Jasper Bergdahl (budowa)
Gość
Jasper Bergdahl (budowa) Pon 26 Lut - 16:27
GośćGość
Gość
Gość
Jasper Marcelius Bergdahl
Miejsce urodzenia
Trondheim, Norwegia
Data urodzenia
04 / 04 / 1975
Nazwisko matki
Tordenskiold
Status majątkowy
bogaty
Stan cywilny
kawaler
Stopień wtajemniczenia
III
Zawód
łowca, handlarz magicznych ingrediencji, pan na włościach i młody rekrut Gleipniru
Totem
pies gończy
Wizerunek
Nick Fortna
Trondheim, Norwegia
Data urodzenia
04 / 04 / 1975
Nazwisko matki
Tordenskiold
Status majątkowy
bogaty
Stan cywilny
kawaler
Stopień wtajemniczenia
III
Zawód
łowca, handlarz magicznych ingrediencji, pan na włościach i młody rekrut Gleipniru
Totem
pies gończy
Wizerunek
Nick Fortna
I.
A więc tak wyglądał koniec świata. Aileen nigdy nie domyślała się, że okaże się tak bliski i osobisty, lecz im dłużej wyczekiwała w swoim pluszowym fotelu, naciągając na nadgarstki rękawy ślubnej sukni, tym intensywniejszą czuła grozę, a wszystko wokół zdawało się rozpadać jak pod pięścią boga. Drżała, gdy służąca przeczesywała jej włosy, upinając je w skomplikowane kwiaty czarnych jak obsydian warkoczy. „To dobry mężczyzna, masz szczęście," mówiła starsza siostra, nucąc te słowa jak mantrę za każdym razem, gdy dostrzegała blady blask lęku przecinający jej wąską, syrenią twarz. Obie zesztywniały, gdy ciężar prawdy podniósł się aż pod sam sufit. Konrad Bergdahl, drugi syn Jarla, nie był dobrym mężczyzną, a szczęście niewiele miało wspólnego z ich małżeństwem. To był podstęp, bardziej przypominający polowanie na lisa niż zaręczyny. Wytropił ją w czasie jednego z jej występów, a tego samego wieczoru uścisnął ramię jej ojca, zapieczętowując umowę.
Miał mocną dłoń, gdy zaciskał ją wokół jej przegubu. „Moja piękna," szepnął, a ona patrzyła w dół, zawsze w dół, byle nie spojrzeć mu w oczy. Ludzie mawiali czasem — z kpiną równie kąśliwą co podekscytowaną — że synowie Bergdahla przypominają trolle i choć była to jedynie złośliwość, Aileen nie mogła odpędzić się od tej myśli, nie mogła przestać dostrzegać w Konradzie wszystkich tych cech, które czyniły z niego potwora. Był wysokim mężczyzną, o szerokich barkach i mocnej pięści — miał twarz chmurną i kwadratową, już w młodości naznaczoną bruzdami ziąbu, które do tej pory widywała jedynie na obliczach starców. Jej siostra mówiła, że mógł być przystojny, gdyby bardziej przypominał człowieka, lecz Aileen nie dbała o jego urodę ani o jego człowieczeństwo. Chciała jedynie wrócić do domu, ale ojciec stale powtarzał, że będą mieszkać w zamku. Nikt jej nie słuchał. Tordenskioldowie uwielbiali sprzedawać, Bergdahlowie uwielbiali kupować, a diamenty mogły przybierać najróżniejsze kształty — kształty dziewiętnastoletnich dziewcząt w baletowej spódnicy, córek wyszkolonych do bycia żonami, pustego smutku w oczach kogoś, kto nie potrafił jeszcze się sprzeciwić. To był rozsądny wybór. Musiała się zgodzić.
Była jego drugą żoną i drugą z kolei lokatorką małżeńskiej sypialni. W niektóre noce była przekonana, że słyszy zawodzenie poprzedniej pani domu, którą przedwcześnie zabrała (?). Jej duch włóczył się po korytarzach, strącając obrazy i podwijając tkane dywany, czasem tylko przystawał przy dziecięcej sypialni jej dwóch synów, nadal ledwie kilkuletnich, nadal przeżartych zębatą, dziecięcą żałobą. Konrad stale powtarzał, że poślubił ją, bo dom potrzebował kobiety tak samo jak on, a chłopcy potrzebowali matki. „Nigdy mnie nie pokochają," mówiła wtedy Aileen, „to za szybko, ona wciąż tu jest." . Mąż nigdy jej nie bił, rzadko krzyczał, lecz kiedy stawała się smutna, patrzył na nią tak, jakby dostrzegał w jej ładnej, młodej twarzy jakąś okropną brzydotę, której nie zauważył wcześniej.
Mijały miesiące, a ona zaczynała rozumieć, czym jest więzienie. Jej klatka była piękna, kuta na zamówienie, osadzona w złocie, w samym środku twardego jak skała dziedzictwa Bergdahlów, wśród koronkowych lasów i pól przypominających porozrzucane na ziemi jedwabne chusteczki. Całe piękno zaczęło butwieć. Znienawidziła te drzewa, te strumyki, te rozłożyste parki o barwie butelkowej zieleni — znienawidziła nieobecność miasta i głośnej wystawności swojej rodziny, którą teraz widywała coraz rzadziej. Bergdahlowie, podobnie jak jej klan, lubili rzeczy drogie i piękne, lecz w swoim bogactwie byli przebrzydłe zimni i surowi, chropowaci pod palcami jak oberwany fragment skały. Nie zważali na nią, a ona — po kilku nieudanych próbach buntu — przestała się uśmiechać.
Synowie Konrada wolę towarzystwo nianiek i nauczycielek niż jej. Spoglądali na nią z drugiego końca stołu, a ich szczenięce twarze traciły wszelkie oznaki niewinności. Nienawidzili jej tak samo jak ona nienawidziła tego miejsca, miejsca pełnego pustki i mężczyzn, wszystkich milczących i niechętnych. Kiedy zaszła w ciążę, marzyła o córce, zamiast tego jednak na świat przyszedł chłopiec o jej czarnych włosach i dzwonnych, niepasujących do siebie tęczówkach. „Ty nie będziesz trollem,” powtarzała, majacząc nad małą głową niemowlęcia, „ty będziesz diamentem."
II.
Przez kolejnych dwadzieścia kilka lat miałem stać się wieloma rzeczami (
Eufemia urodziła się dwa lata po mnie i była największym szczęściem Alieen, choć poród był trudny i odebrał jej szansę na trzecie dziecko. Mówiłem na nią Effy, czego rodzice nie znosili, lecz na co pozwalali mi wyłącznie przez wzgląd na to, że Effy kochała mnie bardziej niż kogokolwiek w naszym przeklętym zamku. Nigdy nie opuszczała mojego boku, a ja nigdy nie puszczałem jej ręki. Długie lata wydawało mi się, że mamy tylko siebie — my sami, nasza dwójka zamknięta w murach rodzinnej posiadłości, otoczona przez trolle i drzewa, dorastająca wśród ludzi, którzy nigdy w pełni nas nie rozumieli. Nasi bracia patrzyli na nas z góry, nasz surowy ojciec potrafił przywoływać jedynie reprymendy, a matka, choć kochająca, rzadko wychodziła ze swojej sypialni.