Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Dziwna sprawa (C. Iversen & L. Fiske, grudzień 2000)

    Gość
    Anonymous


    30.12.2000

    Okres świąteczny nie jest ulubionym czasem Colborna i łatwo zgadnąć dlaczego: był sam. Nie miał rodziny, z którą mógłby świętować, nie licząc znajomych i przyjaciół, ale oni w większości spędzali święta ze swoimi bliskimi. Z drugiej strony nie był aż tak sentymentalny, żeby w Jul płakać przed kominkiem, z butelką whisky w ręku. Samotność go nie przerażała i potrafił znaleźć sobie zajęcie, a jeśli nie, to popadał w wir pracy i nie miał czasu myśleć o żonie, która go zostawiła, o matce, która zginęła z rąk ojca, a o ojcu w ogóle nie myślał, bo nie zasługiwał na żadne wspominanie. Żałował niektórych decyzji w swoim życiu, ale zabicie ojca, choć z pewnością wpłynęło na jego duszę, nie było błędem. Pomyłką było tylko to, że zrobił to tak późno, że zdążył najpierw zabić matkę. Z jednej strony brakowało mu jej, ale z drugiej nie miał o niej dobrego zdania - była kobietą słabą, pozbawioną własnego zdania i logicznego myślenia, nie potrafiła postawić się mężowi, obronić własnego dziecka, nie potrafiła odejść. Ale była dobra dla niego, więc nie wspominał jej ze złością, tylko z tęsknotą pomieszaną z żalem.
    Mimo tego zawsze dekoruje dom na święta i nie, nie dlatego, żeby je poczuć, ale żeby sprawiać takie wrażenie przed innymi. Próbował uchodzić za normalnego człowieka, prowadzącego firmę, bez żadnych powiązań ze światkiem przestępczym ani magią zakazaną. Nie chciał wzbudzać podejrzeń, więc jeśli ktoś go odwiedzi, to jego dom jest przygotowany na święta, a Colborn pomimo przykrych doświadczeń raduje się z każdego kolejnego dnia.
    Ale nie dzisiaj.
    Dzisiaj znowu doszło do zaburzenia magii w Midgardzie, przez co jego dom kompletnie oszalał - wszystkie dekoracje były w przypadkowych miejscach, porozrzucane bez ładu i składu, choinka w salonie była przewrócona, a na dodatek mamy wybite okno. Po zejściu z piętra, Col'a czekał przykry widok, na który zareagował zbyt gwałtownie, bo wiązanką przekleństw oraz zbiciem lampy, po tym, jak w złości ją kopnął. Ostatnie, czego dziś potrzebował to sprzątanie tego bałaganu, ale nie miał wyjścia - nie zostawi tego na później, a nie mógł też nikomu tego zlecić, więc zostało mu przeklinać i brać się do roboty.
    Gość
    Anonymous


        Jul również dla mnie nie należał do szczególnie ulubionych okresów w ciągu roku. Moja rodzina już dawno przepadła i jedyną istotą, z jaką mogłem dzielić wspólnie czas był Bernie. Niestety czarokot zniknął, zostawiając mnie samego w mieszkaniu. Samotność na szczęście nigdy mi nie przeszkadzała. Lubiłem być sam, gdy wiedziałem, że nikt nie może mi wejść w drogę. Mogłem robić wszystko, co mi się podobało. Jul powinien wzbudzać we mnie pewnego rodzaju sentymentalizm, niemniej jednak broniłem się przed tym na każdy możliwy sposób. Nie potrafiłem zmusić się do myśleniu o ojcu, bo chociaż był on na pewno dobrym człowiekiem, który nie dość, że przygarnął mnie pod swój dach to jeszcze wychowywał, to nie miałem z nim zbyt zażyłej więzi. O Nikolasie nie chciałem myśleć. Nie chciałem pozwolić sobie, by obrazy jego śmierci zalały mój umysł i żeby od tego momentu Jul kojarzył mi się tylko z tą nieszczęsną chatką, jego zimnym ciałem i smakiem jego krwi. Nie mogłem na to pozwolić, podczas gdy inne dni były wolne od tego typu rozmyślań. Nauczyłem się już tego nie robić. Nie zatruwać swojego życia bardziej, niż było to konieczne.
        Dzisiejszego dnia jednak, coś zmusiło mnie do wyjścia z mieszkania. Cisza, jaka w nim panowała, wydawała się dziwnie nieznośna, jednak nie potrafiłem znaleźć przyczyny takiego stanu. Na pewno nie zbierało mu się na wspominki, bo z tym problemem dawałem sobie skutecznie radę. Wewnętrzna potrzeba ruchu była jednak niezwyciężona. Wychodząc na uliczki tradycyjnie starałem się omijać ludzi, którzy zmierzali w moim kierunku. Moim krokom nie przyświecał żaden konkretny cel. Nie miałem więc pojęcia, gdzie się pojawię i po co.
        W końcu się jednak zatrzymałem. Posiadłość Iversenów rosła tuż przed moimi oczyma. Niewiele myśląc znalazłem się pod drzwiami. Usłyszałem krzątaninę, której odgłosy dochodziły z wewnątrz. Niewiele myśląc zapukałem kilkukrotnie do drzwi, mając nadzieję, że właściciel przybytku zorientuje się o mojej obecności i otworzy. Natchnęła mnie jakaś dziwne i niedająca się wyjaśnić potrzeba towarzystwa, której nie czułem już od dłuższego czasu. Nie miałem pojęcia skąd ta zmiana, i czy była ona na dobre, czy złe. Z Colbornem łączyła mnie jednak szczególna relacja, której nie miałem z nikim innym, więc byłem przekonany, że mężczyzna okaże się dobrym towarzystwem tego dnia.

    [ 1 ]
    Gość
    Anonymous


    Dom zwariował i Colbornowi wydawało się, że i jemu niedaleko do szaleństwa. Zastanawiał się, czy sąsiadom u sąsiadów również stworzył się podobny cyrk, ale nie miał czasu ani ochoty, żeby to sprawdzać. W niczym mu to nie pomoże, a bałagan trzeba uprzątnąć. Co prawda mógłby poprosić o pomoc kobietę, która regularnie przychodziła do tego domu sprzątać, ale to mogłoby wzbudzić zainteresowanie, za nimi podejrzenia, a tych próbował za wszelką cenę uniknąć, więc wolał nikogo nie angażować. Nieraz doświadczył na przykładzie innych osób, najczęściej już skazanych, że jedno głupie podejrzenie, niekoniecznie prawdziwe, może ściągnąć uwagę, przez którą ludzie zauważają najdrobniejsze błędy. Colborn nie popełniał błędów, ale nie wykluczał, że w pewnym momencie może mu się podwinąć noga, bo takie ryzyko zawsze istniało przy pracy z ludźmi - nikt nie jest nieomylny i o ile on może sobie w kryzysowych sytuacjach zmienić wygląd, wtopić w tłum albo udawać kogoś innego, inni nie mieli tego komfortu i pod naciskiem ulegali. Oczywiście ograniczał takie niebezpieczeństwo i zatrudniał ludzi o mocnych nerwach albo takich, na których zawsze może polegać.
    À propos takich osób, właśnie usłyszał stukanie do drzwi. Przez moment zastanawiał się, czy otwierać, bo jeśli to wścibska sąsiadka, to czeka go długa, nieowocna rozmowa, która odciągnie go od pracy. Ostatecznie stwierdził jednak, że może to być ktoś ważny, ktoś związany z pracą, więc otworzył drzwi i zobaczył...
    - Lief, dobrze cię widzieć. Chodź, przydasz się - przywitał go na wejściu, klepiąc pośpiesznie w ramię i znikając w głębi domu.
    - Zobacz, jaki rozpierdol, magia oszalała - wtajemniczył go w szczegóły tego stanu domostwa, żeby nie było wątpliwości, bo wyglądało to trochę, jakby ktoś się włamał - wybite okno, burdel dookoła, przewrócona choinka.
    - Napijesz się czegoś? - przypomniał sobie o dobrych manierach, zanim przeszedł do głównego zadania, a raczej prośby. - Pomożesz mi to ogarnąć, co? Sam bym tu do wieczora sprzątał.
    Nie zmuszał, bo jeśli to chwilowa wizyta, to nie chciał go zatrzymywać, ale miał nadzieję, że chociaż pod tym względem los się do niego uśmiechnie i nie będzie zmuszony radzić sobie sam z tym bajzlem.
    - Widziałeś po drodze jakieś odstępstwa od normy? Przewrócone śmietniki, cokolwiek? - zapytał jeszcze, próbując ustalić, czy to problem globalny, czy akurat jego dom padł ofiarą roztrojenia magii. Nie, żeby to cokolwiek zmieniało, tak czy siak, musi tu ogarnąć, ale przynajmniej miałby obraz sytuacji, czy powinien się martwić, czy raczej nie.
    Gość
    Anonymous


    Czasami wystarczyła prawdziwa głupota, by ściągnąć na siebie niepotrzebną uwagę. Wystarczyło się na kogoś nieodpowiednio spojrzeć, żeby ludzie posądzili cię o najgorsze. Jak można się domyślić, starałem się uniknąć jakichkolwiek podejrzeń. Nie było mi to potrzebne, dlatego też unikałem ludzi. Wiedziałem, że gdyby moja sytuacja była nieco inna, to z całą pewnością byłbym towarzyską osobą. Obecnie jednak otaczałem się bardzo wąskim gronem, a osoby, przy których czułem się pewnie, mogłem wyliczyć na palcach jednej dłoni. W moim gronie były jednak osoby, które znajdowały się w podobnej sytuacji do mnie. Colborn na szczęście był osobą, z którą miałem pewność, że żadne nieprzyjemności mnie nie czekały, bo jechaliśmy na tym samym wózku.
        – Ciebie również – powiedziałem niepewnie, mrużąc oczy. Nie podobał mi się ani ton mężczyzny, ani jego zachowanie. Nie wiedziałem, co się u niego działo, bo przecież jakie mógłbym mieć ku temu powody, ale przez chwilę rozważałem grzeczne pożegnanie się i powrót do domu. Niestety przestąpiłem próg, zamykając za sobą drzwi. I dopiero wtedy zdałem sobie sprawę z tego, co było nie tak.
        – Może ktoś się włamał? – zapytałem, rozglądając się po pomieszczeniu i skupiając swój wzrok na wybitym oknie. Niewątpliwie byłoby to idealne miejsce, żeby wejść do środka. No ale w świecie galdrów nie miało to większego sensu. No chyba że włamywaczami byli zwykli śniący, którzy musieli się uciekać właśnie do tego typu zabiegów. Niemniej jednak ostatnio działy się bardzo dziwne rzeczy. – Złodzieje mają różne pomysły... ja kiedyś przyniosłem do mieszkania kota, który okazał się facetem i zmienił się on w człowieka u mnie w mieszkaniu. Jakby nie mógł tego zrobić, gdy niosłem go na rękach... – westchnąłem. I o ile mój nieproszony koci gość nie okazał się złodziejem, to jednak co by było, gdyby faktycznie nim był? Przecież mogłem zasnąć i zostać okradzionym przez kota, któremu chciałem dać schronienie przed mroźną nocą oraz coś do jedzenia.
        – Czy ja ci wyglądam na sprzątaczkę? – zapytałem, zanim zdążyłem się ogarnąć. Moja przyzwyczajona uszczypliwość jak zwykle dała o sobie znać nie wtedy, gdy było to konieczne. Szybko się zreflektowałem. Odchrząknąłem cicho. – Nie no, pomogę, oczywiście – odpowiedziałem
        – Napiję się herbaty – odrzekłem szybko. Nie musiałem się nad tym nawet zastanawiać. Od alkoholu stroniłem, za kawą nie przepadałem, więc herbata była oczywistym wyborem. Nie poświęcałem gospodarzowi zbyt wiele uwagi, bo całą skupiłem aktualnie na jego mieszkaniu. Chciałem skupić się na tym, czy dało się tutaj wyczuć jakąś niepokojącą energię, jednak nic takiego nie miało miejsca. Z doświadczenia jako klątwołamacz byłem już przyzwyczajony do rozpoznawania negatywnych wibracji.
        – Niestety nic nie zwróciło mojej uwagi – zastanowiłem się.

    [ 2 ]
    Gość
    Anonymous


    Grono osób, które lubił, było wąskie, a grono osób, którym ufał, było tak niewielkie, że na palcach jednej ręki mógł zliczyć wszystkie osoby. Lief był jedną z nich, choć zaufanie nie było 100%, to zdradził mu dużo informacji, ba, wciągnął go poniekąd w swoje szemrane interesy, a dawniej razem uczyli się magii zakazanej... to były czasy.
    Teraz została odpowiedzialność i wieczna ostrożność, bo każda wpadka mogła się skończyć tragicznie. Dlatego tak ważne było dla niego otaczać się zaufanymi ludźmi, których zdrada była mało prawdopodobna (ale nigdy nie niemożliwa).
    - Nic nie zginęło, zresztą byłem w domu. Jeszcze godzinę temu wszystko było na miejscu - odpowiedział, od razu wykluczając tę opcję. Usłyszałby jakiś hałas, zobaczyłby jakieś ślady i na pewno coś by ukradli, a wszystko było w porządku, poza okropnym bałaganem. Oczywiście złodzieje są pomysłowi, tego nie kwestionował, ale sam też jest takim cwaniakiem i ciężko go wykiwać. Podjął wszystkie środki ostrożności, by jak najlepiej zabezpieczyć dom, także magia wykryłaby złodziei.
    - Po jaką cholerę brałeś do domu obcego kota? - spojrzał na Liefa, jakby spadł z księżyca, choć udało mu się odrobinę rozbawić gospodarza, bo uśmiechnął się półgębkiem w drodze do salonu. Chciałby być tam na miejscu i zobaczyć jego minę, gdy zorientował się, że nosił jakiegoś obcego faceta.
    Zatrzymał się w półkroku na odpowiedź kumpla i już miał się odciąć po zmierzeniu go krzywym spojrzeniem, ale ten w porę się zreflektował. Właściwie nie musiał pomagać, chociaż Colborn byłby niepocieszony, że został sam na polu bitwy z bałaganem. W dwójkę uporają się z problemem raz-dwa, przecież nie było tak źle. Wystarczy poprzestawiać trochę rzeczy, naprawić okno, podnieść choinkę, drobnostka.
    Od razu skierował się do kuchni, by spełnić życzenie gościa i zaparzył mu herbaty, wcześniej precyzując, jaką dokładnie preferuje. Nie był jakimś smakoszem, ale te kilka rodzajów herbat przechowywał, bardziej z przezorności i dla takich sytuacji, jak ta.
    - Może tylko u mnie coś się zadziało, a może zakazana wpływa na te aberracje, chociaż w domu ograniczam - zaczął się zastanawiać, jaki mógł być powód tej sytuacji, ale nie doszedł do żadnych konkretnych wniosków, więc póki co porzucił te rozważania. - Proszę. Masz jakąś sprawę czy to towarzyska wizyta?
    Wolał sprecyzować, żeby w razie tej pierwszej opcji wiedzieć, o co chodzi i od razu myśleć nad rozwiązaniem problemu. Jeśli nie, to będą mogli zacząć ogarnianie, gdy Lief wypije swoją herbatę.
    Col nie tracił czasu, od razu zaczął zbierać manatki z przypadkowych miejsc i przekładać je we właściwe lub wyrzucać do śmierci, jeśli były już nie do użytku.
    Gość
    Anonymous


        Chociaż nie łączyła nas większa zażyłość, to wiedziałem, że mogłem na niego liczyć. Colborn był jedną z pierwszych osób, z którymi zacząłem zgłębiać i poszerzać swoja wiedzę z zakresu magii zakazanej i można było powiedzieć, że zatracaliśmy się w niej wspólnie. Tak jakbyśmy ramię w ramię zdecydowali się podążać tą zepsutą drogą. Być może właśnie to spowodowało, że postanowiłem w tym trwać i nie widziałem, że brat ściąga na mnie katastrofę. Byłem przekonany, że bez towarzystwa myślałbym jaśniej. Nie obwiniałem o to Iversena, obaj się nakręcaliśmy i pchaliśmy do przodu, jakby miało to być jednym z elementów zdrowej i przyjacielskiej rywalizacji. Obaj chcieliśmy być lepszym niż ten drugi. No i do czego nas to zaprowadziło? Magia zakazana skorumpowała nasze ciała, wciskając ciemne węże pod skórę i powodując powolną i bolesną transformację. Z chęcią cofnąłbym czas.
        – Interesujące... – zastanowiłem się, rozglądając jeszcze uważniej. Jak zwykle moja ostrożność nie pozwoliła mi się od tak uspokoić. Skoro nie byli to włamywacze, to problem tkwił w czymś innym, a skoro problemu się nie widziało, to znaczyło, że była nim magia. Ostatnimi czasy działy się dziwne rzeczy, jednak nigdy nie byłem świadkiem tego, żeby magia oszalała i zrobiła taki potworny bałagan. No może jeśli jakiś rytuał się nie udał, niemniej jednak wątpiłem, żeby Col nie pamiętał źle przeprowadzonego rytuału. No chyba że nie chciał się do tego przyznać, ale nie byłem w stanie podejrzewać mężczyzny o takie kłamstwa.
        – Ach, długa historia... – machnąłem ręką, kłamiąc. Historia nie była długa, miałem po prostu słabe serce, jeśli chodziło o koty i najchętniej zgarnąłbym każdego bezpańskiego kociaka, jaki mógł kręcić się po ulicach Midgardu. No ale mój przyjaciel nie musiał wiedzieć o tej mojej słabości. – Nie kupiłeś ostatnio jakiegoś przedmiotu? Może to klątwa? – zapytałem, a moje oczy rozbłysnęły z podekscytowania na samą myśl o urokach. Takie zboczenie zawodowe. Już miałem szukać przeklętego przedmiotu, ale powstrzymywałem się, żeby usłyszeć co Col miał do powiedzenia na ten temat. No i chciałem przenieść uwagę z siebie na niego, bo nie miałem zamiaru kontynuować swojej przygody z kotem. Nie było w niej nic godnego pochwaleniem się.
        – Bardzo to interesujące – przyznałem, machając ręką w łuk, jakbym chciał zobrazować, że właśnie cały ten bałagan wydał mi się interesujący. Nie byłem w stanie wyczuć żadnej negatywnej energii, co pozwoliłoby mnie naprowadzić na jakiekolwiek wnioski. – Przechodziłem obok i przeczucie kazało mi się zatrzymać pod twoim domem. Jak widać miało rację – stwierdziłem. Jak widać miałem nosa do ciekawych spraw.
        Westchnąłem, biorąc od mężczyzny herbatę. Pomimo tego, że była gorąca, to udało mi się upić nieśmiałego łyczka, tak że nie poparzyłem się w usta. Nie było nic gorszego niż poparzony język i podniebienie. Obserwowałem również, jak Col zabiera się od razu do roboty. Odstawiłem więc herbatę na bok, żeby mogła nieco ostygnąć, rozebrałem się i rzuciłem swoje rzeczy na stojące niedaleko krzesło. Mniej więcej pamiętałem, co gdzie stało, więc wystarczyło przywołać sobie wspomnienia wystroju, żeby ogarnianie było łatwiejsze.
        – To co się tu działo? Tak dokładniej opisz, bo może to być klątwa, lepiej wiedzieć, niż żałować – spojrzałem na przyjaciela. Mogłem mieć rożne uczucia do niego, niemniej jednak na pewno nie życzyłem nikomu żadnych klątw na głowie.

    [ 3 ]
    Gość
    Anonymous


    Wzruszył ramionami, nie widząc w tym bałaganie nic interesującego. Wykluczył już wszystkie zagrożenia, potencjalne powody mogły być różne, a od zgadywania wolał to po prostu ogarnąć i mieć spokój. Fakt, jeszcze nigdy nie spotkał się z czymś podobnym, ale nie wyczuwał tutaj jakiegoś większego problemu, przynajmniej na razie. Gdyby nie wyszedł mu rytuał albo zjebał w jakiś inny sposób, przyznałby to przed Liefem. Przeżyli razem wystarczająco dużo, by nie ukrywać takich pierdół, skoro mogłoby to pomóc w rozwiązaniu kłopotu.
    Obrzucił go jeszcze krótkim spojrzeniem, ale skoro nie podjął tematu, to nie zamierzał go wypytywać, nigdy tego nie robił. Wychodzi z założenia, że jeśli ktoś chce mu coś powiedzieć, to prędzej czy później to zrobi i nie trzeba nikogo ciągnąć za język albo stosować podstępów, by odkryć prawdę. Jasne, dobrze dużo wiedzieć, wtedy mniejsza szansa, że coś cię zaskoczy, ale nie zawsze tak się da. Dlatego Colborn zachowuje ostrożność, nawet w niemal pewnych sytuacjach.
    - Nic nie kupiłem. I kto miałby przeciw mnie rzucać klątwę? - niby nie dopuszczał do siebie takiego scenariusza, ale jednocześnie w głowie zaczął analizować wszystkie potencjalne nazwiska, które mogły w jakiś sposób skojarzyć go z magią zakazaną albo mieć mu coś za złe. Nie było ich wiele, po pierwsze dobrze się maskował, po drugie nie zostawiał śladów, po trzecie pozbywał się problemów na bieżąco. Niestety w tej branży trzeba czasami pobrudzić ręce, ale najczęściej nie robił tego osobiście, a już na pewno nie używał swojej twarzy. Nie, to niemożliwe.
    - Chyba nie miałeś z tym nic wspólnego? Jeśli to jakiś żart... - zaczął i spojrzał na kumpla śmiertelnie poważnie, bo tego typu dowcipy działały na niego jak płachta na byka. Nienawidził tracić bezsensownie czasu. W głębi ducha nie wierzył, że Lief wpadłby na tak absurdalny pomysł, ale dziwne, że tak go przyciągnęło pod jego drzwi. Aż zaczął poważnie rozważać, czy jakaś trzecia osoba nie maczała w tym palców.
    Zaczął od przestawiania rzeczy w odpowiednie miejsca, a kątem oka zobaczył, że przyjaciel też nie zamierza próżnować i rozbiera się do pomocy.
    - Ljóss - rzucił zaklęcie, żeby uporządkować przedmioty na półce. Największym wyzwaniem będzie naprawienie okna oraz podniesienie choinki, dlatego najpierw próbował ogarnąć mniejsze szkody.
    - Wiesz, ciężko powiedzieć, byłem na górze jakąś godzinę, schodzę a tutaj taki bałagan - wzruszył ramionami, nie potrafiąc dokładniej opisać przebiegu zdarzenia, z którym musieli walczyć. - Wszystkie porwane dekoracje wrzucaj do śmieci.
    Dobrze, że cały bałagan został w jednym obszarze i nie przeniósł się na cały dom. Byłoby więcej zachodu i więcej nerwów, chociaż nawet teraz krew Cola buzowała, że musi robić coś, czego normalnie nie powinien. I wtedy trochę go olśniło.
    - Czekaj, czekaj... Z dwa dni temu w fabryce mówili o anomaliach magii na niektórych terenach. Może faktycznie coś jest na rzeczy? - zaczął się zastanawiać, jednocześnie zachodząc w głowę, jak to w ogóle możliwe? Jeśli coś zaczynało szwankować, to cały Midgard może mieć przechlapane, ale pewnie to za daleko idące wnioski. Już by wolał mieć klątwę na głowie.
    Gość
    Anonymous


        Należało być ostrożnym, a ja przez swoje życie zacząłem paranoicznie podchodzić do pewnych aspektów. Owszem, wydarzenie to mogło być jedynie czystym przypadkiem. Ostatnio działy się bowiem dziwne rzeczy, chociaż może nie w takiej skali, jak to tutaj. Na szczęście bałagan nie był niczym złym, tak długo jak dało się go uprzątnąć.
        – To ty musisz na to pytanie odpowiedzieć... chyba wiesz, czy masz jakichś wrogów, czy nie – wzruszyłem ramionami. Ja doskonale wiedziałem, kto mógłby na mnie rzucić klątwy. Przeważnie mogli to być klienci, którzy uważali, że za dużo od nich wziąłem pieniędzy za usługi. Niemniej jednak większość z nich nie dało sobie rady ze zdejmowaniem prostych uroków, więc wątpiłem, żeby pokusili się na przeklinanie osoby, która mogła to rozpracować dość szybko. Oczywiście mogli się zmusić do zrobienia czegoś ciekawszego, jednak im bardziej skomplikowana klątwa, tym poważniejsze były konsekwencje, jeśli jej rzucenie się nie udawało. Nie bałem się o siebie. Potrzeba było potężnego i umiejętnego zaklinacza, który mógłby mi zaszkodzić. Zazwyczaj szybko wyczuwałem energię płynącą z zaklętych przedmiotów.
        – Gdyby to była moja sprawka, to z całą pewnością bym tu nie przychodził, żeby wmieszać się w jakieś sprzątanie – przyznałem. W sumie mógłbym coś takiego urządzić. Z całą pewnością. Niemniej jednak wydawało mi się, że na takie dowcipy byłem już zdecydowanie za stary. Z resztą marną uciechą była świadomość, że kawał polegał jedynie na tym, że zabrało się komuś czas. Ja sam nie lubiłem go tracić na takie rzeczy jak sprzątanie. No i oczywiście gdyby to było moje dzieło, to sam siedziałbym teraz u siebie w domu. W sumie i tak mogłem zostać w domu, bo nie przepadałem za sprzątaniem.
        Wolałem wszystko robić własnoręcznie, bo z używaniem magii wiązała się cena, a jakoś musiałem później wrócić do domu i nie rzucać się w oczy zbyt mocno. Czarne żyły i białe oczy nie byłby wizerunkiem, z którym chciałbym być utożsamiany. Bycie ślepcem nie należało do najłatwiejszych.
        – Interesujące... – zastanowiłem się, mrużąc nieco oczy. Nie wiedziałem, co o tym myśleć, nigdy się z czymś takim nie spotkałem, więc było to dla mnie zupełnie nowe. Na szczęście nie wyglądało to na nic poważnego, o ile nie uważało się bałaganu za poważną rzecz. – Nigdy nie słyszałem o anomaliach magii – przetarłem włosy dłonią. Było to jednak intrygujące zagadnienie, które rozbudziło moją ciekawość. Z całą pewnością pogłębię swoją wiedzę na ten temat, gdy tylko będę miał okazję wybrać się do antykwariatu. Wiedziałem, że skoro coś takiego się wydarzyło tutaj, to musiało być przez kogoś już opisane.
        – Cóż... skoro podobne rzeczy miały już miejsce i nikt o tym nie mówił, a przynajmniej do mnie takie informacje nie dotarły, to chyba nie może to być nic poważnego – stwierdziłem, kiwając głową. Wydawało mi się logiczne, że o poważnych rzeczach mówiło się dużo i głośno, więc na pewno by mi to nie umknęło. No chyba że sprawa ta była dość świeża. Tak czy siak i tak postanowiłem się tym zająć.

    [ 4 ]
    Gość
    Anonymous


    Nie brakowało mu ostrożności, zwykle podejmował wszystkie kroki bezpieczeństwa, zanim wykonał jakieś zadanie, ale teraz był na swoim terenie, we własnym domu, był obecny i nie spodziewał się żadnego ataku, tym bardziej, że nie miał z nikim jawnego zatargu. Bardzo dobrze się maskował z pomocą zmiennokształtności oraz hipnozy, więc szanse wykrycia jego prawdziwej działalności były niewielkie, a tym bardziej jakieś wrogie działania w jego kierunku. Niemniej sprawdził i to, czy dom nie uległ żadnej klątwie - nic na to nie wskazywało. Niemniej rozumiał drążenie Liefa, oboje zdawali sobie sprawę z ryzyka.
    - Rejestr niezadowolonych klientów jest znikomy. Prędzej ktoś, kto nie popiera takich wynalazków, ale ciężej to zweryfikować - zastanowił się poważnie nad możliwymi opcjami, ale żadna osoba nie powinna mieć aż takiego problemu czy żalu, żeby rzucać jakąś klątwę. O nielegalnej działalności nie było nawet mowy, bo nikt, kto go poznał, nie miał pojęcia jak naprawdę wygląda, także szanse jeszcze mniejsze.
    Trudno, trzeba przyjąć, że ten bałagan to tylko wypadek, chociaż zamierzał mieć oczy i uszy otwarte, a gdyby to się powtarzało, zacznie działać na większą skalę i w końcu dojdzie źródła problemu.
    - Touché - przyznał. Klątwa dla zabawy to jedno, ale przychodzenie w to miejsce mijało się z celem. Mógłby ewentualnie chcieć zobaczyć jego minę, ale konsekwencja sprzątania chyba nie była tego warta.
    Nie miał problemu z używaniem magii przy zaufanych osobach, w odosobnieniu. Tutaj nikt nie mógł ich podejrzeć bez wcześniejszego zaalarmowania mężczyzny, więc czuł się swobodnie. Nie zmuszał do tego Liefa oczywiście, bycie ślepcem to brzemię i nie chciał mu dokładać. O ile sam pogodził się z obecnym stanem, tak nie oczekiwał od kumpla podobnych odczuć, ale na szczęście mieli już utarty schemat działania, zarówno na stopie prywatnej, jak i służbowej. Rzadko kiedy zdarzały się zgrzyty, dlatego ich relacja była już długa i owocna.
    - Jeśli to prawda to mamy żywy dowód, że takie anomalie istnieją - chociaż nie musiał, wskazał bałagan, który właśnie ogarniali. Nie przypuszczał, żeby było to coś poważnego - wszystkie środki bezpieczeństwa by zawiodły i nie wykazały zagrożenia? Mało prawdopodobne. Dodatkowo szkody były stosunkowo małe - bałagan zamiast totalnego zniszczenia.
    - Dobra, czas ogarnąć choinkę. Bifask - zaklęcie objęło choinkę i uniosło ją w powietrze, ale chwilę zajęło mu manewrowanie przedmiotem tak, by ustawić ją z powrotem do pionu. Parę dodatkowych bombek zleciało na podłogę i roztrzaskało się donośnie, ale ostatecznie choinka wróciła na swoje miejsce.
    - Jeszcze popytam o szczegóły w fabryce, może ktoś wie więcej. Będę ostrożny, ale myślę, że to nic wielkiego - stwierdził ostatecznie, wyrzucając pobite bombki i ogarniając przestrzeń dookoła, by nie pozostało żadne szkło. Zostało już tylko wybite okno, ale zostawił je na deser, bo jeszcze nie do końca wiedział, jak je potraktować.
    - Chcesz coś mocniejszego? Wszystko gra? Ten koci złodziej nie narobił kłopotów? - lawina pytań opuściła usta blondyna, gdy tylko odzyskał świeżość umysłu, zostawiając ten cholerny bałagan za sobą. Im bardziej dom odzyskiwał wcześniejszy, czysty stan, tym humor mężczyzny ulegał poprawie.
    - Masz jakieś plany na sylwestra? - święta i nowy rok zbliżały się wielkimi krokami, a o ile te pierwsze nie cieszyły się u niego popularnością, tak drugie chętnie spędzał w towarzystwie.
    Gość
    Anonymous


        Ostrożność była bardzo ważna, zwłaszcza dla nas. Zakładałem, że ani Colborn, ani ja nie chcieliśmy ściągać na siebie niepotrzebnej uwagi. Ja dodatkowo musiałem być ostrożny, z uwagi na swoje powiązania z bratem, którego ścigała Krucza Straż. Nie chciałem problemów, dlatego też nie wychylałem się, a wszelkich ciekawskich starałem się do siebie zniechęcić. Czasami mi się to udawało, ale czasami pojawiały się wyjątkowo uparte osoby, które zdawać by się mogło, za swój prywatny cel stawiały sobie poznanie mnie bliżej. Było to ryzykowne zarówno dla mnie, jak i dla nich samych.
        – Wrogowie potrafią się ukryć pod płaszczykiem przyjaźni – powiedziałem, kiwając głową z przekonaniem, jakbym miał w tym doświadczenie. – Nie mówię o sobie, rzecz jasna – wyjaśniłem szybko, żeby Col nie nabrał co do mnie niepotrzebnych podejrzeń. Nie życzyłem mu źle i traktowałem jako prawdziwego przyjaciela. Nie interesowało mnie też, co robił i jakie życie prowadził. Było to dla mnie obojętne. No i z całą pewnością, gdybym chciał mu zrobić krzywdę, nie decydowałbym się na jakiś niewinny bałagan, który można było naprawić jednym prostym zaklęciem. Potrafiłem być bardziej wyrafinowany i wymyślny, jeśli chodzi o wszelkiego rodzaju klątwy. Nawet jeśli miały być w formie żartów, chociaż do takich zagrywek nie miałem cierpliwości. Ceniłem czas swój i ludzi, których lubię. Żarty wydawały mi się więc niezwykle irytujące.
        – Nie mam powodu rzucać na ciebie klątw – dodałem szybko, chcąc utwierdzić przyjaciela w przekonaniu, że z całą pewnością nie była to moja sprawka. Zacząłem się jednak zastanawiać nad tym, czy rzeczywiście musiał być to efekt czyjegoś celowego działania, czy też rzekomych anomalii. Nigdy o takich zdarzeniach nie słyszałem, ale nie znaczyło to, że nie mogły one istnieć. Z całą pewnością było to zagadnienie, które chciałem sprawdzić i wiedziałem, że zajmę się tym, jak tylko wrócę do mieszkania. W gabinecie miałem kilka książek, w których mogłyby się znajdować jakieś informacje na ten temat. W końcu nie przeczytałem jeszcze wszystkiego.
        – Może najpierw poszukaj informacji na własną rękę, nie wiadomo, co może być przyczyną – stwierdziłem. Ostrożności nigdy za wiele, a lepiej dmuchać na zimne. Żeby się nie okazało, że takie anomalie występują jedynie u osób, które parają się magią zakazaną. – Poszukam czegoś w swoich zbiorach – powiedziałem, przyglądając się, jak choinka wraca na swoje dawne miejsce i do swojego dawnego wyglądu. Ja sam już dawno przestałem stroić swój dom na święta, bo było z tym więcej zachodu niż pożytku.
        – Nie... na szczęście wydawał się bardziej onieśmielony całą tą sytuacją niż ja i po prostu wyszedł – przyznałem nonszalancko, jakby na mnie cała ta sytuacja nie wywarła żadnego wrażenia, co nie było prawdą i nieźle się wtedy zestresowałem. Rzadko przynosi się do domu zwierzaka, który okazuje się być dorosłym mężczyzną ukrywającym się przed jakimiś zbirami. Do tej pory nie wiedziałem, czy tamten mężczyzna nie kłamał, chcąc wymigać się od bycia oskarżonym o kradzież. No ale nic mi nie ukradł, więc w moich oczach nie był złodziejem, a przynajmniej ja go nie mogłem za żadnego uznać.
        – Jedyne co chcę zrobić w tym czasie to zaszyć się w mieszkaniu i odpocząć – przyznałem bez cienia żalu. Nie miałem planów i nie chciałem ich robić. Spojrzałem jednak na przyjaciela. – A ty coś planujesz? – zapytałem.

    [ 5 ]
    Gość
    Anonymous


    - Wiem o tym, dlatego jak zauważyłeś, nie mam wielu przyjaciół - odparł ze śmiechem, wskazując na oczywisty przejaw ostrożności z jego strony. Każdego traktował z rezerwą, nikomu w pełni nie ufał i nie otaczał się ludźmi, którzy coś od niego chcieli - pasożytów nigdy nie brakowało, już paru takich musiał postawić do pionu. Wolał pielęgnować relacje służbowe, które przynosiły mu zarobek i uznanie. Prywatnie starał się wzbudzać szacunek, ale jednocześnie zachowywał zdrowy dystans, choć też nie izolował się przesadnie, bo to nigdy nie jest mile widziane przez sąsiadów i społeczność. Trzeba zachować zdrowy rozsądek i harmonię między życiem publicznym a ukrytym, ale póki co wychodziło mu to całkiem nieźle - oby tak zostało.
    Kiwnął głową, bo wierzył w szczerość Liefa, nie podejrzewał go o żadne niecne plany i działania względem niego, a zwykle nie mylił się w ocenie ludzi. Każdy ma swoje za uszami, ale mężczyźni zachowywali balans, traktując się jak przyjaciele, ale jednocześnie mając szarą przestrzeń w tej relacji, gdzie ukrywali swoje tajemnice i niewygodne kwestie, a żaden nie miał potrzeby odkrywać wszystkich kart.
    - W porządku - odparł, nie podważając słów kumpla. To zjawisko faktycznie było niecodzienne, ale coś mu mówiło, że nie ma większych powodów do niepokoju i nikt tak naprawdę na niego nie napadł. Co najwyżej faktycznie mógł to być głupi żart, choć nie miał żadnych podejrzeń, kto mógłby być autorem. Może odpowiedź nawinie się w kolejnych dniach? A może nigdy się nie dowie, co spowodowało tę sytuację.
    - Tak zrobię. I dzięki - uniósł kącik ust w zadowoleniu, że Lief wykazał chęć pomocy, mimo że wcale nie musiał tego robić. Colborn nigdy nie oczekiwał przysług, wolał radzić sobie sam, by wobec nikogo nie mieć długów wdzięczności - co innego obowiązki oczywiście, te musiały być wykonane z najwyższą starannością.
    Ta anomalia nie wyglądała na groźną, ale też nie zwykł lekceważyć odstępstw od normy. Na pewno poszuka przyczyny, ale nie stanie się to jego misją życiową i nie będzie rozpaczał miesiącami, jeśli mu się nie uda.
    - To dobrze, że nie narobił szkód - skomentował na koniec, nie wdając się w szczegóły kociego epizodu. Wniosek z tego taki, by nie przyprowadzać do domu pierwszych lepszych zwierzaków, nie upewniwszy się wcześniej, że nie są w rzeczywistości ludźmi. Łatwy sposób na kradzież, podsłuchiwanie lub nawet morderstwo, dlatego mężczyzna zachowywał maksimum ostrożności.
    - Zostałem zaproszony na bal u Tordenskioldów - wspomniał, dodając kwaśny uśmiech, jakby plany kumpla bardziej mu się podobały. Nie zamierzał tam iść dla przyjemności, a interesów - poznać nowe, bogate osoby, które potencjalnie mogą pomóc rozwinąć firmę. Nie wspominając o tym, że odmowa takiej rodzinie byłby strzałem w kolano.
    Gość
    Anonymous


        Pod tym względem byliśmy podobni. Również nie posiadałem zbyt wielu przyjaciół, bo nie uważałem ich za coś, co było mi potrzebne. Nie miałem problemów z kontaktami z innymi ludźmi, ale starałem się za wszelką cenę ograniczyć jakiekolwiek kontakty. Nie chciałem zbierać przyjaciół, bo było to dość ryzykowne hobby, zwłaszcza dla osoby takiej, jak ja.
        – Tak, widzę, widzę – powiedziałem cicho. W braku większej ilości przyjaciół nie widziałem nic złego. Uważałem nawet, że osoby, które miały ich zbyt wielu żyły w dziwnej ułudzie bycia lubianym. Być może była to wina mojego przewrażliwienia, ale jakoś nie chciałem uznać, że ludzie mogli wchodzić w większe ilości przyjacielskich relacji. Wydawało mi się to być wyjątkowo nieszczere. Nasze społeczeństwo nie było szczere i większość relacji, jakie posiadaliśmy, opierało się na korzyściach, które mogliśmy czerpać. Bycie ślepcem wymagało jednak uwagi, gdyż nie można było pozwalać sobie na zbytnią poufałość w stosunku do innych widzących, jak również na zbyt wielkie zaufanie do pozostałych ślepców. Moja relacja z Colbornem wynikała przede wszystkich ze wspólnie spędzonego czasu w przeszłości. Wiele mieliśmy wspólnego, co było dodatkowym plusem.
        – Nie ma sprawy, sam jestem ciekawy – przyznałem szczerze. Wiedziałem, że kiedyś moja ciekawość przysporzy mi niesamowitych problemów, niemniej jednak poszukiwanie informacji na temat podobnych anomalii z całą pewnością nie mogło być powodem moich przyszłych problemów. Poza tym, chciałem się dowiedzieć o podobnych zjawiskach i zobaczyć, czy nie kryło się za nimi nic więcej. Magia kryła bowiem wiele tajemnic i oczywiście chciałem zgłębić ich jak najwięcej. Nie było to zbyt mądre podejście, gdyż doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że wszędzie, na każdym kroku czekały jakieś niebezpieczeństwa. Nie potrzebowałem problemów, a przynajmniej nie chciałem ich sobie dokładać.
       Westchnąłem lekko, gdy pochylony zacząłem zbierać z podłogi kilka porozrzucanych bibelotów. Na szczęście mieszkanie mojego przyjaciela nie należało do szczególnie zagraconych, nigdy nie byłem fanem magazynowania przedmiotów, jeśli nie były one konieczne. W swoim mieszkaniu również wolałem ograniczyć ilość zbędnych przedmiotów. Trzymałem jedynie te, które były mi potrzebne albo też takie, które ładnie wyglądały jak chociażby moja kolekcja miedzianych naczyń, która zdobiła moją kuchnię. Kiwnąłem szybko głową, bo rzeczywiście dobrze, że mój koci intruz nie wyrządził mi większych szkód, poza wbiciem do głowy tego, że każde zwierzę znalezione na ulicy może okazać się dorosłym facetem.
        – A mówiłeś, że nie masz wielu przyjaciół… dobrze, że ci, których masz urządzają bale – zauważyłem z lekkim uśmiechem na ustach.

    [ 6 ]
    Gość
    Anonymous


    Liczba przyjaciół to bardzo indywidualna sprawa, składa się na to wiele czynników i wszystko zależy od tego, czy jesteśmy w stanie poświęcić siebie, swój czas i uwagę na pięciu przyjaciół, czy wyłącznie na jednego. Nie ma tu złej odpowiedzi, każdy może nawiązywać relacje, jakie mu odpowiadają. Colborn nie był szczerą osobą, niemal jego całe życie bazuje na kłamstwach, więc nie miał problemu z utrzymywaniem fikcyjnych relacji, choć starał się nie nawiązywać głębszych zażyłości, bo to wiązało się ze zbyt dużą ilością uwagi, jakiej musiałby włożyć we wkład danej znajomości, a biorąc pod uwagę jego zapracowanie, zwyczajnie nie miał na to czasu. Zresztą nie mógł sobie pozwolić, żeby jakiś "przyjaciel" nagle wpadł w odwiedziny i zobaczył coś, czego nie powinien.
    Relacja z Liefem była prawdziwa i mógł go zaliczyć do przyjaciół, ale też nie otworzyli przed sobą wszystkich skrytek z przeszłości, ale obu im pasował taki układ, więc żaden nie narzekał. Mimo wszystko wiedzieli o sobie całkiem dużo, przeżyli razem sporo, znali większość ważniejszych sekretów, a przede wszystkim oboje należeli do ślepców, a ta tajemnica tym bardziej łączyła. Brunet znał również ciemną stronę firmy Colborna i czasem nawet pomaga w konkretnych zadaniach, więc ich zżycie nie było kwestią sporną.
    Tajemniczy bałagan domu powoli stawał się historią, więc napięcie blondyna ustępowało pogodnej neutralności, może z odrobiną relaksu, co najpewniej było spowodowane alkoholem, przyjemnie rozluźniającym w stresujących sytuacjach. Dom wracał do swoich pierwotnych kształtów z pomocą Liefa i ostatecznie nie było śladu po rozgardiaszu.
    - Dzięki za pomoc. Na wyjście dam ci wino dobrego rocznika albo whisky, co ty na to? - zapytał, chcąc w ten sposób zrekompensować kumplowi pracę, bo przecież przyszedł w celach rekreacyjnych, w odwiedziny, a został zaprzęgnięty do roboty.
    Tymczasem wrócił do kuchni po szklanki i świeżą butelkę whisky i zaproponował, by wspólnie ją wpić.
    - Przyjaciele? To czysto biznesowy bal, postaram się zyskać jak najwięcej kontaktów obrzydliwie bogatych starców, którzy lubią inwestować pieniądze w młodych przedsiębiorców - przedstawił pokrótce swój plan działania. Nie wspomniał, jak doszło do spotkania z przedstawicielką rodu, bo nie miało to większego znaczenia.
    Po kilku przyjemnych szklaneczkach i miłej rozmowie, pożegnał się z Liefem i dał mu butelkę alkoholu, o której wspomniał wcześniej.

    || Lief i Colboron z tematu



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.