Gaute Eriksen
Gość
Gaute Eriksen Wto 16 Lut - 21:52
GośćGość
Gość
Gość
Gaute Eriksen
– rozległość p o d b i e g n i ę ć k r w a w y c h zależy od ostrości narzędzia i umiejscowienia rany. Rany cięte zazwyczaj nie wykazują rozleglejszych podbiegnięć krwawych, krew bowiem wypływa swobodnie na zewnątrz z gładko przeciętych naczyń.
Ostrożnie.
Sekwencje ruchów i labirynty słów, połyskujące od jednej, niezmiennej substancji myśli. Ostrożnie: łamliwy, człowieczy los, felerna nić naciągnięta na kołowrotku bogiń, niepewne, łatwe do rozerwania włókno, na którym, niczym na pojedynczej strunie wybrakowanej harfy, los rozpoczyna wygrywać melodię zdarzeń; i śpiewa: pieśń o tym, co miało nadejść, pieśń o tym, co przeminęło, pieśń o tym, co zawieszone pomiędzy, trwa. Ostrożnie. Wielkość, perfekcja i wyższość są synonimem słabości, ściskają dłonie jak siostry, jak powierniczki, jedna oddana drugiej.
Nędzny los, przesiąknięty tragizmem, w powtarzalności oddechów obmywających rytmicznie zachłanne płuca, krucho-porcelanowy los.
Widmowy, odczuwalny chłód śmierci rozpoczął złowrogi taniec z momentem jego narodzin; rozpływał się u nasady nieugiętego karku i przypominał: ostrożnie.
Ciężka, obwieszczona diagnoza wbiła się nieuchronnie w jeszcze dziecięce ciało, gaworzące w kołysce, mając przygwoździć do zimnej, stwardniałej ziemi nieuniknionych trosk. Stroma i wyboista ścieżka, przekraczana pod kloszem drastycznej większości nocy, aby skłonić szarpiące się, niespokojne niemowlę do ponownego zaśnięcia, tak samo jak abstrakcyjne, szydercze wzory fiołkowych, szerzących się niestrudzenie sińców, plamiących różową skórę, skłoniły matkę do zasięgnięcia porady u doświadczonych medyków. Każdy z nich składał usta w tę samą pieczęć diagnozy: klątwa krwi, krusząc przy tym nadzieje, żywione dotąd przez ojca, niszcząc fundament planów z nieposkromioną łatwością jak rachityczny szkielet; najstarszy z synów nie miał szans wsławić się pod kruczymi skrzydłami jako Wysłannik Forsetiego, nie miał podobnie szans zostać specjalistą Gleipniru. Mętne, wyczekujące go przeznaczenie miało być inne od oczywistych stanowisk, na których dumnie, niejednokrotnie widniało nieustraszone nazwisko Eriksenów; przeznaczenie, pojone, podtrzymywane przez przepisane remedia rozwijało się u podłoża podświadomości powoli, jednak w systematycznych postępach, pokazując, że mimo piętna wrodzonej, zagnieżdżonej na dobre w krwionośnych wiązkach choroby, może osiągnąć pełen ambicji cel. Wypełniał, zawsze sumiennie, zalecenia medyków; smak krwinkowaru na dobre wsiąknął mu w usta, w podniebienie i język; dzięki regułom, które codziennie przestrzegał, był w stanie zachować życie na podstawowym komforcie, bez większych, nadchodzących utrudnień, ciskanych, niby kłody pod nogi
z wyjątkiem pojedynczego wypadku, zdolnego wtłoczyć pod skórę najczystszy, stężony lęk.
Pusty krajobraz rozsianej w nim (nie)pamięci; niedoścignione, choćby pobladłe, strzępki, powidoki wydarzeń.
Nie pamięta – chwili, w przebiegu której życie zawisło na włosku, a dusza jakby zamarła, przystając, jeszcze niepewnie przy bramie ust i zaszklonych oczach. Miał cztery lata, gdy znalazł się nieprzytomny w szpitalu, dokąd zabrała go zatroskana matka. Mówiono, że upadł, uderzył się, rozbił głowę – nie podawano szczegółów, których sam zresztą nie drążył. Wpatrzony w sterylną biel ścian, myślał, katował się nieustannie wnioskami i kompleksami: powinien umrzeć, był niekompletny, wadliwy. Co, jeśli chcieli, by umarł? jeśli modlili się z każdym, kolejnym dniem? jeśli zaplanowali spisek; pokrzyżowany przez pojawienie się rodzicielki?
Wygórowane, żywione oczekiwania; piętno, odciśnięte na latoroślach; ojciec był zawsze drugi, od zawsze gorszy, nieprzeznaczony do zaszczytnego tytułu jarla; wstydliwe fatum choroby, przynoszącej, zgodnie z opowieściami nieszczęścia, tworzącej szpetną, zropiałą ranę na przepełnionym wigorem i władczą siłą wizerunkiem Eriksenów. Słowa, noszące oznajmienie gorzkiego, nieuchronnego zawodu, nie padły nigdy, obnażone w bezpośredniości, uchodząc zza rozchylonych, ojcowskich ust; duma nie pozwalała na podobne afekty, nawet w zetknięciu z najmniej ukochanym synem. Ukojenie, mimo wszystko odnalazł w relacjach z siostrą i matką, chłodną, surową; wdzięczny za każdy przejaw jej surowości i chłodu, w którym zawarła nieocenione lekcje samodzielnego życia, rozwiązywania trudów. Nigdy; przenigdy nie ułatwiała niczego, nie osłaniała go jawnym, niesprawiedliwym wyrokiem genetycznej choroby, nie uważała, że jest zbyt słaby; widziała drzemiącą siłę.
– typowa r a n a zadana ręką własną (u osób praworęcznych) umiejscowiona jest głównie po lewej stronie szyi, jej oś długa przebiega lekko skośnie od góry i strony lewej ku dołowi ku stronie prawej. Przy górnym (lewym) biegunie spostrzega się często kilka powierzchownych nacięć, jak gdyby próbnych.
Śmieją się, że osiągnął tak wiele, bo będzie niewiele żyć.
Dostrzegali – naciągniętą na twarz, smętną maskę zmęczenia; odciskające się pod oczami półksiężyce przypominały szpetnie o rozszarpanych szponami i zębiskami sennych koszmarów nocach. Pazerny robal choroby, pożerał go od najmłodszych lat, drążył korytarze przestrachu i dyskomfortu, nadawał cień odrębności. Przy pierwszym, osadzonym spojrzeniu wiedziano, że coś w nim tkwi, coś go toczy od środka, coś mu dolega, coś miażdży ciało i duszę, coś szarpie go w paroksyzmach; mimo, że pełna nazwa doświadczanego stanu, nazwa choroby, rzadko padała poza zamkniętym gronem najbliższych w jego odczuciu osób. Był pilnym, rzetelnym uczniem, wychowanym, podobnie jak duża część latorośli klanów przez Akademię Odala. Nie bawił się i nie spędzał zbyt wiele czasu z innymi, w wolnych chwilach spijając zachłannie wiedzę z rodowych ksiąg, wertując ciężkie tomiszcza, które odpowiadały czułym, delikatnym szelestem pergaminowych skrzydeł stron. Uczył się dobrze, aczkolwiek tylko z przedmiotów, które roznieciły w nim iskry zaciekawienia i pasji; na lekcjach magii leczniczej oraz alchemii był jednym z najlepszych uczniów; w innych był najzwyczajniej przeciętny. Znalazł się w Kruczej Straży, jednak inaczej, niż podejrzewał w dalszej przeszłości ojciec: brama Instytutu Kenaz stanęła przed nim otworem, wzywając tym samym na trzeci – i nie ostatni – stopień wtajemniczenia. Medyczne studia dopełnił specjalizacją z medycyny sądowej, zupełnie, jakby szyderczo śmierć, zawieszona nad jego losem rozkazywała, aby sczytywał los innych, zapisany na ciałach brutalną mową obrażeń.
Nie próżnował; z biegiem lat, jego kariera naukowa nabrała coraz to okazalszych barw. Wypełnił, również, jak wierzył, swój obowiązek wobec najbliższych krewnych – wziął ślub, świadomy, że będzie to najzwyczajniej słuszne – nie bez przyczyny zapoznawano go z Anne-Marie już od najmłodszych lat. Ukończył czwarty stopień wtajemniczenia i związał się z Instytutem jako pracownik naukowy. Współczesny dorobek magicznej medycyny sądowej, pozostawiał w nim nieustanny niedosyt, wynikający ze znanej, galdryjskiej powściągliwości; nauki empiryczne wymagały wnikliwych obserwacji i obarczonych znamieniem poświęceń badań. Niektóre wśród sporządzonych przez niego prac budziły, wydaje się, godne Eriksenów kontrowersje; w przebiegu ich stracił, na potrzeby opisywania charakteru obrażeń po określonych zaklęciach, imponującą liczbę zwierząt.
Wierzył, że postępował słusznie: szczególnie w zapisujących się morderstwami czasach, kłębiących się wściekle ponad głowami na podobieństwo ciemnych, burzowych chmur.
A ludzie – ludzie śmiali się słusznie.
Wschodząca na horyzoncie poświata autorytetu mogła zbyt szybko zajść; osunąć się, zostawiając kałużę brudnej przeklętej krwi.
Tym, wyjątkowym razem: własnej.
– w zasadzie nie spotyka się zabójstw dokonanych przez przecięcie naczyń krwionośnych na kończynach, gdyż w przekonaniu sprawców jest to sposób n i e p e w n y i zbyt wolno prowadzący do śmierci.
Mistrz Gry
Re: Gaute Eriksen Sob 6 Mar - 23:21
Karta zaakceptowana
Bezwzględna pętla nici losu zarzucona została Ci na szyję wraz z pierwszym, zaczerpniętym przez Ciebie oddechem i z każdym kolejnym rokiem zaciska się na niej coraz bardziej. Powiedz mi jednak, Gaute, czy kiedykolwiek naprawdę bałeś się o siebie samego? Czy są dni, kiedy nie jesteś w stanie pogodzić się z podarowanym Ci przez Norny scenariuszem? Czy, gdybyś mógł, zamieniłbyś się z kimkolwiek miejscami; oddałbyś komuś to przekleństwo, by trochę dłużej wygrzewać się w blasku spływającej na Ciebie glorii?
Ktoś, kto boryka się z takim problemem, co Ty, powinien na siebie niezwykle uważać. Żebyś jednak nie musiał drżeć o swoje życie, podaruję Ci słoiczek magicznego pesto, bowiem nie od dziś wiadomym jest, że pesto sprawdzało się jako remedium przeciw szkorbutowi. Galdrowie w ostatnim czasie zdecydowali się wykorzystać tę wiedzę w celu zwalczenia klątwy krwi – nie udało się to całkiem, niemniej wystarczy nałożyć niewielką warstwę tej pasty na ranę, by niemal natychmiast zatamować krwotok. To jednak nie jedyne działanie, jakie możesz odczuwać po użyciu magicznego pesto. Do Twojego krwiobiegu przedostają się aktywne substancje, które rozkładają się tydzień, sprawiając, że Twój wzrok wyczulony jest na pozostałości magii w powietrzu, możesz więc z siedemdziesięcioprocentową pewnością określić, jakie zaklęcie zostało użyte na ofierze. Żeby nie doprowadzić do niebezpiecznych powikłań, w ciągu miesiąca pastę możesz użyć wyłącznie dwa razy.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Ktoś, kto boryka się z takim problemem, co Ty, powinien na siebie niezwykle uważać. Żebyś jednak nie musiał drżeć o swoje życie, podaruję Ci słoiczek magicznego pesto, bowiem nie od dziś wiadomym jest, że pesto sprawdzało się jako remedium przeciw szkorbutowi. Galdrowie w ostatnim czasie zdecydowali się wykorzystać tę wiedzę w celu zwalczenia klątwy krwi – nie udało się to całkiem, niemniej wystarczy nałożyć niewielką warstwę tej pasty na ranę, by niemal natychmiast zatamować krwotok. To jednak nie jedyne działanie, jakie możesz odczuwać po użyciu magicznego pesto. Do Twojego krwiobiegu przedostają się aktywne substancje, które rozkładają się tydzień, sprawiając, że Twój wzrok wyczulony jest na pozostałości magii w powietrzu, możesz więc z siedemdziesięcioprocentową pewnością określić, jakie zaklęcie zostało użyte na ofierze. Żeby nie doprowadzić do niebezpiecznych powikłań, w ciągu miesiąca pastę możesz użyć wyłącznie dwa razy.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!