Jukka Tikkala
Gość
Jukka Tikkala Pią 3 Cze - 23:33
GośćGość
Gość
Gość
Jukka Tikkala
cień Finlandii
Matka nie była nikim ważnym. Tak mi mówiono, gdy skończyłem 10 lat i opowiadałem o naszym cudownym życiu w Helsinkach. O dwóch kocurach, które wygrzewały się na zapiecku. O diabelskim młynie, na który zabierała mnie dwa razy w roku. A może tylko dwa razy w ogóle? Pamiętam widok miasta z wysokości. Jego niskie budynki nad którymi w ściśle określonych momentach zawisał wagonik. Wtedy myślałem, że jestem najszczęśliwszy na świecie. A potem wszystko się drastycznie szybko skończyło. Pamiętam czerń, łzy i smutek. Mrok, który rozpościerał się za oknem. Czerń, która otulała śnieżne płatki. Tak zaczęły wyglądać moje dni po 6 urodzinach. Żyłem jak śniący w świecie ślepców. Moje zdolności trwały uśpione jakby w obawie, że zostaną skażone ciemnością. Mrokiem, który przetaczał się przez żyły matki i jej klientów. Wcześniej było biednie, ale szczęśliwie. Matka starała się mną zająć najlepiej jak umiała, ale umarła. Widocznie rytuał, któremu przewodziła przerósł jej możliwości, a może ktoś pozazdrościł jej czegoś. Szczegółów nigdy nie dano mi poznać, a ja byłem zbyt zahukany i słaby, by tego dociekać. W normalnym życiu i normalnych okolicznościach dziecko jak ja - trafia do systemu opieki. Ja pozostałem w gnieździe zepsucia i nierządu, gdzie na świat wydała mnie moja stracona matka. Pieczęć Lokiego to znak, który wyrył mi się w pamięć. Widziałem ich w życiu wiele. Taki sam nosiła też moja matka. Tak oszpeceni, naznaczeni kłębili się w tym przybytku niczym głodne węże, które na sobie żerują nie znając litości. Najgorsze okazy, najbardziej plugawe. Wśród nich przewijał się pewien galdr. Miał na imię Stian i zupełnie nie wiem czego tu szukał. Wydawał się nie pasować do tej “śmietanki znamienitości”. Ciekawił mnie. Widywałem go dość często, ale nie przychodził po to, po co każdy tu wstępował. Przynajmniej nie na początku.
To było złe miejsce. Każdy, kto tu się narodził - tu pozostawał. Jeśli tylko przejawiał magiczne umiejętności prędzej czy później stawał się ślepcem. Nie chciałem dla siebie takiego życia. Chciałem dla siebie życia jakie wiódł Stian, galdr. Chciałem stąd uciec i obudzić je w sobie. Wiedziałem, że gdzieś tam drzemią i tylko mój strach nie pozwala im się ujawnić.
Opary alkoholu, odór spoconych ciał i niewybredny język. Szorstkość skóry i silny uścisk. Przechodzenie z rąk do rąk. Skrajna nędza i wreszcie jakąś iskra, która pchnęła mnie do tego, żeby się uratować z rynsztoku, w którym zaczynałem grzęznąć.
Być jak Erika..
Miałem 8 lat i dość tego tak zwanego życia. Wykorzystałem swoją szansę. Odegrałem swoją rolę perfekcyjnie. Wykorzystałem go. Jego ból i słabość. To wszystko, co zdołałem się o nim dowiedzieć. Tak, to było wyrachowane i podłe. Nie miało to dla mnie znaczenia. Nic się nie liczyło tylko wyrwać się z tego piekła, a on był moją szansą. Jedną, jedyną i niepowtarzalną. Moim wybrakowanym bohaterem. Pewna wyrocznia, której zaplatałem włosy, lekko już zrobiona, gdy niefortunnie zapytałem o Stiana, galdra, zdradziła mi, że będzie miał kłopoty przed wyjazdem do domu. Nie pamiętam już jak to się potoczyło, ale utkałem dla siebie okazję.
Zaczęło się tak, jak zaczynała się większość moich historii, które miały znaczenie dla kierunku, w jaki biegły moje losy. Od wesołego żbika, który wyłaniał się zza rogu, ganiał przez chwilę za własnym ogonem, zamierał w bezruchu, wbijał we mnie wzrok i gdy już uchwycił moją uwagę wykonywał zabawny krok zachęcając mnie, bym za nim podążał. Miał dla mnie zawsze jakąś okazję na zmianę. Wtedy objawił mi się pierwszy raz.
Nigdy nie lubiłem monotonii. Tego grudniowego poranka wcale nie było inaczej. To był zwyczajny, wtorkowy poranek. Była może 7, może 6, gdy wychyliłem nos z plugawej nory przybytku dla spragnionych cielesnych uciech ślepców. Poprzedniej nocy znowu zostałem zauważony i wykorzystany. Ledwie tlący żar papierosa zagasł w kontakcie z moją skórą. Tego poranka, wykorzystując fakt, że wszyscy spali, postanowiłem odejść. Nie wziąłem ze sobą nic, bo nie miałem nic, co warte by było zabrania. Opuszczałem w pośpiechu szemraną dzielnicę, gdy moja fylgia wyłoniła się zza rogu odczyniając swój taniec. Pobiegłem za nią. Minąłem rybny targ i kilka innych miejsc, na które nie zwróciłem tego dnia uwagi zbyt zafascynowany tym, co się działo. Za którymś zakrętem, gdy żbik skutecznie się schował wbiegłem do środka budynku. Biegnąc, potrąciłem mężczyznę pochylającego się nad czymś, schowanym przed moim wzrokiem za jego szerokimi plecami, w cieniu schodów kamienicy, gdzie wstąpiłem, by nieco się ogrzać. Ja wiedziałem, że miał krew na rękach. Że to, co leżało w cienistym załomie pod schodami, to była jego sprawka. Wiedziałem, że bardzo tego żałował. Niemal czułem jego ból. Zadziałałem instynktownie. Złapałem go za rękę. Zamarł. Nie spodziewał się, że w tym miejscu, o tej porze ktoś go nakryje. W cieniu schodów leżała martwa dziewczynka. Nieopodal dwie walizki podróżne. Gdzieś jechali. W jej martwych oczach widziałem strach. W jego - przerażenie, jakby sam przestraszył się tego, do czego był zdolny. Wtedy mnie to nie interesowało. Mieliśmy jeden cel - opuścić to miasto. Niewiele myśląc odezwałem się pełen determinacji, widząc dla siebie szansę w tej sytuacji.
- Tato, nasz prom odpłynie bez nas. - ponagliłem. - Nie możemy tu teraz przecież zostać. - zakrwawione ciało dziewczynki w moim wieku leżało w cieniu. Powinienem się go bać…a jednak w tym potworze upatrywałem swojego wybawcę. - Tato!
Mężczyzna otarł łzę, chwycił jej kuferek podróżny. Spojrzał w moją stronę. Nałożył mi jej czapkę zasłaniając podrapane czoło.
- Masz rację, Erika, musimy się pospieszyć, bo nie zdążymy. - do dziś pamiętam jego lekko zachrypnięty głos i sposób, w jaki głoski traciły swoje brzmienie, gdy żal ściskał go w gardle.
W taki sposób - on, udając że nic się nie stało, ja, udając jego córkę, dostaliśmy się do Norwegii. To okazało się nadspodziewanie łatwe. Mieszkaliśmy razem jakiś czas w Stavanger, gdzie uczęszczałem do szkoły. Wszystko było gotowe na przybycie Eriki. Dobrze zorganizował przeprowadzkę. Wypadła jakoś między semestrami. To był trudny, ale dobry czas. Nie brakowało mi jedzenia ani zajęć. Nie rozmawialiśmy o tym dniu, jakby nic się wtedy nie stało.
Musiałem nauczyć się wiele. Mniej mówić, a więcej słuchać. Zakładać baletki, wspinać się na palcach i ćwiczyć. Ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć. Prostować się, poruszać z gracją. Nie chodzić, a pływać w powietrzu. Godziny noszenia na głowie opasłych tomiszczy, byle by tylko oduczyć się garbienia. Stwarzać pozory. Największą nagrodą był jego uśmiech. To, jak się zapominał, brał mnie na kolana i powtarzał jej imię.. Wtedy zrozumiałem jak bardzo ją kochał i dlaczego musiała zginąć. Musiała zginąć, bo kochał ją za bardzo. Zrozumiałem też, dlaczego chciał mnie się pozbyć, dlaczego musiał mnie zostawić. Byłem wiecznie żywym wyrzutem sumienia. Wyraźnym. Ciepłym. Zawsze gotowym spełnić każdą jego zachciankę, byle zasłużyć sobie na skrawek tej miłości. Przeżyłem, bo nigdy mu się nie sprzeciwiłem.
Były inne "Eriki". Lubił małe dziewczynki. Czasem potrafiły powiedzieć nie, więc… były inne miejsca. Bergen, Narvik, Trondheim, Drammen… Mniej nauki, ale zawsze balet. Przenosiliśmy się z miejsca na miejsce. Nie chodziłem do szkoły. To szkoła przychodziła do mnie. Stian twierdził, że jego córka potrzebuje więcej czasu na taniec i szkoła w tym przeszkadza. Było więc coraz więcej tańca. Mniej nauki, a więcej tańca. Zawsze balet. Zwinność, gracja, balans, czar, równowaga. Oszustwo. Iluzja miłości i szczęśliwego domu. Uśmiechy, nowe koleżanki poznawane na castingach, w innych miejscach, nowe "Eriki", samotność, ból, zdrady, rozczarowania, zapewnienia, wyznania, czułości. Emocjonalny rollercoaster. Niezdrowa więź, która mnie uszcześliwiała.
Wszystko skończyło się w okolicach Jul, po moich 10 urodzinach, gdy nasze drogi rozeszły się w Midgardzie. Nie protestowałem, gdy odstawił mnie pod drzwi sierocińca. Nie spotkałem go już więcej.Być może pochłonęły go jego własne demony. Z każdym dniem coraz trudniej było mu wymawiać jej imię. Bardzo dobrze to rozumiałem. Czułem jego ból i zaczynał mi już ciążyć. Z ulgą znalazłem się w nowym miejscu. Z daleka od przeszłości. Mojej, jego i naszej wspólnej.
na dobre w Midgardzie
W sierocińcu zajęto się moją zaniedbaną edukacją. Bez wielkich fajerwerków ukończyłem Akademię Mannaz. Nie miałem zacięcia do dalszej nauki ani galdryjskich interesów. Wolałem jednak trzymać się jak najbliżej śniących. Byli ciekawi. Nie przywoływali niemiłych wspomnień. Nawet jeśli musiałem stoczyć jedną czy kilka bójek w obronie pamięci o mojej matce. Nie podobało mi się jak ją nazywali. Wszystko, co robiła - robiła dla mnie, żebym ja nie musiał żyć jak ona. Tak mi się przynajmniej wydawało. Nie udało się to jej, ale próbowała i ja potrafiłem to docenić. Tylko... Miałem jej za złe, że umarła.
Od dziecka wiedziałem, że żeby coś mieć trzeba było na to zapracować. Ukraść, kogoś wykiwać albo zarobić. Nie wahałem się. Korzystałem z całego wachlarza możliwości. Nie raz przez to wpadałem w tarapaty. Nauczyłem się za to nieźle lawirować językiem, szybko biegać i unikać odpowiedzialności z finezją i czarem. Grunt, to rozpoznać, za jaki sznureczek pociągnąć, a wrodzona empatia ułatwia mi dobór odpowiedniego arsenału. Po dziś dzień, jak jest grubsza akcja - wyciągam z szafy Erikę. Zwodzić i kłamać uczyłem się odkąd musiałem radzić sobie sam. To nic, że nocą przychodzi bolesna samotność i świadomość. To wszystko da się ugasić wodą. Wodą ognistą. Byle by nie pamiętać do rana. Nowy dzień przynosi nowe nadzieje.
zanim nastanie Jul
Uroczy, kochany, nieszkodliwy, niezauważalny. Dopóki nie pragnę więcej, nie oplatam się ścisłej niczym pnącze dzikiego wina. Nie zaciskam się zabierając oddech. Zakochuję się szybko, łatwo zachwycam, ulegam wpływom i obietnicom. Sam składam ich zbyt wiele, a potem pojawia się na horyzoncie ktoś nowy, ciekawszy, kto poświęca mi więcej uwagi, komu podobają się moje żarty i łapczywe jedzenie, chowanie skrawków chleba w kieszenie, na poźniej… Potem są krzyki, awantury, rzucanie talerzami, po co ci to.. mój płacz. Łzy Eriki i jej histeria, którą zabrałem tego dnia spod klatki schodowej wraz z jej podręcznym bagażem. Jej bagaż emocjonalny, który przyczepił się do mnie jak druga skóra. Czułość i przylepność męczy i rozdrażnia. A oni już nie chcą mojej chorej miłości. Miłość po terminie przydatności przyprawia o mdłości…
Nauczyłem się uwodzić.. Uczepiać. Wbijać się w cudze życia i nie odpuszczać, aż zastałem zaryglowane drzwi lub ogołocone ściany. 3 nieudane adopcje, gdy kończyłem u drzwi sierocińca na kilka dni przed Jul. Całe moje życie. Samotne święta. Smutne. I tym razem nie jest inaczej. Ogołocone ściany, porozbijane meble, kilka podartych szmat i morze. Morze długów. Pamiątka mojego ostatniego romansu. Szkło wbiło się tak głęboko, że wyciagałem je dopóki budzik nie oznajmił, że muszę wyjść. Dobrze, że tego ranka spadł świeży śnieg i było w czym się obmyć.
rutyna utrzymuje mnie na powierzchni
Przebywanie ze śniącymi było przyjemne i bezpieczne. Nie musiałem się zastanawiać z której strony nadejdzie cios. To było na tyle uzależniające uczucie, że zaczynałem szukać z nimi kontaktu na każdym kroku. Angażować się w te relacje, przejmować wiedzę o zupełnie innym świecie niż ten, w którym żyłem dotychczas. Dość egzotycznym, z tak zadziwiającymi urządzeniami, których istnienie niekiedy wydawało mi się nieprawdopodobne i zupełnie zbędne, ale dzięki nim śniący doskonale radzili sobie bez magii. Od tego kim byłem, nie mogłem uciec, więc zostałem kurierem lawirując między światami, z którymi w jakiś sposób byłem związany. W żadnym z nich nie byłem szczęśliwy i bez któregokolwiek z nich nie byłem kompletny.
Kursuję między światem galdrów i śniących. Doręczam przesyłki, zbieram zamówienia. W wolnych chwilach zaglądam pomagać w sierocińcu. Nie tylko dlatego, że każda pomoc jest przydatna. Nie dlatego, że dzieci mnie lubią, a ja potrafię się z nimi porozumieć. Dlatego, że czasem zwyczajnie nie mam co wrzucić do gara, albo gdzie się przespać czy przeprać ubrania.
Mistrz Gry
Re: Jukka Tikkala Nie 12 Cze - 16:22
Karta zaakceptowana
Przeszłość wymagała od Ciebie ogromnej wytrzymałości – już w dzieciństwie musiałeś walczyć o przetrwanie w świecie, który nigdy nie rozpisał dla Ciebie świetlanej przyszłości na przędzach wszechwiedzących Norn. Mimo wszystko udało Ci się jednak odnaleźć bezpieczeństwo i nową rutynę – pomiędzy rzeczywistością śniących, a galdrów, pomiędzy życiem, a przetrwaniem. Los z pewnością użyczy Ci w końcu swej życzliwości, Jukka.
Ciągłe przemieszczenie się pomiędzy światem galdrów, a światem śniących nie należy do najłatwiejszych zawodów – zwłaszcza, jeśli przenosi się ze sobą przedmioty o szczególnej wartości. Na początek rozgrywki, w prezencie od Mistrza Gry otrzymujesz płócienną torbę, którą możesz przewiesić przez ramię – przedmiotowi daleko jednak do zwykłego akcesorium, jeżeli schowasz w niej jakiś przedmiot, nikt inny nie będzie bowiem w stanie znaleźć go w jej wnętrzu, co umożliwia bezpieczniejszy transport i pewną anonimowość. Pamiętaj tylko, by nie trzymać w niej rzeczy zbyt długo – torba potrafi być wyjątkowo kapryśna i po czasie ukrywać niektóre przedmioty nawet przed wzrokiem swego właściciela. Dodatkowo, kiedy masz ją przy sobie, zapewnia Ci jednak stały bonus +3 do magii użytkowej.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 600 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Ciągłe przemieszczenie się pomiędzy światem galdrów, a światem śniących nie należy do najłatwiejszych zawodów – zwłaszcza, jeśli przenosi się ze sobą przedmioty o szczególnej wartości. Na początek rozgrywki, w prezencie od Mistrza Gry otrzymujesz płócienną torbę, którą możesz przewiesić przez ramię – przedmiotowi daleko jednak do zwykłego akcesorium, jeżeli schowasz w niej jakiś przedmiot, nikt inny nie będzie bowiem w stanie znaleźć go w jej wnętrzu, co umożliwia bezpieczniejszy transport i pewną anonimowość. Pamiętaj tylko, by nie trzymać w niej rzeczy zbyt długo – torba potrafi być wyjątkowo kapryśna i po czasie ukrywać niektóre przedmioty nawet przed wzrokiem swego właściciela. Dodatkowo, kiedy masz ją przy sobie, zapewnia Ci jednak stały bonus +3 do magii użytkowej.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 600 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!