Kai Moe
Gość
Kai Moe Pią 29 Sty - 14:17
GośćGość
Gość
Gość
Kai Moe
Dwudziesty trzeci listopada sześćdziesiątego dziewiątego roku przyniósł do Bergen mróz i mgłę. W niewielkiej posiadłości średnio zamożnej rodziny Moe, na jednym z łóżek Annette Moe wydawała na świat swojego pierworodnego syna. Otoczona służącymi, które ocierały pot z jej czoła, po raz pierwszy spojrzała na swojego synka o dużych jasnych oczach. Darł się w wniebogłosy, jak każdy zdrowy noworodek. Matka pomyślała wtedy, że słusznie się złości, skoro jego ojciec nawet nie kwapił się aby przyjść na jego własne narodziny. Hazard był okrutnym uzależnieniem, a tej nocy, Christopher Moe przegrywał ostatnie rodzinne oszczędności.
W gruncie rzeczy Kai doznał względnego dobrobytu tylko przez kilka pierwszych dni swojego życia. Służące odchodziły jedna po drugiej, kolekcje wątpliwej jakości porcelany zostały wyprzedane za grosze, w końcu zaczęły znikać mniej potrzebne meble i biżuteria. Prawdę mówiąc, nigdy nie było tego wiele, ot zaledwie namiastka bogactwa, drobne zachcianki, które miały poprawiać status społeczny mało wpływowej rodziny. Ta namiastka skurczyła się bardzo szybko, doprowadzając państwa Moe niemalże do skrajnej biedy.
Nim Kai ukończył czwarty rok życia, posiadłość na obrzeżach Bergen popadła w ruderę.
Drugi grudnia roku siedemdziesiątego trzeciego przyniósł na świat drobną dziewczynkę. Krzyczała jak swój brat, przeklinając, w jakich warunkach przyszło jej żyć.
Kai Moe nienawidził swojego ojca, jakże mogło być inaczej? Definicja porażki i głupoty, całkowity brak dumy i rozsądku. Jedyne, co temu człowiekowi szło jeszcze gorzej od bycia ojcem, to jego ukochany hazard. Smak obrzydzenia trwale zakorzenił się w umyśle młodego człowieka, który nie czuł ani drobiny szacunku do własnego ojca. Nie dziwota, że gen zmiennokształtności nie ujawnił się w jego przypadku. Christopher zwyczajnie nie był tego godzien.
Annette wyjawiła synowi, że jego pradziadek był ostatnim w rodzinie Moe ze zdolnością zmiany postaci. Ojciec uważał to za abominację, powód do wstydu. Kai natomiast traktował to jak dar, który rozwijał przed nim wachlarz możliwości. Pierwszy raz jego zdolności ujawniły się gdy miał siedem lat. Kłótnia rodziców, krzyki matki, płacz siostry, hałas tłuczonego szkła. Złość zagotowała się w nim jak u berserkera. Wbiegł do jadalni, w której ojciec już podnosił rękę na Annette. Zaczął krzyczeć, żeby wyrzucić całą tą wściekłość, a w pomieszczeniu bardzo szybko zapanowała cisza. Nie dlatego, że Kai był tak przekonujący w wyrażaniu swojej frustracji, co nagle dotarło do jego przeklętego ojca. Jego twarz przybrała obraz nienaturalnie rozzłoszczonego oblicza, nienaturalnie wykrzywionego ponad pojęcie zwykłego grymasu zniekształcającego rysy. Jego rysy zmieniły się całkowicie.
Oczywiście dostał lanie od ojca. Abominacja. Wstyd. Rozczarowanie. Przekleństwo.
Sam Kai w końcu zrozumiał, że posiada coś, czego Christopher nigdy mieć nie będzie, dar, który otwierał przed nim wiele drzwi, coś czego ojciec bał się ponad wszystko.
Powód do dumy, a nie wstydu, cymbale.
Minęły długie lata zanim uzyskał pełną kontrolę nad swoją zmiennokształtnością. Był porywczy, nie radził sobie z emocjami, a to przecież one miały kluczowy wpływ na opanowanie tej genetyki.
Wśród tych niewielu nędznych znajomych i ostatków podupadłej rodziny uchodził za chorowitego chłopca. Christopher skrzętnie ukrywał jego przekleństwo, nie pozwalając mu uczestniczyć w żadnych spotkaniach towarzyskich, pod pretekstem przewlekłych chorób, które miały dręczyć jego syna. Kai nie miał mu tego specjalnie za złe, bo chociaż gardził nim po stokroć, to nie zależało mu na znajomościach tak niskich lotów. Wiedział, że w przyszłości sam będzie sobie dobierał towarzystwo i w jego wypadku będzie to bardziej skrupulatnie przeprowadzony wybór.
Szybko nauczył się samodzielności, doprowadzając matkę do skraju wytrzymałości. Gość we własnym domu, tak go nazywała, on jednak odkrywał siebie i swoje możliwości. Jak tylko poszedł do Akademii Uruz okazał się obiecującym uczniem. Przykładał się do nauki, nie rzucał w oczy, szczególnie przez wzgląd na swoją genetykę, z którą niespecjalnie chciał się obchodzić. Wolał trzymać to w tajemnicy, robiąc z tego tym większą przewagę. Nade wszystko jednak potrzebował pieniędzy. Łapał się prac dorywczych jak tylko mógł, lecz szybko okazało się, że z jego oczekiwaniami nie było to wystarczające. Dlatego też zaczęło się od drobnych kradzieży, nigdy nie kradł dla siebie, raczej dla innych, otrzymując przy tym pewne wynagrodzenie. Im był starszy, tym szersze były jego możliwości. Brał niewielkie zlecenia, był pośrednikiem szemranych interesów, egzekutorem woli widzących, którzy nie chcieli brudzić sobie rąk. Był w tym dobry. Nie miał skrupułów, pozbawiony przeszkód moralnych nie miał problemu z tym, żeby odwalać brudną robotę. Kręcił się zawsze gdzieś na uboczu, ale wystarczająco blisko najbardziej bogatych i znanych widzących. Ponad wszystko dbał o dyskrecję, co przy jego genetyce nie było trudne, a co też miało ogromne znaczenie dla tych, którzy byli gotowi korzystać z jego usług. Można by pomyśleć, że został do tego stworzony.
Na studiach rozwijał swoje sieci, a im dalej sięgały, tym bardziej wysublimowanych zleceń się chwytał. Studiował klątwołamactwo na Instytucie Durisaz w Oslo i szło mu to naprawdę dobrze. Poza nauką zajmował się zdobywaniem magicznych przedmiotów i substancji dla bogatych widzących. Nawiązał wiele znajomości zarówno na uczelni, jak i poza nią. Był gorąco namawiany do przykładania się do nauki, aby później zostać na uczelni doktorantem. Mówili, że miał predyspozycje na genialnego łamacza klątw. A jednak wiedza, jaką zapewniał mu instytut, nie była dla niego wystarczająca, a samo łamanie klątw stało się o wiele mniej interesujące niż sam fakt zaklinania przedmiotów. Podróżował bardzo dużo, poszukując tej dziedziny magii, która najbardziej go poruszała - zaklinania i ogólnie pojętej magii zakazanej. Można było to nazwać ciekawością bądź jakimś wrodzonym pociągiem do kwestii zabronionych, jednak cokolwiek to było, on nie potrafił tego opanować.
Podczas jednej z jego wakacyjnych wypraw poznał niejakiego Arthura Boye, członka duńskiej rodziny zajmującej się handlem przedmiotami rzadkiej magicznej natury. Arthura mocno zaintrygowały zainteresowania studenta. Spędzili razem całe lato na poglądowych dyskusjach i wspólnych wyprawach. Ów mężczyzna okazał się ślepcem z bardzo dużą wiedzą na temat zakazanej magii, a gdy tylko dostrzegł tę niezdrową ciekawość młodego Moe, skorzystał z okazji jakie to przed nim rozciągało - zaproponował mu wspólny interes. Kai miał szukać dla niego rzadkich składników czy ciężko dostępnych przedmiotów, w zamian Boye wprowadzał go w szczegóły zakazanej magii.
Moe był niezastąpiony. Mógł przybrać dowolną postać i wkraść się niemalże wszędzie, aby zdobyć przydatne informacje. Stare archiwalne księgi w najstarszych duńskich i norweskich bibliotekach trafiały w jego ręce, podobnie jak składniki z alchemicznych biblioteczek. Wystarczyło tylko obezwładnić odpowiednią osobę, pozyskać najważniejsze informację i przyjąć jej postać. Jeżeli nie mógł czegoś zdobyć samodzielnie, zawierał umowy z innymi widzącymi bądź ślepcami, którzy w zamian za mniejsze bądź większe przysługi byli w stanie załatwić mu to, czego potrzebował.
Nazywali go najemnikiem, bo nie było rzeczy, której by się nie podjął za odpowiednią cenę, a jego lojalność wymagała po prostu zasobnego portfela.
Jego umowa z Arthurem dotyczyła rozwinięcia działalności przemytniczej na terenie Skandynawii i w bardzo krótkim czasie zaczęła przynosić oczekiwane profity.
Studia ukończył ledwo, już o wiele mniej zainteresowany łamaniem klątw, chociaż nikt nie mógł odmówić mu wiedzy w tej kwestii. Odszedł z instytutu z dniem ukończenia ostatniego egzaminu, a profesorowie kręcili głowami nad tym niegdyś pilnym uczniem, który teraz odwrócił się od świetlanej przyszłości, która mogła go czekać. Nikt nie wiedział, co się stało, jednak Kai Moe nigdy już nie pojawił się w Oslo.
Zamiast osiedlić się w jednym miejscu, bardzo dużo podróżował, zbierając zlecenia, głównie od członków rodziny Boye, ale też innych bogatych koneserów niebezpiecznych i ciężko dostępnych przedmiotów. Podróżował pod pozorem łamacza klątw, a żeby utrzymać ten wizerunek nierzadko podejmował związane z tym zlecenia. Coraz częściej jednak pogrążał się w nauce zaklinania, w czym pomagał mu jego wtedy już niemalże przyjaciel - Arthur. Wspólnie podróżowali, imprezowali i dzielili się wiedzą.
Trzy lata po skończeniu studiów Boye zaproponował mu przeprowadzkę do Midgardu. Miał niewielką posiadłość, która stała pusta i zaniedbana, pozbawiona gospodarza i opiekuna. Moe zgodził się tam wprowadzić, chociaż był świadom konsekwencji za tym idących oraz pewnej więzi jaką tym samym stworzy wraz z rodziną ślepca. Wtedy jednak uznawał to za okazję, której nie mógł pozwolić sobie przepuścić. Dopóki płacili mu najwięcej, był cały do ich dyspozycji.
Odgruzował stary dworek, niewielki, nieprzyzwoicie skromny patrząc oczami członka bogatej rodziny, dla niego jednak był idealny. Co najważniejsze znalazł tam dość obszerną kolekcję dzienników i ksiąg dotyczących magii zakazanej, które obiecał mu przyjaciel. To był ten moment, w którym zaczął praktykować magię zakazaną.
Ślepcem stał się w zaledwie rok po przeprowadzce. Wiedział że to go czeka, był na to gotowy. Już od samego początku, gdy tylko pierwszy raz pomyślał o studiowaniu magii zakazanej, wiedział jaka będzie cena dotarcia do głębin tej wysublimowanej wiedzy. Stwierdzenie, że to przemyślał byłoby niedopowiedzeniem. On to zaplanował i był gotów na wszystkie konsekwencje, a przynajmniej tak mu się wtedy wydawało.
Wszystkim których znał, powiedział że zachorował, co rodzina Boye oczywiście skwapliwie potwierdzała i utrzymywała. Siedział w domu przez miesiąc, nie wychodził na światło dziennie. Wiedział jak to działa, wiedział czego się spodziewać. Ale wciąż nie był na to przygotowany. Myślał, że umiera, czuł że zło którego dotknął pożera go od środka. Czuł jakby jego własna dusza płonęła, a wraz z nią wnętrzności i spora część świadomości.
Gdy wybudził się z tego koszmaru, wiedział już, że wybór którego dokonał był nieodwracalny, a zatem wszelkie podważanie go - bezsensowne. Czuł pustkę w miejscu, w którym stracił resztki przyzwoitości - niczym sam Dorian Grey, patrzący na swój portret, jednak wiedział, że skoro zrobił już tak duży krok w wybranym kierunku, nie było możliwości cofnięcia się.
W okresie po swojej przemianie zaczął nadużywać wszelkich znanych sobie przyjemności. Papierosy, alkohol, narkotyki, seks, nie odmawiał sobie niczego. Korzystając z kontaktów rodziny Boye, brał udział we wszystkich ważnych wydarzeniach, poznając wysoko postawionych członków skandynawskich klanów. Stał się miernie rozpoznawalny, kojarzono go, na tyle dobrze żeby mogło mu się to przysłużyć, jednocześnie niewystarczająco dobrze aby dostrzec tę ciemną stronę jego osoby. Oczywiście bywał też na imprezach ociekających bezpruderyjnością, sam organizował u siebie spotkania dla osób pragnących zabawy i zapomnienia. To było jednak grono zamknięte, dyskretne w swoich nielegalnych poczynaniach, a znane jedynie ze swojego braku przyzwoitości.
Od tamtej pory zajmuje się przemycaniem zaklętych przedmiotów, zaklinaniem oraz szeroko pojętą magią zakazaną, chociaż oficjalnie jego przykrywką jest łamanie klątw. Działa dyskretnie, więc tylko ślepcy oraz wąskie grono widzących zna jego prawdziwą profesję. Większość wpływowych ludzi widzi w nim raczej wykształconego kawalera, znanego ze swojego pociągu do kobiet i mężczyzn oraz do wszelkiej maści przyjemności, który dorobił się swojego własnego niewielkiego majątku i jest obecny na wszelkich ważnych wydarzeniach. Z drugiej strony wśród miłośników zakazanej magii jest znany jako niebezpieczny i nieprzewidywalny ślepiec, który nie zawaha się przed niczym o ile otrzyma odpowiednie wynagrodzenie.
Najdroższa Siostro,
Jestem świadom do bólu, jak bardzo oczekujesz ode mnie opisów Midgardu i ludzi tutaj mieszkających, wybacz, że zaniedbywałem Twoje potrzeby do tej pory. Obiecuję, że to się nie powtórzy. Widzisz, początki bywają trudne, a ja, jak podejrzewam każdy przybysz, potrzebowałem nieco czasu na aklimatyzację. Musiałem nabrać rozpędu. Przetrzeć oczy i otworzyć je na nowe możliwości.
Midgard jest piękny, jestem pewien, że spodobałby ci się jego nieuchwytny w słowach klimat. Społeczeństwo jest uzależniające. Masz wrażenie, że intrygi przeplatają się ulicami tego miasta, spływają po murach i wpadają do kanalizacji, żeby wypłynąć w końcu w miejscu, którego nikt nie jest w stanie przewidzieć. Wyobraź sobie, że czujesz na skórze te wibrujące emocje. Głód i chęć zasmakowania skandalu.
Tak tutaj jest.
Midgard pochłonął mnie, Siostro. Ilość wiedzy i możliwości jest wręcz obezwładniająca. Doktorat byłby dla mnie uziemieniem, stagnacją. Zestarzałbym się na tej uczelni po dwóch latach, podczas gdy teraz jasno widzę, że to właśnie porwania tym potężnym nurtem wiedzy tak usilnie przede mną skrywanej, potrzebowałem tak bardzo. Wiem, że martwisz się o konsekwencje. Wiedz, że jestem ich świadom, przyjąłem je, pogodziłem się z nimi. Pożera mnie od środka chęć przekroczenia granicy, kusi swoimi soczystymi obietnicami potęgi. Jestem gotów poświęcić się dla tego celu. Nie chcę niczego innego.
Chcę po prostu zrobić krok dalej. Iść dalej aby dojść tam, gdzie nikt jeszcze nie dotarł w poszukiwaniu wiedzy i magicznej siły.
Przyjedź do mnie, Siostro. Zaopiekuję się Tobą. Nie mów o tym nikomu, ale jesteś jedynym słońcem, które świeci w moim życiu po śmierci naszej ukochanej matki. Nie każ mi się martwić o Ciebie.
Wróć do mnie.
Kai
Mistrz Gry
Re: Kai Moe Sob 30 Sty - 16:13
Karta zaakceptowana
Muszę przyznać, że miałeś trudny start, mój drogi. Nie dość, że twoja rodzina niespodziewanie zbankrutowała, to jeszcze Norny naznaczyły cię przeklętym genem. Z powodzeniem udało ci się przekuć zmiennokształtność w coś, co zaczęło przynosić ci korzyści. Świadomie wybrałeś drogę ślepca, dlatego uważaj na siebie – w końcu nigdy nie wiadomo, kto zwróci się przeciwko tobie.
W prezencie na początek przygody w Midgardzie otrzymujesz ode mnie metalową bransoletę z runami – to jeden z symbolicznych podarków, który dostałeś od swojego ulubionego profesora po ukończeniu III stopnia wtajemniczenia. Pozwala ci ocenić czy na dany przedmiot nałożono klątwę – wówczas znaki runiczne zaczynają się mienić lekkim światłem. W przypadku niepowodzenia przy ściąganiu run, raz w miesiącu fabularnym możesz wykonać dodatkowy przerzut. Ponadto gwarantuje ci też +2 do magii użytkowej.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
W prezencie na początek przygody w Midgardzie otrzymujesz ode mnie metalową bransoletę z runami – to jeden z symbolicznych podarków, który dostałeś od swojego ulubionego profesora po ukończeniu III stopnia wtajemniczenia. Pozwala ci ocenić czy na dany przedmiot nałożono klątwę – wówczas znaki runiczne zaczynają się mienić lekkim światłem. W przypadku niepowodzenia przy ściąganiu run, raz w miesiącu fabularnym możesz wykonać dodatkowy przerzut. Ponadto gwarantuje ci też +2 do magii użytkowej.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!