Magnus Løkken
Gość
Magnus Løkken Sro 4 Maj - 15:17
GośćGość
Gość
Gość
Magnus Løkken
Niegdysiejszy Midgard pełen był alchemicznych wyrobów spod szyldu Løkken’s Botanicals. Sławni na całą Skandynawię galdrowie parający się tym przedwiecznym fachem zaopatrywali Widzących w najznamienitsze eliksiry i ingrediencje, pielęgnowane pod okiem najlepszych florystów i hodowców w całej Norwegii. Ich oryginalne receptury były innowacją ówczesnego świata magii i inspiracją dla przyszłych pokoleń, które przywłaszczyły zasługi swoich protoplastów. Ostatni Løkkenowie to echo dawnej sławy, o której pamiętają jedynie księgi w odmętach uniwersyteckich bibliotek.
Bynajmniej za taki stan rzeczy nie odpowiadają sami przedstawiciele niegdyś prominentnej familii. Zniesławieni konfliktem ze wschodzącymi gwiazdami alchemicznego biznesu - rodziną Osterholt, zostali pokonani wieloletnią intrygą i plugawą praktyką czarnomagiczną, które położyły kres nazwisku Løkken. Rozsiani po świecie nie stanowią już jednej rodziny; wszyscy jednak borykają się z bolączką bezpłodności, która sprowadziła ród na skraj wymarcia. Jest jednak człowiek, który poświęcił wiele żyć - a w szczególności swoje - by przełamać tę ohydną klątwę i przywrócić rodzinie dawną chwałę.
Narodziny Magnusa Løkken owiane były złą wróżbą. Bez wątpienia przyszedł na świat człowiek wielki i niezrównany w rodzinnej profesji - wyrocznie przestrzegały jednak, że choć motywy jego przedsięwzięć będą szlachetne, to sama droga do nich wiodąca już wcale. Choć działo się to na wiele lat przed rzuceniem wspomnianej klątwy, członków rodziny było już tak niewielu, że przepowiednia nie skreśliła startu najmłodszej latorośli i każdy przyjął wieść o jego narodzinach z olbrzymią radością. Konserwatywne wartości rodzinne wpajane z pokolenia na pokolenie stanowiły trzon Løkkenów i w takim też duchu został wychowany Magnus. Nie dziwiło więc, że tak wcześnie położono nacisk na domową edukację alchemiczną, zaszczepiając w nim pasję i powołanie do kontynuacji rodowej powinności. Botanika, konserwacja ingrediencji odzwierzęcych, nauka ich pozyskiwania to elementy, w których uczestniczył bodaj, zanim dobrze nauczył się mówić. Prawdopodobnie dlatego posłany do Akademii Sowilo w Oslo, ukończył z wyróżnieniem pierwsze dwa stopnie edukacji.
Nad całą rodziną ciążyło widmo klątwy wynikłej z eskalacji konfliktu Løkkenów i Osterholtów. Ci drudzy, posuwając się do plugawych i nielegalnych praktyk, postawili krzyżyk przyszłym pokoleniom swoich wrogów, spełniając niegdysiejszą przestrogę Wyroczni o przeminięciu Løkkenów z wiatrem. Ohydna klątwa, której natury nie potrafili zrozumieć najbardziej doświadczeni łamacze, dotknęła nie poszczególne jednostki - a całą rodzinę. Było to szczególnym ciosem dla najmłodszego pokolenia familii, które pozbawione możliwości posiadania dzieci, nie miało szansy na przedłużenie rodu. W obliczu wartości, w jakich zostali wychowani, było to zaiste tragedią, a jej początkiem miało być poronienie żony kuzyna Magnusa - Randi Løkken, która jako ostatnia miała szansę wydać na świat potomstwo spod tego nazwiska. Wieloletnie batalie i procesy sądowe wiązały się z rosnącymi kosztami, a Osterholtowie wychodzili z nich obronną ręką. Sytuacja doprowadziła rodzinę do upadku; wewnętrzny konflikt skłonił najmłodszych do wyjazdu za granicę, najstarszych przyprawił o zawał, a ci, którzy próbowali uratować to, co zostało z Løkkenów, polegli lub wymarli z upływem czasu. Blisko dwudziestoletni Magnus postawił sobie za szczyt ambicji zemstę poprzedzoną ratunkiem swego rodu, dedykując się badaniom natury przekleństwa i bezskutecznym próbom płodzenia potomków.
Prawdę mówiąc, facet naprawdę oszalał i dostał obsesji na tym punkcie. W ciągu następnych lat ożenił się z siedmioma kobietami, które bezskutecznie próbowały wydać na świat jego potomstwo. Nawet, jeśli któraś zaszła w ciążę - ostatecznie roniła, często podążając w ślad martwego płodu i dołączając do grona zmarłych. Nie zniechęciło to Løkkena przed dalszymi próbami, które zawsze kończyły się bez skutku, lub co gorsza, tragedią. Poświęcony badaniom zgłębiał tajniki najstarszej dziedziny magii - magii runicznej, która stała się, tuż po alchemii, drugą z jego pasji. Studiował runy, ich znaczenie, sięgał porad bardziej doświadczonych runistów i łamaczy klątw, ale coś wewnątrz niego snuło podszepty, wzywało go do siebie. Pierwszy raz odnotował to zjawisko po przeczytaniu księgi wypożyczonej przez znajomego po fachu, która traktowała o wątpliwych moralnie zagadnieniach z gałęzi magii zakazanej. Choć okładka nie zapowiadała, co znajdzie się wewnątrz książki, material zaciekawił go jeszcze bardziej. Metodologicznie drążył i odkrywał nowe zjawiska, aż dotarł do pierwszych konkluzji, zdolny przełożyć teoretyczne zagadnienia na praktyczne doświadczenia. Tak oto, początkowo bardzo niesfornie i laboratoryjnie, nauczył się rzucać pierwsze zaklęcia z gałęzi tajemnej magii zakazanej.
Kontynuował naukę na Uniwersytecie do uzyskania III Stopnia Wtajemniczenia. W wieku około dwudziestu pięciu lat otworzył swoje własne laboratorium, korzystając ze środków pozyskanych na szpitalnym stażu alchemicznym. O jego nazwisku wciąż było dostatecznie głośno, by zdolny był utrzymać siebie i ówczesną żonę (trzymaną w sterylnych warunkach pod kluczem, bardziej jak obiekt badań), dlatego nie martwił się zbytnio pieniędzmi. Z upływem lat nie tyle nazwisko, ile sam kantor zyskał na popularności i pozwolił Magnusowi przyjąć kilku stażystów do pomocy, by miał więcej czasu na poświęcanie się swoim nowym pasjom. Runistyka i magia zakazana pochłonęły go niemal w całości, a ta chłonność wiedzy w połączeniu z wyższym celem sprawiała, że pewne granice się zatarły, a mężczyzna doznał symptomów zatrucia magicznego. Wiedział jednak, że coś w nim bezpowrotnie uległo zmianie i rozpoczął się proces, który na zawsze odmieni jego życie. Tak oto w wieku trzydziestu trzech lat Magnus Løkken został zaślepiony czarną magią, zyskując niewyobrażalną potęgę - i tracąc jakiekolwiek poczucie moralności. Jeśli kiedyś gryzły go wyrzuty sumienia za czyny, których się dopuszczał - nawet w imię idei i wyższego celu - od tamtej pory przestało to mieć znaczenie. Czarna magia w połączeniu z alchemią i runami była cholernie niebezpiecznym narzędziem, które uczyniło go niewyobrażalnie silnym galdrem… nadczłowiekiem.
Na przestrzeni lat nie zaprzestał kontynuować swoich badań. W pewnym momencie, by zatrzeć ślady po swoich plugawych praktykach, przestał już nawet żenić się z kobietami, które miały zrodzić mu potomstwo. Potencjalne matki jego dzieci były jedynie obiektem badawczym. Jak się jednak okazało, istniała pewna zależność między ofiarami jego eksperymentów, która okazała się być przełomowym aspektem w całej sprawie. Im bliżej spokrewniony był z kobietami, tym częściej zachodziły w ciąże, a płód był coraz stabilniejszy; remedium na klątwę okazała się więc krew z krwi. Problem był taki, że wedle posiadanych przez Magnusa informacji, nie było na świecie Løkkenów na tyle blisko spokrewnionych, by ją przełamać.
Mawia się, że nieważny jest cel, a droga, która do niego prowadzi. Ta, którą podążał Magnus, była zaiste pasjonująca - i odrażająca. Kierował się bowiem nieco inną prawdą, która traktuje o tym, że cel uświęca środki, a jako Ślepiec czuł jeszcze większy pociąg do magii, która dawała tak cholerną potęgę. Pogwałcił on najświętsze wartości i prawa natury, sięgając po rytualną gałąź nekromancji w poszukiwaniu sposobu na wskrzeszenie krewnych zdolnych przedłużyć tę linię krwi. Wiele wzlotów i upadków pozwoliło mu nauczyć się na rytualne powołanie do życia tego, co martwe - i niestety bezmyślne. W kooperacji z równie niecnymi medium, próbował odnaleźć sposób na zaklęcie duchów zmarłych w ciałach, które ożywiał, jednak nie odniósł na tej płaszczyźnie sukcesu. Nauka panowania nad życiem i śmiercią była jednak na tyle pasjonująca, by skłonić go do zbadania legendy o przedwiecznym liczu, zdolnym przekazać cząstkę swojej mocy wybranym w tej dziedzinie. Skądinąd doświadczony nekromanta poświęcił przeszło dwa lata życia na odnalezienie tej istoty, a wraz z nimi życie niewinnej osoby, jaką było porwane dziecko jednej z jego poprzednich żon. Konfrontacja z liczem, zaiste nieprzewidywalna, a tym samym niebezpieczna, okazała się doświadczeniem niezwykle bolesnym - lecz sukcesywnym; rytuał eskalacji magicznej zaszczepił w nim cząstkę mocy pradawnego bytu, a proces ów, okupiony bólem i cierpieniem, pozwolił mu na rozpoczęcie samonauki arkan magii przywołania. Na przestrzeni kolejnych lat magia zakazana stała się jego konikiem. Wciąż prowadził swoją alchemiczną praktykę, jednak plugawe rytuały, eksperymenty na życiu i śmierci, zaklęcia karmiące jego złaknione demony… pasjonowały go coraz bardziej. W końcu jego przemiana została dostrzeżona przez Kruczą Straż, która co prawda nie wiedziała, jak bardzo zepsuty jest Magnus Løkken - prewencyjnie wykluczyła go jednak ze społeczeństwa, sygnując niczym bydło symbolem Pieczęci Lokiego na prawej dłoni i zamykając jego legalny interes.
Mężczyzna zszedł więc do podziemia i działał w obrębie poczty pantoflowej. Dawne grono klientów bezpowrotnie go opuściło, jednak oficjalna informacja o jego zaślepieniu rozeszła się wśród mniej moralnych galdrów, zapewniając mu nowe źródło dochodu. Rzadsze, lecz lepiej płatne zlecenia opiewały wokół produkcji trucizn, a niekiedy i wykorzystywania jego talentów runicznych, czy czarnomagicznych. Mężczyzna został wolnym strzelcem, zamykając działalność w formie kantoru na rzecz podróży po całej Skandynawii i Midgardzie jako wolny strzelec.
Nigdy nie poddał swego pierwotnego celu, zawsze dążąc do jego realizacji. Postanowił jednak dopomóc szczęściu i przekonać Wyrocznię, by przepowiedziała mu przyszłość. Mglista wróżba ujawniła przed nim kobietę złudnie podobną do Randi Løkken, która prawie dwadzieścia pięć lat temu poroniła, próbując zrodzić ostatniego potomka. Czarnoksiężnik nie był głupi i połączył fakty, obierając ją sobie za cel. Tym razem miało być inaczej: młoda kobieta nie była jedynie obiektem eksperymentów. Była rezultatem wieloletnich poszukiwań sposobu na przełamanie klątwy, a tym samym fundamentem rodziny Løkken. Była początkiem nowego, lepszego jutra.