Rikke Myklebust
Gość
Rikke Myklebust Pon 15 Mar - 23:25
GośćGość
Gość
Gość
Rikke Myklebust
Każdy szanujący się klan potrzebuje dziedzica. Gwarantuje on przedłużenie nazwiska, wpływów i finansową stabilność. Wszyscy zawzięcie modlą się, by mieć syna, który przekaże dalej cudowne geny, nie roztrwoni fortuny i zacznie parać się rodzinnym biznesem. Wszyscy pragną syna. Wszyscy oprócz Myklebustów, którym urodziło się czterech synów, ale dzięki matriarchatowi są oni absolutnie bezużyteczni. Renate - najstarsza córka jarla, wraz ze swoim mężem Frederikiem (z domu Westbergiem) nie mogli patrzeć na swoich synów. Wszyscy byli tak samo wysocy i smukli, niedorzecznie przystojni i doskonale ułożeni, ale na koniec dnia… to tylko chłopcy. Chłopcy to kłopoty, niestabilność i brak władzy. Władzy, o której Renate marzyła, odkąd została nastolatką i zaczęły się wieczne porównywania do jej trzy lata młodszej siostry. Siostry, która nie narzekała na brak córek i z nieskrywaną satysfakcją obserwowała sytuację, albowiem to jej małe parchate lafiryndy widniały na liście kandydatek do dziedziczenia. Renate była jednak niezwykle cierpliwą kobietą, dla której wartości rodzinne były niesamowicie istotne, więc przysięgła swojej własnej matce, że sprowadzi jej na ziemię wnuczkę, która będzie właściwą dziedziczką. Kiedy już wszyscy stracili nadzieje, a parchate lafiryndy były już wystarczająco duże, by zaczęto wpajać im rodzinne mądrości, ponad czterdziestoletnia Ren zaszła w ciążę. I to nie byle jaką, bo bliźniaczą. Chcąc mieć pewność, że wszystko pójdzie zgodnie z planem, leżała w łóżku sześć miesięcy, modląc się do wszystkich bóstw o zdrową córkę, a najlepiej dwie, bo zawsze marzyć trzeba z rozmachem.
Rikke urodziła się w czerwcu, dosłownie dwie minuty po swoim bracie Henriku. Ojciec upierał się, że skoro nie może dać jej nazwiska, to da jej chociaż imię, więc zażyczył sobie, by córka miała na imię Frederike. Oczywiście jego żona wiedziała lepiej. Musiała mieć imię na R, jak to od kilku pokoleń już trwało. Z Frederike zostało więc tylko i aż Rikke, a ona sama od samego początku traktowana była wyjątkowo. Wszyscy bracia zeszli na dalszy plan, bo przecież byli jedynie chłopcami, którzy mogą wszędzie zasiać. Ona była polem, które zbiera plony tylko dla swoich. Matka miała na to jeszcze inną metaforę. Lubiła mawiać, że kobiety są jak porty, solidne i stałe, podczas gdy mężczyźni to jedynie statki, które gotowe są zawinąć żagle i szukać innego portu, gdy tylko na horyzoncie pojawią się problemy. Statki nie są stałe, statki często toną, statki są rozczarowujące. Żaden Myklebust nie wątpił w fakt, że lepiej mieć było jeden port niż całą flotę. Nawet militarną.
Od zawsze poświęcano jej dużo uwagi. Musiała przecież odpowiednio wyglądać, odpowiednio się zachowywać, a przede wszystkim odpowiednio dużo wiedzieć. Poprzeczka była zawsze wysoko, znacznie wyżej niż dla jej braci. Matka nigdy nie odpuszczała. Była prawdziwą mistrzynią w organizacji czasu, zwłaszcza czasu, który większość ludzi lubiła określać mianem czasu wolnego. Ona w tym czasie jeździła na łyżwach, rozwiązywała zadania dotyczące utrzymania gospodarstwa domowego i pomagała matce układać karty pacjentów z należytą pedantycznością, albowiem Renate uważała, że nic tak nie uszlachetnia jak praca i ciągłe bycie na diecie. Parchate siostry cioteczne były wyznacznikiem tego jak nie należy żyć. Wszystko, czego one nie robiły, były tym, co Rikke absolutnie musiała zrobić. Dlatego kiedy szła do szkoły w wieku siedmiu lat, miała wrażenie, że była już po swoim pierwszym wypaleniu zawodowym. Jedyną osobą, która współczuła jej napiętego grafiku i nadmiernej atencji rodzicielki był jej bliźniaczy brat, którego wychowaniem i edukacją zajmował się ponad pięćdziesięcioletni ojciec, któremu… powiedzmy sobie wprost, już się nie chciało. Wiedział, że najmłodszy syn nie ma szansy na roztrwonienie majątku, więc dał mu pełną swobodę, pozwalając rozkoszować się urokami bycia dzieckiem w towarzystwie bardzo miłych i zdecydowanie zbyt młodych niań. Henrik był jedyną istotą na ziemi, która rozumiała Rikke. Henrik… zawsze wszystko wiedział. Zanim zdążyła cokolwiek powiedzieć, on już wiedział, co ją trapi. Był niezwykle łagodnym chłopcem, który nie żywił do nikogo urazy. Podczas gdy starsi bracia otwarcie naigrawali się z „małej nadziei klanu”, Henrik nigdy jej nie zazdrościł. Różnica w wychowaniu objawiała się także w ich zachowaniu. Ona była pewna siebie, otwarcie mówiła to co myśli i nie bała się reakcji otoczenia, a on… on wolał milczeć, unikać wzrokiem nieznajomych i pytań otwartych. Jej magia została od razu wychwycona przez matkę, podczas gdy on zawieszony był nad niewiadomą. Nikt jednak nie miał najmniejszych wątpliwości, że jest widzącym. Może i był chłopcem, ale wciąż Myklebustem. Jednak zasady są od tego, żeby się ich trzymać, dlatego ona poszła do Akademii Odala, gdzie od razu zakochała się w starożytnych runach, a on trafił do szkoły im. Olafa Kristiansena, która miała być tylko etapem przejściowym, w oczekiwaniu na przebudzenie swojej mocy.
Przebudzenie, które nigdy nie nadeszło.
Rikks wiedziała, że Henrik umrze dokładnie trzydzieści dwie godziny wcześniej. Obudził ją ból głowy, niepodobny do czegokolwiek, co czuła wcześniej. Przed oczami jej pojaśniało, po czym zobaczyła powykręcane we wszystkie strony ciało Henrika, nieruchomo leżące na zime w kałuży krwi, która powoli się powiększała. Była pewna, że to zły koszmar. Z perspektywy czasu wiedziała jednak, że to była jej pierwsza wizja i zobaczyła ją w chwili, w której bliźniak podjął decyzję. Rodzina Wesbergów miała w swoich szeregach wyrocznie, ale nikt nie sądził, że ten niezwykle rzadki dar objawi się u dziedziczki Myklebustów. Henrik, chcąc sprowokować swoją moc do objawienia się, skoczył z wieży rodzinnego zamku podczas przerwy wiosennej. Zostawił po sobie list napisany krzywymi literkami godnymi ośmiolatka, ale za to z treścią absolutnie zatrważającą wszystkie dorosłe umysły. Okazało się, że rówieśnicy niezbyt pochlebnie przyjęli cichego Henri, nie szczędzili pod jego adresem niewybrednych żartów, a nawet posuwali się do stwierdzenia, że jest trędowatą niemową, którego siostra się wstydzi i dlatego jest w innej szkole.
Od tamtej pory wszystko się zmieniło.
Wizje pojawiały się, ilekroć ktoś podjął ostateczną decyzję. Nie wiedziała kiedy, wiedziała zawsze, jak to wszystko się skończy. Z gadatliwego dziecka nie zostało zbyt wiele. Wyrosła na małomówną nastolatkę, która skrupulatnie spisywała swoje wizje w skórzanym notesie, chcąc ustalić, czy może określić, jak wcześnie o czymś wie. Gdyby mogła to ustalić… wtedy chciałaby sprawdzić, czy jest w stanie odmienić los. Każde wakacje spędzała u babci Westberg, szlifując swoją moc przewidywania przyszłości. Matka nie kryła dumy ze względu na jej magiczne zdolności i chciała, żeby rozwijała je możliwie jak najmocniej. Uważała to za swego rodzaju przewagę, albowiem kto nie chciałby poznać przyszłości i skutków swoich decyzji, zanim się je zrealizuje? Reidunn uznała, że będzie prawdziwie godną bycia jarlem, bo wiedziała, że każda decyzja Rikke jest starannie przemyślana. Kto jak kto, ale młoda doskonale analizowała decyzje ludzi, jakby mimowolnie, a tak naprawdę po to, by bardziej zrozumieć to, co przyniesie przyszłość. Po śmierci Henrika nie zniknęło jednak spojrzenie, którym raczyła otoczenie, pełne wyższości. Nie była zbyt lubiana, jednak nikt nie mógł odmówić jej szacunku. Była pracowita, a jej wyniki w nauce nie pozostawiały wątpliwości, że wyrośnie na ludzi. Nie była najprzyjemniejsza w obyciu, ale najbliżsi wciąż usprawiedliwiali jej oschłość tragedią, która wstrząsnęła jej życiem. Ona sama skupiła się jedynie na odhaczaniu kolejnych pozycji na niekończącej się liście oczekiwań Renaty. Ukończenie akademii z wyróżnieniem? Jest. Z racji na jej wyjątkowy dar będący genem Westbergów pozwolono skupić się jej na starożytnych runach i odpuścić medycynę, z której tak znany był ich klan. Jarl uznała, że byłoby to marnotrawieniem daru bogów, gdyby zmuszono ją do rodzinnej tradycji, podczas gdy znacznie więcej mogła osiągnąć w runach.
Zaczęła studia w Midgardzie i… zaczęła znów być sobą. Nikt nie pamiętał już o Henriku. Brzemię wciąż istniało, ale nie było widoczne. Midgard stał otworem ze swoimi możliwościami. Zaczęła poznawać ludzi, nawiązywać uprzejme kontakty. Nikt już nie patrzył na nią z ukosa, ludzie łaknęli kontaktu z nią. Wspólne pasje i zainteresowania połączyły ją z rówieśnikami i poczuła, że może być, kim tylko sama zechce, a nie tym, kim Renate chce, żeby była. Rikke nie chciała być portem. Chciała być statkiem. Zaczęła więc skupiać się na odkrywaniu nieznanych lądów, kolejnych portów, oczywiście upewniwszy się, że jej „zwiedzanie” jest absolutnie niezobowiązujące i nieoficjalne. Oficjalnie wciąż była córką idealną, gotową przejąć jarlowanie po Reidunn choćby w tym miesiącu. Nie przeszkadzało jej to. Od zawsze żyła pod presją, od zawsze była przygotowywana do tej roli. To było jej przeznaczenie, z którego była dumna i nie wyobrażała sobie innej przyszłości. Zawsze odpowiednio ubrana, zawsze z odpowiedzią, która nie przyniesie wstydu Myklebustom. Kiedy jednak nikt nie patrzy, wciąż szuka siebie w ramionach przyjaciół swoich starszych braci. Braci, z którymi wciąż ciężko jej złapać kontakt, ale wynika to głównie z różnicy wieku i faktu, że wszyscy mają już swoje rodziny i swoje własne sprawy. Wszyscy też mają swego rodzaju żal, że to ona jest kolejną dziedziczką, a nie którykolwiek z nich. Wciąż jednak śni się jej ciało bliźniaka rozbryzgane na podjeździe. Wciąż boi się kolejnych wizji i tego, co przyniesie przyszłość. A przyszłość przyniesie zamążpójście. Już Renate się o to postara, albowiem klan musi mieć kolejną nieskazitelną dziedziczkę. Oczywiście po ślubie z odpowiednim kawalerem. Och, biedna Renate, gdyby tylko wiedziała, że jej dziecię jest bardziej frywolne poza Tønsberg, najpewniej zablokowałaby wszystkie portale i nakazała naukę indywidualną. Na szczęście czego oczy nie widzą, tego Renate nie żal.
Mistrz Gry
Re: Rikke Myklebust Wto 23 Mar - 22:51
Karta zaakceptowana
Twoje życie nigdy nie należało do najłatwiejszych – długo wyczekiwane urodziny przyszłej dziedziczki rodu Myklebustów, tragiczna śmierć brata bliźniaka we wczesnym wieku czy w końcu odziedziczenie daru – przekleństwa? – po rodzinie ze strony ojca. Zbyt wiele w jednym momencie spadło na twoje barki, lecz muszę ci powiedzieć, Rikke, że ze wszystkim sobie poradziłaś. Nic dziwnego, że rodzina jest z ciebie dumna i zadowolona – ty też powinnaś. Uważaj tylko, by plotki o twojej frywolności nie dotarły do Tønsberg.
W prezencie chciałbym podarować ci coś, dzięki czemu choć na trochę będziesz mogła wtopić się w tłum i zapomnieć o swoich problemach. To zaczarowana apaszka w twoim ulubionym kolorze, która na cały wątek raz na dany miesiąc fabularny obniża ci twoją rozpoznawalność do 0. Ludzie wówczas zaczynają mieć niemały problem, by przypasować do twojej twarzy odpowiednie imię i nazwisko, a ty tym samym otrzymujesz +2 do rzutów na wiedzę ogólną.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 600 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
W prezencie chciałbym podarować ci coś, dzięki czemu choć na trochę będziesz mogła wtopić się w tłum i zapomnieć o swoich problemach. To zaczarowana apaszka w twoim ulubionym kolorze, która na cały wątek raz na dany miesiąc fabularny obniża ci twoją rozpoznawalność do 0. Ludzie wówczas zaczynają mieć niemały problem, by przypasować do twojej twarzy odpowiednie imię i nazwisko, a ty tym samym otrzymujesz +2 do rzutów na wiedzę ogólną.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 600 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!