Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Pracownia tatuażu "Złota Ćma"

    4 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    First topic message reminder :

    Pracownia tatuażu "Złota Ćma"
    Nieduży lokal mieści się w jednej z bocznych uliczek starego miasta. Złota ćma na drzwiach jest jedynym co wyróżnia pracownię spośród okolicznych sklepów - nad drzwiami nie wisi żaden szyld, a symbolowi motyla nie towarzyszy nazwa miejsca. W środku, w poczekalni tuż przy wejściu, ściany zdobią zmieniane co jakiś czas prace Alexandra oprawione w złote ramy, a w głębi studia można dostrzec kameralną pracownię. Dwa stanowiska, z których używane jest zazwyczaj tylko jedno, kuszą słoiczkami pełnymi różnokolorowego tuszu i kredowymi bazgrołami na ścieralnych ścianach. Hallberg tatuuje tradycyjnie, bez magii, obok każdego z łóżek dostrzec można więc też maszynki i starannie zapakowane igły różnej grubości.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Nie przeztawał się uśmiechać pod nosem – to chyba nie było fizycznie możliwe, nie szczerzyć się, gdy Vaia tak beztrosko odparowywała jego komentarze swoimi, podobnie nieskrępowanymi, i gdy bez zastanowienia unosiła środkowy palec, jakby w ten sposób mogła odpłacić Alexowi za wszystko, co jej robił. Co robił na jej własne życzenie, warto zauważyć – Hallberg nawet nie zbliżyłby się do niej z igłą, gdyby nie powitała tej wizji z takim entuzjazmem.
    Nie rozumiał, co tam mamrotała w swoim ojczystym języku, z samego tonu i grymasu na twarzy mógł się jednak z grubsza domyślić sensu. Parsknął cicho.
    - Możemy tak skończyć – stwierdził bezczelnie. – Ale nie masz nawet połowy wzoru na pośladku i wygląda to raczej biednie – podsumował bez wahania.
    Czuł się przy Vai zaskakująco swobodnie jak na to, że ledwo co się poznali – i był zaskakująco zbyt pewny swych przekonań, że niezależnie, jak jeszcze będzie bolało, Barros po prostu zaciśnie zęby i dotrwa do końca. Imponowało mu to? Być może. Zwracało jego uwagę? Na pewno. Kusiło, by poznać kobietę lepiej? Niewykluczone.
    Gdy poprosiła o przerwę, dokończył tylko jedną z linii i wyłączył maszynkę. Po raz któryś już tego wieczora starł nadmiar tuszu i krople krwi z pośladka Vai – i wyprostował się z cichym westchnieniem. Przerwa była dobrym pomysłem także dla niego.
    - Serio – zapewnił na pytanie o perspektywy. – Przeżyjesz pośladki i krzyż, to z całą resztą będzie z górki. To nadal nie będzie głaskanie… – Uśmiechnął się z rozbawieniem. – Ale nie będziesz mi już tak umierać jak teraz.
    Podniósł się ze stołka i wyprostował plecy.
    - Nie podnoś się – zastrzegł, chociaż nie sądził, by Vaia miała takie plany. Osłonił częściowo wytatuowany pośladek folią i sięgnął po koc, zaraz okrywając biodra strażniczki.
    Chętnie by sobie popatrzył, ale, jak już ustaliliśmy, był profesjonalistą. Nie spotkali się z Vaią w klubie, nie była okazją, którą mógłby rozważać na ten wieczór. Aktualnie była jego klientką, a to zupełnie inna metka.
    Co nie zmieniało faktu, że na ostatni komentarz Barros uśmiechnął się szeroko z łobuzerskim błyskiem w oku.
    - Za to płaci się znacznie więcej – odparł niezawstydzony, w żaden sposób nieskrępowany bezpośredniością Vai. – I raczej w naturze, co dzisiaj zupełnie cię wyklucza – dodał bezczelnie.
    Na moment zniknął na zapleczu, by zaraz wrócić z paczką miodowych ciastek i butelkami napoju ziołowo-limonkowego. I jednego, i drugiego potrzebowali – jego zdaniem – oboje.
    - Jedz – podsunął ciastka Vai i wskazał słodkości głową zachęcająco. – Podnoś sobie cukier, przyda ci się dzisiaj.
    Jedną z butelek napoju postawił też w jej zasięgu. Nie był pewien, czy lubi, nie miał jednak nic innego – a Barros powinna pić tak samo, jak powinna cokolwiek zjeść. Tatuowanie w ten sposób – tradycyjny, metodą śniących – było ingerencją, a z takimi ludzie radzili sobie różnie, jedni lepiej, drudzy gorzej. Jedna osoba mogła po całodziennej sesji wstać i odejść jak gdyby nigdy nic, podczas gdy inna zemdlałaby w ciągu kwadransa nie tyle z bólu, co raczej przeładowania ciała bodźcami, zwykłego wyczerpania i rodzącej się gorączki.
    Alex nie mógł każdego klienta odprowadzić za rękę do domu, z pewnością natomiast mógł zadbać, by samą sesję, cały swój pobyt w Złotej Ćmie znieśli jak najlepiej.
    - Znieczulę cię potem, jak będziemy iść na żarcie, ale kolejne dni będziesz musiała trochę na siebie uważać – rzucił nagle, chrupiąc w międzyczasie jedno ze słodkich ciastek. – No i raczej nie za wiele posiedzisz – dodał z niewinnym uśmiechem.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    To, że robił to wszystko na jej własne życzenie miało znaczenie tylko w tej kwestii, że leżała grzecznie, ograniczając reakcje na ból do pokazywanych palców i niewybrednych przekleństw, najczęściej rzucanych w każdej znanej jej wersji poza skandynawską. Miłym akcentem było to, że Alex bardziej się z tego śmiał niż narzekał na nią i jej słownictwo - każdy musiał jakoś odreagowywać, zwłaszcza taki ból, a dziwnym trafem kilka celnych komentarzy jako tako łagodziło odczucia, ale przede wszystkim pomagało się rozluźnić zgodnie z życzeniem Hallberga. Nawet było jej lepiej, musiała przyznać, faktycznie ból był odrobinę mniejszy. I tak wbijała sobie paznokcie w dłonie, ale mimo to Vaia uparcie trwała w miejscu. Byłaby niespełna rozumu, żeby zrezygnować w środku dziarania. Byle efekt był tego warty.
    Przekrzywiła głowę, tylko po to, by spojrzeć na Alexa ze zmrużonymi oczami. Przy okazji odrobinę poruszyła zastane ciało. Bezczelny gnojek! I jak to nie zrobił nawet połowy?!
    - Vai. Pentear. Macacos. - powtórzyła leniwie, powoli smakując każde jedno słowo tylko po to, by zaraz potem zatrząść się znowu od śmiechu na wyobrażenie niedźwiedzia próbującego wyczesać małpę. Taki widok byłby warty każdej kasy, ale może lepiej było nie tłumaczyć tego powiedzenia Hallbergowi. Bądź co bądź wciąż to on miał igły, a ona nieskończony wzór na ciele. No i było coś w tej możliwości powolnego kazania mu się cmoknąć z pełną świadomością, że może jedynie domyślać się sensu wypowiedzi. - Nie pierdol, amigo, tylko rób. Sadysto. - pokazała mu język, wracając do poprzedniej pozycji i tylko biorąc głębszy oddech, zanim znowu Alex zacznie ją kłuć.
    W końcu jednak znalazła sobie sposób, czyniący cały proces bardziej znośnym. Głębokie oddechy, przypominające te podczas nauki przemiany, połączone ze stanem podobnym do medytacji pozwoliły pociągnąć jeszcze trochę dłużej, ale w końcu przerwa była potrzebna. Nie była aż tak dobra w znoszeniu bólu, jak pewnie niektórzy, ale w końcu uczciwie powiedziała to już wcześniej.
    - Ja nie umieram! - zaprotestowała, gdy ból ustąpił do ćmiącego poziomu, który mogła znieść. - Ja tylko wyklinam swoje durne pomysły robienia dziar tradycyjnie. - zaśmiała się, odrobinę zdyszanym tonem, wcale nie ukradkiem ocierając jakieś krople łez z twarzy. Nie miała się w końcu czego wstydzić. - Nie przypuszczałam, że te rejony są aż tak cholernie bolesne. I nie zamierzam się podnosić. - uspokoiła mężczyznę, jedynie odrobinę zmieniając pozycję na bardziej boczną, żeby faktycznie dać sobie trochę odpoczynku.
    Koc był miłym pomysłem, dlatego też posłała mu delikatny uśmiech i sięgnęła po chusteczki, by otrzeć pot z karku. Nie, żeby jakoś specjalnie się czepiała pokazywania nagiego ciała, bądź co bądź patrzył przecież na nie cały czas, robiąc wzór, ale wciąż było to dosyć przyjemne, zwłaszcza, że z miejsca zaczęła tracić ciepło leżąc w bezruchu. Ułożyła wygodnie głowę na rękach, mogąc sobie teraz radośnie obserwować Alexa i to, co robił.
    - Raczej... - podchwyciła jego słowa, rozciągając usta w szczerym uśmiechu. - Wiesz, ese, to słowo klucz. - oczy jej błyszczały czystym rozbawieniem ale i jakąś szczerą radością, bo rzadko się spotykało kogoś, komu aż tak nie przeszkadzało przerzucanie się bezczelnymi tekstami z mnóstwem podtekstów. - Zawsze ktoś ci może w końcu podpalić te portki. Wtedy musiałabym ciebie i podpalacza zamknąć za nieobyczajne zachowanie, ale co się napatrzę, to moje. - szukanie kruczków prawnych miała opanowane w stopniu doskonałym dzięki naginaniu regulaminów pracy i zatrzymywania podejrzanych. Do tej pory umiała sobie sama bark nastawić…
    - Uważać. - powtórzyła kpiąco. - I mówisz to Wysłanniczce łapiącej ślepców. - popatrzyła na niego z politowaniem. - Niczego nie obiecuję. - parsknęła, bo jakby na to nie spojrzeć, taką miała pracę. - Ups... Mój partner się ucieszy. - uśmiechnęła się bardzo, bardzo paskudnie. Wcale nie żałowała Gurry i tego, że znając życie będzie bardzo zgryźliwa.
    Ciasteczko skomentowała wdzięcznym mruknięciem, dopiero teraz zdając sobie sprawę, jak bardzo była głodna. Szybko uzupełniła cukier, dopiero wtedy sięgając po napój. Tego akurat nie znała, typowo kocim zwyczajem najpierw więc obwąchała zawartość. Ziół nie rozpoznawała, limonka była oczywista. Powąchała drugi raz i nieufnie sprawdziła smak. Nie wykrzywiło jej paszczy na drugą stronę, nie smakowało jak przepalona ruda na myszach, znaczy można było pić. Chętnie więc doczepiła się do butelki, szybko pochłaniając całą jej zawartość. Chwilowo też wyczerpał jej się arsenał komentarzy, gdy odreagowywała zbyt dużo bodźców bólowych.
    - Dobra, chyba możesz robić dalej. - uśmiechnęła się delikatnie, biorąc pierwsze głębsze oddechy i znowu ułożyła się na brzuchu, kryjąc twarz w ułożonych ramionach. - Jak to się wygoi pójdę na jakiś masaż… Mięśnie mi zdechną od tego napinania. - zaśmiała się, by nagle poderwać na łokciach. - Kurwa, Alex...! Ja się zmieniam, czy mi nie wpierdoli tego tatuażu w trakcie zmiany?! - spojrzała na niego z przerażonym wyrazem twarzy.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Było coś zaskakująco przyjemnego w tym, jak łatwo znalazł z Vaią wspólny język – i jak przyjemna była w związku z tym ta sesja. Przyjemna dla niego, ale – jeśli pominąć ból – sądził, że także dla Barros. Niewątpliwie będzie cieszyła się bardziej, gdy wzór będzie już cały na jej ciele, wygojony i śliczny, Alex jednak pokusił się o myśl, że gdyby chciała kolejny tatuaż – wbrew jej narzekaniom, są całkiem duże szanse, że wróci właśnie do niego. Arogancja? Być może, nikt jednak nie mógł mu zarzucić, że nie miał do niej podstaw.
    W jednej chwili złapał się na myśli, że czuje się z Vaią jak z koleżanką, kimś, kogo znał przynajmniej od studiów. Świadomość, że wcale tak nie było, była dziwna, jakby zupełnie nieprawidłowa.
    Parsknął cicho na wizję podpalonych niecnie spodni.
    - Chciałabyś – rzucił i pokręcił głową z rozbawieniem. – Rozumiem wiele fantazji, ale chyba akurat nie taką – podsumował bezczelnie jeszcze zanim zniknął na zapleczu.
    Gdy wrócił i rozsiadł się z powrotem na obrotowym stołku obok Vai, wyszczerzył zęby na wytkniętą mu niekonsekwencję w logice.
    - Chyba nawet Wysłannicy mają urlopy, co? Czy nie mają? – spytał niewinnie. – Czy to już te czasy, kiedy Krucza Straż wyzyskuje swoich pracowników wcale nie mniej, niż co niektórzy potentaci wyzyskują swoje skrzaty? – spytał beztrosko, jednocześnie zupełnie nieświadomie przyznając się do znacznie większego rozeznania w społeczeństwie niż możnaby po nim podejrzewać.
    Alex nigdy nie chwalił się tym, jak dużo czyta i jak wieloma rzeczami się interesuje. Raz, że nigdy nie uważał, by to naprawdę było coś szczególnego, a dwa, że metka nie do końca rozgarniętego, jaką co niektórzy tak łatwo mu przyklejali, zwyczajnie go bawiła. I, czasami, ułatwiała mu pracę dla Kruczej – o tym też warto było pamiętać. Hallberg nie był jednak głupi i myliłby się ten, kto sądził inaczej. Pod jasną czupryną kryło się znacznie więcej, niż można by sądzić, oceniając tylko po pozorach. Bo pozory mówiły, że Alex był po prostu górą mięśni z zaskakującym talentem do rysunku – a to był raptem okruch tego, co Hallberg mógł zaoferować.
    Uniósł brew lekko, spoglądając, jak Vaia obniuchuje butelkę – teoretycznie robiło tak wielu ludzi, w zachowaniu kobiety było jednak coś tak bardzo zwierzęcego, że Alex nie sądził, by mylił się ze swoją oceną. Panna musiała się przemieniać, bez dwóch zdań.
    Dumając nad tym, zakręcił się beztrosko ze dwa razy na własnym stołku, ciesząc się ciszą. Gadatliwość Vai mu nie przeszkadzała, umiał też jednak docenić moment bez słów – szególnie, gdy nieprzerzucanie się kolejnymi komentarzami wcale nie było uciążliwe. W zasadzie, wspólna cisza była dosyć miła – co dziwiło go tak samo, jak ogólny komfort, jaki dawało mu towarzystwo Barros.
    Bogowie, naprawdę brakowało mu... Kogoś. Nie był pewien, kogo, ale kogoś, z kim mógłby przekraczać granice, te przyzwoite i nie.
    Kiedy Vaia ułożyła się ponownie, dając mu zielone światło, by wrócił do pracy, dopił w dwóch łykach resztę własnego napoju, zagryzł ostatnim ciastkiem i umył ręce, zakładając zaraz nowe rękawiczki.
    - Całkiem dobry pomysł – przyznał zupełnie nieironicznie na wzmiankę o masażu. Bo to naprawdę był świetny plan – wygojenie wzoru trochę zajmie, co z kolei sprawiało, że Vaia z pewnością będzie wyczerpana. A dobry masaż relaksacyjny nigdy nie był zły, nie?
    Nie zdążył jeszcze przytknąć igły ponownie do skóry Vai – i dobrze, bo kobieta uniosła się nagle na łokciach.
    - Hej, mała, ale z takim entuzjazmem to ostrożniej – parsknął. – Jakbym jechał z igłą to byś miała idealnie krzywą linię a nie śliczne wzorki na dupie – rzucił bez skrępowania – i zaraz uśmiechnął się szeroko, gdy Vaia potwierdziła jego wcześniejsze domysły.
    Zmieniała się. No oczywiście, że się zmieniała.
    - Bez obawy – uspokoił ją. – Tatuaż będzie ci się zachowywał jak ciuchy. Nie będzie widoczny na zwierzęcym ciele, ale jak wrócisz do siebie... – Ruchem głowy wskazał na Vaię, w domyśle pozostawiając że chodziło mu o ludzką postać. – Wszystko będzie zmienione. Z czasem może część linii trochę ci się rozjedzie, to zależy, jak często się zmieniasz. Ale nawet jeśli, to będzie łatwo naprawić – zapewnił.
    Odczekał, aż Vaia przyswoi wyjaśnienia i znów zalegnie grzecznie na łóżku – dopiero wtedy znów zaczął kreślić kolejne linie, znów od czasu do czasu ścierając tusz i krople krwi.
    - W co się zmieniasz? – zapytał w międzyczasie z wyraźną ciekawością. – Chodzisz bardzo cicho, więc pewnie jakiś drapieżnik, co? I to jeszcze nietutejszy, bo przecież nie jesteś stąd. – Uniósł wzrok na chwilę. – Skąd w zasadzie jesteś? – spytał. Gdy się spotkali, jeszcze w lesie, Vaia podała mu nazwę swojego wcześniejszego oddziału, ale to niewiele mu mówiło, nic poza tym, co sugerowała już sama karnacja kobiety – że musiała pochodzić gdzieś z południa. Albo, po prostu, z któregoś z szeroko pojmowanych ciepłych krajów. Hiszpańsko- albo portugalskojęzycznych, więc jeśli nie Europa, to może Ameryka Południowa? Był ciekaw i wcale tego nie krył.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Alex wydawał się być całkowicie równym gościem. Takim gościem, jak banda jej znajomych z Brazylii, gdzie wystarczyło zamienić 3-4 zdania, by wiedzieli, że się dogadają bez durnych obiekcji i zagryzania warg przed powiedzeniem czegoś „nieodpowiedniego”. Jak słuchało się ich z boku, czasem można było dojść do wniosku, że znali się latami – gdy tak naprawdę znali się zaledwie miesiąc. Rekordowo kiedyś wyjechała na urlop, a gdy wróciła po dwóch tygodniach, nowy członek zespołu zachowywał się tak, jakby żył z nimi od zarania dziejów. Czasem się tak zdarzało, ale miłym zaskoczeniem było to, że łażąc po lesie całkowicie przypadkiem znalazła kolejną taką osobę. To pomagało jej się zadomowić w Midgardzie, mniej tęsknić za Brazylią, bo bardziej tęskniło się w końcu za ludźmi, niż za miejscem. Zresztą w Brazylii i tak nie miała za specjalnie swojego miejsca…
    - A żebyś wiedział, że bym chciała. – rzuciła mu jeszcze na odchodne, z bezczelnymi iskierkami widocznymi w oczach, zanim pozwoliła sobie odpocząć, parskając na upór Alexa w kwestii „ja mam rację”.  – Dawać dają, ale nie wiem, jakie miałabym życie w wydziale, gdybym wzięła urlop, bo mnie dziarka na pleckach boli. – pewnie nie miałaby go wcale, ale sama myśl wydawała się być dosyć zabawna w swojej prostocie. Rozciągnęła się na leżance, przyjmując pozycję wygodną dla siebie, ale na pewno nie dla tatuażysty – na szczęście na razie jeszcze mogła. A skoro tak, to poddała się pełnemu pasji oglądaniu Alexa.
    Zaczęło ją po trosze zastanawiać, kim on jest i co przeżył. Ślepe oko wyglądało jak wypadek, kilka widocznych blizn mówiło o różnych cięższych wydarzeniach. Można by go wziąć za stertę mięśni, ale za dobrze się z nim rozmawiało, większość mięśniaków nie była zbyt inteligentna. Owszem, Alex wydurniał się równo, ale… to było wydurnianie się. Tak, jak wygłupiała się ona, czasem z bezczelnością go prowokując. Pełen sprzeczności, a do tego utalentowany i delikatny, jak trzeba. Rzadko się takich spotykało. Sama była zdziwiona, jak jej tu było dobrze. Pomijając oczywiście ból jako taki, ale widziała jego swobodę w rozmowie. Nie udawał niczego.
    Ćmiący ból trochę utrudniał myślenie, nie zauważyła więc, jak wpatrywał się w nią, gdy sprawdzała nosem zapach. Kot w jej wnętrzu i tak był wściekły z takiej dawki bólu, ale przynajmniej nie próbował wyrwać się na wolność. Eh, po tylu latach umiała sobie radzić z wkurzonym totemem. Jak robiła sobie jaguara, to przemieniła się na siedzisku. Na szczęście tamten był galdrem i wcale nie był zaskoczony…
    Odpłynęła myślami, to akurat trzeba było przyznać. W towarzystwie Alexa poczuła się zwyczajnie bezpiecznie i miło, nawet gdy oboje milczeli. Cisza też była dobra. W idealnych warunkach pewnie wlepiłaby mu się w bok, na co nabrała olbrzymiej ochoty. Hallberg raczej wyglądał na kogoś, kto by zrozumiał, że woli nie być w takim momencie ruszana…
    - A znasz kogoś dobrego…? – zainteresowała się, trochę poniewczasie zdając sobie sprawę, że z masażem mógłby być solidny problem. Chociaż może jakby ograniczyć się do pleców i zignorować ramiona… Może by się nawet udało? Ale istotniejsza była teraz kwestia przemiany. Odwróciła do niego głowę, powtarzając bezgłośnie „mała?”. Lata minęły, zanim ostatnim razem ktoś ją tak nazwał i bawiło ją to chyba bardziej niż powinno. I było dziwnie miłe, dlatego prychnęła wymownie.
    - Hej, duży, to zwyczajnie uważaj, gdzie kłujesz. - i całkiem beztrosko pokazała mu język, zanim wróciła do grzecznego leżenia i oczekiwania na kolejną porcję sadyzmu Hallberga. Jego odpowiedź za to ją solidnie uspokoiła. Z wyraźną ulgą odetchnęła i rozluźniła się pod jego rękami, nawet jeśli mentalnie nastawiła się na kolejne porcje kłucia.
    - To dobrze. Pierdolca bym dostała, jakby się wszystko rozwaliło. Bo nie ma opcji, żebym przestała się zmieniać. – wzdrygnęła się na samą myśl, z cichym syknięciem witając kolejne ukłucia maszynki. Po przerwie i uzupełnieniu cukru mogła jednak to znieść, zwłaszcza przy odpowiednio głębokich oddechach. Szum maszynki był… uspokajający. Przyjemny w pewien sposób.
    - W co się zmieniam? – zaśmiała się na pytanie, szczerząc się bezczelnie w swoje własne ręce. – W 5 kilo morderczych kłów i pazurów. Z załączonym modułem mrucząco-miauczącym. – zachichotała radośnie, z całkiem dużą dozą prawdy. Jaguarundi bywały różne, ona natomiast była jednym z tych mniejszych, za to pięknie czarnym, jak jej włosy. Dobrze, że nie rude, rude nie ma duszy. Podobno. – A dokładniej – w jaguarundi. Krzyżówka kota z łasicą. Tak, lubię siedzieć na wysokościach, jak na kota przystało. – uprzedziła od razu pytanie, szczerząc się przy tym jak głupia. -  Wprawdzie chciałam w krokodylopodobne, ale cóż. Nie wyszło. - westchnęła z nieukrywanym żalem w głosie. - Urodziłam się i wychowałam w Brazylii. Chociaż tak na upartego pochodzenie etniczne mam dziwne, bo ojciec był Kolumbijczykiem. – wyjaśniła mu, mrucząc coś pod adresem bransoletek. Kochała je, wyglądały pięknie, ale kompletnie irytowały, jeśli chodziło o leżenie na nich. Dlatego powoli je ściągnęła, odkładając na bok i z wygodą ułożyła głowę na rękach, licząc na to, że skoro tak dobrze rozmawiało jej się z Alexem, to nie polecą z jego strony durne pytania na temat domniemanej próby samobójczej.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Na pytanie o masażystę czy masażystkę, kogoś, kogo mógłby polecić, zamyślił się na chwilę. Minęły wieki odkąd ostatnio sam korzystał z takiej usługi, a nawet wtedy, te lata temu, odwiedził salon masażu może raptem raz czy dwa. W takim układzie trudno było mówić o możliwości wystawienia jakichkolwiek referencji. Z drugiej strony, przez jego pracownię przewijało się tyle wybrednej klienteli, że, chyba, ich polecajki można było chyba uznać za wiarygodne. A polecali dużo – nie wszyscy, ale miał takich, którzy potrafili gadać niemal przez całe sesje, niespecjalnie przejmując się tym, czy Alex ich słucha.
    Zwykle słuchał, choć nie zawsze komentował.
    - Zapiszę ci potem jakieś nazwiska – stwierdził wreszcie. – Sam u nikogo z tych ludzi nie byłem, ale moi klienci sobie chwalili.
    Zaśmiał się krótko na dużego i wypięty język, kręcąc głowa z rozbawieniem. Nic już jednak nie mówił, zamiast tego przez kilka dłuższych chwil skupiając się na pracy. Teraz, gdy znalazł już dla siebie rytm, a i Vaia oswoiła się z grubsza z bólem, szło lepiej. Szybciej. Był pewien, że drugi pośladek, który właśnie zaczynał, zrobi w krótszym czasie – i być może zahaczy jeszcze o wzory na wysokości krzyża.
    Wyszczerzył zęby na opis zwierzęcej formy Barros. Nie potrafił sobie do końca wyobrazić, jak wyglądało to jaguarundi, ale obrazek przedstawiony przez Vaię był całkiem zabawny. Podobnie jak to, że początkowo aspirowała do gada. Alex mógł nie znać kobiety zbyt dobrze – w zasadzie nie znał jej wcale – ale już teraz z pełnym przekonaniem stwierdziłby, że kot pasował jej bardziej.
    - Będziesz musiała pokazać mi kiedyś zdjęcie. Albo po prostu się przemienić – zażyczył sobie, nie odrywając wzroku i rąk od skóry Vai. Był ciekaw, oczywiście, że był. Entuzjazm Hallberga i ciekawość świata była niemal tak duża jak u dzieci, które dopiero poznają otaczającą ich rzeczywistość. I choć teoretycznie powinien raczej zapytać, czy Vaia mogłaby mu swojego zwierzaka pokazać, Alex z jakiegoś powodu był absolutnie przekonany, że to pytanie byłoby raczej głupie. Barros wyraźnie lubiła swój totem, swoją zdolność przemiany i z pewnością chętnie się pochwali.
    Na wzmiankę o Brazylii i Kolumbi skinął lekko głową – z grubsza trafił z domysłami. Nie zmieniało to jednak faktu, że był trochę zdziwiony.
    - Cholernie daleko cię poniosło – zauważył.
    Hallberg wprawdzie dobrze wiedział, że Krucza zbierała sobie do Wysłanników najlepszych, nawet, jeśli musiała ich sobie sprowadzić zza oceanu, mimo tego sama myśl o tak drastycznej zmianie była dla Alexa abstrakcyjna. Wyprowadzić się z kraju za pracą, przenieść się z Brazylii za ocean, do tak skrajnie innego, obcego miejsca, jak Midgard? Nie do końca potrafił to sobie wyobrazić. Sam był w duchu chyba znacznie większym domatorem niż gotów był przyznać, a perspektywa opuszczenia znajomych rejonów Midgardu budziła w nim niechęć, której aż dotąd nie był specjalnie świadom.
    Kątem oka widział, jak Vaia zdejmuje bransoletki – rozumiał to, leżenie na nich na dłuższą metę nie mogło być wygodne. Prędko zrozumiał też jednak, dlaczego nie zdjęła ich od razu. Jasne blizny odcinały się wyraźnie na karmelowej skórze kobiety, a to, jak wyglądały, mogło budzić pytania. Na pewno prowokowało pytania – Alex nie miał wątpliwości, że Vaia nie raz spotkała się z ludźmi, którzy bez żadnego taktu i wyczucia zagadywali ją o to, co nie było ani trochę ich sprawą.
    Hallberg nie pytał, choć skłamałby mówiąc, że go nie kusiło. Że nie chciał wiedzieć. Bogowie, był tylko człowiekiem, w dodatku ciekawskim. To, co odróżniało go od pytających to po prostu świadomość, że nigdy – nigdy – nie mógł mieć pewności, jak bolesną historię nosi w sobie każdy człowiek i jak bardzo w związku z tym nie powinien pytać. Czasem bez ich zgody wykradał im sekrety, fakt – chciał jednak wierzyć, że robił to w szczytnym celu, w imię ogólnie pojmowanego bezpieczeństwa Midgardu. Zazwyczaj. W większości przypadków.
    Alex nie wyparłby się pokusy spojrzenia na Vaię wzrokiem Odyna, ale, zapytany, z absolutnie pełnym przekonaniem powiedziałby, że tego nie zrobi. Może to śmieszne, ale Hallberg naprawdę miał swój honor, a Vaia zaskakująco łatwo i szybko zyskała miano kogoś, kogo zaufanie... Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem przelotnie. Jakie zaufanie? Poznali się raptem parę dni temu, nie było mowy o żadnym zaufaniu – żadnym ponad te, jakie Barros musiała mu okazać, by oddać mu swe ciało jako płótno. Tak czy inaczej, tak – zaufanie. Czy tego chciała, czy nie, Vaia miała już metkę kogoś, czyjego zaufania Alex zwyczajnie nie chciałby zawieść.
    Później pracował już w dużej mierze w ciszy, raz na jakiś czas unosząc igłę tylko i prostując zesztywniałe plecy. Gdy skończył, miał wrażenie, jakby minęły całe wieki – choć obiektywnie rzecz biorąc z drugim pośladkiem rzeczywiście poszło mu sprawnie, i faktycznie zdążył jeszcze zacząć wzór na krzyżu.
    - Dobra, koniec tego dobrego na dzisiaj – oznajmił. – Leż jeszcze, zaraz ci to wszystko ogarnę, żebyśmy mogli pójść na to żarcie... Nadal chcesz ze mną wyjść? Dzisiaj? – Upewnił się, zerkając na kobietę kątem oka.
    Porozpinał maszynkę, wyrzucił igły, uprzątnął pojemniczki z tuszem. Potem sięgnął po sporych rozmiarów buteleczkę z eliksirem odkażającym i drugą, z miksturą znieczulającą, wyjął też z szafki płachty magicznej sztucznej skóry – bardzo podobnej do tej, jakiej używali śniący, lepszej jednak o tyle, że dużo lepiej trzymała się ludzkiego ciała i dawała się łatwiej zdjąć, gdy był już na to moment.
    - Będzie szczypało – ostrzegł nim przetarł świeżo wyryte wzory najpierw jednym, potem drugim eliksirem.
    Dał skórze Vai obeschnąć i, na koniec, starannie przyciął sztuczną, przeźroczystą skórę i okleił Barros tak, by zakryć wszystkie nowo wyryte wzory.
    - Będzie się pod tym gromadziła surowica, może też krew, to zupełnie normalne. Zdejmij za jakieś trzy, cztery dni – poinstruował. – Co do gojenia... – Wzruszył ramionami lekko. – Nie będzie szło zbyt szybko – powiedział wprost. – Z tydzień, dwa. – Wiedział, że śniący goili by się dłużej, ale oni nie byli śniącymi, ich ciała leczyły się lepiej, szybciej.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Vaia ceniła sobie zarówno możliwość rozmowy jak i siedzenie w ciszy. Nie dawało się ukryć, że rozmowa z Alexem, jego komentarze, jej riposty i inne takie skutecznie odwracały uwagę od nieprzyjemnej sesji. Oczywiście, efekt był tego całkowicie warty, co nie zmieniało faktu, że nie należało to do najprzyjemniejszych rzeczy w życiu. Jednak mimo ogólnie szeroko pojętej gadatliwości nie narzucała się, woląc prowadzić rozmowę, a nie monologi. Więc póki Alex był z tym okey, ona również.
    Mruknęła potwierdzająco w kwestii nazwisk speców od masowania. Liczyła, że faktycznie trafi na kogoś ogarniętego, a jak nie? To trudno, przeżyje i bez tego. Leniwe wylegiwanie się w kociej postaci też było świetnym sposobem na relaks, zwłaszcza, gdyby jeszcze znalazła adekwatną plamę słońca. Błogosławieństwem było czarne futro jaguarundi, które pochłaniało ciepełko, a i ogrzewanie podłogowe doskonale sobie radziło z jej zapotrzebowaniem na ciepło. Tak, ogrzewanie i plama słońca… Przypuszczalnie zamruczałaby na głos, gdyby akurat w tym momencie Alex nie dziabnął igłami w bardziej unerwione miejsce. Może to i lepiej. Nie chciała rozmruczeć mu się w salonie. Zdecydowanie nie chciała.
    - Jedyne istniejące zdjęcie mojej kociej formy wygląda tak, że kimam na nażartym kajmanie jak na kota przystało. Nie wiem, kto je zrobił, chociaż się domyślam. Nadal jest genialne wręcz. Ale nie ma sprawy, kiedyś ci pokażę moją kocią formę. – zerknęła na Hallberga, nie mogąc jednak powstrzymać się przed drobną złośliwostką. – Jak zasłużysz. – puściła mu oczko, szczerząc się bardzo prowokacyjnie i jeszcze bardziej bezczelnie. I tak, pewnie powinien zapytać, czy mogłaby. Ale nie spytał, a Vaia generalnie olała ten fakt kompletnie, tak samo jak słówko „musiała”. Nie widziała w tym problemu, chociaż raczej wolała z ekscesami zaczekać, aż tatuaż się wygoi. Ta ciekawość Alexa była w pewien sposób rozczulająca – lubiła takich ludzi. Z takimi nie było strach zabrać plecaka z minimalnym zestawem przetrwania i pójść w pizdu zwiedzać las. Albo skaliste plaże. Albo cokolwiek jeszcze niepoznanego… Z zaskoczeniem zdała sobie sprawę, że po pierwsze, naprawdę chętnie polazłaby z berserkiem na taką wyprawę, a po drugie to znaczyło, że w jakiś sposób jej się podobał. Jako człowiek rzecz jasna i chciała go poznać trochę lepiej. Że naprawdę nie przeszkadzało jej jego towarzystwo i wspólna cisza.
    - O to chodziło. Miało być jak najdalej. – powiedziała jedynie na jego komentarz, bo Brazylię od Midgardu dzieliła olbrzymia odległość. Tutaj miało nie być ryzyka, że wpadnie na któregoś z Barrosów, a zwłaszcza tego jednego, konkretnego, a i tak napatoczyła się na Esa. Tego akurat jednak nie żałowała, tęskniła za tym przerośniętym jaszczurem i za posiadaniem go za plecami w trudniejszych misjach. Nawet jeśli aktualnie się ciołek wypiął.
    Mijały pierwsze sekundy. Kolejne. Minuty. Nie padło to konkretne pytanie, w żadnej jednej wariacji, a była pewna, że Hallberg zauważył blizny. Trudno było nie. A mimo to… Uśmiechnęła się, bezwiednie rozluźniając i przymknęła oczy, powoli biorąc oddechy i wprowadzając się w stan przypominający medytację. Miło było wiedzieć, że się nie pomyliła w jego ocenie – mimo ciekawości miał jakieś resztki taktu i delikatności, by nie wpierdalać się z durnymi tekstami w takie rzeczy. Spodobało jej się to, nawet bardzo.
    Pozwoliła myślom dryfować, nawet odrobinę odpłynęła, skupiona na powolnych oddechach, regulacji pracy serca, szumie maszynki do tatuowania i igłach wbijanych się w ciało. Ból był tam, cały czas dryfował gdzieś na powierzchni umysłu, ale mimo swej ciągłości potrafiła się do niego w jakiś sposób przyzwyczaić. Pewnie dużo dawały okoliczności, miłe towarzystwo, rodząca się nuta zaufania, chociaż zdaje się, że szło to dziwnie szybko. Ale czy jej wina, że czuła się, jakby znała Alexa całe lata? Nagłe słowa Hallberga wyrwały ją z tego przyjemnego stanu i potrzebowała dobrej chwili, by zaczaić, co się wokół niej dzieje. Mózg potrzebował trochę czasu, niczym komputer śniących, zanim uruchomił się do porządku.
    - Alex, misiu mój kochany, zdycham z głodu. – poinformowała go bezczelnie, szczerząc ząbki. – Więc tak, zdecydowanie chcę. I chcę napełnić żołądek, bo zapobiegawczo w chacie nie mam nic na kolację. – wytknęła mu trochę ze śmiechem, by zaraz potem niewinnie zmrużyć oczka. – No wiesz, chyba, że czeka na ciebie żona albo dziewczyna i będziesz miał problemy, bujając się po knajpach z obcą babą, to wtedy nie będę ci robić pod górkę. – zastrzegła sobie, ale bardziej z humorem, próbując przy tym dobudzić nadal nieco zamglony łepek. Klasyczny stan zresztą.
    Przeczekała zabiegi Alexa, sycząc na eliksir odkażający, ale nie buntując się za specjalnie. Dopiero teraz z pełną mocą poczuła, jak to cholerstwo mocno boli i na jakiej płaszczyźnie. Przy drugim eliksirze jednak przestało, doszła więc do wniosku, że to coś przeciwbólowego. Nie zamierzała narzekać, za to chyba to oznaczało, że będzie musiała się zaopatrzyć w więcej takich środków.
    - Tydzień-dwa? – uniosła lekko brwi z cichym gwizdnięciem. – Długo. Ale z drugiej strony to się goiło prawie miesiąc, więc przeżyję. – skwitowała, przejeżdżając palcem po bliźnie po pazurach jaguara. Ubranie się nastręczyło sporo problemów, po tak długim leżeniu w jednej pozycji miała zastane wszystkie mięśnie i kości. Do tego wręcz stopnia, że gdy już stanęła na nogach, musiała przytrzymać się Alexa, by nie upaść. Odzyskanie równowagi zajęło jej chwilę, ale wtedy objęła mężczyznę lekko za szyję i cmoknęła w policzek. – Dziękuję. – rzuciła miękko, nie tylko w kwestii tatuażu. – A te blizny to od lin okrętowych. Źle złapałam. – mruknęła mu do ucha, zanim odwróciła się, by włożyć bransoletki na ręce i kurtkę też. Była pewna, że Hallberga ciekawiły te krechy na nadgarstkach, ale ponieważ nie rzucał durnymi pytaniami i uszanował fakt, że ich nie pokazywała, zdecydowała się tę ciekawość zaspokoić. I mogli iść na wspomniane żarcie, oczywiście po rozliczeniu się za wzorek na pleckach.

    Vaia i Alexander z tematu


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    18.06.2001

    Powrót do pracy był całkiem przyjemny, przede wszystkim chyba dlatego, że nic specjalnego się nie wydarzyło, nikt nie świrował i nikt nie odwalił niczego głupiego. Poza oczywiście nią samą, ale z tym wystarczyło, że Einar wiedział. W pracy nie musieli, niech im wystarczy, że miała całkiem dobry humor, nie zrzędziła i nie wyzłośliwiała się na Gurrze. Nawet mu odpuściła, co nie znaczyło, że nie posyłała mu spojrzeń. Ale ogólnie, była zadowolona z życia. Gryzło ją tylko jedno, wszystkie karteczki od Alexa, na które nie odpisała, mając przerwę w życiorysie.  Odpisywanie po takim czasie byłoby... lekceważące. Niemiłe. W ogóle dające vibe, którego Alexowi dawać nie zamierzała i nie chciała. Wisiała mu wyjaśnienia, raz że za odwołane spotkanie, a dwa że zniknięcie. I zdecydowanie chciała i powinna zrobić to osobiście. Poprzedniego dnia i tak nie miałaby jak do niego wpaść, jeden problem na raz. Ale dzisiaj po pracy... W końcu jeśli dobrze kojarzyła nie zmienił godzin funkcjonowania salonu. No i oczywiście przecież nie mogłaby wpaść z pustymi rękami, także jej kolorowa torba była wypełniona odpowiednimi przedmiotami przekupstwa. Tatuaż był wygojony, więc mogła szaleć. Z nadzieją że rytuał nie rozwalił wzoru.
    Wyprysnęła z siedziby Kruczej Straży natychmiast po zakończeniu swojego dyżuru. Nawet nie przebrała się w normalne ciuchy, tylko nadal ubrana w mundur skierowała się wprost do salonu tatuażu Alexa, mając nadzieję, że dobrze wycelowała godziny i że zdąży go tam złapać. W innym wypadku będzie musiała poczekać do następnego dnia, a i nawet wtedy nie było pewności, że jej się uda. A adresu Hallberga nadal nie znała, żeby zaskoczyć go w domu...
    Jedyne, co zrobiła ze swoim wyglądem, to podkreśliła oczy, jak zawsze zresztą, mocniejszymi, czarnymi kreskami, by wydawały się większe. Burza loków i tak była nie do okiełznania, mogły więc zostać rozpuszczone, a mundur to w końcu mundur. Nawet nieuszkodzony. Nie miała większego pojęcia, czego może spodziewać się po reakcji niedźwiedzia. Pewnie będzie na nią zły albo rozczarowany albo nawet obie opcje na raz i będzie miał rację. Kijowo wyszło, wiedziała o tym bardzo dobrze. Może nawet przez chwilę zastanowiła się, czy nie zawrócić, ale wygrała zwyczajna, ludzka tęsknota. Zresztą kot też za nim tęsknił. Za jego obecnością i towarzystwem.
    Zapalone w pracowni światło mówiło, że udało jej się zdążyć. Wsunęła się przez drzwi, bezszelestnie jak to kot, obserwując, gdzie znajdował się właściciel przybytku. Odwiesiła na wieszak torbę i płaszcz i ruszyła wgłąb, znajdując Hallberga tyłem do siebie na fotelu, chyba próbującego rozluźnić zastałe mięśnie od pochylania się nad wzorem. Uśmiechnęła się delikatnie do siebie i po prostu, tak zwyczajnie, podeszła do niego od tyłu i wtuliła się w jego plecy, wciskając nos pomiędzy ramię a szyję mężczyzny.
    - Boa noite. - przywitała się miękko, zaciągając jego zapachem. Esteban pachniał jak dom. Jak rodzina. Alex... Alex pachniał w jakiś inny sposób. Nieokreślony, ale cholernie dobry. Znowu się zaciągnęła, zanim wymruczała kolejne słowa, owijając ręce dookoła berserka. - Stęskniłam się. - dodała całkowicie wprost i szczerze, bez bawienia się w głupie podchody i udawanie, że wcale nie brakowało jej towarzystwa i ogólnie obecności Hallberga. - Przepraszam, że nie odpisywałam na wiewióry, byłam poza zasięgiem i dopiero wczoraj wróciłam. Odpisanie ci wtedy na wiewióra uznałam za dosyć… lekceważące, więc po prostu przyszłam. I jestem. - trochę niechętnie odsunęła się od jego pleców, by okrążyć fotel i ustawić się w polu widzenia Alexa, opierając tyłkiem o stół.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Najpierw sądził, że coś się stało – że miała wypadek, a on przecież nie był jej wystarczająco bliskim, by uważała go za jedną z osób pierwszego kontaktu. Potem przeszło mu przez myśl, że może po prostu zraził ją do siebie ostatnio – co byłoby zrozumiałe i uzasadniało nie tylko obecne milczenie Vai, ale też te przekładanie ich ostatnich wyjść, które finalnie w ogóle nie doszły do skutku, z różnych względów. Podejrzewał, że Barros może po prostu potrzebuje czasu. Wreszcie jednak doszedł do wniosku, że może zwyczajnie...
    Może po prostu nie chciała mieć z nim więcej do czynienia. Miała prawo.
    Nawet jednak siląc się na wyrozumiałość, nawet rozumiejąc, że ostatnim razem w górach faktycznie mógł przesadzić – nawet mimo tego nie potrafił nie być zły. Nie potrafił od tak pogodzić się z faktem, że Vaia zwyczajnie go olała i że nie stać jej było nawet na jeden, krótki list. List, na który Hallberg uważał, że zasługiwał. Zrozumiałby odrzucenie. Zrozumiałby, gdyby Wysłanniczka stwierdziła po prostu, że... To tyle. Nie podobałoby mu się, ale zrozumiałby.
    Teraz natomiast ani nie rozumiał, ani nie lubił tego, gdzie się znaleźli. Gdzie on się znalazł. Przez ostatni czas – nawet, jeśli nie było go dużo – zdążył się z Vaią oswoić. Przyzwyczaić do niej. W jakimś sensie stała się stałym elementem jego codzienności – codzienności, która teraz zaczynała się rozpadać, bo... Nie wiedział, czemu dokładnie.
    Nie rozumiał.
    W efekcie był rozdrażniony. To z kolei sprawiało, że musiał się bardziej pilnować – a to drażniło go jeszcze bardziej. Błędne koło. Eliksiry uspokajające pił w tym momencie jak herbatę, miesięczny zapas buteleczek topniał w oczach. Do domu wracał późno, ale wracał, bez słowa dołączając do Pii w jej łóżku, trzymając ją przy sobie nierzadko dość mocno, by zostawić na jej ciele siniaki, wdychając jej zapach głęboko, całymi haustami, bo tylko tak potrafił się uspokoić.
    A potem znów szedł do pracy, znów zabawiał klientów żartami, tworzył kolejne szkice na papierze i na skórze, obserwował trzy szczury harcujące w klatce na tyłach pracowni. I nie myślał – bo zwyczajnie nie mógł. Nie chciał.
    Wciąż było stosunkowo wcześnie, gdy pożegnał ostatniego klienta, uprzątnął stanowisko i zaszył się w jednym z pomieszczeń na zapleczu. Masa pustych kartek mieszała się na blacie biurka z tymi, na których zdążył stworzyć już pierwsze szkice nowych wzorów czy ilustracji, które zamierzał zawiescić potem na ścianach pracowni. Ołówki, węgiel, różnokolorowe tusze – można było w tym przebierać, grzebiąc w trzech dosyć sporych organizerach rozstawionych na blacie. Sięgając po kolejne przybory, Alex nawet nie unosił wzroku znad szkicu, nad którym pracował – prostował się tylko po to, by raz na jakiś czas zerknąć na figurkę postawioną gdzieś między tymi wszystkimi papierami. Uroczo kolorowy, porcelanowy zwierzak był jakąś niedorobioną krzyżówką trzmiela z motylem – tak powiedziałby Alex, gdyby miał w jakikolwiek sposób zaklasyfikować ten pokraczny kształt. Pia upolowała tę pierdółkę na jednym z bazarków ze starociami i przemalowała, zastępując nudny beż i szarości całą feerią pastelowych kolorów. Dotąd figurka stała u niej w sypialni – odkąd jednak Hallberg był wyraźnie wściekły, Pia dała mu ją jako swego rodzaju kotwicę, coś na co mógł spojrzeć, dotknąć, by wziąć swoje nerwy na wodze.
    Nie działało tak dobrze, jak towarzystwo bliźniaczki, dość jednak, by Alex nie rozniósł wszystkiego na strzępy.
    Pomieszczenia od głównej sali nie odgradzały żadne drzwi, mimo tego Hallberg nie był świadom towarzystwa aż do chwili, gdy Vaia była już niemal tuż za jego plecami. Berserk rozprostowywał się właśnie z sapnięciem – wzrok znów prześlizgnął mu sie po kolorowej figurce – gdy nozdrza podrażnił mu znajomy zapach perfum, a po plecach rozlało się ciepło przytulonego do nich ciała.
    Spiął się, choć wcale nie chciał. Uśmiechnął się krzywo, zaśmiał krótko, bez faktycznego rozbawienia – choć zupełnie nie tak chciał się przywitać.
    Nie próbował się od Vai uwolnić, nie powiedział jednak nic aż do chwili, gdy Wysłanniczka zaczęła się tłumaczyć – i pojawiła się w polu jego widzenia, wspierając o biurko. Dopiero wtedy odchylił się bardziej na fotelu, rozparł w nim jak cholerny król – bo był nim, tu, w tej pracowni, zdecydowanie był królem – i splótł ręce na piersi, spoglądając na Vaię uważnie.
    W zielonych oczach płonął ogień.
    - Co tu robisz? – spytał krótko, jakby zupełnie nie słyszał jej poprzednich słów.
    Słyszał. Po prostu niewiele dla niego w tej chwili znaczyło. Może tylko tęsknota, do której się przyznała – ona może coś znaczyła. Hallberg nie był jednak pewien, czy sam chciał nadawać jej jakieś znaczenie. Chyba nie. Dzisiaj – chyba nie.
    Nie raczył wstać ani na początku, ani potem. Nie zdecydował się też na żaden komentarz samych wyjaśnień Vai. Bo i co miał powiedzieć? Że rozumiał? No nie, właśnie nie rozumiał. Że jedno, krótkie zdanie – pojedyncza, zwięzła, oschła nawet odpowiedź na którykolwiek z jego listów, które wysłał do niej jak ostatni desperat – że to by naprawdę wystarczyło, by pojął, że Vaia potrzebuje czasu? Nie widział powodu, dlaczego miałby to mówić. Przecież i tak było już po wszystkim. Może więc powinien przyznać, że też się stęsknił? Mógłby. Tylko, że nie chciał.
    W efekcie odsunął się tylko trochę na fotelu, by móc wygodniej objąć ją wzrokiem. Prześlizgnął się po jej niesfornych lokach i mundurze z niewzruszoną miną, choć pod żebrami coś drgnęło mu lekko. Znów spojrzał w jej kocie oczy – i czekał.
    - Poważnie, Vaia. Po co tu jesteś? – powtórzył prosto.
    Tęsknota nie była dla niego argumentem, skoro wcześniej nie zasługiwał nawet na jedno proste wyjaśnienie. Przeprosiny mu nie wystarczały, skoro wcześniej tak łatwo przyszło jej zapomnieć o jego istnieniu. Nie był pamiętliwy, bardzo wiele umiał zrozumieć – ale nie należał do tych, którzy pozwolą traktować się jak rzecz. Zabawkę, po którą sięga się, gdy jest się znudzonym i odstawia na półkę bez słowa, gdy nie był już potrzebny.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Czarne oczy Wysłanniczki jeszcze bardziej przypominały dwie, głębokie studnie, w których każdy nieostrożny mógł utonąć, jeśli zapatrzył się zbyt długo. Napięcie Alexa nie uszło jej uwadze, ale inaczej po prostu jej nie pasowało, zwyczajnie potrzebowała poczuć go przy sobie chociaż na chwilę. W tym nie było logiki, nie było jakiegoś wyjaśnienia, po prostu potrzebowała przy sobie Alexa. Nie kogokolwiek z brzegu, tylko po prostu Alexa. Znajomego, trochę chaotycznego niedźwiedzia, który wszedł w jej życie i po prostu w nim został. Chciała, by Alex w nim został. Ale najpierw musiała wyjaśnić to, czy tamto, pokazać swój punkt widzenia, powiedzieć, jak było, a nie jak wyglądało, że jest. Że czasem była głupia i popełniała błędy, ale gdy jej własny chaos już umilkł, to chciała je naprawić. Zaczynając właśnie od Hallberga, który z obcego stał się bliskim, ale wciąż potrzebował o wiele większej ilości wyjaśnień, a ona musiała bardziej zwracać uwagę na pewne rzeczy. I zamierzała to robić, o ile jej pozwoli.
    Pewnie w innej sytuacji usiadłaby na jego biurku, czując się swobodnie i okazując to. Ale teraz Alex był zły, jego fascynująco zielone oko płonęło ogniem i Vaia nie była tym zaskoczona ani trochę. Nie zamierzała w jakikolwiek sposób negować, że wyszło bardzo źle i że to była jej wina, choć wcale tego nie chciała. Ale wtedy zrobiła bardzo dużo błędów, a teraz chciała to wszystko naprawić, o ile nadal chciał ją znać. Chyba chciał, skoro patrzył na nią i jeszcze jej nie wyrzucił. Sama Vaia natomiast stała w przeciwieństwie do niego, jakby chciała zajmować najmniej miejsca, niczym faktyczny kot. Nie dlatego że się bała, ale dlatego, że nie chciała prowokować niedźwiedzia, gdy jego złość była skierowana na nią. Gdyby wkurzał się na kogoś innego, to czemu nie, ale póki złościł się na nią, musiała stąpać ostrożnie, jak kot. Czarne oczy rozświetliły się kocim złotem, w płynny, miękki sposób, gdy pozwoliła sobie nie tłumić drugiej natury i być w pełni bardzo szczerym stworzeniem.
    Co tu robisz?
    Proste pytanie a jednak trudne. Jak mogła wyjaśnić mu swoją potrzebę? Jak mogła mu wyjaśnić swoje wcześniejsze rozchwianie, swoją tęsknotę i nagłe uświadomienie sobie, jak bardzo zagubiła się wśród tego świata? Dopiero powtórzenie pytania sprawiło, że potrząsnęła lekko głową, czując wzrok mężczyzny na sobie i nie ruszyła się z miejsca.
    - Żeby przeprosić, to najpierw. Żeby wyjaśnić, to za chwilę. Żeby wytłumaczyć, że to wcale nie tak, że cię olałam, chociaż tak to wyglądało, masz pełne prawo tak sądzić i jestem w pełni  tego świadoma. Jestem tutaj, bo tęskniłam. Bo mi zależy na tobie i na tej znajomości. Bo twoja obecność w moim życiu sprawia, że jestem trochę bardziej kompletna, choć mimo to nadal nie potrafię wypośrodkować pewnych rzeczy. Jestem tutaj, bo wiszę ci mnóstwo wyjaśnień i dlatego, że próbowałam udawać normalną przy tobie, bo pierwszy raz zaczęłam się obawiać braku akceptacji, chociaż do tej pory miałam ten fakt w czterech literach. I przede wszystkim jestem tu dlatego, bo wysyłałeś mu wiadomości, a mnie nie było, żeby na nie odpowiedzieć. Bo ostatnie trzy dni, od 13 czerwca, byłam nieprzytomna i odcięta od rzeczywistości, a do życia wróciłam w zasadzie wczoraj. - z trudem wróciłam. Tego jednak nie powiedziała Alexowi, to nie było w tej chwili istotne. Istotne było to, że miała wrócić wcześniej i nie powinna w ogóle dopuścić do takiej sytuacji, ale dopuściła. Gdyby siedział przed nią ktokolwiek inny, weszłaby mu na kolana, z tej perspektywy tłumacząc wszystko. Może na chwilę też zerknęła na niedbale rozłożone kolana berserka, ale nie miała prawa tego zrobić, mężczyzna był zły i to on powinien zdecydować, w którą stronę dalej chciał iść. Z nią czy bez niej.
    - Tak, mogłabym odpisać wczoraj na twoje wiadomości, ale to byłoby lekceważące. Dla ciebie. Po takim czasie mogłam  więc tylko przyjść osobiście. I wyjaśnić, szerzej, co i dlaczego. Jeżeli chcesz. Bo równie dobrze możesz uznać teraz, że to była przesada i wolisz, żebym wyszła w pizdu. Byłoby to nawet całkiem zrozumiałe, chociaż pewnie byłoby mi przykro. Ale ciebie zraniłam, chociaż nie chciałam. Więc - zrozumiem. - rozłożyła lekko ramiona, a potem ułożyła ręce na biurku, opierając się o nie wygodniej. Czekała na decyzję Alexa, obserwowała go, starając się nie prowokować wzrokiem, choć nie umiała się powstrzymać, by nie patrzyć w jego zielone oczy. Za bardzo ją przyciągały, cały Alex ją przyciągał. I czuła się potwornie źle z myślą, że mogłaby to zaprzepaścić.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Nie był do końca pewien, czego się spodziewał – jakiej odpowiedzi oczekiwał na pozornie proste, nieskomplikowane pytanie. Czy naprawdę zależało mu, żeby Vaia pokajała się, ukorzyła przed nim, przepraszała przez kolejną godzinę? No nie. Raczej nie. Przperosiny były miłe, miał prawo na nie liczyć, szczerze mówiąc bardziej jednak chciał po prostu zrozumieć. Radził sobie z odrzuceniem, z ludzką niechęcią, z nagłymi zmianami dynamiki relacji, które nagle zbaczały z wytyczonej ścieżki. Wszystko to już przerabiał, wszystkiego tego nauczył się całkiem szybko, jak nie jeszcze jako dzieciak, to potem, na studiach czy zaraz po. Teraz nie miał żadnych wątpliwości, że też by sobie poradził. Niezależnie, co stało za ignoracją, jaką dostał od Vai w ciągu ostatnich paru dni, umiałby to udźwignąć.
    Nie wiedział jednak, jak to zrobić, dopóki nic nie rozumiał.
    To więc, na co liczył, to wyjaśnienia. Nie przeprosiny, przeżyłby bez nich, ale proste wytłumaczenie, co, do jasnej cholery, się odjebało. Z wielu wariantów, które brał pod uwagę, niektóre były lepsze, inne gorsze. Na niektóre złożyłby kolce, na inne pewnie spiąłby się jeszcze bardziej – tak czy inaczej, wciąż w zakresie własnej kontroli. Nie był dzieckiem. Umiał panować nad emocjami, nawet, jeśli te usilnie próbowały wyrwać mu się, obrosnąć jego ciało futrem, wyostrzyć zęby, wyhodować pazury.
    Przynajmniej kilka z rozważanych opcji brały pod uwagę, że Vai mogło się coś stać – była Wysłanniczką, zagrożenie zdrowia i życia miała wpisane w zawód – z jednej strony nie był więc zaskoczony, gdy usłyszał właśnie to. Z drugiej, czym innym było myśleć, że coś takiego mogło się stać, a czym innym było wiedzieć.
    Patrzył na nią bez słowa, obracając jej słowa w głowie jak jakiś wybitnie ciekawy artefakt, któremu należało przyjrzeć się starannie ze wszystkich stron. Gdy skończyła mówić, wciąż się nie odzywał, nerwowo pukając tylko palcami we własne przedramię.
    Nie do końca wiedział, jak czuje się z tym wszystkim, co nie było wyjaśnieniami, a raczej odkryciem przez Vaię kart, na odkrycie których nie liczył. Tęsknota. Przywiązanie. Nie wyparłby się ciepła, jakie zalęgło mu się w piersi na te słowa, ale, z drugiej strony, wcale nie był pewien, czy...
    Odetchnął głęboko, nie kończąc myśli i bez słowa podniósł się z fotela. W dwóch krokach stanął naprzeciwko Vai, tuż obok, zmuszając się, by jeszcze bardziej cofnęła się do biurka. Zaciskając zęby jeszcze przez chwilę, ostatecznie uśmiechnął się przelotnie – wciąż raczej krzywo, gorzko niż szczerze – i przekrzywil głowę lekko, świdrując Barros uważnym spojrzeniem.
    Było tak wiele rzeczy, które mógłby powiedzieć. Wiedział przecież, że zaczął już hodować wobec Vai jakieś uczucia. Wiedział, że było ich strasznie dużo, bardzo różnych, a pożądanie było z nich tylko jednym, najprostszym, nałatwiejszym do nazwania. Mógłby więc mówić o tym, że się martwił – i tęsknił. Że szalał, nie wiedząc, co się dzieje – i wściekał się nie dlatego, że czuł się odrzucony, co raczej dlatego, że sądził, że potrafiliby załatwić odrzucenie lepiej. Że dogadują się, rozumieją na tyle, by móc ze sobą rozmawiać, a nie po prostu... Znikać. Mógłby powiedzieć, że serce drgnęło mu na wzmiankę o tym, że leżała nieprzytomna, jakiś spóźniony lęk zakłuł go pod żebrami, że odezwało się poczucie bezradności, że nie mógł nic zrobić, żeby jej pomóc. Mógłby wspomnieć o tym, jak działał na niego jej zapach, ciepło, to, że była teraz tak blisko; jak zachłannie wpiłby się w jej usta, gdyby wiedział, że może; i jak bardzo chciałby ją wziąć dla siebie, niespecjalnie przejmując się konsekwencjami – i że nie robił tego tylko dlatego, że, jednocześnie, szanował to, kim była; respektował jej granice, dystans, który zarysowała między nimi ostrożnie podczas ostatniej wycieczki w góry.
    Mógłby powiedzieć tak strasznie dużo.
    - Co się stało? – zapytał zamiast tego krótko, świdrując ją uważnym spojrzeniem. – Byłaś nieprzytomna. Dlaczego? – spytał rzeczowo i zmrużył oczy. – Praca? – drążył, bo to było przecież najprostsze wyjaśnienie, pierwsze, jakie mu się nasuwało.
    Tylko przez chwilę rozważał, że może jednak powinien się cofnąć. Zrobić krok do tyłu, może wrócić na fotel. Zamiast tego – został, niemal skóra przy skórze, z drapieżną satysfakcją sycąc się Vaią uwięzioną między nim a biurkiem.
    Nie zrobiłby jej krzywdy, ani teraz, ani nigdy. W tej jednej chwili, gdy wciąż był tak strasznie zły, czuł jakąś chorą, zwierzęcą radość z samej myśli, że mógłby – i że Vaia przyszła do niego mimo tego, że wiedziała, musiała wiedzieć, że mógłby ją skrzywdzić. Że, w większości przypadków, to nawet nie byłoby zależne od niego.
    Bogowie, był wściekły, choć coraz mniej był pewien, czy złościł się wciąż na Barros, na to, jak zniknęła – czy raczej na to, jak bardzo sam się tym przejął. Jak bardzo poczuł się urażony – jak bardzo to bolało.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Wpatrywała się w Alexa i po prostu czekała. Kot umiał być cierpliwy, Wysłanniczka także, podstawą polowania była w końcu cierpliwość. Jakaś jej część chciała go pospieszyć, chciała zażądać odpowiedzi tu i teraz i być może ta chęć odbiła się w oczach, jednak nie padła żadnym słowem. Z pozoru rozluźniona i spokojnie była w duchu napięta, pierwszy raz od bardzo dawna czując wewnętrzny niepokój, wewnętrzny strach. Obecność niedźwiedzia, rozmowy z nim, były po prostu ważne. Przez czas, który sobie zostawiła na myślenie, zdała sobie sprawę, że żałowała przełożonej wycieczki sprzed tygodnia. Nawet jeśli nie była wtedy sobą tak bardzo, jak była teraz, to żałowała jego braku. Nawet nie dlatego, że dwa tygodnie to było strasznie długo i mogło się wszystko zmienić od tego czasu, ale dlatego, że z tego powodu nie widziała go na oczy tyle czasu.
    Ale jednocześnie rozumiała też, że to było potrzebne. Że jeśli chciała dalej cieszyć się jego towarzystwem, to musiała na nowo poskładać siebie, by pokazać mu swoje kawałki… Ta myśl uderzyła ją z siłą rozpędzonego pociągu śniących. Chciała pokazać mu kawałki siebie, chciała, by poznał ją taką, jaka była naprawdę. Zacząć od tego, co było na samej górze, najbardziej widoczne, a potem zapuścić się coraz mocniej w głąb pokrzywionego ducha, pokazać mu swój świat… Rzadko miewała na to ochotę. Alex był jakimś dziwnym wyjątkiem, który jej nie przeszkadzał, choć mimo wszystko, wbrew pozorom emanującym na świat, gdzieś w głębi trochę obawiała się, że to będzie za dużo dla Hallberga. Ale lepiej było zrobić to teraz i mierzyć się z odrzuceniem, gdy jeszcze umiałaby sobie poradzić z utratą jego towarzystwa, niż czekać i zrobić to później, gdy odrzucenie mogłoby złamać ją na pół. Nie chciała sobie znowu radzić z takim bólem.
    I tak samo mocno chciała poznać jego. Wszystko to, co kryło się pod maskami wygłupów z sesji i teraz tego gniewu, słusznej złości berserka za to, że go zostawiła, choć wcale nie chciała tego robić. Czekała na jego odpowiedź, która cały czas się przeciągała. Nie pospieszała go jednak, chciała, by po prostu sam przemyślał, czy chce chociaż próbować, dać jej szansę, czy to było za dużo, kocia niezależność, znikanie i błędy, które popełniała. W pierwszej chwili, gdy się zerwał, była święcie przekonana, że każe jej się wynosić, ale nagle zablokowana droga, drugie ciało zmuszające ją, by wcisnęła się w biurko, raczej jasno wskazywała, że tak nie było. Że był zły, ale nie na tyle, by kazać jej się wynosić w cholerę. Uniosła kącik ust, teraz już bez skrępowania odchylając głowę w górę i patrząc w oczy Alexa.
    Kot zjeżył się od razu w jej wnętrzu, niepokojem kwitując zmianę dynamiki. Niedźwiedź był większy, groźniejszy, silniejszy – berserczą furią zdolny pogruchotać jej kości, a patrząc na to, co jej powiedział i co sama wyczytała, nie byłoby to nawet aż tak zależne od jego świadomości. Jeszcze kilka dni temu stłumiłaby ten instynkt, próbując nie pokazać po sobie strachu, ale przecież tylko głupiec nie czułby respektu przed siłą, a po drugie kocie instynkty były zupełnie czym innym, niż zwyczajny strach. Pozwoliła im na to, pozwoliła kotu się ujawnić, zamanifestować swoje istnienie i odbić się w złocistych oczach, iskrzących czernią tęczówek, gdy człowiek i kot trwali w idealnych połowach, na równi dzieląc jedno ciało. Linia ramion Vai napięła się, a włoski na karku podniosły, gdy kot instynktownie oczekiwał ataku, gotowy był się bronić i odbić cios, ale jednocześnie stała dość luźno, na tyle na ile mogła w takiej bliskości, patrząc swobodnie na Alexa, pozwalając mu zobaczyć, ile mogło w niej być z kota, a ile nie zawsze. Była Wysłanniczką, zawsze spodziewała się ataku, ale mimo odruchowego wciśnięcia się w biurko, nie zrobiła nic poza tym. Pozwoliła sobie ulec mu dlatego, że tego chciała, a nie dlatego, że ktoś ją zmuszał. Że uwięził ją między sobą a biurkiem, a mimo wszystko ta pozycja sprawiała jej jakąś dziką przyjemność, z ciepła płynącego od drugiego ciała.
    Pytania Hallberga padły jedno po drugim i odchyliła głowę w tył, obnażając wrażliwe gardło, w wyrazie zaufania, nawet jeśli w jej oczach nadal czaił się kot, gotowy do obrony, nawet jeśli wcale nie musiał się bronić. Każdy strażnik spodziewa się ataku, a zwłaszcza taki, którego kiedyś porwano i próbowano złamać.
    - Nie, nie praca. Byłam nieprzytomna na własne życzenie. – wróciła głową do poprzedniej pozycji, a lewą dłoń oparła o pierś Alexa. Zaraz potem obok niej wylądowała i prawa dłoń dziewczyny, potrzebowała dotyku, lubiła go, ale nie wymuszała niczego na berserku. – Cofnę się trochę, bo początek wszystkich wydarzeń sięga tak naprawdę jednego z naszych pierwszych spotkań. – z delikatnym wahaniem cofnęła dłonie, bo nabierała coraz większej chęci, by zwyczajnie wtulić się w mężczyznę, korzystając z jego bliskości, z tego, jak przyciskał jej ciało do stołu, z jednej strony drażniąc instynkty obronne, a z drugiej wręcz przeciwnie. – Nigdy nie byłam normalna, Alex. Nie w kategoriach ludzi, których spotykałam na swojej drodze. Jedni to akceptowali, zostając ze mną do dzisiaj, jak na przykład Esteban czy rumuńskie wilki, inni wręcz przeciwnie, jak mój eks mąż czy niektórzy marynarze. Czasem na tych znajomościach zależało mi bardziej, czasem mniej. Ciebie polubiłam od razu i popełniłam największy błąd życia. Pamiętna tego, co potrafię zrobić, stłumiłam tę drugą, bardziej kocią część mnie. Mniej lub bardziej tłumię ją od lat, ale wtedy zaczęłam jeszcze mocniej. I jak łatwo się domyślić, tak się nie robi. Pogubiłam się, Alex. Bardzo mocno się pogubiłam, a od lasu wszystko zaczęło się walić w tempie ekspresowym. Są tematy, na które nie rozmawiam, to fakt. Ale moja reakcja była przesadzona, zbyt ostra. Dzień później mieliśmy misję, która poszła w bardzo chujowy sposób, nawet jeśli wszyscy przeżyli.ja przeżyłam większym cudem, ale o tym potem.To też mnie dobiło, zwłaszcza, że spotkałam się wtedy z moją byłą, pierwszy raz od zerwania, pierwszy raz od ponad roku. Kot wyszedł wtedy na powierzchnię, w niespecjalnie dobry sposób, będąc już całkowicie wstępem do późniejszego chaosu. Byłam albo ja albo kot, nic pomiędzy – możesz to nazwać walką pomiędzy obydwiema naturami. W zeszłą sobotę odwołałam nasz wypad, bo Esteban, który jest jedyną rodziną, jaka mi została – bo mój rodzony brat jest uprzejmy mieć mnie w dupie gdzieś od marca – Esteban potrzebował lokum do zamieszkania. Nie odmawiam ludziom, nie takim, którzy są mi bliscy. Ale wtedy wszystko buchnęło i solidnie się z nim pożarłam, z własnej głupoty, rzucając oskarżeniami, jakbym go nie znała. Zrozumiałam, że się zgubiłam. I jeśli się nie odnajdę, to będzie tylko gorzej, aż zniszczę wszystko, co mi drogie, każdą jedną relacją. Jest taki jeden rytuał. Mieszanka szamanizmu z vaudun. Oficjalnie nie powinnam umieć go przeprowadzić, ale miałam ciekawych znajomych. Więc poszłam na odludzie i go przeprowadziłam, tyle, że jak zacząć rytuał jest łatwo, tak zakończyć już nie. Miał trwać dwa dni, więc w sobotę miałam już być tutaj, cała i zdrowa. Nie trwał. Jak mówiłam, wróciłam do życia wczoraj. Osiągnęłam swój cel, połatałam zagubione części i zrozumiałam kilka rzeczy. Dlatego się nie odzywałam. Bo ten rytuał polega na wejściu w głąb własnej duszy, do wewnętrznego świata, gdzie ucięłam sobie całkiem przyjemną dyskusję z moim wewnętrznym kotem… i przestałam tłumić to, że chociaż przyjmuje się, że człowieka jest 60% a kota 40, to te proporcje są płynne, a przeważnie jest i powinno być równo po połowie. Jak teraz. – opowiedziała w skrócie całość wydarzeń, z wypunktowaniem własnych błędów i powodów. – Chciałam ukryć przed tobą, jak bardzo szurnięta jestem, bo zwyczajnie się wystraszyłam, że mogłoby ci się to nie spodobać. Przepraszam. – podsumowała z lekkim westchnięciem, napięte linie ramion rozluźniły się, gdy kot zrozumiał, że nie grozi mu krzywda z rąk berserka. Vaia nie wycofywała się, zostawiła swoje 50 na 50, ciesząc się z równowagi, akceptując swoje skrzywienia i mając jakąś dziwną nadzieję, że Alex też to zrozumie. Nawet jakby miał na nią nakrzyczeć za głupotę, bo zasłużyła.


    You die before me and I'll kill you.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.