieporadnie i nieelegancko ocierając wilgotne od łez policzki i rzęsy o kołnierz jego koszuli. - Kupimy dla niego łososia? - poprosiła, odchyliwszy głowę, żeby móc spojrzeć od dołu na najbliższego jej galdra. Dobrze, że był przy niej w takim momencie, bo chociaż Viggo mu ubliżał, to raz przynajmniej przyznał mu rację. Czy to nie był maleńki krok naprzód w stronę przyjaźni? Z pewnością tak. - Szkoda, że go nie słyszałeś. Brzmiał jak mały rozrabiaka, dokładnie t-tak, jak mogłabym go sobie wyobrazić, i był tak... tak pełen miłości - dodała z rozczulonym, lecz smutnym uśmiechem, i przesunęła wzrok na norkę niuchającą jej podbródek. Miała wrażenie, że Viggo składał tam całusa.
Henrik Vestergaard
Re: Park Ruchomych Rzeźb (K) Sro 20 Lis - 7:41
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
- Mi? Całemu Midgardowi. - zdziwił się, jeszcze nie rozumiejąc, że obydwoje nie rozumieją o czym rozmawiają. Zamrugał, gdy rozmowa z rozmowy o etyce przerodziła się w rozmowę o naturze. - Mam na myśli magię zakazaną. - wymamrotał ściszonym głosem, jakby obawiał się, że usłyszą ich ślepcy albo Krucza Straż. Z tą ostatnią czasami nawet współpracował, ale nie zmazało to jego poczucia winy ani wiedzy z zakresu magii zakazanej. Tonący chwyta się brzytwy, a choć Henrik podejrzewał, że (wbrew temu, czym straszył go ojciec) nie jest w stanie fizycznie utonąć w wodzie, to po przybyciu do Midgardu czuł się jakby miał utonąć we własnym lęku. Magia zakazana była jednym z wielu lekarstw, których wtedy próbował. A teraz słuchał propagandy, w której przedstawicieli genetyk zrównywano ze ślepcami i czuł się… źle. Jakby samemu dołożył do tego cegiełkę.
Nie zdążył jednak wyjaśnić Isli więcej ani wychwycić pełnej podziwu ciekawości w jej spojrzeniu, bo jego podejrzliwość względem zakazanych praktyk zdawała się ucieleśnić w tajemniczym amulecie i niepokojącym zachowaniu niksy. Chwilę — może zbyt długą— zajęło mu zrozumienie, że to jednak nie były plugawe czary, że zdawała się naprawdę słyszeć swojego przybrańca. Może nie powinno go to dziwić, biorąc pod uwagę magiczną więź łączącą Is i Viggo. Może powinien zrozumieć już wtedy, gdy zobaczył bezkresną radość jej uśmiechu. Ale i tak potrzebował czasu.
- Nie, bogowie nie mówią, tylko pokazują mi... - westchnął, nagle speszony, ale Isla wydawała się skupiona na Viggo, więc nie wyjaśnił tego głębiej. To nie czas ani miejsce, a i tak nieświadomie marnował czas ich krótkiej rozmowy; nie wiedząc jeszcze czy i jakimi ramami czasowymi ograniczone są nowe zdolności Viggo. - Może. - przytaknął pojednawczo, bardziej niż papugami zaprzątnięty obserwacją norki i próbą ujrzenia myśli samej Isli. I wtedy zobaczył — szereg słów w jej myślach, może i powtarzanych jej głosem, ale zupełnie niepasujących do jej rytmu. - Szyszka? - zdziwił się na głos, dyplomatycznie nie komentując tego, że Viggo nazwał go gamoniem. Nie wiedział — bo brakowało mu kontekstu – że nieświadomie powtórzył coś intymniejszego, określenie łączące norkę tylko z Islą. - Chodźmy. - zgodził się, bo z nadmiaru wrażeń samemu aż zjadłby rybę, aż…
Isla przystanęła tak raptownie, że prawie na nią wpadł; a jej radosny uśmiech (uśmiech, od którego — mimo niepokoju całą tą sprawą — nie mógłm oderwać wzroku) zbladł, ustępując napięciu mięśni. - Is? - szepnął, aż zrozumiał; słowa skierowane do norki i do niego jasno nakreśliły skalę problemu.
I gdzieś na dnie duszy poczuł ulgę, której później będzie się bardzo wstydził. Ulgę, bo świat wracał do normy. Ulgę, bo już i tak był zazdrosny o ich więź; choć samemu nie potrafił (albo nie chciał?) podarować Isli równie wielkiego uczucia i zaufania; więc teraz czuł się emocjonalnie bardziej pusty od norki. Ale to podłe, zaborcze uczucie prędko ustąpiło wstydowi i żalowi, bo Is skrzyżowała z nim swoje szkliste oczy i spytała jego (jego!) o radę, a on mógł tylko bezradnie pokręcić głową. - Nie znam się na takiej magii... - westchnął, a potem zamilkł, bo ostatnim, co mógł dla nich zrobić to podarować im ciszę i czas. I słuchać, choć może słuchać nie powinien, bo to nie była jego chwila, ani jego relacja, ani jego amulet. Coś ścisnęło go w gardle, a potem w sercu, gdy ze zdumieniem usłyszał jak Is zastanawia się nad wyborem norki. Norki.
Jego nikt nie pytał o wybór.
A potem nikomu już nie dał na to szansy.
Dlaczego, ona...?
Myśli o jej podejściu do wolnej woli były niebezpieczne, chwiejące fundamentami i murami, które wzniósł wokół siebie dla własnego bezpieczeństwa; które powinny być nienaruszalne — niezależnie od tego jak piękna była inna osoba, jak czuły był jej uśmiech i łagodne spojrzenie. Spróbował odgonić te myśli, a Isla nieświadomie mu w tym pomogła, wybuchając płaczem i przyciągając go do siebie. Do siebie. Otworzył oczy szerzej, ze zdumieniem, bo chyba wciąż nie spodziewał się być częścią tej chwili. Objął łagodnie niksę, pozwalając jej wtulić się w swoją koszulę.
- Przykro mi. - wymamrotał i, ku swojemu zdumieniu (biorąc podejście do amuletu i Viggo) mówił szczerze.
Nigdy nie widział jej tak radosnej jak przed chwilą. I jeszcze nigdy nie widział jej tak smutnej.
Widok tych skrajnych emocji uświadomił mu, że samemu nie miał istoty — ani człowieka, ani nawet zwierzęcia — którą by wybrał, a ona wybrałaby jego.
Że w odróżnieniu od Isli i Viggo był na tym świecie naprawdę, zupełnie sam.
Przymknął oczy, a pod nimi widział morze; fale, w których zniknęła matka. Wybrała je. Nie jego, nigdy jego.
- Kto by ciebie nie wybrał…. - odpowiedział Isli pokrzepiająco, ale coś ścisnęło go w gardle, świadomość fałszu własnych słów. Od roku wybierał każdy weekend z Is, ale cały czas miał świadomość końca. A dziś, po raz pierwszy, pomyślał, że nie chce jej (im?) tego robić; że nie chce, żeby... cierpiała.
Ale przecież nie był jej norką, by tylko Henrikiem. Jednym z wielu, próbował sobie powtórzyć, ale teraz wprowadziła się do jego domu, a on i tak chyba już w to nie wierzył.
- Oczywiście, że kupmy mu rybę. Albo i dwie, może ta magia go zmęczyła. - zaproponował, jakby wydawanie pieniędzy mogło ukoić jego sumienie. Przyjrzał się norce podejrzliwie, ale unikał spojrzenia Viggo. Nie wyczytał tego co prawda w myślach Isli, ale teraz podejrzliwe spojrzenie norki wydawało mu się jeszcze bardziej rozumne, jeszcze trafniejsze. - Bo cię kocha. Jak wiele lat jesteście już związani? - zapytał, chcąc zagłuszyć ciszę i sumienie własnym głosem; chcąc podarować Isli jeszcze kilka chwil cementowania wspomnień o głosie przybrańca.
/zt Henrik & Isla
Nie zdążył jednak wyjaśnić Isli więcej ani wychwycić pełnej podziwu ciekawości w jej spojrzeniu, bo jego podejrzliwość względem zakazanych praktyk zdawała się ucieleśnić w tajemniczym amulecie i niepokojącym zachowaniu niksy. Chwilę — może zbyt długą— zajęło mu zrozumienie, że to jednak nie były plugawe czary, że zdawała się naprawdę słyszeć swojego przybrańca. Może nie powinno go to dziwić, biorąc pod uwagę magiczną więź łączącą Is i Viggo. Może powinien zrozumieć już wtedy, gdy zobaczył bezkresną radość jej uśmiechu. Ale i tak potrzebował czasu.
- Nie, bogowie nie mówią, tylko pokazują mi... - westchnął, nagle speszony, ale Isla wydawała się skupiona na Viggo, więc nie wyjaśnił tego głębiej. To nie czas ani miejsce, a i tak nieświadomie marnował czas ich krótkiej rozmowy; nie wiedząc jeszcze czy i jakimi ramami czasowymi ograniczone są nowe zdolności Viggo. - Może. - przytaknął pojednawczo, bardziej niż papugami zaprzątnięty obserwacją norki i próbą ujrzenia myśli samej Isli. I wtedy zobaczył — szereg słów w jej myślach, może i powtarzanych jej głosem, ale zupełnie niepasujących do jej rytmu. - Szyszka? - zdziwił się na głos, dyplomatycznie nie komentując tego, że Viggo nazwał go gamoniem. Nie wiedział — bo brakowało mu kontekstu – że nieświadomie powtórzył coś intymniejszego, określenie łączące norkę tylko z Islą. - Chodźmy. - zgodził się, bo z nadmiaru wrażeń samemu aż zjadłby rybę, aż…
Isla przystanęła tak raptownie, że prawie na nią wpadł; a jej radosny uśmiech (uśmiech, od którego — mimo niepokoju całą tą sprawą — nie mógłm oderwać wzroku) zbladł, ustępując napięciu mięśni. - Is? - szepnął, aż zrozumiał; słowa skierowane do norki i do niego jasno nakreśliły skalę problemu.
I gdzieś na dnie duszy poczuł ulgę, której później będzie się bardzo wstydził. Ulgę, bo świat wracał do normy. Ulgę, bo już i tak był zazdrosny o ich więź; choć samemu nie potrafił (albo nie chciał?) podarować Isli równie wielkiego uczucia i zaufania; więc teraz czuł się emocjonalnie bardziej pusty od norki. Ale to podłe, zaborcze uczucie prędko ustąpiło wstydowi i żalowi, bo Is skrzyżowała z nim swoje szkliste oczy i spytała jego (jego!) o radę, a on mógł tylko bezradnie pokręcić głową. - Nie znam się na takiej magii... - westchnął, a potem zamilkł, bo ostatnim, co mógł dla nich zrobić to podarować im ciszę i czas. I słuchać, choć może słuchać nie powinien, bo to nie była jego chwila, ani jego relacja, ani jego amulet. Coś ścisnęło go w gardle, a potem w sercu, gdy ze zdumieniem usłyszał jak Is zastanawia się nad wyborem norki. Norki.
Jego nikt nie pytał o wybór.
A potem nikomu już nie dał na to szansy.
Dlaczego, ona...?
Myśli o jej podejściu do wolnej woli były niebezpieczne, chwiejące fundamentami i murami, które wzniósł wokół siebie dla własnego bezpieczeństwa; które powinny być nienaruszalne — niezależnie od tego jak piękna była inna osoba, jak czuły był jej uśmiech i łagodne spojrzenie. Spróbował odgonić te myśli, a Isla nieświadomie mu w tym pomogła, wybuchając płaczem i przyciągając go do siebie. Do siebie. Otworzył oczy szerzej, ze zdumieniem, bo chyba wciąż nie spodziewał się być częścią tej chwili. Objął łagodnie niksę, pozwalając jej wtulić się w swoją koszulę.
- Przykro mi. - wymamrotał i, ku swojemu zdumieniu (biorąc podejście do amuletu i Viggo) mówił szczerze.
Nigdy nie widział jej tak radosnej jak przed chwilą. I jeszcze nigdy nie widział jej tak smutnej.
Widok tych skrajnych emocji uświadomił mu, że samemu nie miał istoty — ani człowieka, ani nawet zwierzęcia — którą by wybrał, a ona wybrałaby jego.
Że w odróżnieniu od Isli i Viggo był na tym świecie naprawdę, zupełnie sam.
Przymknął oczy, a pod nimi widział morze; fale, w których zniknęła matka. Wybrała je. Nie jego, nigdy jego.
- Kto by ciebie nie wybrał…. - odpowiedział Isli pokrzepiająco, ale coś ścisnęło go w gardle, świadomość fałszu własnych słów. Od roku wybierał każdy weekend z Is, ale cały czas miał świadomość końca. A dziś, po raz pierwszy, pomyślał, że nie chce jej (im?) tego robić; że nie chce, żeby... cierpiała.
Ale przecież nie był jej norką, by tylko Henrikiem. Jednym z wielu, próbował sobie powtórzyć, ale teraz wprowadziła się do jego domu, a on i tak chyba już w to nie wierzył.
- Oczywiście, że kupmy mu rybę. Albo i dwie, może ta magia go zmęczyła. - zaproponował, jakby wydawanie pieniędzy mogło ukoić jego sumienie. Przyjrzał się norce podejrzliwie, ale unikał spojrzenia Viggo. Nie wyczytał tego co prawda w myślach Isli, ale teraz podejrzliwe spojrzenie norki wydawało mu się jeszcze bardziej rozumne, jeszcze trafniejsze. - Bo cię kocha. Jak wiele lat jesteście już związani? - zapytał, chcąc zagłuszyć ciszę i sumienie własnym głosem; chcąc podarować Isli jeszcze kilka chwil cementowania wspomnień o głosie przybrańca.
/zt Henrik & Isla