Ezra Montmorency
Gość
Ezra Montmorency Sro 13 Paź - 23:00
GośćGość
Gość
Gość
Ezra Shoshan Joseph Montmorency
Dzieciństwo było czasem sielanki przeplatanej z kształtowaniem i narzucaniem woli na dojrzewający owoc miłości. Jedyny syn, dziedzic powszechnie szanowanego i poważanego nazwiska. Ktoś, kto we krwi miał wpisane, że będzie „kimś”, że marny los nie jemu pisany. Wychowanie w warunkach dobrodziejstwa, mogło zaowocować kolejnym rozkapryszonym bachorem. Na całe szczęście natura i łagodne usposobienie szybko wypłynęły na światło dzienne, a raczej skromny styl bycia i powściągliwość w mowie były sygnałem, że daleko mu do wszędobylskiego, pełnego energii demona. To potwierdzały późniejsze lata edukacji, kiedy miast obcować z innymi rówieśnikami, spędzał czas na łonie natury z daleka od ludzi, uciekając niemal od nich, szukając spokoju i wytchnienia. Nigdy nie błyszczał na wykładach, będąc tym cichym dzieckiem, które zapytane odpowie z wyraźnym wahaniem. Niszczył tym samym obraz oczekiwań rodziny, nie okazywał wybitnych zdolności do rachowania, daleko mu było również do prawienia elokwentnych, długich wypowiedzi. Los zakpił z tradycji i poskąpił talentu, a przynajmniej w tej materii, gdyż z zaciekawieniem Ezra od najmłodszych lat patrzył na wszystko to co piękne wokół. Natura, ale i sztuka skradły mu serce, ponad wszystko inne. W tym szukał swojej drogi życiowej. Pragnąc zgłębiać to, co dla wielu było synonimem trwonienia pieniędzy i bezowocną pracą, dla niego zaś było magią w najczystszej postaci.
Magiczny świat znał rodzinę Montmorency, jako świetnych ekonomistów i handlowców, nie dziwi zatem fakt, że to na tym polu osiągnęli największy sukces, przewodząc przez dekady kompanii handlowej, która swymi ramionami obejmowała bez mała całą Europę. Z czasem również zaczęła inwestować w niewielkie winnice, a także sztukę. I chociaż rodzina cieszyła się tradycjami sięgającymi wieków mrocznych, to stosunkowo późno wkroczyła w krąg rodów powszechnie szanowanych i wpływowych.
W czasach współczesnych wydawało się, iż jej chwała przeminęła, a spoglądające z portretu oczy seniora rodu wyrażały nostalgię i tęsknotę za dawną potęgą. Po części było, to spowodowane ślubem ówczesnego dziedzica z osobą spoza arystokratycznej śmietanki, błędnymi decyzjami handlowymi i silną konkurencją, acz głównie winę upatrywało się w naturalnym kolei losu, fortuna kołem się toczyła, co dawała, również odbiera. I chociaż rodowy skarbiec nie świecił pustkami, to ród stracił na znaczeniu, a kompania handlowa została rozdarta na mniejsze cząstki.
Życie naznaczone jest cierpieniem. To jego drugie oblicze, to brzydkie i skrywane po drugiej stronie lustra, którego nie chcemy oglądać, a jednak często się nam ono ukazuje.
Śmierć przychodzi po każdego; nieprzewidywalna i zdradliwa. Czasem jednak jej nadejście zwiastowane jest przez parskanie koni, szept wiatru w koronach drzewa, skrzypienie desek, czy nagłą dziwną i złowrogą ciszę. Był dzieckiem, kiedy pierwszy raz poczuł na karku jej oddech. W jednej chwili sielanka rodzinnego życia pękła, niczym bańka mydlana, pozostawiając jedynie nostalgię i niepowetowany ból straty. Wszystko działo się w spowolnionym tempie, jakby świat nagle stanął, dając im ostatnią szansę na pożegnanie. Krzyki mordowanej służby niosły się korytarzami, ich echo bębniło w uszach. Sceny krwawego dramatu odgrywanego w teatrze zawiści i chciwości, odbiły swe piętno, na niemym obserwatorze wydarzeń. Uratowany, przez zapobiegliwość matki patrzył zza kurtyny bezpiecznej przystani, jak gaśnie blask w jej chabrowych oczach, jak ginie w rechocie okrutnych śmiechów głos ojca. Był osamotniony w cierpieniu, żywy w krainie martwych.
Dręczony koszmarami nie zaznał spokoju. Sprawa morderstwa ucichła, gazety znalazły inny temat, ludzie zapomnieli, stróże prawa utknęli w martwym punkcie. Pragnienie zemsty dorastało wraz z nim. Wiedział, że nigdy go nie opuści, że będzie żył z tą niewidoczną raną, która co jakiś czas przypominała się tępym bólem.
Wiedział, że jest inny, teraz kiedy światło chabrowych oczu matki zgasło, a surowy głos ojca zamilkł. Stracił jedynych ludzi, którzy poznali się na jego „talencie”. Ujawniony we wczesnym dzieciństwie, przejawiał się nienachalnie, ale dostatecznie zauważalnie, aby zostać wykryty. Miał w sobie, jakiś czar osobisty, istny magnetyzm, który ujawniał się w chwilach, kiedy wyjątkowo mu na czymś zależało. Talent bez pracy był wart, tyle co nic – doskonale o tym wiedziała matka Ezry, która znała siłę hipnozy i potrafiła nią władać. Szkoliła go w tej dziedzinie, pokazała pierwsze księgi, a raczkujący adept, przyswajał wiedzę.
Kształtował umiejętność w tajemnicy przed światem zewnętrznym, czując podświadomie, ale i będąc ostrzeżony, że ten nie znalazłby aprobaty i zostałby osądzony z góry. Milczał i nie ujawniał swych zdolności. Zbierał wiedzę i chociaż tej było niewiele, to robił co mógł, aby zrozumieć lepiej, to co potrafił i na ile, mógł faktycznie sobie pozwolić. Krok po kroku rozwijał się, lecz szybko trafił na ścianę: bez praktyki, bez ludzi, na których mógłby ćwiczyć, niewiele mógł zdziałać.
Zamykając jedne drzwi otwieramy inne.
Zachęcające i jakże przyjemne, wręcz upragnione doświadczenie spełnienia zemsty, poczęło prześladować go - tak w snach, jak i na jawie - przeradzając się w obsesyjne dążenie do odkrycia sposobów, dzięki którym mógłby jej dokonać. Był w tym element dramatyzmu, ale i ofiary. Odnalazł to czego szukał, nie bez trudności. Przełomowy krok, decydujący o jego dalszych losach, o porzuceniu uczelni i dotychczasowego życia na rzecz czegoś, co wydawało się niemożliwe do zrealizowania. Był na życiowym starcie, miał przed sobą perspektywę, dla której wielu, było gotowych zabić. A on, chciał odtrącić, wszystko to, co mogło mu ofiarować nazwisko, zabierając złoto i nic nie dając w zamian.
Zemsta, nawet spełniona, nic nie zmieni, a naznacz na resztę życia. Walka z tymi myślami, zdawała się niemieć końca, jednakże czuł, iż rozsądek jest na straconej pozycji. Ta kupiecka upartość w dążeniu do celu, pomimo wyrzeczeń zaowocowała, niekoniecznie tak, jakby tego można oczekiwać. Głupio i lekkomyślnie, a jednak kryło się w tym coś z determinacji i pragnienia sprawiedliwości. Był jednak na to za dumny, zbyt honorowy, aby odpuścić.
Spośród setek dróg i tysiąca możliwości wybrał tę najbardziej niewdzięczną i niebezpieczną, z której nie było odwrotu.
Dojrzały owoc, co kusi, aby sięgnąć i spróbować skrywał w swych trzewiach zepsucie, co lada moment obejmie całą piękną powierzchnię, marszcząc i wydzielając specyficzną, mdlącą słodycz rozkładu. Czuł się jak ten owoc: z dnia na dzień i z tygodnia na tydzień głód i pragnienie mieszały myśli, odbierały resztki rozsądku. Jak narkoman na głodzie, spragniony czegoś, co w teorii, miał na wyciągnięcie ręki. Logika, ta chłodna kalkulacja, która miała dać przewagę i przezwyciężyć wszystko inne, poszła w rozsypkę, straciwszy miejsce w szeregu, została zepchnięta na sam jego koniec. Upadł.
Zmiany, jakie następowały i wszystko to, co wraz z nimi przyszło, przeżuło go i wypluło, zmieniając. Stał się jednym z tych, którymi jeszcze nie tak dawno gardził. Musiał się zaadaptować do nowych warunków, podporządkować innym regułom kierowany wskazówkami „nauczyciela”, którego przewrotny los rzucił mu, jako narzędzie, bo tym był oczach Ezry starzec, który lata temu winien zameldować się w piekle. Stare próchno miało jednakże w sobie dostatek energii, aby poruszać koślawymi kończynami i wskazywać drogę w magii zakazanej, jak i sztuce hipnozy.
Wiedza i doświadczenie starca, były – musiał to sam przed sobą przyznać – nieocenione, gdyby nie on, błądziłby po omacku w labiryncie niejasności, z nim u boku znał drogę, dzięki czemu kroczył pewnie, bez zawahania.
Stłamszone sumienie kłuło w momentach przebłysku, gdy rozsądek powracał i odwodził od powziętych zamiarów. Zdławił tę chęć ucieczki, kpiąc z własnej – słabej natury, gardząc marną namiastką człowieka, którym jest. To, co zamierzał, wymagało siły i determinacji, nie mógł teraz się poddać. W tych chwilach dawał z siebie dwa razy więcej idąc drogą usianą trupami, które najpierw wabił hipnozą, a później poddawał mocy zakazanej magii. Sortując najgorszy odpad społeczny, wsiąkał w te bagno, coraz bardziej.
Podróżowali we dwóch po Francji, ale i innych regionach Europy poznając i przenikając w skupiska ślepców. Starzec miał wielu znajomych, niektórzy naznaczeni czasem jak on, ale i bywali podobni wiekiem do Ezry. Prowadząc swą małą grę zbierał informacje, wszystko co mogło mu pomóc w odnalezieniu winnych. Podejrzewał, iż „nauczyciel” domyślał się jego motywacji, lecz nigdy nikogo nie ostrzegł, nie poskąpił wiedzy. Zdawać by się mogło, że jeśli nie wspierał, to było mu to obojętne.
Wszystko miało swój początek i koniec. Pożegnanie człowieka, bez którego, to co osiągnął, nie byłoby możliwe, obyło się bez łez. Pewnego dnia ich drogi zwyczajnie odbiły od siebie.
Czasem wracał w rodzinne strony. Wielu próbowało odebrać mu to co posiadał roszcząc sobie nieuzasadnione prawa do majątku. Płoszył nadgorliwców, przywodzących na myśl padlinożerców. Słowem i prawem. Wszystko należało do niego. Bywały tygodnie, gdy cierpiał w milczeniu, a pusty pałac zdawał się grobowcem. Krążące plotki, wśród śmietanki towarzyskiej, opowiadały o problemach młodego szlachcica, o tym iż porzucił studia, na rzecz podróży, hazardu i pijaństwa, wyśmiewano wreszcie, że postradał zmysły zupełnie i trwoni kapitał, na który pracowały pokolenia. Krytykowano jego odcięcie się, od swych „korzeni”.
Wiedział, że skazuje się na życie banity i samotnika. Nie przeszkadzało mu to. Maskę słabego zepsutego bogacza, przyjął bez większej odrazy, biorąc to za część farsy, jaką było życie. To drugie oblicze było jednakże, o wiele mroczniejsze i bardziej nieprzewidywalne, niż początkowo marzył. Magia kształtuje równie skutecznie, co ojcowska rózga.
Zemsta nieoczekiwanie przywiodła go do kraju matki, skąd trafił do Midgardu.
Hazard pochłonie w ciemno, nawet najlepszych ludzi jeśli nie znajdą kotwicy, punktu zaczepienia. Czasem cicho, jak cień przemyka i otumania, aby zmącić myśli i ogłupić rozsądek. Zatracenie i chęć odwetu bywa niepowstrzymana, a przecież wystarczy powiedzieć: stop.
Ezra miał swą kotwicę, linę dzięki, której zawsze wracał do stanu, przed wpadnięciem w wir gry, ratował skórę, ale i gotówkę, a chociaż, nie należał do głupców stawiających wszystko na jedną kartę, to trafiał na takich, przy stole. By w chwilach bezradności, ta zaciskała swe szpony na gardle i odbierała ostatni oddech – współczuł, tym co usiedli z nim do stolika, gdyż fortuna mu sprzyjała, a zła passa rzadko nawiedzała. Niewielu miało komfort gry, bez ograniczeń, a kiedy w puli były wielkie pieniądze większość traciła rozum, jak za dotknięciem magicznej różdżki stawali się niewolnikami chciwości i przegrywali. W takich okolicznościach nabył chociażby, dwa magazyn w dokach.
Życie jednak miało to do siebie, że trwało, a pogoń za zemstą, chociaż ekscytująca, nie będzie trwała wiecznie. Początkowo daleki, był od inwestowania w cokolwiek, lecz pewnego dnia po wizycie w „Cafe Kierkegaard” zmienił zdanie, i kupił lokal. Łączący dwie ojczyzny i przyciągający artystów. Czuł, że pustka, jaką odczuwał, została wypełniona.
Mistrz Gry
Re: Ezra Montmorency Czw 28 Paź - 10:35
Karta zaakceptowana
Dobre urodzenie zapewniło Ci żyzną glebę dla dalszego rozwoju, ofiarowało szansę, by przejąć rodzinne interesy i na nowo wysławić nazwisko na scenie handlowej i ekonomicznej, Ty nigdy nie byłeś jednak skłonny podążać ścieżką, jaką ci wyznaczano, zawsze uparcie sięgając po więcej – sztukę hipnozy, gry hazardowe, nareszcie również magię zakazaną, która wprawdzie nakryła Twoje spojrzenie bielą ślepoty, lecz jednocześnie po raz pierwszy pozwoliła Ci przejrzeć na oczy. Kroczysz niebezpieczną ścieżką, Ezro, balansujesz chwiejnie na granicy pomiędzy uznaniem, a potępieniem – ale pamiętaj, że hazard zawsze niesie za sobą ryzyko.
Na początek rozgrywki otrzymujesz w prezencie od Mistrza Gry monetę z runą Fehu, którą wygrałeś w jednej ze swoich pierwszych gier w karty – przedmiot został wybity ze złota i chociaż na jego powierzchni widnieje stosunkowo niewielki nominał, pieniądz bynajmniej nie służy do płacenia nim w sklepie. Kiedy wręczysz komuś monetę, otrzymujesz bonus +5 do rzutu na hipnozę, pamiętaj jednak, że moc tę możesz wykorzystać tylko raz na fabularny miesiąc, w innym wypadku moneta nie wróci bowiem z powrotem do Twojej kieszeni i będzie niemożliwa do odzyskania. Na co dzień, kiedy masz ją przy sobie, daje ci stały bonus +2 do charyzmy.
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!
Prezent
Na początek rozgrywki otrzymujesz w prezencie od Mistrza Gry monetę z runą Fehu, którą wygrałeś w jednej ze swoich pierwszych gier w karty – przedmiot został wybity ze złota i chociaż na jego powierzchni widnieje stosunkowo niewielki nominał, pieniądz bynajmniej nie służy do płacenia nim w sklepie. Kiedy wręczysz komuś monetę, otrzymujesz bonus +5 do rzutu na hipnozę, pamiętaj jednak, że moc tę możesz wykorzystać tylko raz na fabularny miesiąc, w innym wypadku moneta nie wróci bowiem z powrotem do Twojej kieszeni i będzie niemożliwa do odzyskania. Na co dzień, kiedy masz ją przy sobie, daje ci stały bonus +2 do charyzmy.
Informacje
Serdecznie witamy w Midgardzie! Twoja karta postaci została zaakceptowana, w związku z czym otrzymujesz 700 PD na start do dowolnego rozdysponowania. W następnym etapie powinnaś obowiązkowo założyć kronikę i skrzynkę pocztową. Powodzenia na fabule!