Karsten Aggerholm
Gość
Karsten Aggerholm Czw 31 Mar - 21:36
GośćGość
Gość
Gość
karsten aggerholm
Są potwory zachowujące się niczym ludzie
i ludzie – zachowujący się jak potwory
i ludzie – zachowujący się jak potwory
Krew schnąca na połach płaszcza.
Krew na napiętej skórze i przeszłość, cuchnąca krwią.
Pręgi, sierpy, kratery skamlących ran – szkarłat i rdzawe wstęgi, kwiatostan bólu pod nieboskłonem czaszki płonący jaskrawą grzywą. Martwa, stygnąca czerwień, plamy, plamy jak szkielet niedołężnego pisma. Czerwień – i bladość, puls – i wytchnienie śmierci. Krew ludzka, zwierzęca, własna. Ludzka, zwierzęca, zwierzęca, ludzka, zwierzęca, ludzka?
Zostaje wyłącznie krew.
Los zadrwił z niego jak błazen, zanosił się do rozpuku donośną salwą rechotu wydartą wprost z lufy krtani. Przez całe, wyblakłe życie, dążył by nie iść w ślady swojego ojca, pławiąc się ostatecznie w bajorze własnej agresji oraz udając radość – tak silną, że sam w nią wierzył, zrośniętą z płótnem umysłu, płynącą z cudzej rezerwy, ze strachu, jaki rozpalał swoim przekleństwem genów.
Myślał, że jest szczęśliwy, szczęśliwy w odosobnieniu, szczęśliwy w formie szerzącej się samotności, tworzącej twierdzę z okręgiem fosy dystansu. Powielał zastępy błędów – w majakach, skrytych we wnętrzu skrzyni pamięci dostrzegał ojcowską twarz, ociosaną, wyraźną, skrzywioną od alkoholu, który złowieszczo syczał w gałęziach żył.
Rozum, wymiętoszony, przeżuty zębami trunków popadał w pijacką furię, woń alkoholu stroszyła się na powłokach. Rysy, pełne podobieństw, wzbudzały paroksyzm wstrętu ilekroć kiedy spoglądał w zwierciadło lustra, niedźwiedzi amok przebiegał z odrażającym schematem prężącym zawzięcie ciało.
Nie umiał nigdy przewidzieć nastroju ojca, przebiegu chwili, w której szarpał za klamkę aż matka nie otworzyła z dosadnym, metalowym szczeknięciem wejściowych drzwi. Człowiek. Nie-człowiek. Mógł przynieść worek talarów w zamian za wykonaną, dorywczą pracę, mógł być radosny, z pogodnym, ciepłym uśmiechem wpleść palce w jego czuprynę i spytać z zaciekawieniem, jak zdołał mu minąć dzień, mógł stać markotny, milczący, mógł również wkroczyć nietrzeźwy, w malignie wrzącego szału. W chwilach, w których oddawał się bożkom własnej destrukcji, paznokcie nagle stawały się pazurami, kły wydłużały się w półksiężyce błyszczące po uniesieniu wilgotnej kurtyny warg, instynkt zwierzęcy tętnił juchą agresji.
Ojciec dość prędko spostrzegł, że dzieli z nim tę przypadłość, co jeszcze bardziej wzmagało trans rozjuszenia niczym oliwa chluśnięta w łodygi ognia, co dodatkowo sprawiało, że pragnął wskazać mu miejsce, chciał wzbudzić czysty strach zamiast złości; zdarzało się, że ciśnięty o krawędź stołu jak wiotka, szmaciana lalka, leżał przez kilka dni nie wychodząc za progi własnej sypialni. Matka za każdym razem błagała, by postępował inaczej, aby odnalazł spokój, nie wchodząc w zbędne potyczki – myśli wiły się, drążąc pragnieniem zemsty. O niczym innym nie marzył, licząc, że gdy dorośnie, odpłaci się wreszcie ojcu za epizody wściekłości, napady nierozumianej i niszczycielskiej furii, tkał zapalczywie wizje, w których ojciec leżał ostatecznie pobity aż do nieprzytomności, z konstelacjami sińców na galaktyce skóry.
W nim również trzaskała złość – pierwotna, przeraźliwie zwierzęca jak niegasnący płomień, odnajdująca ujście najczęściej w przeróżnych bójkach pomiędzy rówieśnikami. Odbywał liczne szlabany – w Akademii Dagaz był dość przeciętnym i często leniwym uczniem, nie licząc magii natury oraz magicznych sportów; szarość swoich zdolności ubarwiał jaskrawym gniewem i bojowniczą dumą w nierzadkich, nagłych konfliktach. Stał się wyrzutkiem, budząc powszechny lęk – odkrywał, z biegiem czasu, że nienawidzi wszystkiego, że nie wystarczy mu siły zebranej w krtani, zgłosek, zdań oraz treści, aby wykrzyczeć całość zalegającą w pieczarach podświadomości.
Ojciec zmarł nagle – jego ciało, już zimne, odnaleziono w zatęchłym, brudnym zaułku magicznej dzielnicy Kopenhagi. Przyczyną śmierci był nieleczony żadnym zaklęciem krwotok do jamy ciała. Sprawcy nie znaleziono, a syn upuścił jedynie ciepłe łzy złości, rozczarowania, że nie dopełnił rewanżu planowanego od lat.
W momencie, w którym ukończył pierwszy stopień wtajemniczenia, przenieśli się z matką do Midgardu, gdzie podjęła się pracy w skromnym zakładzie krawieckim. Zmienił swe środowisko, nie odmieniając wnętrza – pasję do różnych bójek kontynuował przez lata, także w murach Akademii Laguz.
Jednego z uczniów wysłał do szpitala im. Alberta Lindgrena, przekraczając granicę pomiędzy człowieczeństwam a bestią; część jego ciała, pokryta brunatnym futrem składała się w chimeryczny wybryk, pół-człowieka i pół-niedźwiedzia zaślepionego od furii palącej z sykiem jak kwas. Zobaczył, jak grupa wyrostków po ukończonych zajęciach gnębiła jego rówieśniczkę, cierpiącą na rybicę, zmuszając do zanurzenia głowy w wypełnionej wodą umywalce. Widok poraził go, początkowo bezwolnie przypominając nienawiść tłamszoną w czarze umysłu. Dzięki interwencji psychologa oraz wstawieniu się początkowej ofiary szykanowania nie został wydalony z placówki.
Edukację ukończył, niechlubnie wieńcząc jej proces miernym szeregiem not z poszczególnych przedmiotów. Nie podjął się żadnych studiów, wdając się, w zamian za to, w niezliczone potyczki na wąskich scenach alejek Ymira Starszego. Zanurzał się, coraz bardziej, w podziemnym świecie półświatka, czerpiąc talary z zakładów, że będzie zwycięzcą w starciu. Z biegiem czasu zaczęto go respektować, wzbudzał strach i szacunek zwłaszcza pośród tchórzliwej części opryszków.
Zatrudnił się, ostatecznie, u pewnego lichwiarza – sprawiał wizyty mniej sumiennym dłużnikom. Matka nie chciała przyjąć jego pieniędzy, kazała mu się wynosić, z goryczą tłoczoną w upadających zdaniach. Nie umiał, jednak, postąpić w odmienny sposób, nie udać się w ślady ojca i rozchwianego życia – z drażniącym smakiem zawodu szczypiącym mu podniebienie, wynajął niewielki pokój.
Rok później, kiedy liczył dwadzieścia lat, dostrzegł go pewien mężczyzna – przyglądał się, gdy pokonał bez narzuconych trudności dwóch drobnych złodziejaszków, jacy napadli go w krętaninie ulic. Wyraz pochwały, zawarty w wyłącznie zwięzłej klamrze stwierdzenia, poprzedzał ofertę pracy i stabilności. W ten sposób, niedługo później został rekrutem Gleipniru – nieznajomy okazał się zasłużonym łowcą i specjalistą.
Pod jego okiem rozpoczął ścieżkę szkolenia, rozwijał swoje zdolności w walce wręcz oraz bronią, uczył się tropić, a także chwytać zwierzynę, szlifował magię natury i ofensywne zaklęcia. Wszystko, z biegiem lat, pozostało niezmienne – wargi, niebezpieczne stworzenia oddane do egzekucji, dziesiątki i setki zleceń, praca pod wystrzałami rozkazów. Gleipnir zaakceptował go takim, jakim był rzeczywiście – berserkerem, zdolnym popadać w ślepą, zwierzęcą furię, bestią tropiącą bestie. Tak samo jak pozostali łowcy zbierał żniwo niesławy, głoszącej o zbyt brutalnym podejściu do wargów poddanych przemianom pełni. Tłum upił się Księżycowym Wywarem, podważał cel, jaki przyświecał całej organizacji – sam doskonale wiedział, że świat nie składał się z pojedynczych skrajności, tak szczodrze wielbionych przez ludzi.
Węzeł nieuchronnie wyznaczał rytm codzienności, nadając sens jego życiu przy wzlotach i przy upadkach. Drużyna, z którą stał się związany, rozpadła się koniec końców, a sam za zasługi został awansowany do stopnia specjalisty. Nie zależało mu na objęciu dowództwa – wręcz przeciwnie, odczuwał brak tamtych chwil, drążącą, bezwzględną pustkę i przeraźliwy chłód odciśnięty przez ciężki sentyment wspomnień.
Zasłynął ze swojej silnej determinacji i zaciekłości przy wypełnieniu zadań, w których nie bał się odnieść nawet poważnych ran. Dzięki jego oddaniu schwytano co najmniej kilka problematycznych i niebezpiecznych stworzeń podczas pamiętnych misji. Nie odwiedził już matki, wiedział, że miała rację. Było jednak zbyt późno – zbyt późno, aby zawrócić.
Mistrz Gry
Re: Karsten Aggerholm Nie 3 Kwi - 21:09
Karta zaakceptowana
Zastanawiałeś się kiedyś nad tym, Karstenie, że jesteś samonapędzającą się machiną gniewu? Inność rodzi złość. Nie tylko w osobach trzecich — również w Tobie. Świadomość, że odstajesz od reszty społeczeństwa; że bardziej niż inni musisz kontrolować własne emocje, że nie powinieneś dawać się im ponosić budzi wyłącznie frustrację, do której, owszem, można przywyknąć, z obecnością której można się pogodzić, ale która w najmniej odpowiednim momencie daje o sobie znać. Nie zapominaj jednak, że w wielu przypadkach Twoja inność to przede wszystkim atut.
Są sytuacje, kiedy Twój gniew jest wskazany, kiedy wiążąca się z nim transformacja niezbędna jest do rozwiązania problematycznych okoliczności. Są jednak i takie sytuacje, kiedy za wszelką cenę powinieneś trzymać się swojej człowieczej strony. Po drodze zabarwionej wściekłością trudno się jednak poruszać, dlatego w prezencie chcę Ci podarować kompas gniewu — zamieniony w wisior sprawia, że możesz zabrać go zawsze ze sobą. Kompas ten nie wskazuje jednak kierunków, zamiast tego z pokrytej runicznym pismem tarczy możesz odczytać, jak bliski, przy kolejnym wybuchu gniewu, będziesz przy pełnej transformacji. Najważniejszą dla Ciebie właściwością, jaką posiada kompas jest jednak to, że w chwili, kiedy ulegniesz przemianie, wplecione w talizman runiczne formuły raz na fabularny miesiąc sprawią, że stosunkowo szybko będziesz w stanie zapanować nad emocjami i wrócisz do ludzkiej postaci po dwóch turach. Dodatkowo, nosząc przy sobie kompas, masz zagwarantowany stały bonus +2 do magii leczniczej.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Są sytuacje, kiedy Twój gniew jest wskazany, kiedy wiążąca się z nim transformacja niezbędna jest do rozwiązania problematycznych okoliczności. Są jednak i takie sytuacje, kiedy za wszelką cenę powinieneś trzymać się swojej człowieczej strony. Po drodze zabarwionej wściekłością trudno się jednak poruszać, dlatego w prezencie chcę Ci podarować kompas gniewu — zamieniony w wisior sprawia, że możesz zabrać go zawsze ze sobą. Kompas ten nie wskazuje jednak kierunków, zamiast tego z pokrytej runicznym pismem tarczy możesz odczytać, jak bliski, przy kolejnym wybuchu gniewu, będziesz przy pełnej transformacji. Najważniejszą dla Ciebie właściwością, jaką posiada kompas jest jednak to, że w chwili, kiedy ulegniesz przemianie, wplecione w talizman runiczne formuły raz na fabularny miesiąc sprawią, że stosunkowo szybko będziesz w stanie zapanować nad emocjami i wrócisz do ludzkiej postaci po dwóch turach. Dodatkowo, nosząc przy sobie kompas, masz zagwarantowany stały bonus +2 do magii leczniczej.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!