Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Dziedziniec Północny

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Dziedziniec Północny
    Dziedziniec Północny mieści się tuż przy Bramie Starych Bogów i jest jedną z głównych dróg prowadzących do Domu Jarlów. Otoczony jest krużgankami, które zostały osłonięte zdobionym sklepieniem. Choć są nieco ubogie w światło słoneczne, to fantazyjne rośliny w donicach z ornamentami rozrastają się tam z zawrotną szybkością. Na dziedzińcu ulokowano także kilka kamiennych ławeczek, chętnie okupowanych przez mieszkańców Midgardu. Na jego środku znajduje się stara, dawno nieużywana już studnia, porośnięta dzikim bluszczem. Niektórzy z nich, zwiedzeni starymi przesądami, wrzucają do niej talary runiczne na szczęście.
    Widzący
    Bylgja Hallström
    Bylgja Hallström
    https://midgard.forumpolish.com/t3514-bylgja-hallstromhttps://midgard.forumpolish.com/t3540-bylgja-hallstrom#35517https://midgard.forumpolish.com/t3539-mushttps://midgard.forumpolish.com/


    10.05.2001

    Poranek okazał się słoneczny, niebo było jasne i błękitne jak szeroko otwarte oko, a pod jego baldachimem budynki starego miasta przypominały rzeźby wykonane z kości słoniowej. Ludzi wokół nie było wiele, większość stanowili zmęczeni mieszkańcy Midgardu w wyświechtanych garniturach, pośpiesznie pędzący do pracy i kobiety prowadzące za ręce dzieci do okolicznej akademii. Jeden z chłopców, około dziesięcioletni i ciemnowłosy, co jakiś czas kopał swoją młodszą siostrę w kostkę, a ta krzyczała piskliwie, podskakując w miejscu jak królik. Ich opiekunka, zdenerwowana młodziutka kobieta o wschodnim akcencie, krzyczała, wydawać by się mogło, w próżnię, nikt jej bowiem nie słuchał. Poranny świat był równie senny co rozbudzony, przykryty złotawą poświatą niedawno wschodzącego słońca i ledwie znośny.
    Bylgja szła powoli, wsłuchując się w stukot własnych obcasów na twardym bruku. Planowała wypić kawę przed ruszeniem do pracowni, chciała spędzić przynajmniej godzinę poza domem w zupełnym, czystym spokoju, lecz im dłużej szła, tym trudniej było jej skręcić w stronę któregoś z otwartych, zapraszających lokali. Potrzebowała jeszcze chwili, jak dziecko, które nadal do końca się nie obudziło i podobnie jak ono, nadal była kapryśna. Przystanęła na dziedzińcu, pod jedną ze strzelistych sukiennic i oparła się ramieniem o marmur, jak zwykle znudzona i elegancka. Dłonią w skórzanej rękawiczce wyciągnęła z kieszeni marynarki wąskiego papierosa i wsadziwszy go między pomalowane na bordowo wargi, odpaliła końcówkę pomarańczową iskrą inkantacji. Rześkie, wiosenne powietrze napełniało jej płuca wraz z białym, tytoniowym dymem. Pochyliła lekko głowę, spoglądając dalej, między kamienice, w szpary kolejnych wąskich ulic. Niedaleko stał jej dom. Jej piękny, czysty dom, który zawsze pachniał kaszmirem, orchideą i dziwną, niewygodną pustką. August zdążył już wyjść do kancelarii, Alma wyprowadziła Leviana do szkoły, uprzednio prostując biały kołnierz jego mundurka. Bylgji przyszło do głowy, że nie zdążyła dziś dotknąć jego czoła. Zapanowała często jak być dobrą matką.
    Rozchyliła usta, a spomiędzy warg na tło błękitnego nieba spłynęła kolejna popielata chmura dymu. Dopiero gdy zaczęła się rozrzedzać, spostrzegła, że z jej kłębów wysuwa się postać. Poczuła, jak zadrgało jej ciało, a wraz z nim serce, nagle zbyt gwałtownie rozbijające się o twardy stelaż żeber. Szedł prosto na nią, choć patrzył zupełnie gdzie indziej. Myślała, że widywała go wiele razy, lecz dopiero teraz uświadomiła sobie, z jaką pasją starała się go unikać. Teraz jednak było zbyt późno, by uciec, a Edgar, choć starszy, wyglądał niemal tak samo. Widok jego twarzy, linii jego profilu i jego wysokiej sylwetki w jasnym świetle tamtego poranka sprawił, że Bylgja poczuła się winna. Tylko nie wiedziała jeszcze czego dokładnie. Nie mogła oderwać od niego wzroku i poczuła się nagle głupia jak nastolatka, kiedy spojrzenie Edgara przypadkiem napotkało jej oczy. Byli już za blisko siebie, by wypadało się odwracać, a nawet gdyby wypadało – nagle uświadomiła sobie, że nie była w stanie. Powolnym ruchem smukłych palców wyciągnęła spośród warg papierosa i uniosła brwi.
    Edgar — odezwała się powoli, a jego imię zapiekło ją w język bardziej niż nikotyna. — Chyba nie powinniśmy... — nie dokończyła, łapiąc się na swojej niepewności. Wyprostowała się lekko i wygładziła kołnierz jedwabnej bluzki, jakby próbowała otrząsnąć się ze swojego głupiego otumanienia. — Panie Oldenburg, miło Pana widzieć. Co u rodziców?
    Widzący
    Edgar Oldenburg
    Edgar Oldenburg
    https://midgard.forumpolish.com/t3515-edgar-oldenburg#35335https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Dla Edgara Oldenburga poranki były istotnym rytuałem w jego życiu. Wstawał wcześnie o świcie, gdy mrok wciąż spowijał świat niczym gęsty, czarny koc — ciemność ta stała się dla niego codziennością, choć w jego sercu wciąż tliła się cicha tęsknota za Aarhus, gdzie świt budził się znacznie szybciej, rozświetlając miasto delikatnymi promieniami słońca. W mroku jego salonu, gdzie zwykle sypiał unosił się zapach kawy, jak i tytoniu — ten jednak szybko się ulatniał, z pomocą prostych zaklęć rozpływając w powietrzu, Edgar dbał bowiem o to, by Floria nie przyłapała go nigdy na paleniu. Później, po wykonaniu podstawowych, porannych czynności, przygotowywał dla niej śniadanie, traktując to jako obowiązkowy krok w ich codziennej rutynie. Choć samotność często dawała o sobie znać w murach ogromnego domu, Edgar odnalazł w ojcostwie siłę i sens życia. Codzienny rytuał na rozpoczęcie dnia był dla niego niczym świętość, a czas poświęcony ukochanej córce wypełniał jego serce radością. Po wspólnym śniadaniu pomagał jej ubrać się do szkoły — zapinał jej guziki, wiązał szalik i czesał gęste, długie włosy. Robił wszystko to, co powinna była robić jego żona. Dopiero po przekazaniu jej pod opiekę niani, która odprowadzała ją do szkoły, ruszał do pracy. Edgar powtarzał ten scenariusz pięć dni w tygodniu, chciał być bowiem w oczach córki przykładnym ojcem.
    Praca w Stortingu, jak i obowiązki młodego polityka, były bardziej nieprzewidywalne i nie miały konkretnego, narzuconego z góry scenariusza. Choć stosy dokumentów piętrzyły się niemal każdego dnia na jego drewnianym biurku, to kalendarz wypełniały po brzegi spotkania i posiedzenia, które wymagały od niego większej elastyczności. Obowiązki Oldenburga wykraczały jednak daleko poza żmudną pracę papierkową. Jako członek komisji ds. dziedzictwa kulturowego aktywnie uczestniczył w ochronie i konserwacji zabytków — spotykał się z konserwatorami, architektami i historykami sztuki, sporządzał raporty i analizował dokumenty. W ostatnich tygodniach szczególnym wyzwaniem dla Edgara była renowacja jednej z kamienic na Dziedzińcu Północnym. Budynek popadał w ruinę na skutek konfliktu między właścicielami, a Oldenburg, jako mediator i urzędnik w jednym, pośredniczył w negocjacjach i formalnościach. Właśnie zmierzał na spotkanie z jednym z nich, a także z zaprzyjaźnionym konserwatorem, by omówić dalsze kroki remontu, jednak zapatrzony w otaczającą go architekturę, nie zauważył, że zmierza prosto w kierunku Bylgji. Zanim się zorientował, był już za blisko, by uniknąć konfrontacji — serce zabiło mu mocniej, jakby zaraz miało się wyrwać z jego piersi.
    Dzień dobry, pani Hallström — przywitał się oficjalnym, choć nieco zakłopotanym tonem Edgar, wodząc wzrokiem za jej gestami. Unikał jej spojrzenia, niepewny, jak powinien zareagować w tej sytuacji. Każde spotkanie z Hallström przypominało mu o odrzuconych zaręczynach i o więzi, która niegdyś ich łączyła. Bylgja, jak wszystkie kobiety w życiu Edgara, była symbolem przeszłości. — Bez zmian. Matka wciąż w grobie, a raczej to, co z niej zostało, ojciec pracuje — wyjaśnił krótko Oldenburg, a grymas zakłopotania zdradzał jego wewnętrzne rozterki. — Instytut Kenaz chyba nie w tę stronę? — zauważył spostrzegawczo Edgar, przerywając niezręczną ciszę, świadomy tego, że ciężar wspomnień i niespełnionych nadziei przytłaczał ich oboje za każdym razem, gdy na siebie wpadali. Tym razem nie było inaczej.
    Widzący
    Bylgja Hallström
    Bylgja Hallström
    https://midgard.forumpolish.com/t3514-bylgja-hallstromhttps://midgard.forumpolish.com/t3540-bylgja-hallstrom#35517https://midgard.forumpolish.com/t3539-mushttps://midgard.forumpolish.com/


    Czasem wydawało jej się, że nigdy nie była młoda. Czasem wydawało jej się także, że nigdy nie chciała zarządzać ojcowskimi statkami, nigdy nie lubiła słodyczy i nie kładła się nocami na skałach tak, by najdłuższym palcem prawej dłoni dotykać grzbietów fal — ta niepamięć była ściśle pragmatyczna. Nie warto było myśleć o tym, do czego nie można było wracać, więc Bylgja chowała sentymenty pod językiem jak kradzione z matczynej torebki landrynki. Tak było bezpieczniej — nie lubiła bólu, który towarzyszył bezradności, okrutnemu przekonaniu, że jej przyszłość nigdy nie miała należeć do niej, zamiast tego rozrywać ją miały eleganckie dłonie jej rodziców, dziadków, ciotek i znudzonych, przekupionych profesorów. W podobny sposób zapomniała również o miłości, choć jej posmak zawsze kłębił się gdzieś w tyle gardła, gęsto słodki jak melasa. Zapomniała o Edgarze — tak sobie wmawiała, nachylając się nad wiśniowym blatem swojej toaletki, obserwując w owalnym lustrze twarz kobiety, która nie pozwalała sobie być dziewczynką. Zapomniała o Edgarze, bo gdy pamiętała, wspomnienia układały się na dnie jej żołądka, z każdym dniem coraz większe, pnącza pełne kolejnych liści, kolejnych kwiatów, których trujące głowy otwierały się pod skórą pąsowym rumieńcem. Bała się tego rodzaju słabości. Była pewna, że gdyby pozwoliła sobie na pęknięcie, cała roztrzaskałaby się jak porcelanowa filiżanka.
    Powtarzała to sobie, gdy Edgar pojawiał się w zasięgu jej wzroku, gdzieś na peryferiach życia jak cień albo wąskie pęknięcie w szkle. Odsuwała od siebie jego życie — to z kim był, gdy odeszła, to z kim miał dziecko i za kim tęsknił. To nie powinno mieć już dla niej znaczenia, mimo to zawsze spuszczała wzrok, gdy widziała go w towarzystwie, tak jakby bała się, że ją zauważy. Czasem była pewna, że August wiedział, bo kiedy jego ojciec wspominał o Oldenburgach, napinał się jak wściekła hiena, a Bylgja wyobrażała sobie, że jest zazdrosny o nią, a nie o ich pieniądze. Skrzywiła się lekko, gdy dym podrapał ją w gardło. Tym razem było inaczej. Tym razem Edgar przystanął zbyt blisko, by mogła go ignorować. Wydawał jej się niemożliwie żywy i młody, tak jakby od czasu ich rozstania nie zmieniło się w nim nic. Wciąż te same oczy i te same usta, wciąż ten sam głos, który kiedyś opowiadał jej o swoich wielkich planach na przyszłość. Jakaś część jej chciała się uśmiechnąć, bała się jednak, że odkrywając swoje emocje, mogłaby również odkryć wszystko, co miękkie i śmiertelne.
    Czyli wszystko w porządku — odparła, nim zdążyła ugryźć się w język. Jej głos zabrzmiał słabiej niż zwykle, zupełnie jakby nie potrafiła już ukryć poruszenia pod swoją wyuczoną, chłodną manierą. Powinna była spuścić z niego wzrok, lecz spojrzenie miała nieruchome i wbite uważnie w jego twarz. Jego ton zdradzał zakłopotanie, a jej przeszło przez myśl, że Edgar nie chciał z nią rozmawiać. Nie po tym jak go upokorzyła, nie po tym jak okłamała go, mówiąc, że nie chce za niego wyjść. Przez ułamek sekundy zrobiło jej się niedobrze. Papieros wypadł jej spomiędzy palców. — Nie w tę, naprawdę? Cóż, nie zauważyłam — próbowała zażartować, nie brzmiała jednak wesoło, słowa były ostre na końcach i szorstkie. Przydeptała upuszczony na bruk niedopałek wysokim obcasem, trafiając szpilką prosto w środek umierającego żaru. — Zaczynam dziś zajęcia później… Planowałam wybrać się na poranną kawę — sprostowała, starając się na pewność siebie i podnosząc ku górze podbródek. Z perspektywy przechodnia przypominali po prostu parę znajomych wymieniających uprzejmości, Bylgja czuła się jednak tak, jakby była znów dzieckiem przyłapanym przez matkę na gorączkowym uczynku. — Pewnie jesteś zajęty?
    Widzący
    Edgar Oldenburg
    Edgar Oldenburg
    https://midgard.forumpolish.com/t3515-edgar-oldenburg#35335https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Czasem zastanawiał się, jakby potoczyło się jego życie, gdyby Bylgja powiedziała tak. Gdyby tamtego feralnego dnia nie odrzuciła jego propozycji — ta myśl nawiedzała Edgara z niezmienną regularnością, jak duch przeszłości. Zamierał za każdym razem, gdy przecinały się ich drogi — wpatrywał się w nią, zagłębiając się w niezbadane głębiny własnej wyobraźni, gdzie rzeczywistość splatała się z alternatywnymi wersjami tego, co mogło być. Może nie czułby tej nieodpartej tęsknoty w sercu, tego uczucia, które tkwiło gdzieś między wspomnieniem a fantazją. Ale równocześnie wracał szybko do konkluzji, że jego życie nie mogłoby potoczyć się inaczej. Gdyby powiedziała tak i dała im szansę na wspólną przyszłość, nie poznałby nigdy Josefine i nie zostałby ojcem Florii, a ojcostwo było ostatecznie najlepszym, co go kiedykolwiek spotkało w życiu — Oldenburg spełniał się w tym tak samo, jak w polityce galdrów. Nie łatwo było być samotnym ojcem, lecz z pomocą rodziny mógł godzić obowiązki rodzica i zawodowe. Jego życie, choć wyboiste, ułożyło się w jakiś sposób, choć nie tak, jak planował. Przywykł do myśli, że bogowie mieli dla niego inne plany. Nawet jeśli czasem niewinnie dumał nad tym, jakby było, to w głębi serca wiedział, że jest tam, gdzie powinien.
    Nie narzekam. — Edgar nie był człowiekiem, który narzekał na swój los, choć miał do tego prawo, odkąd we wczesnym wieku stracił matkę, a później żonę, która zostawiła go z małym dzieckiem. Mimo niewypowiedzianego bólu i żalu, których doświadczył, nie chciał się załamywać, bo miał dla kogo żyć. Kiedy patrzył w radosne oczy Florii, widział w nich promień nadziei, który sprawiał, że jego serce stawało się silniejsze, Edgar nie mógł bowiem pozwolić, aby smutek i rozpacz zatruwały ich wspólny czas. — Dałbym sobie rękę uciąć, że trafiłabyś tam z zamkniętymi oczami — próbował zażartować, choć nawet nie wiedział, czy udało mu się to zrobić. Przebywanie w towarzystwie Bylgji nie należało do najbardziej komfortowych sytuacji. Kiedy widywali się na osobności, atmosfera gęstniała; podobnie było w towarzystwie innych ludzi, lecz wtedy jeszcze bardziej starali się pokazać, że nic ich nie łączy, a przyjaźń, która niegdyś była między nimi, już dawno straciła na wartości. Wzrok Edgara podryfował gdzieś w dal, wśród wspomnień i niespełnionych nadziei. Bylgja była jedną z nich — postacią z przeszłości, której obecność czasem sprawiała, że czuł się jak na rozdrożu, nie wiedząc, co dalej począć.
    Wiesz... — zaczął się zastanawiać, rozdarty między rozumem a sercem, które podpowiadało mu, że Lukas Tørrissen, z którym miał się dziś spotkać, należał do wyjątkowo spóźnialskich osób. Spojrzał jeszcze na zegarek, by upewnić się, że nie przeszacował swojego czasu, po czym uśmiechnął się z dozą nieśmiałości do Bylgji. — Jeśli chcesz, możemy napić się razem. Tam akurat jest niewielka kawiarnia, będę miał stamtąd widok, gdyby Tørrissen się pojawił. — Wskazał gestem w przeciwnym kierunku, pozwalając Bylgji zadecydować, czy chciała spędzić z nim tym poranek, choć wiedział, że nie wypadało. — Pewnie go kojarzysz, jeden z najbardziej znanych konserwatorów w tym mieście, tylko że punktualność nie jest jego mocną stroną — wytłumaczył się na wszelki wypadek Oldenburg.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.