Samuel Myklebust
Gość
Samuel Myklebust Pon 27 Cze - 11:04
GośćGość
Gość
Gość
SAMUEL MYKLEBUST
Ja, Samuel Úlfur Myklebust, pierworodny syn pierworodnego syna przodowniczki Przymierza Środka, Wielkiej Reidunn Myklebust, dziedziczki spuścizny Gunhildy... patrzę na siebie i zastanawiam się, jak to jest jeszcze żyć, gdy połowa duszy uschła i rozsypała się na wietrze, umykając w szarości gorzkiej melancholii. Dlaczego to jej światło zgasło, a nie moje? Dlaczego los nie był litościwy i nie zabrał nas oboje...? Świat w czarnobiałych barwach, pozbawiony sensu... Jeszcze łyk, albo dwa i przestanie to mieć znaczenie. Doskonały pleonazm, musisz to przyznać Sam, brak sensu pozbawiony sensu. Aż dziw, że jeszcze nie wypieprzyli Cię z tego szpitala...
Bycie członkiem klanu zobowiązywało, w dodatku w przypadku rodziny tak szanowanej jak Myklebustowie, zobowiązywało podwójnie. Razem z siostrami od dziecka był kształtowany tak, aby płynnie wejść w dziedzictwo i najznamienitsze tradycje rodu. Łacina, greka, starożytne pisma do poduszki, nauka gry na fortepianie od trzeciego roku życia... to była tylko część atrakcji, warunkowania mającego zagwarantować odpowiedni poziom. Kwalifikowani guwernerzy i korepetytorzy sprawili, że wchodząc w mury Akademii Odala, wiedział zdecydowanie więcej niż niejeden jego rówieśnik. Ojciec miał jeszcze ambicje uczyć go magii Vidara, ale przeładowany umysł Sama nie był w stanie jeszcze wtedy zamilknąć. Towarzysząca mu fylgia napełniała go energią do działania, a zaszczepiony głód wiedzy robił swoje. Nie miał cierpliwości by dać zamknąć sobie usta, gdy do poznania było tak wiele...
W Instytucie Kenaz odebrał gruntowne przygotowanie medyczne. Mimo że nie czuł aż tak silnego powołania do służby i pomagania innym, jego ambicja i naturalna ciekawość biochemii umysłu, popchnęła go ku psychiatrii. Pytania filozoficzne zamknięte w materialnym układzie nerwowym, który z powodzeniem można było wspierać magią runiczną, eliksirami, czy zwykłą rozmową... Fascynujące światy znajdujące się w jaźniach każdego gardla, były na wyciągnięcie ręki. Błyskotliwy intelekt, niezależność i niezłomne poczucie własnej wartości otworzyły go nie tylko na szeroką drogę świetlistej kariery. Przekonanie o własnej nieomylności stało się wadą, która popchnęła go w objęcia magii zakazanej. Hipnoza, uznawana przez społeczeństwo za obrzydliwość manipulacji, jawiła mu się jako jedna z wielu dróg do osiągnięcia porządanego efektu – zdrowia, a przynajmniej stabilizacji zabużonego pacjenta. Podzieliwszy się tą opinią podczas jednej z zakrapianych imprez (czy raczej akademickim pytaniem, bo przecież nie mógł wprost wyrazić opinii, narażając na szwank tak siebie jak i dobre imię klanu), został zwerbowany do tajnego, ekskluzywnego stowarzyszenia mentalistów. Ci pod przykrywką zgłębiania podświadomości, uczyli się ze starożytnych ksiąg zakazanych splotów, hipnozy sterującej wolą innych. Śmiertelnie niebezpieczna, odpychająca manipulacja, lecz Samuel przekonany był, że w odpowiednich rękach mogła być sprawnym narzędziem terapeutycznym. A któreż ręce nie nadawałyby się do tego bardziej niż jego? Ślepy na zagrożenia, zachłyśnięty smakiem zakazanego owocu, zakończył ten romans bardzo szybko, gdy Ona pierwszy raz przecięła jego drogę...
Nawet najznamienitsi poeci nie byliby w stanie opisać Ciebie, Twojej istoty, Twojego piękna... Próbowało wielu, sam posłałem Ci kilka liryków, część nawet zyskała Twoje uznanie, ale bądźmy szczerzy... Twój uśmiech topił lodowce, Twój śmiech rozwibrowywał struny duszy, sama Twoja obecność, skupienie gdy czytałaś książkę, gdy smukłymi palcami przerzucałaś niespiesznie pożółkłe strony... To mnie uskrzydlało, czułem się tak... jakbym całował niebo, tkwiąc u Twych stóp, ja niegodny wyznawca...
To był już ostatni rok, nie planował kontynuacji kariery akademickiej, wręcz przeciwnie palił się, by rozpocząć praktyki i móc w końcu dotykać zepsutych traumami umysłów, niesprawnych myśli, kompulsywnych zachowań, egzystencjalnego cierpienia. Ale wtedy Norny splotły ich losy świętą nicią. Przez pierwsze miesiące, gdy ją widział, nie był w stanie w ogóle wydusić słowa. Rozgadany prymus nagle zamilkł w zachwycie, chcąc rzucić wszystko tylko po to, by móc jej towarzyszyć. W końcu, gdy zebrał się na odwagę, nie trzeba było wiele, by zapłonęło między nimi uczucie na wielu płaszczyznach. Intelektualne dysputy finalizowane były estetycznymi ucztami w galeriach czy filharmoniach. Inspirowała go, zachęcała, rozpalała do działania. Samuel nigdy nie był szczęśliwszym człowiekiem.
Korzystając z przywileju, który dawał mu majątek Myklebust, pozwolił sobie na podjęcie drugiego kierunku studiów, tym razem w instytucie Eihwaz, tylko po to by móc być bliżej jej jasnej doskonałości. Przytomności umysłu starczyło mu na tyle, by nie pchać się na teorię magii, a starożytne runy. Nagle psychiatra neofita przekonywał z żarliwością całą familię, że marzy mu się kariera akademicka, że pragnie sięgnąć korzeni i wzorem pierwszych Myklebustowie przywrócić starożytne, nieco zapomniane już runy, do praktyki medycznej. Szczególnie, że ciężko mówić o runach w dziedzinie tak nowoczesnej, jaką była psychiatria. Choć miał oczywiście ukończony fakultet, zaparł się, że tylko dogłębne poznanie tematu umożliwi mu dalsze analizy i opracowanie programów terapeutycznych.
Aby oddać mu sprawiedliwość, ostatecznie nie była to tylko czcza wymówka. Ze swoją Muzą u boku czuł się wszechwładny i omnipotentny. Porzucił ryzyko magii zakazanej i z pełnią zaangażowania dał się pochłonąć runom. Ostatecznie jego fascynacje zaowocowały otworzeniem przewodu doktorskiego: powrócił do Instytutu Kenaz, z propozycjami zaklinania przedmiotów wspomagających leczenie depresji i choroby dwubiegunowej, które w toku badań przekształciły się w zestawy run przygotowującego gabinet pod konkretnąsesję terapeutyczną. Każdy krok prowadzący ku zredukowaniu objawów psychosomatycznych, każde zmniejszenie dawki przypisanego eliksiru, traktował jako swój osobisty sukces. Jego Ukochana towarzyszyła mu w tych ważnych chwilach, skupiając swoje siły i zasoby na obłaskawianiu tego, co Sam ukrywał przed światem. Napady furii wytrącały go z równowagi, całonocne ślęczenie nad książkami kończyło się czasem atakiem paniki. Jego chaos, tak furie jak drżenie strachu okraszone lodowatym potem... to wszystko topniało i gasło w jej jasnych dłoniach, gdy otulała go miękkim zapachem podarowanych perfum. Składał wtedy głowę na jej udzie okrytym białym jedwabiem, przymykał oczy chłonąc uczucie uziemienia i zaopiekowania. Nie wyobrażał sobie bez niej życia, ale wtedy sądził, że będą ze sobą na zawsze. Obawiał się i zadręczał o wiele, nigdy jednak nie dopuścił myśli, że mógłby ją stracić.
Tuż przed obroną doktoratu, zostali połączeni świętą więzią, a wchodzący w dorosłe życie trzydziestoletni Myklebust stał się najszczęśliwszym mężczyzną Midgardu. Śmiał się w duchu, że inni uważają jego wilczy totem za pechowy. Jak można mówić o pechu, gdy smakował życie w pełnym rozkwicie? Z wdzięczności za okazaną mu opiekę i poświęcenie, pragnął skupić się teraz na swojej żonie i spełnieniu jej marzenia – wbrew woli rodziny, pragnęła bowiem zajmować się sztuką, a nie być nauczycielką. Samuel nie dbał o środki, poruszył wszystkie dostępne sobie rodzinne czy akademickie sznurki, aby umożliwić jej prowadzenie własnej galerii sztuki. Niewielka przestrzeń stała się ich świątynią, miejscem ucieczki i ściszonych rozmów, odprężeniem po całym dniu łączenia praktyki w szpitalu Alberta Lindgrena z asystenturą i publikowaniem kolejnych wyników swojej pracy badawczej.
Udało im się osiągnąć upragnioną równowagę, status o jakim marzyli, wspólne przestrzenie, przed nimi otworzył się nie tyle miodowy miesiąc, co miodowa dekada. Sam ciężko pracował na swój status, był odbierany jako bardzo wnikliwy diagnostyk, o holistycznym podejściu do pacjenta. Nieco surowy w obyciu, z ostrym jak brzytwa intelektem punktującym rozmówcom hipokryzję czy błędy poznawcze w jakie wpadali. Miękł jednak momentalnie przy swojej żonie, dlatego jeśli ktokolwiek chciał z nim coś załatwić, umawiał się z nim w przygaleryjnej kawiarni na lampkę wina. Oczywiście nigdy osobno, zawsze z panią Myklebust. Studenci cenili zajęcia z nim, wyczuwając nie tylko zasób wiedzy, ale też, a może przede wszystkim charyzmę i pasję z jaką się nią dzielił. Wzbudzał powszechną zazdrość kolejkami, które ustawiały się do niego co roku z prośbą o bycie promotorem kolejnych magisterium. Pomimo emocjonalnego dystansu do pacjentów, których traktował raczej jako kolejne mniej lub bardziej interesujące obiekty badań, nie mogli narzekać na brak skuteczności podejmowanych przez niego terapii. Eksperymentował z runami, pozwalajac sobie na różne sploty wtłaczane w ściany gabinetu przed wizytami, w zależności od potrzeb pacjentów i własnej intuicji. Publikacjami zachęcał kolegów po fachu, aby dołączali do testowania jego pomysłów, które w założeniu nie miały być główną linią leczenia, ale wspomagającą. Zaczął też opracowywać rytuał dobrostanu psychicznego, który mógłby osobom w skrajnych stanach załamania i autodestrukcji, na moment chociaż odzyskać jasność umysłu i udzielić lekarzom niezbędnych informacji do podjęcia właściwego leczenia. Zgłębiał psychiatrię śpiących, doszukując się w metodach niemagicznych ziaren prawdy, mogących udoskonalić terapie oparte na eliksirach i magii. Zafascynowany mechanizmami jaźni – tak chorej, jak i zdrowej – mimowolnie angażował się w nie tylko w proces leczniczy ale też teraputyczny. I choć później nie pamiętał za dobrze twarzy osób, którym pomógł, tak kilka szczegółów schorzenia momentalnie w jego umyśle otwierało całą teczkę informacji związanych z przebiegiem leczenia.
Ten moment... na granicy widzenia, widzę Twój cień stary druchu, czemu przestałeś do mnie przychodzić w snach. Czy nie jesteś kurwa moim opiekunem? Krążysz mi za plecami, jakbyś chciał się rzucić mi do gardła i rozedrzeć aortę. No proszę! Zrób to w końcu jebany pchlarzu! Przecież Cię nie obwiniam kurwa... nie dopytuję, gdzie byłeś, kiedy to się stało, czemu nie użarłeś mi dłoni, jak otwierałem drzwi, nie odgryzłeś nogi naciskającej pedał gazu. Nie pytam kutasie, co robiłeś tego dnia i czemu nie było Cię przy mnie, gdy najbardziej tego potrzebowałem. Nie odsłaniaj na mnie kłów, słyszę Twoje warczenie. Skończ to albo wypierdalaj tchórzu. Nie potrzebuje Cię! Słyszałeś? Wypierdalaj!
To był dzień jego czterdziestych urodzin. Sprawił sobie prezent najbardziej adekwatny do tego jubileuszu. Cud technomagii, latający samochód, pod maską nie były ukryte konie mechaniczne, tylko prawdziwe pegazy. Po przyjęciu w rezydencji uparł się, żeby się przejechać. Rozbawiony, trzeźwy choć upojony chwilą, ciepłą jak na listopad gwieździstą nocą... Pragnął poczuć wiatr we włosach, dotknąć nieba ze swoją muzą u boku. Była zmęczona, a on mógł pozwolić jej iść spać. Mógł wiele rzeczy. Mógł po prostu odpuścić. Ale uparł się. Tylko jedno kółko nad morzem, jutro będziesz mogła spać do woli.... Ruszyli więc z podjazdu, a on dał się porwać prędkości i możliwościom maszyny. W raporcie napisali, że to nie była jego wina, że wjechał w nich inny wóz za kierownicą którego był jakiś przyćpany dzieciak. Z impetem uderzyli w morską toń. Njord był okrutny... wypluł na brzeg plującego słoną wodą Samuela, odbierając mu istotę, którą pokochał ponad wszystko.
Jak nie było słów, by opisać jej doskonałość, tak i nie było ich potem by opisać jego rozpacz. Nie miał nawet zasobów, by nazywać kolejne fazy w które podręcznikowo wchodził. Rozdzierający krzyk w nocną toń, irracjonalną próbę wypłynięcia w noc wpław, by ją odnaleźć. Potem poszukiwania ciała, trwające dzień za dniem, tydzień za tygodniem. Powiedzieli mu, że musiała być zapięta, że nie zdążyła wyjść z wraku, który pociągnął ją na dno, ale Samuel nie wierzył. Poświęcił masę pieniedzy na próby odnalezienia choćby jej ciała, by nie chować pustej trumny. Rodzina naciskała, a on w końcu uległ pogrążony w dezorganizacji codzienności, która zalała go swoją szarością. Tułał się od ściany do ściany, zapominając o jedzeniu, o piciu, a ci co próbowali wyrwać go z tego, te smutne twarze, troskliwe twarze zlewały się w jedno. W końcu gdy dzwony już umilkły wyrzucił wszystkich za drzwi. Zapłonął w nim gniew, którego nie był w stanie ugasić. Gniew zrywający książki z półek, rozdzierający obrazy, tłukący szklanki. Gniew wyciskający łzy i opętańczy wrzask roznoszący się po opustoszałym domu. Na skraju szaleństwa znajdował ukojenie tylko w palącym gardło trunku, owijającym umysł mgłą niepamięci. Nie odważył się sięgnąć po eliksiry, alkohol wydał mu się mniejszym złem. Zapił gniew, zalał smutek, jaki wbił go w podłogę, gdy stracił wszelką wolę do życia. Półtora roku życia w malignie, na pograniczu jawy i śmierci z tymi krótkimi, błogosławionymi momentami, gdy świadomość odpływała w mglistą dolinę. Odciął się od wszystkich i wszystkiego, karząc się dotkliwie za zbrodnię, którą w swoim postrzeganiu popełnił. Urlop bezpłatny, naginanie do granic cierpliwości zarówno dyrektora szpitala, ordynatora psychiatrii, jak i dyrektora instytutu, sążnistwa wypłata w oparciu o wcześniejsze zaangażowanie. Byli pełni współczucia wobec jego tragedii, ono jednak topniało mimo wsparcia jego reputacji, nazwiska, dotychczasowych osiągnięć. W końcu wyciągnięto po niego dłonie, wyrywając z marazmu i zapijaczonej egzystencji, by nie utracił wszystkiego na co tak ciężko pracował. U początku lata 2000 roku rodzina i nieliczni przyjaciele, któzy mu pozostali, zrobili nalot na zapuszczoną egzystencję i swoją interwencją zmusili go do powrotu. Umyli go, wysłali na odwyk. Wszystko po cichu oczywiście, jego ówczesny stan musiał pozostać tajemnicą. Samuel nie wiedział kiedy w drętwocie zaakceptował już fakt, że nigdy więcej nie będzie mógł wtulić się w swoją ukochaną. Mało go już cokolwiek obchodziło, biernie poddawał się zabiegom, pił przepisane mu eliksiry, przytakiwał ojcu, obojętnie spoglądał na łzy sióstr. I cóż miał zrobić... ruszył, choć wyzuty z entuzjazmu. Zagadki nie bawiły go tak jak dawniej, próżno było szukać w nim pasji na wykładach, ale przynajmniej wypełniały mózg, wypełniały bezbarwne dni i wbrew obawom zatroskanym bliskim, czy nieco dalszym znajomym z pracy, Samuel nie stracił lekarskiej intuicji. Pracował. Żył. Egzystował zgodnie z oczekiwaniami magicznego społeczeństwa.
Mistrz Gry
Re: Samuel Myklebust Czw 30 Cze - 13:26
Karta zaakceptowana
Niełatwo jest żyć, utraciwszy to, co dotąd nadawało życiu sens – w czarno-białym pejzażu Twojej nowej rzeczywistości wciąż pozostaje jednak jeszcze miejsce na nowe barwy, być może piękniejsze niż te, które dotąd znałeś. Jesteś uznanym psychiatrą, Samuel, nawet jeśli Twoje metody stronią od tego, co powszechnie akceptowalne, nie pozwól sobie uwierzyć, że na świecie nie ma dla Ciebie niczego więcej.
Hipnoza nigdy nie należała do pochwalanych umiejętności, zarówno wśród galdrów, którzy obawiali się magii zakazanej, jak i w samym środowisku medycznym, stroniącym od podobnych praktyk – mało kto stwierdziłby jednak, że jest ona nieskuteczna. Na początku rozgrywki w prezencie od Mistrza Gry otrzymujesz magiczne soczewki, które możesz trzymać w specjalnym, srebrnym pudełku, oznaczonym runicznym grawerem. Raz na fabularny miesiąc, kiedy je założysz, pozwolą Ci bez ograniczeń posługiwać się umiejętnością hipnozy w towarzystwie innych ludzi, nikt nie będzie bowiem w stanie stwierdzić, że używasz tej umiejętności. Dodatkowo, nosząc je na co dzień, zapewniają Ci również stały bonus +2 do spostrzegawczości.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Hipnoza nigdy nie należała do pochwalanych umiejętności, zarówno wśród galdrów, którzy obawiali się magii zakazanej, jak i w samym środowisku medycznym, stroniącym od podobnych praktyk – mało kto stwierdziłby jednak, że jest ona nieskuteczna. Na początku rozgrywki w prezencie od Mistrza Gry otrzymujesz magiczne soczewki, które możesz trzymać w specjalnym, srebrnym pudełku, oznaczonym runicznym grawerem. Raz na fabularny miesiąc, kiedy je założysz, pozwolą Ci bez ograniczeń posługiwać się umiejętnością hipnozy w towarzystwie innych ludzi, nikt nie będzie bowiem w stanie stwierdzić, że używasz tej umiejętności. Dodatkowo, nosząc je na co dzień, zapewniają Ci również stały bonus +2 do spostrzegawczości.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!