Gudrun Guildenstern
Gość
Gudrun Guildenstern Wto 19 Sty - 20:02
GośćGość
Gość
Gość
Gudrun Guildenstern
Jej kierunek zawsze wyznaczało morze, rozgwieżdżone niebo, układ ciał niebieskich, z których nawet w najdalszych zakątkach świata potrafiła wyczytać ścieżkę prowadzącą do domu. Kamiennej Fortecy – chłodnej jedynie z nazwy, skrywającej w swych murach wspomnienia szczęśliwego dzieciństwa, na których jej młodsi bracia zdawali się dostrzegać nieliczną liczbę zadrapań. Bjorn zrodzony do roli, której nie chciał odgrywać. Brage, który tej roli od zawsze mu zazdrościł.
Ponad nimi Gudrun, rada, że nie nakłaniano jej do dokonywania podobnych wyborów. W zamian za to już od najmłodszych lat pielęgnowano w niej umiłowanie wolności, pozwalając, aby odpowiadała na przywołujący ją do siebie wiatrem zew. Oceanów, podmorskich krain i stworzeń kryjących w sobie tak wiele jeszcze nieodkrytych tajemnic. Z niecierpliwością wyczekiwała chwili, w której będzie mogła znowu opuścić ląd, postawić stopę na drewnianym pokładzie jednego z należących do rodziny drakkarów i wyruszyć do miejsca, w którym błękit nieba mieszał się turkusową powierzchnią rozlewającego się wokół oceanu. Zagubić się w otaczającej ją niemal namacalnej nieskończoności, gdy przemykała oczy i wsłuchiwała się w szum muskającego jej delikatną skórę wiatru. Tamte chwile były dla niej kwintesencją szczęścia, choć tych ostatnich wcale jej w życiu nie brakowało.
Siedząc, otulona ciepłym pledem na szczycie jednej z wież rodzinnego domostwa, spoglądając w horyzont, wciąż wspomina swoje dłonie, lepkie i czerwone od porzeczek, gdy latem zrywała je z braćmi w jednym z najdalszych zakątków ogrodu domu należącego do rodziny matki. Ich rumiane policzki, przyspieszony oddech, gdy padali zmęczeni na jednej z niedalekich plaż, wycieńczeni biegiem i śmiechem odbijającym się od murów cichym echem. Nie wymieniłaby tamtych chwil na nic innego. Czasem brakuje jej beztroskiego dzieciństwa, nastoletnich lat, a z nimi i szkolnego okresu w Akademii Odala poprzecinanego rajskimi, letnimi miesiącami spędzanymi na bezkresnym morzu, gdy któryś z członków rodziny cierpliwie przekazywał jej potrzebną do samodzielnej żeglugi wiedzę. Wszystko wydawało się wtedy tak szalenie czarujące, urzekające swym kalejdoskopem barw – błękitem fal rozbijających się o skalny brzeg; zachodami słońca, które niezmiennie skrywało się za wzburzonym horyzontem hipnotyzując swym krwistym kolorem o kształcie dojrzałej pomarańczy; odurzających swą świeżością deszczy i burz rozdzierających niebo błyskawicami i dudniącym w powietrzu grzmotem; morskich stworzeń ledwo dostrzegalnych pod gładką taflą wody, gdy płynęli niesieni wiatrem, nie licząc mil do przebycia, ani wodnych węzłów nadających tempa ich podróży w dal.
Przez lata spędzone na oceanie przejęła cechy tak chętnie przypisywane błękitnemu bezmiarowi wód: chwiejna, zmienna, choć najczęściej nic nie zapowiadało jej nagłego skoku nastroju. Poddawała się gwałtownym porywom serca, kochała, nienawidziła, wracała, zatapiała się w romansach pełnych namiętności, aby w końcu oddać swoje sercu temu, którego spotkała – a gdzieżby indziej – na morzu zupełnym przypadkiem. Związek, który choćby z powodu sporej różnicy wieku powinien zakończyć się zanim się jeszcze tak naprawdę rozpoczął. W końcu nie było dla nich przyszłości. Mimo prób nie potrafiła odpuścić, nawet gdy w końcu odkryła, że w niektórych oczach mogła być jedynie tą drugą. Jego palce niekiedy krążyły po jej ciele niczym po gładkiej powierzchni fortepianu, wygrywając na niej nucone do ucha tercje, melodie urwane w pół taktu, zakończone powtarzającą się, cichnącą w oddali synkopą. Zasypiali objęci, wschodzące słońce kładło się cieniem na wspólnym posłaniu. Po przebudzeniu spoglądała w stronę jachtowego okna – bulaju – i dostrzegała w nim synonim targających nią namiętności. Fale, rodząca się na niej śnieżnobiała piana, tworzyły niewidoczne wiry mogące już na zawsze wciągnąć ją w ciemną otchłań. Mroczny odmęt, który w końcu pochłonął także ich związek.
Dzieliła młodzieńcze lata między edukacją (po Akademii zasiliła szeregi studentów Instytutu Kenaz, gdzie ukończyła zoologię i botanikę, skupiając się przede wszystkim na zajęciach związanych z morskimi stworzeniami i roślinnością głębinową), a życiem prowadzonym na morzu. W trakcie regularnych wypraw w rejony bieguna Północnego poświęciła się nauce przemiany w zwierzę. Sukces osiągnęła po dwóch latach ciężkich ćwiczeń, wielu nieprzespanych nocy i momentów, w których niemal straciła życie zatapiając się w wodną toń, obawiając się, że tym razem naprawdę nie uda się jej odzyskać oddechu.
Jeremias nie był nikim wyjątkowym. Był odwieczną obecnością, najlepszym przyjacielem sięgającym czasów wczesnego dzieciństwa. Nie był ideałem, był zapatrzonym w nią powiernikiem, którego serce złamała zanim jeszcze oddała mu swoją rękę. Machinalnie poddała się rytualnemu obmyciu, pozwoliła ściągnąć ze swojej głowy panieński diadem, choć podczas weselnych zabaw to nie jego twarzy wypatrywała pośród tłumu. Nie pamięta, kiedy dokładnie dostrzegła na jego twarzy pierwsze oznaki ujawniającej się w jego ciele bólączki. Po jej policzkach spływały łzy, gdy zaciskała w bezsilności pięści, nie będąc w stanie przynieść mu choć odrobiny ukojenia, a paradoksalnie każdy kolejny opanowujący Jeremiasa atak uświadamiał mu jak bardzo nie była jego, jak wiele przed nim ukrywała. Jakby ta ledwo poznana choroba pozwalała mu wyczytywać z ludzkich oczu, jej oczu, prawdę – jej kłamstwo. Nie wiedziała, czy to schorzenie czy złamane serce sprawiło, że tak szybko popadł w szaleństwo. Zamknięty w czterech ścianach gabinetu, chowając się przed Gudrun, może liczył na to, że skryję się także przed niszczącym jego ciało i umysł bólem. Nie dopuszczał do siebie najbliższych, aby trafić w końcu na oddział psychiatryczny szpitala im. Alberta Lindgrena. Mimo obietnic, leczenie nie przyniosło rezultatów. Niewiele pamiętała z pogrzebu, w pamięci pojawiał się jedynie krótki moment, gest, gdy wrzuciła białą różę do ciemnej dziury zamykającego się grobowca. Zamknął się również pewien rozdział jej życia, zwieńczony powrotem do panieńskiego nazwiska, które zapewniało większy prestiż w życiu, któremu zamierzała się od tej pory w pełni poświęcić.
Nosiła pod sercem nowe życie, które – wiedziała od razu – wcale nie było jego.
Znowu poczuła zew, wiatr uderzył ją w nozdrza, przyzywając do siebie. Błękit oceanu mamił oczy, pozwalał wierzyć, że znowu stanie na nogi. Z córeczką u boku, z rodziną, braćmi, na których do tej pory zawsze mogła liczyć, zatapiając się w morskiej toni w poszukiwaniu niezbadanych gatunków zwierząt i roślin, zdobywając niezbędne składniki - liczyła na to, ze któryś z nich może kiedyś okaże się istotnym składnikiem eliksiru na bólączkę. Stawała w obronie zwierząt, głośno opowiadając się przeciwko kłusownictwu i zbędnym jej zdaniem łowom. Przymykała oko na nielegalnie przewożone na pokładach drakkarów przedmioty – nigdy bezinteresownie, jedynie wtedy, gdy mogła czerpać z tego jakąś korzyść. Jak na prawdziwą Guildenstern przystało.
W czasie swych dalekich podróży prowadziła skrzętnie notatki, nocami zamknięta w kajucie pracowicie pisała artykuły, w których opisywała szczegóły swoich odkryć i regularnie przesyłała je do profesora, który zdecydował się objąć ją swoim promotorstwem. Stawała na wzniesionej w sali wykładowej katedrze, wodziła wzrokiem po studentach uczęszczających na prowadzone przez nią zajęcia, próbowała odnaleźć choć jedną parę oczu z równą mocą podzielającą jej ogromną pasję i fascynacje światem morskich stworzeń. A ocean wciąż wzywał ją do siebie, ląd nie był dla niej prawdziwym domem. Nie miała problemu z odbyciem odpowiedniego stażu i doświadczenia w zawodzie – w końcu ścieżka, którą dla siebie wybrała fascynowała ją od dziecka. Przed trzema laty z dumą obroniła rozprawę doktorską na temat biologicznego i środowiskowego uwarunkowania ekspansji selkie.
Jej kierunek zawsze wyznaczało morze, rozgwieżdżone niebo, układ ciał niebieskich – wiedziała, że czas wracać do domu. Dręczyło ją przeczucie, że w ich domowym, sielankowym życiu, już niedługo mogło wydarzyć się coś niedobrego.
Mistrz Gry
Re: Gudrun Guildenstern Nie 24 Sty - 20:36
Karta zaakceptowana
Twój kierunek w życiu od zawsze wyznaczało morze, rozgwieżdżone niebo i układ ciał niebieskich – to dzięki nim udało ci się tak wiele osiągnąć i zostać zasłużonym badaczem w dziedzinie morskiej fauny i flory. Teraz jednak pora wracać do domu, Gudrun. Mimo że jeszcze nie masz pojęcia, jak wiele się zmieniło w ciągu ostatnich tygodni, mogę ci tylko zdradzić, że twoje przeczucia są tu jak najbardziej uzasadnione. Przekonasz się wkrótce.
W prezencie otrzymujesz ode mnie eleganckinaszyjnik z wisiorkiem w kształcie łezki , który podarowali ci twoi bracia, gdy udało ci się ukończyć IV stopień wtajemniczenia. Okazało się, że ma wyjątkowe magiczne zdolności i jest szczególnie przydatny podczas twoich morskich wypraw. Dzięki niemu możesz raz w miesiącu przebywać pod wodą w ludzkim ciele i swobodnie oddychać do godziny czasu. Dodatkowo gwarantuje ci +2 do magii użytkowej.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
W prezencie otrzymujesz ode mnie elegancki
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!