Midgard
Skandynawia, 2001
Planer postów


    give me your talk and i'll give you mine, and i won't say anything (S. Eskola & H. Hamre, marzec 2000)

    2 posters
    Ślepcy
    Hring Hamre
    Hring Hamre
    https://midgard.forumpolish.com/t2323-hring-hamre#27492https://midgard.forumpolish.com/t2347-hring-hamre#27798https://midgard.forumpolish.com/t2348-maya#27802https://midgard.forumpolish.com/f108-hring-hamre


    Dał się zwieść, nie pierwszy raz i pewnie nie ostatni. Żałosne, trzydziestoletni mężczyzna, a tak mało w nim asertywności. Chodź z nami się napić po zmianie, Hamre. Tylko tyle usłyszał w palarni, gdy zakręcił się w pobliżu tylko na jednego papierosa; na dłuższą przerwę nie mógł sobie pozwolić, o ile chciał wyjść stąd wraz z końcem jego godzin pracy. Pierwsze było chłodne spojrzenie i kategoryczne zaprzeczenie. Nienaruszalna maska surowości powinna być wystarczającym dowodem na to, że to nie był ten dzień, gdy Hring Hamre zamierzał bawić się w duszę towarzystwa przy akompaniamencie za głośnej muzyki. Ten sam wyraz twarzy towarzyszy mu podczas kroczenia ulicami dzielnicy Raghildy Potężnej w poczuciu porażki.

    Trzyma się na uboczu, nie wdając w rozmowy pozostałych strażników podekscytowanych jak studenci wizją wlania w siebie kilku kolejek fińskiej wódki. Jednym uchem wpuszcza, a drugim od razu wyrzuca z głowy każde ich słowo, bo interesują go tak bardzo jak ich historie z czasów szkolenia o oficerach i ich metodach dyscyplinowania innych. Mógłby zasłonić się opieką nad Irene, gdyby nie to, że jest pod opieką Fenrisa. Tym sposobem pozbawiony jest jedynego argumentu, jaki mogłby go uchronić przed trudami niechcianego socjalizowania się. Ten dzień nie obszedł się z nim łagodnie, a harmider witający go u samego progu “U Morleya” to najprostsza droga ku nocnej migrenie uniemożliwiającej zaśnięcie. Wymknie się stąd kiedy pozostali będą na tyle pijani, że nawet nie zarejestrują jego braku. Daje im na to godzinę, może nieco więcej.

    Najpierw uderza go zapach taniego tytoniu, później skóra na twarzy piecze od duchoty panującej w środku. Przez główną salę przelewa się łącznie może z kilkanaście osób, co najwyżej dwadzieścia. Nie poświęca sekundy na skrzyżowanie z nimi spojrzenia, obcesowo manifestując jak bardzo nie cieszy się z wizyty tutaj. Czy to na pewno brak asertywności przyprowadził go tutaj, usadził początkowo między dwójką inspektorów i kazał wziąć do dłoni kieliszek? Może to czcze pieprzenie przybierające bełkotliwą formę z każdym wypitym mililitrem alkoholu pomaga radzić sobie z poczuciem przytłoczenia. Na dobrą sprawę jedynie przytakuje im i udaje, że słucha, bo jest mu obojętne o czym toczy się rozmowa. Za sobą ma tylko dwa kieliszki, gdy podrywa się z miejsca i głośno oznajmia kierunek “toaleta”. Z niej wytoczy się na marcowy chłód i wróci do siebie, korzystając z wieczoru w samotności.

    Przypadkowe spotkania często krzyżują plany. Jego był dobry, ale zmienia się wraz z dostrzeżeniem długich, ciemnych włosów. Przenikliwe, znajome spojrzenie nie jest jeszcze wycelowane w niego. Nie widzi go, ale zaraz się to zmieni, kiedy zbliży się do niej z lekkim uśmiechem. Szczerym, nie wymuszonym. Zastanawia się czy jest tutaj sama, a może jej towarzysze oddalili się. Pytające spojrzenie posyła w stronę miejsca obok niej. Wolne?

    Jak zwykle na swoim miejscu — rzuca na powitanie, siadając obok kobiety. Plecy opierają się o miękkie obicie, gdy tylko zrzucił z siebie wierzchnie odzienie. Zna Sarnai, nieco lepiej niż tych kilku strażników rzucających im teraz przeciągłe, pełne zainteresowania spojrzenia mogłoby sobie to wyobrażać.

    Rezygnuje z ucieczki w mgnieniu oka i pozostaje w pubie.

    Zdziwiłem się, gdy nie zobaczyłem ciebie na miejscu, gdy wezwano mnie do mężczyzny znalezionego na obrzeżach miasta — przyznał, rzucając na blat stołu papierośnicę, która powitała się z drewnem głośnym brzękiem. W pracy natykali się na siebie regularnie, w którymś momencie Hring uznał, że są na siebie skazani. Prawie tak samo jak na koszmary, na jakie natykają się na swojej drodze. — Sprungið hjarta. Bardzo romantyczna śmierć, nie sądzisz? Złamać komuś serce, dosłownie — śmieje się, ale nie ma w tym ani cienia wesołości. Podobne żarty nie rażą Eskoli, zdążył to zauważyć. Czasami tylko dowcip ułatwia radzenie sobie z rzeczywistością. Zmęczenie daje mu się w znaki, przeciera zatem oczy.




    let's drown underneath the stars
    let's drink with our weapons in our hands

    Widzący
    Sarnai Eskola
    Sarnai Eskola
    https://midgard.forumpolish.com/t2280-sarnai-eskolahttps://midgard.forumpolish.com/t2298-sarnai-eskola#27358https://midgard.forumpolish.com/t2299-usko#27363https://midgard.forumpolish.com/f183-sarnai-eskola


    Gdy jeszcze na studiach jeden czy drugi profesor do znudzenia powtarzał, że zawód medyka prędzej czy później niszczy płuca (bo papierosy) i wątrobę (bo alkohol), uśmiechała się tylko z politowaniem. Jak każdy inny student uznawała podobne teksty za typowe pierdolenie – niespecjalnie udane żarty czy nieudolne próby upewnienia się, że ta zgraja młodocianych straceńców rzeczywiście wie, co robi, decydując się na ten a nie inny fach.
    Teraz wiedziała już, że wszystko, co powtarzali jej wykładowcy, było prawdą – podawanymi ze szczerego serca ostrzeżeniami.
    Nie piła alkoholu – nie tyle, ile być może by chciała – bo jej wilk niespecjalnie za nim przepadał, nie przeszkadzało jej to jednak regularnie pojawiać się w obleganym przez strażników pubie, samej – jak dzisiaj – lub z innymi ratownikami. Wpadała tu za każdym razem, gdy po skończeniu dyżuru czuła paniczną wręcz niechęć do powrotu do pustego domu – gdy sama myśl, by miała zamknąć się w ciszy własnych czterech ścian budziła jej lęk, obrzydzenie, lub po prostu zwykłą, prostą awersję. A takich dni było wiele, bo Sarnai, wbrew masce noszonej nacodzień, była przecież cholernie towarzyska i raczej potrzebowała niż po prostu chciała towarzystwa.
    Im trudniejszy dyżur, tym większe prawdopodobieństwo, że spędzi wieczór przy ulubionym stoliku w kącie pubu, sącząc słabe piwo, paląc jednego papierosa za drugim, rozmawiając ze znajomymi strażnikami – lub po prostu siedząc skulona w półmroku i pławiąc się gwarem i zapachem ludzi wokół. Jej potrzeby nie były specjalnie skomplikowane.
    Tym razem była sama, po ostatniej akcji jej zespół rozszedł się do domów, szukać ukojenia u własnych rodzin. Sarnai nie miała tu rodziny, do której mogłaby się zwrócić, tkwiła więc w pubie, z bezpiecznej odległości wsłuchując się w coraz głośniejsze rozmowy rozluźnionych alkoholem strażników.
    Nie dostrzegła Hringa dopóki nie przesłonił jej jednej z pobliskich lamp, pogłębiając jeszcze panujący w jej kącie cień.
    Skinieniem głowy zachęciła go do zajęcia miejsca obok, na wzmiankę o innej akcji – tej, na której nie była – uśmiechnęła się tylko przelotnie. Nie było nic zabawnego w kolejnych śmierciach w lub na obrzeżach Midgardu, ale Sarnai widziała ich już tyle, że niewiele ją ruszało. Hring zresztą widział ich jeszcze więcej. To sprawiało, że czarny humor stał się ich pierwszym wspólnym językiem – teraz już nie jedynym, ale tym, od którego w ogóle zaczęli. Jakby sprawdzenie się wzajemnie, test tolerancji na podobnie niewybredne żarty, było niezbędnym krokiem przed zdecydowaniem, czy chcą ze sobą spędzać czas.
    Chcieli.
    - Towarzystwo Antero ci nie odpowiadało? – spytała z rozbawieniem. Antero, fiński ratownik, był jednym z tych, z którymi ruszała na akcje najczęściej – tym razem jednak zostali rozdzieleni. Ciężki dzień wymagał wzmożonych wysiłków wszystkich ratowników i rozdzielenia zwykle nierozłącznych drużyn.
    Westchnęła cicho, przypominając sobie, dlaczego tym razem nie spotkali się z Hringiem w terenie.
    - Miałam trójkę skatowanych dzieciaków – rzuciła po prostu, nie wchodząc w szczegóły. Mogłaby. Mogłaby opowiedzieć o tym, jak bardzo wychudzone – zagłodzone – były i ilu krzywych blizn doliczyła się na ciałku każdego z nich. Mogłaby podsumować, ile brzydko zagojonych oparzeń znaczyło ich ręce i jak wiele lęku kryło się w spojrzeniu tego jednego malca, który jakimś cudem doczekał przybycia ratowników. Tylko, że chyba nie miała siły.
    Niewiele Eskolę ruszało, ale krzywda wyrządzana dzieciom – tak. Mogła żartować z niemal każdego wypadku i z bardzo wielu rodzajów śmierci, ale nie z takich. Nawet ona miała swoje granice. Nawet jej humor – czarny czy nie – nie zawsze pomagał.
    - Mi przysłali tę twoją rudą zmienniczkę… Gertrud? Gudrun? – prychnęła cicho. Nie pamiętała. Znała kilku medyków sądowych – spotykała się z nimi aż nazbyt regularnie – i do większości nic nie miała. Lubiła w zasadzie tylko Hringa, z całego serca nie znosiła za to tej, której imienia teraz nie potrafiła sobie przypomnieć. Doskonale pamiętała za to, jak wyniosła była ruda i jak cholernie nieempatyczna.
    Hring może też nie był pod tym względem wzorem, sama Sarnai w ocenie większości pacjentów również nie plasowałaby się w tym rangingu specjalnie wysoko, ale w porównaniu do Gunhild – przypomniała sobie – oboje byli niemal ideałem.
    Eskola zajęła się pozostałym przy życiu malcem i zadbała o to, by chłopaczek nie słyszał żadnego z rzeczowych, rzucanych oschle komentarzy rudej patolog.
    Przetarła twarz dłonią, sięgnęła po kolejnego – trzeciego? czwartego? nie była pewna – tego wieczoru papierosa. Hringowi nie proponowała, bo wiedziała, że miał swoje, które lubił bardziej niż jej.
    - Jakaś okazja czy chlejecie z przyzwyczajenia? – spytała po chwili z cieniem rozbawienia, ruchem głowy wskazując na pozostawionych przez Hamre strażników.
    Nie umknęło jej, że się patrzą – jeszcze przez dobrych parę chwil co któryś rzucał im zaciekawione spojrzenia, odpuszczając dopiero wtedy, gdy jasnym stało się, że Hring zagrzeje na chwilę miejsce przy stole Sarnai. Niespecjalnie jej to przeszkadzało. W zasadzie wcale.
    Ślepcy
    Hring Hamre
    Hring Hamre
    https://midgard.forumpolish.com/t2323-hring-hamre#27492https://midgard.forumpolish.com/t2347-hring-hamre#27798https://midgard.forumpolish.com/t2348-maya#27802https://midgard.forumpolish.com/f108-hring-hamre


    Nie umie określić dokładnego momentu w którym namacalność śmierci przestała wzbudzać w nim ten sam niepokój, jaki odczuwał podczas pierwszych zajęć w uniwersyteckim prosektorium, a które ustępowało powoli przy każdym stopniu w górę, by wydostać się z przytłaczających piwnic. Uczucie przypominające przesuwanie się ciężaru po wrażliwym żołądku długo towarzyszyło oględzinom ciał, najpierw celem nauki galdryjskiej anatomii, potem – zdobywania doświadczania jako przyszły patolog, medyk w wydziale kryminalnym. „Musicie nauczyć się żyć z tym, co tutaj widujecie. Inaczej skazujecie się na niekończące się koszmary”, grzmieli starsi medycy, patrząc jak dla kolejnych młodych okazywało się to stopniem nie do przeskoczenia.

    Hamre nie jest pozbawiony współczucia i empatii, choć bada wyzutym z emocji wzrokiem każde zwłoki i bez drżenia głosu dyktuje kolejne zaobserwowane szczegóły. Chociaż szarpnięcia w okolicy żołądka nie są już wyczuwalne na sam widok okrucieństwa, jakiego dopuszczali się niekiedy przestępcy, bywają cięższe dni, gorsze dyżury, widoki trudne do wymazania z pamięci. Mimo wszystko wciąż jesteś człowiekiem, Hring. Ludzkie odruchy są mało profesjonalne, nie tego wymagają od niego jego przełożeni, toteż zdusza je i pozwala na wyjście na zewnątrz w postaci ostrzejszego dowcipu, bladego uśmiechu drżącego warg. Wszystko, co nie było żałosnym jękiem było lepsze. Nikogo nie interesują narzekania i żałosne nastroje. Nie chce wymuszać współczucia, czuć się słabym.

    Gdy wraca pamięcią do ich pierwszego spotkania, zdaje sobie sprawę z tego, że właśnie to było powodem dla którego pozwolił jej zbliżyć się do niego.

    Nie, nie powiedziałbym, że jakoś bardzo mi przeszkadzało. Nie jest upierdliwy i zna się na procedurach, czego nie można powiedzieć o niektórych — mruczy w trakcie w trakcie szukania paczki papierosów i raczy się jednym z nich. Papierośnicę, wciąż w połowie pełną, rzuca na blat stołu. Ot, gdyby jego rozmówczyni chciała się poczęstować. Nie zaliczyłby przywołanego ratownika z Finlandii do grupy ludzi, których wolałby nie widzieć na oczy. Czasami może liczyć co najwyżej na tak przyjemną neutralność relacji zawodowej. — Mam raczej wrażenie, że z tobą współpracuje mi się najlepiej.

    To nie do Antero zdarza mu się wracać myślami, kiedy wdziera się do jego myśli świadomość samotności.

    Zatrzymuje się na chwilę, kiedy Sarnai mówi o okolicznościach zatrzymania. Rozumie ją i w milczeniu próbuje przekazać więcej niż umiałby za pomocą słów. Wszystko mogło być zbyt trywialne, za mało na miejscu, rozsądniej jest czasem nie powiedzieć nic. Cisza jest o wiele bardziej wyczerpująca, gdy sam na ułamek skundy krzywi się; wyobraźnia podpawiada złe obrazy, szczególnie gdy los jednej małej dziewczynki spoczywa od dłuższego czasu w jego rękach. Dzieci nie są niczemu winne, ich krzywda zawsze sprzężona jest z decyzjami dorosłych, gdy zostają wciągnięte w wir wydarzeń, które nie powinny ich dotyczyć. Zaciąga się papierosem i zapija alkoholem gorycz, jaka utrzymuje się w jego ustach nieprzyjemnie.

    Gunhild, tak — poprawia ją bez przekory, ale i bez entuzjazmu. Wyobraźnia go nie zawodzi i teraz, ta interwencja nie mogła skończyć się najlepiej. W warunkach zastanych towarzystwo duńskiej piękności o wyrazistej manierze w jakiej się wypowiadała musiało być jeszcze trudniejsze do zniesienia. — Przykro mi, że zostałaś na nią skazana. Mogę tylko liczyć, że w najbliższych dniach od niej odpoczniesz — odchrząkuje przy otrząsaniu papierosa ze spopielanych resztek.

    Przez chwilę ma wrażenie, że reszta kruczych strażników dosiądzie się do nich, obsiadając wokół Sarnai i zaczepiając ochoczo. Część mężczyzn zna ją, pewnie nawet lubią, zwłaszcza kiedy chętnie wypala z nimi kolejne papierosy i daje się wciągnąć w rozmowę. Nie decydują się na to, stopniowo tracą ich dwójką zainteresowanie, a to jest na rękę Hringowi. Z czasem być może przeniosą się do innego lokalu, ale to nie jest jego problemem. Hamre skupia swoją uwagę w całości na Eskoli. Nie odskakuje, kiedy na wąskiej ławie, by zająć na niej komfortowo miejsce, musi przysunąć się bliżej, stykając się z nią biodrem i udem. Pochylony do przodu wyciąga dłoń, by poprosić o kolejne kolejki jedną z kelnerek, ale zamiast patrzeć na kręcącą się między stolikami dziewczynę, woli odwrócić twarz w kierunku Sarnai.

    Nic wyjątkowego tak naprawdę. Chcieli mnie wyciągnąć gdzieś na początek weekendu. Wiadomo, trzeba go dobrze zacząć, trochę się rozluźnić. Tylko tyle. Oni raczej nie potrzebują szczególnych okazji, żeby tutaj przyjść — stwierdza z rozbawieniem. Gdyby faktycznie taką posiadali, raczej zarezerwowaliby miejsca w zupełnie innym miejscu, ale nie ma nic nadzwyczajnego w kolejnej sobocie. Po prostu tę dla odmiany spędzą w domu. — A ty szukasz dzisiaj tutaj czegoś szczególnego?




    let's drown underneath the stars
    let's drink with our weapons in our hands

    Widzący
    Sarnai Eskola
    Sarnai Eskola
    https://midgard.forumpolish.com/t2280-sarnai-eskolahttps://midgard.forumpolish.com/t2298-sarnai-eskola#27358https://midgard.forumpolish.com/t2299-usko#27363https://midgard.forumpolish.com/f183-sarnai-eskola


    Nie jest upierdliwy i zna się na procedurach.
    Uśmiechnęła się przelotnie, leniwie zaciągając się własnych papierosów. Rozumiała, dlaczego Hring uważał procedury za zaletę, ale wiedziała też, dlaczego sama z nich nie zawsze korzysta. Coś, czego Hamre o niej nie wiedział, to to, jak często balansowała na granicy. Granicy przyzwoitości, granicy rozsądku, granicy legalności. Dobro pacjenta ponad wszystkim, powiedział kiedyś jeden z jej wykładowców i Sarnai wzięła to sobie do serca bardzo dosłownie. Ponad wszystkim, czyli także ponad zasadami. Ponad wszystkim, czyli również ponad wytycznymi spisanymi przez medyków, którzy nigdy nie wyszli w teren. Ponad wszystkim, czyli zdecydowanie ponad tym, co pomyślą – powiedzą – inni.
    Eskola dla dobra swoich pacjentów robiła bardzo wiele. Wszystko. Nawet, jeśli wykraczało to poza jej formalne uprawnienia. Nawet, jeśli potem mogła żałować.
    Nie żałowała. Jak dotąd nigdy jeszcze nie żałowała.
    Tematu Gunhild już nie drążyła. Skrzywiła się na jej imię w ustach Hringa – rzadko ktoś budził w niej aż taką awersję – zaciągnęła papierosem głębiej, spłukała dym łykiem niezbyt mocnego, gorzkiego piwa. Gunhild. Jeśli już uprzeć się i wskazać coś, czego Sarnai mogła żałować, to że nie wytargała kobiety za te jej idealnie ułożone kudły, gdy zimnym, obojętnym tonem referowała swoje obserwacje tuż przy przerażonym malcu. Eskola nie była krwiożercza – zazwyczaj nie była. Bo czasem jednak dopuszczała wilka do głosu.
    Rozparła się wygodniej na ławie, przez krótką chwilę nie próbując na siłę przerywać ciszy. Podążyła za wzrokiem Hringa, spojrzała na kruczych pozostawionych przez medyka. Któryś z nich wzniósł z szerokim uśmiechem toast w jej kierunku - odpowiedziała odruchowo, unosząc własny kufel.
    Nigdy nie uważała się za szczególnie lubianą, ale być może jednak taką była. Rzeczywiście wypalała ze strażnikami papierosy, faktycznie spędzała z nimi godziny w tym pubie, przy tym czy innym stoliku. Nie tak rzadko wracała do domu z którymś – lub, częściej, z którąś – z nich albo kogoś zabierała do siebie. Niczego nie oczekiwała, niczego też nie obiecywała. Słuchała w milczeniu, gdy narzekali na ciężar służby, niskim, gardłowym głosem opowiadała – wywarkiwała – swoje dyżurowe historie. Mówi się, że niedola łączy i, w pewnym sensie, to było chyba właśnie to. Trudy służby, ta brudna strona Midgardu, za którą przeciętny obywatel nie zaglądał. Razem ze strażnikami tkwiła w tym samym syfie, po kolana zapadała się w to samo bagno. Być może rzeczywiście to ich łączyło. Być może rzeczywiście ją lubili.
    Nie przyszli teraz jednak bliżej, a Sarnai tego nie żałowała. Drgnęła lekko, gdy Hamre przysunął się bliżej, szukając dla siebie wygodnego miejsca – chwilę potem znów jednak rozluźniła się, z westchnieniem opadła na oparcie ławy, zsunęła nieco, rozpierając wygodniej w pozie z pewnością nie przysługującej damie.
    Nie była damą. Ani w Korretoji, gdy z bliźniakami uganiała się po lesie, ani tutaj, gdy w ciemnym uniformie i ciężkich butach ratownika brudziła ręce w czyjejś krwi. I tu, w pubie. Tu też nie była damą. Nie umiała być.
    Przez chwilę po prostu cieszyła się obecnością Hringa obok. Jego ciepłem i zapachem – tym, który znała lepiej, niż chciałaby się przyznać. Tym, który jakiś czas temu stał się dla niej synonimem... Nie była pewna, czego. Bezpieczeństwa. Komfortu. Przyjemności. Wielu różnych rzeczy, których wcale w Hamre nie szukała, a które teraz, w ciasnym kącie pubu, znów wylazły na wierzch, rozparły się między nią a medykiem niczym pulchne, puchate koty.
    Uśmiechnęła się półgębkiem na ocenę strażników – rzeczywiście, nie potrzebowali okazji, by bywać w tym czy innym lokalu; ona często również jej nie potrzebowała, kolejna wspólna cecha – potem znów poważniejąc. Łagodny uśmiech ustąpił zamyśleniu.
    Właśnie, czego w zasadzie tutaj szukała?
    - Jeszcze nie jestem pewna – odpowiedziała powoli, kołysząc lekko trzymanym w dwóch palcach papierosem.
    Zaciągnęła się, wydmuchnęła kłąb dymu w kierunku sufitu, znów prześlizgnęła się wzrokiem po kruczych – wróciła spojrzeniem do Hringa.
    - Nie jestem pewna – powtórzyła cicho, spoglądając na mężczyznę uważnie, studiując jego ostre rysy, chłodne – zawsze tak je odbierała – spojrzenie, jakiś czający się w nim cień, którego nigdy nie potrafiła nazwać.
    I nagle, w jednej chwili, uświadomiła sobie, że może faktycznie szukała. I że może – tylko może – znalazła to właśnie tuż obok.
    Odetchnęła powoli, wyciągnęła się do stolika, gasząc wypalonego papierosa w popielniczce. Gdy znów opadła na oparcie ławy, nieco bardziej wsparła się o ramię Hringa. Nie pozwoliła sobie na poufałość – nigdy tego nie robiła; nie kładła głowy na męskim ramieniu, nie całowała słodko w policzek, nie kręciła na palcu własnych loków w ten rozkoszny, niewinny sposób – ale zacierała granice.
    - Myślę – odezwała się cicho, znajdując odpowiedź na jego pytanie. – Myślę, że dzisiaj chciałabym po prostu zapomnieć – odparła.
    Gdy jedna noga zaczęła jej podrygiwać nerwowo, skrzywiła się lekko, wychyliła do przodu, wsparła przedramionami o blat stolika. Kelnerka przyniosła nową kolejkę, Sarnai odprowadziła dziewczynę wzrokiem. Sięgnęła po kufel, upiła kolejne, zimne łyki.
    Wilk warczał gardłowo, rozdrażniony.
    Obejrzała się przez ramię na Hamre, szukając w nim odpowiedzi na niezadane pytanie. Czy przyszedł do niej, bo po prostu nie chciał spędzać czasu z innymi – czy dlatego, że chciał spędzić czas z nią? Czy, skoro już tu był, też chciał o czymś zapomnieć? Mógłby. Oboje by mogli. Czemu nie.
    Uśmiechnęła się przelotnie, nic nie mówiąc.
    Ślepcy
    Hring Hamre
    Hring Hamre
    https://midgard.forumpolish.com/t2323-hring-hamre#27492https://midgard.forumpolish.com/t2347-hring-hamre#27798https://midgard.forumpolish.com/t2348-maya#27802https://midgard.forumpolish.com/f108-hring-hamre


    Obraca szklankę, która na wytartym blacie sunie bez oporu i w zamyśleniu kieruje swój niedopałek na sam szczyt kopczyka usypanego z popiołu. Stara się patrzeć przed siebie, gdy tylko odkrywa jak zawsze przy ich spotkaniach, że zbyt długie wpatrywanie się w Eskolę nie służy mu. Doliczenie się wszystkich piegów rozsianych po jej policzków nie było możliwe, ale zawsze mógł spróbować, choć po którejś próbie wypadało przestać, by natarczywość spojrzenia nie została uznana za coś niechcianego. Śledzenie skrętów loków zachęcało tylko do tandetnych gestów z jakich korzystali nastolatkowie, byle zbliżyć się do dziewczyny, gdy zatapiali dłonie w delikatne włosy i okręcali kosmyki wokół palca, mrucząc kiczowate komplementy zasłyszane w jakimś filmie. Młodzi lubią bawić się w niezbyt subtelne podchody, nie wstydzą się egzaltacji.

    Hamre mimo tej szczypty cynizmu w swojej postawie nigdy nie mówi od razu wprost. Nie dla czegoś, co nazywane jest romantyzmem, bo pojęcia tego nie potrafi zdefiniować i nie zastanawia się nad nim wiele. Wulgarność odpycha go, poza amanta żenuje, a w obawie przed tymi dwiema niechcianymi dla siebie opcjami pozostaje w tym dziwnym miejscu. Zbyt chłodny, by uznać go za czułego, a jednocześnie na swój sposób delikatny w swojej powściągliwości do momentu, aż będzie pewny, że obie strony chcą, potrzebują. Słowa Sarnai również nie są bezpośrednie. Gdyby ktokolwiek spośród klientów zalewających swoje gardła goryczą mocnego trunku przysłuchał się ich rozmowie, uznałby szybko, że nie mówią o niczym szczególnym, gdy już decydują się na zabranie głosu. Hring uśmiecha się półgębkiem, bo rozumie do czego dąży kobieta. Prawdopodobnie miała rację, nie bez powodu zabiera jej czas, który równie dobrze mogłaby spędzić samotnie przechylając dno kufla, a po całym rytuale odprawionym w tym mało eleganckim lokalu udając się w swoją stronę.

    Widzisz, Sarnai, w tej kwestii zawsze się rozumiemy — odpowiada z namysłem nim cisza stała się nieprzyjemna i mogłaby świadczyć o jego odmowie. Niełatwo jest zmodyfikować plany, ale zirytowany za wtargnięcie w jego harmonogram był już wcześniej. Teraz odwracając się znowu ku ratowniczce, nie czuje się przez ten fakt szczególnie zły. Zabawne, że wystarczy tak subtelna zmiana optyki. — Jeśli tylko nie przeszkadza ci to, że zmarnujesz na mnie jeszcze trochę więcej czasu — dodaje i jest to potwierdzeniem. Bo tak, potrzebował tego. Nie tylko przez dzisiaj, nie tylko przez wczoraj. Od tygodnia coś wisiało w powietrzu i stopniowo go zatruwało. Ukojenie było na wyciągnięcie dłoni.

    Rozumieją się, chociaż nie znają się tak dobrze jak być może by tego chcieli. Hring nie umiałby z pamięci wyłuskać anegdot związanych z dzieciństwem Eskoli ani żadnych sekretów, jakie powierza się drugiej osobie celem pozbycia się ciężaru, przenosząc jego część na drugą osobę. On także nie opowiedział jej nigdy, że niegdyś to Gunhild odwiedzała go w mieszkaniu. Nie wspomniał o zdradach narzeczonej ani z jak zaskakującym spokojem przyjął do wiadomości, że jej droga przyjaciółka nie jest wyłącznie towarzyszką spacerów po parku i seansów teatralnych. Przede wszystkim nie było miejsca na historie, jakie zakopał głęboko w odmętach pamięci, obawiając się, że jeżeli zacznie sobie przypominać więcej o latach spędzonych z bratem bliźniakiem, rozsypie się. Do pewnych szuflad zaglądać nie chciał, wstydząc się bałaganu, jaki mógłby ujrzeć. Do takich miejsc nie zabiera się innych, bo czymże można się w nich pochwalić?

    A jednak nie czuje, by godziny zwierzeń były potrzebne. Jest doskonale tak, jak jest teraz, bo chociaż darzy sympatią ratowniczkę siedzącą obok niego, nie czuje, by związek mógł między nimi zaistnieć ani by powinien. Nie wszystko musiało mieć swój finał w akcie małżeństwa. Nie dopatruje się powodów w kobiecie, chociaż nie przypominała żadnych z jego oficjalnych partnerek – być może to dodawało jej uroku w oczach Hamre. Hring przede wszystkim jest świadomy. Świadomy tego, co upatrywane w nim może być jako wada, a zwłaszcza w hierarchii, którą nie każdy chciał zaakceptować. Nie lubi się uczucia bycia numerem dwa myśląc o tej drugiej osobie, zastanawiając się nad przyszłością, a dla mężczyzny nie liczy się teraz nic innego niż dobro Irene i praca, która pomagała mu w utrzymaniu obecnego stanu jak najdłużej. I nie było mu z tego powodu szczególnie przykro.

    A jak sobie poradzimy z tym, że koledzy mogą się czuć zainteresowani tym, gdzie się razem wybierzemy? — pyta bardziej siebie niż Sarnai, kątem oka spoglądając na swoich poprzednich towarzyszy. Nie sprawiali jeszcze wrażenia zmarnowanych tym wieczorem na tyle, by umknął im ich brak. — Chcesz poudawać złe samopoczucie? — Hring w udawaniu większego dżentelmena niż nim faktycznie był nie miał sobie równych. Zatroszczenie się o powrót do domu chorej koleżanki brzmiał wystarczająco prawdopodobnie.




    let's drown underneath the stars
    let's drink with our weapons in our hands

    Widzący
    Sarnai Eskola
    Sarnai Eskola
    https://midgard.forumpolish.com/t2280-sarnai-eskolahttps://midgard.forumpolish.com/t2298-sarnai-eskola#27358https://midgard.forumpolish.com/t2299-usko#27363https://midgard.forumpolish.com/f183-sarnai-eskola


    Nie była taka jak Hring. Nie unikała subtelności – to, że po nie nie sięgała, nie wynikało ze świadomej decyzji, co raczej po prostu z tego, jaka była. Bezpośrednia. Zbyt niecierpliwa, by bawić się w jakieś większe podchody. Ostatnim razem, gdy każde uczucie i każdą myśl analizowała na pięć różnych sposobów, zbyt długo musiała czekać na gratyfikację. Podchody z Vaią nie były czymś, co wspominałaby dobrze – w przeciwieństwie do tego, co było potem. Bo potem było cholernie dobre – i cholernie jej tego brakowało. Nawet, jeśli na zdrowy rozum wiedziała, że ich związek nie działał najlepiej – Sarnai nie była głupia ani naiwna, widziała swoje wady – to wtedy, przez te kilka miesięcy, zaskakująco łatwo było łudzić się, że mają przed sobą jakąś dłuższą przyszłość.
    Cholernie za Vaianą tęskniła, ale Hamre tego nie wiedział, podobnie jak nie wiedział wielu innych rzeczy, o których Eskola nie czuła potrzeby opowiadać. Nie na tym polegała ich relacja i wilczyca nie sądziła, by kiedykolwiek miało się to zmienić.
    Czekając na odpowiedź Hringa, zastanawiała się, że źle oceniła sytuację. Bo przecież mogła to zrobić. Nie była pewna, czy czułaby się rozczarowana, gdyby faktycznie tak się stało. Może. Może tak. Nie musiała tego jednak sprawdzać. Gdy, po dłuższej chwili ciszy, Hring podchwycił jej grę, Sarnai uśmiechnęła się przelotnie pod nosem.
    - Gdyby mi przeszkadzało, nie siedziałbyś tu ze mną – odpowiedziałal prosto, bo dokładnie tak by było.
    Gdyby nie miała ochoty spędzać z Hringiem czasu, po prostu by tego nie robiła – nie pozwoliłaby mu dosiąść się do jej stolika, albo po prostu wstałaby i wyszła, gdyby jego towarzystwo zaczęło jej ciążyć. Wilczyca nie bała się tego, jak zostanie oceniona. Nie bała się mówić nie, bo ktoś może to źle odebrać – uznać ją za arogancką czy wyrachowaną. Niespecjalnie interesowało ją, jak wygląda w oczach większości ludzi.
    Skoro więc siedziała z Hamre przy jednym stole, to z pewnością nie przeszkadzało jej, by posiedzieć tak dłużej. Albo pójść gdzieś indziej, gdzieś, gdzie nie będą docierały do nich już uniesione głosy bawiących się strażników i gdzie nie będą już na widoku mniej lub bardziej zaciekawionych spojrzeń.
    Dopiła piwo, rozprostowała obolałe plecy. Roześmiała się krótko na rozterki Hamre – rozterki, których nie podzielała.
    - A musimy sobie z tym radzić? – spytała po prostu.
    Podczas, gdy Hring zastanawiał się, jak umknąć przed spojrzeniami kolegów, Sarnai nie widziała w nich żadnego problemu. Nie sądziła, by musieli faktycznie im umykać. Bo i dlaczego mieliby? Wszyscy tu byli dorośli. Ona, Hring, strażnicy, i cała zgraja tych gości lokalu, których wilczyca nie znała. Na myśl, by miała przed nimi cokolwiek udawać, Eskola nie kryła łobuzerskiego rozbawienia – i tego, że nie rozumie. Nie rozumie, po co szykować jakąś scenkę, po co przekłamywać rzeczywistość.
    Może, gdyby zastanowiła się przez chwilę, byłoby jej łatwiej przyjąć perspektywę Hringa. Może potrafiłaby zrozumieć, dlaczego Hamre chce uniknąć plotek, które niewątpliwie powstaną – ale też, pewnie równie szybko, umrą śmiercią naturalną, gdy ich znajomi zwyczajnie się tym plotkowaniem znudzą. Sarnai jednak się nie zastanawiała – nie chciała, lub po prostu nie przyszło jej do głowy, że by mogła.
    - Nie chcę – odparła krótko, w sposób, który zaskarbił jej metkę oschłej, zwyczajnie niesympatycznej. Ta metka, podobnie jak inne, które ludzie mogli jej przylepić, nie przeszkadzała jej specjalnie. Każdy był jakiś.
    Sięgnęła po zdjętą wcześniej kurtkę, wsunęła ręce w skórzane rękawy. Zawahała się tylko raz, gdy zabierz mnie do siebie, Hamre tkwiło już na końcu jej języka.
    - Chodźmy do mnie – rzuciła zamiast tego tonem może jeszcze propozycji, a może już bardziej polecenia.
    Sarnai nie lubiła zabierać obcych do siebie, ale Hring nie był obcy.



    Styl wykonali Einar i Björn na podstawie uproszczenia Blank Theme by Geniuspanda. Nagłówek został wykonany przez Björna. Midgard jest kreacją autorską, inspirowaną przede wszystkim mitologią nordycką, trylogią „Krucze Pierścienie” Siri Pettersen i światem magii autorstwa J. K. Rowling. Obowiązuje zakaz kopiowania treści forum.