Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    Pracownia tatuażu "Złota Ćma"

    4 posters
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    Pracownia tatuażu "Złota Ćma"
    Nieduży lokal mieści się w jednej z bocznych uliczek starego miasta. Złota ćma na drzwiach jest jedynym co wyróżnia pracownię spośród okolicznych sklepów - nad drzwiami nie wisi żaden szyld, a symbolowi motyla nie towarzyszy nazwa miejsca. W środku, w poczekalni tuż przy wejściu, ściany zdobią zmieniane co jakiś czas prace Alexandra oprawione w złote ramy, a w głębi studia można dostrzec kameralną pracownię. Dwa stanowiska, z których używane jest zazwyczaj tylko jedno, kuszą słoiczkami pełnymi różnokolorowego tuszu i kredowymi bazgrołami na ścieralnych ścianach. Hallberg tatuuje tradycyjnie, bez magii, obok każdego z łóżek dostrzec można więc też maszynki i starannie zapakowane igły różnej grubości.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    15.05.2001


    Niektórzy mogliby określić życie Rúny jako bardzo, bardzo nudne. Przeważnie poruszała się trasą z mieszkania na kampus i z kampusu do mieszkania, ale tak po prawdzie niezbyt jej to przeszkadzało. Lubiła swoją pracę i grzebanie w tych wszystkich księgach o runach, tłumaczenie ich na język przyjazny galdrom też było całkiem przyjemne. Ale najlepsze z tego wszystkiego były chwile, gdy po długich godzinach ślęczenia nad czymś znajdowała rozwiązanie lub z jeszcze większym trudem udawało jej się dorwać księgę, która praktyczne była nie do zdobycia. Wtedy cieszyła się najbardziej i w dodatku była w stanie zarwać nawet noc, byle tylko przeczytać to, na co tak długo czekała. A to, że potem w pracy była tak nie do końca przytomna? Oj tam oj tam, zdarza się każdemu. Przynajmniej nigdy nie zdarzyło jej się przyjść do Instytutu na kacu!
    Stuk stuk stuk. Czarne buciki na obcasie, ozdobione fantazyjną kokardką, stukały o bruk uliczki, meldując wszem i wobec, gdzie w danym momencie znajduje się ich właścicielka. O dziwo jednak tempo stukotu było dosyć powolne, jakby ubrana w nie osóbka czegoś szukała lub była zupełnie zamyślona a może w ogóle miała problem z odnalezieniem drogi? Jednak gdyby ktoś wyjrzał przez okno lub po prostu zainteresował się dziwnym tempem charakterystycznego stukotu kobiecych szpilek, szybko okazałoby się, że żadna z tych opcji nie dotyczy rudowłosej jednostki, która spokojnie przemierzała ulicę zmierzając do swego domu. Właścicielka czarnych szpileczek, ubrana w kremowy sweter i wiązaną w pasie niczym pseudo gorset długą, ciemnozieloną spódnicę, dreptała grzecznie po ulicy, dzierżąc w dłoniach opasłe tomisko, ewidentnie dosyć stare. I nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, wszak każdemu wolno nosić księgi w rękach, gdyby nie to, że kobieta księgę miała otwartą i ewidentnie czytała ją po drodze, zamiast patrzyć pod nogi! Coś takiego musiało się skończyć totalnym nieszczęściem, zwłaszcza, jeśli ową kobietą był nikt inny, jak Rúna Nørgaard, teoretyk magii runicznej, a do tego istotka niekiedy solidnie pechowa.
    Czym więc mogło się skończyć połączenie bruku i zaczytanej w księdze kobiety na szpilkach? Oczywiście, że spektakularnym wywinięciem orła! W pewnym momencie obcas szpilki nie trafił w bruk, a w szparę pomiędzy nim, co wywołało najpierw wykręcenie eleganckiej stópki, następnie cichy pisk i równo z nim o wiele głośniejsze łupnięcie raz że opasłego tomiska runicznej księgi, a dwa że właścicielki szpilek. Upadek był zdecydowanie bolesny po szorstkim bruku, jednak konsekwencje były o wiele poważniejsze, niż jedynie naruszona duma członkini klanu Nørgaardów i lekkie nadłamanie drewnianej okładki. O dziwo wykręconej kostce nic nie dolegało, poza zwyczajnym w takiej sytuacji bólem nadwyrężonego stawu, inna rzecz miała się z elegancką spódnicą. Ta po pierwsze pobrudziła się od brudu porywającego bruk ulicy, ale kiedy posykując z bólu Rúna przekręciła się na tyłek, mogła spokojnie dostrzec, że plama brudu powolutku zaczyna się powiększać, a prawe kolano, na które upadła, pulsuje bardzo silnym i bardzo paskudnym bólem. Teoretyczka magii spróbowała się podnieść, ale bolące kolana zaprotestowały dobitnie, a prócz tego przewieszona przez ramię torebka podczas upadku zdążyła solidnie grzmotnąć ją w głowę, a że zapomniała ją zamknąć, to część jej zawartości zdążyła się rozsypać po bruku. Jak na złość ulica była pusta, więc przynajmniej nikt nie widział tego godzącego w dumę upadku, z wysiłkiem spróbowała więc najpierw pozbierać wysypaną zawartość torebki. W końcu musiała się jakoś pozbierać, dotrzeć do domu, a potem udać się do kogokolwiek, kto z magią leczniczą radził sobie lepiej niż ona.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    - No debil – podsumował się burknięciem pod nosem, po raz czwarty już w ciągu ostatniej godziny wymazując zaklęciem tworzony szkic.
    Wiedział, że nie jest debilem. Wiedział, że nie jest nawet ponadprzeciętnie głupi. Gdy jednak coś mu nie wychodziło, ochoczo obrzucał się inwektywami – bo kto inny miał to robić? No nikt, bo nikt rozsądny nie będzie pyskował berserkowi – a Alex przecież swoich genów specjalnie nie ukrywał. Jeśli więc chciał krytyki, musiał zafundować ją sobie sam.
    I fundował, dzisiaj aż nazbyt ochoczo.
    Nic mu nie szło. To znaczy, porannych klientów ogarnął jak trzeba – nikt się nie skarżył, wzory wyszły aż nadto udane, świeżo przeorani igłą delikwenci piali z zachwytu. Ale potem, gdy zamknął już pracownię, planując spędzić godzinkę czy dwie na przygotowywaniu nowych szkiców tuszem... No cóż.
    Z sapnięciem wstał od stolika, przeciągnął się, przetarł twarz i roztarł zmęczony zbyt długim trzymaniem pióra nadgarstek. Przygaszone po ostatnim kliencie światła skąpały pracownię w kojącym półmroku – tylko jeden kąt, ten zajęty przez Alexa, jaśniał ciepłym blaskiem lampy – co Hallberg pewnie by docenił, gdyby akurat nie próbował się wściekać.
    Szybkim krokiem przemaszerował przez studio, zgarnął z lodówki butelkę z orzeźwiającym, cytrusowo-ziołowym naparem, który zastępował mu napoje pobudzające. Tych ostatnich, z oczywistych względów, nie powinien pić – a przecież wciąż potrzebował czegoś, co byłoby w stanie go rozbudzić, postawić na nogi, gdy akurat tego potrzebował. Kawy nie lubił, herbata też niespecjalnie go kręciła. Zioła i cytrusy zapełniły tę lukę.
    Sącząc napój niespiesznie, stanął w witrynie pracowni, z umiarkowanym zainteresowaniem przyglądając się przechodniom. Lustra weneckie wprawione zamiast tradycyjnych okien chroniły go – i, na co dzień, przede wszystkim jego klientów – przed ciekawskimi spojrzeniami, jemu samemu pozostawiając doskonały widok na kręcących się w pobliżu. Jak tego typa w szarym trenczu, perorującego z ożywieniem swojej... żonie? córce? kochance? Albo tego po drugiej stronie ulicy, z rozczulającą beztroską bawiącego się z psem.
    Albo tę rudą, która ledwie parę minut później, gdy tamci już zniknęli, wywinęła imponującego orła tuż pod oknem pracowni.
    Alex zakrztusił się, zaskoczony nagłym popisem tuż pod jego nosem. Prychając przez chwilę, niedbale otarł buzię z kropel naparu, zakręcił potem butelkę i wyszedł na zewnątrz, wcześniej zostawiając napój na ladzie w pracowni.
    - Hej, w porządku? – rzucił do dziewczyny, wyglądając przez drzwi studia – a w kolejnej chwili ruszając śmiało w jej kierunku.
    Kucnął między rozsypanymi rzeczami i zaczął zbierać – książki, przybory piśmiennicze, jakiś batonik, chusteczki. Zgarniał wszystko ostrożnie, z należytą pieczołowatością formując potem zguby w staranny stosik obok torby rudej.
    Odkładał właśnie ostatni zabrany z chodnika zeszyt, gdy jego wzrok padł na plamę na spódnicy dziewczyny.
    - Chyba potrzebujesz plastra, co? – rzucił, uśmiechając się i przekrzywiając głowę lekko tak, jak mogłoby to zrobić zaciekawione zwierzę. – Możesz wstać? Chodź, pomogę ci – zachęcił i przysunął się do kobiety, gotów pomóc jej się pozbierać. W pracowni miał wszystko, co potrzeba, by opatrzyć drobne skalecznia.
    Kiedyś, jeszcze na studiach, podobne gesty wypracowały mu metkę amanta – prawda była jednak taka, że Alex po prostu był miły. Sympatyczny. Nierzadko durny, ale przez to rozczulający. I – choć może ciężko w to uwierzyć – zwykle nie był interesowny. Nie, jeśli chodziło o drobne gesty uprzejmości. Lubił ludzkie sekrety, tego by się nie wyparł – nawet teraz musiał świadomie powstrzymywać się od wydobycia na wierzch tajemnic drobnej nieznajomej – ale...
    Wróć. Nieznajomej? Zmarszczył brwi, intensywnie przyglądając się rudym włosom, nagle jakby znajomej twarzy – i tytułowi pierwszej z brzegu książki.
    - Rúna – palnął. Uniósł brwi, zaskoczony i, po chwili, uśmiechnął się szerzej. – Ty nie jesteś przypadkiem Rúna? Z Nørgaardów?
    Teraz, gdy o tym pomyślał, był niemal pewien, że się nie myli. Sam wprawdzie niezbyt się z dziewczyną zadawał, ale jako młodociany pasjonat run – z której to pasji wcale nie wyrósł – nie mógł nie znać tej drobnej, do bólu szczerej, pomocnej istotki. W kampusie wszyscy wiedzieli, że po pomoc z runami jak w dym należało iść właśnie do niej – bo cholernie dużo wiedziała, chętnie tłumaczyła i szkicowała kolejne symbole.
    Alex, oczywiście, nigdy do niej po pomoc nie poszedł – nie potrzebował, wiadomo. Był samowystarczalny i nie potrzebował żadnych wyjaśnień. Powiedzmy.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Kolano piekło wręcz nieznośnie przy każdym jednym ruchu, nawet najdrobniejszym. Zacisnęła zęby, żeby w żaden sposób nie dać po sobie znać, jak okropnie bolała rana, brudząca krwią spódnicę - zresztą nieostrożny ruch sprawił, że zahaczyła o coś ostrego na bruku, rozdzierając materiał. Dopiero wtedy z jej ust uciekł mimowolny jęk rozpaczy, bo coraz bardziej zdawała sobie sprawę z tego, że nie ma szans dać sobie rady sama, a przynajmniej nie do momentu, w którym się nie wykrwawi. I wtedy męski głos wyrwał ją z rozpaczy, choć prawdę mówiąc nie była pewna, czy powinna się z tego cieszyć czy rozpaczać jeszcze bardziej.
    - Mhmmm, ogólnie tak, wszystko jest tak, jak powinno być przy upadku i uderzeniu w ostry, twardy bruk. - zameldowała, swoim typowym sposobem, odpowiadając dokładnie na zadane pytanie. W końcu taki upadek powinien kończyć się bólem i w jej przypadku lekkim krwotokiem, więc tak, zasadniczo wszystko było w porządku i zgodnie z założeniami...
    Zagryzła dolną wargę, ale nie zaprotestowała, gdy mężczyzna zaczął zbierać jej rzeczy, które wypadły z torebki. Nigdy więcej czytania podczas powrotu do domu...! Kogo ona zresztą oszukiwała, i tak była pewna, że jeśli znajdzie podobnego białego kruka skończy się dokładnie tym samym. Chociaż może wtedy nie potknie się na bruku? Ciepła strużka krwi za to uświadomiła jej, że w torebce na wszelki wypadek nosiła krwinkowar, tak w razie gdyby znowu się czymś zacięła... Z nieukrywaną paniką zaczęła szukać fiolki z eliksirem w torebce, panikując tym więcej im dłużej nie umiała znaleźć charakterystycznego przedmiotu. Dopiero ruch obok siebie oderwał ją od tego panicznego przeszukiwania torby i musiała spojrzeć na swojego niespodziewanego wybawcę, którego ze względu na sekret klątwy krwi chciałaby się pozbyć, a jednocześnie bardzo potrzebowała jego pomocy.
    - Raczej bandaża. I kilku szwów? - odparła uczciwie, przez chwilę jednak zastanawiając się nad tymi szwami. Ciężko było określić, jak duża jest rana. - Nie wiem. Ale spróbuję. - dodała, próbując wstać, ale wtedy zaprotestowała zarówno skręcona kostka jak i zranione kolano. Z jękiem bólu opadła z powrotem na ziemię i przymknęła na chwilę oczy. Oj jak ona nienawidziła takich sytuacji... - Nie mogę wstać. Za mocno boli, żebym mogła stanąć na tej nodze. - mruknęła z czystą rezygnacją. Musiało ją coś takiego spotkać, a do tego fiolka z eliksirem znalazła się obok uda mężczyzny i jakoś tak było jej cholernie głupio zwrócić na to uwagę. To, że bywała szczera do bólu nie oznaczało, że umiała pewne rzeczy powiedzieć prosto z mostu, zwłaszcza, że taki eliksir mógłby zacząć budzić pytania. I oczywiście Norny musiały zakpić z niej jeszcze bardziej i mężczyzna ją rozpoznał. Panika kazała natychmiast skłamać, jednak jak zawsze zwyciężyły szczerość i uczciwość.
    - Tak... To ja. - uśmiechnęła się nerwowo, zakładając za ucho kosmyk włosów i dopiero wtedy spojrzała na mężczyznę. Zaraz. Kojarzyła go! Z kampusu! Połowa jej koleżanek była w nim zakochana, a część sądziła, że uda im się z nim umówić. - Ja Cię pamiętam. Z kampusu. Ty jesteś… Alex? Alex Hall...berg? - pamięć miała dosyć dobrą, ale potrzebowała chwili, by przypomnieć sobie nazwisko mężczyzny, z którym tak po prawdzie nie zamieniła nigdy więcej niż tylko kilku słów. - Pół żeńskiej części kampusu za Tobą biegało, żebyś się z nimi umówił. I jakieś ćwierć męskiej. - stwierdziła dosyć odkrywczo, nie zdając sobie sprawy, że niekoniecznie powinna to teraz wyciągać na zewnątrz. Acz nie zmieniało to jednak faktu, że mówiła czystą prawdę na temat tamtych czasów. Poddała się jednak w końcu i sama sięgnęła po fiolkę z eliksirem, przypadkowo muskając dłonią udo Alexa i szybko ukryła ją w torebce, wrzucając też do niej resztę swoich pozbieranych rzeczy.
    - Dziękuję za pomoc. Uhm, gdybyś pomógł mi jakoś wstać z bruku, to spróbuję dotrzeć jakoś do domu. - i słowo "spróbuję" było tu zdecydowanie kluczowe, bo było pewne, że nie da rady. Ale przecież nie kłamała - spróbuję nie oznaczało, że jej się uda.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Wszystko jest tak, jak powinno być przy upadku.
    Alex parsknął cichym śmiechem. No tak. Teraz, kiedy domyślił się już, z kim ma do czynienia, przypomniał sobie też co mówili o Rúnie na kampusie. Że pomocna, cholernie zdolna – ale też dziwna. Że nie znała się na żartach i wszystko brała dosłownie. Że nie pojmowała aluzji, co z kolei prowadziło do uroczych – lub krępujących, zależnie jak na to spojrzeć – nieporozumień.
    - Czyli w porządku – podsumował beztrosko, niewzruszony.
    Pewnie przejąłby się bardziej, gdyby wiedział, jak blisko krwawej katastrofy się znajdowali.
    Uporawszy się szybko z pozbieraniem większości rzeczy, zmarszczył brwi widząc popłoch rudej.
    - Czegoś brakuje? – spytał, widząc jak dziewczyna panicznie przeszukuje torbę. Nie był pewien, czego miał szukać, ale skoro czegoś brakowało to...
    Cóż, później. Zakładając, że brakującym elementem nie było żadne zwierzę futerkowe, raczej nie ucieknie.
    Na wzmiankę o bandażach i szwach uśmiechnął się przelotnie.
    - Te pierwsze powinienem mieć. Tych drugich... – Rozłożył ręce przepraszająco. Nie był medykiem, a Pia miała akurat zmianę w szpitalu. – Ale mogę zabrać cię do szpitala, jeśli trzeba – zaoferował pod wpływem impulsu.
    Bo w sumie – przecież mógł, czemu nie. A potem, gdy już upewni się, że Rúną zajął się ktoś kompetentny, może wrócą do domu już razem z Pią? To był całkiem niezły plan. Naprawdę nie najgorszy.
    - Proponuję żebyśmy jednak najpierw zobaczyli, jak jest źle, co? – zaproponował, w kolejnej chwili uważnie przyglądając się próbie rudej, by podnieść się z chodnika.
    Próbie dosyć nieudolnej, musiał to przyznać.
    Kiedy dziewczyna potwierdziła przypuszczenia, że niespecjalnie sobie poradzi, Alex skinął głową. W porządku. Żaden problem. Mógł wziąć ją na ręce i...
    Pół żeńskiej części kampusu za Tobą biegało, żebyś się z nimi umówił. I jakieś ćwierć męskiej.
    Spojrzał na nią z niedowierzaniem, roześmiał się szczerze.
    - A, no. Być może – przyznał, parskając cicho. – Może tak było. A ja byłem niewdzięcznikiem, który wszystkich odtrącał, co? – spytał i pokręcił głową z rozbawieniemn. Był sobie w stanie całkiem nieźle wyobrazić, jakie plotki musiały o nim krążyć – i jaki mógł być ton gderań studentek, gdy niespecjalnie dawał się wyciągać na studenckie imprezy, bale, zwykłe chlania w weekendy.
    Wtedy tak o sobie nie myślał, ale teraz, z perspektywy czasu, musiał przyznać, że był dosyć wzorcowym kujonem. No i miał Pię, ale to zupełnie inna historia.
    Na wzmiankę o dotarciu do domu uniósł brew znacząco.
    - Tak? A w jaki sposób? – spytał jak gdyby nigdy nic. Wyobrażenie sobie Rúny ledwo stojącej na nogach, a jednak dzielnie prącej do domu, jakoś przerastało jego możliwości.
    - Nie ma mowy – zaprotestował bez wahania. – To znaczy, najpierw cię ogarnę. To. – Machnął ręką w kierunku upapranej spódnicy i plamy, która z pewnością była powiększającą się plamą krwi. – A potem zobaczymy, gdzie i jak spróbujesz dotrzeć. Może być? – spytał, ale w zasadzie nie czekał na odpowiedź.
    Z podniesieniem rudej powstrzymał się jeszcze tylko przez chwilę, gdy jego wzrok padł na buteleczkę z eliksirem. Bez wahania zgarnął ją z chodnika i podsunął rudej.
    - Tego brakowało? – spytał z lekkim uśmiechem. – Leki? – dodał nim zdążył się powstrzymać.
    Chociaż, tak po prawdzie, chyba powstrzymywać się nie planował. Był wścibski. Lubił ludzkie sekrety. Dar Odyna ułatwiał mu ich zdobywanie, ale Alex też po prostu pytał. Bezpośrednio, czasem też bez większego zastanowienia. Jak teraz.
    - Trzymaj się – uprzedził wreszcie Rúnę i, nie czekając, wsunął dłonie pod jej kolana i plecy. Uniósł ją z chodnika bez większego trudu, delikatnie przytrzymując przy swojej piersi.
    - Raczej nie mów o tym rodzicom – rzucił z rozbawieniem, lekkim krokiem maszerując z powrotem do pracowni. – Pewnie woleliby, żeby nie dotykał cię taki łachmyta jak ja. – Wyszczerzył zęby szeroko.
    Nie uważał się za łachmytę, ale Rúna była z Nørgaardów, więc jej rodzina miałaby pewnie na jego temat nieco inne zdanie.
    Posadził ją na kanapie w poczekalni studia.
    - Nigdzie nie idź – zastrzegł. – Wezmę apteczkę i znajdę ci jakieś ciuchy, okej? Nie idź – powtórzył i, w kolejnej chwili, zniknął w głębi studia, pozostawiając Rúnę sam na sam w towarzystwie stojącego w rogu fikusa i całej galerii jego prac wywieszonej na ścianie pracowni.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Czasem pewne plotki okazywały się być czystą prawdą, a pewne rzeczy nie zmieniały się ani na jotę. Śmiech Alexa wywołał delikatne zmarszczenie noska, dla niej ta sytuacja nie była wcale zabawna, ale może powiedziała coś śmiesznego? Nie byłby to w sumie pierwszy raz, dlatego też zostawiła tę kwestię w spokoju, uznając, że zastanawianie się nad tym w zasadzie nie ma sensu. Pewnie i tak nie zrozumie – dlatego też nauczyła się nie pytać. Ale z podsumowaniem mężczyzny się zgodziła, kiwając grzecznie głową, ciesząc się w jakiejś części, że rozmowa odwracała jej uwagę od bólu i kretyńskiej sytuacji.
    - T-tak, fiolki… Ale może po prostu jej zapomniałam. – mruknęła dość nerwowo, odstępując w końcu od poszukiwań. Pewnie znajdzie się, gdy już nie będzie potrzebna, albo w ostatniej chwili, jak zawsze. Chociaż była pewna, że miała krwinkowar przy sobie, tak jednak zawsze istniało te kilka procent szans, że faktycznie fiolka zagubiła się gdzieś.
    Szpital z jednej strony był dobrym pomysłem, z innej wręcz przeciwnie. Rúna nie była przekonana, czy aby na pewno chciała pchać się do szpitala, gdy nawet nie była pewna, czy jest tam gdzieś jej znajomy doktor, który delikatnie rzecz biorąc byłby w stanie jakoś „zatuszować” kwestię jej choroby. Wiedziała, co oznaczałoby dla klanu wyjście na jaw tej tajemnicy, plotki, plotki i jeszcze więcej plotek. Nie chciała tego, ale też potrzebowała jak najszybciej sprawdzić ranę i to, jak ciężkie będzie „załatanie” jej.
    - Cóż, krwawi. To raczej nie jest dobry objaw. – parsknęła, jednak nie oponowała przeciwko takiemu rozwiązaniu. – Ale dobrze. Tak będzie faktycznie lepiej. W końcu do szpitala jeszcze zdążę. – cóż, słowo jeszcze wcale nie było tu użyte przypadkowo. Szkoda tylko, że próba wstania skończyła się… zdecydowanym fiaskiem, delikatnie mówiąc. Nie ma to jak cierpieć na klątwę krwi i do tego być zaczytanym pechowcem. Świetnie.
    Podrapała się po karku, uśmiechając przepraszająco. Chyba Alex jednak nie był świadomy tamtych wydarzeń, ale to przecież było tak dawno temu, prawda? Nie mogło się stać nic złego, że sobie o tym przypomniała, a poza tym nie wymieniała nazwisk. Za to zmarszczyła lekko brwi na jego słowa, naprawdę się nad nimi zastanawiając.
    - Nie powiedziałabym, że niewdzięcznikiem. Znaczy w opinii niektórych dziewczyn może tak, ale raczej bardziej się zastanawiały, dlaczego nie jesteś nimi zainteresowany. W sensie najpierw czuły się urażone, ale potem się zastanawiały nad tym, tworząc spiskowe teorie, że wolisz się umawiać z chłopakami, ale w końcu z nimi też nigdzie nie wychodziłeś, więc teoria bardzo szybko upadła... Dziewczyny sporo o tym mówiły w swoim gronie, niektóre solidnie urażone. - uśmiechnęła się lekko na samo wspomnienie ich tonu i oburzenia, którego w końcu nie rozumiała po dziś dzień. Zresztą przecież Rúna go nie wyrywała, ona powtarzała jedynie to, co słyszała. Szybko jednak oderwał jej myśli od sercowych problemów koleżanek z kampusu.
    - Erm... Normalny? Krok do przodu, następny... I błagalna modlitwa, żeby się udało? - zastanowiła się całkiem szczerze, jednak jakoś nie próbowała ponowić próby powstania z miejsca. Bez pomocy i tak nie miała szans się obyć, nawet gdyby tą pomocą było potraktowanie Alexa jako wspornika, by mogła wstać na zdrowej nodze. – Tak, może. Dziękuję. Jak ból zejdzie, to powinno być lepiej. Chociaż uczciwie przyznam, że nie mam pewności, czy czasem nie skręciłam jeszcze kostki. W sumie najpierw uszkodziłam kostkę, potykając się, a kolano to wynik upadku. – poprawiła się od razu, a potem jej oczy rozbłysły radością na widok cudownie odnalezionej fiolki.
    - Tak! I tak. – roześmiała się, przytakując na obydwa pytania, bo przecież dokładnie tak było. Nie widziała też powodu rozwijania tej wypowiedzi, w końcu nie pytał o nic więcej. Wzięta na ręce za to westchnęła, cicho, prawie że rozpływając się w jego objęciach. Na tle Hallberga była naprawdę drobna, a takie noszenie na rękach… Nie mogła się powstrzymać, by nie przytulić policzka do jego szerokiej piersi, pozwalając się nieść bez żadnych protestów.
    - Wiesz, zasadniczo od dawna nie jestem w wieku, który wymaga tego, by mówić rodzicom o wszystkich swoich wypadkach zdrowotnych. - a to była kolejna rzecz, której się nauczyła. Czego oczy nie widzą, o to nie ma pretensji. A wolała uniknąć jednak pogadanki, co by się stało, gdyby ktoś się dowiedział o jej chorobie. - Łachmyta? Ale przecież jesteś czysty. Nie jesteś zaniedbany. A dotyk, nawet przelotny, to kulturowa norma zachowań, obecna wszędzie, zarówno wśród klanów jak i osób spoza. Dlaczego mieliby mieć coś przeciwko postępowaniu zgodnie z tą normą? - zgubiła się kompletnie w słowach Alexa i próbowała zrozumieć, o co mu właściwie chodzi. Zdaje się, że było to przy okazji wyzwisko, ale czemu miał wyzywać siebie niosąc ją… gdzieś? To musiało być miejsce, które należało do niego.
    Usadowiła się wygodnie na kanapie, zresztą z niej byłoby jej o wiele łatwiej wstać, niż z bruku. Torbę z rzeczami i książką odłożyła grzecznie obok, by nie przeszkadzała i potaknęła berserkowi, że nie zamierza nigdzie iść. Za to mogła przyjrzeć się pracom. Te zafascynowały ją na tyle, że dopiero po dłuższej chwili przypomniała sobie, że powinna sprawdzić swoje kolano. Obcasem buta oparła się więc o brzeg kanapy i ostrożnie zaczęła podwijać spódnicę, powoli odsłaniając łydkę okrytą materiałem czarnej pończochy, aktualnie podartej od upadku. To jednak nie było dziwne, zwłaszcza, gdy wziąć pod uwagę, że przy okazji podarła spódnicę. Pończocha była o wiele delikatniejsza. Dla wygody musiała odsłonić całe kolano, co przy okazji ukazało również koronkowe zwieńczenie odzieży spodniej i tym samym kawałek uda.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Gmerał w zapasach na zapleczu pracowni, uparcie skupiając się właśnie na tym, a nie na pewnym zakłopotaniu, jakie zaczął odczuwać w związku z obecnością rudej panny. To, że kojarzył ją z kampusu nie oznaczało jeszcze, że faktycznie ją znał – a to z kolei prędko prowadziło do wniosku, że tak naprawdę nie wiedział, jak się przy niej zachowywać. Jak reagować na jej bardzo bezpośrednie odpowiedzi i nierozpoznawanie pytań, które tych odpowiedzi nie wymagały; czy powinien drążyć kwestię jej leków – niektórzy pasjami uwielbiali opowiadać o swoich schorzeniach – czy raczej uprzejmie zignorować; i wreszcie, jak powinien interpretować całą tę scenę, łącznie z przytuleniem się gdy tylko wziął ją na ręce? Alex nie był na tyle egoistyczny, by uważać, że wszystko, co się stało, jest tylko sprytnie zaplanowanym przedstawieniem mającym na celu... No, mniej więcej to wszystko, o czym dyskutowano za jego plecami jeszcze na studiach. Z drugiej strony nie ufał też jednak ludziom na tyle, by bezgranicznie wierzyć w przypadki – a już na pewno nie w ludzką niewinność. Nawet, jeśli mowa była o Rúnie – dziwnej, zabawnej Rúnie, którą obgadywało się za plecami jednocześnie ochoczo korzystając z jej dobrego serca i chęci pomocy – Hallberg nie potrafił od tak uznać, że dziewczyna na prawdę nie wie, co robi, i na prawdę nie zdaje sobie sprawy, jak to wszystko wygląda z boku.
    Finalnie nie komentował jej wywodów, uśmiechając się tylko pod nosem z wyraźnym rozbawieniem gdy zabierał ją do pracowni, a gdy na chwilę zniknął jej z pola widzenia, sapnął cicho i pokręcił głową.
    Bez trudu znalazł wszystko, czego potrzebował. Zgodnie z tym, co powiedział wcześniej, szwów nie potrafiłby założyć – nie miał też do tego odpowiedniego wyposażenia, nie mówiąc o stosownej znajomości magii uzdrawiającej – ale miał opatrunki, bandaż, miał eliksir do odkażania; słowem, wszystko, czego mógł potrzebować, ryjąc w ludzkich ciałach mniejszymi lub większymi igłami.
    Odłożył wszystko na szafkę, z kolejnej wyciągając zaraz ciuchy Pii, które zostawiła tu po remoncie pracowni. Luźne dresy nie były może hitem modowym, Alex nie był też wcale pewien, czy będą na rudą dobre – skąd miał wiedzieć, jaki nosi rozmiar? – ale wciąż była szansa, że sprawdzą się lepiej niż podarta spódnica. Pia z pewnością nie będzie miała mu za złe, że lekką ręką pożyczył jej ciuchy.
    Zakładając, że tym razem uwierzy mu, że wcale nie robił tu nic złego – i to naprawdę nie była jego wina, że musiał ubrać obcą pannę.
    Wrócił do Rúny, starając się nie pogubić niczego po drodze i...
    Zatrzymał się na chwilę w pół kroku tuż na progu poczekalni, prześlizgując się wzrokiem po podciągniętej spódnicy, odsłoniętej nodze dziewczyny i podartej aktualnie pończosze. Odetchnął powoli, bezgłośnie, chrząknął cicho.
    No dobra. W to Pia nie uwierzyłaby mu na pewno.
    - Hej, i jak tam? – rzucił lekko.
    Trzymanie oczu na odpowiedniej wysokości niespecjalnie mu wychodziło, ale udawanie, że wcale nie myśli o tym o czym właśnie pomyślał – już tak. Alex był dobrym kłamcą. Nie najlepszym, ale dość dobrym, by poradzić sobie w wielu sytuacjach, z wieloma ludźmi. A już na pewno – by poradzić sobie z Rúną.
    Odłożył ostrożnie wszystkie rzeczy na kanapę obok dziewczyny i, nieznacznie tylko zaciskając zęby – nie był chyba gotowy na tę próbę woli, którą przed nim dzisiaj stawiano – kucnął przez rudą, by przyjrzeć się obrażeniom. Ogólnie rzecz biorąc nie było wcale źle, chociaż…
    - Zawsze tak wolno się goisz? – spytał tyleż samo z przyzwoitej troski, co z zawodowej wnikliwości. Tatuując ludzi, musiał wiedzieć, jak sobie radzą z bólem – ale też czy nie wykrwawią mu się na stole przy pierwszym przejechaniu igłą. Pytanie o przypadłości zdrowotne było jednym z pierwszych, które zadawał swoim klientom. Był dobry w tym, co robił i naprawdę nie mógł sobie pozwolić na niedociągnięcia w tej kwestii.
    Plus, nie chciał przecież nikomu zrobić krzywdy. Lubił się bić, ale nie był socjopatą. To dwie różne rzeczy.
    W którejś chwili podkusiło go, by zobaczyć, kim Rúna naprawdę jest. Powstrzymanie się przed spojrzeniem na nią swoim wzrokiem Odyna kosztowało go wcale nie mniej siły jak pilnowanie się, by nie pokładzić jej po odsłoniętej skórze w sposób nie mający nic wspólnego z opatrywaniem jej kolana.
    Gdy krew nie przestawała wypływać, grożąc spłynięciem zaraz wartkimi strumykami po nodze dziewczyny, Alex raz jeszcze odetchnął cicho i, wprawnie zsuwając trochę podartą pończochę dziewczyny, przycisnął mocno do rany garść opatrunków. Obiektywnie rzecz biorąc, rozdarcie nie było aż tak straszne, ale krwawiło tak, jakby próbował właśnie odciąć rudej nogę.
    Alex zmarszczył brwi, tknięty nagłym podejrzeniem, o nic jednak nie zapytał.
    - Książki – rzucił nagle, tknięty myślą, że może tak będzie Rúnie łatwiej nie martwić się całym dzisiejszym wydarzeniem.
    I jemu. Jemu na pewno będzie łatwiej nie myśleć o tym, o czym nie powinien, mając nogę ślicznej dziewczyny wspartą na swoim udzie i dłonie niebezpiecznie blisko delikatnej skóry wnętrza jej własnego uda.
    - Zostałaś w runach – stwierdził raczej niż zapytał, wciąż mocno przyciskając opatrunki do kolana Rúny. Jej kostka, skręcona czy nie, mogła zaczekać – nie dający się powstrzymać krwotok niekoniecznie. – Pracujesz w Instytucie?
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Z Rúną bywał właśnie ten problem, że albo nie wiedziała, kiedy powinna siedzieć cicho, albo siedziała cicho całkiem niepotrzebnie. Ale przecież jeśli ktoś zadaje pytanie, to oczekuje na nie odpowiedzi, prawda? Pytania retoryczne były dla niej pojęciem całkowicie obcym, tak jak obcym były jakiekolwiek podstępy czy mniej lub bardziej zawoalowane flirty. Bardziej prawdopodobnym było, że prosto z mostu przyszłaby zapytać, czy się z nią umówi, gdyby oczywiście miała na tyle odwagi. I widziała sens umawiania się z kimkolwiek, bo chcąc nie chcąc była w końcu zaręczona, a to skutecznie usuwało ją z puli jakichkolwiek randek, choć jak wiadomo, sprawy były zdecydowanie bardziej skomplikowane.
    Tak samo jak zresztą jej pech i całkowicie niespecjalne wywalenie się, ale przecież ta książka była taaaaka ciekawa! A że z boku wszystko mogło wyglądać bardziej dwuznacznie i niepokojąco? Cóż, to, że zaczytywała się przed snem w książkach pewnego konkretnego rodzaju nie znaczyło od razu, że potrafiła przenieść to na rzeczywistość, a w ogóle to zastosować do siebie samej i drugiej osoby. No ale tego Alex akurat nie musiał wiedzieć, poza faktem, że bardzo łatwo dało się zauważyć, że reakcje dziewczyny były całkiem naturalne i niewymuszone. Poza failem w postaci podsuniętej spódnicy i tym chwilowym, odruchowym wtuleniem się nie zrobiła tak naprawdę nic, co można byłoby uznać za próby poderwania Hallberga.
    Nawet na rozbawienie mężczyzny nie reagowała jakoś specjalnie, ani nie dopytując ani tym bardziej nie czując jakiejś większej urazy. Zdążyła się już do tego przyzwyczaić, że inni w taki sposób reagowali w jej obecności. Ruda starała się być dosyć pozytywnie nastawiona do świata, więc zamiast załamywać się wszelkimi takimi mankamentami swojej osoby, po prostu je akceptowała. To w końcu nie tak, że nie potrafiła nawiązywać jakichś relacji z innymi… No dobra. Miała z tym problem, mało kto akceptował jej system bycia. Taki już był jej los, niestety. Słysząc chrząknięcie uniosła lekko głowę, akurat oderwana od prób rozpięcia cholernej szpilki, która przez spuchniętą kostkę zaczęła się klinować i boleć przy większym dotknięciu.
    - Kostka puchnie. – odpowiedziała grzecznie na pytanie, patrząc lekko niespokojnie na Alexa. Doskonale wiedziała, że była problemem, a nie chciała mu jakoś specjalnie przeszkadzać. Pewnie miał co robić, zamiast zajmować się jej kolanem, które z wielką radością sączyło krew przez podarty nylon.
    - Tak. – napięła się lekko słysząc jego pytanie, wchodzili na bardzo niebezpieczny grunt, dlatego też odpowiedzi zazwyczaj rozgadanej Nørgaardówny zaczęły zamieniać się prawie że w monosylaby. Tak po prawdzie nie była pewna, czy można było to w ogóle nazwać gojeniem, skoro potrzebowała pomocy medyków, by zamknąć ranę. Tego jednak za żadne skarby nie zamierzała mówić na głos, zresztą problem istniał jeszcze w tym, że użycie magii medycznej też nie wchodziło w grę. Przynajmniej po eliksirze nasennym nie była aż tak zmęczona, ale nadal istniało ryzyko niepowodzenia. Zasyczała z bólu, kiedy berserk ściągnął podartą materię i z wdzięcznością przyjęła opatrunki, chociaż trochę tamując krew.
    - Znasz się może na magii medycznej? – spytała trochę beznadziejnym tonem, ani trochę nie wierząc w odpowiedź twierdzącą. To byłoby już szczęście, a tegoż Rúna w żadnym wypadku nie posiadała. Zagryzła dolną wargę, starając się albo pomóc Alexowi albo po prostu nie przeszkadzać, choć pozycja, w jakiej się teraz znalazła, odrobinę ją krępowała. Miała przemożną ochotę ściągnąć spódnicę w dół, ale to nie pozwoliłoby na jakiekolwiek opatrzenie kolana.
    - Co z książkami? – zaniepokoiła się od razu, gdy tak wyrwał się z tym słowem niczym huldra zza krzaków. – Uhm. Tak, zrobiłam doktorat i zostałam na Eihwaz jako pracownik. Nie prowadzę własnego przedmiotu, ale czasem asystuję profesorom. – pokiwała głową, troszkę zaskoczona pytaniem, ale wolała je, niż rozmowę o swoim kolanie. – W zasadzie to dalej zajmuję się głównie magią teoretyczną, wykresami runicznymi, albo zwyczajnie tłumaczeniem starych runicznych tekstów. – no dobra, zabieg Hallberga zadziałał całkiem dobrze. Na chwilę zapomniała o ranie, co mógł poczuć po tym, że jej mięśnie się rozluźniły, a do tego zaczęła się lekko uśmiechać. Przynajmniej się nie kręciła, choć postarała się nie wbijać obcasa w udo Alexa. Mimo wszystko nie chciała zrobić mu krzywdy.
    - Może spróbuję magią…? To nie wygląda na dużą ranę… - zaproponowała, lekko niespokojnie, zaczynając na powrót obawiać się pytań, rany, wizyty w szpitalu… No i tego, że zaraz zapaprze mu krwią całą kanapę.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Słysząc odpowiedź twierdzącą na pytanie o wolniejsze gojenie Alex zmarszczył brwi lekko. Nie umknęło mu wyraźne spięcie Rúny i nagła lakoniczność odpowiedzi, więc choć rozsądnie wiedział, że nie ma większego prawa pytać i drążyć – kiedy ostatni powstrzymało go to jednak przez pytanem i drążeniem? Ostatecznie, teraz nie zapytał, ale pokusa spojrzenia na rudą niewidzącym okiem była coraz silniejsza.
    Póki co ograniczył się jednak do przyciskania opatrunków mocno do krwawiącego kolana. Gaza przesiąkała krwią zaskakująco szybko jak na to, że rana nie była duża i Alex... Cóż, Alex zaczął się martwić.
    Znasz się może na magii medycznej?
    Westchnął cicho.
    - Chciałbym – przyznał. – Ale to moja siostra jest tą mądrzejszą. – Uśmiechnął się przelotnie.
    To było duże niedopowiedzenie, Hallberg nie był przecież głupi – nie zmieniało to jednak faktu, że o magii leczniczej nie wiedział wiele. Pia próbowała go kiedyś uczyć, motywując to obawą, że nie zawsze będzie mogła być obok, by połatać rany Alexa – lub ofiar jego berserkowego szału, jeśli akurat Hallberg powstrzyma się w porę, by nie pozbawić ich życia. Mężczyzna rozumiał te obawy, tak naprawdę chyba je nawet podzielał, do nauki podszedł więc z entuzjazmem... Który wygasł tak szybko, jak się zaczął. Gdy kolejne próby nie przynosiły specjalnych efektów, jedyne, co rosło, to tylko frustracja Alexa. W efekcie porzucili ten pomysł, pozostawiając Hallberga ze znajomością listy przeróżnych zaklęć, ale niemal zerowymi umiejętnościami praktycznymi.
    Co nie znaczyło, że teraz nie mógł spróbować. Nie był pewien, czy samo dociskanie opatrunków wystarczy, więc...
    Odsunął przesiąkniętą krwią gazę na chwilę i ułożył dłoń na odsłoniętej skórze rudej tuż obok rany.
    - Dreyri létta – wymamrotał jedno z podanych mu przez Pię zaklęć i... Nic. Oczywiście, że nic.
    Hallberg nie mógł wiedzieć, że nawet udany czar nie mógłby nic na ten krwotok poradzić. Mężczyzna westchnął bezgłośnie i znów przycisnął opatrunki mocno.
    - Sama widzisz – roześmiał się. – Pia by dała radę, ja niespecjalnie. – Wzruszył lekko ramionami. – Chociaż, z drugiej strony, jej też bym nie polecał – przynajmniej dopóki jesteś w stanie oddychać o własnych siłach – planował poprzestać na tym stwierdzeniu, zreflektował się jednak szybko. Przy dosłowności Rúny, dziewczyna nie zrozumiałaby tego tak, jakby chciał. – Pia jest anatomopatologiem – uściślił więc. – Woli pacjentów którzy jej mniej marudzą – dodał z rozbawieniem.
    Gdy ruda zaczęła mówić o runach, a krew wciąż płynęła wartko, Alex złapał się na słuchaniu dziewczyny tylko jednym uchem. Przez dobrą chwilę wpatrywał się w bezużyteczne już niemal opatrunki i szacował swoje szanse. Co jeszcze mógł zrobić?
    Nic, dopóki nie wiedział, dlaczego dziewczyna się nie goi.
    Uniósł głowę i zerknął na nią niewidomym okiem, sięgając po swój dar. Posługiwanie się umiejętnością było już dla niego tak naturalne, jak oddychanie – musiał po prostu pomyśleć, co chce dostrzec, by dokładnie to dostać. Jeśli nie mierzył się z kimś kto był w stanie rozpoznać łagodne muśnięcie Odyna i kto potrafił mu się oprzeć, Alex nie miał większych problemów z wyciągnięciem informacji, których potrzebował.
    W tym przypadku – informacji o klątwie krwi; jasnych jak słońce obaw Rúny, gdy poruszali się po niebezpiecznym gruncie domysłów, lęków przed pytaniami o szpital i leczenie, niepokoju, jak poradzić sobie z krwotokiem.
    ...nie wygląda na dużą ranę.
    Dołożył wszelkich starań, by nie pokazać po sobie, że już wiedział. Nie miał uprzedzeń co do tego schorzenia – nie miał uprzedzeń w zasadzie wobec niczego, wszelką niepodpartą solidnymi argumentami awersję uważał za zwyczajnie głupią. Rúna jednak nie chciała o chorobie mówić, a on nie widział powodu, dlaczego miałby ją do tego zmuszać. Wystarczyło mu, że wiedział. I że już zdawał sobie sprawę, że magia w niczym nie pomoże – w przeciwieństwie, być może, do fiolki, której dziewczyna szukała tak panicznie. Teraz już wiedział, dlaczego.
    - Możesz – rzucił jednak, nie chcąc się zdradzić, że klątwa nie jest już dla niego tajemnicą. – Albo twoje leki? – dodał zaraz jednak jak gdyby nigdy nic, w ten sposób, w jaki mógłby zapytać, nie mając pojęcia, z czym się mierzy. – One pomagają na takie... – Ruchem głowy wskazał ranę. – Czy nie bardzo? – Uśmiechnął się miękko.
    Gdy opatrunki nie były w stanie wchłonąć już ani kropli krwi więcej, Alex rzucił je na podłogę i sięgnął po nowe, z powrotem zakrywając ranę – i dociskając jeszcze mocniej. Mimowolnie po raz kolejny prześlizgnął się wzrokiem po odsłoniętym udzie, z godną podziwu determinacją dławiąc w sobie potrzebę, by musnąć je palcem, ustami, by podciągnąć spódnicę wyżej i...
    Odetchnął bezgłośnie. Zdecydowanie zbyt dawno nikogo nie miał, a to, że z Pią nie byli już aż tak blisko – nie tak często, jak kiedyś – wcale nie pomagało. Wciąż ją kochał. Wciąż jej potrzebował. To, że postanowili być rozsądni, było zupełnie inną sprawą, która niczego w tej kwestii nie zmieniała.
    Runy. O tym rozmawiali. Magia teoretyczna, wykresy runiczne, tłumaczenia. Na tym powinien się skupić.
    - Powinnaś mieć coś własnego – rzucił więc teraz, wracając do wyjaśnień rudej. – Przedmiot, w sensie. Jeszcze na studiach wszyscy mówili, że jesteś w tym świetna, więc zamiast asystować to... Powinni ci coś dać. – Wzruszył ramionami. Sam nie wiedział, jak rozległa jest wiedza Rúny, ale pamiętał, co opowiadali o niej inni studenci, którzy korzystali z jej pomocy. Nie miał powodu im nie wierzyć.
    - Sam się uczę. Trochę – przyznał. – Dziadek jeszcze za dzieciaka pokazał mi trochę rytuałów, nauczył podstaw. Z teorii nie wiem pewnie nawet połowy tego, co ty... – Uśmiechnął się szerzej. – Ale rozpoznaję runy, jak je widzę. I zazwyczaj potrafię zrozumieć, o czym mówią – roześmiał się.
    Myśl, że może teraz, po latach, gdy trochę – tylko trochę – spokorniał, mógłby się od Rúny uczyć pojawiła się nagle, ulotna, ale Alex uczepił się jej kurczowo. Bo w sumie mógłby.
    - Udzielasz korepetycji? – rzucił więc ni z tego, ni z owego, przyglądając się rudej z ciekawością.


    Dreyri létta (Sanguinem Mitto) – powoduje zatrzymanie krwotoku zewnętrznego.
    Próg: 50.

    5+3=8 <50 nieudane
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Alexander Hallberg' has done the following action : kości


    'k100' : 3
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    To był właśnie ten minus życia w klanie, wmawianie rzeczy, które być może wcale nie były prawdziwe, ale jak inaczej miała się zachowywać, gdy od dzieciństwa mówiono jej, że to klątwa, że przynosi pecha, że jeśli ktokolwiek się dowie, to będzie wstyd dla klanu? No właśnie. Nie miała przecież nikogo poza rodziną, a nawet tam wiedziało o jej przypadłości tylko niewielkie, starannie wyselekcjonowane grono osób.
    - Ty za to robisz piękne rysunki. Bo to Twoje, prawda…? – spytała nieco niepewnie, wskazując na rozpostarte w ramkach malunki, nie chcąc popełnić jakiejś większej gafy. Ale tak, zauważyła je i naprawdę jej się podobały. Inna kwestia, że nie wyobrażała sobie opcji tatuażu na własnym ciele, patrząc na to, jak reagowało na zwykłe skaleczenie.
    A na magii leczniczej nie musiał się znać przecież. Sama Rúna się na niej nie znała. Każdy miał jakieś swoje specjalizacje, ale może lepiej było nie komentować tego jakoś specjalnie. Dlatego też nie zagłębiała się zbytnio w temat. Wtedy najprawdopodobniej już musiałaby powiedzieć, dlaczego sama była kiepskim praktykiem, woląc teorię i książki, czemu tu siedziała i czemu krwawiła jak wściekła, bo z jej znajomością zaklęć – teoretyczną! – powinna nie mieć żadnego problemu, żeby skutecznie wyleczyć własne rany. No ale cóż. Niestety. Tak to nie działało.
    Wyczekująco patrzyła na swoje kolano, gdy Alex użył magii. Nie przeszkadzał jej dotyk, nie widziała w nim niczego niestosownego, była jedynie… zawiedziona? Tak, to było odpowiednie słowo. Rúna była zawiedziona, że nie zadziałało.
    - A tak się łudziłam… - wymsknęło jej się, całkiem nieświadomie, z westchnięciem rezygnacji w tonie. Nie obwiniała Alexa, ona wiedziała, że to się nie uda, po prostu miała jakąś durną nadzieję, że może chociaż raz się uda i nie będzie musiała czekać, aż krwotok samoistnie ustąpi. – Nie przejmuj się. Jestem ciężkim pacjentem. – machnęła ręką, uśmiechając się ciepło do Hallberga i całkowicie bagatelizując swoje objawy. Przynajmniej póki nie wyskoczył z tym tekstem o siostrze. Wytrzeszczyła oczy, bardzo mocno, próbując zrozumieć, co on ma na myśli, ale wysiadła. No, przynajmniej póki tego nie uściślił. Wtedy delikatnie się zarumieniła, bo odebrała jego słowa zupełnie inaczej i skinęła głową.
    - Och. Rozumiem. Niestety jak sądzę pacjent martwy jest nieco łatwy do diagnozowania. – bo przecież nie do leczenia. Trupy nie potrzebują leczenia, prawda? Tak jej się przynajmniej wydawało. Wolała się w to nie zagłębiać. Widząc za to, że opatrunki znowu przesiąkły, sięgnęła po kolejną gazę, przyciskając ją do rany i zastanawiając się w duchu, jak skutecznie zablokować ranę, żeby w spokoju wypić krwinkowar. I poczekać, aż naturalnie krew zakrzepnie i rana zacznie się goić.
    Nie spodziewała się jednak faktu, że Alex wbije w nią swój wzrok. Jedno oko było ślepe, drugie normalne, przyczyn tego mogło być wiele, ale to, w jaki sposób Hallberg na nią teraz spojrzał… Nigdy nie spotkała kogoś z Darem Odyna. Nie miała pojęcia, jak je rozpoznać, jak odczytać wtargnięcie. Ale za to mimo swoich problemów z socjalizacją nie była idiotką. Czytała dużo i potrafiła łączyć wątki, choć wszystko zależało, jakie to były wątki. W kwestii magicznych zdolności raczej sobie radziła.
    - To oko… Ktoś Cię pozbawił wzroku? – spytała cicho, trochę się jeszcze łudząc, że jej tajemnica, strzeżona pilnie przez tyle lat, nie przestała nadal być tajemnicą. Ale wiedziała, że to płonne nadzieje, bo inaczej nie wpatrywałby się w nią w taki sposób. Jednak zaraz potem zachwiała się w tym przekonaniu, idąc w stronę faktu, że zachowała się jak idiotka, pytając o tak prywatną rzecz. Rumieniec na jej twarzy zdecydowanie się pogłębił.
    - Ja… Przepraszam, nie wiem, co sobie myślałam, nie musisz mi w ogóle odpowiadać, Odynie, jak mi teraz głupio, za często zdarza mi się tak coś chlapnąć, naprawdę przepraszam… - zaczęła się plątać w przeprosinach, było jej naprawdę głupio i kręciła się w słowach, coraz bardziej skrępowana całą tą sytuacją. Może i nie umiała w jakieś aluzje, ale no doskonale wiedziała, że pewnych pytań się nie zadaje. A zwłaszcza takich o ewentualne blizny, rany i mankamenty. To było w bardzo, bardzo złym guście.
    - T-trzeba to po prostu opatrzyć i w końcu sa-samo przestanie… - zająknęła się, wstydząc się spojrzeć w tej chwili na Alexa. Było jej potwornie głupio, więc żeby to zamaskować, sięgnęła po opatrunki i bandaż, ostrożnie zabierając się za układanie gaz na ranie, by nie przeciekły. A potem zamierzała to jakoś zabandażować. – Eliksir uzupełni utraconą krew. – mruknęła tylko pod kątem leków. Była w tej chwili naprawdę zestresowana całą tą sytuacją, swoim faux pas, którego naprawdę nie chciała i nie chciała zrobić jakiejś przykrości Alexowi. W końcu był dla niej miły i tylko chciał pomóc. Zaskoczył ją jednak mówiąc o własnym przedmiocie. Aż podniosła głowę, patrząc na niego z nieukrywanym zaskoczeniem, a potem się roześmiała, miękko i ciepło.
    - Ależ proponowali mi bycie wykładowcą. Nie chciałam – wyobrażasz sobie mnie jako wykładowcę, z moimi… niedostosowaniem społecznym, jak to ładnie nazwał kiedyś mój brat? Nie, to nie byłaby dobra decyzja dla uczelni. A mi nie przeszkadza pomaganie studentom i robienie tłumaczeń. – to było w jakiś sposób miłe z jego strony i zrzuciło odrobinkę nerwowości z jej ramion. Zwłaszcza, że lubiła temat run jako takich. Przekrzywiła głowę słysząc, że Alex sam się uczył. A to już było bardzo ciekawe.
    - Chyba nigdy nie widziałam Cię na którychś zajęciach z run? – zmarszczyła delikatnie nosek, starając sobie przypomnieć. – Runy nie są trudne. Są bardzo łatwe, kiedy zrozumiesz ich istotę. Potem prościej jest je łączyć, a od łączenia już łatwa droga do rytuałów, wykresów… - zaczęła odruchowo tłumaczyć swoją pasję, by po chwili skinąć głową. – Mało kto się zgłasza, wolą po prostu gotowe tłumaczenia, ale… tak, czemu nie. Myślę, że mogłabym udzielać korepetycji, gdyby ktoś ich chciał i potrzebował ode mnie. – zgodziła się z Alexem, przez rozmowę zapominając kolanie. Cóż, tragicznie łatwo było odwrócić jej uwagę, gdy wchodziło się na jakiś pasjonujący temat. A o runach mogła mówić godzinami, podobno też mówiła całkiem ciekawie.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Na pytanie o rysunki uśmiechnał się przelotnie.
    - Moje – przyznał, nie kryjąc jakoś specjalnie, ile przyjemności sprawiły mu słowa Rúny.
    Choć sam doskonale wiedział, co potrafi – to nie była arogancja, jedynie pozbawiona niepotrzebnej skromności świadomość własnych talentów – lubił słuchać, że jego prace podobały się też innym. Tworzył dla siebie, bo po prostu lubił, ale jak każdy artysta złakniony był uwagi i pochwał.
    A tak się łudziłam.
    Parsknął cicho.
    - Sorry, mała – rzuciłz uśmiechem, nie biorąc jej słów zupełnie do siebie. Gdyby miał przejmować się wszystkimi nadziejami, które zdążył już zawieść, pewnie nie starczyłoby mu życia, by zacząć przejmować się także samym sobą.
    Ktoś cię pozbawił wzroku?
    Chrząknął cicho. No tak. Powinien się spodziewać. Biorąc pod uwagę, że nie ukrywał swojego niewidzącego oka, i że teraz subtelny był tak, że wcale, Rúna miała pełne prawo pytać. Tylko, że on mimo wszystko niespecjalnie miał ochotę odpowiadać i...
    Tłumaczenia i przeprosiny rudej zalały go gwałtowną walą. Zaśmiał się krótko i mimowolnie, niespecjalnie się nad tym zastanawiając ścisnął lekko udo rudej, jakby w ten sposób mógł powstrzymać potok zupełnie niepotrzebnych wyjaśnień.
    - Hej, w porządku – zapewnił. W którejś chwili zorientował się, gdzie trzyma i zmusił się do cofnięcia ręki. Ostatecznie – nie był chamem, a już na pewno nie wykorzystywał sytuacji takich, jak ta. Nie, jeśli nie wiedział, że może. Nie, jeśli tak naprawdę zupełnie dziewczyny nie znał.
    - Naprawdę, nic się nie stało. Ja... – zaśmiał się. – Zdąrzyłem się przyzwyczaić – stwierdził wreszcie i wzruszył lekko ramionami. Bo rzeczywiście, to nie pierwszy raz, kiedy go o to pytano – i nie pierwszy raz, kiedy z języka spłynęło mu gładkie kłamstwo:
    - Wypadek w dzieciństwie – rzucił bez cienia wahania, nie uciekając wzrokiem i wciąż uśmiechając się łagodnie. – Jako mały gnojek byłem strasznie durny. Zero instynktu samozachowawczego, zero wyobraźni... Albo wręcz przeciwnie, tej ostatniej akurat za dużo. Teraz też jestem durny i nieodpowiedzialny, tylko trochę mniej. – Wyszczerzył zęby. – Wiem już przynajmniej, jak pilnować swoich oczu. Rąk. Wszystkiego.
    No, i już. Prosto, gładko, tak samo jak tłumaczył się już wielokrotnie. Gdy złapią cię za rękę, krzycz że to nie twoja ręka. Alex trzymał tę zasadę głęboko w sercu.
    - Dobra, czyli żadnego większego czary mary? W porządku. – Kiedy Rúna potwierdziła, że w zasadzie wystarczy tylko porządnie opatrzyć ranę, poczuł się lepiej – bo to akurat potrafił zrobić.
    Gdy ruda sama zabrała się za opatrywanie, pozwolił jej na to tylko przez chwilę.
    - Daj, ja to zrobię. Będzie wygodniej – rzucił po prostu, ostrożnie przejął od niej opatrunki i bandaż i sprawnie uporał się z pracą.
    Ledwie parę chwil później gaza okrywała całe otarcie, przytrzymywana w miejscu wprawnie zawiązanym bandażem. Hallberg wsunął palec pod opatrunek na próbę, upewniając się, że nie obwiązał Rúny zbyt ciasno i, zadowolony z efektu, uśmiechnął się szeroko.
    Jedna rzecz z głowy, pozostała jeszcze tylko kostka.
    - Nie widziałaś – zgodził się w międzyczasie z rudą. – Nie chodziłem na zajęcia. Byłem na bezpieczeństwie, nie mieliśmy run w planie zajęć. To znaczy, można je chyba było dobrać dodatkowo, klątwołamacze też pewnie je mieli, ale... – Wzruszył lekko ramionami. – Najwyraźniej nie było mi po drodze.
    Z wyraźnym zaciekawieniem słuchał wyjaśnień rudej, a gdy przytaknęła, że mogłaby udzielać korepetycji, uśmiechnął się szeroko.
    - Ja – rzucił bez wahania. – Ja bym chciał. – Przekrzywił lekko głowę, przyglądając się dziewczynie uważniej. – Mógłbym nadal być samoukiem, ale, szczerze mówiąc, nie sądzę, żebym był w stanie to wszystko ogarnąć sam. A chciałbym. W sensie, chciałbym umieć coś więcej niż tylko te podstawy, które mogę wyczytać w książkach. Chciałbym... – zawahał się. – Zrozumieć, chyba przede wszystkim.
    Sam był zdziwiony swoją otwartością. Nieco zmieszany, znów zerknął na nogę Rúny. Jeszcze przecież nie skończyli.
    - Powinniśmy to obejrzeć, ale musiałabyś zdjąć buta. I pończochę. Mógłbym... – zaciął się, odetchnął cicho. – Mogę z tym pomóc, jeśli do dla ciebie w porządku – palnął szybko.
    Kiedy ostatnim razem ściągał z pończochę z kobiecej nogi, robił to w zupełnie innych okolicznościach, z zupełnie innymi zamiarami. Pilnowanie się, by pamiętać, gdzie i z kim znajduje się teraz, było trudne.
    Naprawdę potrzebował kobiety.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Twarz dziewczyny rozjaśniła się w ciepłym, pełnym radości uśmiechu, gdy okazało się, że jednak nie pomyliła się i dobrze zaklasyfikowała autora przepięknych rysunków ozdabiających ściany. Jeszcze jedną rzecz mówiono o rudej – że zawsze była szczera, czasem nawet boleśnie. Mógł więc być pewny, że komplement był uczciwy, a nie obliczony tylko na to, by mu się przypodobać.
    Sorry mała…?
    Zmarszczyła lekko nosek, by zaraz potem zrozumieć, o co chodziło. Uznał, że obwinia go o nieudane zaklęcie, pewnie musiała wyrazić na głos swój żal. Potrząsnęła zaraz głową, nieśmiało kładąc mu rękę na ramieniu.
    - Magia… Niespecjalnie działa na moje rany. Ale i tak za każdym razem łudzę się, że może jednak w tym wypadku zadziała. To nie Twoja wina, tylko mojej nieuwagi. – westchnęła głęboko, delikatnie zwieszając głowę. Nie chciała, żeby czuł się źle przez to, że magia nie zadziałała, tak po prawdzie była już prawie gotowa powiedzieć mu o swojej przypadłości, żeby się tak nie przejmował. Ale i tak wszystko zepsuła głupim pytaniem, ale o dziwo dotyk ciepłej dłoni na udzie powstrzymał ją przed dalszymi wyjaśnieniami i przeprosinami. Przygryzła wargę, w żaden sposób nie komentując dotyku, który był dziwnie przyjemny.
    - To, że Ty się przyzwyczaiłeś nie znaczy, że ja powinnam pytać. – potrząsnęła delikatnie głową, z przepraszającym wyrazem twarzy i brązowych oczu, ale nie przeszkadzała mu w wyjaśnieniach, trochę z ulgą, że jednak źle połączyła fakty i jej tajemnica nadal pozostawała tajemnicą. Dopiero teraz zresztą zabrała dłoń z jego ramienia, bo chyba nie powinna się aż tak spoufalać? Zawsze miała drobny problem ze znalezieniem odpowiedniej granicy, za którą nie powinna się zapuszczać.
    - Przykro mi. Musiało bardzo boleć. – cóż, uraz prowadzący do oślepienia musiał być bolesny. Ale przynajmniej sprawiło to, że nie drążyła już tematu oka mężczyzny, choć należało przyznać, że w takiej wersji wyglądał dosyć drapieżnie. I niestety dla niej był naprawdę przystojny. Patrząc z bliska wcale a wcale nie dziwiła się, że dziewczyny za nim biegały.
    Skinięciem głowy potwierdziła, że bez magii, dzięki czemu mogła oderwać się od delikatnego przypatrywania Alexowi i w końcu zająć tym, czym powinna. Dlatego też bez większych protestów pozwoliła mu na dokończenie opatrunku i prawie od razu, nieco skrępowana ściągnęła spódnicę w dół, zasłaniając zabandażowane kolano. Nadal sytuacja trochę ją peszyła, ale już nie aż tak. Zresztą powoli czuła, że zmęczenie zaczynało dawać o sobie znać i musiała zdecydowanie uzupełnić krew. I cukier.
    - Szkoda. Wiesz, realizowanie swoich pasji to dobra droga. – posłała mu delikatny uśmiech, jednak zdecydowanie nie było w nim oceny. To było jego życie, kim ona była, by mu mówić, co powinien robić. No, dopóki nie wyskoczył, że chciałby u niej korepetycji. Z run. Roześmiała się szczerze, lekko zmieszana układając dłoń na karku. Nie spodziewała się tego, naprawdę nie, ale to było na swój sposób bardzo miłe.
    - Większość książek jest napisana dosyć specyficznym językiem. – skinęła głową. – Pamiętam, że na początku sama miałam z nimi duże problemy i po prostu biegłam do starszych w klanie, żeby mi wyjaśniali, o co tam chodzi. Potem już rozumiałam sama… Nie ma sprawy. Mogę Cię nauczyć o runach i ich rozumieniu.  – zgodziła się, nie widząc w tym żadnego problemu. Lubiła pomagać, a Alex wyglądał na kogoś, kto szczerze chciał się uczyć. Dlaczego miałaby mu tego nie ułatwić w wolnym czasie? – Jakbym tłumaczyła coś niezrozumiale, to mi po prostu mów. Zdarza mi się zapominać, że jeśli coś dla mnie jest zrozumiałe i logiczne, to jednak nie każdy odbierze to tak samo. – skrępowanie odeszło na bok, musiała przyznać, że przyjemnie rozmawia jej się z Alexem. Ale jednak, uzupełnienie cukru było koniecznością.
    - Próbowałam wcześniej rozpiąć sprzączkę, ale przez opuchliznę nie mogłam… Nie wiem, czy Ci się uda bez niszczenia paska. – powiedziała całkiem uczciwie, wyrażając zgodę na pomoc, bo sama nie była w stanie sobie z tym poradzić. – Ale najpierw medykamenty. Raczej nie chciałabym zemdleć z upływu krwi. – zażartowała sobie, choć było w tym bardzo wiele prawdy. Sięgnęła po swoją torbę, wyciągając z niej fiolkę, której zawartość od razu wypiła. A po krótkim szperaniu wyciągnęła również i paczkę miodowych ciasteczek, którymi zamierzała uzupełnić cukier. Cóż, nie dało się ukryć, to były jej ulubione.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Drgnął lekko, czując dłoń rudej na ramieniu, nie strącił jej jednak, zamiast tego uśmiechnął się tylko nieznacznie. Był łasy na dotyk i nawet, jeśli aktualnie jego pragnienia miały nieco inne kolory, nie zamierzał na siłę odmawiać sobie wszystkiego. Ruda sięgnęła ku niemu sama z siebie, więc nie było powodu dla którego miałby tego jej – i sobie – odmawiać. Tak po prawdzie, dłoń z jej uda zabrał tylko dlatego, że potem byłoby mu trudniej – a nie, bo faktycznie chciał.
    Pokiwał głową ze zrozumieniem, nie planował jednak drążyć tematu jej choroby. I tak wyciągnął już pewne wnioski – zgodne czy niezgodne z prawdą, na razie mu wystarczały. Rúna nie była jego zleceniem, sylwetką, o której musiał dowiedzieć się jak najwięcej i spisać raport dla Kruczej. Nie musiał naciskać i z pewnością nie musiał wyciągać z niej wszystkich jej sekretów. Nawet, jeśli trochę go ciekawiły. Nawet, jeśli mógłby w ten sposób zobaczyć, co o nim myślała – i, być może, jakoś to wykorzystać.
    Mimo wszystko, miał jakieś granice. Niezbyt imponujące, ale miał.
    Westchnął bezgłośnie gdy zabrała dłoń i uśmiechnął się przelotnie na wspomnienie dnia, gdy pochwycił wreszcie Dar Odyna i wczepił się w niego pazurami, nie pozwalając wyślizgnąć mu się z rąk ponownie.
    - Trochę – przyznał i, niespodzianka, to nawet nie było kłamstwo. Wiszenie głową w dół nie było przyjemne, a samego przeistoczenia oka rzeczywiście wolałby nie powtarzać. - Ale było, minęło – zbagatelizował temat i wzruszył lekko ramionami. Na prawdę nie było czego rozstrząsać.
    W impulsie dżentelmeństwa pomógł Rúnie poprawić spódnicę i zakryć kolano. I tak będzie musiała zmienić ją na coś, co wciąż jest w jednym kawałku – patrz, spodnie Pii – ale nie musiała tego robić przy nim. Raczej by nie chciała. A szkoda.
    - To. – Machnięciem ręki wskazał teraz swoje rysunki. - To też moja pasja. Bezpieczeństwo narodowe też nią było... Jest, tak sądzę. Chyba po prostu na realizowanie wszystkich swoich hobby nie miałem wtedy czasu – przyznał.
    Widział, w którym momencie speszyła się nieco, tym bardziej więc cieszył się, że się zgodziła. Mógł nie być pewien, czy jego decyzja to naprawdę skutek tylko i wyłącznie chęci nauki, czy może jednak także wygłodzenia i lgnięcia do atrakcyjnej dziewczyny – był jednak natomiast absolutnie pewien, że gdy będzie się uczył, to będzie się uczył. Alex lubił zdobywać nowe umiejętności, a o runach, rytuałach – myślał o tym wszystkim już od bardzo dawna.
    To, czy przy okazji jeszcze na coś liczył, to zupełnie inna historia.
    - Pewnie – zgodził się więc teraz, wiedząc, że nie będzie miał najmniejszego problemu z dopytywaniem rudej czy proszeniem o powtórzenie czegoś, co nie będzie dla niego zrozumiałe. Hallberg nie bał się przyznawać do niewiedzy, a już na pewno nie wtedy, gdy próbował się jej pozbyć. Wychodził z założenia, że sama chęć nauki czegoś nowego to już wystarczająco duży plus, który bez trudu zrównoważy wszelkie późniejsze głupie pytania.
    - Wolałabyś wpaść do mnie – do nas – czy na przykład umawialibyśmy się tutaj? Albo u ciebie? – zawahał się. Nie był pewien, gdzie byłoby najlepiej, ale podświadomie czuł, że raczej nie w towarzystwie Pii.
    Skinął głową, gdy Rúna zgodziła się, by jej pomógł, wcześniej prosząc jednak o przerwę na leki. Wizja rudej mdlejącej mu na kanapie nie była może szczególnie straszna, ale mimo wszystko byłoby lepiej, gdyby dziewczyna nie musiała przez to przechodzić.
    Zbystrzał, gdy wyciągnęła miodowe ciastka.
    - Świetnie. To najpierw opłata, a potem możemy działać – rzucił i bez skrępowania wyciągnął rękę w kierunku ciastek. Roześmiał się zaraz szczerze. - To moje ulubione. Nie możesz oczekiwać, że będę tylko patrzył, jak sama zajadasz się ze smakiem – wyjaśnił śmiało.
    Posłusznie czekając, aż dziewczyna będzie gotowa na oględziny kostki, póki co przyjrzał się tylko problematycznemu paskowi buta. Wydawało mu się, że mógłby poradzić z nim sobie bez zniszczenia obuwia, gdyby tylko... Ostrożnie, z zaskakującą delikatnością wsunął palce pod pasek, by odsunąć go chociaż odrobinę od spuchniętej kostki i, manewrując przez chwilę cierpliwie zapięciem, z uśmiechem satysfakcji uporał się przynajmniej z tym jednym problemem. Ostrożnie zsunął but, odstawił go na bok i ułożył sobie stopę Rúny na udzie. Jego własne nogi drętwiały już nieco od trwania zbyt długo w kuckach, ale hej, wciąż miał robotę do zrobienia.
    I kobietę do rozebrania.
    Westchnął w duchu po raz kolejny, ponownie utwierdzając się tylko w przekonaniu, że Pia nigdy mu nie uwierzy – a nawet jeśli uwierzy, to na pewno nie zrozumie.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Fakt, że Alex nie strącił sam jej dłoni sprawił, że uznała, że najwyraźniej jeszcze nie przekroczyła tej magicznej granicy, za którą dotyk stawał się zbyt poufały i źle widziany. Nie potrafiła pojąć, dlaczego jeśli jedna osoba objęła ją ramieniem, to druga nie mogła? Istota „podtekstów” była jej całkowicie obca. Teraz jednak wszystko było w porządku, co zdecydowanie ją satysfakcjonowało.
    Posłała mu całkiem nieśmiały uśmiech, kiedy przyjął jej wyjaśnienia i nie zdenerwował się na nią. Naprawdę nie chciała go urazić, na szczęście Alex nie wyglądał na jakoś specjalnie skrzywdzonego jej słowami, bo chyba nawet nie wiedziałaby, jak powinna go przepraszać. Jego wypadek natomiast od razu zaklasyfikowała we własnej głowie jako temat, którego nie należało więcej poruszać. Uśmiechnięty Hallberg wyglądał… po prostu wyglądał. W taki sposób, że chciała na niego patrzeć. Ot tak po prostu.
    Z opuszczoną spódnicą poczuła się trochę mniej skrępowana, chociaż jakaś jej część bardzo żałowała, że jednak zabrał ciepłą dłoń. Mimo wszystko tak trochę zmarzła na zewnątrz, a upływ krwi zawsze sprawiał, że marzła trochę mocniej niż normalnie. Chyba jednak zacznie nosić w torbie jakiś szal, żeby potem móc narzucać go na ramiona. Skupiła się jednak na pasjach berserka.
    - Niestety dzień ma określoną ilość godzin i nie da się ich dodać nawet, jeśli się bardzo chce. – zaśmiała się cicho, rozumiejąc jego problem. Nie raz sama bardzo chciała, by doba miała więcej minut, zwłaszcza, gdy strasznie chciała coś zrobić, przeczytać, obejrzeć, a po prostu nie mogła, bo wykonanie wszystkich obowiązków zabrało więcej czasu, którego nie przeznaczała na sen. – Dlatego czasem trzeba z czegoś zrezygnować. Ale! Teraz nic nie stoi na przeszkodzie, by to nadrobić. Postaram się znaleźć dla Ciebie jakieś książki na temat runicznych podstaw… Chociaż nie, inaczej. Nie ma większego sensu przynoszenia Ci tego, co już sam poznałeś. – przyłożyła palec wskazujący do dolnej wargi, w wyrazie zamyślenia. Przeszukiwała w myślach swój własny księgozbiór, zastanawiając się, czy ma coś pomiędzy początkami, a zaawansowaną wiedzą, a jeśli nie, to czy gdzieś jest w stanie zaopatrzyć się w takie pozycje.
    - Mógłbyś mi tak chociażby po krótce opowiedzieć, na jakim etapie jesteś? – spytała grzecznie, bez większego problemu wchodząc w rolę korepetytorki, zapominając o wcześniejszej nieśmiałości i problemie z obolałym kolanem. – I możemy u mnie, mieszkam tu niedaleko, na starym mieście. Mam sporo pozycji i tak chyba będzie wygodniej? – zaproponowała, ale z lekkim wahaniem w głosie. Nie do końca wiedziała, czy Alex będzie chciał do niej przychodzić. Dlatego też bardzo szybko się zreflektowała. – Ale jeśli wolisz, żebym przychodziła do Ciebie, to też nie jest żaden problem. – zaznaczyła szybko, bo i przecież spacer do Alexa jej nie zaszkodzi, gdziekolwiek mieszkał. Chociaż we własnym domu na pewno czułaby się swobodniej, u innych zawsze miała problem z oceną, co jest właściwe a co niezbyt. We własnym domu, nawet z gośćmi, te granice nie były aż tak trudne do określenia.
    Zrobiła wielkie oczy, kiedy dłoń Alexa nagle wystrzeliła, zgarniając paczkę z ciasteczkami z jej rąk. Mina Rúny bardzo jasno wskazywała na proste pytanie „co tu się właściwie wydarzyło?!”, gdy próbowała zrozumieć, co się stało. Zaskoczenie jednak szybko zamieniło się w szczery śmiech.
    - Miodowe ciasteczka są najlepsze. Zostaw mi chociaż z dwa. Muszę czymś napełnić żołądek. I częstuj się, smacznego. – śmiała się szczerze, nie zamierzając się przyznawać, że choć na pierwszym miejscu stawiała czekoladę i ciasta z nią, tak miodowe ciasteczka zawsze były na drugim miejscu i nigdy nie istniało nic, co byłoby w stanie je przegonić w tym rankingu. „Ukradła” swoje dwie sztuki, resztę paczki zostawiając Alexowi jako zapłatę za wszystkie szkody i kłopot, który mu zrobiła samą sobą. Najpierw wypiła więc krwinkowar, a potem zagryzła go ciasteczkiem. Obserwując przy tym, jak mężczyzna z zaskakującą wprawą uporał się ze sprzączką i butem. Dopiero wtedy pomyślała, że Alexowi musi być niewygodnie w takiej pozycji już tyle czasu.
    - Uhm. Nie wolisz usiąść na kanapie? Tak w kuckach musi być niewygodnie… - zaproponowała nieśmiało, podsuwając się przy tym na meblu, by zrobić miejsce obok siebie. Zawsze mogła usiąść bokiem do oparcia kanapy, wtedy Alexowi byłoby zdecydowanie wygodniej. Szybko schrupała ciasteczko, by wolnymi rękami ostrożnie – z pomocą Hallberga – ściągnąć pończochę do końca. Ukazując tym samym drobną stopę, z paznokciami pomalowanymi jakimś różowym lakierem. – Nie wygląda to dobrze. – skomentowała z westchnięciem swoją opuchniętą kostkę. Przestawała sobie wyobrażać, jak ona z tym wróci do domu.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Nie wtrącał się, gdy Rúna planowała, jak najlepiej zorganizować naukę, natomiast zapytany o swój aktualny poziom, zmarszczył brwi nieco. Szczerze mówiąc, jak dotąd niespecjalnie się nad tym zastanawiał – nigdy tak naprawdę nie przysiadł i nie rozważał, gdzie tak naprawdę znajduje się ze swoją runiczną edukacją. Nie był też wcale przekonany, czy faktycznie potrafi się sprawiedliwie ocenić.
    - Nie jestem pewien – przyznał więc ostrożnie. – Znam sporo rytuałów, wiem, jak je wykonać, ale... Zazwyczaj niespecjalnie rozumiem, dlaczego używa się akurat takich a nie innych run, dlaczego kreśli się je w takiej a nie innej kolejności i tak dalej. Dziadek uczył mnie przede wszystkim praktyki, tego wszystkiego, co sam nauczył się od swojego ojca – nie przypominam sobie, by kiedykolwiek tłumaczył mi cokolwiek z teoretycznych podstaw.
    - Znam ogólne znaczenie każdej z run, ale niespecjalnie rozumiem, jak je łączyć. Wiem z grubsza, jak odczytywać runiczne teksty, ale raczej... Powiedziałbym, że na poziomie raczej przedszkolnym niż zaawansowanym – roześmiał się. – Narysuję ci każdy symbol, ale jeśli są w nich jakieś niuanse, najpewniej zupełnie o nich nie wiem – i w efekcie nakreślę je źle. – Nie bał się przyznać do niewiedzy, śmiało krytykował się, wiedząc, że nie ma niczego złego w tym, że czegoś nie umie. Szczególnie jeśli chciał to zmienić.
    Propozycję spotykania się u Rúny przywitał lekkim uśmiechem i skinieniem głową na zgodę.
    - Nie, nie, u ciebie będzie w porządku – zapewnił.
    Im dłużej myślał, tym bardziej był pewien, że chyba nie chciałby spotykać się z rudą pod nosem Pii. Kochał swoją siostrę nad życie, był jednak doskonale świadom jak upierdliwa – i zazdrosna – potrafiła być. Już wcześniej miał jakieś tam znajome, koleżanki, ale wszelkie takie znajomości sprowadzały się zwykle do wyjścia na piwo raz na jakiś czas i szybkiego powrotu do domu. Nie był pewien, jak blondynka zapatrywała się na regularne lekcje u specyficznej, ale jednak całkiem słodkiej Nørgaardówny – pamiętając, jak marszczyła brwi przy niektórych z wcześniejszych jego spotkań, chyba niespecjalnie chciał to sprawdzać.
    Pia wciąż mogła się burzyć, ale dopóki nie będzie tego robić gdy będą we trójkę pod jednym dachem, to nie będzie problem.
    Uśmiechnął się szeroko na wyraźne zaskoczenie Rúny, gdy podprowadził jej ciastka. Była urocza, reagując tak żywo i prostolinijnie na... W zasadzie wszystko.
    - Zostawię ci więcej – zapewnił łaskawie i roześmiał się. – Nie jestem aż tak zachłanny. Zazwyczaj. – Wyszczerzył się, zaraz potem śmiało zabierając się za pierwsze ciastko i chrupiąc je z entuzjazmem.
    Odłożył paczkę na kanapę obok Rúny i, uporawszy się z butem i pończochą dziewczyny – nie był pewien, czy w którymś momencie nie zaczął się rumienić, ale nie mógł tego tak całkiem wykluczyć – przyjrzał się podpuchniętej, już teraz wyraźnie zsiniałej kostce. Z pewnością była skręcona – i z pewnością nie nadawała się, by dziewczyna wracała piechotą do domu.
    Nie wolisz usiąść na kanapie?
    - A, tak. Tak, w zasadzie wolę – przyznał i z sapnięciem wyprostował się, zaraz opadając na siedzisko obok, oddzielony od Rúny tylko pudełkiem ciastek. No. Zdecydowanie lepiej.
    Śmiało ułożył sobie nogę dziewczyny z powrotem na udzie i znów przyjrzał się uszkodzonemu stawowi.
    - Spróbuję czegoś – oznajmił wreszcie raczej niż zapytał. Jeśli Rúna nie chciała iść do szpitala – a dziewczyna była wyraźnie zmieszana na samą myśl o tym – musieli coś zrobić i Alex nie sądził, by obwinięcie nogi bandażem w tym przypadku wystarczyło.
    Prędko wybrał parę zaklęć z tych podanych mu kiedyś przez Pię, zmarszczył brwi w skupieniu i ułożył dłoń na drobnej stopnie rudej.
    - Kenne – zamruczał cicho i z zaskoczeniem uświadomił sobie, że magia nie tylko gładko spłynęła mu z palców, ale też… – Czujesz coś? – spytał prosto, obmacując na próbę opuchniętą kostkę.
    Gdy Rúna ani drgnęła, przyglądając się jego poczynaniom znów z tym samym rozczulającym zdziwieniem, Hallberg uśmiechnął się szeroko i bez wahania sięgnął po drugie zaklęcie.
    - Tognun – rzucił śmiało i znów sapnął cicho, gdy moc przepłynęła mu z dłoni ku kostce rudej.
    Hallberg uniósł brwi i sapnął cicho, gdy skręcony staw szarpnął się raz, mocno, nastawiając się z powrotem do prawidłowej pozycji.
    - To – chrząknął cicho. – To wyglądało gorzej niż się spodziewałem – przyznał z rozbrajającą szczerością.
    Wreszcie uniósł głowę i spojrzał niepewnie na Rúnę.
    - Nic nie czułaś, nie? – upewnił się. – Śmiało, wstań na próbę.

    Kenne (Analgetici) – znieczula wybrane miejsce podczas zabiegu.
    Próg: 30.
    84+5=89 >30 udane

    Tognun (Convello) – boleśnie nastawia zwichnięcia, leczy skręcenia i naderwania mięśni.
    Próg: 35.
    60+5=65 >35 udane
    Konta specjalne
    Mistrz Gry
    Mistrz Gry
    https://midgard.forumpolish.com/https://midgard.forumpolish.com/


    The member 'Alexander Hallberg' has done the following action : kości


    'k100' : 84, 60, 19
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Tak naprawdę dziewczynie wystarczyło tylko to, by chociaż częściowo określił, co potrafił, by po prostu wiedziała, od jakiś rzeczy będzie musiała zacząć. Najwyraźniej jednak zdecydowanie zapomniała o tym, że samouk niekoniecznie będzie miał pojęcie, co jest podstawami, a co nie do końca. Dlatego po prostu z uwagą wsłuchała się w jego wyjaśnienia.
    - Czyli tak naprawdę jesteś najgorszym rodzajem ucznia. – oceniła całkowicie uczciwie, ale jednocześnie z głosem podszytym troską. – Potrafisz wykonać rytuał, ale go w ogóle nie rozumiesz. Używasz pamięci do wyrysowania wykresu, ale nie uświadamiasz sobie, dlaczego linie łączą się tak a nie inaczej. Cóż, to może być trochę ciężkie teraz, ale przy odrobinie chęci nie ma niczego, czego nie dałoby się douczyć. – uśmiechnęła się szeroko i energicznie. Wbrew pozorom wcale jej to nie przeszkadzało, Alex był wyzwaniem, a jako naukowiec lubiła wyzwania. Po prostu lepiej było mieć w pamięci, że dopóki nie pozna podstaw lepiej będzie nie przechodzić do praktyki.
    - Znaczenia run to już jakiś solidny plus. Ale bez zrozumienia tej złożoności procesu, którym jest łączenie ich ze sobą, nie sposób czytać jakichkolwiek runicznych tekstów. Zwłaszcza, że często pojawiają się w nich trudne do wychwycenia błędy. Czyli po prostu najlepiej będzie zacząć od całkowitych podstaw i pominąć to, co wiesz. O ile Twoja wiedza nie będzie potrzebowała uzupełnienia. – klasnęła w dłonie, w ogóle nie przejęta faktem, że być może nauczenie dorosłego mężczyzny run i czegokolwiek może być bardzo, bardzo trudną rzeczą. No ale Alex wyglądał na całkiem zainteresowanego nauką, więc… dlaczego miałoby być źle?
    We własnym domu zdecydowanie jej pasowało, miała tam mnóstwo książek, miejsce też było i pewnie Alexowi będzie bardziej komfortowo, gdy nikt poza nią nie będzie widział jego błędów. Zresztą sama tak miała, nie lubiła gdy wiele osób na raz widziało jej błędy. Może dlatego zawsze chciała być najlepsza…? Nie roztrząsała tego tematu jednak, zajęta zupełnie ważniejszymi sprawami, jak chociażby dokarmienia Alexa swoimi ciastkami.
    - Bierz i się nie krępuj. Chociaż tak mogę się jakoś odwdzięczyć za pomoc i w ogóle przeprosić za cały ten kłopot. – jej policzki delikatnie poróżowiały, gdy skrępowana wskazywała na swoją opatrzoną już nogę. Na pewno Alex miał o wiele ciekawsze zajęcia, niż próba ogarnięcia jej po upadku, któremu sama była sobie winna i to tak całkowicie.
    Z cichym pufnięciem pozwoliła ułożyć swoją stopę na udzie Alexa. Musiała przyznać, że to była całkiem przyjemna pozycja, a mężczyzna grzał nawet przez spodnie. Miała wielką ochotę oprzeć się o podłokietnik kanapy i tak się zrelaksować, ale przecież tak nie wypadało. Dlatego po prostu obserwowała to, co mężczyzna zamierzał zrobić dalej.
    - Huh? Jasne. – zgodziła się z nim, gdy stwierdził, że czegoś spróbuje. Nie dało się ukryć, że delikatnie zesztywniała, kiedy zaczął coś kombinować przy zwichniętej kostce, ale w zasadzie była to czysto instynktowna reakcja w oczekiwaniu na ból. Zaklęcie za to ją zaskoczyło i z takim też wyrazem twarzy pokręciła przecząco głową. Dotykał ją. Naciskał na opuchnięte miejsce. A ona nie czuła tak naprawdę nic. Była bardziej niż zaskoczona tym faktem, dlatego z szeroko otwartymi oczami, pełnymi fascynacji obserwowała, jak dalej czynił swoją magię.
    Przy kolejnym zaklęciu aż się wzdrygnęła, ale w ogóle nie poczuła, jak kości i ścięgna wracały do odpowiedniej pozycji.
    - To wyglądało okropnie. – poprawiła go uprzejmie, acz nadal będąc w delikatnym szoku. Niby zajmowała się magią, no ale… nie taką. – Nie, nic. To… to tak zawsze działa? – spytała z fascynacją w głosie. Ostrożnie odpięła drugą szpilkę – bez buta różnica wzrostu byłaby dosyć trudna do utrzymania równowagi – i z bardzo dużym wahaniem stanęła na podłodze, unosząc do góry spódnicę tak, by móc widzieć obie stopy. Wciągnęła powietrze do płuc i zrobiła powolny krok na wcześniej skręconej nodze, zdając sobie sprawę, że poza oczywistym bólem kolana nic więcej jej nie dolegało. Odwróciła się przodem do Alexa, z szerokim uśmiechem.
    - To działa! – pisnęła z zachwytem, bo to znaczyło, że będzie mogła jakoś normalnie wrócić do domu. I wcale a wcale nie przeszkadzało jej to, że spódnica była podarta, gdy z tej ekscytacji i radości rzuciła się na szyję berserka, mrucząc miękkie podziękowania za pomoc.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Jesteś najgorszym rodzajem ucznia.
    Najpierw spojrzał na Rúnę z niedowierzaniem, zaraz potem uśmiechając się coraz szerzej wraz z każdym jej słowem. Przez swoją skrajną wręcz szczerość ruda była najgorszym krytykiem, jakie można było mieć. Pozbawiona filtra, mówiła prosto z mostu to, co inni mogli sobie już myśleć, ale bali się przyznać. Alex nie brał tego jednak do siebie, co więcej – zapytany, przecież właściwie by się z dziewczyną zgodził. To, jak podsumowała jego doświadczenie z runami, było przecież doskonale prawdziwe – dokładnie tak było. Coś tam umiał wykonać, ale nie rozumiał. Coś potrafił przeczytać, ale nie dostrzegając głębszego sensu, ukrytych znaczeń. Już wcześniej zdawał sobie sprawę, że chcąc faktycznie nauczyć się run, będzie musiał zacząć niemalże od początku. To, że Rúna ubrała to teraz w słowa, może i trochę zapiekło – nie na tyle jednak, by się oburzał. Nørgaardówna miała rację, a on miał dość rozsądku, by się głupio swoich braków nie wypierać.
    Poza tym, nie potrafił się złościć widząc tak czysty, niewinny entuzjazm Rúny. Może i jej nie znał, może to jedno popołudnie trudno było uznać nawet za jakiś sensowny początek nowej znajomości, ale, bogowie, była słodka. Cholernie urocza z tą swoją dziecięcą niemal pasją i podekscytowaniem.
    Przez cały czas nie potrafił się pozbyć leniwiego uśmiechu z twarzy.
    - Przestań, nie musisz przecież – rzucił tymczasem na wspomnienie odwdzięczania się i przeprosin. Machnął ręką, zbywając słowa Rúny – mimo tego, zachęcony, śmiało sięgnął po kolejne ciastko i wrzucił je na raz do ust, chrupiąc ze smakiem. – I tak już tu kończyłem, więc... Zamiast wracać do pustego mieszkania mogłem równie dobrze uratować artystkę, która wywinęła takiego pięknego orła pod moją pracownią – roześmiał się bez złośliwości. Sytuacja faktycznie go bawiła, ale nie miał na myśli nic złego. Każdemu się przecież zdarzało. Tylko czekał, aż sam zaliczy podobny popis akrobatyki.
    Zaraz potem umilkł, skupiając się już tylko na zaklęciach, magii umykającej mu przez palce i prawdziwie przerażającej scenie nastawiania skręconej kostki.
    To tak zawsze działa?
    Uśmiechnął się beztrosko od ucha do ucha.
    - Nie mam pojęcia – przyznał szczerze. – Robiłem do pierwszy raz. – Wyszczerzył zęby, niewzruszony, że w zasadzie właśnie uczynił z Rúny ofiarę eksperymentów.
    Udało się? Udało. Nie było więc po co drążyć tematu.
    Tym niemniej nie spuszczał z rudej oka, gdy ostrożnie stanęła na podłodze. Patrzył, gdy z wahaniem robiła pierwszy krok – i uśmiechnął się szeroko widząc, że mogła to zrobić bez większego problemu. Przyjemne ciepło rozlało mu się w piersi tyleż samo z satysfakcji z udanego zaklęcia, co też na widok zachwytu Nørgaardówny.
    Gdy dziewczyna rzuciła mu się na szyję, odruchowo objął ją w talii i przytrzymał przy sobie.
    - Hej, powoli – roześmiał się nie dlatego, że bliskość rudej mu przeszkadzała, co raczej z obawy że może, mimo wszystko, nie wyleczył jej tak całkiem i gwałtowna radość skończy się zaraz powtórką z rozrywki, odnowionym urazem i powrotem do punktu wyjścia.
    Tak czy inaczej, nie spieszyło mu się, by Rúnę puścić. Zrobiłby to, gdyby chciała, ale z pewnością nie planował sam z siebie jej odsuwać. Było mu dobrze. Ruda była drobna, słodko delikatna, a jej włosy pachniały w sposób, który kojarzył mu się… W sumie sam nie wiedział, z czym, ale z pewnością z czymś dobrym.
    Kwitując przeprosiny krótkim pomrukiem, mimowolnie przesunął dłonią wzdłuż jej pleców, w górę i w dół, gładząc lekko i rozsądnie pilnując się, by nie zjechać poniżej wcięcia w talii.
    - Powinnaś się przebrać – wymruczał w którejś chwili. – Przyniosłem spodnie Pii, może będą na ciebie dobre – zaoferował, lekkim tylko ruchem głowy wskazując dresy rzucone na kanapę.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Zdecydowanie nie filtrowała tego, co mówiła, uczciwie stawiając sprawę. To, że wiele osób miało jej to za złe, było oczywiste – bądź co bądź z jakichś powodów nie miała wielu znajomych. Gdy była młodsza miewała za to sporo „uczniów”, bo nauczyciel, który jasno mówił, co jest nie tak, co należy poprawić i przy okazji w jaki sposób, był wręcz na wagę złota. A cierpliwości Rúnie nie można było odmówić, w końcu nauka czegokolwiek musiała trochę potrwać.
    Skoro jednak Alex nie strzelił jakimś większym fochem ani protestem, ruda trwała w błogiej nieświadomości, że palnęła coś zupełnie nieodpowiedniego. Szczerego, ale cóż, mogła to ująć w zupełnie inny, delikatniejszy sposób. Inną rzeczą było jednak to, że wcale ta „trudność” uczenia Hallberga w ogóle jej nie przeszkadzała. A że jego wiedza bez zrozumienia mogła być bardzo ciężka? Każdy kiedyś zaczynał, a Nørgaard była pewna, że mogła pomóc berserkowi lepiej rozeznać się w runach. No i ewidentnie chciał się tego nauczyć, a to już był bardzo dobry początek, ułatwiający wiele rzeczy.
    - To naprawdę nie była moja wina! – zarumieniła się ogniście, gdy wypomniał jej wypadek. Znaczy nie uważała, że się z niej wyśmiewał, ale przecież musiała się jakoś obronić. W końcu nie była jakąś straszną niezdarą, po prostu książka była taka ciekawa, że musiała ją przeczytać… - To wszystko wina tego, że udało mi się znaleźć runicznego białego kruka. Wiesz, jak trudno było dorwać tę księgę w swoje ręce? Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie zacząć jej czytać… No i o. Źle stanęłam… - bo w ogóle nie patrzyłam na drogę – tak powinno brzmieć zakończenie zdania. Wolała jednak nie wypowiadać go na głos, odrobinkę speszona śmiechem mężczyzny. Ale w ostatecznym rozrachunku było jej po prostu… dobrze w jego towarzystwie. Był chyba pierwszą osobą, która nie zaczynała od protestów odnośnie jej sposobu bycia i czuła się swobodnie w jej obecności. Chyba czuł się swobodnie, pewna być nie mogła.
    Wyleczona kostka była dla niej pewnego rodzaju rzeczą zachwycającą. Alex zdołał ocalić ją w ten sposób od wizyty u medyków, od tłumaczenia się i reprymend. Nikt nie lubi być obsztorcowywany w jakiejkolwiek kwestii, a Rúna doskonale wiedziała, że popełniła błąd i to bardzo poważny. Błąd, który mógłby ją naprawdę wiele kosztować, gdyby nie Alex. I wcale a wcale nie przeszkadzało jej, że na niej eksperymentował. W końcu się udało, czyż nie?
    - Przepraszam… - westchnęła, trochę zawstydzona, kiedy „ofuknął” ją, żeby trochę zwolniła. No tak, przecież w takim tempie zaraz znowu zrobi sobie krzywdę, całkowicie nadwerężając jego dobre serce dotyczące pomagania jej. Zresztą powinna się podnieść, ale…
    No właśnie, jak zwykle było jakieś „ale”. Alex był tak przyjemnie ciepły i och słodka Freyo, kiedy ostatni raz miała okazje się do kogoś tak przytulić? No, pomijając moment, gdy wnosił ją do studia. Otóż to. Musiała przyznać, że to było naprawdę miłe uczucie, zwłaszcza, gdy zaczął przejeżdżać dłonią po jej plecach. Delikatny dotyk wraz z ciepłem berserka sprawił, że poczuła się dziwnie błogo, choć od razu na jej policzkach pojawiły się łagodne rumieńce.
    - Uhm… Powinnam… - zgodziła się z lekkim wahaniem, patrząc w stronę, w którą wskazywał mężczyzna. Czasem dobrze było całkowicie nie pojmować aluzji rzucanych w swoją stronę. Każda inna kobieta uznałaby to za delikatne zwrócenie uwagi, że powinna ruszyć tyłek i opuścić wygodne kolana Alexa. Rúna natomiast nie miała na to najmniejszej ochoty, było jej tak po prostu wygodnie. Wygodnie i bardzo przyjemnie. Do tego stopnia, że nie chciała się stąd ruszać wcale a wcale.


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Na słodki rumieniec i gęste tłumaczenia się rudej odpowiedział rozbawionym uśmiechem. Nie do końca rozumiał jej ekscytację książką – sam sporo czytał, ale nie przypominał sobie, by kiedykolwiek jakakolwiek lektura zachwyciła go aż tak – ale entuzjazm Rúny był w jakiś sposób zaraźliwy. Dziewczyna była urocza, gdy tłumaczyła się z taką pasją i Alex naprawdę nie chciał jej przerywać.
    Niespecjalnie też chciał ją odepchnąć, gdy ruda wyraźnie nie miała ochoty wstać mu z kolan. Najpierw, gdy nie podchwyciła jego zawoalowanej sugestii, by doprowadziła swoją garderobę do porządku, uśmiechnął się tylko przelotnie – wbrew wszelkiemu rozsądkowi nie znalazł w sobie jednak dość zapału, by bardziej wprost polecić Rúnie uwolnienie go. Gdy ruda wtuliła się w niego z wyraźną przyjemnością, mimowolnie przytrzymał ją bliżej i, wzdychając bezgłośnie, rozparł się na kanapie wygodniej, wspierając plecy o oparcie. Z rozbawieniem patrzył na rumieńce dziewczyny, z tym samym uśmiechem – i lekkim pokręceniem głową – przyjmując zgodę rudej. Zgodę i nic ponadto, bo dziewczyna wciąż siedziała mu na kolanach, przytulona, a on wciąż gładził jej plecy, nie potrafiąc sobie wytłumaczyć, że nie powinien. Dużo łatwiej było mu znaleźć argumenty za tym, że nie robił nic złego. Że, skoro obojgu było tak dobrze, nie było powodu panicznie odwracać sytuacji.
    W którejś chwili dłoń mimowolnie zsunęła mu się niżej. Ostrożnie, jakby sprawdzając, czy może, musnął łagodnie pośladek dziewczyny, opuszkami palców zahaczył skraj jej uda. Mimowolnie wtulił nos w jej szyję i zaciągnął się lekko słodkim, kojącym zapachem rudej.
    Bogowie, nie powinien. Tak bardzo nie powinien.
    Wrócił dłonią wyżej, musnął bok dziewczyny, zadrapał lekko materiał jej bluzki, resztką rozsądku powstrzymując się od podciągnięcia materiału wyżej, by musnąć odsłonięte ciało. Na logikę wiedział, że Rúna nie była Pią – nie była do niej nawet podobna – i że to nie za nią tęsknił. Tak naprawdę wcale nie potrzebował jej, a po prostu…
    Kogokolwiek. W tej chwili chyba po prostu kogokolwiek. Jakiejkolwiek bliskości, jakiegokolwiek ciepła, jakiegokolwiek ciała, które mógłby dla siebie wziąć.
    Ostrożnie odsunął kilka rudych kosmyków z policzka Rúny i założył je jej za ucho. Uśmiechnął się miękko i zabrał ręce.
    - Wstań, mała – rzucił lekko, zbyt późno orientując się, jakiego określenia użył – na jaką swobodę sobie pozwolił. – Sprawdź te spodnie, a ja wezmę to wszystko pozbieram. – Ruchem głowy wskazał małe pobojowisko z przesiąkniętych krwią opatrunków.
    Nie mógł. Nie mógł tak zostać, nie mógł tak z Rúną zostać, nie mógł wykorzystywać jej… Czego właściwie? Niewinności? Prostolinijności? Naiwności?
    W krótkim przebłysku uświadomił sobie, że ona pewnie nawet nie wie. Pewnie nie do końca rozumie, jak bardzo niezręczna była obecna sytuacja – i jak blisko pewnej granicy się znaleźli.
    Bogowie, nie sądził, że taka niewinność i ufność mają w dzisiejszym świecie jeszcze jakąkolwiek rację bytu.
    Widzący
    Rúna Nørgaard
    Rúna Nørgaard
    https://midgard.forumpolish.com/t3512-runa-nrgaard#35323https://midgard.forumpolish.com/t3530-runa-nrgaard#35458https://midgard.forumpolish.com/t3531-lyn#35464https://midgard.forumpolish.com/f125-runa-nrgaard


    Mogłaby tak zostać. Gładząca plecy dłoń była naprawdę miła i po prostu nie chciało jej się ruszać z miejsca. Zwłaszcza, że sam Alex nie dawał żadnych znaków mówiących o tym, by się stąd wyniosła. Albo i dawał, ale Rúna jak to Rúna, po prostu ich nie zauważyła. Ewentualne sygnały trzeba było dawać jej bardziej dobitnie, ale tego pewnie niedźwiedź kiedyś się nauczy. Być może. Jeśli będzie mu się chciało...
    Mruknęła cicho, może nawet z delikatnym zaskoczeniem, kiedy jego dłoń zabłądziła w zupełnie inne miejsce niż dotychczas. Kwestia granic była dla niej pojęciem dosyć abstrakcyjnym, wychodziła z dziwnego założenia, że jeśli coś nie wprawia w złe samopoczucie, to przynajmniej nie powinno być złe. A dotyk Alexa nie sprawiał, że czuła się nie tak. Był zaskakujący, gdy zjechał poniżej talii i musnął udo, jednak przecież nadal miała na sobie ubranie. Nie było w tym nic złego. Z zaskoczeniem tylko objęła Hallberga, kiedy wcisnął twarz w jej szyję.
    - Alex? Wszystko w porządku? - upewniła się, tak na wszelki wypadek, że nic mu nie dolega. W ogóle nie łączyła jego zachowania z tym, że okupowała jego kolana i już dawno powinna się z nich wynieść. Brązowe oczy patrzyły pytająco, do tego z pewnego rodzaju troską, że może jednak coś było nie tak, że może magia lecznicza wyczerpała Alexa bardziej niż był skłonny przyznać. Musiała przygryźć policzek od wewnątrz, zdając sobie sprawę, że będzie musiała uzupełnić wiedzę w kwestii użytku magii. Jej samej to nie dotyczyło, czarowała tak rzadko, że tylko dobrej pamięci zawdzięczała znajomość formuł. Ale w medyczną magię całkowicie nie potrafiła.
    Odwzajemniła uśmiech Alexa, odrobinę nieśmiało, jednak ciepło. Zaraz potem prychnęła cicho, gdy nazwał ją małą. Nie wzięła tego w ogóle za spoufalanie się lub za zbyt dużą swobodę. No była mała, na tle Alexa na pewno, jego określenie było więc w pełni prawidłowe. Nawet jeśli fuknęła, bardziej rozbawiona niż zła.
    - Nie jestem aż tak mała... Chociaż na Twoim tle pewnie tak. - zgodziła się, machając ręką i dopiero wtedy grzecznie podniosła się z jego kolan. - Jasne. Jeśli poczekasz, to Ci z tym pomogę. - zaproponowała od razu, po czym wzięła przyniesione spodnie, wstydliwie chowając się za parawanik.
    Rozplątanie spódnicy trochę potrwało, jednak w końcu jej się udało. Spodnie przyniesione przez Alexa były trochę za duże i za luźne w pasie, jednak udało jej się podwinąć nogawki i sznureczkem ściągnąć pas, by nie zjeżdżały jej z tyłka. Swoją bluzkę spuściła po wierzchu, ale i tak czuła się trochę źle, pozbawiona osłony spódnicy. Czuła się trochę nago, niepewnie, jednak nie zamierzała w jakikolwiek sposób dawać znać, że czuje się nieswojo. I tak była wdzięczna Alexowi.
    Pomogła mu posprzątać wszystkie pozostałości po opatrunkach, spódnicę natomiast schowała do torby. Nie wypadało jednak, żeby dłużej zawracała mu głowę. Jeszcze raz bardzo wylewnie podziękowała za ratunek i pomoc, choć już tym razem nie próbowała się kleić jakoś specjalnie. Obiecała tylko, że spodnie zwróci przy najbliższej okazji i ubrała swoje szpilki, ewidentnie wyglądając na odrobinkę skrępowaną swoim nowym strojem, podkreślającym bardzo szczupłą sylwetkę. Zgarnęła swoje rzeczy, pożegnała się i dla bezpieczeństwa teleportowała się do swojego mieszkania.

    Rúna i Alexander z tematu


    To dorosła kobieta, na dodatek czarownica i do tego ruda.
    Nie powstrzymałbyś jej nawet, gdybyś chciał.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    12 V 2001

    Gdy pożegnał ostatniego klienta, było już ciemno, był głodny, a plecy domagały się odpoczynku, zmiany pozycji na jakąś mniej uciążliwą niż wygiętą ciągle nad łóżkiem do tatuażu. Nie było rzeczy, którą zrobiłby chętniej, niż wyciągnął się we własnym łóżku, najlepiej z Pią i nie tyle zasnął, co po prostu odpoczywał. Pozwoliłby swoim myślom dryfować, nie planowałby kolejnych wzorów, nie tworzył w głowie zamówienia na tusze, jakie powinien złożyć – odprężyłby się bez żalu, ciesząc po prostu tym, że nic nie musi.
    Z tej perspektywy zaproszenie Vai właśnie na dzisiaj wydawało się nienajlepszym pomysłem.
    Skoro jednak już to zrobił, a Barros była do tej pory prawdopodobnie o kwadrans, może dwadzieścia minut drogi od jego pracowni, było zbyt późno, by cokolwiek zmieniać. Zresztą, Alex przecież nigdy tego nie robił. Nie odwoływał terminów, jeśli naprawdę nie musiał – a zmęczenie z pewnością nie było okolicznością uzasadniającą zmiany planów. Gdyby tak było, już dawno temu musiałby zacząć planować sobie krótsze dni, może też ograniczyć liczbę klientów.
    Westchnął ciężko i, podobnie jak już kilkakrotnie dzisiaj, uprzątnął stanowisko, odkaził łóżko, wyrzucił zużyte igły i wyciągnął nowe, nie wkładając ich jednak jeszcze do maszynki a tylko kładąc na widoku, w zasięgu ręki. Nie był pewien, o jakim dokładnie wzorze myślała Vaia, nie sięgał więc po tusze – zdąży je wybrać, gdy już razem z Barros stworzą szkic, który będzie kobiecie odpowiadał.
    Zniknął na chwilę na zapleczu, zgarnął z lodówki butelkę napoju i wypijając połowę w kilku dużych łykach, pomaszerował do poczekalni i z cichym sapnięciem rozwalił się na kanapie.
    Powinienem kogoś zatrudnić, pomyślał w przebłysku chwili.
    Miał dwa stanowiska. Dość sprzętu, by obdzielić tym drugiego tatuatora – lub tatuatorkę – dość pieniędzy, by zamówić więcej tuszy, i prawdopodobnie wystarczająco cierpliwości, by uczyć nawet kogoś, kto w tatuażu stawiałby dopiero pierwsze kroki. Sama myśl, że miałby zająć się jakimś dzieciakiem, pokazać mu co i jak, patrzeć, jak ten wyrabia sobie z czasem swój własny styl – podobało mu się to. Podobała mu się myśl, że mógłby podzielić się z kimś tym, co kochał.
    Westchnął ciężko i zakrył oczy przedramieniem, osłaniając je od światła.
    Wiedział, że to nie byłoby takie proste. Znalezienie ucznia. Zatrudnienie kogoś. Przekazanie części klientów w czyjeś ręce. Nie mógł przyjąć tu kogokolwiek – nie po to tak ciężko pracował na własną markę, by teraz stracić ją przez jakiegoś nieudacznika. Pierwsze dni – tygodnie – wspólnej pracy wiązałyby się też raczej ze znacznie większą niż odczuwalnie mniejszą ilością obowiązków dla Alexa. Musiałby przecież uczyć, pilnować, patrzeć na ręce – i pozwalać, by to ktoś patrzył na ręce jemu. Z tym ostatnim nie miał problemu, jednak myśl, by miał siedzieć w pracowni jeszcze dłużej, pracować wolniej, była... Cóż, dzisiaj ta myśl była szczególnie trudna do przyjęcia.
    Przeciągnął się, przetarł twarz dłonią, upił łyk napoju, znów zasłonił oczy przedramieniem. Plany, plany, plany. Nie miał chyba do nich dzisiaj głowy.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Rzadko zahaczała o stare miasto, to była po prostu dłuższa droga do pracy, a Vaia jeśli już szła się przejść, to najczęściej wybierała drogę przy rzece, która w większości tę część Midgardu skutecznie omijała. Odnalezienie odpowiedniego adresu nie było tak proste, jak przypuszczała, że będzie. W Brazylii nigdy nie gubiła się w uliczkach, tutaj? Zdarzało jej się to dosyć często, więc zazwyczaj po chwili błądzenia wykorzystywała zaklęcie teleportacji, najlepszy wymysł galdrów na świecie.
    Przez krótką chwilę wahała się, czy aby na pewno dobrze zrobiła. Było późno, Hallberg był pewnie zmęczony po pracy, a ona sama była zirytowana dniem we własnej. Może i wcześniejsza ucieczka na kilka dni urlopu była tchórzostwem, ale musiała się jakoś ogarnąć, skoro jej partner z wydziału wrócił do pracy. Nie miała ochoty mieć z nim nic do czynienia, cholerny tramposo. Naprawdę miała o nim lepsze zdanie, kiedyś. Teraz zdecydowanie nie. Pewnie była trochę za ostra, ale jakby na to nie spojrzeć, nienawidziła facetów, którzy zdradzali żony. Albo żon zdradzających mężów, mniejsza o to. Nie sądziła, że Mickelson jest taki. Pomyliła się.
    Odpaliła po drodze papierosa, zastanawiając się nad wszystkim. Nie była w stanie się przemóc i być dla niego miła, po prostu nie potrafiła tego zrobić. Była tak samo burkliwa jak kiedyś Esteban w stosunku do niej i sama zaśmiała się w duchu na myśl, ile tych jego burkliwych zachowań przejęła po tylu latach. Brakowało jej zębów kajmana do pełnego obrazka, chociaż wcale nie narzekała na swoje kocie ja. W sumie tatuaż brzmiał jednak dobrze. Zwłaszcza taki w dole pleców, od dawna nosiła się z tym pomysłem. Tylko patrząc na ceny takich rzeczy, welp. To nie było proste wraz z długiem za mieszkanie na głowie. Oferta Alexa z rysunkiem za pół ceny brzmiała świetnie, problem w tym, że jej pomysł był… duży. A im większy tatuaż tym drożej. Miała nadzieję, że nie zedrze z niej za wiele i nie będzie musiała polować, żeby się najeść przez resztę miesiąca. No i ewentualne burczenie i syki będzie mogła zwalić na to, że po prostu boli. Cierpienie uszlachetnia!
    Ta, wolne żarty. Dopaliła papierosa i po kilku niepotrzebnych rundkach wśród uliczek i dopytaniu ludzi odnalazła adres pracowni niedźwiadka. Nie było to aż tak trudne, a zanotowanie drogi w głowie uświadomiło jej, że po prostu niepotrzebnie wcześniej skręciła. No ale sprawa załatwiona. Pchnęła drzwi mając nadzieję, że jeszcze jest otwarte i nie spóźniła się jakoś specjalnie mocno. Na szczęście były otwarte, więc weszła do środka, natychmiast ściągając z ramion skórzaną, trochę przechodzoną kurtkę. Powinna kupić nową, ale kochała ją. Dawne czasy Warty, gdy używała jej zamiast góry munduru. Pod spodem miała podobnego rodzaju bluzkę, co w lesie, ale ta była dużo krótsza, kończąca się nad pępkiem i ujawniająca bliznę na brzuchu. Dżinsy trzymały się na biodrach, opinając się na ciele, a przez ramię przewiesiła kolorową torbę, kupioną kiedyś w meksykańskim porcie.
    - Czeeeeeść. – przywitała się, widząc odpoczywającego w poczekalni mężczyznę. – Widzę pracowity dzień dzisiaj. – jej głos złagodniał, gdy odkładała torbę i kurtkę na wieszak, po czym wygodnie walnęła się na kanapie kawałek od Alexa. – Liczę, że nie czekałeś za długo. Zgubiłam się, tak jakby. – westchnęła delikatnie, poprawiając bransoletki na rękach. Trochę się zsunęły i odsłaniały za wiele, musiała więc ustawić je odpowiednio. To były chyba jedyne blizny, których się wstydziła, budziły albo głupie pytania albo pełne współczucia spojrzenia. Ha tfu. Jakby miała w taki durny sposób chcieć popełnić samobójstwo.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Cichy szum otwieranych drzwi oznajmił przybycie Vai wcześniej, niż zrobił to jej głos – Alex jednak z premedytacją jeszcze przez chwilę nie otwierał oczu, nie patrzył, nie witał się. To nie tak, że towarzystwo przypadkowo poznanej strażniczki – jego własnej bohaterki z lasu – było mu teraz niemiłe. Po prostu potrzebował chwili, by zebrać jeszcze trochę sił, by upewnić się, że będzie w stanie skupić się w stopniu, w jakim powinien, chcąc jej ciało ozdobić, a nie oszpecić.
    Gdy wreszcie spojrzał na Barros, ta zajmowała już miejsce kawałek dalej na kanapie. Alex mimowolnie prześlizgnął się po niej wzrokiem, tylko na moment zatrzymując się na jaśniejszej bliźnie na brzuchu.
    - Hej – rzucił lekko i chrząknął cicho, by pozbyć się niepotrzebnej chrypy.
    Z sapnięciem podniósł się do siadu, odruchowo rozprostował plecy, chcąc choć trochę rozluźnić spięte mięśnie.
    - Powiedziałbym, że jak co dzień – zbagatelizował trudy dnia i uśmiechnął się przelotnie pod nosem. Co istotne, wcale nie kłamał – gdy już faktycznie planował dzień w pracowni, klientów miał zwykle od rana do późnego wieczora. Fakt, że odbijał to sobie potem kolejną wolną dobą czy dwiema nijak nie zmieniał tego, że dni pracujące były dla Hallberga zwykle wyczerpujące. Sam jednak tego chciał, nie? Nie sądził, by – mając wybór, mogąc cofnąć czas – nie postawiłby się w tej sytuacji ponownie. Pewnie by to zrobił. Raczej na pewno. Ostatecznie Złota Ćma była spełnieniem jego marzeń, a liczni klienci za to marzenie płacili.
    Przeciągnął się jeszcze, stłumił ziewnięcie i, kręcąc tylko głową na pytanie o spóźnienie, uśmiechnął się przelotnie. Zerknął na bransoletki, ale nie pytał.
    Każdy miał swoje sekrety, a Alex, wyjątkowo, nie zamierzał (jeszcze) wyciągać z Vai jej tajemnic.
    - No dobra, to co tam wymyśliłaś? – spytał po jeszcze jednej chwili, wiedząc, że im bardziej będzie zwlekał, tym trudniej będzie mu się znowu zabrać do pracy.
    Nie wtrącał się, gdy strażniczka przedstawiała swój pomysł, słowa podpierając całkiem zgrabnym szkicem wzoru, o którym myślała. Już na pierwszy rzut oka wiedział, że to nie będzie robota na jedną sesję – mogłaby, ale, po pierwsze, nie o tej porze, a po drugie, wcale nie był pewien czy Vaia, mimo swojego zahartowania w temacie bólu, rzeczywiście byłaby w stanie wytrzymać tyle godzin dziarania na raz. Sam wzór jednak... Milczał przez chwilę, prześlizgując się wzrokiem po szkicu i wyobrażając sobie, jak ornamenty będą wyglądać na ciele Vai.
    Chciał. Z pewnością chciał ten tatuaż zrobić. Nigdy nie stworzył niczego podobnego, szczerze mówiąc nigdy nawet o niczym takim nie myślał – teraz więc miał doskonałą okazję, by to zrobić.
    - W porządku – rzucił wreszcie, gdy Vaia skończyła tłumaczyć, a on sam stworzył już w głowie plan działania.
    Wychylił się z kanapy, by zgarnąć z lady recepcyjnej szkicownik i ołówek. Zaraz potem znalazł wolną stronę i prędko nakreślił własne wyobrażenie na temat wzoru – oparte na tym, co pokazała mu Barros, jednak z jego własnym sznytem, wciąż delikatnym, a jednak trochę bardziej drapieżnym. Podstawowe linie ornamentu nakreślił ostrzej, pogrubił je też w niektórych miejscach, dobrze wiedząc, jak doskonale podkreślą potem kształty ciała Vai. Sądził, że na tym jej zależało.
    Nie robiło się takiego wzoru, jeśli nie było się pewnym własnego ciała i nie chciało się zaznaczyć jego walorów.
    Przez cały czas pozwalał Vai zerkać na to, jak rysował, nieskrępowany widownią. Gdy skończył, odsunął się i podsunął szkicownik strażniczce bliżej, pozwalając jej przyjrzeć się dokładniej jego pomysłowi.
    - Tak bym to widział – rzucił, jeszcze przez chwilę spoglądając na szkic, zanim wreszcie uniósł wzrok na Vaię i uśmiechnął się nieznacznie.
    - Nie zrobimy tego na raz – zaznaczył. – Ale dwie sesje powinny wystarczyć. Może trzy, zależnie jak nam będzie szło. – Dobrze wiedział, że to lepszy sposób na opisanie sytuacji niż zależnie, jak będziesz znosić ból. Żaden klient nigdy jeszcze nie przyznał się, jak tak naprawdę radzi sobie z bólem – jakby ograniczona umiejętność radzenia sobie z nim była jakąkolwiek ujmą. Nie była, ale Alex nie poczuwał się do podobnych, trącących już psychoterapią dyskusji.
    - Zacząłbym od dołu, bo tam będzie najgorzej. Jak przeżyjesz to, plecy będą już z górki – wyjaśnił wprost. Zawsze tłumaczył, co i jak zamierza zrobić – musiał mieć pewność, że klient, kimkolwiek by nie był, wie na co się pisze i godzi się na to w pełni świadomie.
    Hallberg nie miał dość cierpliwości, by słuchać późniejszych zażaleń – a już na pewno nie wysłuchiwałby ich mając klienta już pod igłą.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Alex wyglądał na naprawdę solidnie zmęczonego. Ale też nie zamierzała tego komentować, bo raz nie była do tego w żaden sposób uprawniona, a dwa niedźwiadek był już dużym chłopcem i gdyby nie czuł się na siłach robić następnego tatuażu, to by dał jej znać. Skoro natomiast chciał sobie posiedzieć, to Brazylijka grzecznie czekała, aż tatuażysta zbierze się w sobie.
    Zignorowała spojrzenie rzucone bliźnie, po tylu latach była całkowicie przyzwyczajona do wzroku innych. Kiedyś reagowała groźnymi spojrzeniami, nie zachęcającymi do jakiegokolwiek komentarza. Potem rzucała wzrokiem wyzwania, namawiające do odezwania się lub komentarza, okraszone nierzadko złośliwym spojrzeniem. A teraz? Teraz w zależności od patrzącego albo ignorowała całkowicie, gdy ktoś patrzył tak obojętnie jak Alex albo unosiła kpiąco brew. To całkowicie wystarczało, by speszyć większość osób, a ona miała ubaw. Przynajmniej ewidentnie nie miała kompleksów na tle wątpliwej jakości „ozdób”, choć czasem miewała chwile zawahania. I właśnie tak zrodził się pomysł tatuażu. Jeśli już mają się na nią gapić - a raczej odsłaniała więcej ciała niż zasłaniała - to niech się gapią na tatuaż. A że jeden już miała, to kolejne nie budziły nawet najmniejszego oporu.
    - To dobrze! - stwierdziła z humorem w głosie. - Bo to znaczy, że jesteś przyzwyczajony i nie zaśniesz mi w trakcie. - dorzuciła, puszczając mu oczko. Oczywiście, że żartowała i nie miała nic złego na myśli. Nie miałby tylu klientów, gdyby nie był dobry i zasypiał w trakcie - oczywiście, że zdążyła już troszeczkę wypytać w tym temacie. Nie chciała w końcu trafić w łapki jakiegoś idioty. Widywała źle zrobione tatuaże u śniących i stamtąd też wiedziała, że to przecież zostaje na całe życie, jak blizny. Tatuaż miał podkreślać urodę, a nie ją psuć.
    - No... To jest spory projekt. Obejmuje dół pleców, tak mniej więcej i idzie w kręgosłup... Zastanawiałam się, czy nie powinien zejść na tyłek, ale nie jestem po prostu pewna wzoru. No i szukałam czegoś, co nie będzie się kłóciło z jaguarem na łopatce. - wyjaśniła, wyjmując z torby notes, gdzie miała nakreślony wzór, nad którym myślała od dawna. Bez skrępowania wskazała odpowiednie partie rysunku, opisując, gdzie by je widziała na własnym ciele. Wzór był naprawdę spory i zaczęła odrobinę się wahać, bo to zdecydowanie nie były tanie rzeczy. Ale cholera, od tak dawna tego chciała.
    Ułożyła rękę na oparciu kanapy, lekko się przechylając, by móc patrzyć na to, jak Alex przekształca jej własny wzór. Lekko przygryza policzek, zauważając, że zdecydowanie jego poprawki sprawiały, że wzór był jeszcze lepszy, większy i w dodatku była pewna, że odciągnie spojrzenia od czegokolwiek innego, co pojawiłoby się na jej skórze. Z każdą linią jej uśmiech się poszerzał - efekt był osiągnięty z nawiązką. A poza tym taka wersja cholernie dobrze mogła podkreślić linie ciała, a mimo pracy w tak zwanej mundurówce nadal była kobietą i lubiła to podkreślać na swój sposób. A taki tatuaż zrobiłby to bez najmniejszego problemu.
    Zgarnęła podany szkicownik, zabierając rękę z oparcia i prześledziła palcem linie, w myślach przenosząc je na ciało. Drapieżnie ale i jednocześnie w pewien sposób łagodnie. Wyobraziła sobie jego odbicie w lampach stroboskopowych i tak, zdecydowanie była na tak.
    - Ótimo! O wiele lepiej niż moja wersja. - przyznała bez wahania, z szerokim uśmiechem patrząc na Alexa. - Zdecydowanie o to chodziło. - oddała mu szkicownik i rozciągnęła się. No taki wzór będzie się długo robić, nie była pewna, ile będzie umiała wytrzymać w bezruchu. Przekrzywiła lekko głowę, słuchając następnych słów Alexa, by zaraz potem się szczerze roześmiać.
    - Domyślam się, że to taki delikatny sposób uświadomienia, że to może cholernie boleć i długo trwać, co? A Tobie plecy odpadną od bycia pochylonym. - wyszczerzyła ząbki, w ogóle nie obrażona takim postawieniem sprawy. Miała wysoki próg bólu, była odporna na polewanie ran alkoholem, ale to był ból krótki. No, stosunkowo krótki, ale nadal to nie było nakłuwanie dużej partii ciała przez kilka godzin. Pamiętała jaguara i to bolało, chociaż wzór nie był mocno duży. A ten tutaj? Był wielki. I nie miała pojęcia, jak na to zareaguje, nie zamierzała twierdzić, że super da sobie radę. - Okey, nie brzmi to wcale jakoś źle, ufam w Twoją wiedzę. Pamiętam jaguara, to był mniejszy wzór, a jednak tak po 2/3 wzoru delikatnie rzecz biorąc miałam trochę dosyć. Także zielonego pojęcia nie mam, mój próg bólowy jest specyficzny. Na krótkotrwały prawie nie reaguję, na przewlekły? Nie mam pojęcia. - przyznała całkowicie uczciwie, żeby potem nie było ku niej jakichś pretensji. Zdawała sobie sprawę, że była nie dość, że specyficzna, to jeszcze pierdolonięta. Zwłaszcza, gdy chodziło o dotyk na ramionach. Tyłek jej nie robił, plecy też nie. Brzuch zależy, co delikwent miał w rękach. Ale zostawała jeszcze jedna istotna kwestia.
    - Dobra, amigo. - odezwała się z pełną powagą. - To teraz kwestia podstawowa: ile mnie ta przyjemność będzie kosztowała? Tak, mówiłeś, że za pół ceny, ale nadal mi to dużo nie mówi. Nie da się ukryć, że twoją grupą docelową klientów nie jestem, a rękodzieło należy dobrze wycenić, zwłaszcza takie. Na raty się nie opyla kompletnie. - zakończyła ze śmiechem, patrząc uważnie na Alexa i obliczając sobie, ile byłaby w stanie wywalić od ręki, żeby jeszcze nie musiała wisieć na głowie kilku osobom, żeby ją z raz dziennie nakarmili. Wbijanie na krzywy ryj nie brzmiało źle... Agnar byłby przeszczęśliwy pewnie.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    Parsknął cicho na domyślność Vai. Czyli dyplomacja nie była specjalnie potrzebna, co? Może to i dobrze, przynajmniej nie będzie musiał się wyginać, rzucać słodkich słówek tylko po to, by uspokoić urażoną dumę klienta, który nie umie pogodzić się z bólem i tym, że nie znosi go lepiej. Alex to umiał, miał czas nauczyć się obchodzić z klientami jak z jajkiem – brak takiej konieczności był jednak całkiem miłą odmianą.
    - Mniej więcej – przyznał więc i roześmiał się, w myślach planując już, jakich igieł będzie potrzebował i jak dużo tuszu przyda mu się na dzisiaj. Skoro Vaia była ze wzoru zadowolona – co przyznała z satysfakcjonującym entuzjazmem – nie widział powodu, dla którego miałby się powstrzymywać.
    Lekko skinął głową na uczciwość kobiety.
    - Zobaczymy – rzucił po prostu. - Jak będzie źle, będziemy robić przerwy, najwyżej przeciągniemy na trzy sesje a nie dwie. – Wzruszył lekko ramionami. Prosta sprawa, szczególnie, że przyzwyczaił się do myśli, że ozdobi ciało Barros – i że stworzony wspólnymi siłami wzór naprawdę mu się podobał. Chciał go zrobić, nie ważne ile czasu to zajmie – i jak bardzo po kosztach wyjdzie cały ten projekt.
    No właśnie, co do kosztów. Hallberg mógł już lekką ręką machnąć na pieniądze – jasnym było, że policzy Vaię znacznie mniej, niż faktyczną połowę, o jakiej wcześniej rozmawiali – ale nie sądził, by sama Barros przyjęła to dobrze. Nie wyglądała na taką, która przyjmowała tak drogie prezenty od ledwo poznanych typów, a Alex... Cóż, Alex nie chciał wchodzić z butami w jej system wartości i przekonania. To, że tatuaż Vai stał się teraz także jego zachcianką, to zupełnie inna sprawa.Cenę podał jednak bez wahania, ani jeden mięsień nie drgnął mu przy rzucaniu kwoty, która pokrywała może jedną trzecią jego regularnej ceny za taki wzór. Cenniki nie wisiały u niego na widoku – nie musiały, jego klientela była przyzwyczajona do omawiania finansów po już podjętej decyzji, nie przed. Rzadko kiedy też podawane kwoty były wstanie cokolwiek zmienić – jeśli ktoś przychodził się do niego tatuować, pieniądze niewiele dla niego znaczyły, nie aż tyle by zrezygnował ze swoich planów tylko dlatego, że było drogo.
    Vaia by zrezygnowała, wiedział o tym. Dlatego powiedział jej mniej – połowę jednej sesji za średniej wielkości wzór, nie więcej – i dlatego powiedział to tak, by nie mogła tak od razu domyślić się, że...
    Bogowie, ona przecież była jednak domyślna. Mogła się domyślić, że zaniżał stawkę. Pewnie to zrobi – i pewnie będzie grymasić.
    Powtórzył cenę i przekrzywił głowę lekko.
    - Powiedz tylko, czy to dla ciebie w porządku – zawczasu uciął potencjalne protesty. - Jeśli tak, to koniec tematu. Zrobimy to. – Wzruszył ramionami. Nie przejmował się pieniędzmi, nie musiał. Nawet, gdyby wytatuował Vaię za darmo, nie byłby stratny. Reszta jego klienteli odbiłaby mu to z nawiązką.
    Był na tym etapie życia, na tym etapie kariery i rozwoju artystycznego, że mógł wybrzydzać – i mógł pozwolić sobie na zachcianki. Barros była zachcianką.
    Dał jej chwilę, by przetrawiła kwotę, oswoiła się z myślą, ile od niej oczekuje – i że jest to zapewne mniej, niż się spodziewała. Mniej, niż się umawiali. Jeśli zdecydowałaby się teraz wycofać, nie zatrzymywałby jej na siłę – ale, bogowie, miał nadzieję, że tego nie zrobi. Podekscytował się tym wzorem. Chciał go zrobić. Chciał dodać go do swojego portfolio.
    Z zaskoczeniem stwierdził, że chciał też dodać do swojego portfolio ciało Vai. Myśl, że strażniczka będzie iść przez życie w znacznej mierze ozdobiona jego sztuką ekscytowała go znacznie bardziej, niż zapewne powinna.
    Tak czy inaczej, dał jej czas, a gdy finalnie, z oporami czy nie, zgodziła się na rzuconą stawkę – może uznając, że ten raz może pozwolić sobie na przyjęcie zaniżonych stawek, a może po prostu zbyt przywiązana już do myśli tego wzoru na swoim ciele, by od tak z niego zrezygnować – uśmiechnął się szeroko, nie kryjąc satysfakcji.
    - Świetnie. Rozbieraj się, a ja przygotuję kalkę – rzucił lekko i już wstawał z kanapy, już raźnym krokiem maszerował na zaplecze, by przygotować wydruk, który mógłby odbić na ciele Vai, by prowadził potem jego dłoń.
    Wciąż był zmęczony, ale teraz był też podekscytowany – i bardziej niż gotowy, by potraktować Vaię za swoje płótno.
    - Łóżko po lewej – zawołał jeszcze z zaplecza, w międzyczasie szykując szkic z wilgotnego tuszu. - Połóż się na brzuchu, tak żeby ci było wygodnie – najwyżej cię poprawię.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    Okey, była walnięta. Permanentnie. Dokumentnie. I bardziej niż ustawa przewiduje. Ale czy ktoś normalny pchałby się na krzywy ryj do Legionu Samobójców, twierdząc, że albo to, albo rzuca odznaką na zawsze…? No właśnie. Nie wspominając o tym, która dziewczynka przyłaziłaby do domu poobijana w każdą stronę, bo stłukła na kwaśne jabłko starszych kolegów z klasy. Ból nie był jej obcy, a dyplomację w temacie uważała za zbędną. To teoretycznie jak z lekarzem, takie rzeczy mówiło się dla własnego dobra. To w końcu nie przesłuchanie, gdzie każde słowo może zostać użyte przeciwko tobie.
    - Zgoda. – skinęła mu głową, bo taka opcja była najuczciwsza i najlepsza. Choć rzecz jasna zamierzała się starać, żeby tych przerw było mimo wszystko jak najmniej. Acz znała siebie na tyle, żeby wiedzieć, że jej prywatna reputacja obchodziła ją tyle, co midgardzki śnieg z zeszłego roku i jak będzie miała dosyć, to na bank się odezwie. I to znając życie w niewybredne słowa.
    Kamienny wyraz twarzy. Brak nawet mrugnięcia. Brak wahania i drgnięcia jakiegokolwiek mięśnia na twarzy. Wciągnęła powoli powietrze, patrząc na niego z delikatnym wyrzutem - łgał jej w żywe oczy i była pewna, że zaniżał kwotę. Bo to jednego faceta przesłuchiwała i bo to jeden próbował ją okłamać. Nie potrzebowała nawet wypuszczania kota pod powierzchnię skóry, by o tym wiedzieć, Hallberga zdradzały oczy. To były drogie rzeczy, zwłaszcza na tradycyjnych sposobach, dawno temu się tym interesowała, robiąc jaguara, a choć nie miała zielonego pojęcia, jaki jest przelicznik brazylijskich reali do midgardzkich talarów była święcie przekonana, że kwota nie była w żadnym wypadku wcześniej umówioną połową, nie przy wzorze, który wybrała. Który chciała.
    Cholera jasna.
    Posłała mu lekko gniewne spojrzenie, walcząc ze sobą, jakby chciała się targować. No proszę, pierwszy klient, który targuje się, że coś jest za tanie. Miała za dużo dumy, żeby zgodzić się na coś takiego. Ale jednocześnie za mocno zdążyła się przywiązać do idei posiadania tego na ciele. Zwłaszcza, gdy Alex poprawił linie i to było jeszcze lepsze. Westchnęła, długo, przeciągle. Niech go cholera.
    - Dobra, niech będzie taka cena, ale mam dwa warunki. – powiedziała twardo, zgarniając swój notes i na szybkiego coś w nim bazgrząc. – Pierwszy? Następny tatuaż robisz mi za pełną kwotę. – zmrużyła oczy, z delikatnym drgnięciem warg w początkach uśmiechu. To było pewne, że przylezie po następny, bo niech to cholera, miała jeszcze jeden pomysł. I pewnie stanęłoby na nim, zdecydowanie mniejszym tatuażu z boku piersi. A drugi pomysł był nieco bardziej wstydliwy, ale prędzej czy później pewnie i do niego dojrzeje. Za rok może dwa. Jak uzbiera. – A drugi? Następne żarcie ja stawiam, a raczej ja robię. Zrobię coś z brazylijsko-kolumbijskiej kuchni i spróbujesz aguardente. Nie jest może tak słodka jak miód, ale gwarantuję, że jest dobra. – wyciągnęła w stronę mężczyzny karteczkę z adresem swojego mieszkania w dzielnicy Trzech Skaldów. Nie zamierzała dopytywać, o ile zmniejszył cenę, to, że uważał, że musi się odwdzięczyć za wnyki, nie oznaczało od razu, że miał być stratny na niej. Ale chociaż i tak będzie jak cholera, to nie umiała odpuścić, za bardzo przywiązana do myśli tego tatuażu. No i teraz to ona będzie jemu dłużna. Cóż, kiedyś swoje długi jakoś pospłaca, mieszkanie było priorytetem, nawet jeśli i tak zabezpieczyła się w kwestii ewentualnego zejścia z tego świata.
    Nie była idiotką, Alex pewnie domyślił się, że przy wyższej kwocie wycofałaby się z pomysłu. Tyle natomiast mogła z siebie wyciągnąć i nie żerować na znajomych. Eh, jakby Hallberg nie miał tak dobrych pomysłów, byłoby jej łatwiej się wycofać. A tak? Musiała przełknąć trochę dumy, co nie wydawało się być aż tak trudne i finalnie zgodziła się, kiedy misiek przystał na jej własne warunki. Ta próżna jej część wyobrażała sobie pójście z taką dziarą do klubu i nawet nie miała ochoty kłócić się ze sobą samą. Gdyby znała berserka lepiej, pewnie skomentowałaby go nazywając mendą albo czymś podobnym, ale mimo wszystko cofnęła pchające się na język słowa.
    - Aye, capitano. – zaśmiała się tylko krótko, kierując się do wskazanego łóżka. Coś zaczynało jej się wydawać, że nie tylko ona była chętna na ten tatuaż. No trochę łagodziło kwestię zaniżonej ceny. Podciągnęła bluzkę, by zatrzymała się pod piersiami i odsłaniała większość pleców. A potem z dużą dawką swobody ściągnęła buty i spodnie wraz z bielizną, układając się wygodnie na łóżku. Oczywiście pozycja nadawała się nieco do poprawy, ale bądź co bądź czego innego można się było spodziewać. Za to nie powstrzymała charakterku, kiedy coś za długo minęło od momentu przyłożenia kalki do ciała do faktycznego zaczęcia tatuowania.
    - Ha, wiedziałam, że chciałeś się tylko pogapić na goły tyłek. Ale chyba nie po to tu jesteśmy. – stwierdziła bezczelnie, by zaraz potem zdusić jęk bólu, gdy igła w końcu zaczęła pracować. To. Bolało! I to jeszcze jak mocno! Wytrzymała całe 3 minuty, zanim z ust zaczęły uciekać zduszone przekleństwa, wypowiadane w jakimś portowym, międzynarodowym dialekcie żeglarskim. Pewne przekleństwa rozumiał każdy marynarz. Nie było jednak aż tak źle, wzór powoli powstawał, a strażniczka tylko czasem rzucała solidniejszym mięsem.
    - To kurwa boli! – oburzyła się, gdy trafił na jakiś bardziej wrażliwy punkt ciała. – Co mnie podkusiło robić se dziary na dupie…! – w ślad za stwierdzeniem poleciała sterta przekleństw, bo to ciulstwo naprawdę bolało. Ale jeszcze nie potrzebowała przerwy. Chyba. Napięte mięśnie mogły mieć inne zdanie, tak samo jak zaciśnięte w pięści dłonie.


    You die before me and I'll kill you.
    Widzący
    Alexander Hallberg
    Alexander Hallberg
    https://midgard.forumpolish.com/t3505-alexander-hallberg-budowa#https://midgard.forumpolish.com/t3533-alexander-hallberg#35481https://midgard.forumpolish.com/t3534-trix#35486https://midgard.forumpolish.com/


    To, że stawiała mu warunki, nie powinno go dziwić – zdążył już zauważyć, że była charakterna. Mimo wszystko był jednak odrobinę zaskoczony, czego zresztą nawet nie starał się ukryć. Spoglądał na nią spod z lekka zmrużonych powiek – i uśmiechnął się szeroko, gdy określiła, o co jej chodzi.
    - W porządku – zgodził się bez wahania.
    Nie prowadził tu działalności charytatywnej, więc czy ciała, czy nie, za drugi tatuaż sam z siebie z pewnością by ją policzył po normalnej cenie. A żarcie? Nigdy nie odmawiał dobrego żarcia, szczególnie, gdy mógł przy tym spróbować czegoś, czego nigdy wcześniej nie jadł. I nie pił, jeśli już przy tym jesteśmy. Z pewnością nie zamierzał się więc opierać.
    Bez wahania wziął karteczkę z adresem i schował do kieszeni, przelotnie tylko zerkając na nazwę ulicy.
    Gdy wrócił do Vai z gotową kalką, prześlizgnął się po odsłoniętym ciele Vai i uśmiechnął przelotnie. Był profesjonalistą, nie przekraczał granic i z pewnością nie sypiał ze swoimi klientkami, ale naprawdę trudno było oczekiwać, że nie doceni tego, co widział. Poprawił nieco ułożenie Barros i marszcząc brwi w skupieniu, starannie przyłożył kartkę. Nie spieszył się z bardzo wielu różnych powodów. Kalka potrzebowała chwili, by odbić się wyraźnie na ciele, a i Alex nie miał nic przeciwko wyrwaniu sobie jeszcze chwili czy dwóch by po prostu popatrzeć. Gdy sięgnie po igłę, wzrok będzie ślizgał mu się po ciele Vai w zupełnie inny sposób.
    Nie był zaskoczony, gdy Barros zauważyła nieznaczną zwłokę. Roześmiał się na jej komentarz, niespeszony.
    - Jakbym chciał się pogapić, rozegrałbym to inaczej. – Uniósł brwi znacząco, w międzyczasie zakładając rękawiczki, przygotowując sobie pojemniczki z tuszem i rozpakowując świeże igły. - Przede wszystkim wybrałbym inną okazję, po której mogłabyś tym tyłkiem cokolwiek potem zrobić – parsknął równie bezczelnie, co ona.
    Skoro wiedział już, że Vaia nie obruszy się na jego komentarze tak samo, jak on nie obruszał się na jej, zupełnie się nie krępował. Nie wiedział, po co miałby.
    Gdy zaczął pracować, większość bezczelności rozmyła się jednak, ustępując skupieniu na pracy. Hallberg pozostawał zaskakująco skoncentrowany na wzorze, a nie na nagim ciele, z wprawą kreśląc kolejne czarne linie na pośladkach kobiety. Na wszystkie przekleństwa, jakie sypały się z gardła Vai, uśmiechał się tylko pod nosem bez słowa. Nie czerpał satysfakcji z jej bólu, trudno było jednak nie uznać jej nieprzyzwoitych monologów za zabawne.
    Co i raz unosił igłę na chwilę, by zetrzeć z karmelowej skóry nadmiar tuszu i krople krwi. Zawsze jednak zaraz znów wracał, znów kreślił kolejne linie, gotów robić tak, dopóki Barros nie poprosi o chwilę przerwy – albo dopóki jego własne plecy nie będą domagały się chwilowej zmiany pozycji.
    - Rodzina ci pewnie kazała – palnął bez zastanowienia na ostatni komentarz Vai i wyszczerzył zęby. A bo to jedna osoba słyszała, by na dupie sobie zrobiła? - A ty jesteś grzeczna i się słuchasz – dodał z teatralną niewinnością.
    Nie musiał znać Vai lepiej by wiedzieć, że określenie jej grzeczną było z pewnością co najmniej nie na miejscu.
    Tak czy inaczej, pracował. Kreślił kolejne linie, te grubsze maszynką z większą ilością igieł, te delikatniejsze – inną, mniejszą. Naciągał skórę kobiety tak, by ułatwić igłom pracę i zmniejszyć nieco ból – wiedział jednak, że to ostatnie ciężko będzie osiągnąć. Pośladki nie należały do najlepszych miejsc do tatuowania tyleż samo pod względem bolesności samej sesji, co uciążliwości późniejszego gojenia się dziary.
    - Rozluźnij się trochę – rzucił w pewnej chwili, unosząc lekko igłę. Zaraz roześmiał się. - Wiem, jak to brzmi, ale jak się tak spinasz, sama dodajesz sobie bólu – wyjaśnił i przesunął palcami po twardym, skrajnie napiętym pośladku Vai, by pokazać, o co mu chodzi. - Chociaż spróbuj. Obiecuję, że będzie trochę lepiej – zachęcił.
    Gdy była gotowa, kontynuował pracę, starając się być na tyle delikatnym, na ile mógł, biorąc pod uwagę że rył w ciele Vai igłami.
    Widzący
    Vaia Cortés da Barros
    Vaia Cortés da Barros
    https://midgard.forumpolish.com/t3586-vaiana-cortes-da-barros#36https://midgard.forumpolish.com/t3599-vaiana-cortes-da-barros#36182https://midgard.forumpolish.com/t3600-hector#36189https://midgard.forumpolish.com/f120-vaia-cortes-da-barros


    No i świetnie! Na to zdecydowanie mogła przystać bez większych wyrzutów sumienia. A z żarciem zamierzała się postarać, choć oczywiście jak na razie nie zamierzała niczego planować. Z doświadczenia strażnicy żyli w zasadzie z dnia na dzień, ona żyła z dnia na dzień. W każdej przecież chwili mogła zostać wysłana na misję i wtedy dupa z planów i jakiegokolwiek żarcia. Musiała za to przyznać, że całkiem polubiła Alexa, przyjemnie spędzało się z nim czas nawet, jeśli był wredną mendą i oszustem. Aż uśmiechnęła się do siebie na tę myśl. Nie był oszustem, był całkiem miły. Ale przecież gapienie się na tyłek musiała skomentować, inaczej padłoby przynajmniej kilka jednorożców.
    - Och proszę cię. - prychnęła, przewracając oczami i na chwilę przekrzywiając ciało, by móc na niego spojrzeć. - Tyłek to nie jedyne miejsce, którym można coś robić. I faktycznie, kąpielowe zbiorniki wodne lepsze, można się pozachwycać gołymi klatami. - westchnęła z lekkim rozbawieniem, przypominając sobie wypady na plażę w Salvadorze albo w Río. To były czasy, zwłaszcza, jak jeszcze szli na tych plażach tańczyć. - A jak kto umie tańczyć, to i tyłkami czy cyckami w ruchu. - podsumowała dosyć beztrosko, przekręcając się grzecznie do wymaganej pozycji i czekając na rzeź. Znaczy na to, aż Alex zacznie się nad nią znęcać. Znaczy zacznie robić tatuaż.
    Ból miał w zwyczaju pozbawiać filtra równie dobrze, co zmęczenie lub alkohol. Jednak odpowiedź Alexa wywołała czysty, szczery śmiech Vai, taki, od którego całe jej ciało zaczęło się trząść, odrobinę utrudniając tatuowanie. Rodzina kazała, co?
    - Mamá dostałaby zawału na ten widok. Ona już zastanawiała się, czy nie da się moich blizn jakoś zasłonić, bo podobno tak się nie da męża znaleźć. - zaśmiała się lekko. - Ale możesz mieć rację, wiesz? Kiedyś zrobiłam sobie henną całe ramiona i dekolt i jak mnie brat zobaczył, to właśnie komentował, że trzeba było na dupie zrobić… - cały czas chichotała, co bardzo skutecznie odwracało uwagę od bólu wbijanych igieł. - No to najwyraźniej posłuchałam, tyle że o jakieś 14 lat za późno... - zaśmiała się ponownie. Chyba tylko ojciec pochwaliłby dziarę, tak jak to zrobił z jaguarem. Ale jak się potem okazało, sam był całkowicie wydziarany, więc pewnie byłby hipokrytą, gdyby się ciskał. A potem parsknęła, bardzo szczerze. - Oczywiście, że jestem grzeczna! - zdziwiła się teatralnie, a że zbiegło się to z bardzo bolesnym ukłuciem, na dowód tej grzeczności pokazała Alexowi środkowy palec. Prosił się o to... Chociaż bywała grzeczna i posłuszna w odpowiednich momentach. Tyle, że było ich niewiele, zwłaszcza ostatnio. W sumie od zerwania z Sarnai. Nagle zatęskniła za medyczką, tak bardzo, bardzo mocno. I powoli dochodziła już do granicy bólu i zaczynała potrzebować odpoczynku. Filtra nie miała już w ogóle, zresztą chyba Alex nie był kimś, kogo można było urazić byle gównem.
    - Que te folle un pez!* - oburzyła się bardzo malowniczy sposób, gdy kazał jej się rozluźnić i aż syknęła, czując naciskający ją palec. No on sobie chyba jaja robił i wcale a wcale nie miała tu na myśli bycia obmacywaną. No dobra, trochę miała. Nawet jeśli mógł mieć rację. - Vai pentear macacos.** - wymamrotała już ciszej, ale spróbowała się rozluźnić. Niespecjalnie wyszło, więc po prostu się poddała, przynajmniej na jakiś czas. Na misji zacisnęłaby zęby i szła dalej, tutaj nie zamierzała. Zresztą nie czuła prawie połowy pośladka z bólu.
    - Przerwa, pls, przerwa... - miauknęła, gdy cały kark i kręgosłup miała upstrzone kroplami potu. - Połowy tyłka już nie czuję, potrzebuję chwili... - rozłożyła dłoń, którą wcześniej zacisnęła z bólu w pięść i z westchnięciem spojrzała na krwawe odbicia paznokci. - Serio plecy potem aż tak nie nawalają…? - spytała, biorąc głębokie wdechy, żeby uspokoić i siebie i zdenerwowanego bólem kota wewnątrz. Zaraz potem jednaj uśmiechnęła się, bo przecież nie będzie nie wiadomo ile jęczeć. - Za te bóle i cierpienia to w ogóle sam mi powinieneś pokazać swój tyłek, sadysto jeden. - zaśmiała się, powoli pozwalając mięśniom się rozluźnić.




    You die before me and I'll kill you.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.