HARRIET LIDHOLM
Gość
HARRIET LIDHOLM Nie 27 Lut - 22:16
GośćGość
Gość
Gość
HARRIET LIDHOLM
Dar który okazał się przekleństwem...
Nazwano ją Harriet. Ukochaną, słodką Harry, która swym dziecięcym uśmiechem potrafiła stopić nie jedno lodowate serce. Największy cud, jaki tamtego czasu widział cały Göteborg. A przynajmniej tak sądzono, dopóki na rodzinę Lidholm nie spadł mrok. Ciemność jak mawiała okoliczna ludność, gdy w czasie szkolnym w rudowłosej dziewce nie przebudził się zakorzeniony w rodzinnym drzewie dar, o którym nikt nie zdawał sobie sprawy. W pewnym momencie Harriet zorientowała się, że potrafi zrozumieć mowę ptasząt, a ich głosy były słyszalne tylko dla niej. Wszyscy...odsunęli się od "odmieńca" i "szaleńca" jakim mianem została obdarowana przez rówieśników, a wyjątkowa zdolność podarowana od przodków, która postanowiła ujawnić się dopiero w chwili jej narodzin, okazała się okrucieństwem i zbiorem wielu przykrych doświadczeń, jakimi obdarzył ją los. Została sama. Całkowicie sama, bo i rodzina wstydziła się własnego dziecka. Skazy na ich nazwisku, które, choć nie było wielce znane zostało splamione przez "urojenia" i "chorą" córkę.
Nie obyło się bez dnia, w którym nie była wyśmiewana z powodu swojej odmienności, a szydera, jaką urządzali sobie z niej rówieśnicy sprawiła, że zamknęła się w sobie jeszcze bardziej. Czuła się niechciana i odosobniona. Lecz w tym wszystkich chyba najbardziej nienawidziła siebie samej. Pod wpływem środowiska nie postrzegała swojego daru jako unikalnej zdolności posiadanej przez nielicznych, ale jak przekleństwo, karę, którą otrzymała z niewiadomych jej powodów. Obwiniała za to rodzinę, obwiniała za to samą siebie nosząc w sercu głęboki skryty ból, który był słyszalny jedynie dla zwierząt. A maska ciętej smarkuli z biegiem lat coraz częściej ukazywała się na jej twarzy przyćmiewając odczuwalną gorycz. Nie miała znajomych ani tym bardziej przyjaciół, bo wszyscy odwrócili się od niej w najgorszym momencie wrzucając ją do jednego wielkiego wora razem z innymi szaleńcami, mimo że tak naprawdę nigdy nim nie była. Nikt jej jednak nie rozumiał, a każda próba wytłumaczenia swojej sytuacji nawet przed rodziną kończyła się przerwaniem i gromkim śmiechem. A więc odcięła się. Znieczuliła i kiedy dotarło do niej, że jej moc to żadne przekleństwo tylko dziedziczona z pokolenia na pokolenie umiejętność zatraciła się w pogłębianiu wiedzy na jej temat. Przestała postrzegać zdolność porozumiewania się z zwierzętami jako coś złego, a zamiast tego zburzyła ogromny mur, który postawiła w dzieciństwie przed możliwościami, których zwykły galdr nie posiadał. Na nowo obudziła się w niej chęć odbudowania więzi z naturą, którą utraciła złoszcząc się wielokrotnie na niegodziwość tego świata i okrutny los, jaki ją spotkał. Nie potrzebowała już nikogo ani rodzicieli, którzy mimo ogromnych pohamowań coraz częściej dawali jej do zrozumienia, że nie chcą jej pod swoim dachem, ani fałszywych ludzi dookoła siebie, którzy już raz na dobre ją zawiedli. A kontakty z nimi ograniczała jedynie do minimum. Tak minął jej cały okres obowiązkowej edukacji. Był to nie tylko czas ogromnej przemiany Harriet, ale również i spełnienia marzeń, które od dłuższego czasu kotłowały się w jej głowie. Chęć odcięcia przeszłości grubą krechą wręcz z niej emanowała, a rozpoczęcie nauk III wtajemniczenia było tylko pretekstem do opuszczenia rodzinnego miasta i wystartowania w nowym środowisku wraz z całkowicie czystą i nienapiętnowaną żadnym przezwiskiem kartą.
Midgard
Miasto wielu możliwości przyjęło ją w swoje otwarte progi nie pytając o brudy przeszłości pozostawionej dawno za sobą. Nikt nie pytał o jej życie dotychczas, a jeżeli i takie przypadki się zdarzyły, bardzo prędko ucinała temat nie chcąc wracać do okresu mrocznego dzieciństwa. W tym miejscu wszystko miało zmienić się na lepsze, nawet jeżeli jej stosunek do ludzi od tamtych dni nie uległ poprawie. Choć starała się brzmieć przyjaźniej dawna Harriet pozostawiła po sobie ogromny ślad, którego już niestety tak łatwo nie mogła z siebie wyplenić. Nauczanie rozpoczęła na uniwersytecie Kenaz uznając to za najlepszy wybór jaki kiedykolwiek mogła podjąć. A na dodatek placówka ta posiadała kierunek, który najbardziej ją interesował - botanika. W gruncie rzeczy w tym okresie nie miała zbyt wielu głębszych przeżyć. Uważana była za mola książkowego, a przy tym określana była mianem pewnego siebie, samotnego wilka, który znacznie bardziej preferował towarzystwo swojej osoby niż kogokolwiek innego. Zresztą, przestała przejmować się wszelakimi docinkami i opiniami innych, ponieważ zawsze potrafiła odgryźć się dosadnie za nieprzychylne słowa na swój temat. Nie zatraciła więc swego ciętego języka, który wręcz rozkwitł bardziej, a ludzi wokół siebie miała w jeszcze większym poważaniu niż zanim przyjechała do miasta. Z rodziną...straciła kontakt w momencie zakończenia edukacji. Czteroletnie kształcenie w dziedzinie botaniki popłaciło pogłębieniem własnych zdolności przede wszystkim opartym na metodzie prób i błędów oraz przygotowaniem do dalszej ścieżki kariery, z której myślą zawitała w Midgardzie. W wieku 23 lat rozpoczęła dorywczą pracę jako kolekcjoner roślin/łowca zwierząt. Początki nie były łatwe, a żeby wiązać koniec z końcem robiła wszystko, co musiała. Z racji, że była dopiero co raczkującą postacią w świecie łowców nie zawsze znajdowała klientów na swoje pozyskane towary. Z czasem jednak szło jej coraz lepiej, a i nawet zdołała znaleźć stałych kupców przy współpracy z mniejszymi gildiami alchemików i rzemieślników na tyle, że od tamtego momentu była w stanie utrzymać samą siebie.