Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Księgarnia Brunholma

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Księgarnia Brunholma
    Powszechnie powtarzane złośliwości, że do sklepu Brunholma należy wybierać się z kompasem i zapasem prowiantu są jedynie w części kąśliwymi żartami – nie bez powodu po przekroczeniu progu księgarni natknąć się można na dwa leniwe bloodhoundy noszące kamizelki z poręcznymi uchwytami na grzbietach, choć podobno od ponad dwóch lat szczęśliwie nikt nie zaginął między nieskończoną gęstwiną książek. Mówi się, że jeśli dotrzesz do miejsca, gdzie nie ma dłużej regałów, a książki układane są jedna na drugiej w sterty pod sufit albo – co gorsza – wyglądają jak sprzed wieku, powinieneś zawrócić lub głośno zagwizdać i nie zapuszczać się dalej. Nikt właściwie nie jest pewien, gdzie się księgarnia kończy, a samego Brunholma znaleźć można po włóczce, którą rozwija za sobą zawsze, kiedy zapuszcza się w ciasne alejki między książkami, choć również nie odchodzi on daleko. Księgarnia Brunholmów nie zawsze taka była – kiedy otwierali ją pradziadkowie obecnego właściciela, był to maleńki sklepik wciśnięty pomiędzy kamienice i wciąż, kiedy wchodzi się do środka, sklepik sprawia zdradliwe wrażenie małego. Wszystko zmieniło się jednak, kiedy siostra babki Brunholma, chorująca na aberrację magiczną, doświadczyła napadu między regałami – zanim ją odnaleziono, zemdlałą i odwodnioną, rozszalała magia na zawsze odmieniła wnętrze księgarni, powiększając je i wypełniając niepoliczoną do dziś ilością zduplikowanych książek, które w najdalszych miejscach prawdopodobnie wciąż leżą w rozpadających się, nieułożonych stertach. Obecnie nikt się tam nie zapuszcza, a ci, którzy próbowali w przeszłości i nie zaginęli, twierdzili, że magia wpłynęła również w dziwny sposób na przestrzeń, sprawiając, że alejki zapętlają się w nieprzewidywalny, dezorientujący sposób, tworząc labirynt pozornie bez wyjścia. Dzisiaj użytkowana część sklepu odgrodzona jest furtkami od dalszych korytarzy, jednak podejrzewa się, że wciąż istnieje ryzyko natknięcia się na nieodkryte wcześniej przejścia.
    Ślepcy
    Kåre Jötnarsen
    Kåre Jötnarsen
    https://midgard.forumpolish.com/t3619-kare-jotnarsen#36546https://midgard.forumpolish.com/t3652-kare-jotnarsen#36975https://midgard.forumpolish.com/t3653-faen#36979https://midgard.forumpolish.com/


    10.06.2001

    Niebo było wilgotne i szare jak brzuch pstrąga, a on nieustannie spodziewał się, że ktoś rozetnie je kuchennym nożem i odsłoni czerwone wnętrzności – pamiętał, w jaki sposób dłonie ojca zaciskały się na rękojeści, jak ostrze zagłębiało się pomiędzy miękkie tkanki, lecz nie pozostawiało rys na lepkich, pąsowych narządach, otwierając jedynie wierzchnią warstwę, która rozkładała się niczym płatki kwiatu, okazujące słupek pełen apetycznego nektaru. Czasem, kiedy gniew Vegara stawał się intensywniejszy, niż wypełniający rezydencję zapach krwi, śniło mu się, że ojciec pochylał się nad jego łóżkiem z rzeźnickim nożem, a on krzyczał, lecz nie mógł się poruszyć, bo jego ciało było nieruchome i bezwładne, jedynie otwarte, rybie oko śledziło trajektorię rzezaka, który kreślił na jego piersi czerwony ypsilon i rozkładał powłoki zwiotczałej tkanki, aby obnażyć mostek i żebra, oddzielić mięśnie od ścięgien, wyjąć długie, pożółkłe kości i łyżką wyciągnąć z nich gąbczasty szpik – budził się z koszmarów z czołem mokrym od potu i skórą podrażnioną przez czarne pióra, których nagły wzrost tworzył wzdłuż kręgosłupa gęste pterylium i pokrywał policzki obfitym pierzem; z kolanami podciągniętymi pod brodę przypominał pisklę jednego z wielkich, drapieżnych ptaków, które żyły w zaułkach skalistych fiordów, nawet kiedy się bał, miał bowiem czujne, lśniące oczy stworzenia o ostrych pazurach i zakrzywionym dziobie. Matka zanurzała go w wannie i tarła pemzą po plecach, aż skórę miał całkiem odartą i zapłonioną, a ciemne pióra zbierały się w odpływie, zatykając przepust – musimy doprowadzić cię do porządku, mówiła, odkręcona woda przechodziła tymczasem we wrzątek, osnuwając łazienkę gęstą, białą parą, zanim tata zobaczy, tłumaczyła, czekając aż pokiwa głową, choć zazwyczaj tego nie robił, więc tylko pocierała jego ramiona coraz mocniej, drugą dłonią gładząc pokraśniały kark. Teraz, kiedy niebo puchło mu nad głową, a deszcz wsiąkał za kołnierz płaszcza, sunąc mokrymi palcami po szyi w poszukiwaniu suchej skóry, myśl o matce wydawała mu się odpychająca, pękająca pomiędzy zębami jak fragment czarnego pieprzu – nie przypominał już chłopca wychowanego w Bastionie, z jego oczu zniknęła prośba, a dłonie, choć ukryte pod materiałem rękawic, zawsze miał stateczne i mocne, siłą oduczone od drżenia, zupełnie jakby nazwisko, które odebrał mu ojciec, było gruzłem uwierającym płytko pod jego skórą, a gdy zniknęło, jego serce zaczęło uderzać mocniej o ściany żeber. Powtarzał sobie, że był wolny, mógł robić wszystko, czego pragnął – a pragnął znaleźć kobietę, która mu uciekła.
    Synne pojawiała się w Przesmyku coraz rzadziej, choć czasem wciąż wydawało mu się, że czuł obejmujący ją zapach morza, drażniący i słony, jakby zanurzył się pod wodę w chwili, gdy przy brzegu zbierał się kurz morskiej piany – miała szczupłe, zręczne dłonie, w których karty zachowywały się jak żywe stworzenia i oczy w barwie zieleni, zbierającej się na plaży podczas letnich przypływów, a on często przyłapywał się na tym, że pragnął, aby na niego patrzyła; rozumiał, dlaczego podobała się Vermundowi – jego brat zawsze kochał istoty, które potrafiły patrzeć na niego z oddaniem, zaciskał dłonie na psich obrożach i uczył je stać tak blisko, że pyskiem dotykały skóry po zewnętrznej stronie jego uda, pragnął czegoś, co mógł okiełznać i wytresować, miękkiego serca i smukłej szyi, na której rzemień leżał równie dobrze, co perłowa kolia. Widział, jak zaciskał palce na jej dłoni, jak odchylał lekko głowę, jak ona uśmiechała się do niego zbyt życzliwie, aby grymas został podyktowany aurą i czuł, jak zwierzę, skryte na samym dnie jego żołądka, zaczynało poruszać się i ujadać, zaciskać zęby na miękkiej tkance i szarpać za nią jak za fragment luźnego rękawa – zastanawiał się, czy zanim ją pocałował, opowiedziała mu o zaklęciach, które wypowiadała pod jego nieobecność, czy czuł na jej wargach smak zepsucia i degradacji, czy wiedział, co robiła z dłońmi i co robiła z ustami, czy pytał ją, gdzie była, dlaczego spod jaśminowych perfum przezierał się zapach dymu i wetywerii; bardziej niż podejrzenie, że Vermund nie był świadomy jej życia, drażniła go jednak myśl, że widział dokładnie, czym się zajmowała i kochał ją mimo to – wyobrażał sobie, że Synne zwierzała mu się ze swojej przeszłości, a jego oczy pozostawały jasne i czyste, aż jednocześnie czuł, jak gniew zwiera się mocniej na jego sercu, jakby był tam od dawna, a teraz jedynie zacieśniał więzy.
    Nie musiał czekać, zanim wszedł za nią do wnętrza księgarni – sklep Brunholma zawsze przypominał mu norweskie fiordy, splątane i nieforemne, pełne wąskich zaułków, wgłębień i kluz, w których woda grzęzła jak w labiryncie; książki piętrzyły się wzdłuż drewnianych regałów, które sprawiały wrażenie zgarbionych pod niskim, tynkowanym sufitem, pośpiesznie wyminął jednak główny korytarz, gdzie oprawione grzbiety, z błękitnych, czerwonych i złotych, stawały się czarne lub szare, jak gdyby czytelnia rozszerzała się na podobieństwo skalnej jaskini, coraz ciemniejszej i węższej, im dalej szedł – kiedy przechodził przez przesmyk pomiędzy szafami, schował do kieszeni mały, oprawiony w płótno wolumin, choć nawet nie spojrzał na tytuł, nie miało to żadnego znaczenia.
    Zniknęłaś – odparł, gdy tylko cudze głosy wygłuszyły się w głębi sklepu; kobieta stała odwrócona tyłem, a on obserwował, jak jej wzrok powoli ześlizgiwał się ze skórzanych okładek, aby zatrzymać się na jego twarzy. – Zamierzałem zaczekać, aż wasze zauroczenie wypali się samo. Na szczęście, o ile wiem, odrobina ciekawości może zabić kota, ale nie mnie. – uśmiechnął się szorstko, prawie złośliwie, a jego oczy stały się wąskie i błyszczące jak u drapieżnika. – Co przede mną ukrywasz?



    shadows tangle like a vine
    crawling up the posts within our shrine

    you look so good there on your knees
    such a good girl, knows how to please
    look at me, look me in the еyes, forget yourself surrender your mind

    Widzący
    Synne Mikkelsen
    Synne Mikkelsen
    https://midgard.forumpolish.com/t3630-synne-mikkelsen-budowa#366https://midgard.forumpolish.com/t3637-synne-mikkelsen#36786https://midgard.forumpolish.com/t3636-magister-magicus#36785https://midgard.forumpolish.com/f118-synne-mikkelsen


    Od wizyty Vermunda w Valravnie minął już prawie miesiąc. Miesiąc pełen powracającej przeszłości, niepotrzebnych wspomnień i gryzących wyrzutów sumienia, których nie potrafiła utopić w najsłodszych drinkach, najmilszym towarzystwie czy prostej, choć absurdalnie ciążącej ciszy rozlewającej się po kątach mieszkania. Starannie budowany święty spokój rozsypał się jak domek z kart, dobitnie udowadniając jej, że cokolwiek sobie uroiła – wcale nie wykroiła z serca słabości do jego łagodnej dłoni i oczu mieniących się czułą zielenią.
    Miasto żyło czerwcowym półsnem, a ulice zalewało mdłe światło niezachodzącego słońca; przy obecnej aurze nawet morze wydawało jej się rozbite, rytm fal złamany, a przypływ niepewny. To ostatnie szczególnie ją drażniło, jakby wizja cofniętej wody i łysego brzegu odsłaniającego sekrety płycizny była czymś obrazoburczym i niewłaściwym. Niekończący się związek morza i grawitacji miał się jednak dobrze, był przypływ i był odpływ, była wysoka i niska fala. Nie było tylko spokoju, który wlewał się w jej ciało po każdej wyprawie w foczej skórze. Były za to kryształki soli osadzające się na włosach i futrze, były podrażnione oczy i nos, była zatarta granica pomiędzy dniem a nocą, tym co realne, a tym, co wyśniła na skalnej półce podmywanej przez morze.
    Gdy dwa dni temu wynurzyła się z fal i stanęła na miękkich nogach, zdała sobie sprawę z trawiącego ją głodu; ten jednak nie sprowadzał się do rzeczy przyziemnych, nie chodziło o pokarm, a o głód bliskości, osobliwe mrowienie rozpływające się pod skórą, które zgasić mógł tylko dotyk cudzej dłoni. Chęć zajrzenia w obce oczy nasiliła się, podobnie jak wyraźny kaprys, by sprawdzić ile czasu zajmie jej nagięcie kogoś do łuku własnej woli. Rozkochana we własnej naturze, ponownie pojawiła się w znanym i nieznanym towarzystwie, roztaczając wokół łagodny zapach morza przełamany osobliwą nutą konwalii; bawiła się, kusiła i dokazywała, korzystając z podsuwanych jej przez los okazji bez odrobiny żalu. Do mieszkania wracała boso, tylko częściowo trzeźwa i przytomna, filigranowe szpilki trzymając w jednej ręce, za sobą zostawiając jedynie wspomnienie ciepła jej ciała i zapachu perfum.
    W okolicy księgarni znalazła się przypadkiem, wciąż nie do końca oprzytomniała po ostatniej zabawie. Nogi niosły ją gdzieś przed siebie, w smugi wspomnień i z dawna nieodwiedzonych miejsc, zmęczone oczy badały bryły budynków z uwagą kogoś, kto usiłuje sobie przypomnieć o czymś bardzo ważnym, ale myśl nieustannie prześlizguje się przez zwężenie w pamięci i rozmywa się, nim zdąży przyjąć konkretny kształt. Czy to tutaj szukała starszych wydań magicznych kodeksów? Czy to tutaj znalazła tamtą zakazaną księgę?… Nie pamiętała. Dziś wydawało jej się, że nie pamięta o niczym i o nikim.
    Gdy przystanęła przy jednym z przeciążonych regałów, okazało się, że kolejne wspomnienie ożyło, przybrało kształt i wyrosło tuż za nią. Kåre niezmiennie kojarzył jej się z gęstym dymem nielegalnej palarni opium; duszącym i niebezpiecznym, niosącym za sobą ryzyko uzależnienia. Miał w sobie coś z toksycznego gada, grzechoczącej w trawie żmii, a Synne zastanawiała się czasem, czy otrułaby się, gdyby dotknęła wargami jego skóry. Zastanawiało ją także to, czy po uderzeniu w twarz srebrne pierścionki pozostawiłyby jej ciemnoczerwonego siniaka podchodzącego krwią, czy raczej rozcięły skórę, pozostawiając brzydkie szramy.
    Wystawiłeś mnie – odparowała natychmiast, obdarzając go leniwym spojrzeniem. Ze zmrużonymi oczami i paskudnym uśmiechem przypominał wprawionego w łowach drapieżnika, kogoś, kogo powinna się wystrzegać albo nawet bać. Na przekór temu przekonaniu przysunęła się do niego o krok, złapała to spojrzenie, jakby rzucała mu wyzwanie.
    A skąd wiesz, że się wypaliło? – odbiła aksamitnie i doskonale niewinnie. Zaprzeczyłaby dowolnemu stwierdzeniu rzuconemu przez Kåre, byleby tylko zaprzeczyć i zrobić mu na złość. – Śledzisz mnie? A może jego? – Przechyliła głowę, zmierzyła go uważnym spojrzeniem. O co mu chodziło? Sam przecież zniknął bez słowa, to przez niego wtedy trafiła na ulicę i tym samym, również przez niego, trafiła do Vermunda. – Czy jesteś po prostu pospolicie zazdrosny?
    Kolejne pytanie przecięło powietrze jak bicz; równie natrętne i równie bolesne. Co przede mną ukrywasz? Synne parsknęła ponuro, nie cofnęła się przed widmem nadchodzącej konfrontacji. Kolejne pół kroku do przodu, kolejne rzucone w milczeniu wyzwanie.
    To, co przed każdym innym. – Uśmiechnęła się słodko, ton ociekał miodem, opuszki palców znów mrowiły. Chciała go dotknąć. Chciała go uderzyć. Chciała go ugryźć, chciała go polizać. Chciała stąd wyjść. – Myślisz, że ci powiem?


    Looking for trouble and if I cannot find it,
    I will create it



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.