Eir Tordenskiold
Gość
Eir Tordenskiold Pon 21 Gru - 21:32
GośćGość
Gość
Gość
Eir Tordenskiold
Eir,
litość, łaska, miłosierdzie
Litość ma wiele odcieni; dana wspaniałomyślnie z dobrem w sercu nazywana jest miłosierdziem, zjawiająca się niczym cud, dar od bogów kojarzona jest z łaską i ostatni akt łaskawego uwolnienia, które przychodzi w krok za dławiącymi łzami i prośbami, litość. Powinna być miłosierna, łaskawa. Zamiast tego, zimne, szare oczy z politowaniem patrzą na świat.
Litości, prosiła w obliczu śmierci.
Służki asystujące przy ostatnim porodzie pani mówiły, że ta do ostatniego tchu błagała bogów o łaskę dla swej pierwszej córki. Weźcie mnie miast niej, szeptały blade i spierzchnięte wargi kobiety. Stąd imię pierwszej córki jarla, tej znienawidzonej. Eir najmłodsze lata spędziła pod opieką mamek sprowadzanych do rodowej posiadłości, aby podtrzymać ją przy życiu, ostatni skrawek pani Tordenskiold przy życiu. Podobno nim odeszła, pan uśmiechał się częściej, jego spojrzenie było cieplejsze, uśmiech serdeczniejszy. Nie dałaby temu wiary; każde ostre spojrzenie tak pełne niechęci i nienawiści posyłane w jej kierunku przeczyło temu jakoby jarl kiedykolwiek był osobą zdolną do ciepłych uczuć. A mimo to odnajdywała pociechę i radość w dziecięcych latach; zabawa z dwójką starszych braci sprawiała, że perlisty śmiech na chwilę wypełniał ponure mury posiadłości.
Nienawidził jej, była tego pewna. Podobno to dlatego, że brązowe loki były łudząco podobne do tych, które należały do jej matki. Szaro-niebieskie oczy patrzyły spod wachlarzy ciemnych rzęs z tą samą łagodnością co ona. Dlatego nigdy nie było jej dane zaznać rodzicielskiej miłości. Jedyne czego doświadczyła to ciężar ojcowskiej ręki,
Litości, prosiła ciemność, gdy łzy spływały po bladych policzkach.
Myślała, że nie dozna większego bólu niż ten, który zadawał ojciec w obliczu wielkiego gniewu. Tudzież gdy starszy brat demonstrował swą siłę i pozycję wobec rodzeństwa, modelowany na podobieństwo jarla. Myślała, że nie posmakuje większego strachu niż ten, który rozchodził się w jej ustach, kiedy kryła się za plecami Terje aby uniknąć ojcowskiej złości. Myślała, że nie usłyszy dźwięku bardziej przerażającego niż krzyk rozdzierający ciszę rodowej posiadłości. Myliła się. To w pozornie delikatnym dotyku odnalazła największą brutalność. To leżąc w bezruchu wpatrzona w sufit poznała największy strach. To skrzypienie podłogi, gdy ciemność spowiła już pokój sprawiało, że serce próbowało wyrwać się z klatki piersiowej.
Koszmar na jawie zaczął się, gdy już w niczym nie przypominała starszych braci, gdy wcięcie w talii zaczynało być coraz wyraźniejsze, gdy piersi powoli zaczęły rysować się pod materiałem. Na początku opierała, starała się stawiać opór, nawet grozić. Jednakże nikt nie słyszał. Zatem roniła łzy w samotności, obawiała się nadchodzącej nocy, ze strachem wpatrywała się każdego wieczoru w taflę drewnianych drzwi, modląc się do bogów o to, aby dzisiaj było inaczej. Nie było. Zawsze do niej wracał, prędzej czy później. A ona dusiła to w sobie. Niech to będzie nasza tajemnica, mówił. A ona głupia uwierzyła; jakby myślała, że zaskarbi sobie tym uwagę i sympatię ojca. Siniaki pokrywające skórę zostały zastąpione czymś dużo mroczniejszym. Zadał jej rany, które miały sączyć się ropą do końca jej dni. Trwało to długie miesiące, stopniowo spychając Eir w przepaść. Z jej oczu zniknął blask, na ustach już nie pojawiał się żywy, szczery uśmiech. Został zastąpiony przez żałosną karykaturę, która miała podtrzymać iluzję normalności.
Litości, prosił wraz z ostatnim oddechem.
A przynajmniej taki obraz malowała przed nią wyobraźnia, pełzającego przed obliczem braci, błagającego o litość, której nie dostał. Nie zasłużył na nią. Nie było jej tam, nie widziała jak życie ulatuje z jego oczu, zatem jedyne co jej pozostało, to wyobrażenie. Naprawdę sądziła, że kara, która spotkała go za te wszystkie lata była uzasadniona. Pakt milczenia zawiązany między nią a pozostałą dwójką braci był nierozerwalny; miała trzymać tę tajemnicę w sercu niczym najcenniejszy klejnot. A jednocześnie czuła, że przegrała; nocą nadal budził ją krzyk zastygły na ustach. Uścisk, w którym zamykał mnie Terje jednocześnie koił i napełniał serce niepokojem. Wygrał mówiły zmęczone, patrzące na nią w lustrze oczy. Odszedł, nikt nie wiedział cóż jej uczynił, a Eir miała już do końca swych dni nosić głęboko ukryte ropiejące rany, które nigdy nie miały się w pełni zagoić.
Ukojenie znalazła w alchemii, warzenie eliksirów wymagało od niej skupienia, podążania za jasno wyznaczonymi instrukcjami; trzymanie się zasad wynikających z wiedzy. Złudne poczucie porządku pozwoliło jej powoli wrócić do normalności. Coraz częściej na jej pełnych ustach pojawiał się naturalny uśmiech, melodyjny śmiech wypełniał pomieszczenia, a w szarych oczach można było ujrzeć iskierki nadziei na lepsze jutro. Nawet jeżeli te miały szybko zgasnąć, wraz z decyzją o zaręczynach; wyrok, zesłanie.
Litości, prosiło jego spojrzenie, patrząc na kałużę krwi.
Tykanie zegara wybijało rytm, odliczało minuty spokoju, który jej pozostał. Pięć lat, tyle spędziła z nim, zanim pękła, tyle razy z niepokojem w sercu znowu wpatrywała się w drewnianą fakturę drzwi. Gorzki posmak porażki nie opuścił jej od dnia zaślubin; naiwnie próbowała spłukać go winem. Krucha konstrukcja rozsypała się niczym domek z kart pod pierwszym uderzeniem. Nie od razu odkrył przed nią swe prawdziwe oblicze, nim to się stało, mamił swoją małżonkę czułym słowem, delikatnym dotykiem i obietnicą cudownego życia. Pozwolił zdobyć wykształcenie, poczuć się wśród jego rodziny, jak w domu. Dlatego pięła się wyżej po naukowych szczeblach wybierając alchemię jako kierunek swojego rozwoju. Zdeterminowana i piekielnie zdolna dążyła do osiągnięcia trzeciego stopnia wtajemniczenia. Nie odebrał jej tej jednej stałej w życiu, dlatego nieprzerwanie parła do przodu.
Zaczęło się niewinnie; coraz częściej sięgał po szklankę wypełnioną alkoholem, coraz częściej spędzał długie godziny w pracy, coraz częściej jego twarz malowana była gniewem, który znała aż za dobrze. A ona zaklęta w ciszy nie powiedziała nic, kiedy w przypływie złości znaczył jej ciało siniakami. Potem przepraszał, ze łzami w oczach padał na kolana i błagał o wybaczenie, w prezencie składał jej obietnice bez pokrycia. To ostatni raz, mówił. Jednakże nie był to ostatni raz; a ona przyzwyczajona i pozbawiona motywacji do walki pozwalała mu na to. W pewnym momencie zaczęła myśleć, że nawet na to zasługiwała. Zręcznie ukrywała ślady pod materiałem ubrań. Zaczęła grać główną rolę w teatrze pozorów. Przecież i tak by jej nikt nie uwierzył, prawda?
Jednakże ranna bestia jest jeszcze bardziej niebezpieczna. Po jednym ze wspólnych wieczorów, kiedy Ragnar stracił panowanie nad sobą, stało się coś, czego się nie spodziewał. Krew pojawiła się nagle i niespodziewanie, mocząc materiał i naznaczając bladą skórę. Dalsze wydarzenia pamięta jak przez mgłę. I znowu tkwiła dniami w łożu, pozwalając nienawiści trafić każdy skrawek jej ciała. Czuła się brudna, skażona, zużyta. A przez gamie emocji najbardziej wybijała się chęć zemsty. Planowała ją skrupulatnie, nieśpiesznie. I co z tego, że od incydentu nie podniósł na nią ręki. Odebrał jej coś, czego w tamtym czasie pragnęła najbardziej. I znowu jedynie mogła wyobrażać sobie jego minę, kiedy zrozumiał, że to już koniec, że nic mu nie pomoże. I nikt nic nie podejrzewał, trucizna z wolna wpędzała go w stan depresyjny, który tłumaczono utratą jeszcze nienarodzonego dziecka i ciężkim stanem małżonki. Aż w końcu sam odebrał sobie życie.
Litości, prosiła, wywracając oczami.
Cięty język, usta rozciągnięte w drapieżnym uśmiechu i stalowe spojrzenie; z tym przyszło się mierzyć barokowym murom, kiedy dzięki łaskawości jarla Eir wróciła na łono rodziny, ku niepocieszeniu pana ojca. Jednakże nie dbała już o jego opinię. Za fasadą pewności siebie kryła swoje sekrety. Lata życia poza posiadłością klanu nauczyły ją gry pozorów; zatem niczym zręczny mediator lawirowała gdzieś między jednym wściekłym spojrzeniem brata a drugim. Stała się spoiwem łączącym zerwany łańcuch. W spokoju ducha weszła na IV stopień wtajemniczenia. A na salonach odgrywała przeróżne role; skoro miała stać się skandalistką, nie i tak będzie. Warzy eliksiry, pisze rozprawy naukowe i eksperymentuje, aby pod osłoną „Śpiącej Wiwerny” rozprowadzać mikstury nieco trudniej dostępne.
Mistrz Gry
Re: Eir Tordenskiold Sro 23 Gru - 19:44
Karta zaakceptowana
Nosisz litość w imieniu, Eir, ale świat od początku nie chciał ci jej okazać. Za maską arystokratki skrywasz osobiste tragedie i podeptane marzenia – ale to jeszcze nie koniec, wiesz o tym dobrze, prawda? Wciąż możesz rozwinąć skrzydła. Nosisz w sobie duży potencjał – jestem pewna, że twoje zdolności poprowadzą cię daleko.
W prezencie na początek rozgrywki otrzymujesz od Mistrza Gry zaczarowany kociołek. Jest wykonany ze złota i posiada na swojej powierzchni zdobienia z motywem run nordyckich. Nie wybucha w przypadku niepowodzenia w warzeniu mikstur, gwarantując ci przy tym bonus +2 podczas przygotowywania nielegalnych eliksirów i narkotyków.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
W prezencie na początek rozgrywki otrzymujesz od Mistrza Gry zaczarowany kociołek. Jest wykonany ze złota i posiada na swojej powierzchni zdobienia z motywem run nordyckich. Nie wybucha w przypadku niepowodzenia w warzeniu mikstur, gwarantując ci przy tym bonus +2 podczas przygotowywania nielegalnych eliksirów i narkotyków.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!