Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Niklas Edvin Hyytiä [budowa]

    Gość
    Anonymous


    NIKLAS EDVIN HYYTIÄ
    Dane postaciTampere (Finlandia) / 12 XII 1960 r. / Rytkönen
    przeciętny / kawaler / III stopień wtajemniczenia
    klątwołamacz oraz wędrowny zaklinacz / drozd / Bertil Espegren


    Był drugi.
    Był drugim.
    Był tym drugim — tak w dniu narodzin, co przez następne dwadzieścia lat życia spędzone u Jej boku, zawsze pozostający w Jej cieniu, egzystujący na pograniczu, niby mniej widoczny, jednak wiernością psa podążający śladem bliźniaczej siostry i wypatrujący wszelkich zagrożeń, których tak wiele czyhało dookoła. Przez pokolenia na dumnie wyprostowanych ramionach, acz o ugiętych nogach, jego rodzina dźwigała ciężar przekleństwa oplatającego nazwisko Hyytiä grubym węzłem zacieśniającym się coraz bardziej i bardziej, i chociaż każdy wiedział, nieliczni odważyli się publicznie potępić.
    Wszystko ma konsekwencje, jak powtarzał mu ojciec.
    Wszystko.
    Łącznie ze słowami wyrzucanymi w eter pośród fińskich ulic.
    łudzili się jedynie głupcy
    Śladem zbrodni podążała kara, zaś tropem nieprzyjemnych plotek oraz pomówień zawsze kroczyły najpotworniejsze klątwy dotykające tych, którzy zapominali o trzymaniu języka za zębami. Strach obezwładniał człowieka błyskawicznie, gwałtownie wdzierał się pod sklepienie czaszki, zagnieżdżał pośród tysięcy myśli zalegających w głowie, gdzie rozpoczynał bezkresny żer na szczątkach obumarłej odwagi — Niklas posmakował owej goryczy we wczesnym dzieciństwie i zapamiętał lekcję, której wspomnienie przechowywał gdzieś we własnym umyśle, dokąd niemal nikogo nie wpuszczał.
    Przeszłość boli.
    Pamięć boli.
    Hillevi również bolała.
    Nieświadomy własnej klątwy jedynie pochwycił jej drobną dłoń we wspólnej zabawie, by upuścić siebie w ciemność bezdennej otchłani, do jakiej został wepchnięty wraz ze wszystkim, co wypełniło świat dookoła. Krzyczał, a może jedynie wyobraził sobie dziecięcy wrzask przeżerający milczące mury rezydencji, krztusił się boleśnie własnym przerażeniem wypełniającym chłopięce ciało pchnięte na podłogę, na której został odnaleziony przy zawodzącej, zapłakanej siostrze, otrąconej gwałtownie jego ręką przy próbie przytulenia.
    Nie był pewien, gdzie ani kiedy dzieje się teraz, które ujrzał.
    Nie wiedział też, dlaczego skończyło się tak nagle, co się zaczęło, ale jedno rozumiał doskonale — wszystko ma konsekwencje.

    ( Później jest łatwiej, będzie szeptała mu matka. )

    Niczym sen na jawie.
    Takie wspomnienie zachować miał w sercu.
    Tak miał to zapamiętać.
    Ten pierwszy raz.

    (niejasne obrazy nawiedzające niespodziewanie, obrazy przywołane dotykiem, zakradające się niepostrzeżenie pomiędzy labirynty dziecięcego umysłu, który pozostaje niewinny, niesplugawiony, ujmująco uroczy we własnej prostocie — miał pisać we własnym dzienniku)

    Pierwsza wizja wdarła się boleśnie do rzeczywistości, okrutnie raniąc, dożywotnio naznaczając, kalecząc opiłkami przeznaczenia, rozrywając szponiastymi dłońmi ledwie posmakowane dzieciństwo, które gwałtownie zamiera.
    Sekundy.
    Sekund sześć.
    Dokładnie tyle potrzeba, by odebrać
    sen
    radość
    śmiech

    przyszłość.

    Pamięta przez odpływy mijającego czasu kruczoczarne pióra wraz ze skrzekotem wydobywającym się z ptasiej gardzieli, bose stopy wędrujące mozolnie przez wyjałowione pustkowie pyłu oraz kościstych kurhanów usypanych po załamanie horyzontu, drażniącą nozdrza woń — do dziś nie wiedział, czym właściwie była, jednak nie zdołał jej zapomnieć. Pozostanie pośród reminiscencji do śmierci, jak zawyrokowała matka, chociaż nigdy nie otrzymała boskiego daru, którym Norny żartobliwie obdarzyły dziewięcioletniego chłopca uwięzionego ciałem Niklasa. Przekleństwo pozostawało uśpione przez pokolenia, niemalże zacierając wspomnienia zaczątków przewidywania przyszłości w rodzinie Säde Rytkönen, której rozrzedzona krew przepływała żyłami dzieci zrodzonych jej ciałem, by obudzić się w najmniej spodziewanym momencie i uśmiercić chłopca za życia.
    Pamięta kobiece paznokcie przebijające pierwotną powłokę skóry, bolesny uścisk jej palców oplatających chuderlawe, drżące ze strachu ramiona, ostrość jej przenikliwego spojrzenia sięgającego najgłębszych zakamarków duszy, ale przede wszystkim przerażenie malujące niedoskonałe pejzaże na twarzach zebranych dookoła:
    Bliźniaczej siostry o jasnych włosach oraz nieprzeniknionych oczach będących żywym odbiciem jego własnych, jednak o twarzy zapłakanej, przerażonej — złamanej, rzekłby, chociaż przewrotność losu dopiero miała Ją złamać, na niezliczone sposoby.
    Ukochanego brata młodszego jedynie dwa lata, jednakże bystrego i przyrzeczonego przez rodziców zaślepionym alchemikom, z których sama Säde się wywodziła; chabrowe tęczówki miał wypełnione niedowierzaniem przemieszanym dziecięcą niepewnością, kiedy delikatnie ścisnął mu dłoń, nie wiedząc komu bardziej pragnął dodać odwagi.
    Milczącego ojca, szanowanego wykładowcy magii runicznej oraz przewodnika po zawiłej, jednak przepięknej drodze klątwołamactwa, którego tajniki opanowywał od dwudziestego roku życia, aby wiele lat później tę wiedzę przekazywać studentom, ale przede wszystkim własnym dzieciom.
    Wreszcie surowego dziadka, niegdyś prywatnego nauczyciela, dziś obsesyjnego zaklinacza pochłoniętego magią zakazaną, o której przez ostatnie pół wieku nauczał fińskie diaspory ślepców żyjących w ukryciu, zawsze na marginesie, jednak obecnych i niepozwalających się złapać ani wyplenić. Przez wieczność Niklas miał pamiętać Pieczęć Lokiego widoczną na jego pomarszczonej skórze, łypiącą złowrogo na wszystkich, którzy owego znamienia byli pozbawieni.
    To właśnie on, najstarszy członek rodziny Hyytiä odezwał się pierwszy.
    — Bogowie przemówili — zawyrokował.
    Następnie postąpił kilka kroków do przodu, klękając przed wnukiem.
    — Jesteś naszym darem, Niklasie, jednak długa droga przed tobą.
    Wówczas jeszcze nie rozumiał pokładanych w nim nadziei, ale wkrótce miał się przekonać oraz stanąć naprzeciw przeznaczenia, dzieląc życia na dwa — na to dobre i na to złe.

    ° ° °

    (…)

    ° ° °

    Głód był jest jego wrogiem.
    Głód wiedzy.
    Głód władzy.
    Głód arkanów zakazanej magii.
    Głód, którego nikt ani nic nie zdołało ujarzmić czy osłabić, na to było za późno, o całe dekady za późno. Porzućcie wszelką nadzieję, wy, którzy tu wchodzicie, jak pisał Dante Alighieri we własnym dziele życia — takimi oto słowami Niklas mógłby spętać własny umysł, jeśli ktokolwiek łaknąłby jednozdaniowej definicji utkanej ładnymi wyrazami o gorzkim wydźwięku. Wszystkie myśli, te piękne oraz te przebrzydłe, te zniewolone szaleństwem oraz te wciąż wymykające się jego szponom, układające się pod sklepieniem czaszki w ruchomą mozaikę malowaną na przestrzeni czasu najróżniejszymi barwami, jednak coraz częściej zdominowaną czernią, którą przesiąkła mu dusza i żyły, i serce bijące pod powłoką ludzkiego ciała.
    Skończywszy trzydzieści lat łatwiej było (za)akceptować wszystko.
    Skonał człowiek zagubiony, by mógł narodzić się nieugięty we własnej wędrówce i w pogoni za celem, bowiem takiego potrzebowała jego ukochana córka obdarzona przekleństwem widzenia tego, co jeszcze nie nadeszło, jednak nadejść miało; rozrzedzona, acz wciąż silna krew Säde Rytkönen zachowała władzę nad ludzkimi losami i zdefiniowała przyszłość dziecka, które każdej nocy zwykł usypiać nuceniem fińskiej kołysanki, chociaż myślami błądził daleko stąd.
    Gdzieś na granicy życia oraz śmierci.
    Gdzieś pomiędzy światami.
    Gdzieś…
    We wschodnich dzielnicach Helsinek będących jego schronieniem przed ścigającymi demonami przeszłości, której zawzięcie wymykał się każdego kolejnego dnia, przybierając obce imiona wraz z obcymi nazwiskami, nakładając zwyczajne maski przeciętnych ludzi, wypluwając ustami najwymyślniejsze kłamstwa pozwalające mu raz po raz uciekać. Przed wzrokiem widzących, przed Pieczęcią Lokiego, przed wtrąceniem do więzienia za plugawe praktyki, wreszcie przed własną śmiertelnością osiadłą na ramionach okrutnym ciężarem. Ponownie miał szczęście — wzniecona zaklęciem pożoga zatarła większość śladów zakazanej magii wraz z tym co zamierzał, jednak wiedział doskonale, iż prędzej czy później przyjdą i po niego, i nie okażą jakiejkolwiek litości za zbrodnie rozrastające się stuleciami.
    Za zaślepienie.
    Za czerń żył.
    Za śmierci, które były konsekwencją jednego i drugiego.
    Gdyby ojciec tu był…
    — Ale go nie ma.
    Jak zawsze znała jego myśli.
    Głos siostry wybrzmiał w ciemnościach spowijających sypialnię, gdzie Niklas skrywał się przed wszystkimi wraz z Lahją drzemiącą mu właśnie w ramionach, które zawsze były dziewczynce schronieniem przed rozpadającym się na kawałki światem i pozostać nim miały do ostatniego oddechu.
    Echo wypowiedzianych słów wirowało dookoła.
    Odgłos kobiecych kroków powoli przybliżał do rozwiązania.
    — Co proponujesz? — spytał niespiesznie.
    — Ty wciąż pragniesz władzy nad śmiercią, więc podążaj za tym, co jest ci pisane — wydała jedyny rozsądny wyrok. Nawet się nie zawahała. — Na północy znajdziesz kogoś, kto praktykuje nekromancję dłużej niż my żyjemy. Nie znam jej imienia, jednak dziadek ufał tej kobiecie bezgranicznie i to właśnie ona pomogła mu odnaleźć licza, którego błogosławieństwo otrzymał wraz z arkanami magii przywołania.
    — Lahja? — wyszeptał.
    — Zrozumie to, my zaś będziemy się nią opiekować dopóki nie wrócisz. Jest naszą krwią, naszą rodziną i naszą przyszłością. — Położyła mu dłoń na ramieniu. — Zresztą tu nikt nie odważy się po nią przyjść. Tylko głupiec wypowiedziałby nam otwartą wojnę, dobrze o tym wiesz.
    — Ad quas res aptissimi erimus… — zaczął.
    — In iis potissimum elaborabimus.
    Ciemność przysłaniająca świat była jedynym świadkiem owej rozmowy.
    Cztery godziny później nadszedł świt.
    Czternaście godzin później zmierzał na Północ.


    — Wróciłeś.
    Starucha zarechotała okrutnie, nim ugięła kolana pod gwałtownym napadem kaszlu. Niklas nawet nie chciał wiedzieć, jak stara była — brakowało jej kilku zębów, lewe oko zasnuwała mglista powłoka ślepoty, dłonie zaś opowiadały niejedną historię, ilekroć dostrzegał wyblakłe blizny naznaczające pomarszczoną skórą.
    — Wróciłem — odpowiedział spokojnie.
    — To dobrze, dobrze… — Ponownie jej klatką piersiową wstrząsnęły koszmarne spazmy wychudłego ciała poddającego się własnej niedoskonałości. Śmiertelności. Jedynej skazie dotykającej każdego, czy to człowieka, czy galdra. — Wiedziałam, że wrócisz.
    — Skąd?
    — Wy wszyscy, co zrodzeni krwią Hyytiä jesteście tacy sami. — Wsparła się o potężną laskę wystruganą własną magią i zatrzymała przed mężczyzną. — Wiele pragniecie, uciekacie z podkulonym ogonem, jednak w połowie drogi chwyta was poczucie winy. Nie lubicie niedokończonych rozdziałów, dlatego zawsze wracacie.
    — Mówisz o moim dziadku?
    — O nim i o tych, którzy przyszli wcześniej.
    — Prowadziłaś każdego w ciemność?
    — Nie wszystkich, ojciec czynił to przede mną. —  Dźgnęła go kościstym paluchem między żebra. — Chodź, a znajdziesz odpowiedzi.
    I mimowolnie podążył jej śladem, pozwalając się prowadzić przez zaśnieżone korytarze wysokiego lasu zawodzącego najsmętniejsze melodie, jakie kiedykolwiek przyszło mu usłyszeć, i chociaż od tygodni przemierzał te same ścieżki, wykonując każde polecenie starej wiedźmy bez wahania, wciąż przerażało go wszystko, co skrywało się pośród ośnieżonych drzew.
    — Dokąd mnie dziś prowadzisz?
    — Cierpliwości, ten jeden spacer nie zrobi różnicy.
    — Co tym razem…
    — Milcz. — Uniosła dłoń w geście nieznającym sprzeciwu, więc umilkł.
    Milczenie towarzyszyło im przez pozostałą część wędrówki.
    Śniegu było coraz więcej i mężczyzna zapadał się w głębokie zaspy, jednak starucha wciąż parła przed siebie jakby w ostatniej podróży życia szukała miejsca, w której legnie jej umęczone ciało pożerane śmiertelnością. Niewielkich rozmiarów kulą światła przywołaną w dłoni rozświetlała ciemność nocy, chociaż musiała znać tę drogę na pamięć — Niklas był tego pewien, jednak nie odezwał się słowem. Nie odważył się. Nie był nawet pewien, dokąd właśnie zmierzali, w ciemności oraz śniegu człowiek tracił orientację, bo i zmysły zawodziły.
    Północ czy południe?
    Wschód czy zachód?
    Czy to jeszcze miało znaczenie?, pytał samego siebie.
    Nie.
    Nie miało — postawił własne życie na szali, nadszedł czas na konsekwencje.
    Na spotkanie licza.
    — Tu. — Wskazała wreszcie niewyraźny kontur jaskini w oddali. — Dalej idziesz sam.
    — Co mnie tam czeka?
    — Przyszłość.
    — Dziękuję…
    — Nie. Nie dziękuj.
    Starucha przerwała mu gwałtownie, przekrzywiając głowę.
    — Od teraz wszystko zależy od ciebie. — Odwróciła się powoli, nie spoglądając nań więcej. — Powodzenia, będziesz go potrzebował.
    Nie było odwrotu.
    Palce marzły, płuca oddychały mroźnym powietrzem, spierzchnięte wargi drżały mimowolnie smagane niemalże arktycznym chłodem, jednak ciało agresywnie parło przed siebie przez śniegi oraz przybierające na sile zaczątki zamieci. Jaskinia niewyraźnie majaczyła w oddali, coraz bliżej i paradoksalnie dalej niż kiedykolwiek, podobno ostatnie kroki przed zdobyciem szczytu były najtrudniejsze — wiedział, że tak — ale nic nie mogło się równać ambrozji zwycięstwa. Powoli przedzierał się przez śnieżne barykady, zachłysnąwszy się jednak przedwcześnie tryumfem, utracił własną czujność na sekundy.
    Odór rozkładającego się mięsa wdarł się w nozdrza mężczyzny o oddech za późno, nieludzko silny chwyt kościstych palców oblepionych skrawkami gnijącego kolażu mięśni oraz skóry wydusił resztki powietrza zaległe w ciele Niklasa, drapiąc i raniąc mu szyję, jednak to oczy były najstraszniejsze.
    Przerażająco puste.
    Pozbawione życia.
    Pozbawione czegokolwiek.
    Stwór cisnął nim o ziemię niczym szmacianą lalką, którą niegdyś w złości zabrał Hillevi chcąc cisnąć jej truchło w płomienie kominka, tu jednak nie było ani ognia, ani namiastki bezpieczeństwa; to ostatnie pozostało uwięzione pośród wspomnień.
    We wszystkim był sam i tylko On, Niklas Edvin Hyytiä, mógł uratować siebie.
    Przez mglistość własnego wzroku dostrzegł sylwetkę druga zbliżającego się nienaturalnym ruchem czegoś, co zmuszono do powrotu na ten świat wbrew woli i na przekór wątpliwości chwycił się magii.

    (czy można uśmiercić to, co już nieżywe?)

    Wykrzyczał w eter inkantację.
    — Andlát.
    Oczy miał przerażone.
    Żyły spowite czernią gęstej posoki.
    Ze skóry skapywały krople szkarłatnej krwi.
    Wciąż czuł na krańcu języka smak zaklęcia.
    Andlát.
    Podniósł się zbyt szybko, byle zacząć biec, jednak stawiane kroki wciąż były chwiejne i nim się obejrzał, runął w otchłań.
    Wprost w gardziel jaskini ciemności.
    Potknął się niezamierzenie o nierówne podłoże, raniąc kolana upadkiem wprost na kamienie o ostrych krawędziach, zaś siarczyste przekleństwo wymknęło się wraz z płytkim tchnieniem z płuc, którym powoli brakowało powietrza i był niemal pewien, iż niedawna wizja zesłana rękoma przeklętych bogów kończy się właśnie tu, właśnie teraz — w ponurej, zimnej jaskini, gdzie sczeźnie wraz ze swoim trzydziestoletnim ciałem, okaleczony oraz pokonany. Poczerniałe kłębowisko najobrzydliwszych myśli niczym jadowite węże wiło się pod sklepieniem czaszki, coraz zacieklej kąsając pojedyncze cząstki nadziei konającej bezgłośnie wśród ruin czegoś, co mogło być starą świątynią, do której poniekąd wepchnęły go nieludzko silne ramiona (nie)umarłego.
    Nawet nie był pewien, czy zaklęcie go sięgnęło.
    Niewiele wiedział prócz tego, iż zaraz umrze.

    Tam go spotkał.

    Tam poznał tego, który zamiast końca obdarzył nowym początkiem — życiem splecionym na wieczność ze śmiercią.

    ° ° °

    (…)

    ° ° °

    Gość
    Anonymous


    KARTA ROZWOJU

    INFORMACJE OGÓLNE
    WZROST: 189 cm

    WAGA: 80 kg

    KOLOR OCZU: Przenikliwy, blady błękit.

    KOLOR WŁOSÓW: Miodowy blond.

    ZNAKI SZCZEGÓLNE: Uszkodzone nerwy lewej dłoni, co jest wynikiem dawnego urazu; w konsekwencji Niklas ledwie porusza palcami. Serpentyna blizn wijących się od lewego nadgarstka po obojczyk. Skórzane rękawiczki, które rzadko zdejmuje. Tatuaż biegnący wzdłuż kręgosłupa — artystyczne ujęcie run wytatuowanych między kręgami. Niski, ochrypły głos.

    GENETYKA: wyrocznia

    UMIEJĘTNOŚĆ: magia przywołania

    STAN ZDROWIA: Fizycznie dość zdrowy — uszkodzone nerwy w lewej dłoni, co jest wynikiem starego urazu. Psychicznie zmęczony, jednak stabilny.


    STATYSTYKI
    WIEDZA O ŚNIĄCYCH: I

    REPUTACJA: 0

    ROZPOZNAWALNOŚĆ: 0

    STRONNICTWO: 0

    ALCHEMIA: 5

    MAGIA UŻYTKOWA: 5

    MAGIA LECZNICZA: 5

    MAGIA NATURY: 5

    MAGIA RUNICZNA: 30

    MAGIA ZAKAZANA: 35

    MAGIA PRZEMIANY: 5

    MAGIA TWÓRCZA: 5

    SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA: 5

    CHARYZMA: 5

    WIEDZA OGÓLNA: 5


    ATUTY
    TRZECIE OKO: postać jest obdarzona darem przewidywania przyszłości; otrzymuje +7 do rzutu kością podczas wykonywania rytuału seidr (atut otrzymywany wraz z genetyką: wyrocznia)

    ZAKLINACZ (I): +5 do rzutu kością na nakładanie dowolnej klątwy.

    MŚCICIEL (I): +5 do rzutu kością na dowolny rytuał zakazany.

    ZAŚLEPIONY (II): +5 do rzutu kością na dowolne zaklęcie z dziedziny magii zakazanej.


    Ekwipunek


    AKTUALIZACJE





    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.