Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Szemrane przejście

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Szemrane przejście
    Ludzie zwykli przechodzić na drugą stronę ulicy, ilekroć mijają to ciemne, długie przejście – nie bez powodu, w końcu miejsce to znane jest z licznych nieprzyjemnych incydentów, w tym kradzieży i pobić. Chociaż jest regularnie patrolowane przez Kruczych Strażników, wciąż raczej nie wzbudza zaufania; nawet mieszkańcy wolą przejść dłuższą drogę wokół budynków do swojej klatki, zamiast przejść przez szemrany tunel, jak gdyby czekało w nim pewne nieszczęście.
    Widzący
    Gurra Mickelson
    Gurra Mickelson
    https://midgard.forumpolish.com/t3571-gurra-mickelson#35956https://midgard.forumpolish.com/t3623-gurra-mickelsonhttps://midgard.forumpolish.com/t3624-wartahttps://midgard.forumpolish.com/


    10.05.2001

    Wezwanie jest aż nadto szczegółowe. Może właśnie dlatego nie rozbudza w nim specjalnej czujności. Panie mundurowy, w szemranym przejściu, wie pan gdzie, Kruczy pan, to na pewno kojarzy, grasuje jakiś podejrzany typ. I żeby tego było mało, wyobraża pan sobie: w masce! Na pewno ślepiec. I to tak w biały dzień! Niemal przewraca oczami, dobrotliwie potrząsając głową, uśmiechając się do staruszki, która na ulicy nieoczekiwanie pochwyciła go za rękaw, i obiecuje, że oczywiście, zaraz się tym zajmie. W głowie mimowolnie tłucze się myśl, że rozwiązywanie tego rodzaju problemów już od dawna nie należy do jego obowiązków, że powinien wezwać w to miejsce jakiegoś żółtodzioba, a nie decydować się na reakcję w akcie sam nie wie czego, jakby nie chciał pozostawać biednej staruszki jedynie z fałszywą obietnicą pomocy.
    Chociaż wspomniała przecież o ślepcu. I o szemranym zaułku, który słynie w końcu z podejrzanych sytuacji i należy do miejsc znajdujących się na samym szczycie listy przeprowadzanych regularnie, koniecznych patroli.
    Może po prostu wcale nie ma teraz ochoty ponownie wkraczać w progi siedziby Kruczej Straży; otaczające go tam ze wszystkich stron szepty i nieustannie posyłane mu współczująco-pogardliwe spojrzenia sprawiają, że w gardle mimowolnie pojawiała się gula irytacji, a kołnierzyk munduru wydaje zaciskać się nieznacznie. Naiwnie liczył przecież, że chociaż w pracy wszystko wróci do względnej normalności. Szalenie się mylił.
    Wcale nie ufa intuicji staruszki, podejrzewa, że kobieta jest jedną z tych osób, które każdą odmienność biorą za zagrożenie. Może jest jedną z Wyzwolonych, zdaje sobie nagle sprawę, teraz już otwarcie przewracając oczami i zaciskając palce na odznace schowanej w kieszeni skórzanej kurtki narzuconej na mundur.
    Nieostrożny ślepiec, chyba właśnie tego było mu teraz trzeba Kogoś, czegoś, co odciągnęłoby myśli od ciągłego rozpamiętywania przeszłości, od zanurzania się w coraz gęstszym bezmiarze wyrzutów sumienia, uparcie oblepiającym umysł. Bezsenne noce spędza wpatrując się w sufit, od tego wiecznego błądzenia po nim wzrokiem, jego pęknięcia i plamy nie mają już przed nim żadnych tajemnic. Rozmyśla o tym, że tamtej nocy jego miejsce było w domu, że nie powinien pozwolić Malou wyjechać, nie powinien pozwolić jej zniknąć. Nie powinien być wtedy, nigdy z Harpą. Gdyby tylko…
    W uliczce rzeczywiście snuje się jakaś postać, wyrywając go z zamyślenia. Równocześnie rozbudzając nagłe rozdrażnienie, jakby przedłużenie tłukących się w głowie myśl, przemieniając je w emocjonalny ferment. Porusza się bezszelestnie, niemal instynktownie, chociaż to nie wyćwiczonemu automatyzmowi przypisze później swoją gwałtowną reakcję. Nie będzie wiedział gdzie szukać źródła, co tak naprawdę wzbudziło w nim tę nagłą agresję. Nie przyzna, że zaślepiła go nagła nienawiść - nie do tej konkretnej postaci. Do świata, który odebrał mu żonę, dziecko. I miłość, bo mimowolnie nie opuszczała go świadomość, że między nim i Harpą wszystko skończone. Za tę ostatnią myśl ma gardzić sobą potem najbardziej.
    Dłoń Gurry wystrzeliwuje w powietrze, szarpiąc nieznajomego za fraki i rzucając go w stronę ściany najbliższego budynku, przypierając klatką piersiową w stronę muru, nie dając szansy na jakąkolwiek reakcję. Druga ręka spoczywa teraz na twarzy nieznajomego, wciąż skrywanej pod tajemniczą maską. Przegina jego policzek w taki sposób, aby ten mógł łypać na niego jednym okiem. Mickelson dyszy gwałtownie, bo opanowuje go nagły amok. Co robisz? Huczy mu głowie, nie przywykł do tak bezceremonialnego traktowania marginalnych podejrzanych. Instynkt podpowiada mu wyraźnie, że wcale nie ma do czynienia ze ślepcem. Grzęźnie jednak dalej, w nagłej agresji, mimowolnie biorąc nieznajomego za przejaw znienawidzonej przez siebie abominacji.
    - Nie wywiniesz się tak łatwo - syczy mu do ucha charakterystycznym, zachrypniętym głosem. Kolanem dociska go do ściany uwalniając dłoń tylko po to, aby sięgnąć do nadgarstka mężczyzny. Szarpie się z nim przez chwilę, podciągając rękaw ubrania, szukając tam charakterystycznej pieczęci. - Chyba czegoś tutaj brakuje. Ale zaraz się tym zajmiemy, pokaż mi swoje żył.
    Nieaktywni
    Urmas Laine
    Urmas Laine
    https://midgard.forumpolish.com/t3472-urmas-laine#35617https://midgard.forumpolish.com/t3552-urmas-laine#35654https://midgard.forumpolish.com/t3551-juku#35653https://midgard.forumpolish.com/


    Wie o strachu sporo. Strach lubi podgrzewać lub ochładzać krew płynącą kanalizacją ciała. Jest czerwoną wodą, co opływa wyspy kończyn i trzewi. To nie strach napędza go dzisiaj - w dniu i godzinie przeznaczenia. To nie strach każe mu iść przed siebie, nierozważnie naznaczać ziemię sznurowanym butem. Raz prawym, raz lewym. Co nim kieruje? Co dyktuje mu rozkazy? Potrzeba znalezienia rozwiązań. Jest w trudnej sytuacji i próbuje ustalać dobre rozwiązanie dla przetrwania w obecnym świecie. Siła pieniądza jeszcze nigdy nie zdaje się tak silna jak teraz. Urmas jest galdrem, korzystny fakt, ale to nie jest w stanie rozwiązać mnożących się trudności na drodze. Od śmierci dziadka nie upłynęło dużo czasu i wciąż uczy się o rzeczach, którymi wcześniej nie zawracał sobie głowy.
    Rachunki i rozliczenia. Płacenie odsetek, zadłużenia, ścigająca go przeszłość. Stawia, że to mentor zatrzymał spiralę grzeszków ojca. Teraz jak nie było ostatniej tamy - kto stanie na drodze Augusowi? Będzie w stanie go powstrzymać samodzielnie?
    Powrót z Midgardu się  wydłuża. Spacer uwzględnia dzielnicę Ragnihildy Potężnej - Urmas odczytuje nazwę jednej z tabliczek. Z Placu Kupieckiego zgarnia parę najtańszych ryb, z których jutro przyrządzi zupę i zamierza przyjrzeć się z bliska jezioru Golddajávri. Ostatni raz był tam, gdy kończył Mannaz. Bardzo się zmieniła okolica?
    Myśli, że dobrze idzie, ale to ułuda. Dzisiaj pozwala sobie na prostą zwierzęcą maskę. Nawiązuje do foki, wystarczająco szanowanego i przyjacielskiego stworzenia morskiego. Urmas liczy, że to będzie odpowiednie. Nikogo nie wystraszy, prawda? Nie będzie to aż tak zaskakujące? Z lżejszą duszą przemieszcza się dalej. Dalej i dalej, aż nie wie sam, gdzie jest. Tę rzeźbę chyba mijał. Zaraz zaraz, czy ten tunel zawsze tam był?
    Przyciąga uwagę. Czuje spojrzenia na sobie. Para staruszek wytyka go palcami, gorączkowo wymieniając się komentarzami. Ktoś inny, pod wpływem zwrócenia zasłoniętej twarzy w jego stronę, ostrzegawczo strzela palcami, tworząc różnokolorowe iskry.
    Foka oznacza przemianę. Urmas chce wierzyć, że nie będzie oznaczać przemiany w kryminalistę. Ryby w materiałowej siatce tańczą mu wokół uda, gdy wreszcie decyduje się na przejście tunelem. Nie zdaje sobie sprawy, że to gotowy przepis na katastrofę.
    Robi góra dziesięć kroków, gdy zostaje chwycony i popchnięty na ścianę. Siatka z rybami zostaje mu wyszarpana i nie ma jak zrobić nic więcej. Może to i lepiej? Zaraz dochodzi go chrapliwy szept.
    Spadajmy stąd. Kruk na horyzoncie – nie rozumie znaczenia komunikatu, ale ich nie goni ani nie powstrzymuje. Traci swój obiad i to interesuje go najmocniej. No i jest jeszcze bolące ramię. Rozmasowuje je sobie pospiesznie, przyspieszając i pokonując resztę drogi.
    To już koniec atrakcji, tak?
    Nie wie jeszcze jak bardzo się myli. Przystaje na dłuższy moment pod jedną z kamienic. Ściana, cała w graffiti, kruszy się wyraźnie w paru miejscach. Zerka kontrolnie w górę. Nie leci żaden fragment budynku w jego stronę.
    Jak dobrze. Może złapać oddech i zastanowić się, co teraz. Powinien mieć jeszcze resztkę wysuszonego chleba i czosnek.  Może coś jeszcze ostało się w małej spiżarni. Nie jest to nic innego jak pomieszczenie wielkości schowka, z wbitymi deskami we wnękę, mającymi pełnić rolę półek. Gdyby tak pomyśleć to...
    Na więcej nie ma czasu.  Robi parę mikroruchów, nim uderza w niego siła. Obce działanie przywołuje go do rzeczywistości, obdziera z prostych rozważań o zaspokojeniu głodu. Jest o wiele słabszy od napastnika - czyżby to tamci z tunelu wrócili dokończyć to, co zaczęli? Z trudem łapie oddech. Zaczyna kasłać. Nic nie mówi, ale próbuje się mu wyrwać. Konkretnie, robi to w momencie, gdy czuje obcy dotyk i obcą obecność. Tuż obok. Tuż za nim i już na nim.
    Kim jesteś? Dlaczego? – nie kończy myśli, która nie potrafi w pełni rozwinąć się w głowie Laine'a. Próbuje go powstrzymać przed ściągnięciem mu całkiem maski. Co, jeśli nieznajomy ją zniszczy? Zabierze? Palce Urmasa zaciskają się na nadgarstku mężczyzny. Próbuje stanowczo go oderwać od swojej twarzy. Łypie jednym ciemnobrązowym okiem na to, co ma okazję zobaczyć.
    Czy to jest tylko jego ręka czy też jego twarz?
    Nie poznaje go, lecz dziwne uczucie bierze we władanie dno jego żołądka. Może to niestrawność, a może zdenerwowanie. Narastające, wdzierające się do środka, tak podstępnie jak ten głos. Ma wrażenie, że już go słyszał. Gdzieś indziej. Nie w tunelu. Nie ostatnio.
    Można uznać to za próbę upokorzenia? Zdeptywanie godności? Może to wytrzymać. Wie, że tak. Czy za sprawą ojca nie doświadczył z Erikiem bardziej przygnębiających chwil w swoim krótkim życiu? Odrobinę odpuszcza i pozwala mu sprawdzić prawą rękę. Niczego nie ma.
    Niczego, czego nieznajomy szukał.
    Sam w tym czasie, prezentuje mu ręce tak jak chce, sprzeciw zdaje się daremny, bo Urmas jest słabszy, rozmyśla nad brzmieniem jego głosu. Kojarzy go. Jest jak fale Morza Bałtyckiego - niespokojny i gwałtowny bez ostrzeżenia. Kątem odsłoniętego oka miga mu punkt charakterystyczny. Pieprzyk? Na brodzie?
    Nieswoje uczucie rośnie w nim. Z sekundy na sekundę. Chce przed nim uciec.
    Przy lewej ręce, poruszeniu obcych palców na skórze wzdłuż żył, drży od nieprzyjemnego mrowienia. Napięcie wywołuje spięcie skóry. Nie chce dotykania śladu po oparzeniu. Wyrywa rękę, którą następnie kieruje na oślep, na jego mundur. Pociąga zdecydowanie i słyszy jak parę guzików nie wytrzymuje. Chce w następnym kroku móc go łatwiej odepchnąć.


    My river's slowing down
    Know where you'll wind up
    Cross my water 'til you drown
    I feel it
    Widzący
    Gurra Mickelson
    Gurra Mickelson
    https://midgard.forumpolish.com/t3571-gurra-mickelson#35956https://midgard.forumpolish.com/t3623-gurra-mickelsonhttps://midgard.forumpolish.com/t3624-wartahttps://midgard.forumpolish.com/


    Na ścianach zaułka tańczą niewyraźne kształty pozbawione kontur, niczym w ulicznym teatrze cieni. Gurra, przezornie, zanim jeszcze zaatakował, przywołał u wejścia ciemnego tunelu kuliste źródło światła, które unosi się teraz bezwiednie w powietrzu, kilka metrów od ich cielesnej utarczki. Wciąż otacza ich jednak zasłona półmroku, czyniąc z sylwetki Gurry odbijający się na chropowatej powierzchni muru, do którego przypiera nieznajomego, karykaturalny majak, zdecydowanie większy i groźniejszy niż w rzeczywistości. Niewyraźny zarys jego postaci wydaje się przy tym zupełnie nieskrępowany ruchem, nieograniczony, przybierając to większą to mniejszą skalę w zależności od tego, gdzie stawia swój kolejny krok, przybliżając się do mężczyzny, mocniej wbijając mu kolano w okolicę lędźwi, aby zakleszczyć go w jeszcze ciaśniejszej klatce kruczego uścisku.  
    Ma wrażenie, że ta napierająca na nich ze wszystkich stron ciemność, na co dzień pozwalająca midgardzkim rzezimieszkom zapędzić swoje ofiary w kozi róg, przenika mu teraz do duszy, wyzwalając wzrastającą z każdą kolejną sekundą irracjonalną agresję. Nie pierwszy raz w życiu towarzyszy mu to uczucie. Przyzwyczaił się do wściekłości buzującej pod skórą, podchodzącej do gardła, gdy tylko konfrontacja z kolejną bandą ślepców przybiera nieprzewidziany obrót. Wtedy jest jednak w stanie utrzymać emocje na wodzy, przychodzi mu to z wyćwiczoną przez lata łatwością. Ta dzisiejsza bezsilność, niemoc w przezwyciężeniu tlącej się w sercu nienawiści, przez moment każe mu wątpić we własne umiejętności. Może nie powinien jeszcze wracać na służbę? Może wydarzenia ostatnich tygodni złamały go nieodwracalnie?
    Odsuwa od siebie tę myśl, pozwalając podświadomości działać. Ten nagły taniec cieni okazuje się iskrą wydobywającą z umysłu kształty gorączkowej furii, którą do tej pory skrywał tłumiony mrok, a która teraz wyrywa się ku słabemu światłu sprzyjających okoliczności. To nie może być jedynie przypadek, to Norny manipulują nitkami przeznaczenia, a może sama Frigg prowadzi go ku ścieżce, o której wie, że nie ma od niej odwrotu.
    Czuje na nadgarstku nagły ucisk, paznokcie nieznajomego wbijają się w bladą skórę. To impuls, którego potrzebuje, aby ostatecznie wyzwolić frustrację i gniew, gromadzone w głowie przez kilka ostatnich tygodni. Zupełnie jakby to ta drgająca w jego uścisku postać była wszystkiemu winna. Ruch jest szybki, pozbawiony wahania, Gurra sięga do maski i ciska nią o ziemię, nie odczuwając przy tym nawet krzty wyrzutów sumienia - nagła, zaskakująca wolność, gdy umysł po raz pierwszy od dłuższego czasu, na kilka sekund, oswobadza się z poczucia winy. Foka - twarz selkie, tej która swoją aurę potrafi uwieść zwiedzionych jej urokiem wędrowców. Czy tego właśnie pragnął wdziewając na twarz to konkretne oblicze kusicielki?
    Ciszę, w której dotąd wybrzmiewały jedynie ich przyspieszone oddechy, bo nieznajomy milczy w żaden sposób nie odnosząc się do wcześniejszych słów Gurry, przerywa cichy brzęk upadających na bruk guzików. Kruczy chwyta mężczyznę za fraki, ciska jego ciałem ku ziemi, ku kocim łbom ulicznej posadzki. Opada na kolana, zaraz obok niego. Dłoń, na której rysują się półksiężyce paznokci mężczyzny, zaciska się w okolicach kołnierza, zimne palce dotykają obcej grdyki, a Gurra przybiera grymas nadający jego twarzy wyraz szaleńca.
    - Co, nagle straciłeś mowę? Nie słyszałeś co mówię, gnojku… - Nachyla się ku twarzy Urmasa wyrzucając z siebie kolejne słowa, głosem jak zwykle szorstkim od chrypki, jego ślina mimowolnie osiada na licu nieznajomego. Rysy Mickelsona łagodnieją na moment, cień zaskoczenia pojawia się w zielono-błękitnych tęczówkach, górna warga drży. Tłumi w sobie wrażenie, że rozpoznaje to oblicze, chociaż chwilowe naprężenie emocjonalne nie pozwala połączyć mu z nią żadnego konkretnego nazwiska. Nie mógł się tak pomylić. Ignoruje złe przeczucie, łagodność znika pod wcześniejszą zasłoną tlącego się w sercu poczucia niesprawiedliwości i obrzydzenia do całego świata. Nie trzeba było kręcić się w tak szemranej okolicy, myśli, zasłużyłeś sobie na takie traktowanie. Znowu wbija w ciało mężczyzny kolano, tym razem w okolice brzucha.
    Nieaktywni
    Urmas Laine
    Urmas Laine
    https://midgard.forumpolish.com/t3472-urmas-laine#35617https://midgard.forumpolish.com/t3552-urmas-laine#35654https://midgard.forumpolish.com/t3551-juku#35653https://midgard.forumpolish.com/


    Myśli wygasają pospiesznie. Pstryk następuje w głowie - robi przeskok od trybu włączonego do trybu wyłączonego. Dzieje się to parę razy i Urmas oczekuje spięcia, zamykającego całą szaleńczą sekwencję. Chce widzieć upragnione wody Golddajávri. Usiąść na brzegu i ręką przesunąć po niewzburzonej powierzchni zbiornika. Próbować dojrzeć tajemniczą wyspę. Nigdy nie odważył się tam zajrzeć. Zdarzało mu się zapominać jak potężne i bogate w sekrety są okolice miasta.  W samych górach Bardal znajduje za każdym razem nowy element. Przelotną inspirację - stara się ją zachować na dłużej i przekuć w realistyczną formę przekazu. Maskę lub inny twórczy obiekt.
    Szybkie są konsekwencje jego nieprzemyślanych decyzji. Cienie poruszają się na ścianach przyjaźniej od ludzi z uliczek. Stają się świadkami agresywnych, niewytłumaczalnych zachowań. Większość zebranych czmycha po magicznym słowie. Kruk. Wystarczy, żeby poczuć się niepewnie. Mogli mieć coś na sumieniu i chcieć nie rzucać się w oczy gotującego się od potrzeby działania oficerowi. Urmas zostaje postawiony przed faktem. Szuka w głowie formułek, mogących zadziałać. Na pewno nie chce się przemieniać. Nie chce się zdradzać i wpakowywać się w większe kłopoty. Nie wie zresztą, czy ta umiejętność, w obecnych warunkach, zadziała.
    Tylko myśli o tym, żeby jego serce nie zaczęło szybciej bić. Chce zminimalizować ryzyko zmęczenia, niefortunnie doprowadzającego go do chmary omamów. Zerka jeszcze kontrolnie na ścianę. Nagle odbicie nieznajomego nabiera większych, szerszych rozmiarów. Przed chwilą uznawał to za cień kogoś uwięzionego w grzechach swojego życia.
    Powinien się mu opierać? Nigdy nie był dobry w magii walki. Jego uwagę zajmowały rzeczy twórcze i piękne. Nadające kolorów szarości zaniedbanych ulic. Nie pamięta już ostatniego razu tak silnego uścisku. Może nigdy takiego nie doświadczył. Może to jest ten pierwszy raz. Wzbudzający dreszcze.
    Nadchodzi czas na odmówienie modlitwy?
    Im bardziej wzrasta wściekłość w powietrzu, tym mocniej stara się trzymać resztek spokoju. Nie chce ulec pokusie. Nie chce dać mu powodu do zwiększenia siły nacisku.
    Nie wyczuwasz jak dużą masz nade mną przewagę?  – kolejna myśl, niemogąca zaistnieć werbalnie. Może trochę mu współczuje. Głód daje mu w kość? Brak szans na wygraną z faktycznym obiektem swojej niechęci? Pomyłka?
    Wraca do czasów życia w Kohtla-Järve. Ileż to razy trzeba było radzić sobie z silniejszymi od siebie. Może i był starszy od dużej części nabuzowanych hormonami chłopaków, lecz zawsze preferował inne sposoby rozwiązywania konfliktów. Inne niż siła pięści lub tnących formułek.  Cienie stają się niespokojne. Przeczuwają zmianę pozycji i następne etaty zaskakującego spotkania.
    Nicie przeznaczenia się napinają. Mogą wytrzymać długo w tym bezruchu. Wystarczająco długo niż zostaną przecięte. Baldur staje się jedną z pierwszych ofiar. Ile łez zyska Urmas i nieznajomy od losu? Przewidzianemu losu, przed którym nie są w stanie uciec?
    Chce go zatrzymać. Wytrącić mu szanse na zranienie z rąk. Nie ma łatwo. Może mieć dłonie wyćwiczone od robienia masek,a ramiona od pracy przy łaźniach, lecz to nic. Nic przy możliwościach atakującego. Traci maskę i czuje jak w gardle rośnie mu wielka gula. Odrobinę się trzęsie i sam nie wie, co to jest. Czy jest zły? Rozżalony? Zraniony? Unika jego wzroku jak może. Porusza energicznie głową by ciemne kosmyki go zasłoniły. Założy się, że maska foki zyskuje parę pęknięć - po wzięciu w dłonie może cała się rozlecieć. Do Laine'a przychodzi nagła myśl. W żaden sposób niekontrolowana.
    Tak bardzo nie znosisz piękna wody?  – bo nie chce mówić. Nie potrafi wypowiedzieć słowa, a kolejne działania go utwierdzają, że nie ma to sensu. Nie ma jak spojrzeć na cienie. Nie ma jak odczytać dalszej wróżby. Nie ma ryb ani maski. Wzrok wbija w dół, widząc ich ubrania. Musi bronić swojej twarzy. Twarze się lepiej zapamiętuje, a on nie chce zostać zapamiętany. Nie w tym przypadku. Ale nie ma szans.
    Gwałtownie ląduje na kocich łbach. Turla się odrobinę w stronę maski. Szkoda mu jej. Szkoda by tak leżała i została potencjalnie zdeptana. Przesuwa się odrobinę, w ręku ma z dwa cenne guziki. Kręci głową na obcy dotyk. I znowu wzrasta napięcie i chyba sam Urmas czuje tę gorączkę, buchającą od tego drugiego.
    Co teraz?  – nie potrafi powstrzymać skrzywienia. Twarz się napina. To wina palców na grdyce. Na odsłoniętej skórze. Przypomina mu się ojciec w najgorszym wydaniu. Przypomina mu się własna słabość. Oddycha ciężej. Zamyka powieki. Prosi Forsetiego o wsparcie. Chce być ponad to, bo dąży do pokojowego rozwiązania.
    Uparcie milczy, pomimo wzrastającego niekomfortowego uczucia skojarzenia. To przecież niemożliwe. Nie może go znać, bo skąd? Wolną ręką ściera drobiny śliny i przy okazji zasłania twarz na nowo. Na kształt maski. Fragmenty oczu zerkają przez szpary między palcami. Bo teraz są znowu otwarte. Odrobinę zwężone, pozbawione zrozumienia dla jego zachowania. Drugą rękę, w niej ma guziki, kieruje je na rozgniewane usta.
    Bardzo nie chce z nim rozmawiać, ale jeszcze bardziej nie chce tego dotyku i przekraczania kolejnych granic. Dusi się w osaczającej aurze.
    Poświęca się w określonym celu. Wpycha mu te ładne guziki do ust. Przyciska kciuk do policzka. Zerka na ten morski odcień jego oka. Wahającą się przed uderzeniem w skały falę. Chce się sam pozbyć tego niekomfortowego wrażenia, że go potencjalnie zna.
    Dobrze sobie radzisz za nas dwoje – przestaje się powstrzymywać po następnym ciosie. Wypluwa gwałtownie powietrze z płuc i przewraca się na bok. Zgina się odrobinę. Nie próbuje wstawać. Sięga do kieszeni i wyrzuca z nich zawartość. Nie ma w nich za wiele. Papierki, pospieszne notatki, parę talarów i cukierek, otrzymany od jednej z klientek.
    To już wszystko. Resztę zabraliście chwilę temu.
    Patrzy na cienie. Są bliżej niż chwilę temu. Ma wrażenie, że za moment pochylą się nad nim i wyszepczą jeden ze swoich sekretów. Zdradzą coś, czego boi się usłyszeć.


    My river's slowing down
    Know where you'll wind up
    Cross my water 'til you drown
    I feel it
    Widzący
    Gurra Mickelson
    Gurra Mickelson
    https://midgard.forumpolish.com/t3571-gurra-mickelson#35956https://midgard.forumpolish.com/t3623-gurra-mickelsonhttps://midgard.forumpolish.com/t3624-wartahttps://midgard.forumpolish.com/


    To zaskakujące jak łatwo przychodzi mu z dawnego wybawcy przerodzić się w bezlitosnego oprawcę, jak gładko udaje mu się zmienić skórę i wejść w nową rolę, zupełnie zapominając o otaczającym go świecie, skupiając się wyłącznie na tu i teraz. Na tańcu cieni, na kocich łbach wbijających się w kolanach, na wydartej spośród brukowych kostek ziemi, która zbiera się pod paznokciami. Czy Malou czuła się tak samo, czy w oczach Robina odbijało się takie samo przerażenie i niezrozumienie jak w brązowych źrenicach mężczyzny, gdy ktoś gwałtownie wyrywał ich z rzeczywistości, otulającej ich codzienności i wtrącał w otchłań zagubienia? Czy wraz z twarzą porywacza, z ciemności wyłoniła się w ich kierunku ręka strachu i pochwyciła w swoje szpony?
    Pozorny brak reakcji, wystudiowany spokój i to przeklęte milczenie wprawiają Gurrę w jeszcze większą irytację, budzą świadomość bezsensowności podejmowanych działań. Wściekłość i głęboka, niedokładnie ukierunkowana nienawiść nie są w stanie stłumić wrażenia piekącej pomyłki, rozchodzącej się po ciele z każdą kolejną sekundą niczym trawiący przeszkody ogień. Ma ochotę jeszcze raz nim potrząsnąć, pogruchotać mu kości, po raz kolejny cisnąć o bruk, tylko po to, aby wydobyć z obcych ust chociaż jęk, ciche westchnienie przestrachu czy cień przekleństwa. Zamiast tego czuje na ustach obcy dotyk, nieznajomy wciska mu między wargi oderwane od munduru guziki. Gurra mimowolnie przymyka oczy i przekręca głowę, odchylając ją do tyłu, wciąż zaciskając dłonie w okolicach grdyki i kołnierza mężczyzny. Paznokieć Urmasa nieznośnie wbija mu się w policzek, ma wrażenie, że cienka skóra twarzy zaraz pęknie pod napięciem zakleszczonego na sobie uścisku szczupłych palców. Poddaje się w końcu, nieco zwalniając uścisk, spluwając na ziemię, guziki uderzają o kostki brukowe niczym wybite zęby, odbijając się kilkakrotnie, stuk, stuk. Jeden z nich bezwiednie toczy się w głąb otaczającej ich ciemności, poza łunę unoszącego się u wejścia do tunelu światła.
    Kolano wbija się w brzuch nieznajomego gładko, Gurra w końcu dostrzega na jego twarzy cień bólu. Świst powietrza wydobywający się z obcych ust okazuje się finalną nutą szaleństwa, które na kilka ostatnich minut zupełnie przejęło nad Gurrą władzę. Spogląda z niedowierzaniem na kolejne przedmioty, które wypadają z kieszeni mężczyzny.
    Odsuwa się gwałtownie, bo nagle opanowuje go rozpaczliwa potrzeba wymazania z pamięci, z życia, tych kilku ostatnich minut. Pragnie wyrwać je z rzeczywistości i wyrzucić poza ramy własnego świata, bo dociera do niego na kogo właśnie spogląda.
    Tyle razy wyobrażał sobie, że wpadnie kiedyś na niego przypadkiem na ulicy. Kopę lat, stary. Jak ci się wiedzie? Może skoczymy na kawę? Tak jak za dawnych czasów, pamiętasz? Albo na gorącą czekoladę, z bitą śmietaną, która niepostrzeżenie rysowała nam białe wąsy na gładkiej skórze nastolatków, nieskorej jeszcze do ugoszczenia na sobie prawdziwego zarostu.
    Nie tak to miało wyglądać. Gardzi sobą w tym momencie jeszcze bardziej niż dotychczas. Rzeczywistość zdaje się go przytłaczać.
    Zaraz się zapowietrzy, z trudem wciąga w usta kolejne hausty powietrza. Zmusza się do opanowania oddechu.
    - Urmas. To ty. To niemożliwe. Nie. Nie mogę. Wybacz. Przepraszam. - Nagle nie potrafi już spojrzeć mu w oczy, znika gdzieś wcześniejsza hardość, zżerająca go od środka furia. Na kolanach pokonuje odległość dzielącą go od maski, głowę ma spuszczoną, ramiona bezradnie opadają jakby pragnął skulić się i zniknąć. Skupia się na mozaikowych kawałkach przedmiotu, chwyta je w dłonie, przecież może je jeszcze naprawić. Może jeszcze wszystko naprawić. To tylko cholerna pomyłka… - Vinna! Vinna! - szepcze gorączkowo, a oczy zachodzą mu mgłą. Pociąga nosem, przeciera oczy wierzchem dłoni, na której wnętrzu malują się półksiężyce, ślady obcych paznokci.

    Vinna (Integre) – naprawia uszkodzony przedmiot o prostej budowie, np. talerz.
    Próg: 40.
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Gurra Mickelson' has done the following action : kości


    'k100' : 55
    Nieaktywni
    Urmas Laine
    Urmas Laine
    https://midgard.forumpolish.com/t3472-urmas-laine#35617https://midgard.forumpolish.com/t3552-urmas-laine#35654https://midgard.forumpolish.com/t3551-juku#35653https://midgard.forumpolish.com/


    Strach zamienia się u niego niechęć do rozpoznania. Zakleja uszy, jak zakleja wielokrotnie usta. Zasłona z twarzy zostaje zabrana, to niewidzialną ochronę stosuje na narząd słuchu. Infantylne pragnienie formułuje się mu w głowie, w odpowiedzi na nieprzewidziane reakcje. Budzący się do życia dyskomfort, zabierający całą swobodę, bo z obcym - to musi być obcy - jak ma się czuć swobodnie? Urmas nie chce tracić kontroli, ale ta opada jak opada poziom wody z basenu, po zastosowaniu opróżniających formułek i gestów.
    Cienie tańczą i walczą z kocimi łbami. Idą w szranki. Otwierają wrota do nowego świata, wolnego od fizycznego czynnika, przypominają o dziecięcych rozterkach i prostych żądaniach do zaspokojenia. Laine przypomina sobie tamte strzępki. Smak głodu, uporczywie zamaskowanego z pomocą żutych wielokrotnie okruchów i wpychanych liści z drzew i krzewów do ust. Łapczywość lepkich dłoni w stronę owoców, gdy nauczył się rozróżniać sztuki jadalne od trujących. Wspomina ciepło miękkich uścisków i jasnych uśmiechów. Tęsknotę mieniającą się w błękicie tęczówek swojego zaginionego przyjaciela. Przepada na wystarczająco długo, żeby zaraz stanowczo odsunąć od siebie te imaginacje, chcące go oddalić  od teraźniejszości.
    Ból. Trzeba mu skupić się na bólu promieniejącym w podbrzuszu, odsuwającym go od tańca ciemniejących sylwetek na murach złączonych ze sobą domostw. Wszystkie, godzina się zmienia i nastrojowość ulega ochłodzeniu, stają się jedną wielką mieszaniną szarości.
    Czuje Urmas rozdrażnienie. Ten rodzaj niechcianej szorstkości i dystansu, co otrzymywał od ojca. Przegrana odsłaniała słabowitość rodzica, jeden wielki tragizm życia, gdy cenna rozrywka go oszukiwała. Zmieniał się w dziecko, które potrzebowało pocieszenia - nie mógł więc dać  je nikomu innemu.
    Nie uśmiecha się, nie zmusza się do uśmiechu w krytycznych momentach, gdy serce bije mu jak opętane przez zmorę. Próbuje zachować spokój. Próbuje wrócić do siebie sprzed chwili, gdy z ust nie padały żadne słowa, a maska zasłaniała oblicze. Działała w dwie strony. Nie był widziany i sam nie widział szczegółów, których nie chciał widzieć.
    Jak daleko może się posunąć? Czego szuka? Sprawdza reakcje obserwatorów? Urmas odnosi wrażenie, że w przejściu zostali tylko oni. Wszyscy pewnie wybrali dłuższą drogę powrotu, omijając niebezpieczny wycinek dzielnicy Ragnhildy Potężnej.
    Trzeba było się odezwać. Spytać kogoś o drogę. Nie znam miasta dobrze. Mogłem...
    Milknie, bo widzi to spojrzenie i czuje niewskazane ciepło, płynące od naznaczonego delikatnym zarostem policzka. Skupia się na guzikach. Siłują się nieporadnie, nie mając szans z mistrzami skomplikowanej ściennej, onirycznej choreografii. Ciemne oczy podróżują wraz z błyszczącymi ubytkami. Wargi bezszelestnie wypowiadają życzenia jak w jednej z legend, którymi raczyli go za dziecka dorośli.
    Jęk Urmasa jest stłumiony. Spowalnia własne reakcje, oddech jest wstrzymywany jak przy nurkowaniu. Leży, równocześnie prezentując mu cały obecny dobytek. Skarby niegodne Odyna. Niegodne człowieka w berserkowym szale. Nie ma nic. Nic za wyjątkiem żalu i złości na samego siebie.
    Jak mogła pojawić się ta myśl? Pragnie ją oddalić w głąb zaułka, w którym zetknął się z przemocą. Wycofać ją poza obręb wahania. Nienawiść jest prosta, ale Urmas nigdy nikogo nie nienawidził. W tym własnego ojca.
    Czas jest niepojętym tworem. Nie widzi się go, a ma kolosalny wpływ na życie żyjących istot. Tylko martwi nie muszą się przejmować ruchem wskazówek zegara. Są momenty, w których się zastanawia, co z nim, co z jego parim sõber. Najlepszym przyjacielem z wczesnych lat. Z obskurnych ulic Kohtla-Järve. Zastanawia się jak wiele pamięta Gurra i ile w pamięci zachował on sam.
    Czas jest rozbrajająco okrutnym tworem. Część jego wspomnień zostało zablokowanych. Zabezpieczonych od nadużywanych run i magii twórczej. Zamkniętych na powierzchni masek.
    Do głowy Urmasowi nie przychodzi, że ma Gurrę właśnie przed sobą. Tego samego, który go uspokajał, gdy ciało i rozum przestały wytrzymywać, a tama przepuściła na drugą stronę tsunami trosk, zbieranych przez lata.
    Nie rozpoznaje go, bo nie potrafi go rozpoznać. Nie chce, go rozpoznać. Może to nie jest niechęć, ale w tej ciemnej uliczce dzieje się za dużo, żeby móc pozwolić sobie na ufność i przejście z oczekiwania następnego ciosu na zrozumienie.
    Jeszcze leży, jeszcze się nie podnosi. Słowa trafiają mu do uszu, mimo niezrozumiałego, nielogicznego buntu. Zna imię - co je zdradza? Zdobywa się na przeprosiny - nie za późno?
    Kaszle i wreszcie wypluwa poróżowiałą ślinę, trzymaną cały ten czas w ustach. Nie potrafi dłużej wytrzymać, panika wykrzywia mu widoczność. Do czasu.
    Słyszy wymawiane zaklęcia. Wyłapuje nutę desperacji, mającą być zapewne kluczem do sukcesu. Ale dla stworzonej selkie nie będzie szans. Po upadku, staje się czymś innym. Odmienionym.
    Beiskr létta – chrypie, chcąc najpierw móc się podnieść. Nie chce tracić więcej czasu. Nie chce zgubić kształtującej się wizji i czekać, aż drugi mężczyzna zdąży odejść. Niezależnie od wyniku czaru, zmienia pozycję. Wpierw jest na klęczkach. Następnie, bardzo powoli, podnosi się do pozycji pionowej. Idzie i podnosi dwa guziki, które uniknęły zapomnienia w mroku. Zaraz przemieszcza się do niego i maski. Kuca, wykorzystując roztrzęsienie i odpłynięcie swojego zagubionego napastnika.
    Zostaw. To dla niej koniec – szepcze bezbarwnym głosem. Nie wyjaśnia, co ma na myśli. Nie ułatwia mu w żaden sposób. W tym znaczeniu, byli sobie kwita. Stanowczo kładzie dłoń na jego dłoni. Palce mu nieco drżą, nie dotyka przecież innych ot tak, ale wszelką grzeczność wobec siebie, porzucili chwilę temu. Uwalnia od obcego dotyku naprawioną maskę. Wydaje się być w dobrym stanie. Pozornie. Urmas patrząc na nią, dostrzega wszelkie ubytki i niedoskonałości, które nabyła. Jej niemy, zastygnięty krzyk.
    Niszczy ją, nie pozwalając się wtrącać w swoją pracę. Bo to cześć zmian. Przemiana, na którą foka czeka. Do resztek dokłada lśniące guziki. Sam nie patrzy mu w oczy i nie pyta o szczegóły. O to, skąd zna jego imię i co to będzie oznaczać. Nie zatraca się w nadziei, że jest z tamtego okresu, gdy miał wokół siebie innych ludzi i mógł się nimi zajmować. Opiekować. Do głowy nie ośmiela mu zajrzeć na nowo sugestia, że może to nim się zajmowano.
    Ten jeden, jedyny raz, gdy komuś na to pozwolił. W tym jednym, jedynym przypadku.
    Gøra – przekształca, nie czyniąc nic nadzwyczajnego. Wizja jest zwyczajna. Kawałki maski złączają się z guzikami. Stały się okularami, przez które można było ujrzeć jedynie morską poświatę z błyskami przypominające wykorzystane zdobienia z jego stroju. Nic więcej.
    Przysuwa je w stronę nieznajomego i sam się odsuwa, zwiększając między nimi odległość. Wraca do niego ten nieirracjonalny niepokój.
    Nie potrafi nad nim zapanować.

    Beiskr létta: 50+7=57
    To też wyszło jak się nie mylę!

    Gøra 36+22=58
    to chyba wyszło, bo próg jest od 30 ;>


    My river's slowing down
    Know where you'll wind up
    Cross my water 'til you drown
    I feel it
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Urmas Laine' has done the following action : kości


    'k100' : 50, 36



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.