Inka Jepsen
Gość
Inka Jepsen Sob 4 Gru - 11:57
GośćGość
Gość
Gość
Inka Jepsen
24.12.1998
«Dzisiaj mam urodziny.
Niedługo zacznę chodzić do instytutu Ansuz. Wbrew woli ojca, wybrałam rzeźbiarstwo; przynajmniej matka mnie wspiera.
Dzisiaj jest dziewiąta rocznica śmierci mojego brata. Dzień ten, więc, nosi dla mnie więcej smutku, niżeli radości. Nadal nie wierzę w to, że rzeczywiście umarł. To nie w jego stylu. Czy jest gdzieś tam, czekając, aż go odnajdę? Czy może jednak kompletnie odwrócił się ode mnie, ruszając w swoją stronę i ciesząc się z tego, że mógł zostawić Midgard?
Zazdroszczę mu. Rozumiem już jego słowa o tym, że to miasto pochłania każdego, kto zechce choć trochę inaczej myśleć. Czy byłby dumny, wiedząc, że nadal uczę się tego, co mi pokazał?
Byłam dzieckiem, kiedy nakryłam go na odprawianiu zakazanych praktyk. Zastanawiam się, czy rodzice wtedy wiedzieli. Czy, tak jak ja, nie spali po nocach, myśląc, co się stanie z ich synem? Nie to, żebyśmy mieli cokolwiek do stracenia; nasza reputacja była — i jest — jakkolwiek znikoma. Równie dobrze moglibyśmy nie istnieć. Jedynie niektórzy, jeszcze, mogli kojarzyć moją matkę jako rzeźbiarkę; tę, która tak szybko została wzniesiona na piedestał i równie szybko z niego zrzucona — a od tamtej pory, przelewała swoje niespełnione marzenia we mnie. Jakimś cudem udało się jej zaszczepić we mnie miłość do surowego kamienia, dłuta i innych narzędzi; do tej wizji w głowie, gdy stałam przed materiałem, wyobrażając sobie, co z niego powstanie. Moja sympatia do rzeźby stała się gorąca.
Prawie tak gorąca, jak chęć kontynuowania dzieła mojego brata.
Byłam tak zdesperowana, żeby umieć to, co on; nie wiedziałam wtedy, czym on się staje. Ślepiec. Z początku wyganiał mnie przy każdej okazji - ale ja wracałam. Czy w końcu uległ? Może dostrzegł we mnie potencjał? A może, tak po prostu, potrzebował, by ktoś dzielił z nim ten straszliwy ciężar, a malutka siostra była jedyną ochotniczką? Tak czy inaczej, w pewnym momencie stałam się regularnym, choć biernym, obserwatorem jego poczynień. Patrzyłam się na niego, z szeroko otwartymi oczami i rumianymi policzkami; obserwując, co też wyczyniał z zakazaną magią. Widziałam jego przemianę.
Widziałam to, jak z dnia na dzień zaczął się ode mnie oddalać i nie zrobiłam nic, by go powstrzymać. Dlaczego? Wtedy nie wiedziałam. Dzisiaj... Dzisiaj doskonale wiem. Chciałam stać się taka sama. Zabawne, że w dziecięcym umyśle zło zagnieździło się tak prędko. Wchłonęłam je jak gąbka. Nasiąkłam nim; i moje malutkie serce sczerniało, pchając mnie ku śmielszym czynom.
Brat zniknął, kiedy miałam dziewięć lat. Rodzice wzięli mnie do siebie i wytłumaczyli, że odszedł. Na dobre. Że umarł w jakimś tragicznym wypadku. Potem był pogrzeb. Jestem pewna, że pochowaliśmy pustą trumnę. Wtedy jednak; wtedy pozwoliłam sobie pogrążyć się w rozpaczy; godzinami ślęczałam nad jego notatkami, ledwo co z nich rozumiejąc; pragnąc nauczyć się jak najwięcej, by o nim nie zapomnieć. Tylko to mi wtedy po nim pozostało.
Rzeźbiarstwo było odskocznią. Bezpieczną przystanią, do której mogłam przybić; bezpiecznym miejscem, gdzie mogłam się schować przed całym światem i liczyć na to, że wszystkie problemy się jakoś same rozwiążą. To właśnie rzeźbiąc byłam w stanie zapomnieć o toczącej mojej ciało chorobie - topielczych płucach. W swoje dzieła przelewałam wszystkie swoje emocje; pójście do Akademii Mannaz tylko to pogłębiło. Zakochałam się w rzeźbie, jak jeszcze w niczym wcześniej. A później zaczęłam również i tę miłość zatapiać w zakazanej magii. W chęci do odnalezienia brata. Im starsza byłam, tym lepiej wiedziałam, że musiałam zachować to wszystko dla siebie. Więc nic nie mówiłam. Przed rodzicami udawałam pogodzoną z losem. Nawet, cholera, udawałam, że choroba mi tak nie przeszkadza.
Nie wiedzą; bądź nie chcą wiedzieć; że nigdy nie porzuciłam tego mroku. Że zgłębiam go sama, powoli i ostrożnie, nie chcąc się nim zachłysnąć. Udaję, że jesteśmy jedną, szczęśliwą rodziną. Rozwijam swoje umiejętności w rzeźbie; wraz z tym, że mam nad sobą mecenasa, daje mi to siłę na przejście kolejnego dnia.
Tę notatkę sporządzam ku pamięci, gdybym i siebie zatraciła w zakazanych praktykach. Nie spocznę jednak, póki nie osiągnę celu. Znajdę mojego brata. I wtedy już wszystko będzie dobrze. A do tego czasu - do tego czasu wespnę się na szczyt, a moje rzeźby będą znane na całym świecie.
Jeszcze tylko trochę.»