:: Midgard :: Forsteder :: Mieszkania :: Henrik Vestergaard
Gabinet
2 posters
Mistrz Gry
Gabinet Sro 3 Lip - 13:01
Gabinet
Ogromne biurko znajduje się na parterze, w niewielkim pokoju połączonym bezpośrednio z salonem. Henrik może tutaj pracować z widokiem na ogród, choć w praktyce rzadko korzysta z tego miejsca, woląc zaszyć się raczej we własnej sypialni lub bibliotece. Pomieszczenie jest raczej oszczędnie umeblowane, bo pedantyczny Vestergaard nigdy go nie zagracił — nawet ściany pozostały puste.
Henrik Vestergaard
Re: Gabinet Czw 5 Wrz - 2:33
Henrik VestergaardWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Londyn, Anglia
Wiek : 40 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Genetyka : selkie
Zawód : psychiatra
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : pająk
Atuty : polityk (I), lider (I), uzdrowiciel (II), focza skóra
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 22 / magia lecznicza: 27 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 1 / magia przemiany: 10 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 5 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 14
02.07.2001, noc
Isla chyba (na pewno? czekał przecież w bezruchu, bojąc się poruszyć) spała, a Henrik możliwie cicho opuścił kanapę na której zasnęli i wycofał się —
— chciał się wycofać do własnej sypialni, ale miał wrażenie, że sen norki jest lżejszy niż Isli i na razie postanowił nie ryzykować. Schody trzeszczały, drzwi skrzypiały, wszędzie czaił się lęk i czaiło się ryzyko. W zamian cicho, boso, udał się do gabinetu, próbując zebrać myśli. Kolejny dzień, kolejna noc, a on nadal nie wiedział ile pozostanie gość w jego domu. Próbował, naprawdę próbował z nią dzisiaj porozmawiać, ale uśmiechała się tak pięknie, że głos grzęzł mu w gardle.
Na biurku leżała księga o magii defensywnej i ofensywnej, którą kupił dziś w Panoptikonie. Machinalnie ją otworzył. Zaklęciem Geisl rozniecił nad stronicami światło, dyskretne, ale umożliwiające czytanie. Nauka zawsze, zawsze go uspokajała, a potrzebował dziś uspokojenia — bo wiedział, że nie zaśnie, nie gdy ktoś dzielił przestrzeń domu z jego foczą skórą. Is nieświadomie przyniosła ze sobą te uczucia, ale nie doświadczał ich przecież po raz pierwszy. Bezsenność dopadła go już w kajucie statku, którym płynął do Midgardu. A potem w obcym mieście, w którym nie wiedział, gdzie się zatrzymać. A potem w ramionach osób, których bliskością pragnął zmyć z siebie wspomnienie Beatrice i zagłuszyć strach i mieć kontrolę; wstydził się dzisiaj sposobu w jaki dwudziestodwuletni Henry-Henrik zachłysnął się własną aurą, ale nie wstydził się tego, że wymykał się z ich mieszkań ledwo zgasło światło. Już wtedy przyświecała mu myśl o studiach, bo czuł, że potrzebuje się czymś zająć. Już wtedy odzyskiwał sen — i siebie, kawałek po kawałku — ucząc się samoobrony i ucząc się zabezpieczania skóry, jakby magia defensywna i ofensywna mogła sprawić, że nikt już nigdy go nie zaskoczy. (A jednak Isla go wczoraj zaskoczyła). Magia użytkowa przychodziła mu zresztą zawsze z łatwością, podobną łatwością jak zauroczenie kogoś własnym uśmiechem. Łudził się wtedy, że koncentrując wysiłki na nauce zaklęć, zniweluje pokusę roztaczania aury. Dzisiaj łudził się chyba, że zdoła uciec od własnych myśli i od teraźniejszości, przynajmniej na chwilę. Kilka godzin temu uciekł w uśmiech Isli, ale teraz, gdy spała i milczała, pesymizm i strach powróciły.
Znał sporo opisanych w księdze zaklęć, ale to nie przeszkadzało mu w czytaniu jej z przyjemnością. Doszedł w magii defensywnej do pewnego etapu zaawansowania, z którego był zresztą niebywale dumny (chciałeś bym był finansistą i dziedzicem, ojcze, a potrafię leczyć i się pojedynkować - cedził czasem w myślach z butą zranionego nastolatka; ale wiedział, że nikt tego nie usłyszy i że nawet za życia ojca nie zobaczyłby w jego spojrzeniu ani pochwały ani zawodu — nie wiedział, czego bardziej pragnął); ale magia była dziedziną tak szeroko, że nawet czytając nowy opis znanych zaklęć można było pogłębić własną wiedzę. Ta księga była napisana staranną kursywą, z pięknymi inicjałami. Musiała pochodzić z dziewiętnastego wieku, od jakiegoś galdra wielbiącego neo-Gotyk. Henrik mimowolnie uśmiechał się, przewracając pożółkłe strony. Czytał szybko — od zawsze, a na studiach nauczył się jeszcze szybciej, pochłaniając po nocach setki niekończących się stron przed każdym egzaminem — więc skończy dziś całą księgę. Czasami jedynie skanował wzrokiem rozdziały, które go nie zaskakiwały, ale na niektórych zatrzymywał się dłużej.
Endurminnig — powtórzył szeptem zaklęcie, którego zawsze chciał spróbować, ale przed którym — jako psychiatra — zawsze się wzbraniał. Wykonał kilka gestów dłonią, na wszelki wypadek. Zaklęcie wymazujące wspomnienia, wymazujące pamięć. Fatalne w skutkach, chyba, że użyte bezbłędnie. Co to znaczy bezbłędnie? W podręcnzikach do psychiatrii oraz w nowoczesnych podręcznikach galdrów bezbłędnie niemalże nie istniało, ale moralność dziewiętnastowiecznych czarodziejów była przecież… inna. Oblizał lekko wargi i czując się jakby smakował zakazanego owocu, czytał zatem jak rzucać to zaklęcie i o przypadkach udanych oraz nieudanych. Do nieudanych autor księgi podchodził z niewielką wrażliwością, jakby w istocie dało się żyć bez ogromnej dziury w pamięci, jakby coś takiego nie było zbrodnią. Henrik nie mógł przejąć jego podejścia, ale podobało mu się zaczytanie w tej perspektywie, przynajmniej na chwilę.
Potem przeszedł do czytania o magii defensywnej. Z rumieńcem podekscytowania czytał o tym, jak potężną tarczę wyczarowała w stanie klęski żywiołowej grupa dziesięciu (!) galdrów używających Bughr Mikill. Nie wiedział, czy ta historia jest prawdziwa, czy może stanowi jedynie naukową hipotezę autora na temat możliwości tego zaklęcia, ale i tak pobudziła jego wyobraźnię. Dawno nie czytał o magii opisanej w taki sposób. Wreszcie doszedł do rozdziału o Traust, ochronie antymagicznej dla całego budynku. Szukał właśnie takich informacji, o bezpieczeństwie domu, bezpieczeństwie skóry. Zagryzł wargi, szukając w meandrach dygresji autora jakiejkolwiek poszlaki o tym, że da się zmodyfikować to zaklęcie — czy mógłby używać magii, samemu, ale odciąć ją dla wszystkich innych? Ochrona, podobnie jak w innych podręcznikach, zdawała się jednak całkowita; magii nie dało się nagiąć aż tak. Jeszcze. Westchnął i podniósł głowę, niezbyt zaciekawiony rozdziałem o nieumarłych. Z zaskoczeniem zauważył, że wschodziło już słońce.
/zt