Vermund Eriksen
2 posters
Vermund Eriksen
Vermund Eriksen Wto 12 Gru - 22:09
Vermund EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : oficer Wydziału Poszukiwań w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : pies
Atuty : zapalony (I), agresor (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Vermund Eriksen
Miejsce urodzenia
Tromsø, Norwegia
Data urodzenia
28.06.1970
Nazwisko matki
Rosenkrantz
Status majątkowy
zamożny
Stan cywilny
kawaler
Stopień wtajemniczenia
III
Zawód
oficer Wydziału Poszukiwań w Kruczej Straży
Totem
pies
Wizerunek
Anatol Modzelewski
Tromsø, Norwegia
Data urodzenia
28.06.1970
Nazwisko matki
Rosenkrantz
Status majątkowy
zamożny
Stan cywilny
kawaler
Stopień wtajemniczenia
III
Zawód
oficer Wydziału Poszukiwań w Kruczej Straży
Totem
pies
Wizerunek
Anatol Modzelewski
Wychodząc po raz pierwszy pod spojrzenie srebrnej, wezbranej w pełni źrenicy Mániego, nie wiedziałem, czym jest zwątpienie; miałem osiemnaście lat, ukończyłem miesiąc wcześniej naukę w akademii Odala, nie byłem już chłopcem (tak mi powiedziano, ojcowskie dłonie złożone mi na ramionach miały ciężar dumy), od małego przygotowywano mnie do tego momentu, mówiąc o nim jak o moim przeznaczeniu i jeśli srebro ciążyło mi wtedy w dłoniach, to nie ze strachu czy zawahania – ciążyło mi niecierpliwością, ciążyło historiami, które ojciec opowiadał mi w dzieciństwie; tamtej nocy pamiętałem je wszystkie. Opowiadał mi – zamiast bajek do snu – historię naszego rodu, opowiadał mi o Krwawym Toporze, który dał początek naszej linii, przelewając krew swojego ojca, o tej niezłomności i zdecydowaniu, jakie miało płynąć nam z nią w żyłach nieustępliwym, ambitnym nurtem, o zdolności podejmowania działań koniecznych i słusznych, niezależnie od tego, jak miał widzieć je świat. Opowiadał mi o wygnaniu znoszonym wytrwale, pomimo niesłuszności wyroku; opowiadał o bitwie, która napoiła grunt pod Brunanburg naszą krwią (zabierał mnie później w to miejsce wielokrotnie); opowiadał o synach Eryka, którzy po jego śmierci powrócili na ojczystą ziemię, by odzyskać to, co niesłusznie odebrano ich (naszemu) ojcu – nie z łapczywości, ale przez żądność sprawiedliwości; opowiadał o oddaniu rodzinie, szlachetnej wierności, dyscyplinie, jaką nosili w swoich piersiach, tętniącą jak wezbrane źródła, opowiadał o jedności, jaką byli, kiedy czynili zadość krzywdom wyrządzonym naszej rodzinie; opowiadał, w końcu, o naszej misji, o jasnowłosej dziewczynie, którą wieki temu rozszarpała pełnia, o włosach jak białe złoto operlonych burgundem i o synach Hedberga, pierwszego Łowcy, w których znaleźliśmy braci. Opowiadał mi o naszym rodzie nie tak, jak opowiadały o nim historyczne podręczniki – tych kategorycznie nie znosił; jedyną prawdziwą historią była ta przenizana nam przez duszę głosami ojców – a ja wrosłem, posłusznie, w przekonanie, że pełne są kłamstw, niedomówień i stronniczych przekonań, i że to, jeszcze raz, niesłuszny wyrok wygnania, wyrafinowany i podły. Wychodząc po raz pierwszy na polowanie – ja, młode włókno w ciasnym węźle Gleipniru, jak tego chciał mój ojciec – myślałem o tym wszystkim: myślałem o tym, że jestem tym wszystkim. Jestem srebrem przeciw potworności, jestem krwią przelaną w słusznej sprawie, jestem wytrwałością w wygnaniu, kwiatami złożonymi na ziemi skarmionej krwią pod Brunanburg, jestem dowodem wierności, który złoży w przyszłości swój dowód wierności – swojego syna – w podobnej, ostatecznej ofierze, jestem żądnością sprawiedliwości, jestem przyszłym głosem ojców. Powiedziano mi, że nie jestem dłużej chłopcem, a ja wierzyłem. Znałem tylko to, o czym opowiadał mi mój ojciec; byłem tylko tym, co znałem.
Nigdy nie opowiadał mi o takim strachu. Nigdy nie opowiadał mi, jak gorąca jest krew; jak zbiera się w dłoniach, sprawia, że srebro ślizga się w palcach i ciąży, ciąży inaczej, ciąży do ziemi, ciąży tak bardzo, że trudno podnieść znów rękę, trudno wzuć grot pod żuchwę potworności o ludzkim, trzeźwym spojrzeniu.
To było moje własne odkrycie; należało tylko do mnie, jak moja pierwsza miłość, jak moje dziecinne wiersze chowane na dnie szuflady, jak moja wina. To było miejsce, w którym zaczynałem się ja, w tym panicznym odurzeniu, w drżeniu dłoni, w mdłościach podchodzących do gardła.
Mówiłem sobie, że z tego wyrosnę; i – rzeczywiście – wyrosłem ze strachu, w każdym razie wystarczająco, by nie popełniać błędów i spoglądać ojcu w oczy bez obawy czy wahania, jak uczył mnie patrzeć w oczy niebezpieczeństwu. Zwątpienie jednak, bardziej podstępne, wpuściło we mnie swoje korzenie. Potrafiłem je ukrywać – jeszcze przez dwa lata, dwadzieścia cztery pełnie – przed innymi, ale nie potrafiłem ukryć go przed sobą: tej ciężkości, jaka dopadała mnie później, kiedy zmywałem z dłoni krew i przecierałem srebro. Gdzieś w tych pierwszych miesiącach popełniłem swoje drugie własne odkrycie; były to krwiste, zdziczałe oczy, oczy zwierzęcia, oczy ślepe od animalistycznego amoku, pozbawione trzeźwości. Nauczyłem się tej nocy czegoś, czego nie powiedziano mi wcześniej (być może ojciec wyczuwał we mnie zawiązek wątpliwości, zanim ja go dostrzegłem): potwory nigdy nie uciekały, w szale szarżowały choćby wprost na srebrny grot, zawieszając się na nim ciężarem własnej wściekłości i, przede wszystkim, skamlały tylko przed śmiercią.
Moje drugie odkrycie doprowadziło mnie do dziecinnego płaczu, chociaż od dawna nie byłem już chłopcem: warg, któremu wzułem srebro pod żuchwę podczas pierwszego polowania, nie był zwierzęciem. Wydaje mi się, że wtedy po raz pierwszy wiedziałem – czułem – że nie ma już odwrotu, moja dusza zaczęła się we mnie rozkładać, a ja byłem przerażony, bo wydawało mi się, że rozkłada się tak, jak rozkładać może się przejrzały owoc, tymczasem – to zrozumiałem później – rozkładała się jak kwiat.
Później, w kolejnych miesiącach, w których próbowałem zwalczyć zwątpienie, zrobiłem to jeszcze trzy razy – nie pozwoliłem im uciec. Mówiłem, że wyrosłem ze strachu, ale nie jest to zupełnie prawda: bałem się, zawsze, zawieść mojego ojca. Boję się tego jeszcze dzisiaj. Wydaje mi się, że takie jest nasze przekleństwo, nas – synów; może to samo przywiodło synów Eryka do rzucenia swoich żyć na pole bitwy za rzecz straconą, ta nieszczęsna, zbrukana duma ich ojca.
Spierałem się ze sobą przez dwanaście pełni; w trzynastym miesiącu, dzień przed polowaniem – możesz to zapewne sprawdzić jeszcze w rejestrze, pamiętam, jak bałem się, że w jakiś sposób mój ojciec wyczuje tę zdradę i znajdzie moje imię obok tych tytułów – wypożyczyłem w Wielkiej Bibliotece siedem podręczników historycznych, w których pojawiało się nasze nazwisko. Przeczytałem je wszystkie, czytałem je nocami, historie inne, te pełne rzekomo kłamstwa i niesprawiedliwych oskarżeń. Było w nich zapisane: Eryk był ojcobójcą. Wygnał go udręczony jego władzą lud. Jego synowie napadli na spokojne wioski, zagrabiali zamieszkałe ziemie, przelewając krew niewinną. Ród wielokrotnie zmieniał poglądy, strony i sojuszników; zdolność dostosowania się miała w nich rys wyrachowanej przekupności.
Parę miesięcy później, w 1990 roku, rozpocząłem studia na kierunku bezpieczeństwa wewnętrznego w Instytucie Tiwaz; powiedziałem sobie, że spróbuję jeszcze do końca roku: jeśli moje sumienie nie stanie się lżejsze, nie wezmę więcej w dłoń srebra. Dotrzymałem danego sobie słowa; ku niezadowoleniu ojca. Nigdy więcej nie zabrał mnie pod Brunanburg, choć jeździ tam, wciąż, co roku.
Po studiach planowałem – podobnie do wielu moich krewnych – przywdziać kruczy mundur. Wiedziałem, że nie odnajdę się w spokojnej pracy; byłem młody, od małego uczony dyscypliny i czujności, swojego przeznaczenia do rzeczy trudnych. Przez okres studiów próbowałem skosztować życia zwykłego, zwyczajnej, spokojniejszej pracy, krótki czas między zajęciami uczyłem młodych ludzi łucznictwa, ale widok naciąganej przez nich cięciwy, skupionego wzroku, napinających się, wraz z żyłką, ramion, sprawiał mi niezrozumiałą przykrość; trawił mnie żal za to, do czego mnie wychowywano, czasami gniew, bo zwyczajne życie mnie męczyło i obwiniałem za to moje wychowanie. Nie potrafiłem znaleźć się między ludźmi, między moimi rówieśnikami, dalece bardziej ode mnie swobodnymi i radosnymi, między rutyną zajęć i życia domowego, w którym starałem się poznać bliżej matkę i jej ród, jej zupełnie inne, obce życie pędzone obok nieobecnego męża; nie wiedziałem, co ze sobą począć, kiedy brakowało mi zajęcia, a brakowało mi go często, bo do nauki podchodziłem z tą samą dyscypliną, którą zaszczepiono we mnie w Samotnej wieży.
Mówiłem wcześniej, że oduczyłem się strachu, ale kłamałem: wydaje mi się, że bałem się wtedy wszystkiego – tego spokojnego życia, zwyczajnych obowiązków, ludzi, od których czułem się dojrzalszy, a jednocześnie pozostawiony przez nich daleko w tyle, jak gdybym żył gdzieś obok nich, wiecznie spóźniony, choć zawsze stawiałem się przed czasem.
Chyba przez ten strach, bardziej niż z poczucia odpowiedzialności czy mistycznego powołania, po studiach wygnałem się na służbę do Fortu Nordkinn – to była przede wszystkim dezercja, choć znajdowałem dla niej dumne usprawiedliwienia; dezerterowałem w środowisko, w którym czułem się bardziej na miejscu – wśród ludzi napiętych dyscypliną jak naciągnięte cięciwy, bezpośrednich i, czasem, zgorzkniałych, a przede wszystkim, często, odizolowanych.
I w tym miejscu, paradoksalnie, znalazłem spokój i normalność. A potem – to było już pięć lat służby – odkryłem coś więcej; odkryłem przyjemność dzielenia z kimś krótkiego przystanku na warcie, przyjemność dzielenia się papierosem, ciepłą herbatą z termosu, rozmową o pogodzie za zakratowanym oknem, pomarańczą wniesioną pod klapą munduru, książką, której nie było w zbiorze dostępnym więźniom, trzema linijkami wiersza, które krążyły mi po myśli od przeszłego wieczora; odkryłem życzliwość, inną niż znałem do tej pory, życzliwość na przekór zasadom, życzliwość trochę buntowniczą, życzliwość wobec cudzego zagubienia, bo sam zagubienie znałem dobrze – i jego samotność.
Ta życzliwość, oczywiście, nie mogła przejść niezauważona; byłem jednak z nią zbyt egoistyczny, by zauważyć, jak zwracała wrogie spojrzenia pozostałych więźniów, wyginała usta złośliwością. Więc kiedy doszło do tragedii – widziałem, jak w młodym chłopaku, osaczonym na spacerniaku, rozbudza się zwierzęca wściekłość, znałem przecież to spojrzenie, gasiłem je wielokrotnie, bez wyrzutów sumienia, bo przecież były to tylko zwierzęta – wiedziałem też, że była to moja wina. Popełniłem kolejne odkrycie: życzliwość i dyscyplina to pojęcia czasem przeciwstawne. Nie powinienem był wchodzić pomiędzy tych ludzi ani sądzić, że mogę uspokoić berserkera jak cyrkowe zwierzę; ta naiwność była moją winą i kiedy obudziłem się, dwa dni później, w szpitalu, trwale okaleczony (przedramię było zmiażdżone, nie dało się go odratować), nie obwiniałem nikogo prócz siebie. Nie żałowałem nigdy życzliwości; nie żałowałem, że sądziłem, że mogę rozwiązać sytuację inaczej niż uczono mnie od dziecka; żałowałem swojej pochopności i tego, że ryzykowałem nie tylko swoim życiem, ale też życiem tego człowieka, przez tę nową słabość, której nie postawiłem zdyscyplinowanych granic.
Tamtego dnia przyszedł do mnie dowódca sektora. Nie zdjął munduru – rzadko zdejmowaliśmy go nawet poza pracą – a w dłoni trzymał mały dyktafon, który włączył chwilę po uprzejmych grzecznościach i wyjaśnieniach (chłopakowi przedłużano wyrok; potrzebujemy twojego zeznania).
Nie wniosę oskarżenia, oznajmiłem. Nacisnął przycisk, czerwona lampka na urządzeniu w jego dłoni zgasła. Poprosiłem, żeby włączył nagrywanie; nie zmienię decyzji. Czekałem, wytrwale, aż światełko zapali się znowu, choć długo próbował wyperswadować mi ten pomysł, przetrzymując mnie w ciężkich pauzach pomiędzy oporną rozmową. Napaści na strażnika więziennego nie powinno się pobłażać, mówił. Straciłeś trwale pełną sprawność, mówił. To nic nie da, będzie sądzony niezależnie, sprawa jest już właściwie zamknięta; zaszkodzisz tylko sobie.
W końcu posłuchał; światełko rozbłysnęło mu pod palcem.
Powiedziałem, jeszcze raz, że nie wniosę oskarżenia. Wypadek, jaki miał miejsce przed dwoma dniami, był wynikiem przede wszystkim mojego błędu. Dokonałem błędnej oceny sytuacji i zastosowałem niewspółmierne metody prewencji (mówiłem jakbym recytował wyuczony scenariusz, starając się mówić tak, jak lubili zawsze: konkretnie, zwięźle, prosto). Nie powinienem był nigdy ryzykować w ten sposób, dopuściłem się niesubordynacji wobec podstawowych zasad. Kiedy dobiegłem do więźniów, Ešenvalds– więzień Ešenvalds – ten młody berserker – był już prawie nieprzytomny, zatrzymanie sprowokowanej przez drugiego więźnia przemiany było niemożliwe. (Nie była to prawda, odpowiadał mi jeszcze, kiedy do niego dobiegłem, mamrotliwie, z perłami potu na skroniach, odsuń się, odsuń się, odsuń się). W związku z tym nie wniosę oskarżenia. (Zawahałem się, ta pauza zaskoczyła nas obu). Chciałbym, co więcej, zaapelować o uniewinnienie lub załagodzenie przewidywanego wyroku. Chłopak jest młody i nie panuje nad swoimi zdolnościami, i trafił do miejsca, w którym nie ma ku temu sposobności. Nie trzeba spoglądać w akta, żeby wiedzieć, że nieomal żaden z więźniów o podobnej naturze nigdy nie wychodzi na wolność, z pewnością żaden tak młody, że kiedy raz trafiają do fortu, spędzają w nim resztę życia. To środowisko jest dla nich zamkniętym kołem; nie mają przeciw niemu szansy. Chłopak jest jeszcze młody i dawał sobie radę, do tej pory, mimo że wszystko w tym miejscu jest uwarunkowane przeciwko niemu. Nie wniosę oskarżenia i proszę o rozważenie załagodzenia wyroku. I proszę pana, oficerze Hovden – zwróciłem się tym razem do siedzącego przy szpitalnym łóżku oficera, wyraźnie niepewnego, co z moim oświadczeniem zrobić – by dał mu pan...
Wystarczy, uciął gorzko, światełko zgasło. Na twoim miejscu, Morwa, klepałbym mniej jadaczką, zanim ściągniesz na siebie kłopoty.
Nie powiedział przed wyjściem nic więcej. Ale miałem nadzieję; zwracał się do mnie w ten sposób (Morwa ciągnęło się za mną od Gleipniru; wołaliśmy na siebie po pseudonimach zawsze, kiedy wsuwaliśmy na twarz łowieckie chusty) tylko wtedy, kiedy topniało mu zgorzkniałe serce.
Nie wróciłem do służby więziennej; wciąż nie przywykłem jeszcze zupełnie do mojej nowej, kalekiej rzeczywistości – próbuję, znowu, tego spokojniejszego życia, z niemniejszym strachem, ale większą determinacją i butną, na przekór, życzliwością. Wydział Poszukiwań miał być pewnym kompromisem między przeszłością a dzisiaj; statecznym środkiem między tym, czego mnie nauczono i tym, kim jestem.
Vermund Eriksen
Re: Vermund Eriksen Wto 12 Gru - 22:10
Vermund EriksenWidzący
Gif :
Grupa : widzący
Miejsce urodzenia : Tromsø, Norwegia
Wiek : 30 lat
Stan cywilny : kawaler
Status majątkowy : zamożny
Zawód : oficer Wydziału Poszukiwań w Kruczej Straży
Wykształcenie : III stopień wtajemniczenia
Totem : pies
Atuty : zapalony (I), agresor (II)
Statystyki : alchemia: 5 / magia użytkowa: 25 / magia lecznicza: 10 / magia natury: 5 / magia runiczna: 5 / magia zakazana: 0 / magia przemiany: 5 / magia twórcza: 5 / sprawność fizyczna: 15 / charyzma: 15 / wiedza ogólna: 10
Karta rozwoju
Informacje ogólne
Wzrost
184
Waga
78
Kolor oczu
zielony
Kolor włosów
ciemny blond
Znaki szczególne
brak prawej ręki od wysokości łokcia; nos po konfrontacji z pięścią; blizny po przeszłych potyczkach – te zwłaszcza zauważalne: tuż za uchem sięgająca karku, tworząc podłużne przerzedzenie we włosach, druga przeciągnięta przez żebra, trzecia, nierówna, na lewym przedramieniu;
Genetyka
brak
Umiejętność
brak
Stan zdrowia
trwałe kalectwo, zdarzające się czasem fantomowe bóle; poza tym zdrowy
184
Waga
78
Kolor oczu
zielony
Kolor włosów
ciemny blond
Znaki szczególne
brak prawej ręki od wysokości łokcia; nos po konfrontacji z pięścią; blizny po przeszłych potyczkach – te zwłaszcza zauważalne: tuż za uchem sięgająca karku, tworząc podłużne przerzedzenie we włosach, druga przeciągnięta przez żebra, trzecia, nierówna, na lewym przedramieniu;
Genetyka
brak
Umiejętność
brak
Stan zdrowia
trwałe kalectwo, zdarzające się czasem fantomowe bóle; poza tym zdrowy
Statystyki
Wiedza o śniących
I
Reputacja
30
Rozpoznawalność
35
Stronnictwo
9
Alchemia
5
Magia użytkowa
25
Magia lecznicza
10
Magia natury
5
Magia runiczna
5
Magia zakazana
0
Magia przemiany
5
Magia twórcza
5
Sprawność fizyczna
15
Charyzma
15
Wiedza ogólna
10
I
Reputacja
30
Rozpoznawalność
35
Stronnictwo
9
Alchemia
5
Magia użytkowa
25
Magia lecznicza
10
Magia natury
5
Magia runiczna
5
Magia zakazana
0
Magia przemiany
5
Magia twórcza
5
Sprawność fizyczna
15
Charyzma
15
Wiedza ogólna
10
Atuty
Zapalony (I)
+2 do rzutu na charyzmę i +2 na sprawność fizyczną.
Agresor (II)
+7 do rzutu kością na dowolne zaklęcia ofensywne.
Atut (specjalny)
-
+2 do rzutu na charyzmę i +2 na sprawność fizyczną.
Agresor (II)
+7 do rzutu kością na dowolne zaklęcia ofensywne.
Atut (specjalny)
-
Ekwipunek
Rękawica ze skóry berchta
raz na fabularny miesiąc, podczas rzucania dowolnego, zapewnia stuprocentową celność, ponadto gwarantuje stały bonus +2 do sprawności fizycznej
Pies
wyżeł niemiecki
Pierścień łowcy (2 szt.)
pozwala błyskawicznie zidentyfikować galdra jako członka Gleipniru. Posiada magiczną właściwość polegającą na wydzielaniu ciepła, jeśli w promieniu kilometra znajduje się przemieniony warg lub zmora. Pierścień zapewnia +3 do rzutów na tropienie wargów i zmor.
Eliksir znieczulający
nakładany miejscowo jako balsam powoduje wówczas całkowity, choć powierzchowny zanik czucia, natomiast wdychany w formie aerozolu skutkuje blokadą nerwów obwodowych, na skutek czego pacjent często czuje się, jakby zapadał w śpiączkę.
Srebrny puchar
powierzchnia naczynia pęka ostrzegawczo, gdy zostanie do niego wlana trucizna (1 użycie).
raz na fabularny miesiąc, podczas rzucania dowolnego, zapewnia stuprocentową celność, ponadto gwarantuje stały bonus +2 do sprawności fizycznej
Pies
wyżeł niemiecki
Pierścień łowcy (2 szt.)
pozwala błyskawicznie zidentyfikować galdra jako członka Gleipniru. Posiada magiczną właściwość polegającą na wydzielaniu ciepła, jeśli w promieniu kilometra znajduje się przemieniony warg lub zmora. Pierścień zapewnia +3 do rzutów na tropienie wargów i zmor.
Eliksir znieczulający
nakładany miejscowo jako balsam powoduje wówczas całkowity, choć powierzchowny zanik czucia, natomiast wdychany w formie aerozolu skutkuje blokadą nerwów obwodowych, na skutek czego pacjent często czuje się, jakby zapadał w śpiączkę.
Srebrny puchar
powierzchnia naczynia pęka ostrzegawczo, gdy zostanie do niego wlana trucizna (1 użycie).
Aktualizacje
16.12.2023
zakup psa, pierścienia łowcy (2 sztuki) i eliksiru znieczulającego
30.12.2024
uzyskanie +1 punktu stronnictwa
05.02.2024
wylosowanie srebrnego pucharu
zakup psa, pierścienia łowcy (2 sztuki) i eliksiru znieczulającego
30.12.2024
uzyskanie +1 punktu stronnictwa
05.02.2024
wylosowanie srebrnego pucharu
Mistrz Gry
Re: Vermund Eriksen Pią 15 Gru - 21:19
Karta zaakceptowana
Rodzinne nazwisko wyznaczyło Ci w życiu udeptaną ścieżkę, a Ty podążałeś nią, nie pytając, czy jest właściwa – nie jesteś jednak łowcą, przede wszystkim nie jesteś jednak swoim ojcem. Eryk był zabójcą, a Ty nigdy nie narodziłeś się po to, aby wzuwać srebro pod miękką tkankę i sprzeciwiać się zwierzęcym szczękom – stałeś się życzliwym człowiekiem, nawet jeśli życzliwość zawsze szła u Ciebie w ramię z dyscypliną. Byłeś chłopcem, kiedy posłano Cię do Gleipniru – dzisiaj jesteś dojrzały, powinieneś wiedzieć, że nie da się wyrosnąć ze swojego strachu.
Potrzeba czasu, aby przyzwyczaić się do utraty – zwłaszcza, jeśli to, co straciłeś, przez wiele lat było Twoją nieodłączną częścią. Nie ma jednak takiej rzeczy, której magia nie zdołałaby przezwyciężyć. Na początek rozgrywki w prezencie od Mistrza Gry dostajesz rękawiczkę ze skóry berchta – jest ona nie tylko niezwykle ciepła, ale raz na fabularny miesiąc pozwala Ci na rzucenie dowolnego zaklęcia ze stuprocentową celnością. Dodatkowo, kiedy nosisz ją na co dzień, dodaje Ci siły w lewej ręce, zapewniając stały bonus +2 do sprawności fizycznej.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz pierwsze punkty doświadczenia na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie należy obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową, za co przysługują ci kolejne punkty, po które możesz zgłosić się w aktualizacji rozwoju postaci. Prosimy także o wpisanie się do spisu absolwentów, jak i instytucji i profesji w celu uzupełnienia dodatkowych informacji o postaci. Powodzenia na fabule!
Prezent
Potrzeba czasu, aby przyzwyczaić się do utraty – zwłaszcza, jeśli to, co straciłeś, przez wiele lat było Twoją nieodłączną częścią. Nie ma jednak takiej rzeczy, której magia nie zdołałaby przezwyciężyć. Na początek rozgrywki w prezencie od Mistrza Gry dostajesz rękawiczkę ze skóry berchta – jest ona nie tylko niezwykle ciepła, ale raz na fabularny miesiąc pozwala Ci na rzucenie dowolnego zaklęcia ze stuprocentową celnością. Dodatkowo, kiedy nosisz ją na co dzień, dodaje Ci siły w lewej ręce, zapewniając stały bonus +2 do sprawności fizycznej.
Podsumowanie
Punkty doświadczenia na start
700 PD (karta postaci)
Osoba sprawdzająca
Jāzeps Ešenvalds
700 PD (karta postaci)
Osoba sprawdzająca
Jāzeps Ešenvalds
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz pierwsze punkty doświadczenia na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie należy obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową, za co przysługują ci kolejne punkty, po które możesz zgłosić się w aktualizacji rozwoju postaci. Prosimy także o wpisanie się do spisu absolwentów, jak i instytucji i profesji w celu uzupełnienia dodatkowych informacji o postaci. Powodzenia na fabule!