Eva Christophersen
Gość
Eva Christophersen Czw 13 Sty - 3:40
GośćGość
Gość
Gość
Eva Christophersen
Mama manipulowała ojcem przy pomocy uroku niksy. Nie tylko nim, ale całą resztą bliskich sobie osób też. Przebierała w różnych, wyrafinowanych środkach by osiągnąć sukcesy zawodowe - przez lata ukrywała swoją tożsamość, używała uroków w sposób taktowny i dyskretny - tak jak jej matka i jej babka, wszystkie co do jednego. Puszczała się też, co mogło jej pomóc, no ale już trudno, tak długo jak umiała robić to za plecami nas wszystkich, wszystko było przecież w porządku.
Byliśmy rodziną prawników od pokoleń. Przenikliwy umysł i gadane, do tego stopnia, by to zawsze panowie chcieli przejmować nasze nazwiska, trochę dla interesów, a trochę manipulowani przez miłe uśmiechy słodkich blondynek o przegniłej duszy.
Puste pomieszczenia wielkiej posiadłości w Kopenhadze. Mieści się przy jednej z głównych uliczek, co za prestiż. Żeby zdobyć to wszystko, musiałyśmy zrobić przecież całe nic. Urodzić się gdzieś w lesie, przecierpieć kilkanaście lat w sierocińcu, potem uwieść kogoś nawet wbrew własnej woli, a dalej kontynuować tylko nasze przeklęte, demoniczne dziedzictwo. I tak raz, drugi, trzeci, by za czwartym zakończyć z przytupem. Przecież po mnie nie będzie już nikogo, kto mnie zastąpi. Nie będzie już ciągnącego się za córką smrodu niksy, nie będzie wkładanych jej do głowy nauk, by ze swojego przekleństwa uczynić swój atut. Nie. Nie chciałam potomstwa, nie byłam też jak moje matki i babki, miałam zamknąć rozdział panien Christophersen na dobre. Ove miał nam w tym wszystkim pomóc, cholerny Ove.
Spojrzeniem zmęczonych od braku snu oczu uciekam za białą kotką, która przemieszczając się po krzywiznach mebli jest właściwie jedynym żywym elementem, który towarzyszy mi w życiu. Przenikająca samotność, nawet pomimo tego jak wielu mężczyzn wciąż wodzi za mną spojrzeniem. Nie interesują mnie na dłuższą metę, przecież wszystko to co dobre było już za nami. Zamknięta w czterech ścianach, wypełzam zza nich tylko po to by pożyć cudzym życiem. Napisać bolesny artykuł o wschodzącej gwiazdce z Malmö, napluć na godność przedstawiciela znaczącego Klanu, byle tylko oberwać licznymi zaproszeniami do sądu. Ironiczne, chociażby ze względu na to jakie studia przyszło mi skończyć i prawa do wykonywania jakiego zawodu mi odebrano. Trochę za sprawą matki, trochę za sprawą mojego brata.
Kiedy prababcia została wypluta na świat, zapewne zaczęły się nasze „problemy”. Nie wiem kto zawinił, ale nie mogła ona liczyć na ciepły dom – ojciec wyparł się jej, demoniczna matka odchowała tyle, ile trzeba, a potem… Potem dziecko obijało się od sierocińca, do sierocińca, trafiając w ręce to kolejnych rodzin, które po poznaniu się na jego zgubnej naturze odsyłało prababkę moją z powrotem tam, skąd przybyła. Nie dziwi mnie to, tak samo jak nie dziwi mnie późniejsza tendencja przodkini. Teraz sierocińce są inne – mają więcej sponsorów, wszyscy mają lepszą opiekę medyczną, pracują w nich chyba bardziej wrażliwi ludzie. Wtedy ktoś taki jak moja prababka czuć musiał obrzydzenie tym światem, bezradność wobec jego bestialskości i szczerej niesprawiedliwości. Była pięknym kwiatem, który wyrósł na bruku. Adaptowała się do każdych warunków, bezpardonowa korzystała ze sztuczek, które przecież leżały jej w duszy. Dorosłości doczekała wśród innych odrzuconych dzieci, ale wcale nie wydawała się zagubiona. To urokiem niksy załatwiła sobie miejsce w Instytucie, to urokiem niksy zaliczała kolejne etapy życia i to urokiem niksy wabiła do siebie mężczyzn w kryzysie wieku średniego.
Vichy Christophersen był tym, który dał nam nazwisko, ofiarą mojej prababki. Nie było to jego prawdziwe imię, ale jako stary ekscentryk lubił się nim przedstawiać. Bogaci starzy, posiadający kasę jeszcze po swoich śniących przodkach, którzy nakradli na wojnie. Wielka posiadłość w Kopenhadze… W wieku lat dwudziestu iluś sierota. Zamiast jednak dawać się omamić kobietom, które czaiły się na jego rodzinny majątek, sam obracał się wokół zamożnych młódek. Wyciągał z nich co chciał, pozwalał im ginąć w niewyjaśnionych okolicznościach… Póki nie napotkał niksy.
Prababcia i Vichy poznali się przypadkiem, kiedy to podczas kolejnego procesu związanego z podejrzeniem morderstwa na jego młodziutkiej małżonce, moja przodkini towarzyszyła jego adwokatowi. Babunia widocznie wiedziała jak uderzać w te strony, by grały piękną melodię, bo po dwóch latach upartego zwodzenia i owijania Christophersena wokół palca, wprowadziła się do jego posiadłości jako żona. Już dawno zostawiła za sobą przeszłość bywalczyni sierocińców, tutaj nikt nie znał jej pochodzenia, nikt nie podejrzewał jej o przekręt w aktach, a co najważniejsze – mało kto w tym męskim świecie do którego trafiła, oskarżyłby ją o demoniczny rodowód. Była ładna, wypowiadała się niczym kobieta z klasą, a aura… Właściwie, patrząc wstecz z zupełną powagą – pewnie byłaby w stanie osiągnąć podobny efekt bez pomocy siły nadprzyrodzonej. Pewnie tylko finał byłby dla niej inny, kiedy to Vichy dowiedziałby się, że blondynka podająca się za córkę jakiegoś ważniaka, była tak naprawdę tylko biedną jak mysz kościelna oszustką. Ale do tego nie doszło.
Nazwisko Christophersen zostało z nami, przeszło na wszystkie trzy córki mojej prababki, w tym moją babkę. Ich brat, taki biedy, urodził się martwy. Albo przynajmniej w to miał wierzyć Vichy, który załamany odejściem z tego świata jedynego syna, trafił do szpitala dla czubków. Wielka to szkoda, że wcześniej pozbawiono go wszelkich wspomnień związanych z małżonką, jej dziećmi…
Wszystkie kobiety w naszej rodzinie w końcu lubiły pobrudzić sobie rączki. Jako osoby właściwie wywodzące się z demonicznego nasienia, nie bałyśmy się sięgać po magię zakazaną – wykonywałyśmy w końcu zawód który nie wymagał używania magii publicznie, ba – było przecież wskazanym by nie oddziaływać w żaden sposób ani na naszych klientów, ani na ich przeciwników. Zasadniczo – sama aura wystarczała do momentu, póki działała właściwie. Każdej z nas zdarzały się jednak błędy, które to załatwić można było przecież wymazaniem z pamięci pojedynczego wspomnienia. Prababka nie potrafiła tego jeszcze, ale babcia moja wraz z siostrami zasięgnęły już zakazanych praktyk, wpadając w towarzystwa w większości niewygodne. Nie do końca wiem skąd znały te sztuczki, za których używanie trafić można do ciupy, ba – sama nigdy nie czułam do nich większego pociągu, jednak chcąc nie chcąc – liznęłam magii zakazanej. Nigdy tak wiele jak one, wiecznie młode wiedźmy o duszach zepsutych, które dobierając sobie kolejnych mężów, żywe narzędzia dzięki którym mogły będą wydać na świat kolejną porcję słodkich blondynek, starały się na wybieranie albo ślepych na ich ślepcze zapędy samców, albo takich, którym podobne preferencje zupełnie nie przeszkadzały – ba, dziadek na przykład sam skończył dotknięty zatruciem magicznym, a brat mojej matki, zresztą skutecznie wydziedziczony, skończył bez prowadzącej ręki tylko dlatego, by ukryć móc oznaczenie Pieczęcią Lokiego.
Gdybym była jak moje matki i babki, gdybym nie wahała się w pobieraniu nauk tych, gdybym nie twierdziła za młodu, że przecież da się inaczej i gdybym miała w sobie tyle samozaparcia co teraz (a uwierzcie mi, mam go [przynajmniej w takich sprawach!] niewiele), być może zapobiegłabym naszym błędom, wymazała wspomnienia komu trzeba, i kontynuowała swoją prawniczą przygodę, za której sukcesem stały przecież lata przygotowań. W końcu od najmłodszych lat związana byłam najpierw z akademią Fehu, a potem instytutem Kaunan w Kopenhadze, który nie był przecież złą szkołą. Ja studia skończyłam z dobrymi wynikami, które stać miały za sukcesami zawodowymi… Ale wszystko to jak krew w piach. Urodziłaś się niksą i umrzesz niksą, burząc przy okazji wszystko to, co budowały pokolenia przed tobą.
Mój tata był obrońcą, ba – moja matka też. Ester Christophersen była z nas wszystkich chyba najbardziej uparta i skierowana a zawodowy sukces. Była doskonała w swoim fachu i chociaż ktoś mógłby zarzucić mi, że to tylko gadka zapatrzonego w matkę dziecka… Wystarczy przecież spojrzeć na jej wyniki. W pewnym momencie współpracowała z największymi skandalistami magicznej społeczności Danii, wyciągała ich z prawdziwego gówna i wcale nie wstydziła się tego, jak niemoralna była momentami jej praca. Broniła ćpunów, dewiantów seksualnych, mężów podejrzanych o morderstwa (ikoniczne, wystarczy spojrzeć przecież w akta osobowe Vichiego…). Część z nich udało się uniewinnić, a nawet jeżeli nie, jakimś sposobem matka wychodziła z tego wszystkiego z twarzą. Nadużywała możliwości, jakie dawało jej przekleństwo niksy, to prawda, czasami też posuwała się do korzystania z magii zakazanej za zamkniętymi drzwiami… Aura też potrafiła skutkować kilkudniowym zamroczeniem. I o ile matka umiała miarkować sobie przyjemność płynącą z manipulacji… Ja pozostawałam w tym wszystkim bardziej zapalczywa. Kiedy byłam młoda, zaraz po odbyciu stażu, często odczuwałam kiełkującą we mnie frustrację. Coś nie szło po mojej myśli, ktoś nie chciał mnie słuchać, ktoś stanął mi na odcisk w swojej cholernej upartości. Nie by łam tak cierpliwa jak matka, nie byłam też tak taktowna. Byłam jednak równie dobra, bo bardzo zdecydowana. Osiągałam zawodowe sukcesy, w domu otrzymując od matki kolejne instrukcje, które miały ukształtować mnie w formę jej idealnej kopii. Matka wydawała się nie być pogodzona z tym, że to na mnie już zakończy się nasze demoniczne dziedzictwo, toteż oprócz wkładania mi do głowy swoich spaczonych nauk, postanowiła napsuć w głowie również i swojemu synowi. Mój brat Ove nie żyje już od dobrych kilku lat.
Gdybyśmy zamknęli mu usta, zamiast otwierać swoje przed nim, do tragedii przecież by nie doszło. Nasza tożsamość była powszechnie chroniona przed oczami mężczyzn z rodziny Christophersenów, ba – właściwie chroniona była przecież przed każdym. Gdy ktoś wiedział – szybko tracił wspomnienia. Byłyśmy cholernymi pokoleniami prawdziwych, zepsutych wiedźm. Matka kochała Ove, ale kochała też nasze przeklęte dziedzictwo. Przez wszystko to pewnego dnia nasz dom opustoszał.
Ester postanowiła, ze oświeci Ove co do ścieżki naszego sukcesu. Że powie o przekleństwie genu demona, powie o tym jak dzięki niemu bez przerwy kontrolowała ojca, klientów, ale i sądowych przeciwników. O tym, że zakazane praktyki pozwalały jej radzić sobie w trudniejszych czasach, że sam syn jest jedynym wentylem, którym wydostać miałyby się ich szansę na kontynuację dziedzictwa. Zapuszczenie się do lasu, spółkowanie z demonem i oczekiwanie na wyklucie.
Ove nie był jednak psychopatą, ba - ja też nie byłam taka jak matka. Był jednak emocjonalnie zaburzony, toteż zareagował równie emocjonalnie. Gdyby można było czytać w myślach mojej matki, pewnie można byłoby doszukać się tam zwątpienia w samą siebie. Zaufała mężczyźnie, zrobiła to czego od kołyski zawsze nam zabraniano. Brat mój wściekł się, ogłuszył mnie, matkę, a potem objawił światu prawdę. Poinformował Kolegium, poinformował plotkarskie gazety, poinformował wszystkich naszych przyjaciół, a potem... A potem chyba dobrze wiecie co się stało, bo chociaż zataić musiał fakty o znajomości magii zakazanej, w końcu sam liznął jej możliwości, tak upewnił się by każdy zainteresowany wiedział z jaką rodziną mieli do czynienia. I wiedzieli, wszędzie było o nas głośno, w Kopenhadze, w Malmo, ba - nawet w Midgardzie. Majątku nie byli w stanie nas pozbawić, jednak kariera prawnicza zakończyć się miała nim się obejrzałyśmy. Matka nie mogła tego znieść, sama wypowiedziała walkę Ove, ten jednak nie był już tym samym synem. Traumatyczne zdarzenia zmieniają nas przecież bez odwrotu. Mnie, jego, rodziców. Mama i tata zginęli rażeni zaklęciem własnego potomka, a ja roztrzęsiona próbowałam tylko pozbierać z ziemi okruchy roztrzaskanej reputacji.
Nieskutecznie, byłam skandalem, wciąż jestem skandalem. Zniknęłam z salonów na długi czas, unikałam Ove jak mogłam, panicznie bojąc się tego, że wszystko co spróbuję odbudować, ponownie zdmuchnięte zostanie przez jego oddech. Moja pewność siebie podupadała, jednak skutkiem początkowo nie był dołek. Złościłam się na świat, złościłam na zaprzepaszczone zawodowe szanse. Teraz każdy już wiedział kim jestem, co pozwalało mi nie przebierać w środkach. Wciąż umiałam wejść do głowy komu trzeba, wciąż umiałam wymuszać uległość, wciąż mogłam przecież wodzić za nos. Zaniechałam naukę magii zakazanej, chyba trochę brzydząc się tym, co pozostało gwoździem do trumny mojej matki. Ove wciąż spacerował po wolności, czasami wciąż odwiedzał mój dom, byle dostać się do niego bez pozwolenia i zostawić go w bałaganie, robiąc na złość niczym maleńki chłopiec. Wiedzieć przecież musiał, że nie jestem taka jak one - byłam ostatnia, skazana na zapomnienie, najsłabsza ze wszystkich. Dodatkowo zamiast poszukiwań męża idioty, wolałam sprowadzać do domu starsze kobiety, zupełnie odporne na aurę którą dysponowałam. Jedna z nich wprowadziła mnie w medialny świat, podobno pasowałam tam idealnie. Podobno nikt nie będzie patrzył tam na moje przeklęte pochodzenie, póki przyniosę im co trzeba. Na początku byłam tylko informatorką dla Ratatoskr, po kilku miesiącach zostałam też dziennikarką, początkowo nie podpisując się własnym nazwiskiem. Teraz ciężko już to zataić, zbyt długo to trwa. Robię dla Wiewiórki już kilka dobrych lat, tropię skandali, sama nim będąc.
Ktoś powie, że robię to tylko po to żeby się odegrać, w końcu niksa dążąca do celu nie ma skrupułów. Może ma rację. Ale jakie to ma znaczenie? Póki pukam w okno swoim gołębim dziobem i wlatując do redakcji przynoszę wraz z trzepotem piór informacje mogące przynieść zysk naszej gazecie... Zdarza im się czasami zapomnieć o tym kim jestem. Szkoda tylko, że Ove nie daje mi zapomnieć. I szkoda tylko, że ja nie mogę zapomnieć o nim.
Mistrz Gry
Re: Eva Christophersen Pon 8 Sie - 21:15
Karta zaakceptowana
Dla takich, jak Ty, Evo, chociaż serwujesz znamienitej części galdryjskiego społeczeństwa co dzień nową porcję rozrywki, ludzie mają przygotowaną specjalną łatkę — i często nie obchodzi ich, czy za Twoim nazwiskiem kryją się skandale, czy jesteś czysta, jak łza; często nie ma znaczenia, czy Twoja krew zmieszana jest z tą demoniczną, bo bardziej interesują ich, jakie jeszcze demony trzymasz we własnej głowie i ile z nich będziesz w stanie spuścić ze smyczy, by na Twoje zawołanie wyszarpywały kolejne, soczyste fragmenty towarzyskich kompromitacji lub do blamażów doprowadzały. Nie pozwól, by cokolwiek lub ktokolwiek poza Tobą miał wpływ na to, jak będą postrzegać Cię inni ludzie.
Wbrew pozorom trudnisz się ryzykownym zawodem. Abyś więc miała możliwość jak najlepszej obrony przed wścibskimi lub gniewnymi osobami, w prezencie od Mistrza Gry otrzymujesz bransoletkę w kształcie wydry. Chociaż ładnie prezentuje się na Twoim nadgarstku, kiedy czujesz, że możesz być w niebezpieczeństwie, wystarczy że pogłaszczesz grzbiet stworzenia, by to ożyło. Wówczas zaatakuje zagrażającą Ci osobę — raz w miesiącu fabularnym ugryzienie wydry sprawi, że Twój przeciwnik na II tury zostanie całkiem sparaliżowany. Ponadto samo posiadanie bransoletki gwarantuje Ci stały bonus +2 do magii użytkowej.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz x00 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Wbrew pozorom trudnisz się ryzykownym zawodem. Abyś więc miała możliwość jak najlepszej obrony przed wścibskimi lub gniewnymi osobami, w prezencie od Mistrza Gry otrzymujesz bransoletkę w kształcie wydry. Chociaż ładnie prezentuje się na Twoim nadgarstku, kiedy czujesz, że możesz być w niebezpieczeństwie, wystarczy że pogłaszczesz grzbiet stworzenia, by to ożyło. Wówczas zaatakuje zagrażającą Ci osobę — raz w miesiącu fabularnym ugryzienie wydry sprawi, że Twój przeciwnik na II tury zostanie całkiem sparaliżowany. Ponadto samo posiadanie bransoletki gwarantuje Ci stały bonus +2 do magii użytkowej.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz x00 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!