Leiv Rolvsson
Gość
Leiv Rolvsson Wto 7 Gru - 22:17
GośćGość
Gość
Gość
Leiv Rolvsson
Bernhard nigdy nie widział się w roli ojca. Nawet kiedy oświadczył się Aslaug, nie brał pod uwagę możliwości założenia rodziny w najbliższej przyszłości. Wynikało to z trudności z jakimi przyszło mu się mierzyć w trakcie dorastania. Wychowywała go samotna matka, której mąż wybrał upijanie się i spanie na uliczkach zamiast próby zaangażowania się w życie swoich potomków. Za każdym razem obiecywał swojej żonie poprawę. Był jej wsparciem w trakcie ciąży, po czym znikał na dłuższe okresy czasu. Z jakiegoś powodu, matka Bernharda uparcie wierzyła w to, że narodziny kolejnego dziecka będą w stanie zmienić ścieżkę jaką obrał jej ukochany. Takim oto sposobem, kobieta została sama z piątką młodych, pełnych energii chłopców. Tak więc nie ciężko jest domyślić się, że miała ona problemy z zapanowaniem nad swoim potomstwem. Początkowo starała się jak mogła, ale z czasem brak wsparcia i wyczerpanie odbiło się na jej zdrowiu psychicznym.
Bernhard, jako środkowe dziecko, spędził więc sporą część swojego życia bez jakiegokolwiek nadzoru. Nie narzucano mu żadnych zasad i nie wymagano od niego wiele. Był nieokrzesanym, samolubnym i wyjątkowo aroganckim dzieckiem. Nic więc dziwnego, że stosunkowo szybko wpadł w towarzystwo które niekoniecznie można było określić mianem akceptowanego w społeczeństwie. Starsi koledzy bez większej trudności wpajali mu swoje wartości, które wtedy wydawały się mu całkiem rozsądne. W taki też oto sposób, w momencie poznania swojej przyszłej żony, Bernhard zaliczał się już do całkiem wprawionych użytkowników zakazanej magii. Jednakże pomimo tego faktu i sprzeciwu ze strony jej rodziny, Aslaug oddała mu swe serce. Zaledwie miesiąc po ślubie dowiedziała się o tym, że nosi w swym łonie jego dziecko. Nie martwiła się zbytnio wyzwaniem jakie ją czekało, licząc na to, że jej mąż ucieszy się z poczęcia ich potomka równie mocno co ona sama. Niestety, reakcja Bernharda znacznie odbiegała od jej oczekiwań. Mężczyzna stał się wobec niej chłodny. Nie poruszał tematu ich dziecka, oddalając się od swojej kobiety gdy tylko ta wspomniała coś o ich maleństwie. Nic więc dziwnego, że mały Leiv przyszedł na świat jako wcześniak. Stres spowodowany odrzuceniem i samotnością przyczyniły się do tego, że Aslaug urodziła po siedmiu miesiącach. Chłopiec już od narodzin był wyjątkowo słaby. Z każdym rokiem uszczerbki na jego zdrowiu stawały się coraz łatwiejsze do wychwycenia. Był wyjątkowo delikatny, każdy pozornie niegroźny upadek mógł skończyć się poważnym zadaniem. Miał także problem z czerpaniem jakiejkolwiek przyjemności z aktywności fizycznej. Bardzo szybko się męczył i po kilku minutach biegu nie był już w stanie złapać oddechu. Bernhard, który do tej pory był wyjątkowo oschły wobec swojej rodziny, zmiękł nieco ze względu na kłody, jakie los rzucał pod nogi jego pierworodnego. Przygarnął go więc pod swoje skrzydło, odciążając przy tym Aslaug, która zmagała się z depresją już dobre kilka lat. Chłopiec bardzo szybko przywiązał się do ojca. Siedział godzinami u jego boku, obserwując jak ten przenosił na papier nieznane mu dotychczas symbole. Leiv do tej pory doskonale pamięta dzień, w którym przez przypadek poplamił sokiem jedną z książek staruszka. Dostał wtedy takie lanie, że przez następne dwa miesiące nawet nie zbliżał się do drzwi gabinetu ojca. Zrozumiał, że w ich domu istniały rzeczy, które znajdowały się poza jego zasięgiem. Jednakże, ze względu na to, że spędzał tak wiele czasu z ojcem, szybko zorientował się gdzie przetrzymywał on swoje notatniki i księgi. Był sprytnym dzieckiem. Od zawsze był słaby pod względem siły fizycznej, więc skupił się na rozwijaniu swojej inteligencji i kombinowaniu. Z czasem zaczął więc podbierać ojcu jego cenne „skarby’’, wczytując się z uwagą w zapiski pokrywające pomarszczone strony. Początkowo nie był w stanie ich zrozumieć, ale z czasem zaczynał łapać coraz więcej. Był młody, także chłonął wszystko niczym gąbka. Zawsze upewniał się także, że książki wracały na swoje miejsce, więc jego małe nieposłuszeństwo nigdy nie zostało wykryte. Opanował mistrzowsko sztukę podlizywania się i kombinowania. Bez jakiegokolwiek problemu wykradał rodzicom kluczyki, pieniądze i używki. W wieku szesnastu lat, podwędził ojcu butelkę drogiego alkoholu i udał się do domu dziewczyny, w której się zakochał. Chciał popisać się tym, że był już na tyle dorosły, aby być w stanie samodzielnie zdobyć alkohol. Gdyby nie to co stało się po jego powrocie z tej szczeniackiej popijawy, prawdopodobnie byłby to całkiem udany dzień. Po raz pierwszy pocałował swój obiekt westchnień, a także upił się tak, że cały świat zaczął wydawać mu się wyjątkowo piękny. Niestety, czar prysnął, gdy tylko Leiv przekroczył próg swego domu. Jego jasne oczy spoczęły na sylwetce jego matki, która szlochała cicho na podłodze. Początkowo myślał, że to nic takiego. Doskonale wiedział, że Aslaug już od jakiegoś czasu miała problem z poradzeniem sobie z samą sobą. Dopiero kiedy zauważył poprzewracane meble i nieobecność swojego ojca, poczuł jak momentalnie trzeźwieje. Bernhard został aresztowany. Młody Rolvsson stracił swojego ukochanego tatę. Najbliższy rok spędził on nad szlochaniem nad przedmiotami pozostawionymi przez staruszka. Opuścił się nieco w nauce, zapominając o tym jak bardzo był z siebie zadowolony gdy rozpoczął naukę w Akademii Laguz. Większość swojego czasu spędzał na użalaniu się nad swoim losem i uporczywym studiowaniu notatek i książek, które dawniej należały do Bernharda. Aslaug nie wiedziała o tym, że stan psychiczny jej syna uległ znacznemu pogorszeniu. Skupiała się tylko i wyłącznie na sobie. Przestała pracować, jedyne, co robiła to wylegiwała się w łóżku w towarzystwie wszelkiego rodzaju przekąsek. Na całe szczęście, najgorszy okres w życiu matki pokrył się z ukończeniem Akademii przez Leiva. Początkowo chłopak planował kontynuowanie nauki, ale nie miał na to ani pieniędzy, ani czasu. Musiał zajmować się domem, a także coraz bardziej wciągały go informacje, na jakie natrafiał w materiałach ojca. Przepełniał go żal i wściekłość. Bernhard przecież nie zrobił nic złego. Nie miał łatwego życia, ale tak bardzo starał się wynagrodzić swojemu synkowi chłód, jakim odpowiadał na jego zaczepki w początkowych latach jego życia. Teraz Leiv został sam, z matką która przypominała bardziej kukłę niż żywą osobę. Zabrano mu wszystko. Otaczały go osoby pochodzące ze szczęśliwych rodzin, pełne energii i nadziei na wspaniałą przyszłość. Z czasem jego negatywne emocje stały się zbyt intensywne na to, aby chłopak mógł utrzymać je pod kontrolą. To właśnie wtedy zaczął on podejmować próby odtwarzania zaklęć i rytuałów opisanych w księgach ojca. Początkowo miał z tym spore problemy, jakiego starania zazwyczaj kończyły się niepowodzeniem. Z czasem jednak zaczął odnosić sukcesy, które przepełniały go dumą i satysfakcją z faktu, że był w stanie namieszać w pozornie perfekcyjnych żywotach otaczających go osób. Pierwsze problemy pojawiły się po około miesiącu. Leiv czuł się tak, jakby stale egzystował pod wpływem silnych środków odurzających. Stał się bledszy, a jego uprzednio niemalże niewidoczne żyły wydawały się niemalże walczyć o przebicie się przez ograniczającą je materie. Czarne smugi wyraźnie odznaczały się na tle jego cienkiej, śnieżnobiałej skóry. Mężczyzna był przerażony. Przestał wychodzić z pokoju, a co za tym idzie, jeść i załatwiać się w toalecie. Przypominał dzikie, nieokrzesane zwierzę. Każdy jego dzień przepełniony był piekielnym bólem, okrutnymi wizjami i smrodem przepełniającym jego nozdrza. Kilka razy wydawało mu się, że widział przed sobą swojego ojca. Wyciągał w jego kierunku dłoń, jednakże ten znikał szybciej niż się pojawił. Leiv nie miał najmniejszego pojęcia ile czasu spędził zamknięty w małym pomieszczeniu. Nie potrafił nawet podnieść się na nogi i wciągnąć w płuca wystarczającej ilości powietrza. Odżywiał się resztkami, które z czasem zaczęły pleśnieć. Mężczyźnie to jednak nie przeszkadzało, ból przeszywający jego ciało skutecznie odbierał mu wszelkie zmysły. Dopiero po dłuższym czasie odzyskał potrzebę spełniania podstawowych potrzeb fizjologicznych i odzyskania resztek godności. Wynurzył się z czeluści swego pokoju, bez słowa mijając pokój matki. Cały dom był pusty. Nie było w nim ani jedzenia, ani picia innego niż stary, sfermentowany sok. Spragniony mężczyzna wlał w siebie jednak zawartość zakurzonej butelki, po czym bez jakichkolwiek skrupułów niemalże automatycznie upuścił ją na ziemię. Szkło rozbiło się o drewno z głośnym hukiem, ale Leiv nie usłyszał jakiegokolwiek odzewu ze strony Aslaug. Skierował się więc on do jej drzwi i kilka razy w nie zapukał. Cisza. Ostrożnie wszedł do środka, wodząc pustym wzrokiem po dawniej znajomej mu przestrzeni. Wszystko wydawało się inne. Jego matka nawet się nie ruszała. Leżała na podłodze, cicha i blada. Leiv patrzył na nią przez dłuższą chwilę, po czym przymknął na chwilę oczy. Nie miał już niczego oprócz praktyki, którą rozpoczął. Wrócił do swojego pokoju decydując się na to, że zajmie się leżącymi piętro niżej zwłokami nieco później. W jego dzielnicy i tak zawsze zalatywało trupem, więc nawet się nie zdziwił, że żaden zmartwiony menel nie rozpoczął jeszcze ataku na jego drzwi frontowe. Zaczęło się, powrócił do niekończącego się ciągu eksperymentów i nauki. Jego ulubionym zajęciem było podejmowanie prób zaklinania przypadkowych przedmiotów znajdujących się w zamieszkiwanym przez niego miejscu. Ciężko było mu jednak wytrzymać dłuższy czas w towarzystwie matki i szczurów dobierających się do jego skrytek. Po niecałym tygodniu żywienia się jedzeniem podkradanym od sąsiadów, obsypywania zwłok matki ziołami i picia deszczówki, Leiv stwierdził, że tkwienie w tym paskudnym miejscu nie miało już sensu. Ludzie zaczynali robić się coraz bardziej podejrzliwi, a smród matki coraz bardziej dokuczliwy. Spakował więc księgi i notatniki ojca do sporawej walizki, podwinął od sąsiada butelkę wysokoprocentowego napoju i oblał jej zawartością ciało Aslaug.
Był wyjątkowo udanym dzieckiem.
Przed opuszczeniem mieszkania, podpalił poprzednio przygotowane zwłoki matki i trzasnął za sobą drzwiami, na których zaklęcie poświęcił dodatkowy dzień. Początkowo włóczył się ze swoją walizką po najskrytszych zakamarkach miasta. W rynsztokach i kanałach spotykał ludzi podobnych do jego samego. Zajmujących się magią zakazaną. Z radością wymieniał się z nimi wiedzą pomimo niesprzyjających warunków. Wszystko było lepsze niż to, co przeżył na samym początku swojej drogi. Kilka pierwszych miesięcy spędził głównie w samotności. Niełatwo było mu znaleźć stałego kompana. Ludzie znikali z jego życia równie szybko co się w nim pojawiali. Nic więc dziwnego, że kiedy pewien starszy mężczyzna nie chciał odstąpić go na krok, Leiv stosunkowo szybko się do niego przywiązał. Tak właściwie to pomimo tego, że byli sobie bliscy, nigdy nie wpadli na pomysł aby się sobie przedstawić. Zwracali się do siebie przy pomocy głupich pseudonimów wymyślonych na poczekaniu. Jego nowy towarzysz przypominał mu z lekka ojca, był jednak znacznie bardziej gadatliwy i sam zaczął podsuwać młodzieńcowi swoje odkrycia. To dzięki niemu zdolności Leiva znalazły się na zupełnie innym poziomie. Starszy mężczyzna wyglądał jak przypadkowy bezdomny, jednakże pod nieprzyjemną warstwą zewnętrzną kryła się skarbnica wiedzy. Nic więc dziwnego, że z czasem to sam Rolvsson zaczął walczyć o podtrzymanie ich relacji. Latał za swoim nauczycielem niczym mały szczeniak, pomagając mu zarówno w trakcie rytuałów jak i w codziennym życiu. Po roku egzystowania u boku starszego mężczyzny, młodzieniec otrzymał od niego stosunkowo ciekawą propozycję. Leiv mógł zostać sam w dobrze znanej mu okolicy, lub odejść wraz ze swoim towarzyszem do Midgardu. Wybór nie sprawił Rolvssonowi większego problemu. Tym bardziej, że jego kompan obiecał mu, że w nowym miejscu będą na nich czekać znacznie bardziej fascynujące zadania. Jakże wielki był zawód Leiva gdy zorientował się, że jego nauczyciel go okłamał. Wszystko było takie same. Nawet schodki na których sypiał do złudzenia przypominały te znajdujące się w jego rodzinnym mieście. Zlecenia które przyjmował jego mistrz także niczym nie różniły się od tych, w których wykonywaniu Leiv pomagał mu jeszcze w Tønsberg. Może i dla wiekowego chłopa było to wystarczająco ekscytujące życie, ale Rolvsson stale czuł się okrutnie niespełniony. Zaczął więc przyjmować na boku zlecenia na które jego mistrz kręcił nosem. Zarówno powiązane z zakazaną magią, jak i magią runiczną. Klienci początkowo przyciągnięci faktem, że Leiv był uczniem niezawodnego zaklinacza, z czasem stali się bardziej przywiązani do młodzieńca który nigdy im nie odmawiał. Rolvsson w końcu mógł samotnie zarabiać pieniądze, a ludzie cieszyli się z tego, że ktoś był w stanie spełnić ich prośby bez jakichkolwiek wątpliwości i pytań. Jedyną osobą która źle wychodziła na tym układzie był dawny kompan młodzieńca. Początkowo starał się namówić Leiva na powrót pod jego skrzydła w delikatny sposób. Gdy jednak to nie zadziałało, próbował ograniczyć go siłą. I to właśnie to doprowadziło do tego, że mężczyźni zaczęli kroczyć zupełnie odmiennymi ścieżkami. Pomimo początkowej tęsknoty, młody zaklinacz szybko wybił sobie z głowy swojego dawnego towarzysza. Skupił się na pracy, z której to zresztą z czasem zaczął czerpać jeszcze większą przyjemność. Pieniądze, które płynęły z jego wysiłku nie były szczególnie imponujące, ale wystarczyły na skakanie z kwiatka na kwiatek. Rolvsson zresztą do tej pory stale zmienia miejsce zamieszkania. Czasami trafia na lepsze kanciapy, a czasami nocuje pod schodami dziwnych staruszków którzy przypominają mu jego dawnego mentora. Lata życia na ulicy nauczyły go tego, że nikt nie jest czysty. Każdy z nas sprzedaje części samego siebie, tylko niekoniecznie w tej samej formie. Z czasem poczucie winy stało się mu obce.
Mistrz Gry
Re: Leiv Rolvsson Sob 11 Gru - 0:15
Karta zaakceptowana
Już od samego zarania niełatwo było iść drogą, jaką rozpostarło przed Tobą przeznaczenie, odnaleźć się w towarzystwie tak prędko odebranego Ci ojca oraz matki, która sczezła po jego odejściu. Miałeś bardzo krótkie dzieciństwo, Leiv, pełne błędów i straty, dzieciństwo przeobrażające się w równie trudne lata młodzieńcze i niewyszukaną dorosłość. Wiele masz już za sobą, ale życie nie spisało Cię przecież jeszcze na straty – pokażesz, na co Cię stać?
Los nie potraktował Cię nigdy ze szczególną wyrozumiałością, skazując na życie wśród brudnych i niebezpiecznych zakamarków miasta – aby zapewnić Ci choć namiastkę bezpieczeństwa, w prezencie od Mistrza Gry otrzymujesz na początek rozgrywki zestaw dymnych rac, które z wyglądu przypominają marmurki, co pozwala na stałe noszenie ich w swoim ekwipunku. Raz na fabularny miesiąc, w sytuacji zagrożenia, możesz rzucić racę pod nogi swojego przeciwnika – zacznie ona wówczas wydzielać ciemny, drażniący dym, uniemożliwiający mu jakikolwiek atak na czas I tury. Dodatkowo, kiedy masz je przy sobie, zapewniają Ci one stały bonus +2 do magii użytkowej.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Los nie potraktował Cię nigdy ze szczególną wyrozumiałością, skazując na życie wśród brudnych i niebezpiecznych zakamarków miasta – aby zapewnić Ci choć namiastkę bezpieczeństwa, w prezencie od Mistrza Gry otrzymujesz na początek rozgrywki zestaw dymnych rac, które z wyglądu przypominają marmurki, co pozwala na stałe noszenie ich w swoim ekwipunku. Raz na fabularny miesiąc, w sytuacji zagrożenia, możesz rzucić racę pod nogi swojego przeciwnika – zacznie ona wówczas wydzielać ciemny, drażniący dym, uniemożliwiający mu jakikolwiek atak na czas I tury. Dodatkowo, kiedy masz je przy sobie, zapewniają Ci one stały bonus +2 do magii użytkowej.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!