Sven Tordenskiold
Gość
Sven Tordenskiold Pią 8 Sty - 21:21
GośćGość
Gość
Gość
Sven Tordenskiold
> Czasami szkło skrzy się mocniej od brylantów, bo bardziej musi się wykazać.
Oslo.
(Była wybitna i pożądana. Nie tylko jako pianistka, ale i kobieta o niebywałej urodzie, o której mówiło się, że płyną w niej znamiona najpiękniejszych istot - niks. Blond włosy otulały łabędzią szyję, zaś spojrzenie osiadało jedynie na tych niezwykłych, którzy wyróżniali się w tłumie, a takim niewątpliwie był Osvald.
Związek jednak nie był usłany różami; przypominał ostre ciernie, które okaleczały strukturę delikatnej skóry.)
Palce kobiety sunęły po śnieżnobiałych klawiszach. Wygrywały tony, w której takt poruszał się drobny chłopczyk; był bardziej delikatny niż starszy brat, który niewątpliwie imponował ojcu, jako pierworodny. Matka nie dzieliła ich jednak, kochając miłością szczerą i lojalną obu, tak samo ucząc dzieci, które eskalowały przekazywane wartości.
Naiwność.
Srogość.
(Nie)zrozumienie.
Marzenia tłoczyły się w tunelach żył, kiedy nader radosny głosik Svena odbijał się od ścian domostwa. Powtarzał, iż będzie taki sam jak Linette, której serce rosło na dźwięk kolejnych dźwięków, jakie opanowywał syn. Syn, który winien przypominać starszego i być na podobieństwo rodziciela; silny i twardy, przepełniony wewnętrzną dominacją nad własnym życiem, a nie człowiekiem ubranym w chłopięce ubrania i duszy godnej pożałowania. Brzydził się nim. Odczuwał dysonans, bowiem pragnął uczynić zeń największy filar rodziny, nie dowierzając iż jedna z latorośli wypuszcza zatrute korzenie.
Kobieta, którą pojął za żonę - od zawsze była słaba. Cholernie słaba.
Złość kiełkowała w nim, a gdy Loke opuścił dom i udał się do Akademii - zgodnie z jej hasłami, młody galdr miał nauczyć się tradycjonalistycznych aspektów ich jestestwa, by w przyszłości stać się godnym następcą swego ojca. Sven nigdy nie miał prawa nim być, dlatego z taką skrupulatnością mężczyzna tłamsił w nim zamiłowanie do muzyki, która tętniła w ciele. Skórzany pas niejednokrotnie dźwięczał w uszach chłopca, który niemalże z pokorą przyjmował cios, starając się ze wszystkich sił pojąć p o w ó d.
Cóż mogło być pobudką, że nienawiść, którą tłumaczył własną słabością, przyćmiła zdrowy rozsądek Osvalda.
Kolejnym dramatem dźwięczała choroba. Menada wyżerała Loke’a, przez co pan domu zaszywał się w gabinecie, odnajdując ukojenie w trunkach. Mogło to spotkać młodszego, ale nie tego, który w przyszłości miał przejąć jedno z istotniejszych stanowisk w rezerwacie, czy poszerzać handlowe relacje. Wiedział, że dorastający chłopak odziedziczył to po babce.
Skąd wynikały różnice pomiędzy rodzeństwem, skoro na świat uformowani zostali z tej samej gliny, kształtując się na wzór i podobieństwo rodziców?
Dlaczego nie Sven?
Dlaczego nie?
Dlaczego?
> (…) najtrudniej jest wykorzenić najstraszniejsze wspomnienia, przecież je zapamiętujemy najlepiej.
Akademia miała być dla galdra wybawieniem. Chciał dołączyć do brata, za którym tęsknił, potrzebując z nim rozmów i empatii dla swej odmienności. Nie sprzeciwiając się słowom jakimi karmił go Loke; przyjmował każdą sentencję, chyląc przed nią kark, jakby posiadał świadomość, że tylko starszy Tordenskiold akceptował inność skąpaną w feerii pokracznej wrażliwości.
W trakcie nauki, Sven podejmował się doskonalenia w sferze magii twórczej oraz ekonomii - być może w przyszłości łącząc się w nierozerwalną strukturę z zawodem, który narzucał Osvald. Był zagubiony, niechciany i przez to zatapiał się w księgach, które czytał z uśmiechem na ustach, przenosząc się do świata pełnego nauki. Rozwijał pasje, a jednocześnie eskalował wolność, której nie chciał tracić z powodu ojca. W domu czekało go wszak pasmo kolejnych upokorzeń, wyzwisk i szyderstwa.
Miał dość kar; przesiadywania w ciemnym, zimnym schowku czy niemożności zjedzenia kolacji. To Loke się litował, oddając mu kilka okruszków, zaś Linette buntując się decyzjom męża, częstokroć musiała znosić zatrzaskiwanie fortepianu za mosiężnymi drzwiami w zachodnim skrzydle, gdyż… To ona odpowiadała za zniewieściałość ich potomka, który nigdy nie miał prawa zmężnieć.
Lata mijały, a Sven poszukiwał siebie. Dostrzegał ludzi maskujących się strojnymi ubraniami i biżuterią, która niczym pętla oplatała smukłe szyje dam, zaś nadgarstki szanowanych mężczyzn zdobione zegarkami ciążyły niczym kajdany. Galdr nie chciał być uwiązany do zasad, norm czy konserwatywnych reguł. Skandale wydawały się nie być szokujące, jeśli chodzi o potomków klanu Przymierza Pierwszych. Nic więc dziwnego, że łaknął rozpusty, która skrywała się pod fasadą obłudy przybranej na twarzach szlachetnie urodzonych. Grzech dudnił w korytarzach żył niczym toksyna. Okraszony bezpruderyjnością i bezczelnością; posądzony
- och, Bogowie! - o blagierstwo... Doprawdy, godne pożałowania. Bluźnił - szokując tych, których n i g d y nie było stać na szczerość w obliczu wewnętrznie popełnianych moralnych deliktów. Obserwował to w trakcie przyjęć, kiedy młodziutka mężatka rozkosznie uśmiechała się do pewnego wdowca, zaś inny, przyrzeczony kobiecie mężczyzna - szukał w tłumie kochanki.
Uśmiech wykrzywiał wargi Tordenskiolda, który nawet na swego brata z narzeczoną patrzył pobłażliwie. Spętani pasmem ograniczeń musieli godzić się na przyszłość, zaś on - tonąc w pocałunkach dziewcząt - chciał więcej.
Osvaldowi nie było obojętne, gdzie trafi nieudolny syn, który przegrał egzystencję. Żałosny, za którego sam Odyn się wstydził… Instytut jawił się jako ostatnia ścieżka, lecz stał przed Svenem otworem i poza chęcią posiadania wiedzy, pragnął zakosztować życia, w którym zaznał jedynie przeszkód.
(Ekonomista, jakże to dumnie brzmi - szydził w myślach.)
> Moja przyszłość będzie najprawdopodobniej tak samo beznadziejna jak moja przeszłość.
Brat niespodziewanie zapadł w śpiączkę, choć każdy się z tym liczył. Menada zniszczyła jedynego człowieka, który ofiarował Svenowi wsparcie;
przygoda w Instytucie zakończyła się z impetem, tuż po zrozumieniu trzeciego stopnia wtajemniczenia. Pamięć zawodziła, a emocje kotłowały się w postaci Tordenskiolda, gdy patrzył na ciało Loke’a. Serce uderzało gwałtownie w piersi, niczym więzień, który pragnie wyswobodzić się z oków żebrowego więzienia. Drżał na myśl o powrocie do domu, wszakże pamiętał szał ojca, który na nim wyżył się za utratę ukochanego syna.
Sven również cierpiał, lecz w melodiach, które wygrywał na fortepianie matki. Osvald sądził, że to jego zgnębiona żona, jednak kiedy dostrzegł sylwetkę młodszego potomka, bez namysłu zatrzasnął na jego dłoniach klapę instrumentu. Ból przeszył palce, których cienka struktura skóry pękła i zalała klawisze karmazynem. Pianista spoglądał na zgorzkniałego ojca z wachlarzem skomplikowanych uczuć, w których przeważała nienawiść i gorzki żal, jaki przez lata wlewany w naczynie ciała - znalazł ujście.
Chciał zemsty.
Chciał upokorzyć człowieka, do którego nie mógł mówić - t a t o.
Chciał udowodnić ludziom, że jedynie zgnilizna nieobyczajności i - pożal się Bogowie - marne grzechy są tym co ma dla nich wartości; oszukiwali sami siebie. Rozkoszował się szaleństwem, a jednocześnie idyllą, która każdemu połamie pełen moralności kręgosłup. Gardził kłamstwem, choć w nim tonął.
Pogubił się w emocjonalnej brei, z której nie potrafił się wydostać.
Wyjazd do Midgardu, tak jak i dom rozpusty, o którym każdy wie, ale nie ma odwagi powiedzieć - miał być dostateczną karą, lecz i on miał ponieść jeszcze jedną, której nie był w stanie się sprzeciwić.
Animozje Osvalda względem Svena rozwarstwiały się na odległe płaszczyzny, na który ten zamierzał zadać ostatni cios synowi, który nienawidził poczucia ograniczeń.
Za zgodą jarla - oznajmiono mu n a r z e c z e ń s t w o,
które dźwięczało echem najgorszej klątwy.
Mistrz Gry
Re: Sven Tordenskiold Nie 10 Sty - 14:00
Karta zaakceptowana
Masz w sobie coś niepokojącego, Sven. Nie miałeś łatwego dzieciństwa, ale jednak, pomimo słów twojego ojca, postawiłeś na swoim. A nawet – poszedłeś o krok dalej. Jak długo będzie trwała twoja prywatna wendetta? Nie boisz się, że w pewnym momencie to właśnie tobie przyjdzie za wszystko słono zapłacić? Uważaj, Sven.
W prezencie na początek rozgrywki otrzymujesz ode mnieamulet ochronny z kryształem z kopalni Tordenskioldów, który niegdyś podarowała ci twoja matka. Zawsze miał cię strzec przed niebezpieczeństwem, dlatego w sytuacjach pełnych gwałtownych emocji stwarza na kilka sekund iluzję tego, czego najbardziej boi się twój przeciwnik. Zyskujesz wówczas trochę czasu, by odpowiednio zareagować. Dodatkowo amulet dodaje ci +2 do magii przemiany.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinieneś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
W prezencie na początek rozgrywki otrzymujesz ode mnie
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinieneś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!