Anselm Bergdahl
Gość
Anselm Bergdahl Nie 5 Gru - 0:17
GośćGość
Gość
Gość
Anselm Bergdahl
Jorunn Nørgaard była może zbyt młoda albo zbyt naiwna, a może to wyrzuty sumienia skłoniły ją do złamania rodzinnej tradycji i przyjęcia nazwiska męża. Urodzona bez daru wyroczni, całkowicie poświęciła się roli żony swojego męża, czym wywołała chwilowe oburzenie swoich najbliższych, a sama ceremonia ślubna (choć obie rodziny zawsze żyły ze sobą w zgodzie) nie obyła się bez awantury i kilku rozbitych w furii kieliszków z kryształowej rodowej zastawy.
Pan Bergdahl, co nikogo raczej nie dziwić nie powinno, to człowiek ani romantyczny, ani wyjątkowo urodziwy. Urodziwy był za to jego pałac, z rozległymi terenami rezerwatu, (którego zarządcą miał zostać) i urodziwe były kosztowności, którymi obdarowywał swoją młodą żonę.
Małżeństwo długo nie mogło doczekać się potomstwa, a w całej Skandynawii aż huczało od plotek, iż Gejfun Berghdal ma całą rzeszę nieślubnych dzieci. Zrozpaczona Jorunn udała się więc do swojej ukochanej babki-wyroczni, ale ta, śmiertelnie na nią obrażona, postanowiła nie wyjawiać jej, że nosi w sobie dwóch
Państwo Berghdal stawiali jednak przede wszystkim na surowe wychowanie. Matczyna spódnica była zawsze zbyt czysta i zbyt idealnie wyprasowana, by wycierać w nią zapłakane gile, a smukłe dłonie, przyozdobione szafirami, zawsze były zimne - ich dotyk budził raczej nieprzyjemny dreszcz, niż poczucie bezpieczeństwa. Z rodzeństwem wiele czasu spędzali z ludźmi, którzy już od wczesnych godzin porannych ścielili im łóżka, dobierali im bieliznę, wiązali buty i czesali te idiotyczne przedziałki, bez pytania ich o zdanie. Rodzice pojawiali się nagle pod wieczór, podczas pory obiadowej. Pytali o szkołę, oceny, a potem wracali do swoich codziennych czynności, czyli bycia z dala od swoich dzieci.
Anselm był młodszy od swojego brata o całe dwie minuty i czasem miał ochotę już nigdy nie wychodzić ze swojego pokoju. Pokój ten był duży, calutki do jego dyspozycji, pełen bestiariuszy i książek, w których potrafił utonąć na całe dnie. Przez ogromne okno, sięgające po sam sufit, obserwował kołyszące się korony drzew, niepokojący zielony i gęsty przedsionek rezerwatu, bardzo hipnotyzujący. Zaś korytarze w domu przytłaczały ilością schodów, rzeźb i obrazów, przedstawiających wielkie postacie w dębowych ramach. Jeżeli przyjrzeć się niektórym, można było dostrzec podejrzane, nieludzkie rysy, bardzo przypominające trolle. Może to tylko dziecięca wyobraźnia. Nie lubił tego domu, tych korytarzy, a szczególnie nie lubił Akademii Odala, gdzie początkowo podejrzewano, że nie potrafi nawet poprawnie mówić, a fakt, że jest bliźniakiem Alfa Bergdahla, był uznawany za absolutną pomyłkę i żart. W żadnym stopniu nie byli do siebie podobni, ale mimo tego łączyło ich jakieś nieme porozumienie. Obaj czuli, że w tym wielkim pałacu, gdzie ściany miały oczy, byli zdani tylko na siebie. Że pod tym szklanym kloszem jest już za duszno i przydałoby się trzęsienie ziemi, jakaś iskra z nieba, która ten klosz rozkruszy w drobny mak.
Strome kamienne schody na tyłach domu prowadziły bezpośrednio do rezerwatu. Teren był nieco podmokły, więc trzeba było stawiać wysokie, zdecydowane kroki i cały czas trzymać się mocno za ręce, żeby nie utknąć po kolana w bagnie. Rezerwat był jak gęsty, zielony pałac, a wystrój dyktowały okoliczności przyrody. Nigdy nie był dla nich jedynie lasem i chyba żadne z nich nigdy go tak nie nazwało. To była siedziba trolli. Słynnych, przerażających trolli, które miały zatrzymać ich w rezerwacie na zawsze, jeżeli przed zmierzchem nie wrócą do domu. Powtarzano im, że na jego terenie nie wolno niczego dotykać i zrywać, ale często łamali te zasady, kierowani dziecięcą ciekawością. Znaczyli głazy kawałkiem kredy, żeby móc wrócić tą samą ścieżką, szukali mchu na korach drzew, patykiem rysowali na ziemi skomplikowane labirynty, mapy kryjówek trolli i układali ironiczne, przedrzeźniające te istoty wyliczanki. Głazy czasem zmieniały swoje położenie, pojawiały się i znikały, jakby rezerwat wcale nie był biernym obserwatorem, a chciał bawić się razem z nimi, na swoich własnych zasadach.
Nieustający szum. Kiedy skupi na nim swoją uwagę, brzmi jak tysiące cichych głosów. Ktoś inny powiedziałby, że to zwykły żabi rechot, ale dla niego to jak słowa wyrwane z kontekstu, niczym niejednolity chór, wprawiający powietrze w delikatne drżenie. Ten mikrokosmos nie odstępował go na krok. Nieustannie czuł na sobie gęstą sieć tysiąca par oczu, ciemnych i błyszczących, do których te głosy należały. Z czasem drgania i szumy wokół stawały się bardziej zrozumiałe. To przyszło znikąd, przyszło nagle i niespodziewanie i było jak czytanie długiego listu, zaadresowanego tylko do Anselma Berghdala. Zatapiał się w jego treści za każdym razem, a wtedy rezerwat otwierał się przed nim, czasem nawet wracał z nim do domu, schowany w kieszeni płaszcza. Chciał stworzyć z nim jakąś jedność, więc zaczął budować w pokoju piętrowe terraria i wprowadzać do nich coraz to nowych, żabich lokatorów.
Przez swoje częste samotne wyprawy do lasu i piętrzącą się kolekcję płazów, Anselm prędko zyskał miano rodzinnego dziwaka. Z jednej strony z niepokojem szeptano o aspołecznych skłonnościach, z drugiej – wychwalano szkolne osiągnięcia i młody, bystry umysł. Ale ta niezdrowa obsesja, była czymś więcej, niż jedynie wsłuchiwaniem się w żabi rechot. I wkrótce wszyscy mieli się o tym przekonać.
Bergdahlowie jak co roku Jul obchodzili w swoim dużym, rodzinnym gronie, przy bogato zastawionym stole. Salę Gościnną wypełniał wesoły zgiełk, w kominku tańczył ogień, a w powietrzu unosił się słodki zapach grzanego wina i przypraw. W całym tym zamieszaniu nikt nie zwrócił uwagi na jedenastoletniego Anselma, który przemknął przez drzwi na tyłach rezydencji i w świątecznym mundurku wybiegł na ogród, odgradzający rozległy teren rezerwatu od zamkniętej posesji. Słyszał swoje imię, powtarzane wielokrotnie. Słyszał, że ktoś potrzebuje jego pomocy. Ruszył w ciemność, podążając za źródłem tego głosu.
Dziecięce okrzyki i żywe dyskusje dorosłych momentalnie ucichły, gdy w drzwiach Sali stanął przemoczony i zmarznięty Anselm z rannym lisem na rękach. Dłonie kurczowo tuliły zakrwawione futro, ale nogi drżały z zimna, ze strachu i z wyczerpania. Próbował im wyjaśnić, wytłumaczyć, ale sam nie wiedział, nie rozumiał dlaczego ten lis wołał o pomoc akurat jego i jak udało mu się wrócić z ciemnego lasu. Nie potrafił nazwać tego, co wytworzyło się między nim a lisem podczas tej wędrówki. Język, który rozumiał tylko on. Więź, która nie pozwoliła mu wypuścić z rąk rannego zwierzęcia.
Następne dwa dni spędził walcząc z gorączką. Niania robiła mu kolejny tego dnia zimny okład, kiedy Anselm kątem oka dostrzegł swojego ojca, stojącego w drzwiach jego pokoju. Rozmawiał z rodzinnym lekarzem. Ten chłopak jest inny. Jest wyjątkowy. Ten dar jest wyjątkowy.
Nikogo nie zdziwił fakt, że wybrał weterynarię. To nawet nie był wybór, a raczej oczywisty bieg wydarzeń. Od jedenastego roku życia, kiedy świat natury otworzył się przed nim w pełni, większość wolnego czasu spędzał w rezerwacie, przebywając wśród jego mieszkańców. Tej szczególnej więzi ze zwierzętami początkowo sam się obawiał, ale nigdy nie próbował ich okiełznać. Nie był jak ojciec. Zawsze chciał je zrozumieć, poznać. Jego umiejętność pomogła mu także odnaleźć swoje miejsce na Instytucie Kenaz, gdzie podjął się pisania pracy doktorskiej z dziedziny weterynarii. W przyszłości ma zamiar w pełni oddać się pracy w rodzinnej klinice weterynaryjnej.
Spokój. Niewiele można wyczytać z jego twarzy. Często zbyt zamyślony, by słuchać kogoś dłużej niż przez dziesięć sekund. Kiepski w rozumieniu żartów i ironii, ale obdarzony szerokim, szczerym uśmiechem i przenikliwym błyskiem w oku. Pewne rzeczy nigdy się nie zmienią. Dla niektórych Anselm zawsze będzie tylko i aż Anselmem, lubiącym tonąć w książkach i słuchać rechotu żab.
Mistrz Gry
Re: Anselm Bergdahl Nie 26 Gru - 19:57
Karta zaakceptowana
Świat zawsze wyglądał dla Ciebie inaczej – pełen tajemniczych szmerów, przedzierających się przez zarośla szeptów i kamiennych kształtów, ożywianych siłą wyobraźni. Podczas gdy Twoi rówieśnicy oddawali się beztroskim, nieistotnym z perspektywy czasu zajęciom, ty tonąłeś wśród stronnic grubych ksiąg i rechotu żab, wsłuchując się artykulację języka, który dla wszystkich innych pozostawał niezrozumiałym, zwierzęcym szwargotem. Dorośli mieli rację – Twój dar jest wyjątkowy. Ty jesteś wyjątkowy, Anselm.
Z tak wielkim darem, ścieżka, którą wybrałeś, nie bez zaskoczenia okazała się słusznym powołaniem. Potrafisz porozumiewać się ze zwierzętami, to jednak nie wszystko, by osiągnąć sukces w przyszłym zawodzie – na początek rozgrywki otrzymujesz w prezencie od Mistrza Gry balsam Eir, wykonany ze śluzu rzadko spotykanej, bagnistej ropuchy. Maść znajduje się w niewielkim, zielonym flakonie, który możesz nosić przy sobie na skórzanym rzemyku i jest bardzo wydajna – wystarczy, że nabierzesz cienką warstwę na opuszek palca i posmarujesz nią dowolną ranę ciętą, a ta zaleczy się w przeciągu kilku sekund, nie pozostawiając po sobie blizny. Balsam działa zarówno na zwierzęta, jak i na ludzi, jego magiczne właściwości wykorzystać możesz jednak tylko raz na fabularny miesiąc. Dodatkowo, kiedy nosisz flakon przy sobie, przedmiot zapewnia ci stały bonus +2 do alchemii, pamiętaj jednak, by zamykać go szczelnie, zawartość ma bowiem wyjątkowo intensywny, nieprzyjemny zapach.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Z tak wielkim darem, ścieżka, którą wybrałeś, nie bez zaskoczenia okazała się słusznym powołaniem. Potrafisz porozumiewać się ze zwierzętami, to jednak nie wszystko, by osiągnąć sukces w przyszłym zawodzie – na początek rozgrywki otrzymujesz w prezencie od Mistrza Gry balsam Eir, wykonany ze śluzu rzadko spotykanej, bagnistej ropuchy. Maść znajduje się w niewielkim, zielonym flakonie, który możesz nosić przy sobie na skórzanym rzemyku i jest bardzo wydajna – wystarczy, że nabierzesz cienką warstwę na opuszek palca i posmarujesz nią dowolną ranę ciętą, a ta zaleczy się w przeciągu kilku sekund, nie pozostawiając po sobie blizny. Balsam działa zarówno na zwierzęta, jak i na ludzi, jego magiczne właściwości wykorzystać możesz jednak tylko raz na fabularny miesiąc. Dodatkowo, kiedy nosisz flakon przy sobie, przedmiot zapewnia ci stały bonus +2 do alchemii, pamiętaj jednak, by zamykać go szczelnie, zawartość ma bowiem wyjątkowo intensywny, nieprzyjemny zapach.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!