Theo Holmberg
Gość
Theo Holmberg Pon 18 Paź - 16:31
GośćGość
Gość
Gość
Theo Holmberg
- Opanuj się, bo skończysz jak swój ojciec, powtarza mu matka, ale nigdy nie odpowiada na dziecięce pytania. Jak skończył tata? Gdzie jest tata? - pyta Theo, pamięta przecież silne ramiona i bujny zarost ojca, pamięta jak bawili się w chowanego i jak tata bez wysiłku brał jego i siostrę na ręce i śmiał się tak gromko. Pamięta też, jak śmiech stał się coraz rzadszy - jak twarz ojca wykrzywiała się w nieludzkim grymasie, jak krzyczał jeszcze głośniej niż się śmiał, jak mocno odepchnął Theo, gdy ten spróbował wejść między niego i mamę. Ale nigdy nie uderzył Sagi. Na nią tata nigdy nie podniósłby ręki. Theo miał tylko kilka lat, ale doskonale o tym wiedział. Tata kochał Sagę równie mocno jak on, jego też kochał, po prostu nie powinien plątać mu się pod nogami, nie powinien być niegrzecznym chłopcem.
Potem tata zniknął, a mama nadal uparcie nie odpowiada na dziecięce pytania. Theo po raz pierwszy czuje złość - na nią, na siebie (może odszedł przeze mnie?), na cały świat. Gorący gniew zdaje się rosnąć i przerażać mamę, gniew nigdy nie znika i nie zniknie.
Prościej być niegrzecznym chłopcem. Szczególnie, gdy pojawia się nowy pan.
- To będzie wasz nowy tata - mówi mama, ale Theo nie ma zamiaru zapomnieć o prawdziwym tacie. Pan Moen też o tym wie, bo choć przymila się do Sagi, to między nim i chłopcem panuje lodowata rezerwa, milcząca wrogość. Gorący gniew powoli topi ten lód, zwłaszcza, gdy o tacie nie wolno już rozmawiać, gdy nawet Saga zdaje się zapominać.
- Oddaj, to od taty! - krzyczy Theo, podnosząc głos prawie równie donośnie jak jego prawdziwy tata. Saga bawi się pluszowym misiem, jedyną pamiątką po nim, niezbyt delikatnie. Chyba jakaś jej lalka ma upolować misia czy coś, Theo to nie obchodzi, Theo krzyczy tylko o tym, że to prezent od taty dla nich, a - skoro Saga nie pamięta - dla niego. Oddaj, oddaj, oddaj, ale dziewczynka jest równie uparta jak jej brat. Kurczowo przyciska misia do piersi, w jasnych oczach pojawiają się łzy, ale gniew jest gorętszy niż łzy i Theo nie myśli już o niczym, tylko wyciąga ręce do jej gardła.
-Myślisz, że odziedziczył to po n i m? Przecież to za wcześnie, za wcześnie by stwierdzić, nie przemienił się, po prostu był zły...
-On cały czas jest zły, niepokorny chłopak. Naprawdę chcesz, by Saga wychowywała się u boku potwora, chcesz z n o w u przez to przechodzić? Ledwo go od niej oderwałem, co będzie gdy zacznie dorastać?
Strzępy rozmowy docierają do przestraszonego chłopca, kulącego się na schodach. Próbuje przeprosić mamę, ale ona nie słucha. Chce przeprosić siostrę, ale nie dopuszczają go do niej. Nie wie jeszcze, że nie zobaczy jej już nigdy, że jej sine usta i zalęknione oczy będą ostatnim, co mu po niej pozostanie. Misia też nie odzyskał.
Nie śpi całą noc, tak jakby przeczuwał. Rano mama pośpiesznie pakuje jego rzeczy (nie jestem w stanie tam pojechać, szepcze w kuchni, ja to załatwię, zostań z małą zapewnia ojczym, mąż i ojciec idealny), a ojczym odwozi go do nieznanego budynku. To chyba błąd, przy nim Theo wyrywa się i krzyczy, może pożegnanie z mamą by go uspokoiło - ale złość nic nie daje, chłopiec i tak trafia do sierocińca, przytrzymywany przez aż dwóch opiekunów.
Jeszcze nie czuł takiego gniewu.
-Jesz za dużo. - upomina opiekunka, a Theo uczy się nowej codzienności, po tym jak kilka prób ucieczki spełzło na niczym. Choć boi się innych chłopców, to oni bardziej boją się jego. Jest większy, apetyt ciągle mu dopisuje, najchętniej dostałby dokładkę. Nie dostaje. Dokładkę dostaje za to - od razu, nawet nie błagając zanadto - ten nowy, blondynek z dziwnym ogonem. Theo marszczy brwi, obserwując jak mały chłopiec grzebie łyżeczką w talerzu. Jest chyba w wieku Sagi. Podziel się - prosi, młodsi chłopcy zwykle się go słuchają, ale ten udaje, że nie słyszy. Zostaw go w spokoju - reprymenduje Theo opiekunka, a zazdrość i głód zmieniają się w narastającą furię.
Theo ma już osiem lat, jest całkiem duży. Umie już żyć ze swoim gniewem. Umie czekać. Gdyby czekał przy Sadze, pan Moen nigdy by nie zobaczył, jak prosi ją o misia. Nie będzie już taki głupi. Napada na młodszego na podwórku i choć zna rezultat tej walki - jest większy i starszy - to przeciwnik całkowicie go rozczarowuje. Nawet się nie broni. Kilka ciosów i gniew stygnie, dziwnie szybko. Ten blondynek jest żałosny skoro nawet się nie broni. Theo wreszcie czuje coś innego niż głód i gniew.
Litość.
-Nauczę cię, jak się bić. - oferuje młodszemu koledze (jedynemu koledze) i od tamtej pory stają się nierozłączni. Blondynek w jakiś zastępuje mu Sagę, przy nim Theo trochę mniej tęskni za mamą i tatą i siostrą, z dokładkami też nie ma już problemów. Theo nie wie, że jego pięści są dla przyjaciela cenniejsze niż dodatkowa porcja ziemniaków. Nie wie o świecie wielu rzeczy. Nie wie jeszcze nic o demonach ani o niedźwiedziach. Wie tylko, że znalazł kogoś na kształt b r a t a, choć nie łączą ich więzy krwi.
-Weźcie i mnie, też jestem w y j ą t k o w y. - pierwsze w życiu przekonujące kłamstwo smakuje paniką. Dzięki urokowi swojego przyjaciela, dowiedział się od opiekunek więcej - że jego ojciec był berserkerem, że w świetle dokumentów jest półsierotą (bez zaskoczenia przyjął wiadomość, że ojczym nigdy go nie adoptował), że matka bała się go po ataku agresji, że gen jest recesywny i przecież nic nie wiadomo.
-Jestem berserkerem. - upiera się, kłamiąc w żywe oczy, bo przecież n i e w i e, choć nie chce być p o t w o r e m. Nie chce nawet trafić pod opiekę państwa Munch, bo dziwnie i źle im z oczu patrzy, zupełnie jak ojczymowi. Chce zostać w sierocińcu, bo wreszcie czuje się tutaj jak w domu. Ale nade wszystko - i dlatego kłamie, i dlatego nie czuje już gniewu, tylko panikę - chce zostać z n i m.
A on zawsze był wyjątkowy, nie tylko z powodu lisiej kity.
Wierzą mu i chłopcy trafiają do cyrku razem - może z powodu kłamstw Theo, może z powodu uroku jego przyjaciela, a może Munchowie przeczytali jego akta, spojrzeli na postawną sylwetkę i od razu wychwycili kiełkujący talent dziwoląga.
Gniew szybko powraca - gdy dla dyscypliny polewają jego przyjaciela święconą wodą, gdy zabraniają fossegrimowi zbliżać się do wody, gdy znęcają się nad dziewczynami. Nie jest nawet świadom, że umyślnie karmią ten gniew, oczekując zwrotu swojej inwestycji i gotowi wyrzucić go na bruk. Może i ich podopieczny umie się bić, świetnie bić, ale to za mało by ludzie płacili za jego pokazy.
Jest już nastolatkiem i tym bardziej nie rozumie targających nim emocji, potrzebuje więcej jedzenia, jego ciało się zmienia.
Bardziej niż sądził. Gdy pierwszy raz podają mu tamten eliksir, złość przychodzi nagle, gwałtowna i (wyjątkowo) irracjonalna, ale gorąco jedynie pełza pod skórą, a na twarzach opiekunów maluje się rozczarowanie.
Za drugim razem, gdy Theo znów czuje w swoim kompocie dziwną gorycz, pani Munch z całej siły pociąga za lisią kitę. Próbuje krzyknąć, ale język plącze się między dziwnie ostrymi, obcymi zębami - z gardła wydobywa się tylko głuchy ryk, ręce wyciągają się w stronę adopcyjnej matki, ale paznokcie wyglądają jak szpony albo pazu...
Pan Munch był na to przygotowany - łańcuch (działa pewniej niż czary) zaciska się na gardle chłopca, już młodzieńca. Ich nabytek właśnie dorósł.
-Doskonale się spisałeś, jesteś wyjątkowy. - zapewnia z ekscytacją pan Munch. Theo po raz pierwszy od dzieciństwa słyszy pochwałę w głosie dorosłego mężczyzny, ale jakoś w nią nie wierzy. Munchowie uśmiechają się do niego zza krat.
Nie będą ryzykować.
Kolejne dni, miesiące i lata upływają jak w transie. Dosłownym transie. Jest gniew i walki na ringu i przemiany i zmęczenie. Spokojniej i przytomniej (jakby żył, a nie egzystował) czuje się jedynie przy swoim bracie, ale Munchowie nie są głupi i na ile mogą, separują go od chłopca z lisią kitą. Przy klatce częściej kręcą się fossegrim, bliźniaczki, syn Munchów z wykradzionym jedzeniem... Czasem Theo z radością wyczekuje ich towarzystwa, ale coraz częściej czeka na sen, na noc, na kolejną walkę, na otępienie. Na półprzytomne wizje, w których odwiedza go ona, młodsza siostrzyczka. Nic się nie zmieniła, wybaczyła mu, uśmiecha się do niej zza krat, a ona bawi się tamtym misiem. Nie wie nawet, że w posiłkach dostaje starannie wymierzone dawki Eliksiru Szaleństwa i innych, eksperymentalnej mieszanki mającej na celu zwrócić Munchom potrójne zyski.
Eliksiry uzależniają, ale o tym dowie się dopiero, gdy je odstawi. A dostaje ich coraz więcej, bo - mimo usilnych starań Munchów - przemiany wciąż są częściowe i nie uraczył jeszcze publiczności spektaklem jako prawdziwy niedźwiedź.
Gdy wreszcie osiąga wymarzony przez opiekunów cel, Munchowie i inni podopieczni są jedyną publicznością. Nie spodziewają się niedomkniętej klatki, a on sam nie spodziewa się chyba, że wykrzesa z siebie siłę. Tyle siły.
Myśli o wodzie święconej, o odciąganym od wody fossegrimie, o dziewczęcych łzach, a potem nie myśli już o niczym (na przykład nie o Egonie) - poza tym, że wie kto jest powodem jego gniewu.
Rozrywa ich na strzępy.
Niewiele później pamięta. Młodzieniec z lisią kitą chwyta go za ręce - już ludzkie - uspokaja, ponagla. Uciekają razem. Chwytają się wszystkich prac dorywczych, Theo jest silny i
Bez eliksirów zaczynają się koszmary - wszyscy przeciwnicy z ringu, rozerwani na strzępy Munchowie, a najczęściej sina ze strachu Saga. Zaczyna rozumieć, że wcale jej nie widział, bo przecież już dorosła i nie może być tamtą małą dziewczynką, że wcale mu nie wybaczyła, że zagubił ją bezpowrotnie. Zaczyna też podejrzewać, dlaczego przyjaciela stać na eliksiry lecznicze i narkotyki otępiające. Dopiero teraz, gdy dorośli, widzi jak działa na innych lisi ogon. Na innych, nigdy na niego. Przecież są jak bracia.
Czasem czuje gniew, podszyty zazdrością, ale ten szybko mija - gdy tylko tamten na niego spojrzy. Jest mordercą, nie ma prawa oceniać huldrekalla. Nie ma prawa oceniać eksperymentów przyjaciela z magią zakazaną. Nie wnika nawet, od kogo tamten pobiera te nauki. Woli nie wiedzieć. Woli wziąć się w garść. Przyjaciel ocalił mu życie, teraz on pomoże jemu. Nadrabia edukację, kończy wieczorowo pierwszy stopień wtajemniczenia i nadrabia braki z czasów pracy w cyrku, bezskutecznie namówić przyjaciela do zapisania się do akademii. W końcu samemu rozpoczyna drugi stopień wtajemniczenia. Ma problemy z koncentracją, ale próbuje uczyć się pilnie, naprawdę się stara. Wreszcie rozumie, że potencjał jego mięśni jest silniejszy od zdolności magicznych - i słyszy o osobach, które mogłyby mu pomóc z gniewem, wśród których mógłby go wykorzystać do szlachetnych (albo po prostu dobrze płatnych) celów, których nie obchodziłaby jego przeszłość.
-Gleipnir. Naprawdę miałbym tam szanse. - opowiada przyjacielowi z wypiekami na twarzy, po raz pierwszy pozwalając sobie na nadzieję. Nadzieja na lepsze życie i nadzieja na to, że znajdzie Sagę - te dwa marzenia nie dają mu spokoju, ale zbyt wstydzi się pokazać siostrze. Najpierw nauczy się panować nad gniewem, zostanie łowcą, zarobi na siebie. Nie rozumie, dlaczego przybrany brat patrzy na niego tak dziwnie, dlaczego krytykuje jego pomysł, dlaczego tak nie lubi mężczyzny, dla którego Theo wreszcie jest kimś więcej. Nie rozumie, dlaczego marzenia o karierze i pamięć o nowym (i pierwszym w życiu) związku schodzą nagle na dalszy plan, dlaczego w pewnym momencie patrzy tylko w oczy swojego p r z y j a c i e l a. Wszystko wydaje się takie naturalne, przecież zawsze go kochał, może faktycznie nie jak brata, nigdy nie miał brata, skąd miałby wiedzieć...
Zaczyna rozumieć dopiero rano.
-Naprawdę jesteś demonem. - w rozgniewanym głosie pobrzmiewa niedźwiedzi warkot, bo to jedyna granica, której nie przekroczyli nigdy i łudził się, że nigdy jej nie przekroczą. Że jest dla niego inny. Ważny. Naprawdę ważny, nie jak ci wszyscy przygodni kochankowie.
Zostawia za sobą lisi ogon, bez słowa zostawia innego mężczyznę, po zbyt krótkiej chwili namysłu zostawia również marzenia o byciu łowcą. Znów czuje gniew. Silniejszy, niż kiedykolwiek przedtem.
Gniew na dobre zakorzenia się w jego życiu i nie opuszcza go nawet na moment. Nawet wtedy, gdy zbiera się na odwagę by odwiedzić rodzinny dom. Usłyszeć o śmierci matki i spytać o Sagę i ojca.
-Mówiła mi, że został niedźwiedziem, n a z a w s z e. Uważaj, bo skończysz jak on. I lepiej nie szukaj tej małej kur... - mądrzejszy człowiek zagryzłby zęby na dźwięk wyzwisk i spróbował wyciągnąć z ojczyma informacje, ale Theo faktycznie skończył na moment jak swój ojciec. A ojczym skończył jak Munchowie. Zamiast zastanowić się, jak zakopać ciało, gorączkowo myślał nad tym, czy ostatnie słowa o własnym ojcu to okrutna prawda czy jeszcze okrutniejsze szyderstwo. I nad tym, że nie wie jak znaleźć Sagę. I nad tym, że przecież naprawdę próbował być dobrym chłopcem i grzecznym człowiekiem. Nadal będzie próbował - coś wymyśli, jakoś to okiełzna, tylko trochę sobie dorobi.
Nie pracuje dla dobrych ludzi, gniew też nie jest dla niego dobry. Błąka się po całej Szwecji, nawet dzielnicach śniących. Próbuje rzadziej sięgać po siłę pięści i rzadziej się przemieniać, ale coraz częściej korzysta z - równie dobrze karmiącej się gniewem - zakazanej i opłcalnej magii. Podstaw nauczył go ten, który nie był już jego bratem. Theo nie myśli o tym, czy sięganie po zakazane zaklęcia naprawdę ułatwi mu zapomnienie o huldrekallu, czy może jest raczej przewrotnym policzkiem wymierzonym w jego wspomnienie. Niewiele myśli. Myśli jedynie, że nigdy się w t y m nie zatraci, że to tylko na chwilę, to środek do celu, łatwe pieniądze, że jeszcze będzie lepiej. Przetrwał przecież cyrk i szaleństwo i narkotyki, okazjonalne zaklęcie o d c z a s u d o c z a s u nic mu nie zrobi.
Od czasu do czasu, ale coraz częściej. Najemnikom płaci się dobrze za siłę ich pięści, ale takiemu, który potrafi
Naprawdę myśli, że ma to pod kontrolą.
A potem zaczynają się objawy zatrucia magicznego.
-To tylko zatrucie. - wmawia sobie, ale wzbrania się przed pójściem do szpitala.
-Samo minie. - ale nie mija.
Zaciska zęby, gorączkowo i ukradkiem wertuje w bibliotece odpowiednie tomy, na pewno da się to jakoś zahamować, może po prostu wystarczy nie czarować.
Próbuje, naprawdę próbuje.
Ból jest nie do zniesienia.
Czarne węże wiją się pod skórą, bardziej palące niż gniew.
Znów jest głodny, jeszcze bardziej niż w cyrku i sierocińcu.
Tyle, że teraz jest całkowicie sam.
Nie, nie jest sam. Dygocząc na posłaniu, znów widzi Sagę - czasem jest małą dziewczynką, czasem kobietą, ale w ciemności nie może dostrzec jej twarzy. Cienie matki i ojca.
Wreszcie też j e g o. I jeszcze ojczyma. I Munchów.
Rozerwałby ich na strzępy, znowu i znowu, ale nie ma siły. Mięśnie odmawiają mu posłuszeństwa, gniew rozmywa się w bólu i apatii. Ma siłę tylko na magię. Znów sięga po zakazane zaklęcia, by ich odgonić, jedno za drugim.
Dolegliwości powoli ustępują.
Osłabiony i wychudzony, nie czuje już bólu, ale widzi pod skórą czarne żyły.
Jak to się stało?
Naprawdę nie rozumie.
Przecież nie chciał.
Przynajmniej nie musi używać magii, by pracować. Nadal jest silny, choć niedawna przemiana pozostawiła na nim swoje piętno.
Przyjeżdża do Midgardu by postarać się o pracę jako ochroniarz (nie najemnik, nie złoczyńca) i szuka - i siostry i samego siebie.
Na każdego, kto zdoła się w nich zakochać, huldrekalle zsyłają zgubę - myśli, żałując, że nie wiedział o tym, gdy zaprzyjaźnił się z kimś, kto nigdy nie powinien stać się mu ani przyjacielem ani bratem ani kochankiem na jedną, poniżającą noc. Czarne wstęgi pod skórą to też j e g o wina, tak samo jak utrata kariery i całej reszty, ale to już się nie liczy.
Theo już się nie liczy. Chyba nigdy się nie liczył.
Liczy się Saga. Jedyna osoba, którą kochał zanim poznał j e g o, jedyna osoba, którą musiał znaleźć i której wybaczenia potrzebował.
Gdy nie ma się już nic do stracenia, można zapomnieć o tchórzostwie. Tym razem nie będzie czekał na cud. Tym razem wreszcie ją odnajdzie.
Mistrz Gry
Re: Theo Holmberg Sro 20 Paź - 19:59
Karta zaakceptowana
Nie miałeś łatwego życia, Theo, od samego początku naznaczony piętnem odziedziczonej po ojcu genetyki, nieświadomy, jak bardzo powinieneś uważać, jak ważne jest, abyś nauczył się kontrolować swój gniew, nawet w dzieciństwie tak gwałtowny i destrukcyjny. Zbyt długo pozwalałeś, by Twoim życiem kierowały obce ambicje i przerażające żądania, zbyt długo poddawałeś się falom losu, który nigdy nie był dla Ciebie życzliwy – teraz możesz nareszcie wziąć życie w swoje ręce, odbudować to, co straciłeś, odnaleźć siostrę, która tak pochopnie została Ci odebrana.
Nawet z Twoimi niecodziennymi umiejętnościami, zawód, którym się parasz, nie należy do łatwych, na początek rozgrywki otrzymujesz zatem w prezencie od Mistrza Gry medalion z inkrustowanym wewnątrz cienkiej obwódki onyksem. Niepozorny, zawieszony na srebrnym łańcuszku wisior, który, schowany pod koszulką, przylega płasko do skóry, znalazłeś całkiem niespodziewanie wśród ulicznego bruku – musiał komuś wypaść, a ty, przyciągnięty jego osobliwą aurą, podniosłeś go z ziemi i schowałeś do kieszeni, by szybko przekonać się, że był czymś znacznie potężniejszym, niż przypadkową błyskotką. Kiedy w promieniu pięciu metrów znajduje się ktoś, kto ma wobec Ciebie wrogie intencje, medalion zaczyna się nagrzewać, swym gorącem ostrzegając przed potencjalnym zagrożeniem; jednocześnie, gdy masz go przy sobie, gwarantuje Ci również bonus +2 do rzutów na spostrzegawczość.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Nawet z Twoimi niecodziennymi umiejętnościami, zawód, którym się parasz, nie należy do łatwych, na początek rozgrywki otrzymujesz zatem w prezencie od Mistrza Gry medalion z inkrustowanym wewnątrz cienkiej obwódki onyksem. Niepozorny, zawieszony na srebrnym łańcuszku wisior, który, schowany pod koszulką, przylega płasko do skóry, znalazłeś całkiem niespodziewanie wśród ulicznego bruku – musiał komuś wypaść, a ty, przyciągnięty jego osobliwą aurą, podniosłeś go z ziemi i schowałeś do kieszeni, by szybko przekonać się, że był czymś znacznie potężniejszym, niż przypadkową błyskotką. Kiedy w promieniu pięciu metrów znajduje się ktoś, kto ma wobec Ciebie wrogie intencje, medalion zaczyna się nagrzewać, swym gorącem ostrzegając przed potencjalnym zagrożeniem; jednocześnie, gdy masz go przy sobie, gwarantuje Ci również bonus +2 do rzutów na spostrzegawczość.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!