Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Viggo Daugaard

    Gość
    Anonymous


    Viggo Daugaard
    Dane postaciMidgard / 05.01.1951 r. / Aabech
    zamożny / kawaler / III
    antykwariusz i król złodziei / wół piżmowy / Mads Mikkelsen

    Wiesz, że masz w życiu przejebane, kiedy zaczyna się ono od wylądowania w śmietniku pod szpitalem – chociaż prawdę powiedziawszy, chyba powinienem być wdzięczny, bo choć leżałem wśród smrodu i odpadków, tam przynajmniej ktoś mógł usłyszeć płacz niemowlęcia. W jeziorze, z obciążeniem zamotanym w poły kocyka, woda szybko stłumiłaby mój głos.
    Anne-Lise Aabech, ratowniczka, której brakowało czasu, by samodzielnie zająć się niemowlęciem, nie zabrakło empatii potrzebnej, by odnieść je do najbliższego sierocińca, a kilka lat później raz czy dwa zajrzeć, jak się miewało.
    Miewało się kiepsko, jak każdy odmieniec, którego grupa jest w stanie wyodrębnić i napiętnować. Prawdę powiedziawszy, trudno było im się dziwić – tylko w lustrze widziałem pełnię swojego nienaturalnie wielkiego jak na młody wiek ciała, ale na każdego rówieśnika patrzyłem z góry. Coraz wyżej i wyżej. Pochylałem się coraz bardziej w odruchowej próbie dopasowania do reszty, aż opiekunki zaczęły szeptać między sobą. A szepty podsycają nieufność i dają przyzwolenie, żeby po słowach przejść do czynów. Ha, widzisz, dowiedziałem się wtedy, że mam zajebiście twardą skórę. Tak cholernie twardą, że nigdy nie zdzierałem sobie kolan ani rąk, a siniaki pojawiały się właściwie tylko pod oczami. Albo jeśli starsi chłopcy mieli gorszy dzień i na kimś potrzebowali wyładować swoją złość – wtedy wystarczyło, że powtarzali ciosy wystarczająco razy w to samo miejsce i w końcu zostawał ślad. Idealny kozioł ofiarny, prawda? Spacyfikujesz go jak każdego innego mając odpowiednio dużo rąk. Możesz go katować, a on za szybko nie padnie. Nie winię dzieciaków. Dzieci z zasady potrzebują kierunku i kogoś, kto pokaże im, gdzie leżą granice. A nasze opiekunki wolały odwracać wzrok, bo bały się tego, czym mogłem być. Logika na zasadzie, jeśli tego nie widzę, to tego tam nie ma.

    Słowo „olbrzym” pierwszy raz usłyszałem na Akademii Laguz – wcześniej dzieciaki nazywały mnie raczej trollem. Pomijając kończyny, nad którymi ciężko było na początku utrzymać kontrolę, mam gębę pasującą raczej do ciemnego zaułka i nigdy nie było lepiej. Nie marszcz się tak, przecież wiem, że nie wygram żadnego konkursu piękności.
    Więc olbrzym, a nie troll. W czwartej klasie profesor od fauny i flory wziął mnie na bok przedyskutować moje kiepskie postępy i spytał na koniec, czy nie mam jakiegoś w rodzinie. A skąd miałem to wiedzieć? Wygrzebali mnie przecież ze śmietnika, to nie tak, że obok leżały dokumenty z pełnym rodowodem – nie było tam nawet imienia. Te, które noszę, nadała mi Anne-Lise. Tak czy inaczej, profesor podsunął mi kilka tytułów ze swoich zbiorów, które mogły rozjaśnić to i owo. Jak każde dziecko znałem legendy o Ymirze, ale nie wywoływały one we mnie żadnego wewnętrznego drgnięcia. Żadnego... Wzruszenia, powiedzmy. Ymir był tak samo odległy jak Odyn, Freja, Muspelheim czy Utgard. Rozum i nic więcej zrównał moje ograniczone doświadczenia ze świadectwami olbrzymów zawartymi w księgach, które śmierdziały kurzem i mokrym psem. Pytasz czy się cieszyłem? Kurwa, nie. Byłem wściekły, że dopiero wtedy ktoś mi o tym mówił. Że pozwalałem się tłuc w sierocińcu jak bura suka, a miałem tyle siły, wystarczyło tylko chcieć jej użyć. Wcześniej odbijałem strach dorosłych jak lustro, a potem zacząłem oddawać. I uczyć się, że moje własne, nieproporcjonalne ciało nie było moim wrogiem tylko największym sprzymierzeńcem. Magia szła mi średnio, ale pięści nie wymagały formuł ani skupienia – zawsze kruszyły zęby tak samo.

    Ten sam profesor, który uświadomił mi moje pochodzenie, w późniejszych latach zaczął chyba tego żałować. Pełen wściekłości, która nigdzie nie zniknęła oraz nastoletnich hormonów, byłem utrapieniem. Absolutnie wszystkich, bo uczyłem się średnio, nie oddawałem niczego w terminach, zaczynałem bójki, a potem zacząłem kraść. Nieważne co, brałem wszystko, co wpadło mi w ręce. Najpierw dla własnej satysfakcji, a potem żeby wymieniać fanty na talary w kantorze. Nikt nie był dla mnie autorytetem. Tłukłem i zastraszałam uczniów na zlecenie tych, którzy ich nie lubili, a potem też dorosłych obywateli, kiedy pod bramę sierocińca przychodzili ludzie, których nie chciałbyś spotkać w ciemnym zaułku. Oczywiście opiekunki zgłaszały to Kruczej Straży, ale to tylko sprawiło, że zaczęli interesować się mną, a nie gośćmi, których powinni odstraszać. Oficer, jaki pojawiał się u nas najczęściej, wziął sobie za punkt honoru udowodnić, że na pewno interesuję się zakazaną magią. Zadufany dupek. Nie podobało mu się, że dzieciak mógłby mu splunąć na głowę, gdyby chciał. Miałem wtedy dobrze ponad dwa metry wzrostu i niewiele instynktu samozachowawczego. Mógł mi naskoczyć.
    Nikt mi tego nie powiedział wprost, ale sądzę, że kadra Akademii Laguz postanowiła za wszelką cenę wypchnąć mnie ze swoich progów i pozbyć problemu, kiedy odhaczyłem wszystkie klasy. Teoretycznie nie mieli wpływu na to, jak zdam egzamin końcowy, ale... Cóż, byłem wrzodem na dupie. I Akademii i sierocińca, z którego musiałem się wyprowadzić wraz z zakończeniem obowiązkowej nauki. Nieszczególnie się tym przejąłem – niewieloma rzeczami się wtedy przejmowałem.  

    Szybko znaleźli się ludzie gotowi dać mi dach nad głową i garść talarów za to, co wychodziło mi najlepiej – robienie groźnych min, zastraszanie i okazjonalne danie w mordę. Później sam zorientowałem się, że są tacy, którzy zapłacą, żeby móc się ze mną zmierzyć, a inni by popatrzeć. Między robotami dla miejscowych oprychów robiłem z siebie przedstawienie i to wystarczyło, żeby nie spać na ulicy. Wystarczyło mi takie życie, bo przecież nie każdy musi zostawać jarlem, czy wynajdywać Księżycowy Wywar. Pytasz, gdzie jest „ale”? Ano widzisz, żadne „ale” nie pojawiło się jeszcze bardzo długo. Przez lata wyrobiłem sobie opinię gościa, z którym nie warto zadzierać, nawet jeśli znało się parę paskudnych zaklęć – byłem lojalny wobec zleceniodawców i nie miałem skrupułów. No chyba, że komuś chodziłoby o dzieci, nigdy nie dostałem takiej roboty. I tutaj powoli zaczęły pojawiać się „ale”. Widzisz, z królami półświatka zawsze jest tak, że gdy znika jeden, na jego miejsce natychmiast pojawia się kilku pretendentów, gotowych posadzić dupę na tronie i przejąć interes. Jeden z takich przewrotów skończył się wsadzeniem przemytniczej korony na łeb faceta, który miał smykałkę do interesów, ale z jakiegoś powodu nie lubił wszelkiej maści odmieńców. Korzystał z naszych umiejętności, ale robił to z taką miną, jakbyś podsunął mu pod nos gówno. Sam rozumiesz, że nie inspiruje to lojalności i szczególnego dbania o interesy, ale – kolejne ale – robiłem swoje. Nie byłem z tego zadowolony, ale robiłem. Dopóki po robocie dla innego z króli, nasz przemytnik obudził się, że wolałby mieć moje pięści na wyłączność – tak to nawet wtedy określił, dokładnie w tych słowach. Cholernie się wtedy wściekłem. Wiedziałem, że nikt nie daje mi roboty ze względu na rozum czy ładną buźkę, ale chyba przechodziłem wtedy jakieś wewnętrzne zmiany – jakkolwiek to brzmi. No więc powiedziałem gościowi, że ma się pierdolić, a on w zamian nasłał na mnie bandę swoich oprychów. Skopać psa, zdominować psa. Oszczędzę ci szczegółów. Wynik był taki, że on stracił paru gości, a mnie spalono miejscówkę i wysłano do szpitala. Jak się za bardzo przemęczę, mrowi mnie w lewej dłoni i czasami muszę pić Eliksir Heidrun na nerwobóle. Pewnie nie o to im chodziło, kiedy miotali zakazaną magią, ale mam twardą skórę. Nie docenili moich genów.

    Zrozumiałem, że nie mogę być już samotnym wilkiem, lojalnym każdemu kto sypnie talarami – odebrano mi tę możliwość. Dlatego sam wybrałem sobie szefa – głowę midgardzkiej siatki kieszonkowców, szurniętego w specyficzny sposób galdra, z którym pracowałem już wcześniej. Przyjął moją ofertę bez większego zastanowienia – bądź co bądź byłem mokrym snem każdego bywalca półświatka, idealnym ochroniarzem. Miał dla mnie tylko jeden warunek – żebym poszedł na studia, bo nie znosił durnych ludzi i rozmów o pogodzie. W nosie miał kierunek. Bawiło mnie to. Wciąż mnie to cholernie bawi, jak o tym myślę – ochroniarz z tytułem. No ale takie miał dziwactwo i zachciankę, więc dopóki łożył na moje utrzymanie, poszedłem dowiedzieć się, czy to w ogóle możliwe dla kogoś z taką historią jak moja. Nie obyło się bez rozmowy z rektorem, na której zakręciłem go historią, że chciałem zmienić swoje życie, łamać stereotypy i uwrażliwiać społeczeństwo na tych, którzy się z niego wyróżniają. Okazało się, że jeśli pozwolono mi gadać, byłem naprawdę dobry w nakłanianiu ludzi, by robili to, czego od nich chciałem. Ku mojemu zdziwieniu, ale też jakiejś satysfakcji, zacząłem uczęszczać do Instytutu Ansuz na kierunku magii twórczej – okazało się, że jeśli musiałem się skupić na jednej dziedzinie magii, szła mi całkiem nieźle. Nie widziałem dla niej praktycznego zastosowania w swojej pracy, ale spełniałem życzenia pracodawcy. Było mi nieźle w życiu – miałem pracę, zaplecze, obserwowałem tajniki fachu. Znałem większość złodziejaszków z imienia i twarzy, z ochroniarza zostałem nieoficjalną prawą ręką szefa.

    Wszystko spierdoliło się, kiedy ktoś z konkurencji zrobił to, czego z zasady nie robiło się w naszym świecie – napuścił na szefa Kruczą Straż. O wszystkim wiem tylko z relacji świadków, bo jak na złość miałem tego dnia przedstawianie pracy przed komisją. No kurwa dramat. Zwinęli wszystkich, którzy byli na miejscu, wypruli lokal, zarekwirowali fundusze. Zostałem z niczym. Wróciłem do punktu wyjścia i jedyne czym mogłem się pochwalić to fakt, że czekałem na dyplom. A w sumie na chuj był mi ten dyplom? Mogłem nim tylko rozpalić, kiedy zrobi się zimno. Musiałem zastanowić się, czy chcę szukać kolejnego szefa i jeśli tak, kogo.
    Zaskoczyłem samego siebie, kiedy kilka dni po najeździe kruczych, doszedłem do wniosku, że czas  przełamać schemat kierujący dotąd moim życiem. Postanowiłem, że teraz to ja wypełnię powstałą lukę, ale zrobię to mądrze – postawię solidny front, biznes łączący się z nowo nabytym wykształceniem. Sam dobiorę sobie współpracowników. Moje pochodzenie dawało mi dodatkową broń w potencjalnych przepychankach z Kruczą Strażą – czy naprawdę chcieli nachodzić osobę o mieszanej krwi mogącej oskarżyć ich o brak tolerancji?
    Miałem plan, ale brakowało mi pieniędzy, by go zrealizować, dlatego posłuchałem plotek i wybrałem Ilję – stosunkowo młodego człowieka, właściciela lokalu po świętej pamięci Antonie. Miał w oczach błysk, który zwykłem kojarzyć z bezwzględnością. Oceniał mnie tak, jak ja oceniałem jego, wychodząc z prośbą o pożyczkę. Dopóki go nie spłaciłem, oferowałem swoje usługi jako ochroniarza, doskonale zdając sobie sprawę, że to mój najlepszy argument. Wynegocjował, by mieć dożywotnie prawo do przysług z mojej strony. W różnej postaci. Zgodziłem się – przysługi nie znaczyły, że muszę się za każdym razem bić o jego honor z kolejnym pretendentem do tronu. Czasem mogłem po prostu postać za nim robiąc odpowiednią minę w trakcie biznesowych negocjacji.
    Od pięciu lat mam w Midgardzie swój antykwariat zastawiony meblami oraz gabloty pełne drobiazgów – dzięki swoim studiom mogę ocenić, czy są fałszywe czy nie, nie musząc polegać na czyjejś ekspertyzie. Podobnie jest z owocami pracy moich mrówek robotnic. Wiedzą, że potrafię odróżnić fałszywkę od oryginału i nie próbują mnie oszukiwać. Nagradzam ich sprawiedliwie, a kiedy trzeba, ukrywam. To dobry system. I dobre życie. Jeszcze nikt nie odebrał mi tronu.
    Gość
    Anonymous


    KARTA ROZWOJU

    INFORMACJE OGÓLNE
    WZROST: 245 cm

    WAGA: 135 kg

    KOLOR OCZU: jasny brąz

    KOLOR WŁOSÓW: siwe

    ZNAKI SZCZEGÓLNE: ---

    GENETYKA: olbrzym

    UMIEJĘTNOŚĆ: ---

    STAN ZDROWIA: drętwienie dłoni i nerwobóle


    STATYSTYKI
    WIEDZA O ŚNIĄCYCH: I

    REPUTACJA: -25

    ROZPOZNAWALNOŚĆ: 25

    STRONNICTWO: 0

    ALCHEMIA: 5

    MAGIA UŻYTKOWA: 5

    MAGIA LECZNICZA: 5

    MAGIA NATURY: 5

    MAGIA RUNICZNA: 5

    MAGIA ZAKAZANA: 0

    MAGIA PRZEMIANY: 5

    MAGIA TWÓRCZA: 20

    SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA: 35

    CHARYZMA: 25

    WIEDZA OGÓLNA: 5


    ATUTY
    Polityk (I): +2 do rzutu na charyzmę i +2 do rzutu na czynności związane z wiedzą ogólną.

    Twórca (I): +3 do rzutu na dowolne zaklęcie z dziedziny magii twórczej.

    Złotousty (II): +5 do rzutu kością na dowolne czynności związane z charyzmą.

    Jak skała – postać jest obdarzona nadludzkim wzrostem, siłą i odpornością. Otrzymuje +5 do rzutu przy zadawaniu ciosu bez używania magii i innych czynnościach, wykorzystujących siłę. Przeciwnicy postaci doznają stałej kary -7 do każdego rzutu na atak bez użycia magii i -3 do każdego rzutu na atak używający magię


    EKWIPUNEK
    - sygnet z wizerunkiem Bölthorna (sprawia, że ludzie nie zwracają uwagi na posiadacza przez okres II tur, gwarantuje ci +3 do magii przemiany)
    - eliksir Heidrun
    - eliksir Stu Twarzy


    AKTUALIZACJE
    - zakup +5 punktów do magii twórczej (01.08.2023)
    - zakup eliksiru Heidrun i eliksiru Stu Twarzy (01.08.2023)

    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Karta zaakceptowana
    Od samego początku życie dawało ci w kość, nie mówiąc o tym, że być olbrzymem w konserwatywnym społeczeństwie galdrów nie jest łatwo. Ale tobie, pomimo fatalnego falstartu, udało się zajść całkiem daleko. Teraz poszedłeś na swoje i jesteś sam sobie panem – masz własny antykwariat, do którego co jakiś czas trafiają w twoje ręce  ciekawe przedmioty. Tylko co dalej, Viggo? Czy ten dobry system i dobre życie, o których mówisz, będą trwać wiecznie?


    Prezent

    Jesteś olbrzymem, a co za tym idzie – zawsze przyciągasz uwagę innych galdrów swoim niecodziennym wzrostem. Czasem przydałoby ci się wtopić w tłum, dlatego w prezencie od Mistrza Gry otrzymujesz sygnet z wizerunkiem Bölthorna, legendarnego olbrzyma, który nauczył Odyna zaklęć. Mówi się, że sam znał kilka sztuczek, które ułatwiały mu codziennie funkcjonowanie, stąd też pierścień sprawia, że ludziom, którzy cię nie znają, wydaje się, że jesteś niższy, a co za tym idzie – nie zwracają na ciebie uwagi przez dwie tury. Możesz jednak użyć tej właściwości tylko raz na miesiąc fabularny. Dodatkowo pierścień gwarantuje ci +3 do magii przemiany.


    Informacje

    Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.