Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Gerda Molander

    2 posters
    Widzący
    Gerda Molander
    Gerda Molander
    https://midgard.forumpolish.com/t1120-gerda-molander#8014https://midgard.forumpolish.com/t1429-gerda-molander#12456https://midgard.forumpolish.com/t1436-fintifluszka#12555https://midgard.forumpolish.com/f167-gerda-molander


    Gerda Molander
    Dane postaciTärnaby, Szwecja / 27 II 1976 / Molander
    przeciętny / panna / III stopień wtajemniczenia
    stażystka w wydziale administracyjnym kruczej straży
    kowalik / Katya Chernyavskaya

    Dom matki był czułym przytułkiem codzienności, bezpieczną norą, w której gniazdo uwinęły przesypujące się spokojnym rytmem przez palce dni powszednie, słowa artykułowane wyrozumiałym, łagodnym głosem, matczyne gesty lawirujące w otoczeniu alchemicznych cudaczności, instruujące cierpliwie drobne dłonie: jej – maleńkie i jej brata – maleńkie na swój własny sposób, dziecięce jak jej własne, ale osobliwie rozległe. Ciepłe połacie gładkiej skóry, na których koszyczki ususzonych kwiatów zdawały się małymi, barwnymi słońcami upuszczonymi w różową dolinę śródręczy, kruchymi i krótkotrwałymi, zdolnymi zamienić się w pył pod ledwie muśnięciem palca. Jej ręce zawsze upstrzone były ich pośmiertnym prochem, lekkim miałem niegdyś-życia zebranym w debry płytkich linii papilarnych; w silnych rękach Gerta mieszkała tymczasem wdzięczna dobroć, miękka i wyrozumiała jak ta matczyna, nawet kiedy zamykał na nich karcer pięści, z pilną ostrożnością, gdy przenosił powierzone mu gwiazdy do nadstawionej gawry słoika. W jego rękach żadne słońce nie traciło wątłych promieni filigranowych płatków; ona, niecierpliwa w zazdrosnej ambicji, zbierała w garści ich płaskie, półprzezroczyste zęby, pozostawiając główki koszyczków potargane i o szczerbatych uśmiechach.
    Mama wyjawiła im kiedyś konfidencjonalnym przedsennym szeptem, że serce człowieka jest wielkości jego dłoni zwiniętej w kurczową kiść pięści. Jej serce było maleńkie i blade, z koralikami delikatnych knykci na pulsującym grzbiecie i zauważalnym drżeniem w podkurczonych palcach, naturalnym i obecnym w nich od zawsze, choć nikt nie potrafił wyjaśnić, dlaczego; nikt poza mamą: jesteś tak delikatna, jak te kwiaty, Stokrotko; drży w tobie najlżejszy podmuch wiatru – mawiała, ścierając jej wilgotne smużki z policzków i jasny pyłek z dygoczących opuszek. Serce Gerta było duże i pewne, dobre jak matczyne i tak samo bezpieczne, zdolne zamknąć się na kwiecie, nie nadwątlając jego wyschłej korony – kiedy składała swoją piąstkę w jego, wiatr w jej palcach cichł.
    Pamięta do dzisiaj wyrazistą słodycz myśli (odkrywczej na dziecięcy, zaskoczony własną spóźnioną bystrością, sposób): Gert miał ładne dłonie, ciepłe i różowe, osobliwie rozległe, bo tak samo osobliwie rozległe było jego serce. Pamięta też do dzisiaj ostrą cierpkość złości zbierającej się na języku, kiedy spostrzegła po raz pierwszy, że inne dzieci – te poznane w Tärnaby i te spotkane po raz pierwszy w murach akademii Laguz – tego nie rozumiały (i nie tylko, ale nie miała śmiałości zarzucać nic dorosłym, widniejącym na horyzoncie cichego spojrzenia jak wzniosłe figury sprawiedliwej nieomylności). Pamięta, że na policzkach płonęła jej zawstydzona śmiałość, której nigdy wcześniej nie umiała z siebie wykrzesać, kiedy przebijała się przez szyderstwa głosem drżącym z nieznanego mu dotąd wysiłku złości: kłamiecie wszyscy. Kłamiecie, bo dłonie Gerta były ostrożne i dobre, trzymały słońca i gwiazdy, zatrzymywały drżenie wiatru; były silne, ale niezdolne do okrucieństwa.
    Jej były zdolne. Jej były i odkryła to wtedy, z policzkami płonącymi śmiałością, palcami zwiniętymi w gniewne piąstki, drżące jak zwitek jej serca. Nosiły proch kruchych płatków w żłobieniach koncentrycznych linii na miękkich wnętrzach, zbyt niecierpliwe i nieuważne; blade koraliki kłykci barwiły się pąsem bolesności.

    Jej brat – łagodny półolbrzym – posiadał kroki tak długie jak jej dwa, jak jej trzy, jak cztery, jak rwąca przepaść między łbami wystających ze strumienia kamieni, po których zgrabnie przeskakiwała, podążając cicho jego śladem. Przepaście wydłużały się coraz bardziej, pozostawiając ją coraz wyraźniej w tyle, ale nigdy nie prosiła go, by się dla niej zatrzymał. Dogonię cię, postanawiała sobie śmiało w myślach, lądując obiema stopami w jednej stopie odciśniętej w białości śniegu. Z łaty w łatę, jak żaba po rozłożystych liściach grzybienia, dopóki nie dostrzegła, że przepaście rosły szybciej niż jej nogi, a oddech coraz prędzej się skracał, wymagając częstszych przystanków.
    Dopiero rozpoczęcie nauki magii przemiany w akademii przyniosło rozwiązanie: dogonię cię – obiecywała mu, podnosząc mu pod oczy podręcznik otwarty na stronie, która po raz pierwszy zdawkowo informowała o transformacji w formę swojej fylgii. Kowalik, jak gdyby obudzony jej ambicją, śpiewał jej w snach; choć minęły jeszcze lata, nim jego pióra zafurkotały jej ponad głową, a śpiew ten stał się dla niej zrozumiały. Przez jego oczy, mrugające ku niej jak czarne koraliki, rozciągał się czarny pasek sięgający ku karku – ściągała więc wstążkę z upiętych włosów, by nakryć jej aksamitem powieki. Przysiadał na gałęzi wysoko ponad jej głową i rozpościerał delikatne skrzydła, wyciągając wdzięcznie szyję – prosiła więc Gerta, by wziął ją na ramiona lub posadził na drzewie i rozpościerała ramiona, wytrwale, dopóki nie odzywała się w nich zmęczona bolesność; palce drżały jej pod tchnieniami wiatru jak delikatne żagielki alabastrowych piór. Kowalik, ptak chodzący po pniu głową w dół – więc wreszcie przesuwała się na gałęzi i ostrożnie osuwała ciało, by zawisnąć na zgiętych kolanach, spuścić rdzawy wodospad rozpuszczonych włosów i słuchać: furkotu ponad jej głową, odległego śpiewu, słodkiej zachęty szemrzącego wiatru.
    Przepaście wyprzedzających ją kroków przesuwają się daleko pod puchem ptasiej piersi; włosy Gerta płoną wysoko ponad głowami pozostałych galdrów, trudne do przeoczenia – dogania go z łatwością, przysiada mu na ramieniu, spogląda na świat z jego półolbrzymiej perspektywy, pozwala wziąć się w ciepłą, bezpieczną dolinę jego dłoni. Czasami, kiedy bezczynność staje się zbyt dokuczliwa, koralikami czarnych oczu obserwuje miasto, poszukując w uliczkach zaginionych twarzy, bezskutecznie; czasami odnajduje w nich ludzi potrzebujących pomocy i pozwala im uśmierzyć swoją bezczynność. Czasami myśli o tych, którzy po pierwszej przemianie nigdy już nie wrócili do swojej ludzkiej formy; o tym, czy ktoś by jej szukał i jak długo, nim ulotki z jej podobizną rozpadłyby się przez wilgoć pod obojętnymi podeszwami.

    Dom ojca w swoich przestronnych, bogatych sieniach mieścił lepki zaduch letnich wakacji i chmurność zimowych ferii, kufry pełne zabawek, konia na biegunach, małe pieski podobne do wypchanych maskotek i szkatułki błyszczących broszek oraz spinek. Pozwalano jej je czasem oglądać, tylko wtedy, kiedy jej siostry – córki nowej żony taty – wpinały je sobie w kaskady złotych włosów, codziennie zaplatanych w grube warkocze zwieńczone błękitnymi wstążkami: ogony urodziwych, niedostępnych jej komet związywane paskami aksamitu. Ich rozpalone blaskiem uśmiechów głowy unosiły się wysoko ponad jej zasięgiem, chowając za lustrzanym lazurem spojrzeń niewypowiedziane sekrety bliźniaczych myśli. Kiedyś, z ciekawości, podczas dźwięczącej stukotem sztućców kolacji, spróbowała uszczypnąć jedną z nich nad łokciem – nie pamięta którą – żeby sprawdzić, czy wzdrygną się obie, ale ojcowski wzrok zgromił ją ledwo odcisnęła w jasnej skórze półksiężyce paznokci i nie zdążyła zauważyć reakcji drugiej; później przezornie przysiadywała udami na dłoniach, wstydliwie przyglądając się jego zaczerwienionemu, gniewnemu licu, jakby sądziła, że jest w stanie odczytać w niej powściąganą pokusę i że znów wyprowadzi ją z jadalni, zaciskając pulchne palce na jej przegubie.
    Ojciec miał brzydkie dłonie; szorstkie i małe, wiecznie zaczerwienione, pokryte bladymi plamkami nerwów i niezdrowo napuchnięte, kiedy zaciskał je w pięści, jakby obrosłe zbyt grubą i mało elastyczną skórą, opinającą się na obrzmiałych kostkach. W jego palcach szalał porywczy wicher, zauważyła, kiedy zawijał je wokół jej drobnego nadgarstka, dostrzegając dygot jego rąk po raz pierwszy – potem nie potrafiła już przestać go dostrzegać. Obserwowała zawsze, kiedy podnosił nabite na widelec mięso do ust, zastanawiając się czy tym razem w końcu nie trafi, liczyła tłuste oczka na obrusie, kiedy krople zupy zraszały jego biel wokół talerza, z intensywności ich drżenia nauczyła się wnioskować jego obecne usposobienie. Schodziła mu z drogi w dni, kiedy szarpał za guziki przy mankietach, nie potrafiąc ich rozpiąć, a w dni, kiedy palce trzęsły mu się jakby ospałe, okadzone dymem pszczoły, przysiadała mu na kolanach i śmiała się do jego błyszczących, radosnych oczu. Jego ręce stawały się wtedy ciepłe i flegmatyczne, a kiedy się nachylał, odsuwała się odruchowo, uciekając przed ostrym, nieprzyjemnym zapachem gorącego oddechu.
    Ogromność jego domu – domu jego żony – oszałamiała ją i zachwycała, ale pod cienkim gwaszem podziwu, stopniowo odchodzącym od nastroju jak podważana nożem skórka, mościła się zawsze kurczliwa tęsknota i osamotnienie, z wiekiem coraz wyraźniejsza. Gertowi nie wolno było przyjeżdżać, a jej – upomniał ją za którymś razem szorstki krzyk ojca – nie wolno było o to pytać. Nie wolno było mówić o mamie, o bracie, o domu; nie wolno było pisać im zbyt częstych i zbyt długich listów; nie wolno było zbierać chwastów w ogrodzie ani wkładać ich kwiatów między strony starych książek w bibliotece. Nie wolno było sadzić roślin z ogrodnikiem, nie wolno było podchodzić do psów zawieszonych na łańcuchach za domem, nie wolno było kręcić się gosposi pod nogami, przykładać czoła do szyby, rzucać śnieżkami w siostry, biegać po domu boso, nie wolno nie wolno nie wolno. Jego żona miała palce długie jak szpony, a dłonie bliźniaczek wczepiały się w jej włosy i kąsały uszczypnięciami odsłonięte ramiona.
    Lata później dowiedziała się przypadkiem, że kiedy przestała przyjeżdżać, ojciec obarczył winą matkę, pijacko oskarżając ją o agitowanie córki przeciw niemu. Przysyłał jej często upominki i pieniądze, ale listów nigdy nie widziała – tylko kupkę popiołu rosnącą niewinnie w kominku i raz przypadkiem pochwycony fragment zapisany pismem targanym drżącą zawieją; tato cię pozdrawia, Stokrotko, u niego wszystko w porządku.
    Dziś, kiedy spotyka się z nim na comiesięczny wspólny obiad, obserwuje uważnie nierówny szlak widelca wspinającego się na wertepach dygotu do ust. Ojciec nigdy nie zamawia zupy, pije tylko wodę, niegazowaną. Nie pyta o matkę ani o jej brata. U sióstr wszystko w porządku, zapewnia, choć widuje się z nimi jeszcze rzadziej niż z nią.
    Przyjedź na parę dni, ogród zaczyna kwitnąć.
    Zapytam brata, czy będzie miał czas.
    Odwraca wzrok, obrzmiała skóra naciąga mu się na kostkach. Nie chcę w swoim domu tej cudacznej pomyłki, grzmi jej w skroniach echem wykrzyczanych kiedyś słów; nie wszystkich, bo powściąga wspomnienia, kiedy zauważa, że wiatr w jej palcach zaczyna wtórować jego wichurze.

    Josef, jej przyjaciel (jutrzenka bliskości nigdy nie osiągająca faktycznego świtu), dzisiaj wciąż widnieje na liście zaginonych, wysoko, na podium pierwszych ofiar – jedna z pozornie niewinnych jaskółek nieczyniących jeszcze wiosny. Tusz oblekający jego nazwisko żałobną czernią zdążył dawno ostygnąć na papierze, ale nie pod opuszkami jej palców. Poznali się na studiach w Instytucie Tiwaz, przesiadywali obok siebie podczas nudnych lektoratów traktujących o szkopułach administracji, czasem z nudów pochylając głowy nad jedną krzyżówką, szeptając sobie hasła i przekazując długopis, zupełnie nieuważnie. Dopiero za progiem instytutu po odebraniu dyplomów dali się przyłapać nagłej świadomości, że nie poznali jeszcze wszystkich rozwiązań ostatniego tomu. A więc w kawiarni, w piątek, o siedemnastej, parę krzyżówek i dużo rozmów; w kolejny piątek, kolejny, kolejny. Kolejny, nie wiedząc, że jest ostatnim, bo następnego tygodnia nie dotarł, pomimo listu zapewniającego, że będzie, punktualnie, jak zawsze. Nie potrafiła skończyć tego tomu, nawet wiedząc już, że jeśli będzie na niego wciąż czekać, rozwiązania nie pozna nigdy.
    Każdego dnia, podczas przerwy między szelestem papierów, zachodzi do wydziału poszukiwań; przynosi kawę i, zamiast powitania, wpisane w nawyk ktoś znaleziony?, uporczywie grawitujące wokół nadziei. Twierdzącą odpowiedź usłyszała tylko dwukrotnie; dwa razy w skali dziesiątek i setek dni. Coraz częściej nie wybrzmiewała w ogóle – to milczenie, ponure i zrezygnowane, następnego dnia odciskało na liście straconych nowe nazwisko, coraz bardziej oddalone od Josefa przepaścią rosnących liczb. Josef, jedna z pierwszych grudek ciemnej ziemi u podstaw wzbierającego kurhanu. Wciąż stoi u jego stóp, obserwuje kolejne garści prochu, odczytuje kolejne imiona, jakby były jej w jakiś sposób bliskie, hasła zamknięte w kratkach krzyżówki. Wciąż nie zna rozwiązania. Od ich ostatniego piątku niewygodne krzesło w gawrze oddziału poszukiwawczego w jakiś osobliwy, osobisty sposób stało się jej bliższe niż biurko w dziale administracyjnym; tamtejsze spojrzenia zdają się dzisiaj już akceptować ją jako oczywisty element otoczenia. Przygotuję ogłoszenia, po pracy rozwieszę je w mieście, popytam, odwiedzę rodzinę, pójdę na pogrzeb. Minęłaś się z powołaniem – czule wypomina matka, kiedy przychodzi popołudniem do jej sklepu przesiąkniętego zapachem alchemicznych ingrediencji. Przynosi jej zebrane o poranku zioła, obwiązuje łodyżki nićmi, zawiesza je pod sufitem; pomaga przenieść ususzone koszyczki kwiatów, zbierając na palcach pył ich poruszonych płatków. Przy przygotowywaniu wywarów asystuje cierpliwie i cicho, rozumiejąc gesty matki, zanim zdąży wyartykułować powtarzaną od lat instrukcję. Nie jestem wystarczająco odważna, odpowiada, choć biurko w dziale administracji nagle zdaje się tak nieznośnie bezczynne.
    Skrzypnięcie drzwi, zapach świeżej kawy, ktoś znaleziony? z uporczywą nadzieją coraz bardziej nie na miejscu.
    Widzący
    Gerda Molander
    Gerda Molander
    https://midgard.forumpolish.com/t1120-gerda-molander#8014https://midgard.forumpolish.com/t1429-gerda-molander#12456https://midgard.forumpolish.com/t1436-fintifluszka#12555https://midgard.forumpolish.com/f167-gerda-molander


    KARTA ROZWOJU

    INFORMACJE OGÓLNE
    WZROST: 170 cm

    WAGA: 61 kg

    KOLOR OCZU: brązowy

    KOLOR WŁOSÓW: rudy

    ZNAKI SZCZEGÓLNE: -

    GENETYKA: -

    UMIEJĘTNOŚĆ: przemiana w zwierzę

    STAN ZDROWIA: zdrowa


    STATYSTYKI
    WIEDZA O ŚNIĄCYCH: I

    REPUTACJA: 15

    ROZPOZNAWALNOŚĆ: 20

    STRONNICTWO: 10

    ALCHEMIA: 15

    MAGIA UŻYTKOWA: 28

    MAGIA LECZNICZA: 10

    MAGIA NATURY: 5

    MAGIA RUNICZNA: 5

    MAGIA ZAKAZANA: 0

    MAGIA PRZEMIANY: 15

    MAGIA TWÓRCZA: 5

    SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA: 5

    CHARYZMA: 5

    WIEDZA OGÓLNA: 10


    ATUTY
    Obrońca (II) – +7 do rzutu kością na dowolne zaklęcia defensywne.

    Znawca transformacji (I) – +3 do rzutu kością na dowolne zaklęcie z dziedziny magii przemiany.


    EKWIPUNEK
    - księżycowy pierścień (raz na fabularny miesiąc wzbudza w rozmówcy wyjątkową poufałość, gwarantując jednorazowy bonus +10 do charyzmy; noszony na co dzień zapewnia stały bonus +2 do charyzmy)
    - wisiorek Mimira (dedykowany mędrcowi, którego głowa strzeże studni niekończącej się wiedzy. Wierzy się, że do właściciela podczas chwili zagrożenia przemówi w myślach sam mędrzec, dając mu użyteczną podpowiedź. Pozwala na uzyskanie kluczowej wskazówki i najlepszego rozwiązania z sytuacji, które pojawi się w następnym poście Proroka. Można z niego skorzystać dwukrotnie, w dwóch oddzielnych rozgrywkach. Po tych użyciach traci magiczną moc);
    - fiolka z tajemniczą substancją
    - mak lekarski (4 szt.)
    - poziomka pospolita (4 szt.)
    - wierzba lapońska (4 szt.)
    - kociołek cynowy
    - miętulipan (3 szt.)


    AKTUALIZACJE
    - zakup umiejętności przemiany w zwierzę (21.01.2022)
    - otrzymanie wisiorka Mimira w urodzinowej loterii (21.01.2022);
    - otrzymanie 1 punktu statystyk do magii użytkowej oraz zdobycie fiolki z tajemniczą substancją (16.03.2023)
    - zebranie ingrediencji: x6 mak lekarski, x2 mierznica czarna, x4 poziomka pospolita i x4 wierzba lapońska (22.09.2023)
    - zakup kociołka cynowego (30.09.2023)
    - zakup +2 punktów do magii użytkowej (30.09.2023)
    - zebranie ingrediencji: x4 miętulipan (15.10.2023)
    - zużycie ingrediencji: x2 mak lekarski, x1 miętulipan, x2 mierznica czarna  (15.10.2023)

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Karta zaakceptowana
    Kowalik to wyjątkowy gatunek ptaka, ostrożny i zwinny, jako jedyny na półwyspie Skandynawskim zdolny w poszukiwaniu pożywienia poruszać się po pniach drzew głową w dół, nie jest zresztą przypadkiem powód, dla którego akurat ta fylgia postanowiła objąć Cię swoim zwierzchnictwem. Jesteś tak samo jak on oddana, przezorna, akceptująca, lecz jesteś również niewątpliwie, tak samo jak on – wytrwała. Być może nie objęłaś ścieżki, która pozwoliłaby Ci na bohaterskie czyny, ale wobec obezwładniającego świat zagrożenia, działać możemy przecież wszyscy. Wiem, że jest jeszcze wiele rzeczy, które mogłabyś osiągnąć – zarówno w swoim życiu, jak i cudzym.


    Prezent

    Matka powtarzała Ci, że minęłaś się z powołaniem – gdybyś tylko była odważniejsza, zdołałabyś dokonać więcej, ale przecież to nie wszystko, nie zawsze da się wszak kontrolować wrażenie, jakie wywołujemy na innych ludziach. Na początek rozgrywki otrzymujesz w prezencie od Mistrza Gry księżycowy pierścień na cienkiej, złotej obręczy, która owija się łagodną spiralą wokół Twojego palca – biżuteria ta jest nie tylko wyjątkowo nietypowym wyrobem jubilerskim, lecz posiada również magiczne właściwości. Raz na fabularny miesiąc możesz chuchnąć na jedno z księżycowych oblicz, aby sprawić, że osoba, z którą akurat rozmawiasz poczuje wobec Ciebie wyjątkową poufałość, co zapewni Ci jednorazowy bonus +10 do charyzmy. Dodatkowo, noszony na co dzień, pierścionek gwarantuje Ci stały bonus +2 do charyzmy.


    Informacje

    Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.