Yekaterina Morozova
Gość
Yekaterina Morozova Pią 26 Sie - 14:32
GośćGość
Gość
Gość
Yekaterina Katya Morozova
Była cicha, tak cicha, że prawie nikt nie zauważył jej przyjścia na świat.
Cichutki krzyk małych płucek ginął wśród siarczystych przekleństw naznaczonych ojcowską surowością i tłuczonych butelek. Jej było dzieciństwo namaszczone biedą oraz ojcowską brutalnością, chociaż sama przypominała raczej pierwszy płatek śniegu, spadający na chodniki Petersburga, niewinnie i ledwo zauważalnie, opadający na chropowatą powierzchnię. Sama Katya w swojej niewinności z tego okresu pamięta zaskakująco niewiele; chociaż z zaskakującymi szczegółami potrafiła odtworzyć wystrój ciasnego pokoju dziennego i niemalże każdy haft na ulubionej sukni mateczki, to pierwsze lata stanowiły pustkę.
Bo zamknęła je w szczelnym pudełeczku, które zamknięte na klucz nie stanowiły części jej świadomości. W momencie, gdy po raz pierwszy Dima obudził w swoje pradawne dziedzictwo fińskiej krwi matki, gdy wokół panował chaos, Katya z tego momentu pamiętała jedynie, że bawiła się wytartymi z lakieru drewnianymi klockami. Mamusia weszła wtedy do środka umorusana czerwoną farbą i kazała spakować jej ulubioną, szmacianą lalkę, Marusię. Tata z nimi nie jechał. I dobrze. Katiuszka nie lubiła ojca. Bardzo lubiła za to swojego brata, któremu często wdrapywała się na kolana, snując historie tak długo i zawile, dopóki sen nie zamknął jej powiek. Czasem jedynie strzępy wspomnień wkradały się w przebraniu nocnych koszmarów do jej świadomości, ale Katya dzielnie nie pytała i nikt nie śpieszył też z wyjaśnieniem.
Midgard przywitał ich chłodem ulic i rodzinnym ciepłem. Bo choć mróz malował podobne wzory na szybach, to gościnność babki ogrzewała zziębnięte dłonie trojga wnucząt i córki. Szybko dostrzegła naturalną bystrość najmłodszej, tej niewidzialnej, tej cichutkiej, której zielone oczy czujnie obserwowały świat. To właśnie małą Marusię - przezwaną tak na cześć swojej ulubionej lalki - najłatwiej było przystosować do systemu edukacji w Midgardzie. Nie miała zaległości - nawet nie zdążyła zacząć szkoły w Rosji, dlatego babcia mogła ukształtować ją zgodnie ze skandynawskimi zwyczajami. A Katya posłusznie słuchała się rad mamy, poleceń babci oraz próśb rodzeństwa. A w międzyczasie spędzała czas, właściwie nikt do końca nie wiedział gdzie, czasem przemykała gdzieś korytarzami ciasnego mieszkania, aby znaleźć się gdzieś w kącie, zamkniętą we własnym świecie. Znowu innym razem biegała do utraty tchu po okolicy w towarzystwie innych dzieciaków, zawiązując w ten sposób swoje pierwsze przyjaźnie. Wtedy na bok odrzucała grzeczność, prędko zaznajamiając się z zasadami panującymi wśród uliczniaków. Niejeden chłopiec skończył z obdartym nosem za wytykanie jej śmiesznego akcentu, który mimo płynności w języku matki, wciąż pozostawał obecny. Dzielnie walczyła o swoje, tam właśnie obcierając sobie kolana, pierwszy raz upadając bez troskliwej asekuracji ze strony rodziny. I zawsze na koniec dnia wdrapywała się na kolana strudzonego pracą brata, aby czasem zalać go falą historii z minionego dnia, czasem nucąc piosenki, niegdyś ochoczo nucone przez mamę, czasem po prostu milcząc, w dłoniach obracając spracowane palce Dimy.
Próbowali zamknąć ją w bańce, odwrócić uwagę od kującej w oczy biedy. A ona im pozwalała, uśmiechała się niewinnie i ochoczo wyciągała ręce po cukierka, ale tylko wtedy, kiedy wiedziała, że wypada. Czasem mówiła, że już tak się objadła, że nie może więcej, nawet gdyby bardzo chciała, aby któreś z nich mogło najeść się do syta. A w wolnym od zabaw i obowiązków czasie, czytała. Pochłaniała każdą podstawioną pod nos lekturę, szczególnie wybitnie radząc sobie z zagadnieniami związanymi z magią leczniczą. To właśnie na pierwszych zajęciach, gdzie wspomniano o tej dziedzinie magii w dziewczynce zrodziło się marzenie; zostanie medykiem. Początkowo dziecinne marzenie nabierało realności wraz z kolejnymi latami. Bo Morozovowie powoli zapuszczali korzenie w małym mieszkaniu, bo rodzina otwierała przed nią szansę. A ona nie miała zamiaru jej zmarnować. Akademia Laguz, w której kształciła się młoda Morozova podczas swojego pierwszego oraz drugiego stopnia wtajemniczenia, podsycała w niej tę ambicję, osadzała marzenie w rzeczywistości.
Wbrew pozorom dorosłość upomniała się o nią szybko, chociaż twarz ubierała jeszcze maskę dziecinnej niewinności. Szybko też pojęła czym okupiona została jej możliwość dalszego kształcenia się, dlatego zaciskała zęby, pożerana przez ambicję. Zdawało się, że nikt nie wiedział, kiedy mała Marusia stała się panną Katyą, śliczną dziewczyną o dużych oczach, ciemnych włosach i pięknym uśmiechu. Zjednywała sobie ludzi, chociaż nie wkładała w to dużo energii. Wreszcie przestała zadziwiać, a zaczęto ją w pewien sposób podziwiać.
Nieoczekiwanie nadeszła informacja o aresztowaniu Dimy.
Dławiła się łzami, niepewnością i strachem. O niego. O matkę i Dusię.
O nich wszystkich.
Solennie zapewniała - będąc w przeddzień zakończenia II stopnia - że nie musi dalej kształcić się w kierunku magii leczniczej, chociaż wysokie wyniki zapewniały jej miejsce w Instytucie Kenaz, że pójdzie do pracy, jak Dusia. Przecież mogła pomóc, a praca nie hańbiła. Mimo jej próśb, zapewnień i wielkich chęci, została posłana zgodnie z planem do akademii. Tam? Miała - musiała - być najlepsza. Zbyt wielka odpowiedzialność spoczywała na ramionach zdolnej Marusi. Poświęcała sporo czasu na przygotowywanie się z materiału podstawowego i ponad podstawowego.
Przyniosę wam dumę, zdawało się mówić jej spojrzenie, gdy zadowolona wracała z zajęć, po których zajmowała się matką. Zniknięcie Dimy (nigdy nie umiała nazwać tego po imieniu) odcisnęło piętno na Katyi. Stała się twardsza - a raczej nauczyła się tę siłę okazywać na zewnątrz. W czasie gdy Dusia dbała o ich finanse, Katya zajmowała się domem pod jej nieobecność. Pomagała mamie, zajmowała się porządkami, robiła zakupy. Gdzie mogła chwytała się drobnych zajęć; a to za kilka marnych monet zacerowała sąsiadce spodnie dla jej syna, a to znowu przypilnowała siedmiolatka przez kilka godzin. I - z zaskakującą zręcznością - przedstawiała rodzinie obraz ich niewinnej Marusi. Wciąż grzecznej, cichutkiej Marusi, która uśmiecha się pięknie. Dlaczego nie umiała im powiedzieć całej prawdy? Może by się martwili? Może obawiała się, że wciąż próbowaliby trzymać ją w bańce? Dlatego nie pokazywała tej Marusi, która z pewnością siebie odpowiadała na zaczepki kolegów, która chętnie włóczyła się po okolicy ze znajomymi, której dane było wieść normalne życie. Może było jej po prostu wstyd? Czasem tak. Szczególnie, gdy siedziała gdzieś, u kogoś ( bo zawsze jakieś gdzieś i u jakiegoś kogoś się znalazło) to myślała o zmęczeniu Dusi, o chorobie matki, o samotności Dimy. Bo ostatecznie wypełniała swoje zadanie, prawda? Zmierzała w stronę już nie marzenia, a jasno określonego celu - medycyna.
Trudno powiedzieć co czuła, gdy Dima nieoczekiwanie wrócił do domu. Radość, złość, przejęcie - te wszystkie emocje zaciskały się na gardle. I znowu byli w komplecie, chociaż Katya miała wrażenie, że już nie tacy jak wcześniej.
Nawet jeżeli niezmiennie wspinała się na kolana brata, czasem opowiadając o zajęciach, czasem narzekając na pogodę, a czasem nucąc stare, rosyjskie kołysanki, które znała na pamięć, choć nie wiedziała skąd. Nawet jeżeli ona była równie zmęczona, nadal udawała, że jest dobrze.
Nie chciała obdzierać rodzeństwa z przeświadczenia, że Marusia nie była już dzieckiem, że świat zaczynał traktować ją poważnie. W końcu dostała się na staż w szpitalu na oddziale pierwszego kontaktu, gdzie codziennie zaciskała zęby i niosła pomoc pacjentom, jednocześnie nie odpuszczając sobie nauki. Mimo rozlicznych wizyt u medyków nikt nie umiał jednoznacznie stwierdzić do od dłuższego czasu dolegało pani Morozovej. Dlatego zdecydowała się na rozpoczęcie IV stopnia wtajemniczenia, badając bliżej choroby atakujące układ oddechowy. Bo przecież właśnie choroba matki i bezradność medyków sprawiła, że marzenie o medycynie przestało być jedynie dziecięcym wyobrażeniem, a stawało się rzeczywistością.
Mistrz Gry
Re: Yekaterina Morozova Nie 28 Sie - 20:09
Karta zaakceptowana
Udawanie jest dobre jedynie na krótką metę, na pewno o tym wiesz, Yekaterino. Bo prawda nie lubi być chowana po kątach — prędzej czy później wyjdzie na jaw, że jesteś zmęczona; że ta cicha, ułożona Marusia w końcu przestała być i cicha, i ułożona; że potrafisz się postawić i że dążyć będziesz do celu za wszelką cenę, choć może jeszcze nie po trupach. Pozwól więc prawdzie wypłynąć na powierzchnię, sprawdź, jak przyjmą ją inni, bo dopóki nie będziesz szczera ze światem i ze sobą, nie będziesz też szczęśliwa.
Aby być szczęśliwą, przede wszystkim musisz być jednak żywa. Dlatego w prezencie na początek gry otrzymujesz od Mistrza Gry złotą broszkę w kształcie łani. Ozdoba jest raczej niewielkich rozmiarów, równie dobrze możesz przypiąć ją do koszuli, płaszcza, szalika czy czapki — tak, by zawsze wizerunek Twojego opiekuńczego ducha pozostawał przy Tobie. Może się wydawać, że broszka spełnia funkcje jedynie ozdobne, jednak nic bardziej mylnego — wystarczy, że opuszką palca pogładzisz grzbiet łani, aby raz w miesiącu fabularnym na II tury w danej rozgrywce zanegować wszystkie ujemne punkty do rzutów, które wyniknęłyby z kar nałożonych przez Proroka. Dodatkowo samo posiadanie broszki gwarantuje ci stały bonus +2 do sprawności fizycznej.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 600 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Aby być szczęśliwą, przede wszystkim musisz być jednak żywa. Dlatego w prezencie na początek gry otrzymujesz od Mistrza Gry złotą broszkę w kształcie łani. Ozdoba jest raczej niewielkich rozmiarów, równie dobrze możesz przypiąć ją do koszuli, płaszcza, szalika czy czapki — tak, by zawsze wizerunek Twojego opiekuńczego ducha pozostawał przy Tobie. Może się wydawać, że broszka spełnia funkcje jedynie ozdobne, jednak nic bardziej mylnego — wystarczy, że opuszką palca pogładzisz grzbiet łani, aby raz w miesiącu fabularnym na II tury w danej rozgrywce zanegować wszystkie ujemne punkty do rzutów, które wyniknęłyby z kar nałożonych przez Proroka. Dodatkowo samo posiadanie broszki gwarantuje ci stały bonus +2 do sprawności fizycznej.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 600 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!