Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Erling Paulsen [budowa, kaski i te sprawy]

    Gość
    Anonymous


    Erling Kristen Paulsen
    Dane postaciMidgard, Norwegia / 11 maja 1970 / Nørgaard
    Zamożny / Żonaty / III stopień wtajemniczenia
    Żałobnik / Białozór / James McAvoy


    Bogowie wybrali mnie, pozwalali mi słyszeć swoje głosy, jednak galdrowie zadecydowali, że za dar mój, moje słodkie błogosławieństwo – cierpieć muszę słodkie wygnanie. Gdyby nie wstyd mojej matki, gdyby nie myślała o tym, że lepiej było pozbyć się mnie jeszcze w trakcie ciąży, nim jeszcze spojrzała w moje lśniące oczy, gdyby nie ubrała tego w gorzkie słowa… Wtedy nigdy nie musiałbym przebijać się w miejsca, w których moja natura nie miała żadnego znaczenia. Urodziłem się jako widzący, ba – widzący więcej niż inni.
    Skończyć chciałem jako śniący.


    Nie przebierał w słowach, kiedy jako dziecko chciano odesłać go na domowe nauczanie. Wtedy upewnić się miał, że chęci matki swojej będą tylko pełnymi marzycielstwa zachciankami. Rzucił podręcznikiem w jedna ze swoich sióstr i przeklinał, pomimo, iż słów tych nie powinien jeszcze znać. Płakał rzewnymi łzami na myśl o tym, by rozstawać się ze swoim najwierniejszym przyjacielem. Histeria dziecka przecież właśnie taka była – nieokiełznana niczym żywioł.

    Od samego rana przeczuwać miał gniew. Obudził się z nim, bo to on dobijać się miał do jego umysłu przez całą, zlaną potem noc.

    Nie rozumiał jak bardzo niemile widziany był w swojej rodzinie, dopiero po latach zauważając, że pomimo iż gen wyroczni krążył w familii jego matki od wieków, stając się rodzinną tradycją – nigdy nie przystawał jemu. Chłopcy nie powinni tak mieć, a jednak czasami mieli. Tak samo jak nie powinni bawić się lalkami, posiadać długich włosów i nosić różu, a przecież tacy również się zdarzali. I na litość wszystkich bogów – chwała wszystkim tym, którzy nie złamali się i wciąż parli do przodu, pomimo bolesnych słów ich matek.
    Gdyby nie najmłodsza siostra, która również nosić miała dar, matka Erlinga nie pozbierałaby się nigdy. Nie wybaczała ojcu patronatu nad „nieszczęśliwym wypadkiem”, jego ambicji przelewanych na syna i miłości, którą w nim pielęgnował.

    Dopiero kilka lat temu wyciągnąć miała dłoń ku synowi. Wtedy było już jednak za późno. Młody Paulsen wyleciał z gniazda, a kończąc ostatnie lata studiów archeologicznych – przestał patrzeć jedynie w bolesną przeszłość.
    Wszystko wskazywało bowiem, że przyszłość również zapisać mogła ciekawe woluminy.

    Od zawsze przyjaźniłem się z młodym Vanhanenem. Wybiłem mu zęby jeszcze w Akademii Odala, przyprawiając naszych rodziców o prawdziwą trwogę. To on wprowadził mnie w świat, przed którym tak ostrzegali mnie wszyscy dorośli. Podobno świat śniących nie był dla nas. Dlaczego zatem radziłem sobie tam tak dobrze? I czułem tak lekko?

    Pierwszy raz ze śniącymi zetknął się w Finlandii, w Turku, gdy w wieku szesnastu lat odwiedzał swojego przyjaciela, Erika Vanhanena. Nikt już dawno nie zwracał uwagi na to, z kim zadawał się Erling, bo chociaż jego matka mogła posiadać rodzinnie ugruntowane wartości, a jego ojciec pozostawać wyraźnie konserwatywnym w swoich poglądach - wszystkie spojrzenia skierowane już były ku córkom, które przejawiać mogły lepsze predyspozycje.
    Gdy w muzeum Erik rozmawiał ze śniącymi dziewczętami, zaczepiał i podrywał - Paulsen patrzył na nie z pewną ostrożnością, strachem i faktycznym niedowierzaniem w łatwość, z jaką można było nawiązać z nimi kontakt. Wcześniej niezaznawszy tak nieskrępowanego kontaktu z niemagicznymi, wyobrażał ich sobie jako coś nietykalnego i tak bardzo odrębnego od wszystkiego, co poznawał w Akademii. Dziewczęta operowały niekiedy nieznanym słownictwem, jednak również zainteresowaniem, które kierowały ku wyroczni. Mógł udawać, że całe te zafascynowanie światem niemagicznym i nieznanym było napędzane tylko i wyłącznie "manią" młodego Vanhanena, jednak nie mogło umknąć niczyim oczom, że w tamtym czasie Erling... Lubił kobiety.

    Lubiłem też swoje studia, a dzięki wpływom ojca wysyłany byłem na najlepsze praktyki. Ktoś powiedziałaby, że to nepotyzm, ja z pewnością się z nim zgodzę. Jednak właśnie dzięki temu mam teraz pracę i dzięki temu mogłem odciąć się od zgubnego wpływu śmierdzącej nieciekawie rodziny. Kiedy po raz pierwszy, przekopując zgliszcza dawnych cywilizacji, dostałem się do kości... Wiedziałem, że śmierć interesowała mnie najbardziej. Dzięki Nornom przeczuwałem, że warto dać szansę zainteresowaniom, które zamiast kwitnąć - gniły zasypywane glebą.

    Paulsen był człowiekiem skrupulatnym w nauce i pracy - bardzo dobrze radził sobie z historią, będącą przecież niekwestionowaną podwaliną archeologii. Chłonął woluminy i chętnie brał udział w dyskusjach. Nie szukał autorytetów, a częściej je kwestionował. Otrzymywał nagrody za swoje wysokie stopnie, a gratulacje przyjmował z pokorą. Odwrócił poniekąd passę negatywnych opinii osób niechętnych do jego skrytego usposobienia i często ukrywanego genetycznego uwarunkowania. Wydawał się wtedy rozsądnym i żądnym wiedzy młodym człowiekiem, który mógł osiągnąć sukces w magicznym świecie.
    Ale zniknął, nie chcąc być jego czujną częścią.

    Patrzyłem w oczy mamuta w Muzeum Naturalnym we Wiedniu. Trzymając za dłoń moją przyjaciółkę Ness, mówiłem jej, że jeżeli wrócę do Skandynawii, nigdy nie wrócę już taki sam. Byłem zupełnie szczery, w końcu na dobre przesiąkłem już tym, co śniące. Umiałem kłamać już na temat mojego wykształcenia, wyuczyłem się skutecznie na temat systemu monetarnego czy podstaw wysokiej technologii, która powoli przebijała się do świata niemagicznego. Żyłem w mieszkaniu wyposażonym w prąd, centralne ogrzewanie i gaz. Umiałem obsługiwać budkę telefoniczną, samodzielnie chodzić do sklepu i używać młodzieżowego slangu.
    Wszystko dzięki Erikowi, z którym zamieszkałem na studiach w Finlandii.


    Zawsze zachowywał dobre relacje z Komisją do Spraw Niemagicznych, czym przyprawiał rodziców o prawdziwy ból głowy. Erik Vanhanen nie był już młodym Erikiem Vanhanenem, a Obserwatorem, dodatkowo szybko pnącym się po szczeblach kariery i szacunku.
    Przez fakt przebywania ze śniacymi przez kilka dobrych lat, mieszkając w dzielnicy typowo niemagicznej, Erling posiadał idealne predyspozycje do współpracy z organem tym, dla którego raz na jakiś czas dostarczał odpowidnie informacje.
    Przy okazji wiele podróżował, a w trakcie podróży poznawał języki martwe i te jeszcze żywe. Wiedziony łakomstwem wiedzy historycznej, odwiedzał stolice europejskie, gdzie w tamtym momencie odnajdował się już coraz lepiej. Wyuoczony schematów funkcjonowania wśród śniących, nie rzucał się w oczy, a w późniejszym czasie nie przyciągał nawet uwagi Komisji. Spędziwszy prawie dwa lata w Danii, kilka miesięcy po skończeniu studiów i zamieszkując małe mieszkanko - prawdziwą klitkę, którą dzielił ze śniącym chłopakiem z rodziny magicznej... Zaczynał odczuwać braki gotówki. Magiczne talary nie zadawały się na nic w świecie, do któego ciągnął.
    Erling był po studiach, jego przyjaciel zaś - świeżo po szkole. Obydwaj dzielili zainteresowania archeologiczne i historyczne, jednak zawód ten nie był popularny i dochodowy dla osoby z tak nikłym doświadczeniem jak ich dwójka.

    Dostałem cynk o innym widzącym w Aarhus, który spędzał tam już drugą dekadę życia. Mężczyzna po czterdziestce, w wieku podobnym do mojego ojca. Bardzo otwarty, w pewien sposób uczący mnie nawet pewności siebie, której wciąż brakowało mi w tym dopiero odkrywanym świecie śniących. Był pracownikim zakładu pogrzebowego - kierowcą dużego samochodu, w którym niemagiczni przewozili zwłodki swoich bliskich do zakładu i na cmentarz. Ta maszyna mnie oczarowała - w końcu wśród widzących dostęp do magicznych automobili dostęp miały tylko dzieciaki bardziej zamożnych rodziców. I nie twierdzę, że moich starych nie było na to stać. Matki po prostu nie było stać na tak hojny gest wobec mnie - niechcianego syna z równie niechcianą przypadłością.
    Kiedy Holst przyjechał po mnie po raz pierwszy, kiedy uścisnął mi dłoń z takim zdecydowaniem i siłą… Wiedziałem, że odnajdę w nim oparcie. Mówił w końcu o tym, że wszyscy my, wykluczeni przez magiczne społeczeństwo, musimy trzymać się razem. Sam twierdził, że cierpiał na jedną z genetycznych chorób, o której niewiele słyszałem wcześniej. Ograniczony do używania prostych zaklęć, od najmłodszych lat mierzyć się musiał z kpiną.
    Poniekąd w końcu byliśmy... Tacy sami.


    Jego dawny przyjaciel z Kopenhagi znalazł pracę mniej satysfakjonującą - na studiach dorabiał sobie bowiem jako konsjerż. W pierwszych tygodniach pracy wymieniali się nawet garniturami, w końcu obaj musieli wyglądać w tym wypadku nienagannie.
    Gdy Paulsen przeszedł pierwsze szkolenia i robić miał więcej, niżeli jedynie zamykać drzwi karawanu - otrzymał kilka kompletów strojów eleganckich i miejsce w hoteliku bliżej Domu Pogrzebowego. Ktoś inny mógłby stwierdzić, że Paulsen jako osoba wyżej wykształcona, znajdował się na stanowisku zwyczajnie zbyt mało wymagającym. Niezmiennie jednak, niezależnie od tego czym mógł się zajmować, a czym zajmował się de facto - Erling nie odczuwał braku satysfakcji. Posiadał odpowiednie pokłady empatii, głód wiedzy i wszelką chęć wpasowania się w środowisko wyraźnie bardziej go akceptujące.
    Przez kolegów z pracy i przełożonych w zakładzie nazywany był mądralą - umiał opisać z dużą dokładnością zwyczaje pogrzebowe osób innych kultur, dopasować obrządek do klienta i zrobić dobre wrażenie na tych znajdujących się w często najgorszych momentach życia. Wpisał się w świat, którym gardzili jego rodzice, wysyłający mu to kolejne listy, świadczące o odcięciu się od syna. Każdy z listów spisywany był pismem matki, jednak jej nieodrodne córki podzielały większość opinii volvy.
    Czy wydziedziczyli go? Słowo to nigdy nie padło, jednak wyraźnie wskazywano mu, by nie przedstawiał nigdy powiązań z rodziną Nørgaardów. On sam wiedział jednak, że w jego nowym, lepszym środowisku, nazwisko to nic nie znaczyło.

    Klienci i klientki w zakładzie pogrzebowym byli naprawdę różni, tak samo jak różne były nasze obowiązki. Byliśmy małą, rodzinną firmą, jedną z wielu takich w tym mieście. Gdy nasza sprzątaczka chorowała, często przejmowałem jej obowiązki. Oplerowałem lady, zmywałem podłogi, dopieszczałem witrynę, jakkolwiek dopieszczać można było element wystroju domu pogrzebowego czyli miejsca wiecznie okrążonego żałobą.
    Najwięcej osób umiera zimą, głównie na choroby serca. Tej zimy moje serce też zachorowało, a chorobą tą nazywam Jię, z którą od momentu zapoznania widziałem się lub kontaktowałem codziennie. Autentycznie, bez cienia żartu - od kiedy zmiatając warstwy śniegu z chodnika, zupełnie omyłkowo obsypałem nim przechodzącą obok i ubraną ewidentnie nieadekwatnie Chinkę - nie było dnia, gdy nie zamieniłem z nią słowa. Z początku słowa te były łamane, a jej znajomość języka wybitnie nieciekawa. Podobno szukała pracy - otrzymała ją u nas, zastępując schorowaną staruszkę, sprzątaczkę. Podobno nie mogła wrócić do domu, chociaż w peirwszych miesiącach nie umiała jeszcze dobrze nazwać powodów. Podobno w życiu potrzebowała właśnie kogos takiego jak ja - kawalera gotowego poślubić ją z powodów typowo pragmatycznych. W końcu nie miałem zamiaru pozwolić, by ktoś deportował naszą wyjatkową pracownicę. Szczególnie, że Norny sugerowały mi jedyne rozwiązanie.


    Teraz byli małżeństwem od kilku lat, a u boku ich znajdowała się roczna córeczka. Genetyka była prawdziwą niezwdzięcznicą, bo niekiedy patrząc w twarz swojej córki, zauważał w niej pewne podobieństwa do własnej matki. Kilka dni przed jej narodzinami, nie mógł uciec od upiornych snów i wizji. Poród faktycznie nie był przyjemny, a sposoby przeprowadzania porodów przez śniących były w jakiś sposób przytłaczające, szczególnie dla kogoś, kto nie od najmłodszych lat w świecie tym przebijał.
    Gdy jednak w rodzinie pojawiła się córeczka, Erling poczuł wreszcie to, o czym opowiali mu niegdyś żonaci znajomi. Dziecko zmieniało wszystko, nawet jeżeli do tej pory miewał jeszcze wątpliwości czy życie powinien spędzać ze swoją ezgotyczną małżonką o mrocznej, ciągnącej się za nią przeszłości. Teraz liczyło się ich bezpieczeństwo, udane dzieciństwo latorośli i swoista praktyczność.
    Gdy martwił się rodziną i koniecznością brania odpowiedzialności za ich trójkę, wizje intensyfikowały się. Przeczucia sugerowały błędy, sugerowały rodzicielskie potknięcia, ale i życiowe niepowodzenia.
    Nie mógł wiedzieć, że jego głównym problemem nie była nowa sytuacja życiowa. Był ojcem dobrym w podstawowym tego słowa zasięgu, w końcu zapewniał rodzinie godziwy byt, poświęcał jej czas i wyręczał żonę w obowiązkach, które (w rodzinie z której wyrósł) przypadały tylko kobietom.
    Główną wadą Erlinga Paulsena był bowiem niezaspokojony nigdy głód wiedzy. Jako niegdyś zapalony archeolog zauważać miał sporo korelacji pomiędzy magią rytualną… A magią zakazaną. Szczególnie tą z dziedziny niezwykle bliskiej jego obecnemu zawodowi.
    Ciało, chociaż chłodne, wciąż mogło się w końcu poruszyć.

    Wszedłem do pomieszczenia, w którym spodziewałem się spotkać mojego przełożonego. Dzisiaj chowaliśmy Panią Marię Erlingdottir, uroczą staruszkę, którą pamiętałem sprzed dwóch lat, gdy przyszło jej pochować własnego męża. Wtedy wykazywała się wielkim zrozumieniem w kwestii śmierci - była pogodzona ze starością, jak niewiele osób które znam. Gdy wszedłem do salki, w której przygotowywano zwłoki do wystawienia na pogrzebie, zachodziłem Samuela od tyłu. Nie wierzyłem własnym oczom, miałem to wpierw za jedynie dziwne przywidzenie w półmroku, ale dłoń pani Erlingdottir... Uniosła się, a potem zacisnęła palcami na dłoni Holsta.
    Wierzyłem w moce nadprzyrodzone. Przyspieszyłem kroku i gdy ten tylko posłyszał głośniejsze uderzenia obcasów o parkiet - obrócił się. Jego oczy nie wyglądały tak samo, a wokół nich wiły się węże czarncyh żył.
    Nie zaskoczyło mnie to, że rzucał zaklęcia, nawet jeżeli ze względu na otoczenie zwykle tego nie robiliśmy. On był ślepcem. Samuel Holst, ten który ukrywał się wśród śniących tak jak ja, był ślepcem.


    Każdy kontakt z magią zakazaną wiązał się z psychicznym i fizycznym obiążeniem. Była to dziedzina nierozłącznie powiązana z cierpieniem i żywiąca się nim, co w pewnym sensie godziło w dobre samopoczucie Paulsena.
    Był jednym z tych chłopców, którzy przekonać się chcieli jak gorąca pozostawała maska samochodu, dotykając jej otwartą dłonią z pełną premedytacją. Z początku działania jego były niewinne - badał sytuację, magicznych stuczek ucząc się w warunkach laboratoryjnych. Zasafcynowany wysłuchiwał wyznań Holsta, jego rad i wspomnień związanych z poprzednim życiem, które prowadził, nim jeszcze miejsca zacząć szukał wśród śniących.
    Wzięź pomiędzy mężczyznami zacieśniała się tak, jak zaciskały się więzy ich wspólnie pielęgnowanych kłamstw i tajemnic. Gdy sprawy były niewinne, a sam Erling traktował dzidzinę tą jeszcze jako zwyczajną ciekawostkę i krok ku magicznemu rozwojowi - z początku jedynie w kwestii magii runicznej.
    Kłamał przed Jią, do tej pory świadomą jego magicznych zdolności i genetycznego przekleństwa wyroczni, jednak nie mającą pojęcia o mrocznych rytuałach, w których stronę wyciągał dłonie.
    Obserwacja ciał samodzielnie układających się w trumnie nie dawała mu jednak spokoju. Pewnego dnia ścisnął przedramie Samuela, prosząc go o to, by pomógł mu zgłebić tajniki zakazanych woluminów.
    Przekroczenie punktu bez odwrotu wydarzyło się niezwykle szybko, zgodnie z tym jakie przeczucie mogły gwarantować mu szepczące doń Norny. Elring lubił bowiem sprawdzać wszystko na swoją rękę, a uporczywość w działaniach z dziedziny nekromancji, które początkowo zupełnie niewychodziły, doprowadziły go do punktu bez odwrotu.
    Gdy stawał się ślepcem, gdy po raz pierwszy drżącymi srednicami wodził po swoich palcach, pokrytych labiryntem czarnych tętnic, poczuł ogromny stres. Wydarzenie to przechorował, spędzając czas pod opieką swojej nic nie rozumiejącej jeszcze żony.
    Gdy zrozumiała nadeszły dla nich trudniejsze czasy. A wraz z nimi nadeszła skrucha, która mogła wpłynąć na niego i jego rodzinę jedynie zbawiennie.
    A może nie?
    Gość
    Anonymous


    KARTA ROZWOJU

    INFORMACJE OGÓLNE
    WZROST: 1.8 m

    WAGA: 76 kg

    KOLOR OCZU: błękitne

    KOLOR WŁOSÓW: czarne

    ZNAKI SZCZEGÓLNE: Elegancki ubiór, dobre maniery i wyczucie taktu. Wrażliwe, pełne zrozumienia podejście.

    GENETYKA: wyrocznia

    UMIEJĘTNOŚĆ: brak

    STAN ZDROWIA: zdrowy


    STATYSTYKI
    WIEDZA O ŚNIĄCYCH: III

    REPUTACJA: 5

    ROZPOZNAWALNOŚĆ: 30

    STRONNICTWO: 3

    ALCHEMIA: 5

    MAGIA UŻYTKOWA: 10

    MAGIA LECZNICZA: 5

    MAGIA NATURY: 5

    MAGIA RUNICZNA: 25

    MAGIA ZAKAZANA: 10

    MAGIA PRZEMIANY: 5

    MAGIA TWÓRCZA: 5

    SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA: 5

    CHARYZMA: 10

    WIEDZA OGÓLNA: 20


    ATUTY
    Obeznany (II) – +7 do rzutu kością na czynności związane ze światem, technologią i kulturą śniących.

    Nekromanta (I) – +2 do rzutu kością na dowolny rytuał i +2 na dowolne zaklęcie z dziedziny magii zakazanej.




    Ekwipunek


    AKTUALIZACJE


    Gość
    Anonymous


    podbijam to i jestem gotowa na poprawki



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.