Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Vildis Thorson

    Gość
    Anonymous


    Vildis Thorson
    Dane postaciTønsberg, NORWEGIA / 14.09.1971 / Lotse
    Przeciętny / Panna / Wyższe
    Dziennikarka śledcza / Pantera śnieżna / Wallis Day


    Ręka Jormund Thorson zatrzymała się w połowie zamachu, jakby niewidzialna siła chwyciła za rękojeść jego czekana i nie chciała puścić. W pierwszej chwili mężczyzna miał wrażenie, że znalazł się w kompletnie innej rzeczywistości.
    Jeszcze przed chwilą uśmiechał się do ukochanej Lotse, opowiadającej o świątyni znajdującej się za absolutnie ostatnim wertepem i początku ich nowego życia. Uwielbiał jej dźwięczny śmiech droższy od najpiękniejszej muzyki; radosne, zawsze rozweselone oczy, co nie ujrzały okrutnej rzeczywistości w jakiej się wychowywał; usta pełne złotych słów i życzliwości... drżały ostatkami skurczów mięśni mimicznych twarzy wykrzywionej w błogiej niewiedzy. Uderzenie w głowę było wystarczające, aby ją zamgliło w grubej zaspie. Kolejny cios miał dać Thorsonowi ukojenie, uspokoić drzemiącą bestię, piętno, które było zarówno darem, jak i przekleństwem klanu Myklebustów.
    Gorejący szał zdawał się nie mieć końca i choć los Lotse był przesądzony, ostateczny cios miał paść w zawiniątko, które owinięte w grube powijaki kobieta trzymała przy sobie. Oczami wyobraźni Jormund widział rozbryzg słodkiej, niemowlęcej krwi...
    Mroźne powietrze zapachniało metaliczną goryczą i fetorem śliny. Wiatr ustał, oddając miejsce milczeniu.
    Duch.
    Gdy wreszcie Thorson ocknął się z osłupienia, zrozumiał, co się właśnie stało. Spojrzał za siebie z nieznanym sobie dotąd przerażeniem. Zamiast srebrnego czekana, błyszczały kły potężnej bestii wpatrzonej w niego z okrutnym spokojem. Machała grubym ogonem, trzymała uszy złożone i patrzyła... patrzyła tymi niebieskimi ślepiami, które widział też u córki, gdy pierwszy raz je otworzyła.
    Dzikie zwierzęta nie patrzą prosto w oczy, powtarzał sobie w duchu spanikowany. Nie patrzą, chyba że...
    Gwałtownie wciągnął powietrze, a wtedy zębiska przegryzły nadgarstek Thorsona na wylot. Zakrwawiona dłoń opadła na śnieg, jak szmaciana lalka i wtedy zdał sobie sprawę, że krzyk wydobywający się z jego gardła współgra z płaczem dziecka porwanego przez śnieżną panterę.
    Zaszlochał żałośnie.
    Thorson padł jak długi obok ukochanej, błagając o przebaczenie za zwierzęce instynkty.
    - Och, Lotse... Lotse, nie płacz. Lotse, proszę... - Przysunął kikut do jeszcze ciepłej twarzy kobiety i wysmarował krwią jej policzek, jakby chciał ją przyjacielsko poklepać. - Widzisz? Przodkowie mają ją w opiece. Nie musimy iść do świątyni. Nie musimy... Och, Lotse...

    ***

    Jaren Myklebust nie mógł pozwolić sobie na kolejny skandal, bo choć Jormund odszedł z żoną z własnej woli, śniące dziecko wyrzutka było jego obowiązkiem. Niechętnie przyjętym, jak ciężar, który spoczywa na barkach z masochistycznych pobudek; tylko w tym poważany urzędnik nie czerpał żadnej przyjemności.
    Gdy z odległej Azji Środkowej dostał list od związku alpinistycznego, nie wierzył, że Jormund tak bardzo go wykiwał. Ubezpieczenie obejmujące zwykłych ludzi miało być wyłącznie zabezpieczeniem dla Lotse, niczym więcej. Skąd mógł wiedzieć, że w załączniku znajdowało się upoważnienie do otwarcia testamentu?
    Zgodnie z wolą Thorsona miał zająć się jego córką, gdyby coś im się stało w trakcie wyprawy. Coś, czego nie potrafił pojąć, bo co mogło zabić berserkera z krwi i kości? Silnego, potężnego, brawurowego i oddanego swej wybrance? Tajemnicza śmierć w górach została zrzucona na karby dzikiej zwierzyny i śladów łap dookoła zamarzniętych ciał małżeństwa. Według pogłosek, w które zdawał się coraz bardziej wierzyć, do miejscowości leżącej u podnóża Góry Gór przybyła bestia z dzieckiem w pysku.
    Żadnych ran, żadnych śladów ataku. Szerpowie mówili, że wyglądało to tak, jakby Duch Gór chciał, aby zaopiekowali się małą dziewczynką. W rejestrze turystów była jedynie dwójka ludzi, którzy wybrali się na pieszą wycieczkę do świątyni z dzieckiem.

    ***
    Listopad 1989 roku był dla Europy miesiącem zmian. Wraz z upadkiem muru berlińskiego upadł komunizm, a Wschód znów zjednoczył się z Zachodem.
    Po serii artykułów o wschodzącej sławie sceny blackmetalowej, poznawania przedstawicieli subkultury i mieszania w ich szeregi, informatorzy czasopisma "Wandrer" wysłali do redakcji głównej wieści o wiekopomnym wydarzeniu od czasów końca II wojny światowej. Większość obsady dostała polecenie udania się do Berlina i opisanie z pierwszej ręki upadku muru. Siedziba - ponura nora w piwnicy po starym barze - w Oslo wyludniła się, a panująca wokół cisza była obca samozwańczemu redaktorowi naczelnemu.
    Dopóki do drzwi Wandrera nie zapukała pewna młoda studentka dziennikarstwa.
    Nie od razu Johann Wandrerson przyjął ją do terminowania. Był niechętny względem kobiet w branży śledczej, uważając, że jedynie wadzą, lecz w Vidlis Thorson tkwiło coś, co nie pozwalało mu tak po prosty jej odesłać z kwitkiem.
    Intuicja nigdy go nie zawodziła i dlatego uczył swoich podopiecznych, aby jej ufali. Był też jednym z nielicznych, którzy pozwalali sobie na łamanie wyznaczonych zasad.
    - Mówiłaś, że na którym roku jesteś?
    - Na drugim, proszę pana.
    Wandrerson zmarszczył brwi i sięgnął po paczkę Prince'ów. Założył ręce w zadumie, przyglądając się Vildis spod byka.
    - Uniwersytet Oslo?
    Przytaknęła bez wahania, choć korciło ją, aby poprawić długi warkocz zwisający z prawego ramienia.
    - Weź ten folder. - Postukał filtrem papierosa po okładce białej teczki i mlasnął znad gęstej brody. - Co wiesz o subkulturze blackmetalowców?
    - Tyle, co opisały media - odparła krótko, odgarniając długie włosy na bok. - Czy to ważne?
    - Mam tu sprawę, którą moi ludzie musieli porzucić na rzecz Berlina. Sądzisz, że dasz radę?
    - O co w tym chodzi?
    - O niewolnictwo i nielegalny handel.
    Vidlis zamilkła.
    - Widzisz... - Wandrerson zaciągnął się dymem, po czym powoli wypuścił nosem, jak smok. Uśmiechnął się lubieżnie, oblizał wargi i zawył: - Jeśli chcesz dla mnie pracować, nie możesz liczyć na ulgi, laluniu! Wchodzisz w to, albo nie. Jak będzie?

    ***

    Dødensdans to przeciwieństwo kościelnych podpaleń na scenie blackmetalowej. Dødensdans to mroczne ciemnie fotograficzne, ociekające haki rzeźnickie i zaginięcia w rytmie neonazistowskiego synthwave.
    Zanurz się w dødensdans...
    Nadszedł rok 1996.
    Nazywano ich "Poławiaczami ciał" oraz "Blue Monday Group", jako że mieli zwyczaj organizowania potańcówek synth w poniedziałki, kiedy reszta norweskiego świata jest zajęta pracą, a uwaga Policji nie jest skupiona na klubach.
    Wszystkie poszlaki, które zebrała przez ostatni rok pracy dla Wandersona, wskazywały, że klub Dødensdans jest głównym miejscem spotkań poławiaczy. Na tyłach opustoszałej huty żelaza zaparkowane ambulanse wcale nie należały do systemu. To skuteczna przykrywka, z której pomocą do klubu zwożono porwanych. Jeśli ktoś z nich miał szczęście - umarł jeszcze przed zejściem do podziemi.
    Vildis nie miała nikogo.
    Uświadomiła sobie to w momencie, gdy wspinała się po zardzewiałej drabince na dach huty. Wychowana w sierocińcu, nie znała swojej matki, która rzekomo zginęła gdzieś w Azji. Jej ojciec, szanowany urzędnik, nie chciał się do niej przyznać i choć widywali się regularnie, nigdy nie powiedział, dlaczego zrzekł się praw do opieki nad nią. Czasami odwiedzał ją, jakby była na kolonii wakacyjnej, przez co uchodziła za "ciepłego dziwaka" wśród pozostałych mieszkańców bidula w Tønsberg.
    Nie rozumiała i nie chciała zrozumieć. Im stawała się starsza, tym mniej chciała mieć do czynienia z ojcem-nie-ojcem, jak go nazywała. Przecież nie mieli nawet tego samego nazwiska.
    Gdzie tu tkwiła logika?
    U szczytu dachu zapięła skórzaną kurtkę pod szyję i poprawiła kaptur na głowie. Przeszła na drugą stronę kompleksu po chybotliwej konstrukcji, zeszła po rynnie do wlotu nieczynnego wiatraka i zajrzała przez szparę do środka.
    Wnętrze skąpane w czerwonych neonach, głośnej muzyce i narkotykowym chaosie. Ludzie tańczyli z jednej strony, a z drugiej wycinali organy z żywych podwieszonych na hakach.
    Vildis złapała się za gardło.
    Nie masz nikogo - powtarzała sobie w myślach. Jeśli teraz cię złapią, nikt się o tym nie dowie.
    Nie daj się, Vi. Nie daj się.

    ***
    Sprawa ciągnęła się przez cztery lata.
    Rozpoczęcie nowego millenium przyniosło ze sobą pomyślne wiatry.
    Niespełna trzy miesiące po sierpniowej wizycie w klubie Dødensdans, gang Poławiaczy został rozbity przez służby i zdemaskowany na ramach Wandrera. Artykuł pod nazwiskiem Thorson stał się pierwszym w jej dorobku dziennikarskim dowodem, że jako kobieta potrafi poradzić sobie w trudnym świecie mężczyzn. Mijające na nauce lata oraz kolejne śledztwa obudziły w niej skrywaną dozę ciekawości, o jaką się nie posądzała. Była przekonana, że nie chce wiedzieć nic na temat rodziny tak skrzętnie ukrywanej przez Myklebusta przed nią, lecz gdy dotarły do niej słuchy, że nie tylko ją spotkał los niechcianego bękarta, postanowiła rozpocząć nowy rozdział.
    Midgard widnieje na mapie, ale nikt nie potrafi o nim powiedzieć nic specjalnego. Nikt, kto jest tak samo szarym człowiekiem, jak ona. Dla Vildis ta tajemnicza miejscowość kojarzy się wyłącznie z wakacyjnymi wyprawami i hermetycznym środowiskiem, a jednak... zdaje się, że wśród tamtejszych fiordów, zagajników i zmarzliny tkwią odpowiedzi o rodzinie, której dotąd nie pragnęła znać.
    Kim są Myklebustowie?
    Jaką rolę odgrywa w tym wszystkim Jaren?
    I czemu tajemniczy brat nigdy nie został przez niego wspomniany podczas odwiedzin w sierocińcu?
    Tønsberg przestało wystarczyć za skarbonkę odpowiedzi, Oslo wyglądało na zbyt zaaferowane swoimi problemami.
    Jeśli czegoś nauczyła ją praca dziennikarska, to szukania prawdy u samego sedna. Do skutku.
    W końcu na coś odkładane dni urlopu się przydały.
    Kierunek - Midgard.
    Gość
    Anonymous


    KARTA ROZWOJU

    INFORMACJE OGÓLNE
    WZROST: 175 cm

    WAGA: 60 kg

    KOLOR OCZU: błękitny

    KOLOR WŁOSÓW: blond

    ZNAKI SZCZEGÓLNE: Zmienia akcent, gdy mówi w języku angielskim, niemieckim lub norweskim.

    GENETYKA: -

    STAN ZDROWIA: zdrowa


    STATYSTYKI
    WIEDZA O MAGII: I

    REPUTACJA: 5

    ROZPOZNAWALNOŚĆ: 5

    CHARYZMA: 17

    FLORA I FAUNA: 0

    MEDYCYNA: 5

    KREATYWNOŚĆ: 19

    SPRAWNOŚĆ FIZYCZNA: 15

    WIEDZA OGÓLNA: 14


    ATUTY
    Polityk (II) – +3 do rzutu na charyzmę i +3 do rzutu na czynności związane z wiedzą ogólną

    Akrobata (I) – +5 do rzutu kością na czynności wykorzystujące zwinność postaci (np. unikanie ciosów, taniec, wspinaczka)




    EKWIPUNEK


    AKTUALIZACJE





    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.