Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Twierdza Forseti

    3 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Twierdza Forseti
    Jednym z najbardziej znanych miejsc w górach Bardal jest położna na górskim płaskowyżu twierdza, której geneza sięga samych początków powstania Midgardu. Ponieważ wśród skalistych wzniesień do budowli tej prowadzi tylko jedna droga, twierdza pełniła niegdyś funkcję więzienia, w murach którego przetrzymywani byli zarówno pospolici przestępcy, jak i wszelkiej maści wrogowie polityczni i przemytnicy oraz ci, którzy z różnych powodów popadli w niełaskę ówczesnego władcy. Obecnie budynek nie pełni już żadnej funkcji poza zabytkową – mimo że jest częściowo zniszczony, jego wnętrze zwiedzać można bez ograniczeń. Na ostatnim piętrze, w ostatniej ostałej przy życiu wieży, znajduje się również kawiarnia, w której podawane są ciepłe napoje oraz przysmaki.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    5 V 2001

    Nie pamiętał już, jakich dokładnie słów użył, gdy po raz trzeci przyszło mu przekonywać Lilliann, że sobotnia wycieczka jest dokładnie tym, czego jej potrzeba – sens był jednak taki, że świat się nie zawali, jeśli zrobi sobie wolne. Że jej dom się nie zawali. Małżeństwo. Że przez te kilka godzin, na jakie Alex planował porwać rudzielca, jej mąż i dziecko doskonale poradzą sobie sami.
    A Lilka, jeśli wnioskować tylko po odcieniu jej cieni pod oczami, zdecydowanie potrzebowała odpoczynku.
    Umówili się pod jego pracownią, bo Alex musiał jeszcze dokończyć rano projekty na najbliższe sesje. Potem, razem, teleportowali się do podnóża gór – i stamtąd, już niespiesznym marszem, ruszyli jednym z dobrze wytyczonych szlaków. Hallberg dopiero po fakcie uzmysłowił sobie, że nie jest do końca pewien, w jakiej formie jest Liliann – szczególnie, że teraz matkowała – ale, że było już po fakcie, uznał po prostu, że w razie czego ją poniesie. To naprawdę nie byłby problem, biorąc pod uwagę jego geny.
    Nie miał na ten dzień większego planu, chciał po prostu wyrwać się poza miasto, gdy jednak jego wzrok padł na sylwetkę twierdzy, uśmiechnął się szeroko.
    - Tam. Pójdziemy tam. Co ty na to? – spytał, pokazując palcem budynek.
    Więc poszli. Przez część trasy Alex paplał o wszystkim i o niczym: o swojej pracy artystycznej, remoncie pracowni, wspomniał coś o Pii, o chęci odwiedzin u dziadka, o pragnieniu uczenia się więcej w temacie run i rytuałów. Dużo też pytał – o staż Lilki, o dziecko, o to, jak ogólnie jej się układa. Słuchając jej, przyglądał jej się przy tym uważnie – nie wzrokiem Odyna, a zwykłym, ze zwyczajnym ludzkim zainteresowaniem. Znali się już od kilku lat, jednak odkąd wyszła za mąż, spotykali się coraz rzadziej. Hallberg wprawdzie wciąż dokładał starań, by regularnie wyciągać rudą z domu – po prostu po to, by odetchnęła, mogła choć na chwilę zapomnieć o niekoniecznie kolorowej prozie życia codziennego – ale jakoś tak... Coraz mniej się składało.
    Alex nie był pewien, na ile było to winą sporo starszego od Lilki męża, a na ile po prostu kwestią ogólnie pojmowanych niesprzyjających okoliczności.
    Tu, w górach, gdzie ani Nikolai, ani Pia, ani nikt inny nie wodził za nimi wzrokiem, Hallberg nie wahał się przed przytuleniem Lilki czasem do siebie czy złapaniem jej za rękę. Była jego przyjaciółką, za taką ją przez ostatnie lata uważał – a dotyk był dla niego czymś zupełnie naturalnym. Czymś, co jeszcze na studiach przysporzyło mu takich a nie innych, zupełnie bezsensownych plotek.
    - Byłaś tu już kiedyś? – spytał teraz, gdy byli już na ostatniej prostej do twierdzy.
    Poprawił zarzucony na ramię plecak, zatrzymał się na chwilę, by zadrzeć głowę i spojrzeć na jedyną ocalałą wieżę.
    - Mieszkam w Midgardzie już tyle lat, a nigdy jakoś nie... – Wzruszył ramionami. – Nie wiem. Chyba najpierw nie miałem czasu, bo studia. Potem nie miałem czasu, bo pracownia. Wreszcie, jak miałem czas, wolałem włóczyć się po lesie. – Uśmiechnął się przelotnie.
    Ostatnio z każdym dniem uczył się o sobie czegoś nowego.
    Obejrzał się na rudą.
    - Zwiedzimy co jest do zwiedzenia i przerwa na wieży? – zaproponował, ruchem głowy wskazując na ostatnie piętro twierdzy, gdzie mieściła się kawiarnia.
    Widzący
    Lilliann Forsberg
    Lilliann Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3502-lilliann-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3568-lilliann-forsberg#35930https://midgard.forumpolish.com/t3569-stella#35931https://midgard.forumpolish.com/f102-dom-panstwa-forsberg


    Dla Lilli każdy dzień był jak walka na dwóch frontach, gdzie życie prywatne i zawodowe splatały się w niewyobrażalny sposób, pozostawiając ją często w rozterce i niepewności.
    Na oddziale traumatologii Lilli musiała być silna i skoncentrowana, gotowa stawić czoła każdej sytuacji, która mogła się pojawić. Jednak w jej sercu zawsze tkwiła myśl o synku, o tym, co robi teraz, czy wszystko jest w porządku, czy tęskni za nią tak samo, jak ona za nim. Podczas pracy nieustannie towarzyszyła jej myśl, że może coś przegapić, że nie jest w stanie być obecna dla swojego syna tak, jakby tego chciała. Tęsknota za dzieckiem i poczucie winy, że nie może mu poświęcić wystarczająco dużo czasu, często kłębiły się w jej myślach, drażniąc jej spokój i koncentrację.
    Po powrocie do domu wieczorem, Lilli znów musiała przechodzić przez ten sam proces, tylko w odwrotną stronę. Chociaż czas spędzony z synem był dla niej najcenniejszy, to jednak natłok ciężkich sytuacji w pracy odciskał piętno na wrażliwej psychice dziewczyny. Napięta atmosfera w zaciszu domu powodowała, że nie mogła znaleźć chwili, by się zrelaksować i odreagować wszystkie negatywne emocje. To nieustanne lawirowanie między życiem prywatnym a służbowym sprawiało, że Lilli często czuła się jak na huśtawce emocji, gdzie chwile radości i szczęścia mieszały się z chwilami niepokoju i smutku. Ale mimo wszystko, starała się znaleźć równowagę między tymi dwoma światami, wierząc, że efekty są warte każdego wysiłku.
    Żyjąc pod ciągłą presją, potrzebowała czasami odskoczni, żeby nie zwariować. Dlatego po dłuższej namowie zgodziła się na sobotnią wycieczkę, zostawiając syna pod opieką niani. Nie miała pojęcia, jakie plany miał jej mąż, nie tłumaczył się jej i robił, co chciał, a ona z czasem przestała pytać. Dopóki nie oddziaływało to na postrzeganie ich rodziny przez osoby trzecie, nie musiała nic więcej wiedzieć. Skupiona na obowiązkach zapominała o sobie, dlatego cieszyła się, że był w jej życiu ktoś, kto próbował przynajmniej w jakimś stopniu zadbać o jej zdrowie psychiczne i odpoczynek.
    Pojawiła się pod pracownią Alexa punktualnie o umówionej godzinie, z plecakiem na ramionach, do którego zapakowała wodę, przekąski i kilka przydatnych drobiazgów. Była przygotowana na długie godziny wędrówki, mając nadzieję, że pomoże jej to oczyścić myśli, w akompaniamencie przyjaznej atmosfery ze strony towarzysza podróży.
    - Wygląda dobrze - zgodziła się, kiwając głową z entuzjazmem, mierząc spojrzeniem punkt destynacji. Była wdzięczna Alexowi, że pomyślał o szczegółach tej wycieczki i miał przynajmniej zarys planu, bo sama zupełnie nie miałaby do tego głowy.
    Podczas marszu mogli swobodnie oddać się rozmowie i nadrabianiu zaległości. To prawda, że odkąd wyszła za mąż miała znacznie mniej czasu na beztroskie spotkania, ale trochę się zmieniło w jej życiu i musiała się dostosować. Dziecko pochłaniało każdą wolną chwilę, praca nie dawała wytchnienia, a jeszcze tego brakowało, żeby przez częste widywanie się z nim, ludzie plotkowali o romansie. Ich układ był specyficzny, więc nie mogła sobie pozwolić na zniszczenie rodziny i dzieciństwa Mattiasa. Nie wspominała za dużo o mężu, był raczej w tle wszystkich opowieści i celowo nie zagłębiała się w szczegóły, by nie musieć kłamać na jego temat. Miała tylko nadzieję, że Alex uszanuje ten ułamek prywatności, który chciała zachować.
    Każdy przejaw przyjacielskiej czułości był dla niej zaskoczeniem, nawet ze świadomością, że to naturalne reakcje mężczyzny, nie była przyzwyczajona do takiego zachowania. Prędzej do wyuczonej uprzejmości i powściągliwych ukłonów, zamiast faktycznego przytulenia. Za każdym razem czuła wtedy, jakby Alex przelewał w nią trochę pozytywnej energii, jakby dodawał jej otuchy. Niemniej miała świadomość, że jeśli ktoś zobaczyłby taką scenę z boku, najpewniej rozpoczęłoby to lawinę plotek, która doleciałaby uszu męża, a wtedy nie chciała nawet myśleć, co by zrobił.
    - Nie. Do tej pory rzadko miałam okazję zwiedzać, za dużo nauki, obowiązków, zresztą brakowało mi też kompana - nie próbowała narzekać, bo sama przyczyniła się do życia, które obecnie prowadziła i nikogo za nie nie winiła, po prostu stwierdzała suche fakty. - Ale wygląda pięknie, aż się prosi, żeby się tam wdrapać.
    Posłała mu ciepły uśmiech, z zadowoleniem odkrywając, że on także wcześniej tu nie był, dzięki czemu nie czuła się już jak zahukana dziewczynka, która nigdzie nie była i nic nie widziała.
    - Tak. Mam nadzieję, że będzie tam jakiś sklepik z pamiątkami. Wzięłabym coś Mattiasowi - syn nigdy nie opuszczał jej umysłu, nawet jeśli nie mówiła o nim non stop, rozumiejąc, że większość osób nie obchodzi jej relacja z dzieckiem. - Jak ci się układa w ostatnim czasie? Przepraszam, że jestem taka... nieobecna. Wiesz, obowiązki trochę mnie przygniotły.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Lilka była za młoda, by tak się szarpać z życiem – to był pierwszy i, jednocześnie, wciąż główny imperatyw, jakim Alex kierował się w relacji z rudą. Nigdy nie wnikał specjalnie w jej życie osobiste, wiedział tyle, ile sama chciała mu powiedzieć, dopytując co najwyżej o jej pracę w szpitalu. Nawet z tych szczątkowych, bardzo ogólnych opisów, jakimi gotowa była się podzielić, łatwo było wyciągnąć wniosek, że nie jest... Może nie, że nie jest dobrze, ale raczej, że wcale nie jest tak blisko ideału. Hallberg nie był głupi, doskonale wiedział, że mało komu – jeśli w ogóle komukolwiek – życie układało się dokładnie tak, jakby sobie tego życzył, mimo wszystko jednak było jakieś minimum, do którego warto było dążyć. Alex nie był po prostu przekonany, czy to, jak wygląda codzienność rudej, jest dla niej właśnie tym minimum, by czuła się z tym wszystkim dobrze.
    W efekcie był więc i robił co mógł, w przeciwieństwie do Lilliann nie przejmując się zbytnio konwenansami. W mieście jeszcze w miarę się pilnował – ponownie, nie był głupi, wiedział, jak podobne czułości byłyby nadinterpretowane przez męża rudej, jego własną bliźniaczkę czy szerszą opinię publiczną – ale tu, z dala od większej cywilizacji, nie miał wcale takiego zamiaru. Od zawsze okazywał sympatię tak a nie inaczej i nie planował tego w najbliższym czasie zmieniać. Trzymanie rąk przy sobie wszędzie tam, gdzie ktoś mógł ich zauważyć, było jedynym kompromisem, na jaki gotów był się zgodzić.
    Słysząc wytłumaczenie Lilki roześmiał się cicho.
    - Głupie pytanie, co? Powinienem się domyślić – stwierdził bezczelnie i wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
    Daleki był od oceniania rudej i jej wyborów, zdawał sobie sprawę, że za każdą decyzją stoi znacznie więcej czynników, o których prawdopodobnie on sam nie ma pojęcia – szczególnie nie pochodząc z rodu – a jednak nie przeszkadzało mu to we wbijaniu dziewczyn delikatnych szpilek. Nie po to, by ją drażnić, ale raczej... Cóż, Alex po prostu taki był. Szturchał kijem i patrzył, co się stanie – coraz częściej nie będąc nawet świadomym, że to robił. Podobnie z gromadzeniem sekretów – czasem wyciągał je z ludzi i dopiero po fakcie uświadamiał sobie, co właśnie zrobił. Czy żałował? Czasami.
    Na Lilkę nigdy jeszcze nie spojrzał swoim niewidomym okiem, nie sięgnął wzrokiem Odyna wgłąb jej tajemnic. Nigdy nie robił tego ludziom, których trzymał blisko – przypadkowe wdarcie się w prywatność Pii zaraz po nabyciu umiejętności było doskonałą nauczką, by mieć jakieś granice.
    Zachęcony entuzjazmem towarzyszki, śmiało przemaszerował przez bramę, kupił im bilety i zatrzymał się na chwilę przy tablicy z prostym schematem obiektu, studiując zalecaną trasę zwiedzania – od wewnętrznego dziedzińca, przez hall wejściowy, cele więzienne i pomieszczenia lokalnej gwardii, aż na samą wieżę.
    - Nie jestem pewien – przyznał szczerze na jej pytanie i roześmiał się lekko. To nie była odpowiedź jakiej udzielało się zwykle na tak postawione pytanie. – To znaczy, dobrze. W większości dobrze. Odremontowałem ostatnio pracownię, więc jest już odpowiednio luksusowo jak na preferencje moich klientów. – Wyszczerzył zęby.
    Nigdy nie ukrywał w jaką klientelę celował jako tatuażysta. Nie miał nic przeciwko tatuowaniu absolutnie wszystkich, także za grosze, ale jeśli miał z tego wyżyć, dużo bardziej preferował klientów, którzy nie boją się sięgać głębiej do kieszeni – i mogą sobie na to pozwolić. Był artystą i jako taki się cenił – co pewnie oznaczało, że był wzorcowym przypadkiem arogancji i zadufania w sobie. Może. Może tak. A może po prostu niczego nie udawał i nie próbował ukrywać.
    O pracy dla Kruczej Strażny nigdy nie wspominał i nie zamierzał robić tego także teraz. Biorąc pod uwagę specyfikę usług, jakie im świadczył, lepiej było, gdy nie rozpowiadał o tym na prawo i lewo.
    - Z drugiej strony... – zamyślił się, przez chwilę wodząc wzrokiem po mapie. – Nie wiem. Nie jestem pewien. Chyba po prostu przestaje mi to wystarczać. Pracownia. Mieszkanie tylko z Pią. – Wzruszył lekko ramionami. W tym wszystkim kryło się znacznie więcej, ale nie był pewien, ile jest gotowy mówić – i co chciałby tym osiągnąć.
    Sam nie wiedział, w jakim punkcie się teraz znajduje, więc jak miałby opowiadać o tym komuś innemu?
    Westchnął cicho.
    - Nie przepraszaj – dodał jeszcze i uśmiechnął się miękko. – Wiem jak jest. I nie obrażam się, jeśli nie dajesz znaku życia przez miesiąc, serio – zapewnił z rozbawieniem.
    - Dobra, chodźmy – zarządził wreszcie, upewniając się, że zapamiętał mapę wystarczająco, by nie zabłądzić. – Wedle mapy to najpierw tam. – Wskazał kolejną, wewnętrzną bramę prowadzącą na dziedziniec.
    Widzący
    Lilliann Forsberg
    Lilliann Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3502-lilliann-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3568-lilliann-forsberg#35930https://midgard.forumpolish.com/t3569-stella#35931https://midgard.forumpolish.com/f102-dom-panstwa-forsberg


    Alex był jej przeciwieństwiem w niemal każdym aspekcie życia, a mimo to udało im się znaleźć wspólny język i przestrzeń, gdzie oboje mogli rozwijać się we własnym zakresie, podbudowując drugą stronę, czasami przez motywowanie, czasami przez relaksowanie i odciąganie od obowiązków, namawianie na głupoty. Były granice, których nie mogła przekroczyć, jej łańcuch zaciskał się na określonej długości, ale z pokorą godziła się na ten los, nie znając alternatywy. Żyła tak, jak została wychowana, w środowisku, do którego została przystosowana, a choć widziała przebłyski możliwości luźniejszego życia innych osób, to nie potrafiłaby się zdobyć na odwagę i sięgnąć po zakazane. Raz to zrobiła i będzie ponosić konsekwencje do końca życia.
    Uśmiechnęła się lekko, przyzwyczajona w jakimś stopniu do delikatnych szpilek, których nie wbijał z chęci sprawienia jej przykrości, a przynajmniej nie podejrzewała go o czystą złośliwość, szczególnie że nie była obiektem jego nienawiści. Wręcz przeciwnie, z czasem ich relacja rozwinęła się w niewinną przyjaźń, która stała się elementem podporowym, jednym z jasnych punktów w jej życiu, które dawały siłę do parcia naprzód, pomimo przeciwności i kłód rzucanych przez Norny pod nogi. Nie zamierzała się poddawać, nie kiedy w jej życiu pojawiła się najcudowniejsza istotka, jaka chodzi po tej planecie, nie kiedy jej dziecko dawało tyle radości i mocy do dalszego działania. Potrzebowała odpoczynku jak każdy, ale nie narzekała na swój los, nie gdy doprowadził ją do momentu posiadania największego szczęścia, jakie mogłaby wymarzyć.
    A delikatne szpilki nie robiły na niej wrażenia, na co dzień musiała znosić złośliwości, obelgi, ignorowanie, umniejszanie - radziła sobie z tym z podniesioną głową, nawet jeśli później płakała w poduszkę z frustracji, że część pacjentów nie traktuje jej poważnie przez wzgląd na jej młody wiek, niewielkie doświadczenie i płeć, jakby nie rozumieli, że musi jakoś zdobyć doświadczenie, a fakt, że jest na początku tej drogi, wcale nie oznacza, że robi coś gorzej. Czasami jest wręcz bardziej staranna niż wieloletni pracownicy, przyzwyczajeni do schematów, traktujący pacjentów przedmiotowo. Ona dawała serce na tacy każdemu rannemu i część osób to doceniała, a część niestety deptała i jej serce i jej poczucie własnej wartości. Cierpiała w milczeniu, przyjmowała obelgi, płakała w samotności, a potem szła do kolejnego pacjenta z uśmiechem na twarzy i znów z sercem na dłoni.
    - W takim razie muszę odwiedzić twoją pracownię i ocenić zmiany - stwierdziła z ożywieniem, bo chociaż do tej pory nie zdecydowała się na tatuaż (gdyby jej mąż lub rodzice się dowiedzieli, miałaby poważne problemy), tak kibicowała Alexowi z całego serca, żeby miał jak najwięcej klientów i rozwijał się artystycznie, bo talentu nie można mu odmówić. Może w jej kręgach zawód mężczyzny nie był najbardziej poważany, ale dla niej nie miało to znaczenia, najważniejsze jakim jest człowiekiem w głębi serca, jakim jest przyjacielem.
    - Co masz na myśli? Samorozwój w kontekście zawodowym czy uczuciowym? - zapytała, choć nie przemawiała przez nią wścibskość, a troska. Każdy czasem ma chwile zwątpienia, każdy ma moment w życiu, w którym chce coś zmienić i nie ma w tym nic złego, choć czasami najtrudniej rozszyfrować własne pragnienia. Coś o tym wiedziała. Poza jasnym celem zawodu medyka i teraz dzieckiem, nie wiedziała o sobie zupełnie nic, poza tym co wpoili jej rodzice. Zajęta obowiązkami, nie zastanawiała się nawet, co ONA lubi robić, tak dla siebie.
    - Doceniam, że jesteś dla mnie taki wyrozumiały - wiedziała, że ich relacja jest z kategorii tych "luźnych", ale jednak nie była wzorową przyjaciółką, nie była często dostępna i czuła się przez to winna, nawet jeśli Alex tego nie oczekiwał.
    Kiwnęła głową i ruszyła za nim w stronę bramy dziedzińca. W międzyczasie rozglądała się z zaciekawieniem, chłonąc widok, jakby próbowała nasycić się przed kolejnymi miesiącami w zamknięciu. Patrząc na najwyższe okno twierdzy, przypomniała jej się anegdotka z pracy.
    - Ostatnio pacjent złamał rękę w trzech miejscach po wypadnięciu z okna... bo uciekał przed mężem kochanki. Nie musiał być tak obrazowy w szczegółach, ale najwyraźniej był zadowolony, że skończyło się tylko na tym - nie wskazywała delikwenta palcem, w końcu obowiązywała ją tajemnica służbowa, ale ogólny przypadek był jednym z ciekawszych w ostatnim czasie, a lubiła się takimi dzielić. Reszta zwykle nie podawała tak barwnych okoliczności. - A ty tatuowałeś ostatnio coś interesującego?
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Na myśl, że Lilliann mogłaby odwiedzić go w pracowni, uśmiechnął się szeroko. To nie tak, że nigdy tam nie była – była, widziała, jak Alex pracuje. Teraz jednak pracownia prezentowała się znacznie lepiej, Hallberg był z niej jeszcze bardziej dumny, więc już samo wyobrażanie sobie, że będzie mógł się nią pochwalić, sprawiało mu dużo radości. Poza tym, był absolutnie pewien, że Lilce się spodoba – znał ją już na tyle, by wiedzieć, co lubiła a czego nie, i był przekonany, że nowa estetyka Złotej Ćmy przypadkie jej do gustu. Co też go cieszyło, chyba bardziej niż chciałby przyznać.
    - No pewnie – zgodził się więc z ochotą. – I może przy okazji uda mi się dorwać do twojej skóry? – rzucił z szerokim uśmiechem, żartem raczej niż na serio.
    Był niemal pewien, że to się nie zadzieje. Nawet, jeśli sama Lilliann chciałaby kiedyś ozdobić się jakimś rysunkiem, nie sądził, by rzeczywiście się na to zdecydowała – przez wzgląd na rodziców, męża, wszystkie te konwenanse które Alexowi tak łatwo przychodziło ignorować. Ale on nie był z klanów, może po prostu czegoś nie rozumiał i dlatego nie potrafił pojąć, dlaczego narzucone kiedyś, przez kogoś zasady miałby być ważniejsze od własnych pragnień i potrzeb.
    Nie zamierzał wdawać się w taką polemikę. Nigdy tego nie robił, bo nie sądził, by komukolwiek miałoby to posłużyć. Co najwyżej pokłóciłby się – z Lilką lub kimkolwiek innym, kogo próbowałby wciągnąć w taką dyskusję – i tyle by z tego było.
    Na pytanie przyjaciółki westchnął tylko cicho.
    - Chyba w obu – przyznał z ociąganiem.
    To nie tak, że już tego nie wiedział – po prostu nazwanie tego na głos sprawiało, że jego problemy stawały się bardziej rzeczywiste, trudniejsze do zignorowania. Z drugiej strony, przecież właśnie dlatego lubił mówić – dlatego potrzebował kogoś takiego, jak Lilka, kto go wysłucha i nie oceni, dając po prostu przestrzeń na to, by mógł spojrzeć na swoje obawy czy wątpliwości z innej perspektywy.
    - To zabrzmi źle, ale w kontekście zawodowym mam już wszystko. Prawie – parsknął cicho. Nigdy nie był przesadnie skromny, teraz więc też nie próbował. – I jak wcześniej miałem do czego dążyć, tak teraz... To nadal sprawia mi przyjemność – zastrzegł. – Pracownia, tatuowanie. Zdobywanie nagród. Satysfakcja klientów. Po prostu... Nie wiem. Jakbym był starszy, to bym powiedział, że chyba mam kryzys wieku średniego, emocji mi brakuje. – Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
    O pracy dla Kurczej nie mówił, to jasne, w związku z czym nie mógł powiedzieć o tym, jak bardzo wciąż doskwiera mu fakt, że nie chcieli go tam oficjalnie. Na co dzień to nie był taki problem, pogodził się już przecież z taką a nie inną formą współpracy, tylko... No właśnie. Chyba nie do końca. Chyba nie do końca się pogodził. Ale o tym nie mógł mówić, ani teraz, ani, być może, nigdy.
    - W kontekście uczuciowym... – nawiązał z kolei do drugiego aspektu i parsknął cicho, bo, niespodzianka, tutaj też niespecjalnie mógł mówić. Na pewno nie o Pii, a ta przecież była jego głównym problemem. – Tu z kolei nie mam nic i jakkolwiek jestem dużym chłopcem, radzę sobie, no to... – Wzruszył ramionami. – Umówmy się, że każdemu czasem brakuje towarzystwa. Wracania do kogoś, a nie do pustego mieszkania. – Mieszkanie, które dzielił z Pią, technicznie nie mieściło się w definicji pustego, ale wiadomo było, o co chodzi. O jaką potrzebę – do której Alex wcale nie wstydził się przyznać. Hallberg z pewnością miał jakieś swoje toksyczne cechy, ale durne przekonanie, że mężczyznom nie wolno być słabymi czy po prostu czuć – cóż, to z pewnością do nich nie należało.
    Potem nie odzywał się już przez kilka chwil. Upewniwszy się, że wie, którędy ich poprowadzić, raźnym krokiem pomaszerował w kierunku wewnętrznego dziedzińca. Rozglądał się przy tym z entuzjazmem godnym małego dziecka, szeroko otwartymi oczami chłonąc imponującą zabudowę twierdzy.
    Na opowieść Lilliann roześmiał się, bo choć w bólu innych ludzi nie było nic zabawnego, to... Umówmy się, że w tym przypadku akurat było. A facet sam był sobie winny.
    - Nigdy nie zrozumiem, jakim torem biegną myśli takich typów, gdy planują takie akcje – stwierdził filozoficznie. – W sensie, uciekać przez okno? Serio? Przecież to się nigdy nie kończy dobrze. – Pokręcił głową z rozbawieniem. – Miał szczęście, że tylko złamana ręka, co?
    Mimowolnie spojrzał ku najwyższemu oknu twierdzi, temu samemu, na które spoglądała Lilka. Gdyby mówili o tym oknie, złamana ręka byłaby tylko dodatkiem do połamanego wszystkiego innego, prawdopodobnie łącznie z kręgosłupem.
    Na pytanie o ciekawy tatuaż pomyślał chwilę, który spośród wykonywanych ostatnio wzorów najbardziej zasługiwał na nazwanie interesującym. Nie musiał myśleć zbyt długo.
    - Runiczne formuły na całych plecach, przeplatane mezopotamskimi sygilami – rzucił bez wahania. – Klient chciał tatuaż tradycyjny, który zamierzał potem zakląć. Nie jestem pewien, jak – przyznał. – Tłumaczył mi, chodziło o jakiś rytuał, który nakarmiłby symbole magią, ale... – Wzruszył ramionami. – Nigdy wcześniej nie słyszałem o niczym takim i nie sądzę, bym umiał to wykonać. – Lilliann wiedziała już o zafascynowania Alexa runami i magią rytualną, ekscytacja w głosie Hallberga nie powinna więc jej dziwić. – Próbowałem trochę poszukać, ale gdziekolwiek typ wynalazł taką magię, ja do niej nie dotarłem. Może to jakaś tradycja przekazywana tylko ustnie, albo... – Urwał i parsknął cicho. – I widzisz, będę gadał aż się zanudzisz.
    Niespiesznym krokiem poprowadził ich przez dziedziniec do jednego ze skrzydeł twierdzy, jakie mapa wskazywała jako pierwsze do zwiedzania.
    - Jak ci się układa? – zapytał w pewnej chwili ostrożnie. Nic się nie zmieniło, nie zamierzał wchodzić z butami w życie Forsberg i jeśli nie miałaby ochoty mówić, uszanowałby to. Tak, jak na początku ich znajomości, tak i teraz zależało mu jednak, by wiedziała, że nie jest sama, i że gdyby tylko potrzebowałaby pomocy – Alex byłby obok i zrobiłby co w jego mocy, by uporać się z jej problemami, jeśli tylko by go do nich dopuściła.
    Widzący
    Lilliann Forsberg
    Lilliann Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3502-lilliann-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3568-lilliann-forsberg#35930https://midgard.forumpolish.com/t3569-stella#35931https://midgard.forumpolish.com/f102-dom-panstwa-forsberg


    Szczerze cieszyła się z jego sukcesów, a nowe wnętrze z pewnością wpłynie na komfort jego pracy, ale też komfort i zadowolenie klientów, co przełoży się na większą ilość zapisów, większe zarobki. Widziała radość w jego oczach i to najważniejsze, to jemu miało przede wszystkim odpowiadać, choć sama również miała nadzieję w najbliższej przyszłości zobaczyć zmiany, które wprowadził.
    - Nie obiecuję - odpowiada wymijająco, bo ciężko z natury ciężko jej odmawiać, szczególnie bliskim, ale w tym przypadku miała na względzie konsekwencje, gdyby jej mąż się dowiedział. Nawet nie znała jego stanowiska na temat tatuaży, właściwie całkiem niewiele o nim wiedziała, ale nie ma się co dziwić, w końcu musieliby zacząć rozmawiać ze sobą szczerze, żeby tak naprawdę się poznać. Może kiedyś to nastąpi, może kiedyś pozwoli jej na tatuaż w niewidocznym miejscu, a wtedy z chęcią odda się w ręce Alexa, bo ufała mu w tym względzie jak mało komu.
    Nie rozmawiała z Alexem o zasadach, które ją obowiązywały, szanował jej granice i próbował polemizować, bo nawet jeśli chciałby wdać się w taką dyskusję, to nic by nie dała. Nawet jeśli zgodziłaby się z jego punktem widzenia, to na koniec dnia i tak wykonałaby posłusznie swoje obowiązki, bo tak została wychowana i tylko takie życie znała. Bardziej przejmowała się innymi, jak może przysłużyć się rodzicom, mężowi, przede wszystkim swojemu dziecku, ale też oczywiście swoim pacjentom. Jej potrzeby były na samym końcu tej listy.
    - To nie brzmi źle - zapewniła z ciepłym uśmiechem. Wspaniale, że w tak młodym wieku zrealizował tyle celów, miał poczucie spełnienia w swoim zawodzie, miał też wielkie szczęście, że czerpał satysfakcję ze swojej pracy, bo nie jest to tak często zjawisko, jakby się mogło wydawać.
    Zaśmiała się lekko na wzmiankę o kryzysie wieku średniego, ale jednocześnie nie kwestionowała jego odczuć, nie oceniała go.
    - Może czas na jakieś nowe hobby? - zasugerowała, bo to wcale nie musiało wiązać się z zakończeniem obecnej pracy, jeśli dawała mu przyjemność. Mógł rozwijać się poza nią, a kierunek był tak naprawdę dowolny, ograniczała ich tylko wyobraźnia.
    Zamyśliła się na moment, gdy mówił o kontekście uczuciowym. W tej kwestii nie była dobrą doradczynią, jej małżeństwo było wynikiem wpadki, dosłownie. Nie była to wiedza powszechna oczywiście, w oficjalnej wersji doszło do aranżowanego małżeństwa między rodzinami, a wkrótce po ślubie pojawiło się dziecko. Alex znał prawdę, ufała, że nigdy nikomu nie zdradziłby jej tajemnicy, inaczej reputacja ich rodziny mocno by ucierpiała.
    Najpierw mieszkała z rodzicami, a potem z mężem, więc właściwie nie wiedziała, jak to jest wracać do pustego mieszkania. Czy było gorsze, niż wracanie do domu pełnego niechęci, czasem wrogości? Po urodzeniu syna, on stał się jej promykiem szczęścia, ta część domu wystarczyła jej, by funkcjonować dłuższy okres w takiej atmosferze. Oczywiście nie mówiła nikomu, nawet Alexowi o jej relacji z mężem i jak to naprawdę wygląda za zamkniętymi drzwiami.
    - Ta jedyna będzie warta czekania - nawet tego nie mogła zagwarantować, ale chciała szczęścia przyjaciela, dodać mu trochę otuchy, że jego potrzeby są w zupełności normalne, a jednocześnie zadowalanie się półśrodkami mijało się z celem.
    Uśmiechnęła się znów, tym razem słysząc śmiech Hallberga na jej opowieść o pacjencie.  Sama również nie rozumiała motywów takich osób, ale przypadek był o tyle szczególny, że sam sobie zgotował taki los.
    - Gdyby został w domu, mogłoby to się skończyć złamaną szczęką… więc tak, ostatecznie miał trochę szczęścia - ręce są dwie, szczęka i do tego pełni wiele funkcji, więc byłoby to dużo bardziej uciążliwe. Chociaż po upadku z okna mógł też złamać kark, więc powinien być wdzięczny losowi, że tylko tak to się skończyło.
    - Nie, nie. To bardzo ciekawe - zapewniła, słuchając z uwagą, bo choć sama nie interesowała się ani tatuażami ani runami i magią rytualną, to chętnie słuchała, jak Alex opowiadał o czymś z pasją, mając ten charakterystyczny błysk w oku. - To całkiem możliwe, że dotarł do przekazów, niedostępnych dla szerszego grona niewtajemniczonych. No chyba, że dostrzegłeś jakieś objawy choroby psychicznej?
    Nie pytała złośliwie, sama nie specjalizowała się w chorobach umysłu, ale wiedziała, że potrafią zaburzyć postrzeganie świata i czasami postronna osoba nie była w stanie dostrzec żadnych nieprawidłowości w zachowaniu takiej osoby.
    - Kto wie, może jeszcze kiedyś go spotkasz i poznasz prawdę.
    Na dziedzińcu poczuła ten niepowtarzalny klimat, rozglądając się po murach, jakby cofnęła się w czasie o co najmniej 100 lat.
    - To dobre miejsce na piknik. Zatrzymujemy się czy poszukamy innego? - oczywiście sama nie potrafiła podjąć decyzji i narzucić drugiej osobie swojego zdania, wolała, żeby to za nią podjęto decyzję.
    - Jestem trochę przemęczona natłokiem obowiązków. Praca w szpitalu, w domu malutkie dziecko to też nie przelewki. Ale nie narzekam - uśmiechnęła się pogodnie. Zawsze starała się szukać pozytywów w sytuacji, ale też nie uzewnętrzniała się ze swoimi problemami, bo nie miało to żadnego sensu. Sama zgotowała sobie ten los, nie mogła teraz grać ofiary i szukać wsparcia. Nie chciała też stawiać przyjaciela w niekomfortowej sytuacji, ani żalić się na męża, bo to byłaby forma zdrady. Alex znał ją na tyle, by poznać, że za jej słowami kryje się znacznie więcej, ale na szczęście nigdy nie naciskał.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Zasmiał się lekko na wzmiankę o nowym hobby. Może. Może i tak. Gdyby tylko miał czas. To znaczy, w teorii – tylko w teorii – mógł tego czasu mieć ile chciał, bo przecież sam był sobie szefem, a bogata klientela sprawiała, że nie musiał pracować pięć dni w tygodniu. Tylko, że nie do końca tak umiał. Poza realizowaniem się artystycznie niewiele ze sobą robił – nic, co możnaby potraktować za hobby. Pracował dla Kruczej, tworzył szkice kolejnych prac, które chętnie zrobiłby na czyjejś skórze – albo po prostu chciał zawiesić w domu czy pracowni. Jedno i drugie sprawiało mu przyjemność. Jedno i drugie dawało mu cholernie dużo satysfakcji.
    Jedno i drugie przestawało mu wystarczać.
    - Może – zgodził się w końcu z ociąganiem. Miał przecież jedną dziedzinę, w której chciał się rozwijać. Runy. Rytuały. Ciekawiły go od dzieciaka, odkąd dziadek pokazał mu podstawy. Może mógłby do tego wrócić?
    Nie podzielił się tymi przemyśleniami z Lilką jakby w obawie, że przyznanie się, że o czymś myślał, będzie jakąś deklaracją – a deklaracji Alex bardzo często niedotrzymywał. Nie zawsze świadomie, nie zawsze celowo. Po prostu tak było.
    - Może – powtórzył potem z rozbawieniem na tę jedyną. Nie był aż takim romantykiem, nie sądził, żeby był. Z drugiej strony, jego własne słowa zdawały się świadczyć o czymś zupełnie innym. Pozwoliwszy sobie ubrać swoje uczucia w jakieś słowa, lepsze lub gorsze, nagle okazało się, że może jego tęsknoty nie są wcale tak proste, jak zawsze sądził. Tak płytkie i tak beztroskie. Może nie.
    Mimo swojej ugodowości, zmianę tematu przyjął jednak z trudno dostrzegalną, ale jednak ulgą. Rozmawiać o typach rzucających się z okna i o wzorach, jakie wyrył w ludzkiej skórze było dużo łatwiej niż mówić o własnych uczuciach.
    - Nie, nie, raczej... Nie wiem. Ale nie był chory. Na pewno – stwierdził z przekonaniem, pomijając tylko, skąd to wiedział. Nie mógł przecież od tak stwierdzić, że co i raz zagląda w dusze swoich klientów, że wyrywa z nich sekrety i zbiera je tak, jak niektórzy zbieraji porcelanowe kotki, a inni literackie białe kruki. Nie mógł powiedzieć, że część tych sekretów sprzedawał Kruczej, a pozostałe – takie, które niespecjalnie interesowały Straż, a mogły zainteresować innych – gotów był oddać niemal każdemu, kto potrafiłby mu to wynagrodzić.
    - Chciałbym – przyznał potem szczerze. – Chyba faktycznie bym chciał. Lubię te wszystkie... – Wzruszył lekko ramionami. – Tajemnice. Wzmianki o starej magii. Rytuały, o których nie przeczytasz w księgach. – Uśmiechnął się przelotnie. – Gdybym typa jeszcze spotkał, z pewnością nie pozwoliłbym mu tak po prostu odejść. Byłby mi winny parę odpowiedzi.
    Rozglądając się potem po dziedzińcu, nad propozycją Lilki nie musiał się specjalnie zastanawiał. Skinął głową ochoczo, zaraz potem wynajdując im jakiś wolny stolik – stało tu takich kilka, wyraźnie po to, by pozwolić zwiedzającym na pierwszy przystanek w zwiedzaniu – i rozsiadając się na ławie z wyraźną przyjemnością. Zrzucił plecak obok i przeciągnął się leniwie, jeszcze przez dobrą chwilę wodząc wzrokiem po wewnętrznych murach twierdzy.
    Gdy z powrotem spojrzał na przyjaciółkę, nie sięgnął ku niej Darem Odyna tylko dlatego, że nie robił tego swoim ludziom. Był jednak cholernie ciekaw, oczywiście, że był. To nie pierwszy raz, kiedy był absolutnie pewien, że za słowami dziewczyny kryje się znacznie więcej i wiele by dał za to, by dowiedzieć się, co kryje się w jej sercu.
    Hallberg miał jednak swój honor i nie było raczej takich okoliczności, w których zdradziłby zaufanie kogokolwiek ze swoich bliskich.
    - W porządku – rzucił więc teraz i uśmiechnął się łagodnie. Nie zamierzał naciskać. Nigdy tego nie robił. – Jestem absolutnie pewien, że sobie poradzisz – zapewnił. – Po prostu... Nie daj się zajechać, co? Rodzina jest ważna. Praca też. Ale najważniejsza powinnaś być dla siebie ty. Głównie ty. Nikt o ciebie nie zadba jeśli sama o siebie nie zadbasz. – Wzruszył lekko ramionami. Surowa prawda, której nauczył się jeszcze jako dzieciak. Kochał swoją rodzinę, ufał swojemu dziadkowi i, co jasne, bezgranicznie ufał też Pii – a jednak cyniczne przekonanie, że gdy przyjdzie co do czego, musi liczyć przede wszystkim na siebie, wciąż tkwiło w nim głęboko. Zapytany, nie potrafiłby przy tym wyjaśnić, kiedy przywiązał się do tej myśli tak silnie. Może już przy okazji pierwszej ucieczki z rodzinnej osady, a może później. Nie był pewien.
    Widzący
    Lilliann Forsberg
    Lilliann Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3502-lilliann-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3568-lilliann-forsberg#35930https://midgard.forumpolish.com/t3569-stella#35931https://midgard.forumpolish.com/f102-dom-panstwa-forsberg


    Nie należała do wścibskich osób, więc najczęściej szanowała decyzję drugiej strony, jeśli ta wybierała milczenie. Sama również lubiła pozostawić pewne kwestie tylko dla siebie, a przecież każdy ma prawo do prywatności. Przyjaźń nie powinna narzucać warunków, by mówić sobie dosłownie wszystko, dlatego sama tego nie oczekiwała i skoro Alex nie rozwijał tematu swojego hobby (mimo że dostrzegła błysk w jego oku, że coś konkretnego przyszło mu do głowy) ani miłości (bo wiedziała, że mężczyzna rzadko i niechętnie rozmawia o głębszych uczuciach). Chciała mu pomóc, jeśli tylko byłaby w stanie, ale nie na siłę. No chyba, że występował chwilowo w roli jej pacjenta, to wtedy nie ma taryfy ulgowej i musi wiedzieć wszystko, co mogłoby pomóc w diagnozie i leczeniu. Niestety dumni galdrowie często próbowali radzić sobie sami, pogarszając przy tym swój stan lub okłamywać medyków, utrudniając im pracę; a przecież ostatecznie prawda i tak zawsze wychodziła na jaw.
    - Skąd ta pewność? - nie wydałoby jej się dziwne, że nie podejrzewa choroby, ale to przekonanie trochę zbiło ją z pantałyku, w końcu dopiero diagnoza mogłaby tak naprawdę określić stan zdrowotny tego mężczyzny.
    - Daj znać, jeśli faktycznie go jeszcze spotkasz. Jestem ciekawa, czego się dowiesz.
    Nie był to jej zakres zainteresowań, ale skoro to istotny temat dla przyjaciela, to dla niej również. Będzie go wspierała i z chęcią pomoże w szukaniu informacji w księgach.
    Uśmiechnęła się i z zadowoleniem usiadła przy stoliku. Z plecaka wyciągnęła wodę, jakby dopiero teraz zorientowała się, że wędrówka na górę zmęczyła ją na tyle, że zaschło jej w gardle. Wyciągnęła jeszcze mały pakunek, w którym znajdowały się dwa niewielkie, czekoladowe ciasteczka. Podała jedno Alexowi, a w drugie sama z wyraźną chęcią się wgryzła. Cukier doda im energii potrzebnej do dalszego spaceru, a poza tym pozytywnie nastroi.
    - Wiem, wiem - kiwnęła głową, bo choć doceniała troskę przyjaciela, to bez wdawania się w szczegóły, ciężko było wyjaśnić sedno problemu. A nie była gotowa rozbijać tego na czynniki pierwsze, bo wykazałaby się wtedy nielojalnością wobec własnej rodziny. - Próbuję o siebie dbać, ale na pierwszym miejscu jest Mattias, na drugim Nikolai, na trzecim szpital... - mogłaby tak wymieniać, ale zatrzymała się dlatego, że kolejnymi byliby rodzice, a potem jeszcze kto inny i zdała sobie sprawę, że sama znalazła się w tym równaniu na samym końcu. Niby wiedziała, że poświęca się dla dobra rodziny, ale teraz poczuła, jakby ją ktoś uderzył w głowę. Przez chwilę nieruchomo wpatrywała się w stolik, z otwartą buzią, bo przerwała przecież w pół zdania i zanim odzyskała fason, zrobiło jej się głupio przed Alexem.
    - Przepraszam, zawiesiłam się. Takie wypady pomagają, wiesz? Oderwać myśli i zrelaksować się trochę, pomyśleć tylko o sobie - no, może nie do końca, bo z tyłu głowy zawsze miała rodzinę i obowiązki, ale czuła się nieco swobodniej z myślą, że nie ma teraz zupełnie nic do zrobienia.
    - A ty? Spotykasz się z kimś teraz? - zapytała, nieco śmielej odnajdując jego spojrzenie, trochę w kontekście dbania o siebie i innych, trochę z ciekawości, bo chociaż wcześniej wspominał, że chciałby mieć do kogo wracać, to nie oznaczało, że niczego aktualnie nie rozwija.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Skąd ta pewność?
    Sapnął cicho. Szlag. Nadal nie zamierzał mówić o Darze – i to nawet nie kwestia zaufania, co po prostu... No, dobra, to może jednak kwestia zaufania. W tym jednym temacie Alex nie ufał nikomu. Nikomu. Tylko Pii, ale ona była szczególnym przypadkiem. Jego szczególnym przypadkiem. Nie mógł z nią nikogo porównywać. No więc, nie mówił i nie zamierzał mówić nikomu.
    A jednak ostatnio coraz mniej się pilnował.
    Odetchnął powoli.
    - Ja... Nie wiem. Intuicja – odparł wreszcie, uśmiechnął się szeroko, wzruszył lekko ramionami. Umiał kłamać, robił to całkiem nieźle. Więc kłamał. – Mieliśmy w rodzinie jednego takiego. – Nie mieli. – Napatrzyłem się chyba wystarczająco, by rozpoznać… No wiesz. Jak komuś tutaj nie styka. – Popukał się w głowę znacząco i był pewien, że brzmi zaskakująco przekonująco jak na to, że, oczywiście, się nie napatrzył. Nie miał na kogo.
    Potem, gdy rozsiedli się już wygodnie, nie wracał do tematu i cieszył się, że Lilliann też tego nie robiła. Wbrew pozorom, wcale nie lubił kłamać. Umiał, ale nie lubił. Nie zawsze. Nie swoim ludziom – a Lilka była w jakimś stopniu jego, czy tego chciała, czy nie.
    Podobnie jak przyjaciółka, dopiero teraz poczuł pragnienie – w ślad za dziewczyną wyciągnął z plecaka butelkę wody, a czekoladowe ciastka Forsberg przypomniały mu, że sam też przecież zabrał zapasy. Wyciągnął kanapki – jedną bez wahania podsunął Lilce i uniósł brwi znacząco, jednocześnie z entuzjazmem zgarniając zaoferowane mu ciacho – i opakowanie miodowych herbatników.
    Gdy zaczęła wymieniać, nie przerywał jej, aż sama zrozumiała, co robi. Jeśli miałby zgadywać, Alex powiedziałby, że Lilliann gotowa była wymienić jeszcze przynajmniej trzy, może cztery osoby, nim dotarłaby wreszcie do siebie. To taki typ – przejmowała się wszystkimi, wszyscy byli ważni, ważniejsi od niej samej. Rozumiał to. Był… W porządku, nie taki sam. Ale rozumiał. Naprawdę.
    Tylko, że to nadal było złe. Nie powinna tak robić. Nie sądził, by ktokolwiek robił tak dla niej.
    Tak czy inaczej, nie nalegał. Nie cisnął. Dał jej czas, a gdy znów zaczęła mówić, uśmiechnął się lekko i skinął głową, akceptując wyznanie Forsberg. Wiedział, że wyjścia pomagają – jemu przecież też to robiły. Pomagały. Uciszały zamęt w głowie, który towarzyszył mu, gdy Hallberg przebywał w mieście. Uspokajały. Miło było wiedzieć, że na Lilkę to działa podobnie.
    Gotów był zaoferować, że mogą wychodzić tak częściej; zapewnić, że może być bardziej uparty i wyciągać ją z domu siłą, czy będzie tego chciała czy nie. Nie powiedział jednak zupełnie nic, zupełnie zaskoczony pytaniem Lilliann.
    Jak w jednym z tych komicznych filmów, zachłysnął się łykiem wody i rozkasłał. Nie sądził, że to możliwe, naprawdę uważał, że w normalnym życiu nikt nie jest tak durny, żeby reagować w ten sposób. No i proszę, jednak ktoś był. Ktoś.
    On. On byl tym kimś. Bogowie.
    - Ja? Nie – wychrypiał wreszcie, chrząknął cicho, zdegustowany sam sobą otarł usta przedramieniem. – Nie na stałe, w każdym razie – uściślił, choć tak naprawdę nie spotykał się ani na stałe, ani z doskoku. Już dawno nie.
    Czekał. Był wierny jednej kobiecie. I nie potrafił przestać. O tym jednak też niespecjalnie mógł – niespecjalnie chciał – mówić. To chyba też kwestia zaufania. A może raczej po prostu – prywatności.
    Było kilka tematów, których Alex nie poruszyłby z nikim. To zdecydowanie był jeden z nich.
    - Ja... Chyba nie mam czasu – parsknął cicho. – Ewentualnie po prostu mi się nie chce – przyznał rozbrajająco szczerze. – Bawić się w te całe podchody. Zabiegać. Stroszyć piórka. Ja... – Wyszczerzył zęby. – Mentalnie chyba jestem na to za stary.
    I może rzeczywiście był. Może dotychczasowe doświadczenia sprawiły, że dwadzieścia osiem lat miał co najwyżej na papierze, a w rzeczywistości... W rzeczywistości może więcej.
    A może po prostu tak sobie tłumaczył coś, co tak naprawdę było po prostu niedojrzałością. Brakiem gotowości do kompromisów, które przecież byłyby niezbędne, gdyby faktycznie chciał coś z kimś zbudować. Może całe te marzenia o posiadaniu kogoś wcale nie szły w parze z dorosłością i gotowością, by coś komuś od siebie dać.
    Odetchnął cicho, napił się – ostrożniej niż przedtem, przyglądając się Lilce z teatralną podejrzliwością – zabrał się zaraz za kanapkę. Przez dłuższą chwilę nic nie mówił, skupiając się na jedzeniu.
    - Co u młodego? – zapytał potem, otrzepując dłonie z okruchów. Temat męża Lilliann zawsze starannie omijał jako teren raczej grząski, ale już małolat przyjaciółki był tematem dla odmiany bardzo wdzięcznym. Alex wiedział, jak bardzo Lilka straciła dla swojego szkraba głowę i chętnie wracał do tego tematu – może nie przy każdym spotkaniu, ale często.
    A może jednak właśnie przy każdym. Hallberg lubił dzieciaki. Nie miał swoich i szczerze mówiąc nie był pewien, czy kiedykolwiek chciałby je mieć, ale żeby pogadać o czyichś – zawsze. Szczególnie jeśli chodziło o brzdąca kogoś, kogo lubił.
    Widzący
    Lilliann Forsberg
    Lilliann Forsberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3502-lilliann-forsberghttps://midgard.forumpolish.com/t3568-lilliann-forsberg#35930https://midgard.forumpolish.com/t3569-stella#35931https://midgard.forumpolish.com/f102-dom-panstwa-forsberg


    Nie musiał się wysilać, żeby ją okłamać, bo nawet gdyby był fatalnym kłamcą, uwierzyłaby w każde jego słowo - może to kwestia nawiności, może zaufania, ale nie przyszłoby jej do głowy, by kwestionować wiarygodność przyjaciela. Kiwnęła głową już po pierwszej części wypowiedzi; ta by wystarczyła, żeby zamknęła temat, a kolejne słowa tylko ją rozbawiły.
    - Zdajesz sobie sprawę, że jest wiele chorób umysłu i każda przejawia się w inny sposób? - śmiała się, nie z nieszczęścia w rodzinie, nie tyle z niego, co z takiego podejścia "mam chorego znajomego, to wiem". Mógł mieć oczywiście własne zdanie, mógł być święcie przekonany, że rozpozna chorego na kilometr, a ona nie zamierzała się sprzeczać. Na szczęście nie był medykiem, więc lekceważące podejście do chorób nie uśmierci żadnego pacjenta. Niemniej współczuła mu doświadczeń - w szpitalu również widziała wiele ciężkich przypadków, więc domyślała się, że bliska relacja była jeszcze cięższa w odbiorze.
    - Przykro mi. Zmarł w związku z chorobą? Co to właściwie było? - zapytała trochę z troski, trochę z medycznej ciekawości. Nie dzielił się z nią wcześniej takimi doświadczeniami, a to jednak coś z jej podwórka, dlatego dopytywała o szczegóły.
    Chwyciła kanapkę, choć nie była jeszcze głodna, to położyła ją przed sobą z zamiarem ugryzienia raz czy dwa, jakby nie chciała mu sprawić przykrości. Nawet jeśli wcale by nie sprawiła, bo nie miało dla niego wiekszego znaczenia, czy zje kanapkę teraz, czy później. A jednak jakaś jej uległa, próbowała go zadowolić nawet w takich błahostkach. Tak już miała, czuła potrzebę zadowalania bliskich, w mniejszym stopniu innych, choć z pacjentami wciąż czuła dysonans, kiedy z jednej strony musiała być stanowcza i robić, co do niej należy, a z drugiej aktywnie wpływać na zadowolenie z obsługi.
    Jej lista nie byłaby aż tak długa, ale na pewno jeszcze kilka osób znalazłoby się przed nią - na pewno Alex, który figurował tam tuż po rodzinie. Zdecydowanie bardziej wolała troszczyć się o innych, niż dbać o siebie i tak już pewnie zostanie.
    Zmartwiła się reakcją mężczyzny na (z pozoru) proste pytanie, bo nie potrafiła odgadnąć, czym była spowodowana. Może rzadko poruszała takie tematy, ale nie bała się ich. Niemniej gdyby wiedziała, że nie czuje się komfortowo, by odpowiadać, to w porę zamknęłaby usta.
    - Nie jesteś za stary - zaśmiała się z tego tłumaczenia, bo brzmiało, jakby sam siebie próbował przekonać. Sama nie bardzo wiedziała, jak to jest randkować, więc podchody, o których wspominał były jej zupełnie obce. Lilli wystarczyła jedna noc zapomnienia, podczas której spuszczona ze smyczy, wylądowała w łóżku z obcym facetem. Do teraz nie rozumiała, jak do tego doszło, ale wtedy? Czuła się jak niesiona na fali.
    - Z drugiej strony lepsza samotność z wyboru niż związek z przymusu - palnęła bezmyślnie, a po chwili zrobiło jej się niesamowicie głupio, bo przecież ona i Nikolai zostali zmuszeni do małżeństwa, co nie oznaczało, że wolałaby samotność. Wyraźnie zmieszana, zaczęła się tłumaczyć: - Bo wiesz, to wcale nie takie rzadkie przypadki, jak mogłoby się wydawać. Tradycyjne rodziny ciągle aranżują małżeństwa.
    Ze zdenerwowania wygięła nienaturalnie palce pod stołem, aż poczuła ból, który skutecznie odwrócił jej uwagę od niezręczności, do jakiej doprowadziła. Temat syna natomiast rozświetlił jej twarz.
    - Och, rośnie jak na drożdżach. Jestem przerażona, jak ten czas leci. I wiem, każda matka tak mówi, ale naprawdę… dopiero po nim widać, jak szybko upływa życie - zaśmiała się, z rozpędu chcąc zaproponować kiedyś wspólny spacer albo wypad na plac zabaw, ale szybko się zreflektowała, że nigdy tego nie proponowała, bo nie chciała się narzucać z dzieckiem, któremu przecież trzeba poświęcić czas, a nie każdy to lubi. Alex raczej miał pozytywny stosunek do jej syna, ale nie zawracała mu głowy, jeśli sam nie wyraził zainteresowania.
    - Myślisz czasami, by coś po sobie pozostawić na tym świecie? Poza dziećmi. Coś, co zapisałoby cię na kartach historii? - zapytała nagle, jakby to pytanie od dłuższego czasu krążyło po jej głowie.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Kłamstwo miało krótkie nogi, Alex dobrze o tym wiedział – i dlatego zwykle starał się nie kłamać. Mówić półprawdy, tak, ale nie zupełnie zmyślać. To po prostu zwykle nie było warte zachodu. Teraz jednak palnął głupotę – tylko dlatego, że nie chciał powiedzieć, że jego niewidome oko tak naprawdę widzi lepiej niż to zdrowe – i musiał z tym żyć.
    Czyli, w dużym skrócie, odgrywać głupszego niż był w rzeczywistości.
    - No może – stwierdził więc beztrosko i uśmiechnął się od ucha do ucha. – Może i tak. Ale i tak bym poznał – zarzekał się radośnie. – Zresztą, serio, jakby tamten miał nierówno pod sufitem, to w ciągu godzin dziarania, jakie u mnie spędził, to już by się wydało. Przeryłem go igłami od góry do dołu, jak nawet po tym nie zaczął gadać bez sensu, no to z pewnością wszystko z nim było w porządku – perorował co mu ślina na język przyniosła, by finalnie wyszczerzyć zęby.
    Na pytanie Lilki pokiwał głową. Kłamstwa, kłamstwa. Musiał zamknąć temat jak najszybciej, zanim pogubi się w tych wydumanych historiach.
    - Niestety, już jakiś czas temu – przyznał, gładko przywdziewając maskę namysłu, może smutku. Na pytanie o nazwę choroby zmarszczył brwi lekko. – Ja... Chyba jestem wyrodnym kuzynem, bo za cholerę nie pamiętam – stwierdził wreszcie, uśmiechnął się przepraszająco. Jakby się postarał, może i przypomniałby sobie jakąś z tych dziwnych chorób, o których Pia musiala uczyć się jeszcze na studiach – ale to już byłoby za dużo. Zbyt wiele kłamstw, zbyt wiele warstw układanych jedna na drugiej. Lepiej wyjść na ignoranta. Wyrodnego egoistę, co to się rodziną nie przejmuje.
    Zaraz potem wgryzł się w kanapkę, popił, całą postawą manifestował koniec tematu. Musiał. Nie chciał kłamać przyjaciółce w żywe oczy i, tym bardziej, nie chciał ryzykować, że Lilliann to odkryje.
    Naprawdę powinien się bardziej pilnować.
    Zmiana tematu na potencjalne czy realne związki może nie była takim znowu lepszym rozwiązaniem, ale tu przynajmniej nie kłamał. Wystarczyło po prostu pominąć parę faktów – całą resztę mógł mówić szczerze jak na spowiedzi.
    - Och, wiem – przyznał na wzmiankę o aranżowanych małżeństwach i spoważniał trochę, przyglądając się przyjaciółce uważnie. Widział jej zakłopotanie, zdenerwowanie, i był niemal pewien, że gdyby sięgnął pod stołem po jej dłoń, ta byłaby zimna z nerwów – i prawdopodobnie wygięta w jakiejś dziwnej, nienaturalnej pozycji. To nie byłby pierwszy raz, kiedy Forsberg tak robiła. – Nie zawsze chyba jednak wychodzi to aż tak źle, co? – spytał miękko, ostatecznie jednak pokręcił głową i uśmiechnął się. – Nie mów. Obiecałem ci kiedyś, że nie będę pytał, więc nie pytam – zapewnił.
    Nawet, jeśli w duchu bardzo chciał wiedzieć, jak jej się układa, nie zamierzał wchodzić z butami tam, gdzie go nie chciano. Szanował prywatność Lilliann tak, jak ona szanowała jego własne sekrety. Alexowi wystarczało, że Forsberg wydawała się… Może nie wybitnie szczęśliwa, ale też nie było jej źle. Chyba. Nie tak całkiem, nie do tego stopnia, by pazurami musiał wyrwać ją z ramion Nikolaia.
    Bo gdyby trzeba było, gdyby miał choćby cień podejrzeń, że Lilliann dzieje się krzywda – zrobiłby to. Bez wahania. Nie był pewien, czy kiedykolwiek to dziewczynie mówił, ale tak było. Nie dałby jej skrzywdzić. Była dla niego ważna, może bardziej, niż potrafił pokazać.
    Tym bardziej więc cieszył się, że znał doskonały wytrych, by przywołać na twarz przyjaciółki uśmiech. Temat jej brzdąca był zawsze dobrym tematem – nie tylko, że wyraźnie dziewczynę odprężał, ale też dlatego, że sam Alex naprawdę chciał o chłopcu słuchać.
    I poszedłby z nimi na ten plac zabaw, gdyby Liliann zaproponowała – choć sam nie czuł, by miał prawo o cokolwiek takiego pytać.
    W efekcie roześmiał się tylko na bardzo standardowe, a jednocześnie rozczulające w jakiś sposób podsumowanie Liliann; rzucił coś o tym, że macierzyństwo jej służy – nie drwiąco, a dlatego, że naprawdę tak sądził; i jeszcze przez chwilę przyglądał jej się z sympatią, może czułością, pozwalając sobie na tylko jedną myśl o tym, co by było, gdyby jej życie potoczyło się zupełnie inaczej. Czy aby na pewno wtedy byłoby jej lepiej?
    Nie miał czasu dywagować nad tym zbyt długo. Kończąc posiłek, rozprostował się z westchnieniem, przeciągnął leniwie.
    - Pewnie – przytaknął bez wahania. Nie wstydził się własnych marzeń, a bycie zapamiętanym z pewnością było jednym z nich. Hallberg sądził wręcz, że każdy tego pragnie – jedni po prostu są tych pragnień świadomi, inni nie; jedni mówią o nich otwarcie, inni ukrywają się, jakby było w tym coś wstydliwego.
    Sęk w tym, że przecież nie było. Naprawdę nie było nic złego w chęci bycia pamiętanym.
    - Chociaż nie sądzę, żebym... – zawahał się, wreszcie roześmiał się cicho. – No dobrze, może jednak sądzę, że mam na to szanse. Sztuka – stwierdził nagle, zupełnie szczerze i uśmiechnął się miękko. – Jeśli moje nazwisko zostanie zapomniane, ale będzie chociaż jedna osoba, która będzie pamiętała moje obrazy – tatuaże, szkice, cokolwiek – to byłby już dla mnie sukces. Tyle by mi wystarczyło.
    Umknął spojrzeniem na chwilę, w zamyśleniu prześlizgnął się wzrokiem po murach twierdzy, innych zwiedzających to znikających w budynku, to z niego wychodzących. Nagła melancholia nie tyle uwierała Alexa, co raczej... Lekko go połaskotała? Pojawiła się tam, gdzie Hallberg jej się nie spodziewał – ale nie była zła. Ani trochę.
    Wreszcie odetchnął cicho, jeszcze raz przeciągnął się leniwie i podniósł tyłek z ławy.
    - Idziemy dalej? – rzucił z uśmiechem, a gdy Lilka skinęła głową, pozbierała swoje rzeczy i już za chwilę stała obok - Alex raźnym krokiem poprowadził ich dalej w głąb twierdzy, przez dziedziniec do środka, między zimne, grube mury, między którymi mieli się kręcić jeszcze przez przynajmniej najbliższą godzinę.

    [Lilllann i Alex zt]



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.