Pekka Saarinen
Gość
Pekka Saarinen Pią 22 Sty - 12:58
GośćGość
Gość
Gość
Pekka Saarinen
*
W grobowcu, w którym zamknęło go okrutne małżeństwo, panowała całkowita ciemność - jego oczy nie mogły się do niej przyzwyczaić. Nie miało żadnego znaczenia, czy były otwarte, czy zamknięte, gdyż gęsta, lepka ciemność uniemożliwiała mu zobaczenie chociażby zarysów przedmiotów znajdujących się wokoło niego. Na ślepo doczołgał się do kąta pomieszczenia, będąc zdanym tylko na dotyk. Nie chciał przywierać do wilgotnej, zmurszałej i lodowatej skały, więc po prostu kulił się przed nią, przyciskając dłonie do uszu. Dla zwyczajnego człowieka w normalnych warunkach byłoby to jedynie ponure i nieprawdopodobnie ciche miejsce, ale Pekce przyszło być medium.
Cisza rzadko była częścią jego świata.
Szepty umarłych towarzyszyły mu odkąd pamiętał; nawet wtedy, kiedy nie potrafił jeszcze powiedzieć, czym są. Towarzyszyły im ludzkie sylwetki, jasne, czasem niejasne wizje emocji, ale to właśnie te szepty najgłośniej brzęczały mu w uszach.
Podobno przez nie jego matka rzuciła się z wysokiego fiordu do wody, zostawiając go na pastwę losu. A los nie był łaskawy: najpierw trafił do sierocińca Toivoa, a stamtąd zabrało go, wydawałoby się, przemiłe małżeństwo. Dopiero będąc w obozowisku przekonał się, do jakiego miejsca trafił.
Munchowie zawsze wymagali od wszystkich perfekcji. W cyrku, w którym gromadzili genetycznie uzdolnione dzieci, nie było miejsca na błędy i niedociągnięcia podczas występów. Surową dyscypliną i zwykłym terrorem wyciskali z nich siódme poty, by wieczorami, podczas widowisk, całkowicie oczarowali swoich widzów. Głównymi punktami programu były oczywiście popisy specjalnych umiejętności podopiecznych cyrku Munchów.
Pekka nienawidził tych występów.
Miał osiem lat, powinien się uczyć w Akademii, a nie ćwiczyć kolejne piosenki do występów, czy być na siłę zamykany w miejscach, gdzie kontakt z duchami teoretycznie był najłatwiejszy. Małżeństwu bardzo przeszkadzał fakt, że nie potrafił w pełni korzystać ze swojej umiejętności, że bronił się przed nią, a rytuały więzi, które skrupulatnie przygotowywali, często nie dochodziły do skutku. Z tego powodu zamykali go z duchami, zmuszali, by się na nie otworzył i rozwijał tę zdolność. Sądzili, że jeśli postawią go w sytuacji bez wyjścia, nastąpi to naturalnie i jeszcze szybciej. Jednak dla Pekki każda ciemna, samotna noc w środku lasu, na cmentarzu czy w grobowcach i kryptach była traumą, która wprowadzała go w katatoniczny stan na kilka następnych dni. Nie jadł, nie ruszał się, patrząc w jedno miejsce przed sobą przez długie godziny. Munchowie jednak nie mieli litości, nie, jeśli w takim stanie duch mógł łatwiej w niego wejść i przemówić ustami małego chłopca ku uciesze tłumu.
Nikt nie zdawał sobie sprawy z terroru, jaki za tym stał. Nie zwariował zupełnie chyba tylko dzięki wsparciu innych dzieci, których umiejętności okrutni małżonkowie również eksploatowali.
Teraz jednak był sam, a szepty wokoło narastały, nawet pomimo tego, że z całych sił dociskał dłonie do uszu. Nie rozumiał ich, duchy używały języka, którego nie znał, ale to przecież nie miało żadnego znaczenia. Nie przestaną tylko dlatego, że je o to poprosi.
Z ust Pekki wyrwał się krzyk bezsilności.
**
Lubił moment wchodzenia na scenę w towarzystwie głośnych oklasków, lubił skupione na nim spojrzenia, lubił fakt, że podczas tych kilku minut, kiedy śpiewał, myśli zebranych w kabarecie ludzi kręciły się tylko wokół niego. Samą modulacją głosu miał wpływ na ich reakcje, gestami kierował ich zachowaniem, uśmiechał się najpiękniej i w kolorowych, pełnych cekinów i lśniących nitek strojach błyszczał najbardziej, by mieć pewność, że publiczność go zapamięta. Może nie był główną gwiazdą kabaretu Merkelighet, ale ciężko pracował, żeby pewnego dnia wejść do czołówki tutejszych artystów. Zważywszy na to, jak zaczynał, i tak miał sporo szczęścia, że właściciel zdecydował się wciągnąć go do ekipy i dać szansę na scenie. Gdyby nie fakt, że jeden z szansonistów niespodziewanie zachorował, tworząc lukę w repertuarze, być może do tej pory jedynie szorowałby scenę po występach - dobrze wiedział w którym momencie dać popis swoich niezwykłych umiejętności wokalnych.
Choć jego udział w dzisiejszym programie dobiegł już końca i zszedł ze sceny żegnany gorącymi brawami, nie zamierzał dać o sobie zapomnieć tak szybko. Kiedy tylko zmyje z siebie sceniczny makijaż i założy swoje ubrania (niewiele mniej błyszczące od tych z występu), znów wkroczy pomiędzy widzów kabaretu, bawiąc się do końca wieczoru w ich towarzystwie. Nie zamierzał żałować sobie alkoholu, tańców i głośnego śmiechu - tylko te rzeczy trzymały go na powierzchni. Prawdopodobnie wyjdzie dzisiaj z Merkelighet w towarzystwie nowej kochanki lub kochanka, prawdopodobnie opuści jej, lub jego, mieszkanie z małym drobiazgiem, bonusem do pensji i prawdopodobnie nad ranem, nadzwyczaj z siebie zadowolony, znajdzie się z powrotem w swoim mieszkaniu, powtarzając sobie w myślach, że ostatecznie nie skończył najgorzej, że radzi sobie całkiem dobrze.
Powtarzał to aż do znudzenia.
Kiedy patrzył na swoje odbicie w lustrze: na młodą, miłą twarz, dodające mu uroku kręcone złociste włosy i zielone oczy, w których kryła się wesoła iskra, nie mógł się dziwić ludziom, że nie spodziewali się jakiejkolwiek nieprzyjemności z jego strony. Oczarowywał ich śpiewem, rozpraszał śmiechem - nikt nie wyobrażał sobie tak złodzieja, który wsuwa szczupłe palce po ich kosztowności. Głównie dzięki temu kradzieże są takie łatwe i żaden z okradzionych nawet go nie podejrzewa. Życie w ten sposób było przyjemne.
Nie mógł jednak pozbyć się z głowy myśli, że cały czas powiela schemat, którego nauczyli go Munchowie. Świadomość tego była jak kamyk w bucie, jak drzazga pod paznokciem, regularnie wwiercała mu się w umysł i cicho z niego kpiła. Historia zatoczyła koło. Po śmierci Munchów trafił z powrotem do sierocińca, ale to właśnie dzięki tamtejszym opiekunom udało mu się pokonać niektóre słabości, będące śladem po cyrkowej tułaczce, w tym zaburzenie odżywiania. Z dwuletnim opóźnieniem ukończył naukę w Akademii Mannaz, mając w efekcie stać się przykładnym obywatelem, jednak cały wysiłek, jaki włożyli w to wychowawcy Toivoa i Akademii poszedł na marne, bo ostatecznie skończył tak, jak widzieli go Munchowie - był tylko złodziejem, wykorzystującym swoje umiejętności, by dostać się bliżej ludzi.
Powinno go przerażać, że tak dobrze czuje się w swojej roli. Pełną rozmaitych pierścieni i pierścionków dłoń położył na chłodnym lustrze dokładnie tak, żeby zakryć swojemu odbiciu oczy.
***
Alkohol w odłożonej przed chwilą na stół szklance zakołysał się tak, jak świat kołysał się teraz Pekce przed oczami. Na usta mężczyzny powoli wpełzł lekki uśmiech, świadczący o jego pełnym zadowoleniu - właśnie osiągnął stan, na jakim mu zależało. Wszystko wokoło uległo rozmyciu: reszta gości baru zlała się w bezkształtną masę, a wszelkie odgłosy stopiły się w jednostajny szum, który w końcu ukoił jego uszy. Nie wyłapywał żadnych twarzy i żadnych słów - świat zlał się w jedno, dryfował jedynie na skraju świadomości, po długim dniu pozwalając mu w końcu rozluźnić od dawna spięte mięśnie.
Odpoczywał. I był bezpieczny.
Bariera jaką alkohol tworzył pomiędzy nim a światem zewnętrznym, była mu potrzebna, by mógł normalnie funkcjonować. Sięgał po niego zawsze, kiedy sam nie miał już energii do stworzenia wokół siebie hałasu na tyle głośnego, żeby zagłuszył towarzyszące mu odkąd pamiętał szepty umarłych. Nie chciał ich słyszeć, nie chciał mieć z nimi nic wspólnego - bycie medium postrzegał jako przekleństwo. Choć świat duchów stał dla niego otworem, Pekka unikał go jak mógł, oszukując sam siebie, że nie ma z nim nic wspólnego.
Robił to w konkretnym celu.
Bał się momentu, w którym przestanie rozpoznawać, czy głos, który słyszy, należy do niego, czy do którejś z nieszczęśliwych dusz; czy to podszepty jego zmęczonego umysłu, czy któregoś z otaczających go bytów. Bramy szaleństwa zostaną wtedy otwarte, a on utraci jasność osądów, utraci siebie.
Czy umiejętność prowadzącą do obłędu można w ogóle uważać za dar?
Chwytał się czego tylko mógł, by pozostać na powierzchni zdrowego rozsądku: uczynił z faktu bycia medium największą tajemnicę, odganiał szepty alkoholem, odgradzał się od duchów rytuałami z użyciem magii runicznej, którą studiował zawzięcie od paru lat, unikał cmentarzy, ignorował duchy, licząc że jeśli nauczy się przestawać je zauważać, to one przestaną zauważać jego, ale miał wrażenie, że pomimo jego wysiłków, jedynie odracza wyrok, który zapadł już dawno temu.
W wieczory takie jak ten jego gwiazda bladła: nie uśmiechał się, nie dokazywał, nie szukał towarzystwa, a jego zwyczajowa szczerość zmieniała się w zgryźliwość. Nie chciał wsparcia ani pomocy, dlatego warczał nawet na tych, którzy chcieli odstawić go do domu, by wytrzeźwiał. Sam wybierze na to moment: powlecze się do swojego mieszkania, napełni miskę swojemu kotu, ponieważ o tym nigdy nie zapominał, a potem zniknie w sypialni, gdzie położy się na łóżku, otulony światłem lampki, której nigdy, przenigdy nie pozwoli nikomu wyłączyć. Nie zasnąłby w ciemnym pomieszczeniu, nie byłby w stanie świadomie przebywać w ciemności nawet przez minutę. Ten strach nie chciał odejść.
W noce wyjątkowo ponure pojawiała się w jego głowie myśl, że nigdy tak naprawdę nie wyszedł z pierwszego grobowca, w którym zamknęli go Munchowie i w dalszym ciągu jest tym samym przerażonym dzieckiem, co 18 lat temu.
Mistrz Gry
Re: Pekka Saarinen Pią 22 Sty - 17:45
Karta zaakceptowana
Ludzie powiadają, że z głębi ciemności wypełzają najstraszniejsze upiory – ty wiesz o tym zapewne lepiej, niż większość, wszak całe dzieciństwo chciano zatrzymać cię tam, gdzie mrok jest najgłębszy, najbardziej przerażający. Jak myślisz, jak długo zdołasz jeszcze biec przed siebie, uciekać przed tym, co zostało ci przeznaczone już w dniu narodzin? Wierzę, że kiedyś będziesz w stanie skonfrontować się jeszcze ze swoim strachem i dostrzec korzyści, które płyną z twoich nietypowych umiejętności.
Mam nadzieję, że dostrzeżesz kiedyś wyjątkowość swoich umiejętności, Pekko, tymczasem, aby zapewnić ci odpoczynek od nieustannych głosów, wdzierających się w najgłębsze zakątki twego umysłu, na początek rozgrywki w prezencie od Mistrza Gry otrzymujeszmagiczne kadzidło , które podczas spalania nie tylko wydziela przyjemny, łagodny zapach ziół, lecz pozwala ci także uchronić się przed mową duchów, które szukają w tobie szansy, by przedostać się na drugą stronę. Co więcej, kiedy je zapalasz, czujesz spokój i jasność umysłu, w związku z czym przy jego użyciu otrzymujesz dodatkowo bonus +2 do magii runicznej – korzystaj ze swojego prezentu mądrze, wszak przy zbyt częstym używaniu magiczna moc kadzidła słabnie, w związku z czym możesz wykorzystywać jego czar wyłącznie raz na fabularny miesiąc.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinieneś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Mam nadzieję, że dostrzeżesz kiedyś wyjątkowość swoich umiejętności, Pekko, tymczasem, aby zapewnić ci odpoczynek od nieustannych głosów, wdzierających się w najgłębsze zakątki twego umysłu, na początek rozgrywki w prezencie od Mistrza Gry otrzymujesz
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinieneś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!