:: Midgard :: Forsteder :: Mieszkania :: Dom Państwa Hallström
Jadalnia
2 posters
Mistrz Gry
Jadalnia Czw 18 Sty - 21:30
Jadalnia
Przez dwuskrzydłowe drzwi salonu wejść można prosto do przestronnej, kwadratowej jadalni utrzymanej w podobnych, jasnych barwach. Pomieszczenie wydaje się cieplejsze dzięki dużemu kominkowi, w którym prawie bez przerwy ogień iskrzy się spokojnym płomieniem. Sercem pokoju jest długi, dębowy stół o błyszczącym, gładkim blacie i osiem krzeseł, które co tydzień przyjmują gości.
Bylgja Hallström
Re: Jadalnia Nie 21 Sty - 16:17
Bylgja HallströmWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Bergen, Norwegia
Wiek : 31 lat
Stan cywilny : zamężna
Status majątkowy : bogaty
Zawód : badaczka morskiej flory i fauny, wykładowczyni w instytucie, idealna córka, żona i matka
Wykształcenie : IV stopień wtajemniczenia
Totem : żmija zygzakowata
Atuty : lider (I), uczony (II)
07.05.2001
— O piątej trzydzieści kończą się zajęcia z teorii magii — głos Bylgji rozlewał się po polerowanej podłodze jadalni gładką falą, niczym spokojne, letnie morze. Stojąca w łuku wejściowym Sofia kiwnęła posłusznie jasnowłosą głową, jej okrągłe, dziewczęce oczy wbijały się ufnie w czubki butów, zupełnie jakby z całej siły pragnęła wierzyć w to, że utrzymają ją na twardej ziemi. — Powinien wrócić do domu przed szóstą, żeby mógł zdążyć zjeść kolację przed lekcją pianina i czytaniem Przepowiedni Wieszczki. Myślisz, że dasz radę to zrobić? — Dziewczyna przytaknęła cichym "Tak, Pani Hallström", chociaż obie wiedziały doskonale, że pani domu nie oczekuje odpowiedzi. Istniał tylko jeden dobry sposób odparcia tego pytania — należało zrobić to, co do niej należało. Bylgja raz jeszcze spojrzała na Sofię. Była za młoda, ledwie wyciągnięta z akademii, wzrok miała zbyt rozbiegany, ręce drżały jej, kiedy podawała herbatę. Zatrudnili ją nie dalej niż dwa tygodnie temu, a August już chciał ją odesłać z kwitkiem. Elsa była lepsza — narzekał nad śniadaniem, wbijając srebrną łyżeczkę w skorupkę jajka, jak zwykle obojętny wobec obcej kruchości. Miał rację, Sofia nie radziła sobie w ogóle, a jednak Bylgja nie była w stanie jeszcze jej zwolnić. Nie za jego rozkazem.
Odwróciła głowę, gdy dziewczyna pośpiesznym krokiem udała się do kuchni. Sterylny spokój domu zagłuszało jedynie szczękanie filiżanek i równy stukot obcasów przechadzającej się po nim gospodyni. Przywykła już do tej względnej pustki, wychowała się wszak w Twierdzy, lecz milczenie tego domu było inne. Gorsze. Czuła, jak ciąży jej na języku, jak wkrada się do jej wnętrza przez nozdrza niczym ciemna woda północnego morza. Topiła się w niej — w tej nieobecności, na którą zbyt szybko ją skazano. Nie czuła się samotna, lecz cisza rozsadzała jej głowę.
Dzwonek do drzwi zabrzmiał zbyt ostro w tej pustce. Słyszała, jak Sofia biegnie do drzwi, jak przesuwa zamek, jej uprzejmy, dziewczęcy głos, gdy odbierała od Ingvara płaszcz. Bylgja mimowolnie wyprostowała się i napinała jak struna, przystając przy dużym, prostokątnym lustrze. Jej odbicie sprawiało wrażenie niemal lodowego. Na tle białej kry, dwa migdały turkusowych oczu przypominały nieprzyjemnie zimne kryształy, malowane na czerwono usta natomiast plamę krwi, pozostałość jakiejś małej, zwierzęcej śmierci. Uniosła smukłą dłoń i przyłożyła ją do długiej szyi wystającą ponad jedwabny kołnierz bordowej koszuli. Zapomniała założyć perły matki, ostatnio nie mogła znieść chłodu, który biżuteria zostawiała na jej skórze.
— Spóźniłeś się! — skarciła brata, nim ten zdążył przekroczyć próg jadalni. Jej twarz szybko jednak straciła część swojej surowości, rozjaśniając się subtelnym, łagodnym uśmiechem. Widok młodszego brata wywoływał u niej coś na kształt wzruszenia, bez względu na rozmiar irytacji, która należeć się mogła jedynie starszym siostrom. — No już, siadaj, Sofia wstawi kawę — ponagliła, wskazując mu krzesło. Na stole leżało kilka poukładanych w równe piramidki książek oraz pusta, kryształowa popielniczka. Z gracją opadła naprzeciw niego i szybkim ruchem wsunęła między wargi odpalonego inkantacją, wąskiego papierosa, po czym przesunęła złote pudełko w kierunku Ingvara. — Powinieneś udać się do fryzjera. Jeszcze trochę i zaczniesz wyglądać niechlujnie. — Przesunęła uważnym spojrzeniem po twarzy brata. Był już dorosły, a ona nadal widziała w nim chłopca. Miał coraz ostrzejsze rysy, coraz bardziej podobne do ich ojca, lecz duże oczy pozostawały tak samo bystre i rozweselone. Zaciągnęła się papierosem, wypuszczając biały dym w przestrzeń między nimi. Przez kilka chwil milczenie płynęło swobodnie w pachnącym tytoniem i kwiatami powietrzu. — Rozmawiałam z matką — dodała w końcu, przerywając ciszę jednym cięciem. Jej głos brzmiał tak, jakby idea rozmowy z matką była wyjątkowo nieprzyjemnym sposobem spędzania czasu. — Ma całą listę żon dla ciebie i Björna.